Komentarz NPD

(filologiczny, historyczny i teologiczny)

Wybór i zakres haseł przedstawionych w niniejszym komentarzu wyniknął zasadniczo z potrzeby dokładniejszego objaśnienia kwestii filologicznych, historycznych czy teologicznych, które miały istotny wpływ na formę i postać Nowego Przekładu Dynamicznego NT. Myśli zawarte w hasłach mogą się powtarzać, co jest zamierzoną konsekwencją faktu, iż poszczególne jednostki tematyczne komentarza pomyślano jako samodzielne artykuły, które powinny być zrozumiałe bez odnoszenia się do innych. Nie było ani zamiarem, ani ambicją Zespołu Redakcyjnego NPD, by niniejszy komentarz stał się wyczerpującym źródłem informacji teologicznych, filologicznych czy historycznych, a już na pewno nie podręcznikiem teologii systematycznej. Aby mógł spełniać taką funkcję, musiałby zostać znacznie bardziej rozbudowany i przybrać charakter naukowy, zaś intencją Zespołu NPD było przygotowanie Komentarza NPD w formie popularnej i podręcznej.

Aaron

Brat Mojżesza, starszy od niego o 3 lata (por. Wj 7,7), a jednocześnie młodszy brat Miriam (por. Wj 15,20). Znaczenie jego imienia nie jest pewne. Niektórzy tłumaczą: „góral” albo „oświecony”, w zależności od jakiego rdzenia hebrajskiego je wyprowadzają. Jako syn Amrama pochodził z plemienia Lewiego (por. Wj 4,14) w linii Kehata oraz Merariego (por. Wj 6,16-20). Był mówcą towarzyszącym niewymownemu Mojżeszowi (por. Wj 4,10-14). Z Bożego ustanowienia został namaszczony na pierwszego arcykapłana w społeczności Hebrajczyków (por. Wj 29,1-30). Jego potomkowie tworzyli w Izraelu kastę kapłańską. Aaron nie dochował wierności Bogu, lecz pod wpływem nacisku społecznego poprowadził lud w budowie bożka – cielca ze złota (por. Wj 32,1-6). Z uwagi na duchową postawę, jaką wraz z Mojżeszem ujawnił w Kadesz przy wodach Meriba (por. Lb 20,2-13) – podobnie jak jego brat – nie wszedł do ziemi obiecanej. Mając 123 lata, umarł na górze Hor (por. Lb 33,38–39). Z rodu Aarona pochodziła Elżbieta (żona kapłana Zachariasza) – matka Jana zwanego Chrzcicielem (por. Łk 1,5). O wyższości wiecznego kapłaństwa Chrystusa nad kapłaństwem Aarona można przeczytać w Hbr 4,14 – 10,18.

Patrz też → Prawo Mojżeszowe; → Przybytek (symbolika i jej wypełnienie).

Amen

Hebrajskie amen ma znaczenie mocnego potwierdzenia: „Niech tak się stanie”, „Niech tak będzie” w stosunku do tego, co zostało przed chwilą wypowiedziane (por. Jr 28,6). W ST wypowiadane było przez Żydów nie tylko przy modlitwach i wielbieniach (por. Ps 41,13), lecz także jako potwierdzenie przysięgi (por. Lb 5,22) czy przekleństwa (por. Pwt 27,15-26). W Iz 65,16 fraza Belohe Amen w NPD została przełożona jako „Bóg Niezawodny” (w innych przekładach „Bóg wierny”).

Greckie amen używane na końcu wypowiedzi ma podobne znaczenie jak opisane wyżej w jęz. hebrajskim. Jednak wypowiedziane na początku zdania ma inny charakter. Jego celem jest przyciągnięcie uwagi, podkreślenie wagi tego, co za chwilę zostanie wypowiedziane, szczególnie jeśli zostało użyte podwójnie. Fraza: „Amen, amen mówię wam…” w NPD zwykle jest tłumaczona jako: „Posłuchajcie uważnie, gdyż to, co powiem, ma ogromne znaczenie…”. W ewangeliach synoptycznych odnotowano, iż Jezus 54 razy użył słowa „amen” w taki właśnie sposób. Jan w swojej relacji odnotował 25 razy podwójnie użyte „amen” przez Jezusa.

Podobnie jak w ST (por. Iz 65,16), również w NT znajdujemy szczególną frazę, w której użyte jest słowo „amen”. W Ap 3,14 Jezus powiedział: „To mówi Amen…”. W tym wypadku NPD oddało ją ekwiwalentem dynamicznym: „To mówi Ten, który jest Prawdą i sensem wszystkiego, i w którym wszystko się dokonuje…”. Inne przekłady tłumaczą literalnie: „To mówi Amen…”.

Andrzej Apostol

Pochodzący z Betsaidy syn Jana był rybakiem, podobnie jak jego brat Piotr Apostoł. Zanim stał się uczniem Jezusa, wraz z bratem był uczniem Jana zwanego Chrzcicielem (por. J 1,35–40). Prawdopodobnie z tego powodu razem z Piotrem praktykowali wodny chrzest Janowy, chociaż Jezus sam tego nigdy nie czynił (por. J 4,1-2). Nie ma żadnych wzmianek o Andrzeju po zesłaniu Bożego Ducha w dniu Pięćdziesiątnicy. Biblia nie wspomina o jego śmierci. Legendy sugerują, że Andrzej zginął męczeńską śmiercią krzyżową w Grecji.

Anioł, aniołowie

Słowo „anioł” jest polskim tłumaczeniem greckiego słowa angelos lub hebrajskiego malak, które są rzeczownikami pospolitymi o znaczeniu etymologicznym „posłaniec”, ewentualnie „zwiastun”. Etymologicznie słowo malak znaczy „chodzący tam i z powrotem”. Słowo to w żaden sposób nie determinuje natury posłańca, gdyż mówi jedynie o jego funkcji. Aniołowie opisywani w Biblii wyglądają jak ludzie, stąd ludzie często nie rozpoznają, z kim mają do czynienia (por. Rdz 19,1-4; Hbr 13,2). Żadna z biblijnych relacji nie wspomina, by aniołowie mieli skrzydła. Ikonografia religijna wyrządziła teologii w tej sprawie wiele szkód. Jedynymi istotami duchowymi ze skrzydłami są w Biblii cherubiny (por. Wj 25,20) oraz serafiny (por. Iz 6,2). Te jednak nie są aniołami. Z tekstów biblijnych wynika, że określenie „anioł” używane jest do posłańców mających naturę:

  • duchową (komunikujących się z ludźmi zawsze w językach zrozumiałych dla ludzi):
    1. aniołowie Boży (por. Łk 1,11-19; Dz 12,7);
    2. aniołowie szatana (por. Mt 25,41; Ap 12,9; 2 Kor 11,14; Ga 1,8);
  • materialną (cielesną), dzielących się na:
    1. rzeczy lub zjawiska nieożywione (np. wichry, ogień oraz inne żywioły zwiastujące potęgę Boga, por. Ps 18,8-16; Ps 104,4);
    2. byty ożywione – najczęściej ludzie, z krwi i kości, jak choćby dwaj uczniowie Jezusa opisani w Łk 9,52, których PAN zmierzający do Jerozolimy wysłał przed sobą do wsi samarytańskiej, by w niej przygotowali Mu nocleg. Oczywiście do tej kategorii mogą być zaliczani ludzie służący zarówno Bogu, jak i siłom ciemności.

Istotnym problemem w przekładach biblijnych jest nazbyt semantyczne podejście tłumaczy, którzy – gdy tylko widzą słowo angelos – od razu interpretują je w odniesieniu do bytów duchowych, i to najczęściej służących Bogu Najwyższemu, nie zwracając przy tym uwagi na bliższy czy dalszy kontekst. Przykładem tak bezkrytycznego tłumaczenia słowa angelos, który wyrządził gigantyczne szkody teologiczne, jest 1 Kor 13,1. W większości literalnych przekładów (i to nie tylko polskich) używa się tam określenia „języki aniołów” lub „języki anielskie”, zupełnie pomijając kontekst, w jakim Apostoł Paweł umieścił te słowa. Ten zaś był następujący.

Korynt, w którym Apostoł Paweł założył wspólnotę wierzących w Chrystusa, był miastem otwartym, w którym ścierały się różne kultury, myśli i do którego przybywało mnóstwo osób z uwagi na bliskość portu w Kenchrach. Położenie Koryntu oraz zwolnienie go z podatków mocą edyktu Juliusza Cezara z roku 44 p.n.e. sprawiły, że miasto to było niezwykle zamożne i pławiło się w życiowym hedonizmie. Grecy, którzy przyjęli głoszoną przez Pawła Dobrą Wiadomość o ratunku w Chrystusie, stanowili pierwsze zręby wspólnoty chrześcijańskiej w tym mieście. Jednak tworząc nową społeczność ludzi ufających Chrystusowi, wnieśli do niej także swoje greckie dziedzictwo kulturowe, według którego świat był podzielony na ludzi oświeconych – cywilizowanych (mówiących po grecku) – i nieoświeconych – niecywilizowanych (zwanych barbarzyńcami, którzy mówili innymi językami niż grecki)[1]. Do tego właśnie odniósł się Apostoł Paweł, pisząc słowa zawarte w 1 Kor 14,6-11. To stanowi bezpośredni kontekst dla jego nauczania o darze przemawiania obcymi językami. Otóż gdy do Koryntu przybywali posłańcy (gr. angelos) z innych kościołów spoza Grecji, często posługiwali się obcymi językami – zupełnie innymi niż greka czy łacina. Greccy chrześcijanie nie rozumieli ich i dlatego (jak to Grecy) zwali ich barbarzyńcami (od onomatopei bar, bar, które wyrażały sposób postrzegania niezrozumiałej, wręcz bełkotliwej dla Greków mowy). W 1 Kor 13,1 nie chodzi zatem o jakieś „anielskie języki”, o których nie ma w Biblii ani słowa, ale o języki obce, którymi posługiwali się przybywający posłannicy z innych wspólnot. Co więcej – warto zauważyć, że gdy aniołowie Boży (posłannicy Najwyższego) przychodzili do ludzi z jakąkolwiek misją, zawsze mówili zrozumiałymi dla ludzi językami. Jak bowiem inaczej mieliby w komunikatywny sposób przekazywać wiadomości od PANA? Gdy Apostoł Jan, przebywający na zesłaniu na wyspie Patmos, otrzymał wgląd w sprawy niebiańskie i rozmawiał z aniołami (posłańcami Boga Najwyższego), ci używali języka zrozumiałego dla niego (być może mówili po aramejsku albo po grecku). Gdy Apostołowie podczas zesłania Bożego Ducha w dzień Pięćdziesiątnicy otrzymali dar przemawiania w obcych językach, których wcześniej się nie uczyli, mówili ludzkimi językami i dialektami (por. Dz 2,6-11) zrozumiałymi dla ludzi tam zebranych. Zatem i w Dziejach wysłanników Chrystusa, i listach Apostoła Pawła jest mowa nie o jakichkolwiek „językach anielskich”, ale o cudownym darze duchowym. Polega on na tym, że dla głoszenia dzieła Chrystusa i budowania społeczności wierzących pomiędzy ludźmi pochodzącymi z różnych kultur i języków Bóg postanowił udzielić niektórym wierzącym szczególnego daru polegającego na komunikatywnym przemawianiu w realnych, obcych językach. Jest to dar niezwykle konkretny i weryfikowalny w odróżnieniu od emocjonalnego bełkotu (por. różnice między słowami gr. lego – sensowne mówienie – i laleo – paplanie bez ładu i składu), którego nikt tak naprawdę nie jest w stanie zweryfikować, a próby „tłumaczenia” go z materiału zarejestrowanego na wideo przez niezależne osoby, mające rzekomo „dar tłumaczenia”, zawsze spalają na panewce. Bóg nie ucieka się do takich mistyfikacji. Gdy On daje swój dar, to jest to dar bardzo konkretny, oczywisty, weryfikowalny, zawsze służący budowaniu wspólnoty Ciała Chrystusa, a nie rzekomy, satysfakcjonujący jedynie cielesny emocjonalizm „obdarowanej” osoby.

Ta obserwacja prowadzi nas w oczywisty sposób do zastanowienia się, z jakimi aniołami (posłannikami czy zwiastunami) mieli do czynienia wierzący w Biblii i z jakimi my, w czasach nam współczesnych, mamy również do czynienia. Zanim jednak zajmiemy się tym dokładniej, konieczne jest uświadomienie sobie, komu lub czemu ufamy, jakie świadectwa uznajemy za prawdziwe, jakie nauczanie przyjmujemy i dlaczego. Musimy umieć rozpoznać, jak wielki wpływ na nasze przekonania mają przekazy z własnych lub zasłyszanych od innych „objawień”, które z taką łatwością znajdują podatny grunt w ludzkim emocjonalizmie, pragnieniach przeżycia czegoś nadzwyczajnego, w dążeniach do obcowania ze światem nadprzyrodzonym czy wręcz w ludzkiej pysze czucia się wybranym. Kłopot z tego rodzaju postawami polega jednak na tym, że żadnej z nich nie odnajdujemy w postawie i charakterze Jezusa Chrystusa, naszego PANA, na którego Słowie i przykładzie powinno przecież zasadzać się całe nasze rozumienie świata rzeczywistego i duchowego i nasze całkowite Jemu poddanie. O tym właśnie mówił w Ap 19,10 i w Ap 22,8-9 anioł podczas rozmowy z Janem Apostołem.

W Biblii znajdujemy wyraźny podział aniołów (posłańców, zwiastunów) na tych, którzy służą Bogu, oraz tych, którzy służą szatanowi[2]. Wszyscy aniołowie są stworzeniami, w związku z czym ich status nie może być w żadnym stopniu porównywalny ze statusem Boga – ich Stworzyciela (por. Ap 22,8-10). Relację między nimi można co najwyżej przyrównać do relacji pomiędzy garncarzem a naczyniem, które on wytwarza. Do tego obrazu, w kontekście ludzi i narodów, odnosili się zarówno Izajasz w Iz 45,9, Jeremiasz w Jr 18,6, jak i nawiązujący do nich Apostoł Paweł w Rz 9,20-21. Jednak obraz ten jest prawdziwy także w odniesieniu do bytów duchowych stworzonych przez Boga. Dlatego fałszywy jest przekaz mówiący, że szatan walczy z Bogiem. Zbuntowany anioł Lucyfer (zwany też Belzebubem, szatanem, wężem, smokiem[3], gadem etc.) jest jedynie stworzeniem. Z tego powodu nie ma żadnej możliwości walki z Bogiem Wiekuistym. Szatan i jego aniołowie wchodzą w zmagania jedynie z aniołami Bożymi (por. Jud 9), kiedy chcą przeszkadzać w pełnieniu zleconych im zadań wobec Bożego ludu (por. Dn 10,11-14, gdzie archanioł Michał jest przedstawiony jako książę duchowego świata, który walczy z szatanem, zwanym w tym tekście księciem Królestwa Persów). Zgodnie z Ap 19,20 oraz Ap 20,9-10 aniołowie szatana oraz on sam zostaną w przyszłości w okamgnieniu pokonani przez Boga – mocą Jego Słowa. Dlatego w duchowej walce, która rozgrywa się na świecie, należy trzymać się Bożego Słowa najbliżej, jak to tylko możliwe. Już teraz pewna grupa aniołów ciemności jest uwięziona i oczekuje na Sąd Ostateczny (por. 2 P 2,4; Jud 6). Moc innych nie jest większa niż moc Boga, co widzimy w opisach spotkań Jezusa z duchami nieczystymi (demonami – sługami szatana i jego posłańcami). Chrystus nigdy z nimi nie pertraktował ani nie dyskutował. On wydawał im rozkazy (por. Mt 8,29-32), a one zawsze w pokorze i z drżeniem (por. Jk 2,19) natychmiast wykonywały Jego polecenia.

Słowo Boże przedstawia aniołów Bożych (zwanych również aniołami Światłości) jako byty służebne posyłane przez Najwyższego do pomocy tym, którzy podążają drogą zbawienia (por. Hbr 1,14; Ap 19,10; Ap 22,8-10). Z tego względu, będąc nawet bytami duchowymi, mogli oni przybierać postać widzialną, by zrealizować zadanie, które im wyznaczono (por. Hbr 13,2). W czasach ST – gdy oczywistością tradycji żydowskiej było to, że Boga nikt nigdy nie widział ani nie może zobaczyć, gdyż Bóg ma postać duchową (por. J 4,24) – Boże epifanie (lub teofanie) były w ST często określane mianem angelofanii. W szczególności widzimy to w tych tekstach ST, które używają określeń „Anioł PANA”, co znajdujemy np. w opisie ukazania się PANA Mojżeszowi w ognistej postaci w kolczastym krzewie (por. Wj 3,2-6). Znakomity wykład teologiczny tej teofanii znajdujemy w wypowiedzi Szczepana w Dz 7,30-50 z wielkim jej podsumowaniem w Dz 7,52-53. Szczepan, opierając się na tych zapisach, wyjaśnił Żydom wielką prawdę, że Osobą nazywaną przez nich „wysłannikiem PANA” lub „Aniołem PANA” był w istocie sam PAN (hebr. JHWH), który w historii objawiał się im w różnych postaciach (gr. morfe – w tym także jako ognista Postać w kolczastym krzewie lub jako słup ognia prowadzący ich przez pustynię), a gdy dopełnił się ustalony czas, objawił się w ludzkiej naturze (por. Flp 2,7) w osobie Jezusa z Nazaretu. Ponieważ Jezus tytułował się PANEM i podkreślał, że stanowi jedność z Ojcem (por. J 10,30), żydowscy przywódcy odrzucili Go i ostatecznie doprowadzili do Jego ukrzyżowania. Tak samo potępili Szczepana. Inne potwierdzenie tej ważnej prawdy wypowiedzianej przez Szczepana znajdziemy także w wypowiedzi Apostoła Pawła w 1 Kor 10,4. Więcej o naturze, postaci i osobowości Chrystusa jako PANA w porównaniu z naturą aniołów mówi List do Hebrajczyków. Zatem określenie „Anioł PANA” występujące w ST należy często postrzegać jako określenie metonimiczne używane w miejsce zwrotu „PAN”. Zdarzało się oczywiście (szczególnie we wcześniejszych pismach hebrajskich), że używano wprost słowa „PAN” dla Boskich epifanii – jak to miało miejsce w Rdz 18,1-15. W NT określenie „anioł PAŃSKI” nie ma już takiej wymowy i odnosi się wyłącznie do bytów duchowych posyłanych przez Boga do służenia ludziom.

Jest jeszcze jedna funkcja Bożych posłańców (aniołów), o której czytamy w Biblii. Nie wiąże się ona z ludem Bożym, ale z tymi, którzy tym ludem nie są. Wobec tych ludzi aniołowie będą pełnić funkcje egzekutorów Bożej sprawiedliwości – jak to widzimy w Rdz 19,10-12 oraz w Mt 13,41-42; Mt 16,27; Ap 8,7-12; Ap 9,1-4; Ap 9,13-15; Ap 11,15-18. W czasie Sądu Ostatecznego (por. J 5,22) aniołowie na rozkaz Chrystusa będą wrzucać do ognistego jeziora płonącej siarki te osoby, które nie związały się prawdziwie z Chrystusem na wieki (por. Ap 12,14-15; Ap 19,20; Ap 20,10). Ocaleni zostaną jedynie ci, do których Jezus przyzna się osobiście.

Ważne jest również uświadomienie sobie, iż nie każdy „anioł z Niebios” jest posłańcem od Boga. Z Ef 6,12 dowiadujemy się, że w Niebiosach (tzn. w strefie życia duchowego) nadal funkcjonują aniołowie ciemności, którzy – czy to sami, czy też przez poddanych sobie ludzi – z lubością wprowadzają zamęt na Ziemi. Ze szczególną pieczołowitością fałszują przekaz Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie (por. Ga 1,8). Tacy aniołowie podają się nawet za „wysłanników Światłości” (por. 2 Kor 11,14), choć nie mają nic wspólnego z Chrystusem, który jest prawdziwą Światłością (por. J 1,9-12; J 8,12). Także z Łk 10,18 wynika, że z Niebios zstępują na Ziemię nie tylko siły światłości, lecz także siły ciemności. Poleganie zatem na informacjach przekazywanych przez „posłańców z Niebios” – tylko dlatego, że pochodzą z Niebios – jest obciążone ogromnym ryzykiem zwiedzenia. Tego rodzaju sytuacje opisane są np. w Jr 7,16-23 i w Jr 44,15-28, w których widzimy, iż Bóg jednoznacznie potępia kult „Królowej Niebios” („Królowej Anielskiej”).

Zgodnie z Ef 6,12 duchami zwodniczymi, które w Niebiosach tworzą armię ciemności, są demony (por. także Iz 47,12). Mają one nawet poddańczy dostęp do samego Tronu Bożego (por. Hi 1,6). Od aniołów Bożych różni ich nie tylko osoba, której służą, lecz także kwestia odbierania chwały. O ile aniołowie Boży wzbraniają się przed przyjmowaniem hołdów, które należą się tylko Bogu (por. Ap 19,10; Ap 22,9), o tyle demony (zbuntowani aniołowie) przyjmują takie hołdy z wielką chęcią. Pismo św. bardzo mocno przestrzega wierzących przed oddawaniem czci aniołom. Apostoł Paweł, pisząc o osobach, które dopuszczają się takich bałwochwalczych zachowań, wyjaśnia, iż mają nie tylko „upodobanie w kulcie aniołów”, ale również „w umartwianiu samego siebie [oraz] w różnego typu ekscytacjach emocjonalnych lub w pielęgnowaniu religijnych wymysłów, które rodzą się z [ich] skażonej grzechem natury” (Kol 2,18). Podsumowuje to stwierdzeniem: „Opinia takiej osoby nie ma żadnego znaczenia, ponieważ człowiek taki nie trzyma się mocno Chrystusa, który jest Głową Ciała, to znaczy społeczności wierzących” (Kol 2,19). Niektóre przekłady Biblii w wersecie Kol 2,18 przed określeniem „kulcie aniołów” dodają słowo „przesadnym”. Jest to jednak zafałszowanie przekazu, gdyż w tekście greckim nie ma żadnej sugestii, która by uzasadniała taki dodatek. Oczywiście skłonność ludzkiej natury do oddawania czci wszystkiemu, co nadprzyrodzone, nie jest obca nawet uczniom Jezusa. Gdy Jan Apostoł, przebywający na wyspie Patmos, otrzymał z ust anioła informację, że ten przekazuje mu słowa samego Boga, padł dwa razy na twarz przed tym posłańcem (por. Ap 19,10 oraz Ap 22,8-9). Jednak w obydwu wypadkach usłyszał bardzo mocne napomnienie. Wersety te przestrzegają również innych wierzących przed kultem aniołów. Zatem tam, gdzie Chrystus jest otaczany chwałą (a w Nim także Ojciec), tam bez wątpienia mamy do czynienia z działaniem Bożego Ducha. Jednak tam, gdzie ktoś inny odbiera chwałę, nie ma Ducha Bożego, lecz jest duch zwodzenia, który pochodzi z ciemności i który stara się odciągnąć ludzi od Chrystusa. Duch zwodzenia czyni wszystko, aby skoncentrować myśli ludzi na innej postaci, byle nie na Jezusie Chrystusie, i wykorzystuje do tego wszelkie możliwe „efekty specjalne”, jakimi tylko dysponuje (por. Mt 24,24), włączając w to nawet podawanie się za „posłańca z Niebios” (por. Ga 1,8) czy „anioła światłości” (por. 2 Kor 11,14). Czasami duch zwodzenia dokonuje najróżniejszych manifestacji, którymi stara się przekonać ludzi, że jest nawet „Duchem Świętym”. Jednak proste porównanie tych manifestacji oraz zachowania ludzi w tym uczestniczących do zachowania Jezusa, będącego najdoskonalszym obrazem osoby znajdującej się pod pełnym wpływem Bożego Ducha, z reguły natychmiast demaskuje duchowe fałszerstwa (więcej w Komentarzu NPD → Duch Świętego Boga). W całej Biblii odnajdujemy setki porównań i wypowiedzi, w których Bóg potępia oddawanie czci posągom i obrazom, określając to jako oddawanie czci demonom (upadłym aniołom) i nazywając takie zachowanie „duchowym cudzołóstwem” (por. Kpł 19,4; Kpł 26,1; Pwt 32,21; Ps 96,5; Ps 106,36-39; J 4,21-26; Dz 17,22-31).

Aniołowie (w tym również aniołowie ciemności) nie wiedzą wszystkiego. Pragną uzyskać wgląd w sprawy, których dokonuje Bóg (por. 1 P 1,12 oraz Mt 24,36), jednak poznanie takie nie będzie im dane. Wiedzą natomiast, że kiedyś będą sądzeni przez Lud Boży (por. 1 Kor 6,3).

Osobnej uwagi wymaga opis zagłady pierworodnych w Egipcie. W Księdze Wyjścia (Wj 12,23) czytamy o Niszczycielu („aniele zniszczenia”, „Niosącym zagładę”), który miał wchodzić do domostw, aby odebrać życie wszystkiemu, co było tam pierworodne. Werset ten wspomina również, że sam PAN (hebr. JHWH) będzie szedł przez Egipt i potrząśnie (hebr. lingop, które jest formą czasownika nagap mówiącego o „silnym potrząśnięciu w celu zrzucenia czegoś z siebie”) jego mieszkańcami. Niektórzy sądzą, że to PAN odbierał życie pierworodnym, jednak tekst ten wyraźnie pokazuje, iż o ile decyzja o wstrząśnięciu Egiptem należała do Najwyższego, o tyle jednak jej wykonawcą był anioł imieniem Niszczyciel (hebr. Hammaszhit). PAN szedł przez Egipt, chroniąc przed nim te domostwa, które były oznakowane krwią baranka. O Niszczycielu (aniele zniszczenia) czytamy też w NT. Apokalipsa w Ap 9,11 mówi o nim Apollyon (hebr. Abaddon, pol. „Niszczyciel”, „Niosący zagładę”). W tej księdze jest on identyfikowany z szatanem. W analogicznym kontekście Paweł Apostoł w 2 Tes 2,10 użył czasownika apollymi w stronie biernej, aby podkreślić myśl, iż ludzie nielgnący aktywnie do Prawdy, czyli do Chrystusa (wcielonego Bożego Słowa), sami siebie poddają zgubnemu zwodzeniu, którego kresem będzie wieczna zagłada.

[1] Analogiczny podział stosowali Żydzi, dzieląc świat na Żydów i nie-Żydów (pogan).

[2] Szatan jest w Biblii określany mianem „przywódcy (gr. archon) tego świata” (por. J 12,31; J 14,30; J 16,11) oraz „władcy mocarstwa mroku” (por. Ef 2,2).

[3] Smok i wąż są symbolami szatana, a gwiazdy w Biblii często symbolizują aniołów. Interpretatorzy powszechnie wiążą ten obraz z opisem z Iz 14,12-13. Komentowany tekst sugeruje, że zbuntowany szatan (o imieniu Lucyfer) pociągnął za sobą 1/3 aniołów. W konsekwencji buntu utracili oni swe pozycje w Niebiosach i zostali strąceni na Ziemię.

Apollos

Uczony i elokwentny Żyd rodem z Aleksandrii, świetnie znający żydowskie pisma święte (por. Dz 18,24) w tym → Septuagintę (grecki przekład Biblii Hebrajskiej). Wszystko wskazuje na to, iż był uczniem Jana zwanego Chrzcicielem (por. Dz 18,25). Po nauczaniu, które otrzymał w Efezie od małżeństwa Pryscylii i Akwili, współpracowników Pawła Apostoła, stał się niezwykle użytecznym głosicielem Prawdy Bożej w Chrystusie. Wyróżnił się sporym zaangażowaniem w budowanie wspólnoty wierzących w Koryncie (por. Dz 18,25-27; 1 Kor 3,4-6; 1 Kor 4,6). Nie wiadomo nic pewnego na temat jego działalności po opuszczeniu Koryntu. Co prawda Apostoł Paweł zachęcał go do powrotu do tego miasta, jednak Apollos – którego cechowały niezależne myślenie i duża doza asertywności – nie kwapił się do tego i odmówił prośbie Pawła (por. 1 Kor 16,12), chociaż w innych sprawach nadal współpracowali (por. Tt 3,13). Wielu badaczy przypisuje Apollosowi autorstwo Listu do Hebrajczyków z uwagi na wysoki poziom językowy tego dokumentu (najlepsza greka w całym NT) oraz dogłębną znajomość kwestii Prawa i tradycji żydowskiej.

Bałwochwalstwo

Gr. eidololatreia – „idolatria”. Bałwochwalstwo polega na czczeniu pojęć, symboli, postaci lub ich wizerunków (idoli, „bałwanów”) w takim samym stopniu lub wyższym, niż czci się Boga. W ST odnosi się głównie do oddawania czci bożkom lokalnych ludów (i ich wizerunkom). W Księdze Wyjścia Bóg wyraźnie powiedział:

 

 Pamiętaj, abyś nie oddawał hołdu bóstwom, które są czczone przez innych ludzi. Nawet nie próbuj nadawać im rangi porównywalnej do mojej. Nie wolno ci ich czcić na równi ze mną[1]. W związku z tym nie będziesz czynił sobie żadnych posągów ani obrazów czegokolwiek, co możesz ujrzeć na niebie lub na ziemi, pod ziemią lub w wodzie. Nie będziesz oddawał im pokłonów i nie będziesz im służył, gdyż Ja, PAN – twój Bóg – jestem Bogiem Zazdrosnym, który sprawia, że kara za tego rodzaju występki swoimi skutkami dotyka nie tylko tych, którzy to czynią, lecz konsekwencje nienawiści, jaką w taki sposób mi okazują, będą ciągnąć się w ich rodzinach nawet do trzech pokoleń[2]. Jednocześnie przychylność, którą otaczam wszystkich trwających w miłości do mnie i stosujących się do moich poleceń, sprawia, że skutki mojego błogosławieństwa dla nich owocować będą w ich rodzinach nawet przez tysiąc pokoleń[3]. (Wj 20,3-6 NPD)


Bazując na tym zapisie, Żydzi oraz kościoły wyrosłe z nurtu reformacji zarzucają innym wyznaniom chrześcijańskim bałwochwalstwo z uwagi na modlitwy odprawiane przed posągami, obrazami czy kierowane do osób, którym nadają tytuł „święty”, podczas gdy Bóg wyraźnie zastrzega jedynie dla samego siebie prawo do tego tytułu i do tego, że tylko On ma być adresatem modlitw (por. Kpł 11,44-45; Kpł 20,26; 1 P 3,15; Ap 4,8; Ap 19,10; Ap 22,8-10). Oczywiście ludzie ci mają rację w swym oburzeniu, gdyż zgodnie ze wzorcem modlitwy, jaki Jezus przekazał swoim uczniom (por. Mt 6,5-15), wszelkie modlitwy powinny być kierowane do Ojca w Niebiosach.

Jest jednak pewien szkopuł w postępowaniu części osób piętnujących bałwochwalstwo innych na bazie ST. Osądzający często wydają się zapominać o nauce NT na temat bałwochwalstwa, a więc o tym, co Jezus przekazał swoim uczniom, aby dalej nauczali. Według NT bałwochwalstwem jest nie tylko modlenie się do posągów, obrazów czy zmarłych osób, lecz także stawianie we własnym życiu na piedestale chwały pewnych idei, spraw materialnych czy żywych osób zwanych wprost idolami. Takimi sprawami czy osobami wynoszonymi ponad Boga mogą być pieniądze, trendy w modzie, władza polityczna, układy gospodarcze, a z ludzi mogą to być celebryci sportowi i piosenkarze, aktorzy, prezenterzy telewizyjni czy politycy. Wystarczy poczytać następujące fragmenty z Pisma św., by mieć dobry ogląd tego, w jakim KONTEKŚCIE Słowo Boże mówi o bałwochwalstwie: 1 Kor 5,10-11; 1 Kor 6,9; 1 Kor 8,10; 1 Kor 10,7; 1 Kor 10,14; Ga 5,20; 1 P 4,3; Ap 21,8; Ap 22,15. Oprócz tych tekstów są jeszcze trzy mocniejsze:

 

Bądźcie też świadomi, że nikt, kto prowadzi nieczyste życie – w tym ludzie uwikłani w    pornografię lub seksualnie wyuzdani – ani żaden chciwiec, to znaczy bałwochwalca, nie mają dziedzictwa w Bożym Królestwie Chrystusa. (Ef 5,5 NPD)

 

Niech więc martwymi pozostają dla was takie ziemskie sprawy, jak pornografia i swoboda seksualna, wszelka nieczystość, namiętne pożądanie złych rzeczy, zachłanność w dogadzaniu sobie i niepohamowana żądza bogacenia się, która jest bałwochwalstwem. (Kol 3,5 NPD)

 

(…) korzeniem wszelkiego zła jest ukochanie pieniędzy, a wszyscy, którzy o nie zabiegają, krok po kroku dają się odciągać od zaufania Bożemu Słowu i wystawiają się na liczne problemy oraz boleści. (1 Tm 6,10 NPD)

 

Bazując na tych tekstach, trzeba wyraźnie stwierdzić, że pojęcie bałwochwalstwa nie ogranicza się jedynie do oddawania czci posągom, obrazom czy innego typu „idolom” i nie dotyczy tylko świata, który odrzuca Boga, lecz krzewi się także wśród osób, które oficjalnie deklarują się jako wierzące, i występuje także w kościołach poreformacyjnych, które same siebie deklarują jako ściśle biblijne.

Nie jest to nic zaskakującego, gdy rozumiemy, jakim problemem jest dla człowieka jego stara, grzeszna natura, która nim rządzi, jeśli nie została całkowicie uśmiercona (por. Rz 6,1-9; Ga 5,24). Jezus jasno nauczał, że podstawą życia w relacji z Bogiem jest pełne poddanie się Ojcu w Niebiosach, zasmucenie z powodu grzechu, pragnienie Bożej sprawiedliwości, miłosierdzie wobec innych, wrażliwość na cudzą niedolę, zachowanie w czystości własnego serca i pokorne znoszenie prześladowań (por. Mt 5,4-11). Jeśli zaś chodzi o ukochanie pieniędzy i przemożną chęć bogacenia się, mówił: „Nie ma (…) żadnej możliwości, byście mogli jednocześnie służyć i Bogu, i mamonie” (por. Mt 6,24 NPD; Łk 16,13 NPD).

Bałwochwalstwo jest rzeczywiście poważnym problemem duchowym. W Piśmie św. jest nazywane wprost duchowym cudzołóstwem (hebr. zanah, gr. porneia) – por. Ps 106,36-39; Dz 15,20; Dz 21,25; Jk 4,4; Ap 2,20. Czy jednak jest ono związane jedynie z zachowaniami opisanymi wyżej? Otóż w 1 Księdze Samuela Bóg przez proroka ogłasza taką prawdę:

 

Bunt jest w oczach PANA jak grzech wróżbiarstwa, a trwanie w oporze wobec Jego Słowa jest jak niegodziwość i grzech bałwochwalstwa! (1 Sm 15,23 NPD)

 

W tym kontekście każdy, kto zarzuca innym bałwochwalstwo, powinien sam dokładnie zbadać swoje serce, aby w Dniu Sądu nie został potępiony własnymi słowami (por. Mt 7,2; Rz 2,1-3), gdyż lepiej jest we właściwy sposób oceniać samego siebie (por. 1 Kor 11,31), niż koncentrować się na błędach innych. Bałwochwalcami są bowiem nie tylko ludzie, którzy modlą się do wizerunków ludzi, zwierząt czy wyimaginowanych bóstw czy symboli, ale także ci, którzy stawiają opór Bożemu Słowu (co oznacza, że chociaż je znają, nie stosują go – por. Jk 1,21-24), oraz ci, których serca przywiązane są do pieniędzy (mamona), albo którzy (nawet jeśli tych pieniędzy nie mają) przesiąknięci są pragnieniem bogacenia się. To bowiem jest korzeniem wszelkiego zła (por. 1 Tm 6,10).



[1] Dosł. „obok mnie”.

[2] Niektórzy tłumacze przekładają ten tekst, sugerując, że Bóg wymierza karę za czyny ojców na ich synach, wnukach i prawnukach, aż do trzeciego i czwartego pokolenia. Jednak Jezus w J 9,3-5 wyjaśnia, że taki pogląd nie jest słuszny. Każdy bowiem sam zda sprawę przed Bogiem tylko z własnych grzechów, co potwierdza również Apostoł Paweł w Rz 14,12. Jednak środowisko, jakie jest tworzone przez grzech każdego człowieka, oddziałuje na wszystkich dookoła, a szczególnie na ich rodziny. Odstępstwo od Boga jest grzechem kładącym się cieniem nawet na czterech pokoleniach (przekleństwo pokoleniowe). Proces owocowania takiego grzechu łatwo można zobaczyć w każdej społeczności i w każdym czasie historycznym. Jest to społeczna konsekwencja grzechu.

[3] Obietnica dotyczy tylko tych, którzy trwają w miłości i wierności wobec Boga. W oczywisty sposób nie obejmuje tych, którzy się Mu sprzeniewierzają. Pouczająca w tym względzie jest historia kapłana Helego i jego synów, którzy również byli kapłanami (por. 1 Sm 2,28-34). Jednak zasadniczym kluczem do zrozumienia tej obietnicy jest porównanie zakresu skutków Bożej kary i Bożej przychylności (łaskawości). Skutki Bożej łaskawości znacznie przewyższają skutki kary. Mocny i wyczerpujący wykład tego dał Apostoł Paweł w Rz 5,12-21.

Barnaba

Barnaba, zwany też Barnabas (por. Dz 4,36-37), syn Józefa, był → Lewitą z Cypru, gdzie posiadał ziemię. Lewici nie otrzymali działu ziemi w Kanaanie i dlatego mieli być utrzymywani przez resztę pokoleń Izraela darowiznami w postaci → dziesięcin. Jednak poza Izraelem mogli mieć ziemię, w posiadanie której wchodzili przez koligacje rodzinne lub transakcje handlowe. Barnaba był prorokiem i nauczycielem w Antiochii. To on sprowadził do tego miasta Szawła (Pawła) z Tarsu i mocno wciągnął tego Apostoła w służbę nauczycielską (por. Dz 11,25-26). Był tym, który nowo nawróconego Szawła wprowadził w środowisko Apostołów w Jerozolimie (por. Dz 9,27). Współtowarzysz Pawła Apostoła w jego pierwszej podróży misyjnej (por. Dz 13,2-3). Ich współpraca zakończyła się przed drugą podróżą misyjną Pawła sporem o Jana Marka (por. Dz 15,36-39) – późniejszego ewangelistę. I chociaż relacje Pawła z Markiem zostały odnowione w Rzymie (podczas uwięzienia Apostoła – por. Kol 4,10; Flm 24), Biblia nic nie wspomina o dalszych dziejach Barnaby. Tradycja związana z Tertulianem przypisuje mu autorstwo Listu do Hebrajczyków. Legenda głosi, że poniósł śmierć męczeńską przez ukamienowanie w Salaminie na Cyprze, gdzie podobno sprawował funkcję biskupa.

Bazar Annasza

W czasach Jezusa kontrolę nad biznesem świątynnym (por. Łk 19,45-46; J 2,13-16) sprawował kapłański ród Sadokitów. Kluczową rolę w tym biznesie odgrywał → Bazar Annasza, którego istnienie potwierdzają również pozabiblijne historyczne zapisy. Stragany na terenie przyświątynnym, gdzie prowadzona była sprzedaż certyfikowanych zwierząt (zatwierdzonych wcześniej przez kapłanów) na ofiary lub wymiana pieniędzy na walutę świątynną (kantory świątynne), pracowały na podstawie koncesji wydawanych przez arcykapłana. Było to oczywiście źródłem rosnących fortun rodów kapłańskich. Skutkowało również kompletną degradacją posługi kapłańskiej.

Od czasów kapłańskiej dynastii hasmonejskiej[1] Żydzi bili własne monety w srebrze (tzw. srebrniki, ortodoksyjne szekle), które jako jedyne miały status waluty świątynnej. Tylko nimi można było opłacać obowiązkowe daniny religijne. To oczywiście stało się powodem wielkiego rozkwitu kantorów wymiany waluty, które funkcjonowały we wszystkich miastach Judei i Galilei. Ich właściciele musieli uzyskać od kapłanów licencję na sprzedaż waluty świątynnej. Podstawowy podatek świątynny, płatny w okresie obowiązkowej pielgrzymki do Jerozolimy na doroczną Paschę, wynosił pół szekla (z opłat zwolnieni byli: kapłani, kobiety, osoby niepełnoletnie oraz niewolnicy). W czasach opisywanych w NT biznes ten znajdował się w pełnym rozkwicie. To właśnie na bazarze Annasza miały miejsce wydarzenia (prawdopodobnie były dwa takie zajścia – Jan opisał jedno, a synoptycy drugie) opisane w Mt 21,12-13; Mk 11,15-17; Łk 19,45-46; J 2,13-16.

Niestety, podobny proceder biznesów religijnych kwitnie do dziś niemal we wszystkich środowiskach, w których istnieje jakaś forma kasty duchownych roszczących sobie pretensje do bycia pośrednikami między ludźmi a Bogiem[2] (patrz też → Świątynny model religijności a biblijne chrześcijaństwo). U Żydów są to rabini dysponujący specjalną jurysdykcją terytorialną, którzy – za odpowiednią opłatą – wydają certyfikaty koszerności. W środowiskach muzułmańskich wyznaczeni imamowie wydają odpłatnie certyfikaty halal. Oczywiście ludzie ci pobierają opłaty także za inne czynności religijne. Dramatem religii, którym służą owi duchowni, jest to, że odciągają oni miliony ludzi od Chrystusa.

Niestety, finansowe żerowanie na religijności ludu ma miejsce również w światowym chrześcijaństwie[3]. Prowadzi to oczywiście do całkowitego wypaczenia przesłania Jezusa (por. Mt 6,24; Mt 10,8; Łk 6,13; Rz 3,24; 2 Kor 11,7; 2 Tes 3,8; Ap 21,6; Ap 22,17) i jednego wielkiego skandalu, na który składają się: handlowanie stanowiskami kościelnymi (tzw. → symonia), niepohamowane gromadzenie majątków przez organizacje eklezjalne (por. Łk 16,14; 1 Kor 6,10; 1 Tm 3,1-3; 1 Tm 6,9-10; 2 Tm 3,2; Tt 1,7), pobieranie opłat za obligatoryjne czynności religijne (por. Mt 17,24), nakładane na lud nie na podstawie Słowa Bożego, ale wewnętrznych przepisów danej organizacji, nauczanie o → dziesięcinach (w kompletnym oderwaniu od rzeczywistości Bożego Słowa) i tym podobne. Między innymi z tego to powodu w społecznym postrzeganiu światowe chrześcijaństwo tak bardzo degraduje się moralnie (por. Rz 2,24; Jud 10-16).

 

Patrz też → Dziesięciny i ofiary; → Świątynny model religijności a biblijne chrześcijaństwo.



[1] Hasmoneusze (znani także jako Machabeusze – hebr. Makabim) byli znaczącym rodem kapłańskim, który przewodził żydowskiemu powstaniu narodowo-wyzwoleńczemu w latach 167-160 p.n.e. (dużo ciekawych informacji na ten temat można znaleźć zarówno w Pierwszej i Drugiej Księdze Machabejskiej, które są zaliczane do ksiąg deuterokanonicznych, jak i w Wojnie żydowskiej Flawiusza). Powstanie wybuchło w odpowiedzi na sprofanowanie świątyni jerozolimskiej przez Antiocha IV Epifanesa, który w czasach okupacji Judei przez Seleucydów (zhellenizowanych władców Syrii) nakazał wybudować w niej ołtarz Zeusa Olimpijskiego, gdzie były składane nieczyste ofiary pogańskie, oraz wprowadził prostytucję sakralną do zabudowań świątynnych. Po latach wojny i układach z Selucydami Judea uzyskała względną niepodległość, a dynastia Machabeuszy objęła w niej panowanie aż do roku 37 p.n.e. Praktycznie od roku 63 p.n.e., w którym legion rzymski pod wodzą Pompejusza wkroczył do Judei, były to rządy marionetkowe, które formalnie zakończyły się w roku 37 p.n.e., gdy Herod Wielki (wspomniany w NT król panujący w Judei w czasach narodzenia się Jezusa z Nazaretu), na czele dwóch legionów rzymskich, wkroczył do Jerozolimy. Aresztował Antygona (ostatniego władcę hasmonejskiego) i odesłał go do Antiochii Syryjskiej, gdzie na rozkaz Marka Antoniusza został ścięty. Herod nie był Żydem tylko Idumejczykiem, lecz Rzymowi nie przeszkadzało to nadać mu tytułu króla Judei.

[2] Zgodnie z nauczaniem Biblii jedynym pośrednikiem między ludźmi a Bogiem jest sam Jezus Chrystus (por. 1 Tm 2,5; Ga 3,20), a jedynym Jego zastępcą na Ziemi jest Duch Świętego Boga (por. J 14,16-18; 1 J 2,20; 1 J 2,27).

[3] Redakcja NPD używa określenia „światowe chrześcijaństwo” w sposób całkowicie przemyślany, aby podkreślić odrębność tego, co świat nazywa „religią chrześcijańską” (por. Dz 11,26), od tego, co w NT jest prezentowane jako chrześcijaństwo, a Jezus i Jego Apostołowie zwali uczniostwem (por. hasło → Uczeń).

Błogosławieństwo

Błogosławieństwo w języku greckim to eulogia lub makarismos, między którymi istnieje jednak pewna różnica. O ile eulogia mówi o błogosławieństwie w formie praktycznego działania, o tyle makarismos przedstawia je jako skutek tego działania. Pochodzący od tego rzeczownika przymiotnik makarios opisuje stan szczególnego zadowolenia czy ukontentowania, który nie wynika z życiowej sytuacji czy okoliczności materialnych, ale z osobistej więzi z Tym, Który jest Źródłem Wszystkiego. Jest to zatem opis stanu relacji człowieka z Bogiem w Chrystusie (por. Mt 5,3-11). W tym sensie zbliża się do znaczenia hebr. eszer (szczęśliwość, błogosławieństwo) i pokrewnego mu aszer (szczęśliwy).

Aby nieco lepiej oddać głębię znaczeniową makarios, słowo to jest w NPD ekwiwalentem „prawdziwie szczęśliwi i błogosławieni”, za nauczaniem Jezusa, które skierował do swych uczniów na pewnym wzgórzu w Galilei (por. Mt 5–7). Aby dać ludziom lepsze poznanie Boga (por. J 1,18), Jezus w całym swym nauczaniu radykalnie prostował rozumienie pojęć, jakimi Żydzi posługiwali się w swojej teologii. Jednym z przykładów tego było zrozumienie, co rzeczywiście jest Bożym błogosławieństwem. Dla Żydów były nim: powodzenie materialne (sukces i osobiste bogactwo) oraz powodzenie cielesne (zdrowie i duża liczba potomstwa). Nie jest to zaskakujący sposób myślenia, gdyż wynikał on z literalnie odczytywanych warunków Starego Przymierza, które zawierało cały system materialnych zachęt lub kar. Jednak system ten był przewidziany przez Najwyższego jako pewna przejściowa koncepcja wychowawcza mająca doprowadzić naród do zrozumienia, iż człowiek sam z siebie nie jest w stanie sięgnąć świętości Boga i – aby wejść z Nim w osobistą relację – potrzebuje zdać się całkowicie na posłuszne pełnienie woli Najwyższego, czego doskonałość zostanie objawiona w Mesjaszu (tzn. w Chrystusie) – por. Ga 3,24. Z racji swego charakteru przymierze to (Stare Przymierze, Prawo Mojżeszowe) było jedynie cieniem rzeczywistości Bożego Królestwa (por. Hbr 10,1).

Jezus podczas swej ziemskiej służby wyjaśniał i prostował wiele kwestii rozumianych przez ludzi opacznie. Wyjaśniał, że zewnętrzny dobrobyt i osobiste powodzenie (w tym fizyczne zdrowie) wcale nie są znakami Bożego błogosławieństwa, a już na pewno w żadnym razie nie są jakimkolwiek potwierdzeniem posiadania „biletu do nieba”. Gdyby tak było, to Wall Street, Hollywood oraz londyńskie City byłyby dzisiaj centrami Bożego błogosławieństwa w tym świecie, a ich przedstawiciele gorącymi wyznawcami Chrystusa. A przecież jak jest, każdy wie. Owoc życia ludzi funkcjonujących w tych strukturach (por. Mt 7,16-19 w powiązaniu z J 13,35 oraz 1 Kor 13,1-8 i Ga 5,22-23) pokazuje, czyje „błogosławieństwo” na nich spoczywa. Każdy przytomny człowiek powinien w końcu zrozumieć i przyjąć, że Boże działanie jest w sposób zasadniczy skierowane ku wnętrzu człowieka, a celem tego działania jest oczyszczenie ludzkich serc z grzechu oraz poprowadzenie ludzi do takiej przemiany ich charakterów, by z dnia na dzień coraz lepiej odzwierciedlały charakter Chrystusa (por. Kol 1,27; Ga 5,24).

Zatem – od czasów ziemskiej służby Chrystusa – myśl, iż powodzenie materialne świadczy o Bożym błogosławieństwie, jest najzwyczajniejszym duchowym zwodzeniem. Niestety, są grupy chrześcijan, które serdecznie przygarnęły ten materialistyczny pogląd. Przyswoiły go sobie albo przez zaakceptowanie wzorców światowego myślenia, które również utożsamiają bogactwo, zdrowie i powodzenie (sukces) ze szczęściem, albo bezkrytycznie adaptując je ze starej teologii żydowskiej (Stary Testament), tzn. bez zrozumienia, jakie wniósł Chrystus swoim nauczaniem. W tym procederze celują głównie trzy grupy: 1) głosiciele → ewangelii sukcesu, zdrowia i dobrobytu, 2) propagatorzy fałszywego nauczania o → dziesięcinach oraz 3) wyznawcy kalwińskiej tradycji teologicznej, która w materialnym powodzeniu upatruje dowodu Bożego „wybrania”. Tezy tych kaznodziejów bazują na literalnej interpretacji określonego języka przekładu poszczególnych wersetów biblijnych, a nie na hermeneutycznej analizie kontekstowej całego przesłania Biblii. Często mieszają oni pojęcia, wrzucając do jednego worka np. znaczenia różnych słów, jak bios (życie w sensie biologicznym, czyli życie doczesne) czy Dzoe (odwieczne i nieskończone Boże Życie), albo interpretują → Boże wybranie w sposób indywidualistyczny, a nie jako przewidziany przed wiekami plan systemowy (por. Ef 1; 1 Tm 2,3-6). Tymczasem – zgodnie z nauczaniem Jezusa (prowadzonym z duchowej perspektywy) – dobrobyt materialny niezwykle często staje się źródłem duchowej klęski człowieka, niezależnie od tego, jak mocno wierzącym człowiekiem był wcześniej i jak intensywnie obstaje przy tym, że bogacąc się, doświadcza Bożego błogosławieństwa, w czym czuje się dodatkowo wyróżniony (por. Mt 19,22-24; Jk 4,4). Rozwinięcie nauczania Chrystusa z „kazania na wzgórzu”, redefiniujące pojęcie prawdziwej szczęśliwości i błogosławieństwa człowieka, znajdujemy także w Apokalipsie, w której Jezus siedem razy (por. Ap 1,3; Ap 14,13; Ap 16,15; Ap 19,9; Ap 20,6; Ap 22,7; Ap 22,14) podkreślił odmienność Bożego pojęcia makarios od światowego sposobu jego pojmowania.

W myśleniu semickim pojęcie błogosławieństwa było synonimem zbawienia. Jezus definitywnie rozprawił się z takim sposobem pojmowania Bożego działania. Jego troska o najuboższych, w tym o sieroty i kobiety opuszczone (wdowy lub kobiety porzucone bądź oddalone przez mężów), podkreśla zupełnie inny punkt Bożego widzenia. Warto umieścić to we właściwej perspektywie patrzenia na świat i zrozumieć, że osoby zarabiające 2259 zł (i więcej) miesięcznie należą do grupy 13% najbogatszych ludzi na świecie. O takich osobach mówi On jako o bogatych. Dochody 71% żyjących współcześnie na świecie nie przekraczają 1200 zł miesięcznie, a 12,5% ludzkości żyje, dysponując kwotą poniżej 226 zł miesięcznie (dane wg Pew Research Center zaktualizowane na dzień 13 sierpnia 2015 r. wg średniego kursu wymiany dolara w NBP na ten sam dzień). Czy w tej perspektywie należałoby uznać tych wszystkich ludzi za pozbawionych Bożego błogosławieństwa – za tych, od których Bóg się odwrócił? Co w takim razie znaczyłyby słowa Apostoła Pawła z 1 Kor 1,18-29 albo Ga 2,8-10?

Zdarza się, że ludzie pod wpływem tragicznych doświadczeń odstępują od Boga, zarzucając Mu jednocześnie niedotrzymywanie obietnic mówiących o błogosławieństwach, jakie w ich pojęciu miałyby spotykać ich jako Boże dzieci, niezdolność ochronienia ich przed cierpieniem, bierność wobec ich oczekiwań czy brak zainteresowania ich sprawami. Taki sposób myślenia wynika również z błędnego postrzegania kwestii Bożego błogosławieństwa. Ludzie chętnie przyjmują fałszywe nauczanie przedstawiające Boga jako dżina, który istnieje po to, by spełniać ich prośby. Nie widzą wcale, że jest to szatański koncept, który, zasiany w ich umysłach, wywraca do góry nogami relację Bóg – człowiek. Zamiast koncentrować się na swoim służeniu PANU, oczekują, że to On będzie służył im. Jednak Bóg ma zupełnie inną perspektywę. Powodzenie w ziemskiej doczesności nie jest Jego celem ostatecznym. Jego cele na Ziemi to: 

1) znalezienie takiego ludu, który poznając Jego świętość i chwałę, wybierze Go ponad

wszystko i podda się Mu całkowicie, przyjmując również Jego rozwiązanie problemu

grzechu;

2) ukształtowanie charakteru każdego członka wspomnianego ludu na wzór charakteru

Jezusa.

Oba te cele są ściśle związane z Chrystusem, gdyż tylko w Nim człowiek może wejść do Bożego Królestwa (por. J 10,7-9; J 14,6; J 17,3). W tej perspektywie zupełnie inaczej wygląda temat rzekomego niereagowania przez Boga na problemy obecne w życiu wierzących. Jego plan bowiem zakłada zaistnienie trudnych sytuacji, wliczając w to również zagrożenie śmiercią cielesną (por. Hbr 12,4; Ps 116,15), aby – czasami w takich skrajnych warunkach – potwierdzić (sprawdzić) wierność swego ludu, a także by wyszlifować charakter każdego ze swych dzieci (por. Jk 1,2-4; Hbr 12,6-7). W tym kontekście greckie słowo chara użyte przez Jakuba (w tłumaczeniach literalnych oddawane pojęciami „radość” czy „wesele”), będące słowotwórczym składnikiem takich greckich pojęć jak: charagma („znak”, „znamię”) czy charakter („obraz”, „odzwierciedlenie”), jest znakomitym przykładem znaku błogosławieństwa. Współczesny język polski zaadaptował gr. charakter do opisu cech osobowych człowieka. Dlatego przesłanie Jk 1,2-4 ukazujące rolę trudnych doświadczeń w budowaniu wiary i charakteru człowieka powinno być postrzegane jako znak błogosławieństwa, co potwierdza Apostoł Piotr w 1 P 1,6-7; 1 P 2,19; 1 P 3,14; 1 P 4,1 oraz w 1 P 4,12-19.

A skoro sam Jezus wskazał, że dla ludzi przewrotnych, wątpiących i niestałych jedynym znakiem Bożego błogosławieństwa (por. Mt 12,39; Mt 16,4; Łk 11,29-30), wyrażającego Jego miłość i troskę, będzie Jego odkupieńcza śmierć na krzyżu (poprzedzona cierpieniem) – ściśle związana również z Jego zmartwychwstaniem dowodzącym Jego Boskiej mocy oraz prawdziwości wszystkiego, czego nauczał – to również wątpiący wierzący (niezależnie od swoich emocji) powinni uznać właśnie ten znak za fundamentalną, ostateczną i wieczną Dobrą Wiadomość o nigdy nieprzemijającym Bożym błogosławieństwie, jakie w Chrystusie zostało skierowane do każdego człowieka (por. Hbr 13,8). W CHRYSTUSIE bowiem złożone zostały: CAŁE I KOMPLETNE BOŻE BŁOGOSŁAWIEŃSTWO, cała Boża miłość i cały plan zbawienia ludzkości (por. Ef 1). Poza Nim nie ma żadnego błogosławieństwa, nie ma dostępu do Bożej miłości ani udziału w zbawieniu. W związku z tym błogosławieństwem oczekiwaną przez Boga odpowiedzią ze strony człowieka jest złożenie zaufania w Chrystusie, a ze strony człowieka już wierzącego TRWANIE W ZAUFANIU do Chrystusa, nawet jeśli czasowo nie widzi innego błogosławieństwa. To Boże błogosławieństwo – zgodnie z nauczaniem Jezusa i Jego Apostołów – w doczesności przejawia się w uwalnianiu ludzi od mocy i wpływu grzechu (uświęcenie), a także w obfitowaniu owocem Ducha, którym bez wątpienia jest ofiarna miłość Chrystusowa (por. J 13,35) opisana w 1 Kor 13,4-8 oraz w Ga 5,22-24. Materialna zamożność, doświadczana przez niektórych wierzących, jest raczej związana z zadaniami, jakie Bóg stawia przed takimi osobami w ich wspólnocie wiary – por. 2 Kor 8,14-15, a także dalej w 1 Tm 6,17-19.

Również Jakub w swoim liście (por. Jk 1,10) wyraźnie ukazuje, że w czasie (eonie) łaski (dla Izraela jest to czas Nowego Przymierza) nie należy postrzegać powodzenia materialnego jako Bożego błogosławieństwa, którego charakter, co do zasady, jest duchowy. Wystarczy spojrzeć na najbardziej błogosławionego człowieka w historii, Jezusa Chrystusa, by zrozumieć, że na Ziemi nie miał żadnych zasobów materialnych – wręcz sam siebie ze wszystkiego ogołocił (por. Flp 2,6-7). Jezusa cechowało na Ziemi pełne chodzenie „według Ducha”. Zatem ludzką skłonność do identyfikowania powodzenia materialnego z Bożym błogosławieństwem trzeba widzieć jako spuściznę starej, grzesznej ludzkiej natury (gr. sarks). Towarzyszy ona ludzkości od upadku pierwszych ludzi. I chociaż Bóg w czasach Starego Przymierza stosował wobec Izraela „materialne” zachęty (obok ostrzeżeń, jak w Ha 2,4-5), to metoda pedagogiczna pokazała wyraźnie, że materialne „błogosławieństwa” wcale nie wpływają na poprawę kondycji ludzkich serc ani na ich kierowanie do wzrastania w wierności i zaufaniu do Najwyższego. Z tego to powodu w Eonie Łaski (czasach Nowego Przymierza) Bóg całkowicie zmienił metody postępowania, jednak ludzie są uparci i zasobność materialną oraz powodzenie finansowe nadal postrzegają jako kluczowe wyznaczniki Bożego błogosławieństwa, chociaż przeczy to przesłaniu, które Jezus przyniósł na Ziemię (por. Mt 5–7). W tym kontekście brak duchowego owocu wiary jest wyraźnym sygnałem życia niezgodnego z wolą Bożą, a więc również dowodem braku Bożego błogosławieństwa (por. Mt 7,16-20; Ga 5,22-24).

Koncentracja na materialistycznym postrzeganiu Bożego błogosławieństwa często prowadzi do wzrostu konsumpcjonizmu, czego ślad znajdujemy w Ap 2,6. Jezus wypowiada się tam o nikolaitach, mało znanej dziś sekcie gnostyckiej, która nurzała się w hedonistycznym rozpasaniu życiowym. Sektę tę podobno utworzył Nikolaus (Mikołaj), którym (wg Hipolita) był prozelita z Antiochii, znany z Dz 6,5 jako jeden z siedmiu diakonów posługujących we wspólnocie wierzących w Jerozolimie. Chociaż człowiek ten początkowo cieszył się dobrą opinią i był postrzegany jako pełen duchowej mądrości (por. Dz 6,3), to jednak zbłądził i popadł w przekonanie, że celem ofiary Chrystusa i Bożego w Nim błogosławieństwa było otworzenie ludziom drogi do życia pełnego przyjemności i komfortu już w doczesności. Ireneusz w Przeciw herezjom podaje, że nikolaici prowadzili „życie pełne pobłażania samym sobie”. Z kolei Klemens Aleksandryjski określał ich jako tych, którzy „oddają się hedonistycznym przyjemnościom niczym zwykli lubieżnicy”. Taki sposób myślenia, pomimo początkowego zaufania Jezusowi i wielkiego Mu oddania, doprowadził Mikołaja i jego następców do zdryfowania na manowce wiary i w konsekwencji do odłączenia się od Chrystusa. Nikolaici pojawili się także w Pergamonie (por. Ap 2,15). Ich postawę można lapidarnie określić: „Teraz szczęście, a świętość w Niebiosach”, podczas gdy nauczanie Jezusa i Jego Apostołów mówi: „Teraz świętość, a szczęście w Niebiosach”.

W analizie tematu błogosławieństwa na uwagę zasługuje również werset Hbr 7,7, który wyraźnie mówi, że: „Bez żadnej zaś wątpliwości ten, który udziela błogosławieństwa, jest wyższy rangą od tego, który je otrzymuje”. Z uwagi na to w całym przekładzie NPD nie ma frazy mówiącej o „błogosławieniu Boga” przez ludzi. Z uwagi na Hbr 7,7 takie przekłady należy uważać za wadliwe. Niestety, tego rodzaju sformułowania są mocno rozpowszechnione w popularnych tłumaczeniach tekstów, takich jak: Rdz 24,27; 1 Sm 25,23; Ps 31,22; Ps 34,2; Dn 3,52-90; 2 Kor 1,3; Ef 1,3, 1 Tm 6,15, 1 P 1,3, i w wielu, wielu innych. Stąd przenikają do języka kościelnego oraz pieśni uwielbieniowych. Błędy przekładowe biorą się nie tylko z braku analizy hermeneutycznej, ale również z uproszczonego korzystania ze słowników przez tłumaczy. Dla przykładu czasownik hebr. barak w pierwszym znaczeniu podawanym w słownikach brzmi „błogosławić”, a dopiero w drugim „wielbić”, także „wielbić na kolanach”. Pierwsze znaczenie odnosi się oczywiście do działania Boga wobec ludzi albo do działań osób postawionych wyżej wobec tych, którzy w społeczności stali niżej (np. Melchizedek błogosławiący Abrahama). Drugie znaczenie „wielbić” powinno być stosowane w sytuacji przeciwnej – gdy mowa jest o działaniu człowieka w kierunku Boga. Stworzenie nie może bowiem błogosławić Stwórcy, ale może Go wielbić – w szczególności wielbić na kolanach.

Boża miłość

Boża cecha charakteru opisywana jako „miłość” (gr. agape) nie ma nic wspólnego ze stanem ckliwego i romantycznego rozrzewnienia emocjonalnego. Greckie słowo agape nie niesie w sobie żadnego kontekstu emocjonalnego. Jest ono ściśle związane z działaniem na skutek podjętej świadomie decyzji. Zgodnie z biblijnym świadectwem Boża miłość jest postawą świadczenia dobra również tym, którzy na to dobro wcale nie zasługują. Widać to znakomicie w relacji Bóg – człowiek. Ludzie w niczym nie zasłużyli sobie na umiłowanie przez Boga, lecz On sam podjął decyzję, żeby wyświadczyć im dobro, czyli okazać swoją miłość przez działanie zbawcze.

Wbrew popularnym nauczaniom o Bożej miłości Biblia nie daje podstaw do stwierdzenia, że Bóg miłuje każdego człowieka. Pogląd ten jest tak samo fałszywy jak pomysł, iż wszyscy ludzie są dziećmi Bożymi[1]. Wiekuisty daje każdemu człowiekowi okazję poznania prawdy, ponieważ pragnie, aby wszyscy ludzie zostali zbawieni (por. 1 Tm 2,4). Jednak miłuje tylko tych, którzy składając w Chrystusie całą swą nadzieję i zaufanie, wyraźnie potwierdzają, że jest On wiarygodny (por. J 3,33). Najwyższy bowiem tylko w jeden sposób i jeden raz okazał światu swoje zmiłowanie – przez wydanie na śmierć swego Jedynego Prawowitego Syna (por. J 3,16). Niestety, wielu teologów i duszpasterzy nie trzyma się treści przekazu biblijnego. Łatwo wchodzą w nauczanie naszpikowane różnego typu socjotechnikami pobudzającymi ludzkie uczucia i na tak ukształtowanym gruncie emocjonalnym budują obraz Boga, który po całym świecie wręcz ściga ludzi swoją rozbuchaną miłością. Kolejnym ich krokiem jest zaprzestanie nauczania o Sądzie Bożym i potępieniu, które czeka każdego, kto nie narodzi się z Bożego Ducha i nie wytrwa w Chrystusie, przechodząc w doczesności przez proces uświęcenia (por. Hbr 12,14). Tę manipulację widać szczególnie w przekładach oraz interpretacjach wersetu J 3,16. Więcej w haśle → J 3,16 – Aspekty tłumaczeniowe i teologiczne.

Aby zrozumieć problem, jaki wiąże się z popularnymi tłumaczeniami wersetu J 3,16, trzeba m.in. uświadomić sobie, że w Biblii słowo „świat” nie jest tożsame ze środowiskiem przyrodniczym (naturą) otaczającym człowieka. To środowisko w języku biblijnym nazywa się „stworzenie”, ponieważ jest dziełem Stwórcy. Gdy w Biblii mowa jest o świecie, chodzi o sposób myślenia, pewnego rodzaju ideologię zła, jakie dominuje w doczesności. Ludzie kłamią i oszukują, zabijają, niszczą innych, są przesiąknięci pychą. Żądza władzy i panowania nad innymi popycha ich do najokrutniejszych zbrodni, a chciwość sprawia, że dopuszczają się najohydniejszych występków. Pornografia swoim wpływem obejmuje coraz to większe środowiska (nawet kościelne). Jednocześnie w ludzkich sercach brak jest gniewu jako właściwej reakcji na grzech, a to jest przesłanką do stwierdzenia, że nie ma w nich prawdziwej Bożej miłości. Bóg w taki bowiem sposób reaguje na grzech. Widać to wyraźnie w postawie Jezusa. Prawdziwa miłość do Ojca wzniecała w Nim sprawiedliwy gniew przeciwko religijnym handlarzom czyniącym ze świątyni miejsce ekonomicznego rozboju. Jego gniew wybuchał gwałtownie przeciwko faryzeuszom, uczonym w Piśmie i specjalistom od Prawa Mojżeszowego, którzy nie tylko fałszowali przesłanie Bożego Słowa, lecz także nakładali na lud obciążenia, których Najwyższy nigdy nie zamierzył (por. Mk 12,38-40). Hipokryzja religijnych przywódców i nauczycieli narodu polegała na żerowaniu na naiwności ludu oraz jego braku znajomości Bożego Słowa (w tym również Bożego Prawa), którego oni właśnie mieli ten lud nauczać. Liderzy religijni doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że to z powodu ich zaniedbań lud, któremu przewodzą, zmierza ku potępieniu (por. J 7,49). Jednak zamiast nauczać o prawdziwym Bogu i Jego charakterze, zamiast nauczać Jego Słowa, wykorzystywali lud i jego nieznajomość charakteru Boga oraz Jego woli do własnych celów. Powierzoną ich pieczy społeczność wyzyskiwali finansowo, dostosowując do tego procederu własne interpretacje Bożego Słowa i wprowadzając nauczanie własnych przepisów religijnych, które nie tylko nie odzwierciedlały Bożych prawd, lecz nawet im przeczyły. Przykład Jezusa pokazuje, że prawdziwej Bożej miłości musi towarzyszyć także „święty gniew” skierowany przeciwko grzechowi. „Święty gniew” jest drugą stroną medalu zwanego „Boża miłość”. Upewnia nas o tym sam Chrystus, który jest najdoskonalszym uosobieniem Bożej miłości i najpełniejszym jej wyrazem. To o Nim świadczy Słowo, że pierwszy raz przyszedł ratować to, co zginęło (miłość) – por. Łk 19,10; J 12,47 – jednak drugi raz przyjdzie w Dniu Pomsty (Dniu Bożej odpłaty), aby wszystko osądzić, ujawniając sprawiedliwy gniew Boga – por. J 5,22; Rz 2,8; Rz 2,16; Kol 3,5-6; 2 Tm 4,1; Jud 15; Ap 15,1.

Świat (współczesna kultura) używa jednego słowa: „miłość”, do zunifikowanego opisu pięciu różnych zachowań i sytuacji, które w języku greckim mają różne określenia. Jest to niewątpliwie wyraźny znak zwodzenia świadczący o wzmożonej duchowej walce, w celu spłycenia i zmanipulowania Bożego przekazu o ratunku w Chrystusie. Świat całą swoją mocą pracuje nad tym, aby zafałszować przekaz Bożego Słowa i ugruntowywać w społecznym myśleniu jego złe zrozumienie. To, co w języku greckim bywa opisywane pięcioma różnymi słowami: epithymia, eros, storge, filia, agape, świat często opisuje jednym słowem „miłość”.

Jak wspomniano już wyżej, postawa Boga wobec ludzi jest w NT zasadniczo opisywana słowem agape (czas. agapao). Niesie ono w sobie opis postawy ofiarnej Bożej miłości polegającej na bezinteresownym świadczeniu dobra innym, także wtedy gdy obdarowani na takie dobro wcale nie zasługują. Słowo to nie ma w sobie żadnego zabarwienia emocjonalnego, lecz wyraża osobistą decyzję działania wypływającą z wolnej woli tego, kto decyduje się na wyświadczenie dobra. W grece antycznej znaczenie tego słowa dość długo ewoluowało, aby w koine (język NT) osiągnąć przedstawiony wyżej sens.

Agape pojawia się w NT prawie 120 razy, a agapao ponad 130 razy. Warto powtórzyć, że w rozumieniu NT agape nie wyraża emocji, nie jest sentymentalizmem, lecz opisuje postawę świadomego wyboru i ofiarnego działania. Jest to działanie pomimo, czyli chodzi o wyświadczanie komuś dobra, nawet gdy dana osoba na to dobro wcale nie zasługuje. Agape ukazuje więc cechę charakteru tego, kto w ofiarny sposób wyświadcza drugiemu dobro, a nie wartość osoby obdarzanej dobrem. To, że ktoś doświadcza miłości agape, wcale nie świadczy o tym, że zasługuje na tę miłość lub że jest wspaniały w oczach osoby obdarzającej go dobrem. Agape to postępowanie wynikające z wyboru dobra jako podstawowej wartości działania. W postawie agape emocje są bez znaczenia. Mogą być oczywiście wsparciem, lecz najczęściej są przeszkodą, którą trzeba pokonać. Jeśli wpływają na działanie, wówczas nie jest to postawa typu agape, lecz jakaś inna relacja (np. filia czy storge).

Bóg, którego cechą charakteru jest postawa ofiarnej miłości, oczekuje również takiej postawy od swych duchowych dzieci. Obecność postawy ofiarnej miłości w życiu wierzących jest jak duchowy kod genetyczny DNA Bożego Życia. To jej obecność w życiu człowieka jest najmocniejszym dowodem tego, iż dana osoba jest zanurzona w Ducha Bożego, czyli w Ducha Chrystusa (patrz też Ga 5,22-23). Ofiarna postawa Bożej miłości jest najważniejszym ZNAKIEM Bożego DNA, po którym można poznać, kto rzeczywiście jest uczniem Jezusa (por. J 13,35). Drugim znakiem jest owoc życia danego człowieka (por. Mt 7,16-20 i Ga 5,22-23).

W tym zestawieniu posiadanie darów duchowych nie jest żadnym świadectwem Bożego duchowego DNA, a jedynie wyrazem „technicznego” obdarowania dla budowania wspólnoty Bożego ludu. Wiadomo bowiem, że dary duchowe mogą być źle wykorzystywane (np. w celach egoistycznych), mogą nawet stać się przyczyną problemów we wspólnocie. Tymczasem ofiarna Boża miłość nigdy nie stanowi takiego zagrożenia, ponieważ „cechuje [ją] cierpliwość i uprzejmość wobec innych. Kto trwa w ofiarnej postawie Bożej miłości, temu obca jest zawiść. Taki człowiek nie puszy się, nie wynosi nad innych, nie zachowuje się po chamsku, nie jest samolubny ani złośliwy, nie rozpamiętuje swoich krzywd i nie czerpie satysfakcji z niesprawiedliwości, lecz zawsze współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, nigdy nie traci ufności ani nadziei, gdyż – trwając w postawie ofiarnej Bożej miłości – potrafi wszystko przetrwać. I pamiętajcie: ofiarna Boża miłość nigdy się nie poddaje – ona nigdy nie ustaje!” (1 Kor 13,4b-8a NPD).

W Liście do Galatów Apostoł Paweł ujął to jeszcze w inny sposób. Stwierdził tam, że ZNAKIEM Bożego DNA jest „postawa ofiarnej Bożej miłości, którą cechuje prawdziwa radość, pokój, wielkoduszność, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność i powściągliwość. Jeśli tak postępujemy, to Prawo Boże nie ma wobec nas zastosowania. Dlatego tak łatwo jest rozpoznać tych, którzy należą do Chrystusa. Oni bowiem – wzorem Jezusa – ukrzyżowali swoją starą naturę wraz z jej namiętnościami i pożądaniami” (Ga 5,22b-24 NPD). Taki owoc życia według ducha poddanego Bożemu Duchowi przynosi Niebiańskiemu Ojcu chwałę (por. J 15,8).

Chociaż główny przekaz mówiący o ofiarnej Bożej miłości objawionej ludziom W CHRYSTUSIE jest w NT realizowany za pomocą rzeczownika agape oraz czasownika agapao, to oczywiście rozumiemy, że Bóg stworzył również eros, storge oraz filia. W całej Biblii możemy zauważyć, iż Bóg swój związek z ludem, który w Nim składa zaufanie i wiąże się z Nim przymierzem, porównuje do relacji małżeńskiej. Taką relację Bóg wzbogaca poprzez nasycenie jej filia, storge i ginosko (odpowiednik eros). Odstąpienie ludu od osobistej z Nim relacji nazywa zdradą, cudzołóstwem, ohydą i hańbą. W szerokim znaczeniu na opisanie tego typu zachowań Biblia w ST stosuje słowo hebr. zanah, a w NT i w Septuagincie gr. porneia. Relacja Boga z Izraelem, który był pierwociną Ludu Bożego, została opisana np. w Księdze Ozeasza jako małżeństwo proroka z prostytutką. Z kolei relacja Boga z ludem wiary – tzn. zapowiedzianym i obiecanym Abrahamowi Ludem Bożym – ukazana jest (np. w Mt 25,1-13, Ef 5,21-33 czy Ap 21,2-9) jako związek Oblubieńca i Oblubienicy. Widzimy zatem, że osobiste doświadczenie (poznanie) Boga i doświadczenie Jego agape, storge i fileo są dostępne tylko dla tego człowieka, który zaufał Bogu, który jest z Nim w relacji Oblubieniec – Oblubienica. Dla ludzi, którzy nie ufają Bogu, relacja osobistego związku z Bogiem nie jest w ogóle dostępna. Oni pozostają w relacji osobistej odpowiedzialności za odrzucenie Bożej propozycji zawarcia uniewinniającego ich (wykupującego) małżeństwa. Brak decyzji wejścia w taki związek jest de facto odrzuceniem samego Boga. Ludzie, którzy to czynią, w ramach konsekwencji własnego wyboru staną kiedyś w obliczu Najwyższego Sędziego, który zgodnie z Bożym Prawem dokona Sądu. Karą za najmniejszy grzech (choćby tylko jeden i popełniony raz, nawet jedynie w myślach) lub choćby tylko jedno zaniechanie dobra będzie wieczna Śmierć, czyli nigdy niekończące się potępienie. Będzie to wieczna egzystencja w oddaleniu od Boga, w środowisku obrazowo opisanym przez Apostoła Jana jako „ogniste jezioro płonącej siarki” razem z szatanem i jego aniołami (demonami), w bólu i cierpieniu, bez żadnej nadziei i szansy na jakąkolwiek zmianę w przyszłości.

Najwyższy nie pozostawia żadnej wątpliwości. W trzecim rozdziale Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie w relacji Jana wyraźnie pokazuje, że jest tylko jedna droga do wejścia w osobisty związek (małżeństwo) z Bogiem. Jest nią Jezus Chrystus, w którym Bóg objawił się na Ziemi i dlatego w Nim udostępnił swoje miłosierdzie, swoją łaskawość i swoje przebaczenie. Tylko przez zanurzenie się W CHRYSTUSA i trwanie w Nim człowiek może dostąpić udziału w Bożym dziedzictwie. Życie i trwanie W CHRYSTUSIE musi jednak zawsze mieć swój początek. Tym początkiem jest opamiętanie się (nawrócenie – gr. metanoia), które polega na zasadniczej przemianie myślenia i postępowania. To ono musi poprzedzać złożenie przez człowieka ufności w Chrystusie. Takie wydarzenie jest w Biblii nazywane → Duchowym narodzeniem, → Narodzeniem z Bożego Ducha, → Nowym narodzeniem, → Powtórnym narodzeniem.

Odpowiednikiem słowa gr. agape jest w języku hebrajskim ahb, które czyta się: ahaw. W manuskryptach świętych pism hebrajskich składa się ono z trzech liter: AHB. Znaczenie pierwszej aleph (A) jest identyfikowane ze słowem „wódz”, „przywódca”, „pierwszy”. Znaczenie ostatniej litery bet (B) to „dom”. Gdyby nie było litery środkowej, to te dwie litery zestawione razem tworzyłyby słowo AB oznaczające „ojciec” (abba to jego rozwinięta forma). Jednak pomiędzy literami A i B znajduje się litera heh (H), która w języku hebrajskim symbolizuje Bożego Ducha w Jego delikatnym, ożywczym tchnieniu. Ta niezwykła litera występuje aż dwa razy w tetragramie JHWH. Widać z tego, jak wielkie znaczenie i jak ważny kontekst słowu agape dodaje jego hebrajski odpowiednik ahaw.

Jednym z największych problemów we współczesnym chrześcijaństwie (obok fałszywego nauczania o roli i działaniu → Ducha Świętego Boga) jest emocjonalizowanie kwestii Bożej miłości. Na bazie sformułowania „Bóg cię kocha” są budowane całe konstrukty teologiczne. Niestety, zwykle profilują one Boga jednostronnie i nie uwzględniają innych Jego cech (jak np. świętość czy sprawiedliwość), przez co stwarzają Jego obraz nieoddający prawdy nauczania NT.

Patrz też → Miłość.


[1] Biblia wyraźnie zaświadcza, że wszyscy ludzie są Bożymi stworzeniami, które od czasu wejścia grzechu do świata żyją w buncie wobec Najwyższego. Dlatego nazywani są „synami buntu” lub „dziećmi przekleństwa” (por. Ef 2,2; Kol 3,6; 2 P 2,14). Dziećmi Bożymi są tylko ci, którzy narodzili się duchowo (por. Rz 9,8). Dużo o tym mówi Pierwszy list Jana. Więcej w haśle → Dziecięctwo Boże.

Boża sprawiedliwość

Sprawiedliwość jest działaniem polegającym na sprawianiu (wprowadzaniu w życie) prawości. Biblia wielokrotnie mówi o tym, że tylko Bóg jest sprawiedliwy (por. Wj 9,27; Pwt 32,4; 2 Krn 12,6; Ne 9,33; Ps 7,10; Ps 9,5; Ps 116,5; Ps 119,137; J 17,25; Rz 3,26; Ap 16,5), co związane jest również z Jego funkcją Najwyższego Sędziego (por. Ps 9,5; Ps 7,12; Ml 2,17). To On określa, co jest sprawiedliwe, a co nie. Wynika to z Jego charakteru i działania. Świat często próbuje postawić koncepcję sprawiedliwości ponad Bogiem, jakby idea sprawiedliwości była czymś większym niż sam Bóg. System wartości świata próbuje ignorować wyłączność kompetencji Boga do decydowania o tym, co jest sprawiedliwe, a co nie. Tymczasem to punkt widzenia Najwyższego jest punktem odniesienia do właściwego zrozumienia, czym jest sprawiedliwość, gdyż tylko Bóg definiuje ją w sposób absolutny. Ludzka sprawiedliwość – niezależnie od ustroju społecznego – reprezentuje jedynie ludzkie wyobrażenia, a przeważnie jest odzwierciedleniem interesów grup społecznych czy politycznych mających wpływ na legislację. To właśnie te grupy lub jednostki próbują na nowo definiować pojęcie „sprawiedliwość” oraz wpływać na społeczne kształtowanie moralnego jej zrozumienia. Takie podejście do sprawiedliwości stwarza wrażenie, że ona sama w sobie jest wartością absolutną. Szczególnie widać to w społeczeństwach o tzw. ustroju demokratycznym[1], które w swej pysze sądzą, że nawet Bóg musi się im podporządkować. Nic bardziej mylnego. Taki sposób myślenia jest zwykłym bałwochwalstwem!

Podejmowanie prób wyznaczania innych standardów sprawiedliwości niż Boskie (niezależnie od tego, czy są czynione przez władzę świecką, czy kościelną) jest w perspektywie eschatologicznej z góry skazane na porażkę, gdyż żaden człowiek nie jest prawdziwie sprawiedliwy (por. Koh 7,20; Rz 3,10), a każda niesprawiedliwość wzbudza Boży gniew i separuje człowieka od Boga (por. Łk 13,27). Bóg nienawidzi nie tylko grzechu, lecz także ludzi go popełniających. Pogląd ten nie jest popularny w kręgach współczesnej psychologii[2], ale prawdziwy w świetle przekazu biblijnego (por. Ps 5,5-6; Mt 7,23; Ap 21,8; Ap 22,15).

Celem → Bożego Prawa, które przez Mojżesza zostało nadane Izraelitom, było ukazanie Bożej świętości i sprawiedliwości, które de facto nie są osiągalne dla jakiegokolwiek człowieka. Dlatego celem tego Prawa nigdy nie było doprowadzenie Hebrajczyków do zbawienia, ale do zrozumienia, jak bardzo potrzebują tego zbawienia z rąk Najwyższego (por. Ga 3,10-12 oraz Ga 3,19-24). To zbawienie (czyli uwolnienie od mocy, wpływów, konsekwencji oraz obecności grzechu) istnieje tylko w Chrystusie (por. Rz 3,21-24). Tylko w Nim człowiek może dostąpić → nadania Bożego statusu sprawiedliwości, co jest tożsame z otrzymaniem tytułu „sprawiedliwy” i oznacza uznanie kogoś za godnego relacji z Bogiem. Dla żadnego człowieka w żadnych czasach nie było i nie jest to możliwe poza Chrystusem. Bóg jest na to zbyt święty. Dlatego Bóg osobiście, w osobie Jezusa z Nazaretu, dokonał dzieła odkupienia ludzi z grzechu i dlatego w Chrystusie (i tylko w Nim) mogą oni otrzymać godność sprawiedliwych (por. Rz 1,16-17; Rz 3,21-22; Rz 5,21; Ef 4,24; Flp 3,9) jedynie przez zanurzenie się i trwanie w Jego sprawiedliwości (sprawiedliwość nadana).

Plan zbawienia (opisany w Ef 1), czyli doprowadzenia ludzkości do standardu Bożej sprawiedliwości, wymagał ustanowienia wiekuistej ofiary za grzech ludzkości, którą na sobie miał ponieść Boży Baranek – Mesjasz, jedyny prawdziwie Sprawiedliwy. Dlatego wierzący powinni zabiegać przede wszystkim o to, by w obecnym życiu „nasiąkać” Jego charakterem (por. 1 Kor 1,30). W Dniu Ostatecznym każdy człowiek zostanie osądzony według swej postawy wobec Chrystusa – tzn. czy zgodnie z Dobrą Wiadomością o ratunku w Chrystusie poddał się Chrystusowi, zanurzył się w Jego Ducha i wytrwał w Jego Słowie. Tego dnia nie będzie chodziło o ustalenie poziomu wiedzy biblijnej ani przekonań filozoficzno-teologicznych danej osoby, ale o to, czy jej postawa serca i zaufanie do Bożego Słowa wyrażały się osobistym posłuszeństwem Jezusowi Chrystusowi, który nie tylko jest wcielonym Bożym Słowem, ale też Tym, który na przestrzeni wieków objawiał się jako Bóg JESTEM (por. Dz 7 ze szczególnym naciskiem na Dz 7,52-53 oraz Wj 3,14). Jezus podkreślał bardzo mocno, że w Dniu Sądu kluczowe znaczenie będzie miało to, jak ktoś odnosił się do Jego Słowa (por. J 12,48; Ap 19,11-16).

Prawdziwe przyjęcie łaski i tytułu sprawiedliwości w Chrystusie skutkuje zawsze duchowym owocem (zmianą stylu życia – por. 1 J 1,5-2,11 oraz 1 J 2,28-3,24). Trudno mówić o prawdziwym nawróceniu, jeśli w człowieku nie ma owocu nawrócenia. Kluczową sprawą w opamiętaniu się jest „śmierć dla grzechu” (por. Rz 6,1-7), a więc zerwanie z grzechem, wypowiedzenie mu posłuszeństwa. Konsekwencją uznania człowieka za sprawiedliwego w Chrystusie jest uwolnienie go spod przemożnego panowania grzechu. Zatem żaden chrześcijanin nie musi już więcej grzeszyć (chociaż pokusy nigdy nie ustają). Nie ma takiej mocy, która mogłaby go zmusić do grzechu. A jeśli zdarzy mu się upaść i zgrzeszyć, jest to wyłącznie wyraz jego słabości w wierze, za co powinien szczerze przeprosić PANA i przejść proces ponownego zgodzenia się z Bogiem (gr. homologeo – por. 1 J 1,5-9) w sprawie grzechu, aby mógł dalej bez przeszkód wzrastać w uświęceniu (tzn. w procesie uwalniania się od wpływów grzechu).

Sprawiedliwość Boga w czasach ST objawiała się wymierzaniem kar za złe postępki. Jednak i wtedy Najwyższy okazywał swoje miłosierdzie oraz przychylność wobec skruszonych grzeszników. W czasach nam obecnych, gdy żyjemy w Eonie Łaski, który jest swoistym czasem moratorium na wykonanie sprawiedliwości, nie zawsze jest łatwo dostrzec tę cechę Bożego charakteru. Bóg podjął bowiem decyzję o powstrzymaniu wykonywania swej sprawiedliwości aż do Dnia Sądu Ostatecznego (Dnia Odpłaty, Dnia Gniewu). Dopiero w tym Dniu Bóg odpłaci wszystkim grzesznikom za ich niegodziwości. Ustanowienie przez Sprawiedliwego Boga Eonu Łaski jest czasem szansy danej każdemu człowiekowi do uświadomienia sobie własnej grzeszności i opamiętania się. Ma to być również czas głoszenia, że ratunek jest tylko W CHRYSTUSIE, który jest Bożą sprawiedliwością (por. 2 Kor 5,21). Dla wielu osób wielkość Bożej łaskawości, która w obecnym czasie powstrzymuje wykonywanie przez Najwyższego Jego sprawiedliwości, jest nie do ogarnięcia. Gdy w swym życiu stykają się z wielką nieprawością, nieopisanym złem, pogromami całych narodów i ludów, zaczyna się im wydawać, że nie ma Boga, bo gdyby był, toby „przecież nie dopuścił do czegoś takiego”. Ich wątpliwości narastają i pogłębiają się, gdy stykają się z bezbrzeżną podłością, nieopisaną chciwością i taką bezwzględnością zdegenerowanych oprawców, która nie występuje nawet wśród dzikich zwierząt. Cierpienie duszy, a niejednokrotnie również straszliwe cierpienia fizyczne związane z doświadczaniem najwymyślniejszych tortur sprawiają, że nadzieja opuszcza ich serca, a umysły odrzucają myśl o sprawiedliwym Bogu, który dysponuje wszechpotężną i niczym nieograniczoną władzą nad całym stworzeniem. Tylko nielicznym udaje się zachować w sercach niewzruszone przekonanie, że ich cierpienie będzie kiedyś – w Dniu Sądu Ostatecznego – niezbitym dowodem na to, iż prawda o Bożej łaskawości i sprawiedliwości mocno zakorzeniła się w ich sercach. To właśnie zostanie pokazane innym ludziom jako przykład wiary (zaufania do PANA), na świadectwo potępienia tych, którzy nie zaufali do końca Bożej sprawiedliwości w Chrystusie.



[1] Nazwa „demokracja” pochodzi od złożenia gr. demos (lud) i kratos (władza). Oczywiście zakres demokracji zależał od tego, kto był zdefiniowany jako „lud” oraz jaki był konstrukt sprawowania „władzy”. Z uwagi na elastyczne podstawy definicji swych „fundamentów” demokracja jest systemem niezwykle podatnym na różnego typu manipulacje, co szczególnie skutecznie udaje się tym ośrodkom wpływu, które w swoich rękach trzymają środki komunikacji idei i myśli (media).

[2] Współczesna afirmacyjna psychologia „chrześcijańska” lubi twierdzić, że co prawda Bóg nienawidzi grzechu, ale miłuje grzesznika. Ten podgląd zrodził się jako nadinterpretacja tego, czym jest Boża miłość i jak się ona objawia. Biblia jednak wyraźnie mówi, że Bóg nie chce mieć nic do czynienia z grzesznikami i dlatego wzywa cały świat do opamiętania się i przyjęcia Jego sprawiedliwości w Chrystusie → J 3,16 – Aspekty tłumaczeniowe i teologiczne.

Boża suwerenność

Boża suwerenność jest jednym z atrybutów (cech charakteru) Boga. Bóg jest Bytem niezależnym i samowystarczalnym. Istnieje w postaci duchowej (por. J 4,24), co znaczy, że dla ludzi jest niewidzialny i niepojęty. Z tego względu opisanie Go nie byłoby możliwe, gdyby On sam nie zechciał objawić cech swojego charakteru. Jednak Bóg zechciał to uczynić i przez wieki czynił to progresywnie przez:

 

    1.  Dzieło stworzenia, którego dokonał swym Słowem (por. Rz 1,19-20);

    2.  Spisane Słowo (Słowo Boże, Biblia, Pismo św.) – por. 2 Tm 3,16;

    3.  Wcielone Słowo w Postaci Jezusa Chrystusa, Syna, w którym Bóg ogołocił samego siebie i stał się widzialny w ludzkiej postaci (por. J 1,1-3; J 1,14; Flp 2,6-11; Kol 1,15-20; Hbr 1,1-2).

Dzieło stworzenia widzialnego świata – przez swój ogrom i harmonię – ujawnia wielkość, wieczność, mądrość i potęgę Boga. Jeżeli ktoś przyjmuje fakt, że Bóg jest Stwórcą wszystkiego, wynika z tego, iż ma On władzę nad wszystkim, co stworzył, i jest niezależny od istot oraz rzeczy przez siebie stworzonych. Również może uczynić ze swoim stworzeniem, cokolwiek chce. To bowiem jest istotą suwerenności.

Pismo święte mówi, że Bóg nie tylko stworzył świat widzialny, ale także niewidzialny. Oba te światy są obdarzone możliwością działania i wzajemnego wpływu. Istnieją w nich byty zniszczalne i niezniszczalne. Cheruby, serafiny, aniołowie są przykładami bytów niezniszczalnych. Człowiek w postaci materialnej jest zniszczalny, ale w części niematerialnej (duch, dusza) jest również niezniszczalny. Bóg, stwarzając byty niezniszczalne, w pewnym zakresie dokonał samoograniczenia zakresu swych przyszłych działań, z góry podejmując decyzję, iż nigdy nie dokona ich pełnego unicestwienia. Dlatego kara za grzech tych istot (aniołów czy człowieka) jest wieczna. Jednak z drugiej strony zbawienie także zawiera w sobie element wieczności przez to, że Bóg dopuszcza osoby, które wytrwają w Jego planie zbawienia, do swego odwiecznego i nieskończonego Życia. Apostoł Paweł napisał: „Bóg bowiem nigdy nie postępuje tak, by miał żałować swych decyzji, niezależnie od tego, czy udziela komuś daru, czy też wyznacza kogoś do realizacji jakiegoś zadania” (Rz 11,29 NPD). Pokazuje to, że Bóg w swym niezrównanym charakterze podejmuje decyzje z nadzwyczajną mądrością, tak iż Jego samoograniczenie przyszłej decyzyjności nie ogranicza Jego suwerenności. Nie każda decyzja Boga ma nieodwołalny charakter. Bardzo wiele decyzji powziętych przez Niego jest warunkowych – uzależnionych od działań człowieka. Znakomity przykład znajdujemy w Księdze Powtórzonego Prawa. Cały rozdział 28 tej księgi jest opisem Przymierza zawartego przez Boga z Izraelem. Pierwsze 14 wersetów mówi o błogosławieństwach, jakie staną się udziałem Izraela, jeśli będzie on posłuszny Słowu (Głosowi) PANA. Kolejne 45 wersetów omawia kary (przekleństwa), jakie będą udziałem ludu, jeśli przestanie być posłuszny Słowu (Głosowi) PANA. Spójrzmy na wybrane:

 

Jeżeli będziesz słuchał głosu PANA, twojego Boga, stosując się do wszystkich Jego przykazań, które On przeze mnie ci dzisiaj daje, wtedy PAN – twój Bóg – wyniesie cię wysoko, ponad wszystkie ludy zamieszkujące ziemię, którą On ci daje. Jeżeli będziesz posłuszny temu, co mówi PAN – twój Bóg – spłyną na ciebie błogosławieństwa. Będzie ci się powodziło w mieście i na polu. Powodzenie będzie towarzyszyło twojemu potomstwu, plonom twojej ziemi i twojemu bydłu. Będzie się ono mnożyć obficie – wszystkie twe zwierzęta włącznie z owcami. Pełny będzie twój kosz i twoja misa. Będziesz bezpieczny, przychodząc i wychodząc. Gdy twoi wrogowie ruszą przeciw tobie, PAN sprawi, że na twoich oczach zostaną pobici. I choć jedną drogą wyruszyli, aby z tobą walczyć, siedmioma będą przed tobą uciekać. PAN – twój Bóg – rozkaże, aby bogactwo i spełnienie było w twoich spichlerzach i w każdym twoim działaniu. On także pobłogosławi ci w ziemi, którą ci daje. (Pwt 28,1-8 NPD)

 

A jeśli nie usłuchasz głosu PANA – twojego Boga – i nie będziesz stosować się do wszystkich Jego przykazań i przepisów, które On przeze mnie ci dzisiaj daje, wówczas spadną na ciebie następujące przekleństwa i dosięgną cię niechybnie. Będziesz przeklęty w mieście i na polu. Przeklęty będzie twój kosz do zbioru plonów i misa do wyrobu ciasta. Przeklęte będzie twoje potomstwo, przeklęte będą plony twojej ziemi i bydło: wszystkie nowo narodzone zwierzęta i cały przychówek twoich owiec. Będziesz przeklęty, przychodząc do domu i z niego wychodząc. PAN rzuci na ciebie przekleństwo, zamieszanie i niepowodzenie w każdym działaniu, którego się podejmiesz, aż zostaniesz zmiażdżony i zginiesz z powodu złego postępowania, którym pokazałeś, że odstąpiłeś od Niego. PAN sprawi, że w ziemi, do której idziesz, by wziąć ją w posiadanie, przylgnie do ciebie zaraza, która cię wytraci. PAN dotknie cię wycieńczeniem, gorączką, zapaleniem, poparzeniem, mieczem, zwarzeniem mleka i pleśnią zbóż. Będą one cię prześladowały, aż zginiesz. Niebo nad twoją głową będzie zamknięte. Nie doświadczysz ani słońca, ani deszczu, a ziemia pod twymi nogami nie wyda żadnego plonu. PAN sprawi, że na twoją ziemię spadnie tuman kurzu i pyłu, który doprowadzi cię do wyniszczenia. (Pwt 28,15-24 NPD)

 

Zatem, w zależności od postępowania Izraelitów, mogło dokonać się jedno albo drugie. Wniosek generalny, jaki z tego wypływa, jest taki, że zarówno byty duchowe, jak i ludzie zostali obdarowani przez Boga, zgodnie z Jego suwerenną decyzją, rozmaitymi możliwościami wyboru i podejmowania własnych decyzji. Z Pisma św. wiemy, że spora część aniołów zbuntowała się. Zgrzeszył również człowiek. Fakt, że Bóg stworzył istoty zdolne do moralnych wyborów, oznacza, że On przez samoograniczenie swej suwerenności pokazał, iż nie jest tyranem czy autokratą, pozostawił bowiem swemu stworzeniu istotny zakres wolności. Czy to oznacza, że Bóg abdykował ze sprawowania władzy nad światem? Absolutnie nie! On nadal ma nad nim kontrolę i nieustannie działa w świecie, jednak czyni to z poszanowaniem własnych, wcześniej podjętych decyzji. Zagwarantowanie stworzeniu znacznego zakresu wolności oczywiście nie wyklucza konsekwencji, z jakimi to stworzenie musi się liczyć i zmierzyć, gdy odwraca się od Stwórcy. Każda prawdziwa wolność generuje bowiem prawdziwą odpowiedzialność. Tylko bezrozumne istoty mogą przypuszczać, że istnieje coś takiego jak wolność (lub swawola) bez odpowiedzialności.

Obok nieodwołalnych decyzji suwerennego Boga istnieją jednak również Jego decyzje odwoływalne. W takich wypadkach człowiek może, poprzez pokorną modlitwę wiary, prosić o zmianę zaistniałej sytuacji. Korzystając z tego, Mojżesz w swojej niezwykłej modlitwie wstawienniczej ubłagał Boga, by Najwyższy nie unicestwił Izraela, co wcześniej postanowił dokonać. Bóg powiedział bowiem do Mojżesza: „Widzę, że jest to lud o twardym karku. Odstąp ode mnie, gdyż mój gniew rozpalił się przeciwko nim. Zgładzę ich, a z ciebie wyprowadzę inny wielki naród” (Wj 32,9b-10 NPD). Ponieważ Bóg jest zawsze prawdomówny, to jest oczywiste, iż decyzja zniszczenia Izraela zapadła. Najwyraźniej jednak w swoim miłosierdziu Bóg zostawił sobie wolność do zmiany tej decyzji i pójścia inną drogą. Nie stałoby się to, gdyby nie modlitwa Mojżesza. To znów prowadzi nas do kolejnego wniosku, że Bóg jest bytem w pełni wolnym, który czyni to, co chce. Jego możliwości wyboru są ogromne i nieograniczone, chociaż On sam korzysta z nich tylko zgodnie ze swym charakterem.

Klasycznym pytaniem w tym zakresie jest: „Czy Bóg jako istota święta może popełnić grzech, czy nie może?”. Tak postawione pytanie nie jest logiczne, bo każda prosta odpowiedź prowadziłaby do stwierdzenie ograniczoności Boga. Pierwszy wariant świadczyłby o Jego ograniczoności moralnej, drugi o ograniczoności Jego potęgi. Kłopot z takim pytaniem polega jednak na tym, że ono nie uwzględnia charakteru Boga, który czyni wszystko, co chce, zgodnie ze swym charakterem – i to właśnie jest objawem Jego suwerenności. Bóg nie jest Istotą zdeterminowaną. Dysponuje On nieograniczonymi możliwościami, ale zawsze działa w pełni integralnie, tzn. absolutnie zgodnie ze swym charakterem. A skoro Bóg jest Bytem w pełni wolnym i zawsze zadziała, jak chce, w zgodzie ze swym charakterem, to człowiek, który nie ma ani Jego możliwości, ani Jego charakteru, nie jest w stanie zrozumieć w pełni zależności ciężaru wolności, jaką został obdarowany. Co prawda nie może zrobić wszystkiego (np. nie może stwarzać słowem), ale i tak ma szerokie możliwości wyboru.

Biblia zaświadcza, że człowiek został stworzony na obraz Boga, a zatem ma wolną wolę. Kłopot człowieka jednak jest taki, że nie jest postacią w pełni integralną. Gdy może zgrzeszyć, zbuntować się lub czegoś nie zrealizować, najpewniej to zrobi. To odnosi się również do jego podejścia do pełnienia pełnej mądrości → woli Bożej. To uzmysławia nam, że suwerenność Boga nie determinuje wszystkich wydarzeń w świecie. Gdyby istoty stworzone przez Boga działały jak zaprogramowane roboty, nie istniałaby możliwości zaistnienia osobistego posłuszeństwa albo nieposłuszeństwa człowieka wobec Boga. Nie byłyby też możliwe: wiara i niewiara, miłość i nienawiść, wielbienie Boga zaś byłoby czynnością zupełnie mechaniczną. W Bogu wszystkie Jego cechy (atrybuty) pozostają w idealnej harmonii. Są w pełni i mądrze zintegrowane. Jedynie nam, grzesznym ludziom, trudno wyobrazić sobie, że Bóg może być jednocześnie Święty i Łaskawy, Miłujący i Sprawiedliwy, Daleki i Bliski, Suwerenny i Odpowiadający na prośby człowieka.

Gdy patrzymy na Boże stworzenie, możemy odnosić wrażenie, że Bóg w swojej suwerenności zdecydował, iż materia nieożywiona w skali mikro (na poziomie kwantowym) będzie zachowywać się w sposób chaotyczny i losowy (nie rozumiemy tych praw), jednak w skali makro będzie na ogół funkcjonowała według przewidywalnych Bożych praw, które nazywamy prawami fizyki. Jednak dzięki Bożej suwerenności wszystko znajduje się pod kontrolą i funkcjonuje znakomicie. Czasami Bóg zmienia niektóre swe decyzje, co można było zobaczyć choćby w tym, jak otworzył przed Izraelem wody Morza Czerwonego. Jednak historia nie jest wypadkową nieograniczonej wolności Boga i ograniczonej wolności stworzeń. Bóg, gdy trzeba, dokonuje swych interwencji, ale nie jako wszechwładny dyktator, lecz jako wyrozumiały Stworzyciel, a wobec swoich dzieci jako miłujący i miłosierny Ojciec. Wynika to z tego, że On chce mieć wokół siebie istoty, które będą Go miłować z własnej i nieprzymuszonej woli. Temu jedynie ma służyć Jego własne samoograniczanie swej suwerenności.

Boży plan zbawienia

Pismo św. bardzo wyraźnie pokazuje, że jest tylko jedna droga zbawienia (por. J 14,6; Dz 4,12; 1 Tm 2,5), czyli uwolnienia od mocy, wpływu, konsekwencji i ostatecznie od obecności grzechu. Od zawsze jest ona związana z działaniem samego Boga, który nie na darmo jest nazywany Zbawicielem (por. Ps 27,1; Ps 118,14; Iz 12,2; Dz 20,28; 1 Tm 4,10) i który objawił się ludziom w Jezusie Chrystusie (por. J 14,9; Dz 20,28). Już w Rdz 3,15 (tekst znany jako protoewangelia) Bóg zapowiedział swoją interwencję w tym zakresie. Tę obietnicę powtarzał przez wieki ustami proroków (więcej w haśle → Proroctwa mesjańskie w ST), aż w końcu objawił się wprost – w czasie swego wcielenia (por. J 1,1-5; J 10,30). Najpełniejszy opis planu zbawienia, który Bóg z góry wybrał (predestynował) przed założeniem świata, znajdujemy w Ef 1. Boży plan zbawienia jest przeznaczony (predestynowany) dla wszystkich ludzi (por. 1 Tm 2,4; Hbr 5,9). Został w pełni przygotowany, zrealizowany i zapłacony przez Boga, który sam poniósł pełny jego koszt, a ludziom udostępnił go W CHRYSTUSIE całkowicie za darmo. Plan ten obejmuje duchowe narodzenie (narodzenie z Bożego Ducha), które jest inicjacją obecności Bożego Ducha Uświęcenia (czyli Ducha Chrystusa) we wnętrzu człowieka. Duchowe narodzenie, które dokonuje się z nasienia Bożego Słowa, jest warunkiem koniecznym stania się Bożym dzieckiem (gr. teknon, nepios), które dalej karmiąc się Bożym Słowem i trwając w Duchu Chrystusa, dorasta, staje się duchowym nastolatkiem (gr. paidion i neaniskos). W tym czasie człowiek musi przejść proces oczyszczenia serca i myślenia (proces uświęcenia), aby – gdy już zostanie uznany za potomka zdolnego do dziedziczenia (gr. hyios) – mógł otrzymać przygotowane przez Boga dziedzictwo. Dopiero wówczas człowiek zostanie na zawsze uwolniony od mocy, wpływów, wiecznych konsekwencji i obecności grzechu (por. Ap 21,3-8).

Boży plan zbawienia W CHRYSTUSIE jest pewny i niewzruszony na wieki. Co więcej, jest dostępny dla każdego człowieka jako łaskawy dar Najwyższego (por. Ef 2,8-9). Nie można z niego skorzystać dzięki jakimkolwiek „zasługom”, nie można sobie na niego zapracować (czy to własnymi dobrymi czynami, czy to wypełnianiem religijnych obrzędów). Jedyną możliwością jest przyjęcie go z wdzięcznością i ze zrozumieniem, iż z woli Boga ma on pewne istotne ograniczenia i warunki, o których czytamy w Piśmie św. Być może właśnie dlatego nie każdy człowiek wchodzi na drogę zbawienia (por. J 3,21), a nawet spośród tych, którzy na tę drogę weszli, nie wszyscy kończą zwycięsko swoją podróż wiary (por. Ga 5,4; Ap 2,7.11.17.26; Ap 3,5.12.21; Ap 21,7).

Niestety, jest wielu nauczycieli[1] , którzy głoszą, że Boża łaska jest nieograniczona i bezwarunkowa, co w zasadniczy sposób przeczy świadectwu Biblii. W istocie Biblia jest pełna warunków. Większość obietnic Bożych jest również uwarunkowana. Także Boża łaskawość ma swoje granice, jest bowiem dostępna TYLKO W CHRYSTUSIE. Skorzystanie z niej jest możliwe jedynie pod warunkiem ukorzenia się przed Bogiem (uznania Go za jedynego Zbawiciela), poddania Mu swego życia i pełnienia Jego woli (uznania Go za PANA).

Jest też inna grupa kaznodziejów[2] , którzy tak mocno akcentują Bożą miłość, że w swym zapamiętaniu zdają się zapominać o Bożej świętości, Bożej prawości, Bożej sprawiedliwości czy Bożej suwerenności. Nauczają, iż Bóg wręcz „ściga ludzi swoją miłością”, i kreują wrażenie, jakoby Najwyższy nie mógł się obejść bez ludzkiej miłości. W skrajnej wersji zbliżają się wręcz do głoszenia obrazu boga według Spinozy[1], a nie Boga, którego przedstawia Biblia. Czasami ich nauczanie sprawia wrażenie, jakoby Bóg wręcz „żebrał” o odwzajemnienie się przez ludzi miłością. Nic bardziej mylnego. Bóg jest całkowicie niezależny od ludzkiego uwielbienia czy miłości, jednak jako uosobienie Prawdziwej Miłości chętnie, i to w sposób ofiarny, wyświadcza dobro, co jest sednem Jego miłości. Ofiarna Boża miłość (gr. agape) jest świadomą decyzją Najwyższego czynienia dobra i w żaden sposób nie jest podobna do ludzkiego emocjonalizmu (więcej na ten temat w haśle → Ofiarna Boża miłość). Fundamentalnym przejawem ofiarnej Bożej miłości dla grzesznych ludzi był łaskawy gest Najwyższego – otworzenia im drogi zbawienia od grzechu i jego konsekwencji, co uczynił w Chrystusie. Ten gest łaskawości został udzielony ludziom tylko raz i tylko w jeden sposób – wyłącznie w Osobie Jezusa (więcej w haśle → J 3,16 – Aspekty tłumaczeniowe i teologiczne). Tylko w Nim człowiek może doświadczyć prawdziwej Bożej miłości. Kaznodzieje „bezwarunkowej miłości” (tajemnicą pozostaje, gdzie w Biblii, pełnej warunków, znajdują oni takie określenie) budują często „teologię pluszowego misia” lub „teologię ciepłego budyniu terapeutycznego”, w których Bóg istnieje jako milusiński, kochany przytulaczek albo jako ciepły, przyjazny terapeuta, którego jedyną rolą jest pocieszanie znękanych pacjentów. Zdają się zapominać o zapowiadanym od wieków i nadchodzącym Dniu Gniewu PANA, w którym dokona On sądu nad wszystkimi i stosownie ukarze „wszystkich bezbożników za plugawe czyny, których się dopuszczali, i za harde słowa, którymi Go spotwarzali” (Jud 15). Nie wolno zapominać, że wielką część swego nauczania Jezus poświęcił ostrzeżeniom przed owym Dniem Sądu. Swoje słowa kierował nie tylko do mas, ale i do swych najbliższych uczniów.



[1] Baruch Spinoza (1632 – 1677) – żydowski filozof, urodzony i żyjący w Holandii. Zdobył wykształcenie w szkole sefardyjskiej, z które wyniósł zamiłowanie do Talmudu i kabalistyki. Po wykluczeniu z gminy żydowskiej za głoszenie nieortodoksyjnych poglądów, przyjął imię Benedictus. Fascynował się z jednej strony mistycyzmem i pateizmem Majmonidesa, z drugiej zaś racjonalizmem Kartezjusza i naturalizmem Hobbesa. W swoim dziele Etyka w porządku geometrycznym dowiedziona przedstawił tzw. propozycje. Propozycje 1-5 oraz 14 założyły fundamenty pod późniejszą filozofię New Age. Sprowadzały się bowiem do stwierdzenia „Nie istnieje żadna substancja, która by nie była Bogiem”. W ten sposób utożsamiał on Boga z materią – tzn. z przyrodą i naturą. Swoją etykę intelektualistyczną opierał na koncepcjach Sokratesa, Platona i Arystotelesa. Wiarę w istnienie osobowego Boga uważał za szkodliwą czym założył fundament pod kluczowe filary późniejszej ideologii marksistowskiej. Jego podglądy znane są w postaci teoretycznej wypowiedzi, z którą Bóg mógłby zwrócić się do człowieka, gdyby istniał. Wg Spinozy powiedziałby wówczas: „Przestań we mnie wierzyć! Wiara to tylko zgadywanie i wyobrażanie sobie.

Nie chcę, żebyś we mnie wierzył, chcę, żebyś mnie poczuł”. „Niech Twój stan umysłu będzie Twoim przewodnikiem!”. „Nie szukaj mnie na zewnątrz. Nie znajdziesz tam mnie. Szukaj mnie w sobie. Tam właśnie jestem – «w imię miłości»”. „Mój dom to góry, lasy, rzeki, jeziora, plaże, gdzie mieszkam i wyrażam Miłość do Ciebie”. Dzieła Spinozy są rozchwytywane przez świeckich Żydów z kręgów judaizmu humanistycznego.

Chanuka

Chanuka, czyli Święto Świateł. Żydzi świętują chanukę przez osiem dni, począwszy od 25. dnia miesiąca kislew (przełom naszego listopada i grudnia), na pamiątkę wydarzenia mającego miejsce w czasie powstania Machabeuszy, którzy po odbiciu Jerozolimy z rąk Seleucydów w 164 r. p.n.e. postanowili oczyścić świątynię po profanacji, jakiej dopuścił się w niej władca Syrii Antioch IV Epifanes. Więcej informacji historycznych można znaleźć w księgach deuterokanonicznych: 1 Mch 4,36-59; 2 Mch 1,18; 2 Mch 10,1-8. Częścią rytuału oczyszczenia miało być nieustanne (trwające osiem dni) palenie się lamp w świątyni. Jednak Machabeusze mieli niewielką ilość rytualnie czystej oliwy przeznaczonej do tych lamp. Mogło jej wystarczyć zaledwie na jeden dzień. Mimo to lampy paliły się całe osiem dni, co Żydzi odczytali jako Boże potwierdzenie (i Boży współudział) oczyszczenia świątyni. Jan w swojej relacji opisuje pobyt Jezusa podczas tego święta w Jerozolimie (por. J 10,22-42). Również Jan zrelacjonował rozmowę Jezusa z faryzeuszami (por. J 8,12-20), w czasie której PAN oświadczył, że to On jest Światłością daną temu światu (por. J 8,12). Do dzisiaj Żydzi podczas Chanuki zapalają w swych domach specjalne dziewięcioramienne chanukije (świeczniki chanukowe przypominające siedmioramienną → Menorę).

Patrz też → Jom Kippur; → Pascha, → Rosz ha-Szana; → Sukkot; → Purim; → Szawuot.

Daty powstania ksiąg Nowego Testamentu

Nie ma źródeł, które dawałyby definitywne odpowiedzi na pytania o daty powstania poszczególnych ksiąg NT, jednak Redakcja NPD dołożyła wielkiej staranności, aby podane niżej daty były jak najprecyzyjniejsze. Naukowcy różnią się (czasami bardzo) w kwestiach datowania ksiąg NT. Wynika to m.in. z faktu, że niektóre z ksiąg (szczególnie te większe) powstawały na przestrzeni jakiegoś czasu, a później były jeszcze redagowane. W podanym niżej zestawieniu przyjęliśmy szacunki, które były dla Redakcji NPD najbardziej przekonujące. Więcej informacji można znaleźć we wstępach do poszczególnych ksiąg biblijnych. W niniejszym zestawieniu ułożyliśmy je według najbardziej prawdopodobnej kolejności ich powstania lub finalnej redakcji.

Pierwszy list do Tesaloniczan – ok. 51 r.

Drugi list do Tesaloniczan – ok. 51 r.

Pierwszy list do Koryntian – ok. 53 r.

List do Galatów – ok. 53/54 r.

Drugi list do Koryntian – ok. 55/56 r.

List do Rzymian – ok. 57/58 r.

List do Hebrajczyków – ok. 60 r.

List do Efezjan – ok. 60/62 r.

List do Kolosan – ok. 60/62 r.

List Jakuba – ok. 60/62 r.

List do Filemona – ok. 61/62 r.

List do Filipian – ok. 61/62 r.

Pierwszy list do Tymoteusza – ok. 63/64 r.

List do Tytusa – ok. 64/65 r.

Dobra Wiadomość w relacji Marka – ok. 65/66 r.

Pierwszy list Piotra – ok. 65/66 r.

Drugi list Piotra – ok. 66/67 r.

Drugi list do Tymoteusza – ok. 67 r.

List Judy – ok. 67/69 r.

Dobra Wiadomość w relacji Mateusza – ok. 68/69 r.

Dobra Wiadomość w relacji Łukasza – ok. 68/69 r.

Dzieje wysłanników Chrystusa – ok. 69/70 r.

Dobra Wiadomość w relacji Jana – ok. 85/90 r.

Pierwszy list Jana – ok. 90/95 r.

Drugi list Jana – ok. 90/95 r.

Trzeci list Jana – ok. 90/95 r.

Apokalipsa w relacji Jana – ok. 95 r.

Eon

Gr. aion – umowne pojęcie czasu stosowane zarówno w geochronologii, jak i w narracji biblijnej.

W geochronologii jest jednostką formalną dzielącą się na ery i odpowiada jednostce chronostratygraficznej zwanej eonotem. W języku biblijnym eon nie jest pojęciem tak bardzo technicznym, jednak i tu pełni funkcję makrookreślenia epok w historii zbawienia.

W Biblii wyróżniamy następujące eony: 

    1.  Eon Stworzenia (od stworzenia do wygnania pierwszych ludzi z Raju). W tym czasie nie było grzechu na świecie, a ludzie mieli nieskrępowany dostęp do Boga. Życie na Ziemi funkcjonowało zgodnie z Bożym planem. Nie było śmierci i zepsucia (por. Rdz 1,1-2,25).

    2.  Eon Prawa Naturalnego (od wygnania pierwszych ludzi z Raju do dnia udzielenia Abrahamowi Obietnicy). W tym czasie grzech wszedł na świat i stał się przyczyną zerwania relacji między Bogiem a ludźmi. Zapanowały śmierć i zepsucie (por. Rz 5,12-14).

    3.  Eon Obietnicy (od dnia udzielenia Abrahamowi Obietnicy do dnia nadania Prawa Izraelowi). Chociaż dalej obowiązują konsekwencje grzechu (w tym śmierć), to od dnia udzielenia Abrahamowi Obietnicy Potomka (Zbawiciela) rozpoczyna się formalnie bieg historii zbawienia przez wiarę (por. Ga 3,6-9).

    4.  Eon Prawa Mojżeszowego (od dnia nadania Prawa Izraelowi do dnia powszechnego wylania Ducha Chrystusa). Chociaż dalej obowiązują konsekwencje grzechu (w tym śmierć) oraz obowiązuje Obietnica Zbawiciela udzielona Abrahamowi, Bóg wprowadza w życie Izraela Prawo Mojżeszowe, które będzie mu służyć jako wychowawca mający doprowadzić go do Chrystusa (por. Ga 3,19-29). Ponieważ Prawo wskazywało kary za grzech, Bóg w tym czasie w widoczny sposób reaguje na grzech – okazuje gniew z jego powodu i dość szybko karze ludzi, którzy się go dopuszczają.

    5.  Eon Łaski, zwany też Eonem Prawa Chrystusowego albo Eonem Ducha Bożego (od dnia powszechnego wylania Ducha Chrystusa do Dnia Sądu Ostatecznego). Dalej obowiązują konsekwencje grzechu (w tym śmierć), ale Obietnica dana Abrahamowi już się wypełniła, zaś Prawo Mojżeszowe straciło swój sens, gdyż Chrystus jasno ogłosił swoją Dobrą Wiadomość o Bożym Królestwie i jako Baranek Boży złożył z siebie jedną ofiarę raz na zawsze (por. Hbr 10,10-12). Bóg zaprzestał widocznego okazywania gniewu z powodu grzechu. Ten gniew zbiera się teraz w Niebiosach, ale nie wylewa na Ziemię (por. Rz 1,18). Obecnie okazuje On swoją łaskawość, dając każdemu człowiekowi szansę na wejście do swego Królestwa przez Chrystusa (por. J 14,6; Dz 4,12; 1 Tm 2,4-5 oraz Ga 3,20).

          6.  Eon Chwały dla ludzi, którzy wytrwali w Chrystusie (od Dnia Sądu Ostatecznego na wieki). Wszystkie poprzednie eony zostaną trwale zakończone. Nie będzie już grzechu ani jego konsekwencji (śmierci i zepsucia). Społeczność ludzi z Bogiem zostanie na stałe przywrócona (por. Ap 21,1-4). Dla ludzi, którzy nie związali się trwale z Chrystusem, Eon Chwały będzie czasem wiecznego potępienia wraz z siłami ciemności (por. Ap 21,8).

Filip Apostoł

Filip pochodził z Betsaidy. Zanim stał się Apostołem Jezusa z Nazaretu, był uczniem Jana zwanego Chrzcicielem. To on przyprowadził Natanaela do Jezusa. Czasami Filip Apostoł jest mylony z Filipem, diakonem wspólnoty jerozolimskiej (por. Dz 6,5; Dz 8,5-40; Dz 21,8), o którego życiu wiemy nieco więcej. Biblia nic nie wspomina o śmierci Filipa Apostoła. Jedna z legend mówi, że za panowania Domicjana został ścięty w Hierapolis, inna, że został ukrzyżowany głową w dół. Pseudo-Abdiasz i Herakleon twierdzili, że zmarł śmiercią naturalną.

Gehenna

Gr. Gehenna, czyli dolina Hinnom (hebr. Ge-Hinnom), znajdowała się tuż za południowym murem Jerozolimy. W czasach pogańskich w tej dolinie sprawowano pogański kult Molocha. W czasach Jezusa z Nazaretu było to wielkie miejskie śmietnisko, do którego wyrzucano wszelkie odpady i nieczystości. Śmietnik ten palił się bez przerwy i straszliwie cuchnął, dlatego był kojarzony ze zniszczeniem i potępieniem. Gehenna stała się w nauczaniu Jezusa symbolem miejsca wiecznej kaźni. Gromadziły się tam sępy żywiące się ścierwem (por. Mt 24,28). Gehenna była również miejscem porzucania ciał samobójców i krzyżowanych przestępców, których nie grzebano. Tam dokonywał się ich rozkład, a w końcu, tląc się w ogniu, który był tam stale utrzymywany, ulegały one zniszczeniu (por. Dz 1,18).

Gehenna była także przenośnią odnoszącą się do innych miejsc identyfikowanych z potępieniem, jak gr. abyssos czy tartaros. Słowa te są czasami tłumaczone nieprecyzyjnie jako „Otchłań” (kraina zmarłych). Jednak Otchłań ma w Biblii inną nazwę: gr. Hades, hebr. Szeol. W niej zlokalizowane są zarówno Piekło (gr. Abyssos, Tartaros), jak i Raj (gr. Paradeisos), które mają charakter swoistej „poczekalni” zlokalizowanej w krainie zmarłych, gdzie ludzie, w postaci duszebnej – po odejściu z tego świata, oczekują na Sąd Ostateczny. Wszyscy ci ludzie znajdują się pod strażą istot (tzw. strażnicy bram Otchłani), które służą Bogu, pilnując, by nikt bez zgody PANA nie wydostał się z Otchłani. Jednak w Mt 16,18 Jezus wspomina, że owi strażnicy bram Otchłani nie będą mieć mocy nad tymi, których On sam, tzn. Jezus – mający klucze do Otchłani (por. Ap 1,18) – wyprowadzi z Raju do odwiecznego i nieskończonego Życia. Gdy to się już dokona, Otchłań zostanie zlikwidowana (por. Ap 20,14-15), a niezbawione dusze ludzkie (por. Ap 21,8), wraz z potępionymi istotami duchowymi, zostaną wtrącone do ognistego jeziora płonącej siarki (por. Ap 19,20; Ap 20,10; Ap 20,14). Po tym Sądzie (zgodnie z Apokalipsą) nie będzie już ani Raju, ani Piekła. Będą tylko Nowe Niebiosa, Nowa Ziemia oraz ogniste jezioro płonącej siarki (por. Ap 3,12; Ap 21,1-2).

Empty tab. Edit page to add content here.

Interpretacja Apokalipsy (różne założenia i kierunki)

Na przestrzeni lat zrodziło się wiele szkół interpretacji tej księgi. Cztery zasadnicze kierunki to: 

    1)  historyzm – kierunek, który uważa, że Apokalipsa opisuje w zwarty sposób pełną historię chrześcijaństwa: od okresu pierwotnego aż do czasu Sądu Ostatecznego. W tej metodzie na przestrzeni wieków w wielkiej wyuzdanej Nieprzyzwoitości widziano kolejno różne mocarstwa lub imperia, organizacje świeckie lub religijne, a Bestią była coraz to inna osoba (w zależności od interpretatora). Interpretacja ta była szczególnie popularna w średniowieczu.

    2)  preteryzm – kierunek, który interpretuje wydarzenia opisane w tej księdze jako historię wczesnego chrześcjaństwa. Według preterystów wszystkie proroctwa Apokalipsy wypełniły się w I wieku n.e. Między innymi bitwa pod Har-Magedon jest interpretowana jako wojna żydowska (opisana dokładnie przez Józefa Flawiusza), w wyniku której Jerozolima została kompletnie zniszczona. Bestia i wielki Babilon to symbole Imperium Romanum, a cierpienia i prześladowania wierzących opisywane w tej księdze to cierpienia pierwszych chrześcijan, jakich doświadczali oni ze strony swych dwóch największych wrogów: rzymskiego imperium oraz środowiska religijnych Żydów (zwanych razem Synagogą).

    3)  futuryzm (eschatologizm) – kierunek interpretacyjny upatrujący w Apokalipsie odsłony przyszłych wydarzeń, które dokonają się przy końcu obecnego świata (obecnego eonu). W tym prądzie interpretacyjnym wydaje się, że jedynym ograniczeniem jest wyobraźnia interpretatora. Na bazie tej metody w ostatnich dwóch stuleciach powstało wiele teorii, zrodziło się wiele organizacji religijnych, a także napisano wiele futurologicznych książek i publikacji.

    4)  idealizm (uniwersalizm) – według tego sposobu interpretacji Apokalipsa jest jedną wielką metaforą walki dobra ze złem. Nazwa „uniwersalizm” odnosi się do głównego założenia tej metody, które jest postulatem, iż księga ta została ponadczasowo zaadresowana do wszystkich chrześcijan, niezależnie od epoki, w jakiej żyją, i że dla każdego z nich jest w jednakowym stopniu aktualna i ważna. Interpretacja ta koncentruje się na próbie wyjaśnienia czytelnikowi tekstu księgi w sposób krytycznoliteracki. W tym celu zaadaptowała ona olbrzymi aparat naukowy związany z krytyką tekstu i stosując go, stara się odnaleźć aktualne przesłanie dla współczesnego czytelnika.

Każda z tych metod ma swoje mocne i słabe strony, każda ma bardzo ciekawe obserwacje, ale też mnóstwo mocno naciąganych argumentów. Z uwagi na to Redakcja NPD w pracy nad Apokalipsą nie bazowała tylko na jednej z wymienionych metod, ale na ich kompilacji, która w biblistyce zyskała nazwę metody eklektycznej.

Jednak mimo korzystania z szerokiej gamy narzędzi metody eklektycznej Redakcja NPD musi wyraźnie stwierdzić, że nie wszystkie symbole czy obrazy, które znajdują się w Apokalipsie, udało się jej zidentyfikować z przekonującą pewnością. Nadal jesteśmy dalecy od stwierdzenia, iż potrafimy całkowicie i jednoznacznie zinterpretować wszystkie zapisy występujące w tej księdze. Z pokorą przyznajemy za Apostołem Pawłem, że: „Obecnie nasz wgląd w sprawy Niebios jest ograniczony i bardzo nieostry, jakby odbity w starym, zaśniedziałym lustrze. Wielu spraw nie jesteśmy w stanie właściwie poznać i zrozumieć. Lecz kiedy Bóg w końcu odsłoni przed naszymi oczami pełnię swej rzeczywistości, wówczas staniemy z Nim twarzą w twarz i wszystko zrozumiemy, jak należy. Obecnie tylko po części poznajemy Boże realia, lecz kiedy już nadejdzie właściwy czas, doświadczymy Jego rzeczywistości w całej pełni – przenikniemy ją, tak jak ona teraz przenika nas” (1 Kor 13,12 NPD). W toku pracy dostrzegliśmy jednakże, w sposób absolutnie jasny i klarowny, główne przesłanie Apokalipsy, jakim jest przekaz, że JEZUS CHRYSTUS, który wstąpił w Niebiosa i zasiadł na Tronie Boskiej Chwały, JEST OSTATECZNYM i NIEKWESTIONOWANYM ZWYCIĘZCĄ w konflikcie, jaki się rozgrywa między Królestwem Bożym a królestwem szatana. Umocniliśmy się również w przekonaniu, że wszyscy ludzie, którzy a) zaufali Chrystusowi i b) wytrwają w Nim do końca, bez najmniejszej wątpliwości (właśnie dzięki temu, że wytrwali w osobistym związku z Nim) znajdą się w Jego Boskiej Obecności na wieki. Tylko tacy ludzie będą się cieszyć odwiecznym i nieskończonym Bożym Życiem, które Chrystus ma w sobie. W tej nowej rzeczywistości Jezus Chrystus, jako Bóg Wszechwładny (gr. Pantokrator), będzie mieszkał z nimi, tak jak to od początku zaplanował. Przez zastosowanie metody redakcji dynamicznej i stylistyki targumicznej staraliśmy się przybliżyć Czytelnikom to niezwykle ważne duchowe przesłanie Apokalipsy.

Jan Apostoł i ewangelista

Jan Apostoł – syn Zebedeusza i Salome, brat Jakuba (Starszego) – por. Mk 1,19. Jemu oraz jego bratu Jezus nadał przydomek Boanerges (Synowie Gromu – por. Mk 3,17). Jest to ludzki autor Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie w relacji Jana, trzech listów oraz Apokalipsy w relacji Jana. Zgodnie ze swoimi zapisami był najbliższym uczniem Jezusa (dosł. „tym, którego Jezus miłował najbardziej”) – por. J 13,23; J 19,26; J 21,7; J 21,20. Jemu Jezus umierający na krzyżu powierzył opiekę nad swą matką (por. J 19,27).

Według tradycji z powodu wiary w Chrystusa był zesłany na wyspę Patmos, gdzie spisał Apokalipsę. Koniec życia spędził w Efezie i tam został pochowany. Wszystkie relacje zgodne są w tym, że Jan odszedł do PANA w bardzo późnym wieku, jednak nie wszystkie zgadzają się co do jego naturalnej śmierci. Istnieją stare przekazy, z których wynika, że Apostoł zginął śmiercią męczeńską, co Jezus wcześniej mu zapowiedział w Mt 20,20-23. Polikrates z Efezu w 190 r. w jednym ze swych listów nazywał Jana Ewangelistę męczennikiem. Także Filip z Sydy (V w.) pisał, że według Papiasza Jan i jego brat Jakub zostali zamordowani przez Żydów. Grzegorz Hamartolos (IX w.), powołując się na Orygenesa, pisał, że: „Jan (…) dostąpił zaszczytu męczeństwa”. O męczeńskiej śmierci Jana Apostoła wspominali w starożytności również inni autorzy, w tym Grzegorz z Nyssy oraz Jan Chryzostom.

Kalendarz żydowski

Kalendarz hebrajski jest oparty na cyklu księżycowym (kalendarz lunarny), co sprawia, że doba zaczyna się wraz z zachodem słońca (w Izraelu zwykle ok. 18:00) i kończy o zachodzie słońca dnia następnego. W praktyce wygląda to tak, że doba podzielona jest na dwie części – pierwszą jest noc, a drugą dzień. W związku z tym zapis godzin w NT odnosi się do tego podziału, np.:

„trzecia godzina dnia” (por. Mk 15,25; Dz 2,15) oznacza naszą godz. 9:00,

„szósta godzina dnia” (por. Mk 15,33; Łk 23,44; Dz 10,9) oznacza naszą godz. 12:00,

„dziewiąta godzina dnia” (por. Mk 15,33-34) oznacza naszą godz. 15:00.

Rok żydowski składa się z dwunastu miesięcy, a tydzień z siedmiu dni, z których pierwszym jest nasza niedziela, a ostatnim nasza sobota. Kolejność miesięcy według kalendarza żydowskiego jest następująca: 

1)      nisan (w kalendarzu gregoriańskim: marzec–kwiecień);

2)      ijar (w kalendarzu gregoriańskim: kwiecień–maj);

3)      siwan (w kalendarzu gregoriańskim: maj–czerwiec);

4)      tamuz (w kalendarzu gregoriańskim: czerwiec–lipiec);

5)      aw (w kalendarzu gregoriańskim: lipiec–sierpień);

6)      elul (w kalendarzu gregoriańskim: sierpień–wrzesień);

7)      tiszri (w kalendarzu gregoriańskim: wrzesień–październik);

8)      cheszwan (w kalendarzu gregoriańskim: październik–listopad);

9)      kislew (w kalendarzu gregoriańskim: listopad–grudzień);

10)  tewet (w kalendarzu gregoriańskim: grudzień–styczeń);

11)  szwat (w kalendarzu gregoriańskim: styczeń–luty);

12)  adar (w kalendarzu gregoriańskim: luty–marzec).

Dla zrównania kalendarza lunarnego z solarnym Żydzi co 2-3 lata dodają trzynasty miesiąc (adar szeni).

Według kalendarza hebrajskiego (opartego na zapisie biblijnym, w którym istnieją pewne luki dotyczące datowania[1]) Jezus Chrystus urodził się w roku 4109 po stworzeniu opisanym w Rdz 1.

Patrz też → Jom Kippur; → Pascha, → Rosz ha-Szana; → Sukkot; → Chanuka; → Purim; → Szawuot.


[1] Więcej na ten temat można znaleźć w publikacji Panorama dziejów biblijnych Waldemara Byczyńskiego, Oficyna Wydawnicza VOCATIO, Warszawa 2016.

List dłużny

List dłużny (zwany także „zapisem dłużnym”) – gr. Cheirografon – był w starożytności odręcznym zapisem długu, który mógł mieć charakter komorniczy (jako wyrok sądowy) albo był osobistym potwierdzeniem zobowiązania (weksel). W chwili spłaty zapis dłużny był przekreślany i opisywano go słowem gr. tetelestai („w pełni zapłacone”; „w pełni wykonane”), co jest zapisem czasownika gr. teleo („wypełnić”, „zapłacić”) w trybie orzekającym czasu teraźniejszego dokonanego w formie biernej. Apostoł Paweł w Liście do Kolosan, podsumowując dzieło odkupienia dokonane przez Chrystusa na krzyżu, użył słów: „W Nim został anulowany nasz zapis dłużny, który był dowodem przeciwko nam. Zapis ten został unieważniony i zniszczony przez przybicie do krzyża” (Kol 2,14 NPD). W ten sposób uwypuklił sens i znaczenie śmierci Jezusa, którego ostatnim słowem na krzyżu było właśnie tetelestai (por. J 19,30).

Łaska Boża

Łaska Boża, a dokładnie rzecz biorąc Boża łaskawość, nie jest czymś, co w sposób bliżej nieokreślony spływa na człowieka w postaci jakiegoś „obłoku błogosławieństwa” lub „daru”. Boża łaska nie jest też czekiem do realizacji w jakimś niebiańskim banku. Jest to niezrównana postawa Boga Najwyższego wobec grzesznego człowieka, którego serce w pokorze (por. Jk 4,6; 1 P 5,5) przyjmuje Boże warunki pokoju W CHRYSTUSIE (por. Rz 3,24). Jest to sytuacja, której doświadcza każdy, kto znajduje się W CHRYSTUSIE. Bóg bowiem okazuje swoją łaskawość (łaskę) tylko PRZEZ CHRYSTUSA i tylko W CHRYSTUSIE. Każdy człowiek ma W CHRYSTUSIE – dzięki poleganiu na Bogu – otwarty dostęp do rzeczywistości Bożej łaski. Poza Chrystusem łaska Boża nie jest dostępna. W oderwaniu od Chrystusa nie można liczyć na Bożą łaskawość. W tej kwestii nie mają znaczenia jakiekolwiek dokonania, osiągnięcia ani to, jakimi autorytetami ludzkimi czy duchowymi ktoś się wspiera. Łudzenie się możliwością doświadczenia Bożej łaskawości w inny sposób niż W CHRYSTUSIE jest zwodzeniem samego siebie, gdyż taka myśl z całą pewnością nie pochodzi od Boga.

Aby zrozumieć, co oznacza łaskawość Boga okazana ludziom W CHRYSTUSIE, musimy zrozumieć, że (a) jakiekolwiek złe czyny i grzechy popełnione w przeszłości nie wykluczają żadnego człowieka z możliwości zbawienia oraz że (b) jakiekolwiek dobre czyny w niczym nie pomagają człowiekowi w dostąpieniu zbawienia. Ludzie przyjmujący Boży plan zbawienia W CHRYSTUSIE powinni pokutować za wszystkie swoje czyny – zarówno te złe, jak i te po ludzku uważane za dobre. Grzechem jest bowiem myślenie, że nasze dobre czyny zapewnią nam zbawienie. Bóg w swej łaskawości ustalił, iż każdy grzesznik, który prawdziwie zanurzy się W CHRYSTUSA, zostanie zbawiony (uwolniony), i dla takich ludzi Bóg przygotował do wykonania pewne dzieła (czyny) – por. Ef 2,10.

Jedyną sytuacją, która wyklucza człowieka z możliwości dostąpienia łaski ustanowionej przez Boga W CHRYSTUSIE, jest odrzucenie, zlekceważenie Chrystusa i Jego dzieła bądź odstąpienie od Niego lub uznanie Jego działalności za dzieło diabelskie (to ostatnie jest w NT nazywane grzechem przeciwko Duchowi Świętego Boga). Kluczem jest zawsze postawa człowieka wobec Chrystusa.

Warto sobie też uświadomić, że Boża łaskawość jest inną rzeczywistością niż Boże miłosierdzie i zdecydowanie różni się od ludzkiej łaski. O ile bowiem Boże miłosierdzie dotyczy grzechów lub „wydarzeń zastanych” (przeszłych) – por. Łk 10,37 – o tyle łaska (zgodnie z Hbr 4,16) jest Bożą pomocą udzielaną w obliczu nadchodzących wyzwań (prób, pokus lub doświadczeń). Kiedy zatem po upadku grzeszny człowiek przychodzi do Boga z prośbą o przebaczenie i oczyszczenie, apeluje do Bożego miłosierdzia, kiedy zaś staje przed wyzwaniami (próbami), które mogą doprowadzić go do upadku, powinien w modlitwie szukać pomocy u Boga, błagając o Jego łaskawe wsparcie, o czym czytamy zarówno w Hbr 4,16, jak i w 1 Kor 10,13.

Boża łaskawość jest obok Jego miłosierdzia absolutnie niezbędna do zbawienia każdego człowieka. Człowiek grzeszny w swej naturze nie jest w stanie samodzielnie przejść przez którykolwiek z etapów procesu zbawienia. Na każdym z nich potrzebuje wsparcia świętego Boga i Najwyższy chętnie to czyni (tzn. obdarza zarówno miłosierdziem, jak i łaską), ale dokonuje tego wyłącznie W CHRYSTUSIE.

Wielu prześladowanym osobom wierzącym wydaje się, że świat w czasach Starego Testamentu był łatwiejszy, gdyż Bóg, prędzej czy później, zawsze w miarę szybko karał grzech. Dziś, gdy widzą pleniące się zło, gdy sami cierpią niesprawiedliwie i mają świadomość, że tak dzieje się od 2000 lat, zastanawiają się – dlaczego tak się dzieje? Dlaczego zło, grzech i niegodziwość tak straszliwie plenią się wszędzie? Jest to dla nich trudne do zniesienia. Zapominają jednak, że właśnie dzięki Bożej łasce oni sami zostali uratowani z mocy grzechu, a Bóg pragnie tego samego również dla ich prześladowców.

Z łaskawością Boga objawioną W CHRYSTUSIE wiąże się jeszcze jeden ważny aspekt egzystencjalny. Od czasu zmartwychwstania PANA żyjemy w okresie łaski, czyli w tzw. Eonie Łaski. O ile więc dawniej, tzn. przed Chrystusem, Bóg w sposób zewnętrzny (widoczny) natychmiast karał grzech i złe postępowanie oraz równie szybko nagradzał wierność oraz pełnienie Jego woli, tak teraz – tzn. w obecnym czasie – Jego „zewnętrzne” karanie i nagradzanie zostały odłożone (powstrzymane) na Dzień Sądu. W Eonie Łaski wiele spraw dokonuje się wewnętrznie (zarówno błogosławieństwo, jak i przekleństwo), a zewnętrzne działanie (namacalne konsekwencje zarówno Bożego gniewu, jak i błogosławieństwa) objawi się w sposób widoczny dopiero w Dniu Odpłaty (w Dniu Bożego Gniewu, w Dniu Sądu). Dla ludzi okres łaski jest wielką szansą na ratunek przed wiecznym potępieniem, gdyż jest to czas Bożego oczekiwania na opamiętanie się człowieka, który w najlepiej pojętym własnym interesie powinien w pokorze paść na twarz przed Bożym Tronem i poddać Najwyższemu swoje życie. Nie wszyscy jednak chcą zrozumieć, na czym polegają realia życia w Eonie Łaski. Szydercy, zaślepieni własną pychą, twierdzą, że Bóg nie działa, że stracił kontrolę nad tym światem albo że nie istnieje. Ich zdaniem świadczy o tym fakt, że na świecie dzieje się tak wiele zła. Takie poglądy są oczywiście owocem niezrozumienia odroczonej kary i odroczonego gniewu, a z tym właśnie mamy do czynienia w Eonie Łaski. Nie jest to nowość w ludzkim sposobie myślenia. Świadectwo istnienia podobnych pułapek myślowych znajdujemy już w Ps 73.

Ponieważ żyjemy w Eonie Łaski, warto sobie uświadomić, że gdy spotykają nas niedogodności, trudności czy prześladowania, nie jest to w żadnym wypadku Boża kara. Chociaż gniew Boga z powodu grzechu gromadzi się w Niebiosach (por. Rz 1,18), to jednak Najwyższy odłożył swoje karanie za grzech na Dzień Sądu (Dzień Odpłaty, Dzień Gniewu). Dlatego zamiast rozważania, czy obecnie coś jest lub nie jest karą Bożą, lepiej się zastanowić, czy to, czego doświadczamy, nie jest przypadkiem wynikiem (a) zwykłej głupoty i złych decyzji, które zostały podjęte niezgodnie z wolą Bożą, (b) naturalną konsekwencją grzechu, (c) działaniem sił ciemności, które chcą za wszelką cenę odciągnąć nas od osobistej, żywej relacji z Chrystusem i od pełnienia woli Bożej. Istnieje też pewien szczególny rodzaj doświadczeń, jakim jest (d) prześladowanie z powodu zaufania i nadziei, które ktoś składa w Chrystusie. Takie doświadczenia zdarzają się po to, abyśmy złożyli świadectwo szczerości i wierności Chrystusowi lub oddali Bogu chwałę przez gotowość do zapłacenia ceny za decyzję wytrwania w Chrystusie.

W życiu chrześcijanina zdarzają się też chwile, w których wierzący może doświadczać wychowawczego działania Bożego (gr. paideia). Zgodnie z Hbr 12,1-14 są to działania, które mają doprowadzić wierzących do oczyszczenia, tzn. do uświęcenia. Nie mają one jednak nic wspólnego z karaniem, gdyż ich celem nie jest potępienie, ale doskonalenie dzieci Bożych.

Biorąc powyższe pod uwagę, musimy dojść do wniosku, że Boża łaska nie polega na tym – czego naucza wielu fałszywych nauczycieli – iż Bóg usuwa sprzed stóp swoich wyznawców przeszkody i daje im w życiu szczególne błogosławieństwa materialne, zdrowotne, społeczne czy rodzinne. To są poglądy → teologii sukcesu opartej na starej, żydowskiej, bardzo materialistycznej perspektywie patrzenia na Boga i świat. Pismo św. (szczególnie 1 P 1,6-7 oraz Hbr 4,16) pokazuje, że Bożą łaską jest moc duchowa, którą Najwyższy obdarza swoje dzieci, by miały siłę do przejścia przez pojawiające się trudności, do pokonywania piętrzących się przeszkód czy przetrwania prześladowań, trwając W CHRYSTUSIE i składając świadectwo o Jego miłosierdziu.

Łaska Boża ma wiele aspektów, ale dwa wysuwają się na czoło. Jest ona cudowna i jednocześnie trudna. Musimy sobie uświadomić, że Bóg postanowił, iż od momentu dokonania na krzyżu dzieła odkupienia przez Chrystusa aż do końca obecnego czasu będzie panował Czas Łaski (Eon Łaski). Bóg postanowił zawiesić wykonywanie kary za grzechy aż do Dnia Sądu (Dnia Gniewu, Dnia Odpłaty). Kara za niegodziwości i niepełnienie woli Bożej została Jego decyzją odłożona do Dnia Sądu Ostatecznego, po to by każdy – nawet największy złoczyńca – otrzymał szansę na opamiętanie się. Niestety, zło, wykorzystując Boże postanowienie, pleni się w obecnym świecie. Dzieją się w nim obrzydliwe i straszne rzeczy, które ciągle urągają Bogu, a dla ludzi są koszmarem i dramatem. Wiele osób z powodu niepowstrzymanego rozwoju nieprawości w świecie uważa, że Bóg stracił nad nim kontrolę albo że w ogóle nie istnieje, bo gdyby istniał, toby do czegoś takiego nie dopuścił. Ludzie ci ciągle zapominają, że żyjemy w eonie Bożej łaskawości. Bóg pragnie bowiem, by każdy człowiek poznał prawdę i został uratowany (zbawiony) przed potępieniem (por. 1 Tm 2,4). Dlatego obecnie Najwyższy toleruje zło, gdyż daje nawet oprawcom i niegodziwcom szansę na dobrowolne opamiętanie się. W tym samym czasie uczniowie Jezusa – na świadectwo prawdziwości Bożej łaski – muszą znosić cierpienia i próby, które ich oprawcy szykują z wielką zaciekłością. Wytrwanie w ufności do Boga i cierpliwe znoszenie przeciwności, a także cierpień, jest dla uczniów Jezusa nie tylko świadectwem ich wiary, lecz niejednokrotnie testem prawdziwości ich wiary, który muszą przejść, by pokazać, czy rzeczywiście trwają W CHRYSTUSIE (pomimo prześladowań, pomimo pokus, pomimo zwodzenia tego świata). Z tego właśnie powodu łaska Boża jest nie tylko cudowna, ale i bardzo trudna. Cudowna jest wtedy, gdy my jej doświadczamy, trudna zaś wtedy, gdy czekamy, by skorzystali z niej nasi oprawcy trwający z uporem w swym grzesznym sposobie postępowania. Bóg obecnie powstrzymuje swe karanie.

Jednym z zadziwiających przykładów Bożej łaski jest chociażby sprawa Normy McCorvey, która znana jest mediom pod pseudonimem Jane Roe. Domagała się ona prawa do usunięcia ciąży, która – jak twierdziła – była wynikiem gwałtu (słynna sprawa Roe vs. Wade tocząca się w 1973 r. w Sądzie Najwyższym USA. Drugą stroną w procesie był prokurator okręgowy Henry Wade, który reprezentował stan Teksas). Aborcja była wówczas w Stanach całkowicie nielegalna. 22 stycznia 1973 r. po rozpatrzeniu sprawy Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych zdecydował się uchylić wszystkie prawa antyaborcyjne zarówno w Teksasie, jak i w pozostałych stanach USA. W związku z długim okresem trwania procesu Norma McCorvey nie zdążyła skorzystać z prawa, które wywalczyła, i urodziła dziecko. W 1995 r. kobieta ta nawróciła się, została chrześcijanką i publicznie ujawniła, iż kłamała, mówiąc, że jej ciąża była wynikiem gwałtu. Po tym wyznaniu stała się działaczką antyaborcyjnych grup pro-life. Na jej przykładzie możemy zobaczyć, jak człowiek, którego grzech sprawił demoniczne uwolnienie się bezmiaru zbrodni aborcyjnych i uruchomienie największego holocaustu w dziejach świata, otrzymał dzięki Bożej łaskawości przebaczenie po nawróceniu się i przyjęciu sprawiedliwości Chrystusa. Na jej przykładzie można zobaczyć, że każdy człowiek jest dla Boga ważny i każdy jest zaproszony do Jego Królestwa, niezależnie od tego, co wcześniej uczynił. Nie każdy jednak to zaproszenie przyjmuje. Część osób nie chce skorzystać z Bożej łaskawości w Chrystusie i z lubością nurza się w swoim grzechu. Ta historia pokazuje również, że nieodrodną cechą grzechu jest to, iż raz uwolniony wywołuje lawinę szkód i tragedii, nawet wówczas gdy grzesznik wycofał się z niego, tak jak to uczyniła Norma McCorvey[1].

Podany wyżej przykład pokazuje też pewną zdolność łaski Bożej objawionej w Chrystusie, która zrozumiana poucza (wychowuje) człowieka do skierowania się na właściwe tory życia. Czytamy o tym w Tt 2,11-13. Jej zrozumienie otwiera przed człowiekiem nierozpoznany wcześniej zakres Bożej dobroci, gdyż łaska przewyższa grzech (por. Rz 5,16). Taką hojną łaskę można tylko przyjąć z pokorą, gdyż nie jest możliwe, aby sobie na nią zasłużyć lub zapracować (por. Rz 4,4; Rz 11,6). Jednak Apostoł Paweł wielokrotnie podkreślał, że zbawienną Bożą łaskawość można zaprzepaścić lub zmarnować (por. 2 Kor 6,1; Ga 2,2; 1 Tes 3,5). W piętnastym rozdziale Pierwszego listu do Koryntian wspomina o tym aż trzy razy! To samo mówił Jezus, a także inni Jego Apostołowie. Gdyby Bożej łaski nie można było zmarnować, gdyby koncepcja nieodwracalnego „biletu do nieba” (rzekomo otrzymywanego na wieczność po wypowiedzeniu wzniosłej modlitwy wiary lub przyjęciu chrztu wodnego) była prawdziwa, to wszelkie ostrzeżenia i napomnienia znajdujące się w NT dotyczące wytrwania w wierze, które są kierowane do wierzących, byłyby zbędne i w praktyce połowa NT nie miałaby sensu – nadawałaby się wręcz do wyrzucenia. To samo dotyczy ST (hebr. Tanach). Historia relacji Izraela z Bogiem ukazana w Prawie (hebr. Tora), Prorokach (hebr. Newiim) i Pismach (hebr. Ketuwim), na przestrzeni stuleci, pokazuje dokładnie to samo. Bożą łaskę oraz Boże miłosierdzie można zmarnować.

Prawdzie o możliwości zmarnowania Bożej łaski co jakiś czas sprzeciwiają się różni nauczyciele, którzy na podstawie Rz 11,29 twierdzą, że „dary łaski i wezwanie Boże są nieodwołalne” (przekład literalny). Wielu wykorzystuje ten tekst do głoszenia „biletu do nieba” zgodnie z teologią „raz zbawiony – na zawsze zbawiony”. Jednak zbadanie kontekstu tego fragmentu ujawnia prawdziwy sens tego wersetu. Apostoł Paweł, omawiając ówczesną sytuację duchową Izraela, stwierdził w wersecie 5., że nie wszyscy Izraelici – chociaż wszyscy byli wezwani – skorzystali z daru Bożej łaskawości. Na podstawie proroka Izajasza oraz Psalmów pokazał, że problemem była niewłaściwa postawa serca większości Żydów. Następnie, korzystając z przykładu tego narodu, zwrócił się z ostrzeżeniem do wierzących pochodzenia nieżydowskiego, aby przypadkiem nie poszli drogą tamtych, lecz pełni pokory zadbali z wdzięcznością o właściwą postawę swoich serc i wytrwali w okazanej im Bożej łaskawości w Chrystusie, gdyż tylko w Nim ludzie mogą otrzymać przystęp do Boga. Nieodwołalny jest zatem Boży plan zbawienia, który realizuje się wyłącznie w Chrystusie. Żadne powoływanie się na pochodzenie (jak Żydzi) czy „duchowe narodzenie” (jak nie-Żydzi) nie pomoże żadnemu człowiekowi, jeśli pozwoli on sobie na skamienienie serca i odstąpienie od Boga, gardząc Jego łaskawością. Bogu bowiem bardziej niż na czymkolwiek innym zależy na postawie ludzkich serc. To one mają dla Niego największą wartość. Dla tych ludzi (w tym także Żydów), którzy w pokorze powracają do Niego, choćby wcześniej odpadli, rezerwuje On wielkie pokłady swego miłosierdzia. W tym tkwi niezwykła mądrość Bożego planu zbawienia.

Niestety, w dzisiejszych czasach jak potop rozlewa się po kościołach herezja „taniej łaski”. Idzie ona ręka w rękę z głoszeniem „biletu do nieba” i polega na twierdzeniu, że każdy, kto tylko pomodli się tzw. modlitwą grzesznika (ewentualnie ochrzci się w wodzie w wieku dorosłym lub wyzna Jezusa jako swego PANA i Zbawiciela), zostaje natychmiast wewnętrznie przemieniony i od razu zbawiony, niezależnie od tego, jak dalej będzie wyglądało jego czy jej życie. Głosiciele taniej łaski zwykle nie wzywają ludzi do opamiętania się, zerwania z grzechem, naprawienia szkód, które wyrządzili innym. Nie wzywają do zanurzenia się w Boże Słowo i w Bożego Ducha Uświęcenia w celu przejścia procesu uświęcenia (por. Hbr 12,14). Liczą się aspekty socjologiczne: szybki przyrost liczbowy kościoła, pozyskiwanie nowych środków finansowych, wynoszenie duchownego na piedestał przywódczej chwały, a wszystko to na fali rozbujanych emocji, które umiejętnie podsycane sprawiają, że ludzie myślą, iż Boża łaska jest „złotym deszczem”, który właśnie na nich spadł i który rozwiąże wszystkie ich problemy. Nie są nauczani, że Boża łaskawość nie tylko jest cudowna, lecz także bywa trudna i zobowiązująca.

Patrz też → Boże wybranie.


[1] Z tego powodu po śmierci Normy McCorvey (gdy ona nie mogła się już temu przeciwstawić) środowiska proaborcyjne związane z kanałem FX TV (własność Disney Company) podjęły próbę zdyskredytowania jej nawrócenia.Sample Text

Marek ewangelista

 

 

Marek, zwany też Janem Markiem, kuzyn Barnaby (por. Kol 4,10), autor Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie w relacji Marka. Maria, matka Marka, miała dom w Jerozolimie (por. Dz 12,12), prawdopodobnie więc to miasto było miejscem jego narodzin i wychowania. Marek brał udział w pierwszej wyprawie misyjnej Apostoła Pawła, z której wycofał się w Perge w Pamfilii (por. Dz 13,13). Ta decyzja stała się powodem sporu między Pawłem a Barnabą, który doprowadził do rozdziału ich wspólnej dotąd służby (por. Dz 15,36-40). Zapisy Kol 4,10 oraz Flm 24 wskazują, że w czasie uwięzienia Pawła w Rzymie (w latach 61-63 n.e.) relacje Marka z Apostołem zostały odnowione. Późniejsze wskazówki pochodzące od Papiasza (I/II w.) i Klemensa Aleksandryjskiego (II/III w.) sugerują, iż Marek mógł być tłumaczem Apostoła Piotra, gdy ten, podobno, przybył do Rzymu. Piotr, będąc prostym rybakiem, nie znał obcych języków, więc jego przemowy do osób posługujących się łaciną lub greką musiały być tłumaczone. Podobno Marek, tłumacząc Piotra, postanowił zebrać na piśmie jego relację o Chrystusie, co uczynił w postaci swej Dobrej Wiadomości. W związku z tym egzegeci traktują ewangeliczny zapis Marka jako relację Piotra spisaną w Rzymie w roku 65 n.e., a więc rok po wielkim pożarze miasta, po którym nastąpiły lokalne prześladowania chrześcijan. Biblia nic nie wspomina o śmierci Marka. Legendy głoszą, że ostatnie lata życia spędził w Aleksandrii, gdzie podobno w roku 68 n.e. poniósł śmierć męczeńską.

Napełnienie Duchem Świętego Boga

Napełnienie Duchem Świętego Boga (popularnie zwane „napełnieniem Duchem Świętym”) należy do grupy najsłabiej rozumianych i najczęściej opacznie interpretowanych pojęć występujących w Nowym Testamencie. Ludzie, zamiast poszukiwać znaczenia tego określenia w samej Biblii (zgodnie z zasadami hermeneutyki), zwykle przypisują mu znaczenie zgodne z własnymi „mistycznymi” wyobrażeniami lub – co gorsza – własnymi najdziwniejszymi pragnieniami lub niezrozumiałymi doświadczeniami. Prowadzi to nagminnie do tworzenia dziwacznych koncepcji myślowych, których zasadniczą treścią jest osobiste doświadczenie satysfakcjonujące czyjeś emocje, a nie koncentracja na Słowie Bożym. Poszukiwanie tego typu emocjonalnego zaspokojenia, przeżywania nadnaturalnych doświadczeń lub nawet samo pragnienie przeżycia czegoś takiego (co jest typowe dla okresu postmodernizmu, w którym żyjemy) są wykorzystywane przez różnej maści zwodzicieli promujących różnorodne ekstremizmy behawioralne, które sami praktykują, nazywając to „napełnieniem Duchem Świętym”. A przecież precyzyjnemu opisaniu rzeczywistości tego, co należy rozumieć przez napełnienie Duchem Świętym, poświęcono blisko połowę Nowego Testamentu. Cztery księgi, nazywane popularnie Ewangeliami (w NPD są to Dobre Wiadomości o ratunku w Chrystusie w relacji…), ukazują Postać najwspanialej poddaną mocy Ducha Bożego i napełnioną Nim w sposób maksymalny. Chodzi oczywiście o Jezusa z Nazaretu zwanego Chrystusem (czyli „Namaszczonym” – bo takie jest polskie tłumaczenie przydomka „Chrystus”). On jest najdoskonalszym wzorcem osoby faktycznie napełnionej Duchem Świętego Boga. Jeśli zatem ktokolwiek chce się dowiedzieć, jak postępuje i zachowuje się osoba „napełniona Duchem Świętym” (tzn. będąca pod wpływem Ducha Świętego Boga), powinien dokładnie przestudiować zachowanie i postępowanie Jezusa opisane w relacjach ewangelicznych.

Uważne przestudiowanie wszystkich relacji ewangelicznych, a także pierwszego rozdziału Dziejów wysłanników Chrystusa, pokazuje, że nigdzie, w żadnym miejscu NT, nie ma mowy o tym, by Jezus był „powalany mocą” na ziemię, „rzucany mocą” o ściany albo bełkotał w sposób dla nikogo niezrozumiały. Nie ma też ani jednego opisu, aby On wił się po ziemi, chodził na czworakach, szczekał, zaśmiewał się bez sensu i w niepohamowany sposób. Wręcz przeciwnie. Opisy tego rodzaju zachowań w NT odnoszą się do ludzi znajdujących się pod wpływem demonów lub duchów zwodniczych, z którymi Jezus radykalnie się rozprawiał. Obraz Jezusa z Nazaretu, który przeszedł przez życie „napełniony Duchem Uświęcenia” (Łk 4,1 NPD), tzn. „namaszczony Duchem Świętego Boga” (Dz 10,38 NPD), jest obrazem Człowieka w pełni zanurzonego w Boże Słowo, który nie tylko sam na co dzień poddaje się temu Słowu, lecz także głosi je i objaśnia innym. Wszystkie relacje ewangeliczne ukazują Jezusa jako Człowieka, który jest emocjonalnie zrównoważony, pełen godności, mądrości i promienieje wewnętrzną radością z powodu pełnienia woli Ojca Niebiańskiego. To Człowiek, w życiu którego widać najważniejsze znaki napełnienia Duchem Uświęcenia (owoc tego Ducha), jakimi są: (a) uświęcenie i (b) postawa ofiarnej Bożej miłości (gr. agape), której szczegółowe opisy odnajdujemy w 1 Kor 13,1-8; Ga 5,22-23; 2 Tm 1,17. Trzeba pamiętać, że ofiarna Boża miłość (gr. agape) nie ma nic wspólnego z emocjami ani z tym, co świat nazywa „miłością”. Boża miłość agape jest decyzją aktywnego świadczenia dobra również tym, którzy na to dobro wcale nie zasługują. Jezus, jakiego widzimy w NT, to również Człowiek, który nie tylko słowami, ale przede wszystkim czynami pokazuje, jak należy wielbić świętego Boga i postępować w uświęceniu (por. Kpł 11,44-45; Kpł 19,2; Kpł 20,17; Hbr 12,14; 1 P 1,16). Świętość jest bowiem jedną z fundamentalnych cech Boga, która wyróżnia Go i sprawia, że Jego Osoba i działania są łatwo rozpoznawalne – nie noszą bowiem żadnych znamion grzechu, skażenia, zepsucia, niewiedzy czy głupoty. Nic dziwnego, że Duch Boży, który jest Duchem Chrystusa, nazywany jest także Duchem Świętym. W przekładzie NPD – dla mocniejszego podkreślenia tej Jego cechy i misji, z którą przyszedł na Ziemię – zwany jest Duchem Świętości, Duchem Uświęcenia, Duchem Uświęcającym[1] czy też Duchem Świętego Boga[2]. Nie wolno zapominać o tym, że owocem napełnienia Duchem Świętego Boga jest dramatyczna zmiana stylu życia (gr. metanoia – „opamiętanie się”), podczas której ludzie odwracają się od grzechu i zaczynają lgnąć do Boga, do Jego chwały, Jego Prawdy i Jego świętości. Widać to w duchowych i duszebnych (charakterologicznych) owocach ich życia (por. Ga 5,22-23).

Jeśli jednak komuś nie wystarcza przykład Jezusa z Nazaretu jako wzorca napełnienia Duchem Świętego Boga, to NT dostarcza także opisów zachowania się innych osób, o których Słowo Boże mówi, że były pełne Ducha Uświęcenia czy napełnione Duchem Świętego Boga. Należą do nich: Jan zwany Chrzcicielem (por. Łk 1,15), Elżbieta (por. Łk 1,41), Zachariasz (por. Łk 1,67), Symeon (por. Łk 2,25), Piotr (por. Dz 4,8), Szczepan (por. Dz 7,55), Paweł (por. Dz 9,17; Dz 13,9), Barnaba (por. Dz 11,24), a także zbiorowości uczniów (por. Dz 2,4; Dz 4,31; Dz 13,52). Wszystkich ich charakteryzowało to, że byli nasyceni (napełnieni) Bożym Słowem i przepełnieni radością wynikającą z tego, że pełnili wolę Bożą, którą poznawali przez Boże Słowo.

Warto również przyjrzeć się temu, w jaki sposób Apostoł Paweł w Ef 5,18-20 opisał stan „napełnienia Duchem Świętego Boga”, oraz porównać ten tekst z drugim opisem sporządzonym przez samego autora w Kol 3,16-19. To zestawienie jest kapitalną wewnętrzną definicją biblijną wyjaśniającą, że napełnienie Bożym Duchem jest tożsame z napełnieniem Bożym Słowem. Oczywiście nie chodzi tu tylko o intelektualną znajomość Słowa Bożego (taką ma też szatan), ale o gotowość poddania się w posłuszeństwie temu, co mówi Bóg (por. Dz 5,32).

Trzeba koniecznie zrozumieć, że zachowań odbiegających od wzorca, jaki znajdujemy w Osobie Jezusa z Nazaretu, nie można kwalifikować jako biblijnych, niezależnie od tego, co mówią o tym osoby promujące te zachowania. Emocjonalne ekscesy, dziwaczne ekstazy i histeryczne wręcz poszukiwanie „duchowych doznań”, nazywane często „napełnieniem Duchem Świętym”, nie tylko nie ma nic wspólnego z Bożym Duchem i godnością Bożego dziecka, ale przede wszystkim nie ma nic wspólnego z Jezusem Chrystusem, którego poznajemy dzięki Bożemu Słowu.


[1] Formy te używane są w NPD w zależności od tego, czy PNEUMA HAGION występuje bez rodzajników określonych, czy z jednym rodzajnikiem.

[2] Tej formy używa NPD, zawsze gdy w tekście występują dwa rodzajniki określone – gr. TO PNEUMA TO HAGION.

Obrzezanie

Obrzezanie jest zabiegiem chirurgicznym polegającym na usunięciu napletka z męskiego członka. Stosowane jest w wielu kulturach, szczególnie semickich. W kulturze żydowskiej przyjęło ono charakter rytualny w nawiązaniu do wydarzenia opisanego w Rdz 17,10-13.

Nakaz obrzezywania chłopców żydowskich w ósmym dniu po ich narodzeniu został włączony do Prawa Mojżeszowego i, jak całe to Prawo, miał wskazywać na grzeszność człowieka i świętość Boga. Prawo nakazywało Żydom wykonywać wiele zewnętrznych rytuałów, jednak z intencją zmiany ludzkiego wnętrza. Tak więc zewnętrzne obrzezanie ciała było apelem do Żydów o wewnętrzne „obrzezanie” serca, czyli zmianę ludzkiego wnętrza, które Biblia zwykle określa sercem. Większość z nich nie chciała niestety przyjąć tego przesłania i wolała skoncentrować się wyłącznie na rytuałach zewnętrznych, uważając, że ich dopełnienie zagwarantuje im wejście do Bożego Królestwa. Jednak ci Izraelici, którzy rozumieli Boże przesłanie (np. Szczepan w Dz 7,51 czy Paweł w Rz 2,28-29, Flp 3,3 oraz w Kol 2,11), wyraźnie komunikowali swym współrodakom potrzebę wewnętrznego obrzezania serca. Głoszenie tej prawdy często przypłacali życiem lub dotkliwymi prześladowaniami.

W obrzezaniu, jako zabiegu chirurgicznym czy nawet tradycji kulturowej, nie ma nic złego, o ile sens merytoryczny tego obrzędu nie bazuje na magicznym odniesieniu do praktyki religijnej, lecz ma sens zewnętrznego wyrażenia obrzezania serca, o które apeluje Słowo Boże (por. Rz 2,29). Analogicznie ma się rzecz z chrztem wodnym. Nie ma w nim niczego złego, o ile praktyki tej nie traktuje się magicznie, tylko postrzega ją wyłącznie jako osobisty sposób zewnętrznego wyrażenia wewnętrznego zaufania (wiary) Chrystusowi i wewnętrznego zanurzenia serca w Słowo i Ducha Chrystusa.

Pascha

Święto Paschy (hebr. Pesach – „Przejście”), zwane także Świętem Przaśników, Przaśnikami (por. Lb 28,26), jest najstarszym świętem żydowskim obchodzonym na pamiątkę wyzwolenia Izraelitów z niewoli egipskiej (por. Wj 12,1-33). Święto zawsze rozpoczyna się 15. dnia miesiąca nisan i w zależności od regionu trwa siedem albo osiem dni. Zwykle Paschę poprzedza uroczysta kolacja (zwana sederem) w rodzinnym gronie (spożywana 14. dnia miesiąca nisan wieczorem). Ten dzień miał również swój specjalny rytuał. Był on nazywany hemera ton adzymon (dosł. „dzień bezkwasowy” lub „dzień pozbywania się kwasu”). W tym dniu kobiety oczyszczały domy z wszelkiego kwasu i piekły chleby zwane „przaśnikami”. W gregoriańskim systemie liczenia czasu był to czwartek, a wieczerzę paschalną spożywano tego dnia wieczorem (wg żydowskiej rachuby był to już piątek). Tradycyjnie święto trwa od 15. do 21. dnia nisan. Przez te siedem dni unika się wszelkiego kwasu, a spożywany chleb musi być przaśny. W czasach ST baranek paschalny miał być pieczony w całości – włącznie z wnętrznościami (por. Wj 12,12-10). Dania jedzone podczas Paschy mają znaczenie symboliczne i przypominają zasadnicze wydarzenia związane z wyzwoleniem Izraelitów z egipskiej niewoli. Obecnie podczas sederu podaje się pieczony udziec barani z kością, gorzkie zioła[1] i macę – cienki chleb ze specjalnej mąki.

Dla uczniów Jezusa Pascha miała i ma szczególne znaczenie, gdyż jest wspomnieniem ostatniego wspólnego posiłku Jezusa z uczniami przed Jego męką. Wieczerza, którą Jezus spożył z Apostołami, odbywała się według wzorca tradycyjnej wieczerzy paschalnej. Z jednej strony był to więc klasyczny żydowski seder, podczas którego wspominano wyzwolenie ludu Bożego z niewoli egipskiej, z drugiej zaś była to antycypacja tego, co za kilka godzin miało dokonać się na krzyżu. Nie ma szansy na zrozumienie sensu ewangelicznych zapisów dotyczących → Wieczerzy PAŃSKIEJ, jeśli oderwie się je od kontekstu sederu paschalnego, który Jezus (jako Baranek Boży) spożył ze swymi uczniami tuż przed swą odkupieńczą męką i śmiercią. Sens tradycyjnego dzielenia się niekwaszonymi podpłomykami oraz wznoszenia czterech toastów (kielichów) nabrał – w perspektywie zbliżającej się ofiary Jezusa – zupełnie nowego wymiaru.

Pascha jest świętem ruchomym. W tamtym czasie zbiegła się z szabatem (por. J 19,31), standardowo zatem powinna zostać spożyta na samym początku szabatu (czyli wg naszej rachuby czasu w piątek po zachodzie słońca). Jezus spożył ją z uczniami 24 godziny wcześniej, co było dopuszczalne z punktu widzenia tradycji żydowskiej. Nie mogło być zresztą inaczej, jeśli podczas nadchodzącego święta On sam miał przyjąć rolę Bożego Baranka ofiarnego, którego krew miała zostać rozlana przed szabatem.

Zgodnie z Bożym planem zbawienia pascha, którą spożył Jezus ze swoimi uczniami, była ostatnią symboliczną paschą żydowską, ponieważ de facto to właśnie zbliżająca się ofiara Jezusa, którą złożył sam z siebie jako Baranek Boży, była tą jedyną, zapowiadaną i celebrowaną przez Żydów od wieków. W zamiarze Boga była ona corocznym zwracaniem wzroku ludu na zapowiadaną im wieczną ofiarę Mesjasza.

Jako że święto miało mieć „szczególnie uroczysty charakter” (por. J 19,31), religijni przywódcy żydowscy nie chcieli, by ciało Jezusa pozostało na krzyżu. Jezus spożył wieczerzę paschalną z uczniami w Jerozolimie, ponieważ według Prawa żydowskiego każdy dorosły Żyd mieszkający w promieniu ok. 30 km od Jerozolimy musiał obchodzić Paschę w tym mieście. Dorosłość w tamtym czasie w Izraelu osiągało się po ukończeniu dwunastego roku życia. Od drugiego dnia Święta Paschy rozpoczynało się odliczanie tzw. omeru, czyli 50 dni do święta → Szawuot (Pięćdziesiątnicy).

Szczegółowe rozliczenie ostatnich godzin życia Jezusa przed ukrzyżowaniem zostało przedstawione według kalendarza żydowskiego i gregoriańskiego w diagramie OSTATNIE GODZINY JEZUSA PRZED UKRZYŻOWANIEM i CZAS ZMARTWYCHWSTANIA w Wyjaśnieniach Metodologicznych NPD.

Patrz też → Jom Kippur; → Rosz ha-Szana; → Sukkot; → Chanuka; → Purim; → Szawuot.


[1] Gorzkie zioła (hebr. maror) – tradycyjna potrawa podawana podczas sederu. Jest to gęsty, pikantny sos z namoczonej w słonej wodzie natki pietruszki, chrzanu i cykorii. Spożywany z podpłomykiem najpierw jest słodki, na koniec zaś daje posmak goryczki. W pewnym sensie gorzkie zioła są symbolem grzechu, który początkowo wydaje się przyjemny, a dopiero później ujawnia swoją gorycz.

Rabbi

Słowo rabbi (hebr. rab, gr. hrabbi) oznacza „nauczyciel”, ale także: „mój wielki” i „mój czcigodny”. Odnosiło się ono do kogoś, kto zajmował wysokie albo ogólnie szanowane stanowisko. Z tego źródła etymologicznego pochodzi dzisiejszy termin „rabin”. Istniała też forma hebrajska rabbuni, która była bardziej uroczysta i emocjonalna. Nauczyciel w Izraelu nie musiał być ani Lewitą, ani kapłanem. Mógł być nim każdy Izraelita, który miał uznaną wiedzę i skupiał wokół siebie grono uczniów (naśladowców, słuchaczy). Podczas gdy Lewici i kapłani nadzorowali w Izraelu sprawowanie kultu świątynnego, rabini ogrywali znaczącą rolę w synagogach, które dla Żydów były miejscami modlitwy i nauczania. Silniejszą postać słowa rab (rabban lub rabbon) stosowano wobec wybitnych postaci uczonych w Prawie żydowskim.

W greckim tekście NT spotykamy się też z innymi słowami, które tłumaczy się na język polski jako „nauczyciel” lub „mistrz”. Są to gr. didaskalos i gr. epistates. Ludzie zwracali się do Jezusa zarówno słowami rabbi, didaskalos, jak i epistates. Jan zwany Chrzcicielem również był tytułowany rabbi.

Szatan

Słowo „szatan” wywodzi się z gr. satanas, co dosłownie znaczy „przeciwnik”. W Biblii szatan jest identyfikowany także imieniem Belzebub (por. Mk 3,22) oraz przedstawiany jako wąż (por. Ap 12,19), smok (por. Ap 12,7) i diabeł (por. Ap 20,2). To ostatnie określenie pochodzi od gr. diabolos, co znaczy „potwarca”, „oszczerca”, „fałszywy oskarżyciel”. Stary Testament sugeruje, że szatan jest upadłym aniołem, który niegdyś zbuntował się przeciwko Bogu (por. Iz 14,12-15). Był on jednym z najwspanialszych aniołów. Zwany był nawet Synem Jutrzenki (por. Iz 14,12). Z tego powodu popadł w pychę, która przywiodła go do grzechu. W swej bucie zapragnął stać się równy Bogu Wiekuistemu. Z powodu tego grzechu został pozbawiony swej pozycji w Niebiosach i zesłany na Ziemię, która stała się domeną jego działania.

Szatan jest przedstawiany jako władca → demonów. W Biblii zwany jest również „bogiem tego świata” (por. 2 Kor 4,4). Ustawicznie występuje on przeciwko Bogu i Jego Królestwu. Jednak Bóg nie bierze bezpośredniego udziału w walce z nim czy z jego poplecznikami (demonami, duchami nieczystymi). Szatan jako ograniczone stworzenie w żaden sposób nie ma możliwości równania się z Bogiem, a więc nie ma też możliwości walki z Tym, który jest Wszechwładnym Stwórcą. Zmagania duchowe trwają zatem między siłami ciemności (szatan i jego słudzy zarówno na Ziemi, jak i w Niebiosach) a siłami światłości reprezentowanymi na Ziemi przez społeczności wierzących (kościoły lokalne) oraz w Niebiosach przez zastępy Bożych aniołów. Bóg, jako Wszechpotężny Jedyny Władca całego stworzenia, nie walczy z szatanem, lecz nad nim panuje. Widzimy to wyraźnie w życiu Jezusa z Nazaretu. On nigdy nie walczył z siłami ciemności, a one nawet nie śmiały podjąć z Nim jakichkolwiek zmagań. Jedyne, co Chrystus czynił, to rozkazywał demonom, a one w popłochu i wielkiej trwodze uciekały przed Nim z krzykiem. W podobny sposób Jezus postąpi w dniu swego powtórnego przyjścia. Zniszczy wówczas wszystkie siły ciemności, włącznie z antychrystem (niegodziwcem), jednym swoim słowem – tchnieniem (por. 2 Tes 2,8). Wtrąci je na wieki do ognistego jeziora płonącej siarki (por. Ap 20,10). Tę prawdę odnajdujemy także w Ap 19,11-16 i w Ap 20,9 oraz we wszystkich ewangelicznych obrazach relacjonujących, jak Jezus słowem wyganiał demony z ludzi (por. Mt 8,16; Mt 8,28-32; Mt 9,25-26a; Mt 17,18; Mk 5,2-8; Łk 9,42).

Moc szatana jest ograniczona i ściśle limitowana. Nie może on przekroczyć granic, które zakreśla mu Najwyższy (por. Hi 1,8-12; Jk 4,7; 1 P 5,8). Jego działanie może być dla wierzących uciążliwe, nękające, a nawet tragiczne (por. Ap 2,10; Ap 2,13), jednak nie dysponuje on mocą, która byłaby zdolna oderwać kogokolwiek od Chrystusa (por. Rz 8,39). Jeśli człowiek sam nie odstąpi od Jezusa, szatan nie może go oderwać od PANA. Testy wierności, jakim co pewien czas poddawani są uczniowie Jezusa, pochodzą od Boga, lecz w tym samym czasie pojawiają się zawsze szatańskie pokusy. Warto jednak pamiętać, że żaden test wiary ani żadna pokusa nigdy nie przekraczają sił wierzącego (por. 1 Kor 10,13), gdyż takie ograniczenie gwarantuje Bóg swoją mocą.

Wiele zamętu w rozumieniu charakteru zagrożenia, jakie płynie ze strony szatana i demonów, wniosły wyobrażenia artystów. Wbrew Słowu Bożemu wyobrażali sobie te istoty jako zezwierzęcone karykatury z rogami, kopytami i ogonami. Współczesna kinematografia wpisuje się w taki sam rodzaj zwodzenia, tyle że w nowoczesnej produkcji filmowych horrorów. Uważny czytelnik Pisma św. zauważy jednak z łatwością, iż są to jedynie wytwory chorych umysłów o spaczonych sercach, którym Boża prawda jest całkowicie obca. Biblia w żadnym miejscu nie daje podstaw do takich wyobrażeń. Jest wręcz odwrotnie. Wiadomo, że szatan podaje się za wysłannika (anioła) światłości (por. 2 Kor 11,14), a to oznacza, że zarówno on, jak i jego demony z pozoru przypominają Bożych aniołów i pod takowe lubią się podszywać (por. Ga 1,8). Z wyglądu mogą także przypominać ludzi. Ich zło tkwi nie w wyglądzie, ale w sercach i umysłach. Siła ich zwodzenia tkwi w tym, że po ludzku wyglądają atrakcyjnie i głoszą rzeczy dla ludzi bardzo pociągające, które niestety w konsekwencji zawsze prowadzą do odstępstwa od Boga i od Jego Słowa, a w efekcie do duchowej ruiny i ostatecznego potępienia osoby zwodzonej.

            Kolejną narracją, która wprowadza spory zamęt w ludzkie myślenie, jest pogląd, że duchowy bój w życiu przeciętnego człowieka polega na zmaganiu się z szatanem. Trzeba sobie wprost powiedzieć, że duchowa walka, jaką toczą zwykli ludzie, to najczęściej zmagania z ich własną starą, grzeszną naturą oraz pokusami płynącymi ze światowych wzorców myślenia. Znacznie rzadziej są to zmagania z osobowymi siłami ciemności, a już prawie nigdy z szatanem. Szatan, jako władca tego świata, nie poświęca uwagi drobnym zjadaczom chleba, lecz zajmuje się strategią zwodzenia w skali makro. Do pomniejszych zleceń ma posłańców (aniołów ciemności zwanych demonami). On sam z pewnością ogniskuje swą uwagę na osobach niezwykle wpływowych – jak królowie i władcy, a także prezydenci i premierzy wraz z gronami towarzyszących im doradców, przewodniczący organizacji międzynarodowych czy wielcy potentaci finansowi – gdyż przez opętanie takich ludzi zyskuje możliwość znacznie większego, bo globalnego, wpływu na całą ludzkość.

            Warto sobie uświadomić, że szatan nie ma żadnej mocy stwórczej, gdyż sam jest tylko stworzeniem. Należy on do bytów duchowych, które nie są w stanie niczego powołać do życia, niczego stworzyć ani wyprowadzić czegokolwiek z niczego. Stwórczą i sprawczą moc ma jedynie Bóg i dlatego tylko On jest zwany Stworzycielem. Szatan, jako upadły byt duchowy, ma jedynie możliwość wpływania na ludzkie myślenie i prowokowania ludzi do zachowań, na których mu zależy. Swoją zdolność oddziaływania zdołał rozwinąć na wielką skalę. Jednak metodologia działania, jaką się posługuje, od wieków się nie zmienia. Jest nią zwodzenie (por. 2 J 1,7; Ap 10,10; Ap 20,3), kłamstwo (por. J 8,44; 1 J 2,22) i oszustwo (por. Kol 2,8; Hbr 3,13). Stosując te techniki, szatan prowokuje ludzi do wywoływania zawieruch, wojen i społecznych kataklizmów. Odstając od Prawdy i manipulując interpretacją faktów, potrafi w mistrzowski sposób dokonać gwałtu na zbiorowej logice i moralności. Zasadniczym celem jego działań jest przemodelowanie ludzkiego stylu myślenia, uwikłanie całych społeczeństw w gąszcz kłamstw i powszechne porzucenie samodyscypliny oraz trzeźwego myślenia, które to cechy są domeną Bożego Ducha (por. 2 Tm 1,7). Diabeł w szczególny sposób wpływa na myślenie przywódców politycznych oraz liderów religijnych, starając się wprowadzić ich na tory myślenia zgodnego z ideologią tego świata. Już w czasach ST Boży prorocy zwracali na to uwagę przywódcom Izraela, najczęściej jednak bez żadnego skutku. Liderzy narodowi i religijni, a za nimi większość ludu, szli za zwodzeniem szatana. Dlatego naród Izraela został ukarany pogromami jakimi były niewola asyryjska i babilońska. A wszystko „co tamtych spotkało, zostało odnotowane w Piśmie ku naszej przestrodze, jako przykład dla nas, którzy żyjemy w ostatniej fazie obecnego czasu[1](1 Kor 10,11 NPD). Zob. także Rz 15,4.

            Inną techniką zwodzenia stosowaną przez szatana jest takie manipulowanie publicznym przekazem informacji, by sprawy mniejszej wagi (choćby nawet dla poszczególnych osób były to wydarzenia uciążliwe albo tragiczne), po odpowiednim ich przedstawieniu i nagłośnieniu, przykuły powszechną uwagę i determinowały zupełnie nieracjonalne zachowania społeczne. Zwykle jest to powiązane z budowaniem piramidy strachu i globalnym zasiewaniem paniki (por. Łk 21,9). Gdy strach zostanie już zaimplementowany w ludzkie serce, to w umyśle danej osoby rodzi się niepewność jutra. Tak zasiane lęki znajdują w skłonnej do grzechu ludzkiej naturze podatny grunt do wzrostu, owocując w ludziach strachem przed chorobą lub utratą środków do życia, stratą domu lub narzędzi pracy, obawami przed ograniczeniem wolności – zarówno w zakresie swobody wypowiedzi, jak i nieskrępowanego przemieszczania się. Rozumiejąc te mechanizmy, szatan stara się przekonywać ludzi, iż ich zdrowie, zachowanie życia czy zabezpieczenie majątku są dla nich sprawami absolutnie najważniejszymi, którym powinni podporządkować wszystko inne rezygnując nawet z wolności na rzecz złudnego poczucia bezpieczeństwa. Taki przekaz stoi w oczywistej sprzeczności z nauczaniem Jezusa (por. Mt 6,25; Mt 6,33; Mt 16,25). Chrystus wyraźnie mówił, że Jego uczniowie nie powinni się obawiać szatana ani tego, co on głosi przez swoich heroldów kłamstwa. Bojaźń mają odczuwać jedynie wobec Najwyższego, gdyż to On jest Sędzią Ostatecznym (por. Łk 12,4-5). W obecnym świecie ludzie ufający Chrystusowi powinni wyróżniać się – jednak nie zamożnością, zdrowiem czy fałszywie rozumianą akceptacją prowadzącą do rozwoju grzechu i hedonizmu, ale postawą ofiarnej miłości okazywanej w szczególny sposób braciom i siostrom w wierze (por. J 13,35), gdyż taki rodzaj miłości ma być znakiem rozpoznawczym uczniów Jezusa. Dlatego szatanowi niezwykle zależy na izolowaniu wierzących między sobą – także od innych ludzi.

Strategia szatana obejmuje również podkopywanie zaufania do wszechmocy Boga oraz do niezawodnego charakteru Tego Jedynego, Który Jest Święty. Diabeł chętnie podaje w wątpliwość skuteczność i kompletność ofiary Chrystusa na krzyżu, a także dezawuuje Jego zmartwychwstanie (por. 1 Kor 15,13-14) oraz to, że odwieczne i nieskończone Boże Życie jest dostępne tylko w Chrystusie. Obrzędowa i ceremonialna religijność formalna jest domeną, w którą szatan inwestuje sporo uwagi i środków (por. Ga 4,9-10; Kol 2,16-19). Prawdopodobnie obok wpływania na przekazy światowych mediów jest ona jednym z ważniejszych kierunków jego działania (więcej w haśle → Świątynny model religijności a biblijne chrześcijaństwo). Jeśli chodzi o media, to oczywiście nie ma nic złego w samych technologiach dystrybucji informacji, które pozwalają na tworzenie telewizji, radia, prasy, internetu, komunikatorów społecznościowych oraz internetowych platform wymiany myśli, dzięki którym również Słowo Boże (czyli Biblia zwana też Pismem św.) dociera już do każdego zakątka Ziemi. Jednak natężenie i prędkość, z jaką współczesne światowe i lokalne media rozsiewają nieprzyjacielskie nasiona chwastu (por. Mt 13,24-25; Mk 4,13-17), przekracza najśmielsze wyobrażenia.

Inną strategią szatana jest wikłanie ludzi w umiłowanie bogactwa. O ile same pieniądze jako środek płatniczy są moralnie neutralne, o tyle ich umiłowanie jest po prostu bałwochwalstwem (por. Mt 6,24; Łk 16,13; Ef 5,5). Nie tylko władcy narodów, lecz także przywódcy wielu kościołów pogrążyli się w duchowym mroku z powodu chciwości i uwielbienia dla pieniędzy (por. 1 Tm 6,7-10; 2 Tm 3,1-5; Tt 1,7-9; Hbr 13,5; 2 P 2,1-3; 2 P 2,9-22). W parze z ukochaniem bogactwa zaś szatan rozwija techniki promowania rozwiązłości seksualnej. Więcej w haśle → Pornografia i rozwiązłość seksualna.

Jeszcze innym sposobem działania szatana w zakresie globalnego zwodzenia i manipulacji jest składanie – ustami swych sług – obietnic, których nigdy nie zamierza on dotrzymać, gdyż „jest kłamcą i ojcem wszelkiego kłamstwa” (J 8,44 NPD). Heroldowie szatana specjalizują się w zapowiedziach pokoju i bezpieczeństwa (por. 1 Tes 5,3), które jednak nigdy nie były i nie będą zrealizowane. Zawsze bowiem pojawią się rzekomo nieprzewidziane kolejne fazy wydarzeń stawiające wcześniejsze zapowiedzi na głowie. Jak podają źródła Norweskiej Akademii Nauk, której przedstawiciele wspólnie z historykami brytyjskimi, egipskimi, niemieckimi oraz indyjskimi, przygotowali specjalny raport, od roku 3600 p.n.e. świat zaznał tylko 290 lat pełnego pokoju. Przez ostatnie 5600 lat miało miejsce ok. 14 300 różnego typu wojen, w których zginęło ponad 3,5 miliarda ludzi. Szacowana wartość zniszczeń wojennych (podkręcanych przez szatana) została porównana przez specjalistów do wartości czystego złota, które byłoby potrzebne do opasania globu ziemskiego (wzdłuż równika) warstwą grubości 10 m i szerokości 160 km. Od roku 650 p.n.e. zaistniało w świecie ok. 1600 różnego typu wyścigów zbrojeń, z których tylko 16 nie skończyło się wojną, jednak i one doprowadziły do ekonomicznej ruiny krajów w nie zaangażowanych. W tym samym czasie ponad 8000 traktatów pokojowych zostało złamanych.

W swej ostatniej księdze Biblia wyraźnie mówi o uwięzieniu szatana w piekielnej czeluści (por. Ap 20,1-3) na jakiś czas dziejów świata, zaś znakiem jego uwolnienia będzie prowadzone przez niego zmasowane globalne („po całej Ziemi”, „we wszystkich zakątkach Ziemi”) zwodzenie (por. Mt 24,5-24). Aktywni w czasie jego uwięzienia byli/będą jego wysłannicy (aniołowie mroku) oraz jego ziemskie sługi. W finale czasów ostatecznych zostanie on „uwolniony ze swego więzienia i znów zacznie zwodzić narody we wszystkich zakątkach Ziemi” (Ap 20,7-8a NPD) i „po całej Ziemi będzie gromadził ludzi na wojnę, a liczba ich okaże się ogromna – niczym ilość ziaren piasku na brzegu morza. Wystąpią oni przeciwko wierzącym, którzy świętością życia składają cześć Bogu Najwyższemu. Osaczą ich, lecz Boże Słowo zstąpi z Niebios niczym ogień, aby pochłonąć tych prześladowców. Zaś diabeł – zwodziciel owych tłumów – zostanie wrzucony do ognistego jeziora płonącej siarki, gdzie wcześniej wtrącono Bestię i fałszywego proroka. Tam dniem i nocą, po wszystkie wieki, będą cierpieć straszliwe męczarnie” (Ap 20,8c-10 NPD). W tym samym miejscu co szatan znajdą się „wszyscy, którzy okażą się tchórzami[2], wszyscy niewierzący, a także trwający w obrzydliwościach[3], jakimi są morderstwa i wyuzdanie seksualne oraz pornografia[4]; wszyscy, którzy okażą się zaangażowani w magię, trwający w bałwochwalstwie[5] i w różnorodny sposób zwodzący[6] innych – wszyscy oni jako wieczne dziedzictwo otrzymają udział w ognistym jeziorze płonącej siarki. Na tym będzie polegać druga Śmierć – ta wieczna!” (Ap 21,8 NPD).

W podobnym tonie o skutkach szatańskiego zwodzenia wypowiadał się Apostoł Paweł w swoim Pierwszym liście do Koryntian: „W tym wszystkim zaś największą porażką[7] jest fakt, iż w ogóle myślicie o zwracaniu się do sądów[8]! Dlaczego, zamiast tego, nie jesteście gotowi pokornie znosić krzywd wam wyrządzanych albo niesprawiedliwości[9], do których zalicza się również jawny rabunek waszego mienia[10]? Zamiast tego sami dopuszczacie się nieprawości[11] i grabieży! I to wobec kogo – swoich sióstr i braci w wierze?! Czyżbyście nie słyszeli o tym, że ludzie nurzający się w takich nieprawościach[12] nie mają udziału w Królestwie Bożym?! W tej sprawie nie powinniście mieć żadnych złudzeń! Podobnie nikt, kto trwa w seksualnej deprawacji, kto jest uwikłany w pornografię czy w jakiekolwiek inne rozpasanie seksualne[13]; nikt, kto trwa w bałwochwalstwie[14] albo cudzołóstwie[15]; nikt, kto praktykuje transwestytyzm[16] lub pozostaje aktywnym homoseksualistą[17]; nikt, kto trwa w złodziejstwie, chciwości czy pijaństwie; nikt, kto nurza się w kłamstwie, oszczerstwach czy zdzierstwie, nie ma udziału w Królestwie Bożym” (1 Kor 6,7-10 NPD).

Wszystkie strategie szatana można podsumować stwierdzeniem, iż pragnie on zdobyć władzę nad ludzkością, chce zapanować nad nią w sposób niepodzielny, wikłając i uzależniając ją od siebie tak, by cześć i chwałę oddawała ona tylko jemu, a nie Bogu (por. Mt 4,8-10; Ap 13,1-4; Ap 13,15). Jednak praktykowane przez szatana metody zniewalania narodów nigdy i nigdzie nie zadziałały w sposób trwały, zaś Biblia pokazuje, iż jego koniec jest już przesądzony (por. Ap 20,10). Na przeciwległym biegunie do działań diabła stoi strategia wolności (wolności od grzechu, uzależnień i od duchowych związań), jaką Bóg w Chrystusie ofiarował ludzkości. Tylko w Jezusie Chrystusie ludzkość może dojść do prawdziwego i wiecznego uwolnienia, czyli do zbawienia (por. J 8,32).



[1] Gr. aion – eon czasu, epoka. Paweł przedstawia tu duchowy punkt widzenia obecnego czasu, który zmierza już do swego końca – powrotu Chrystusa na Ziemię.

[2] Być może chodzi tu o osoby, które nie poszły za Chrystusem z lęku przed prześladowaniami, lub te, które w tej drodze nie wytrwały, przechodząc próby i doświadczenia.

[3] Ciekawe jest to, że ludzie niewierzący wymienieni są tu jako osobna kategoria. To może świadczyć o tym, iż osobami „trwającymi w obrzydliwościach” mogą być ci, którzy zeszli z drogi PANA i wrócili do swego dawnego stylu życia (por. 2 P 2,22).

[4] Wyrażenie „wyuzdanie seksualne i pornografia” jest ekwiwalentem dynamicznym gr. słowa porneia.

[5] Zgodnie z Kol 3,5 bałwochwalstwem jest nie tylko oddawanie czci martwym posągom czy obrazom, lecz także chciwość serca.

[6] Dosł. „zwodziciele” – gr. pseudes. Chodzi o tych, którzy swoimi kłamstwami, półprawdami i niedomówieniami przekazują innym pseudoprawdy.

[7] Gr. hettema – „porażka”, „umniejszenie”, „hańba”, „bycie pokonanym”. W sensie relatywnym rzeczownik ten opisuje stan gorszy niż wcześniejszy lub coś gorszego niż obserwowane otoczenie.

[8] Ludzkie sądy są niesprawiedliwe – por. Koh 3,16.

[9] Fraza ta jest dynamicznym oddaniem czasownika adikeo użytego w czasie teraźniejszym niedokonanym w stronie biernej. Czasownik ten opisuje niesprawiedliwość, czynienie zła lub wyrządzanie komuś krzywdy, niszczenie, szkodzenie.

[10] Gr. apostereo – czasownik ten jest złożeniem zaimka apo, który mówi o oddzieleniu, oraz czasownika stereo („ograbianie”, „plądrowanie”, „okradanie”, „defraudowanie”) – por. Hbr 10,34.

[11] Gr. adikeo.

[12] W oryg. adikoi – przymiotnik ten służy Apostołowi do opisania ludzi nieuczciwych, podstępnych, którzy oszukują innych, wyrządzają komuś szkodę lub krzywdę, grabią cudze mienie, kradną.

[13] Cała ta fraza jest dynamicznym ekwiwalentem słowa pornoi (l.mn. od pornos).

[14] Bałwochwalstwo nazywane jest w Biblii duchowym cudzołóstwem. Odpowiednikiem greckiego porneia w języku hebrajskim było słowo zanah. Używano go nie tylko do oznaczenia niemoralności i wyuzdania seksualnego, lecz także do opisania związków małżeńskich zawieranych przez wierzących z niewierzącymi. Nic więc dziwnego, iż Paweł umieścił wzmiankę o bałwochwalstwie pomiędzy określeniami grzechów seksualnych.

[15] Gr. moichoi (l.mn. od moichos).

[16] Gr. malakoi (l.mn. od malakos). Słowo malakos znaczy dosłownie „miękki”. W starożytności było używane w stosunku do zniewieściałych mężczyzn, którzy udawali kobiety. Słowem tym określano także: (a) młodocianych niewolników płci męskiej, których homoseksualiści nabywali do zaspokajania swoich wyuzdanych żądz, oraz (b) męskie prostytutki homoseksualne.

[17] Warto zwrócić uwagę, że Apostoł nie pisze tu o ludziach mających jedynie skłonności homoseksualne, ale o tych, którzy trwają aktywnie w związkach homoseksualnych. Oczywiście jest możliwe, że ktoś odczuwający pociąg seksualny do tej samej płci pragnie żyć w pokoju z Bogiem. Taka osoba ma zawsze proste wyjście: może żyć w celibacie (tzn. w abstynencji seksualnej). Takie rozwiązanie zabezpiecza człowieka zarówno przed grzechem, jak i przed obrażaniem Boga czynami, które dla Stworzyciela są obrzydliwością. Życie w czystości (pomimo skłonności homoseksualnych) i nieobnoszenie się ze swymi skłonnościami może być świętym życiem, które będzie w pełni szanowane i cenione również przez braci i siostry w wierze. Nie jest bowiem grzechem odczuwanie pociągu seksualnego do tej samej płci. Grzechem jest dopiero uleganie takim skłonnościom, a także afiszowanie się nimi oraz publiczne ich promowanie (por. Rz 1,32). Jezus jasno powiedział, że narzucanie innym wrogiego Bogu sposobu myślenia prowadzącego kolejne osoby do grzechu, spotka się ze straszliwą karą (por. Mt 18,6; Mk 9,42; Łk 17,2). Apostoł Paweł podkreślał to również w innych swoich listach – por. Rz 1,27 oraz 1 Tm 1,10.

Targumy

Targumami nazywa się przekłady Biblii Hebrajskiej na język aramejski. Słowo targum oznacza zarówno tłumaczenie, jak i interpretację. Targumy zawierały więc nie tylko przekłady tekstu hebrajskiego na aramejski, lecz także jego interpretacje. Dla wielu Żydów żyjących w okresie II świątyni językami potocznymi były aramejski i grecki. Język hebrajski stał się „językiem sanktuarium”, który dla osób bez odpowiedniego wykształcenia był niezrozumiały. W tym czasie tożsamość narodu żydowskiego identyfikowana była nierozdzielnie z ich świętą Księgą, dlatego pojawiła się konieczność prezentowania jej w sposób czytelny i zrozumiały dla przeciętnego Żyda tamtej epoki. W synagogach teksty święte odczytywano w języku hebrajskim, ale prezentowano również ich przekład i interpretację w języku aramejskim. Zajmowali się tym specjalni tłumacze i interpretatorzy zwani meturgemanim. Naturalną częścią tego procesu było wstawianie do tłumaczonego tekstu rozszerzeń i uzupełnień, które wraz z upływem czasu rozwijały się w każdej wspólnocie żydowskiej niezależnie, tworząc różnorodne warianty. Tak powstała tzw. tradycja targumiczna sięgająca okresu II świątyni, choć dużo materiału, który zachował się do naszych czasów, pochodzi z czasów znacznie późniejszych. Obecnie posiadamy trzy targumy Tory: Targum Onkelosa, Targumy Palestyńskie, które reprezentują Kodeks Neofiti 1 i targumy zachowane fragmentarycznie, oraz Targum Pseudo-Jonatana.

W czasach apostolskich rolę podobną do Targumów spełniała → Septuaginta – przekład Biblii Hebrajskiej na język grecki. Udostępniła ona tekst Biblii Hebrajskiej nie tylko zhellenizowanym Żydom, ale i całemu greckojęzycznemu światu. To z niej korzystały pierwsze społeczności chrześcijańskie.

Uczeń

Gr. mathetes. Słowo to opisywało człowieka, który nie tylko pobierał nauki u nauczyciela, ale również go naśladował. W starożytnym świecie pobieranie nauk praktykowano w warunkach codziennego życia, a nie, jak obecnie, w szkolnej klasie. Uczniowie chodzili ze swym nauczycielem, a on przekazywał im swoją mądrość życiową w codzienności. W starożytnej Grecji znana była szkoła filozoficzna Arystotelesa, którego uczniów nazywano perypatetykami (od gr. peripateo – chodzenie). Arystoteles miał bowiem zwyczaj nauczania w trakcie przechadzek.

Nie inaczej funkcjonowało uczniostwo w grupie Jezusa z Nazaretu. On również podczas codziennych sytuacji szkolił swych uczniów do misji, którą zamierzał przekazać im w przyszłości. Uczył ich przy tym, że prawdziwy uczeń nie pragnie zająć pozycji wyższej od swego nauczyciela (por. Mt 10,24), że prawdziwemu uczniowi wystarcza, iż podąża śladami swego mistrza (por. Mt 10,25). Podkreślał, że żaden uczeń, kończąc terminowanie u nauczyciela, nie przewyższa go (por. Łk 6,40). Nauczanie Jezusa nie zawsze było łatwe i w pełni zrozumiałe dla uczniów. Gdy Jezus nauczał, że jest prawdziwym pokarmem z Niebios, którym uczniowie powinni się posilać (dosł. „wgryzać” – gr. trogo – por. J 6,51), część z nich pojęła to dosłownie i ci opuścili Jezusa (por. J 6,66). Zupełnie nie rozumieli, że Jezus, mówiąc o sobie jako pokarmie z Niebios, mówił o sobie jako wcielonym Słowie Bożym (por. J 6,63-64), w które wierzący powinni się wgryzać, aby nim karmić się duchowo.

Jezusowi towarzyszyło co najmniej 72 uczniów, o których czytamy w Łk 10,1. Niektórzy rozszerzają tę liczbę do 500 (por. 1 Kor 15,6). Jednak podstawowa grupa Jego uczniów składała się z dwunastu mężczyzn (Apostołowie) – por. Mt 10,2 – z których trzech było Mu najbliższych (Piotr, Jakub i Jan – por. Mt 17,1). Apostołom Jezus poświęcał najwięcej uwagi. Im też przekazał prawdę, że świat rozpozna w nich Jego uczniów tylko po jednym znaku – wzajemnej ofiarnej miłości, którą powinni wzajemnie się otaczać (por. J 13,35). Żaden inny znak nie miał ich charakteryzować. Jezus pragnął, aby Apostołowie kontynuowali Jego misję. Ona zaś polega na czynieniu uczniami Jezusa ludzi ze wszystkich ludów i narodów po całej Ziemi, czyli na nasycaniu ich poznaniem natury Boga przez zanurzanie ich w charakter Ojca, Syna i Ducha Uświęcającego. W praktyce powinno się to dokonywać przez nauczanie, jak mają trwać we wszystkim, co Jezus im przekazał (por. Mt 28,19-20). Ta pokoleniowa misja (sukcesja apostolska) nosi w teologii określenie Misji Wielkiego Posłannictwa.

Patrz też → Sukcesja apostolska.

Wiara

W semickim rozumieniu słowo „wiara” jest nie tyle zespołem przekonań intelektualnych, które można zaprezentować i teoretycznie przedyskutować, ile postawą aktywnego posłuszeństwa wynikającego z zaufania do podmiotu wiary. „Wierzyć w coś, kogoś” w żydowskim rozumieniu znaczy „ufać czemuś, komuś”. Ponieważ cała Biblia jest przesiąknięta semickim sposobem myślenia, więc wiara w biblijnym rozumieniu oznacza zaufanie Bogu i jest prawdziwa wtedy, gdy decyzje, jakie człowiek podejmuje, są zgodne z wolą Boga, którą poznajemy dzięki Jego Słowu. W tym sensie „wiara w Boga” nie oznacza jedynie przekonań intelektualnych o istnieniu Stwórcy i Jego nadrzędnej władzy, ale okazuje się autentyczna i pełna dopiero wtedy, gdy te przekonania potwierdzone są zachowaniem wypływającym z zaufania Bożemu Słowu. Wiara rozumiana jedynie w wymiarze intelektualnym i nieprzekładająca się na decyzje osobiste i sposób postępowania nazwana jest w Jk 2,19 wiarą demoniczną.

W Biblii więc nie chodzi o to, czy ktoś wierzy w Boga, ale czy wierzy Bogu, czyli Mu ufa. Dlatego nie dziwi wcale stwierdzenie z Listu do Hebrajczyków, że „nikt bez ufnej wiary nie może Bogu się podobać” (Hbr 11,6 NPD). Ten sam werset dalej mówi: „Każdy bowiem, kto zwraca się do Boga, powinien ufać, że On JEST TYM, KTÓRY JEST, i że nagradza tych, którzy szczerze Go szukają”. Autor Listu do Hebrajczyków podaje taką definicję wiary: „Wiara bowiem polega na ufnym oczekiwaniu spełnienia się tego, co zostało obiecane. Jest argumentem nadziei, że to, czego jeszcze nie widzimy, faktycznie nastąpi” (Hbr 11,1 NPD). Taki jest sens zarówno hebrajskiego słowa ’amanah (ST), jak i greckiego pistis (NT).

W nauczaniu Chrystusa i Jego Apostołów słowo „wiara” zawsze pojawia się w kontekście zaufania, a nie w kontekście intelektualizmu. Jakub w swoim liście wiarę intelektualną przyrównuje wręcz do wiary demonicznej: „Być może nawet deklarujesz, że wierzysz w istnienie jedynego Boga. I co z tego?! Demony również wierzą w taki sam sposób, lecz dreszcze nimi wstrząsają na myśl o postępowaniu zgodnym z Bożą wolą” (Jk 2,19 NPD). Wiara biblijna nie jest w żadnym wypadku pasywnym przekonaniem o czymś, ale jej sensem oraz istotą jest działanie polegające na pełnieniu woli Bożej poznawalnej dzięki Bożemu Słowu. To właśnie widzimy w postawie Abrahama, którego postępowanie stało się na wieki punktem odniesienia do definiowania prawdziwej wiary (zaufania). On bowiem zaufał Bogu w tym, co od Niego usłyszał, i z tego powodu Bóg nadał mu tytuł sprawiedliwego (por. Rz 4,3). Apostoł Paweł, rozwijając ten temat, napisał w Liście do Rzymian: „Skoro więc posłuszeństwo jest owocem wiary, a ta rodzi się z tego, w co się wsłuchujemy – bo przecież każdy człowiek wierzy w to, czemu poświęca uwagę – to niezwykle ważne jest, abyśmy pilnie wsłuchiwali się w Słowo Chrystusa” (Rz 10,17 NPD).

Mówiąc więc prosto: biblijna wiara to aktywna postawa zaufania będąca odpowiedzią człowieka (działanie) na usłyszane i zrozumiane Boże Słowo. Boża wola i Boży charakter uwidocznione w tym Słowie są podstawą wiary (zaufania) w rozumieniu biblijnym. Wiara jest zatem życiową reakcją człowieka na przeczytane Boże Słowo, a nie jakimś stanem emocjonalnym czy intelektualnym. Bóg nie daje człowiekowi wiary. Wręcz przeciwnie – On jej od człowieka oczekuje jako odpowiedzi na swoje słowa (por. Rz 10,11-17). Jeśli wiara człowieka jest motywowana lub napędzana czymś innym niż Bożym Słowem, to można mówić wówczas co najwyżej o ślepej, naiwnej lub życzeniowej „wierze” pozbawionej solidnych podstaw. Jeśli motywowana jest czynnikami religijnymi, to mówimy o „wierze” religijnej, która również może być ślepa, naiwna, życzeniowa, doktrynalna lub hierarchiczna, czyli polegająca na zaufaniu ludzkim autorytetom lub stanowiskom. Jednak takie postawy nie mają żadnego umocowania w Biblii. Wiara biblijna nie jest ani ślepa, ani życzeniowa, ani naiwna, gdyż jej fundamentem jest Boże Słowo, a nie ludzkie idee, cele, życzenia lub obietnice. Podkreślmy raz jeszcze z wielkim naciskiem: wskaźnikiem tego, czy ktoś ma wiarę biblijną, jest sposób, w jaki ten człowiek odpowiada na Boże Słowo.

Wspomniany wcześniej Abraham był dla wszystkich pisarzy biblijnych wzorcem wiary (zaufania do Najwyższego). Do tej postaci odnoszą się również Apostoł Paweł i Jakub, pierwszy zwierzchnik kościoła w Jerozolimie. Obydwaj zwracają uwagę na aktywne powiązanie wiary ze zbawieniem (uratowaniem, wyzwoleniem od grzechu). Jednak każdy z nich podchodzi inaczej do zagadnienia związku wiary z uczynkami. Przekłady dosłowne Listu do Rzymian, Listu do Efezjan i Listu Jakuba używają ogólnego określenia „uczynki”. To niestety nie ułatwia czytelnikom prawidłowego zinterpretowania tekstu. Jednak – jak zawsze – odpowiedź leży w kontekście. Podczas gdy Paweł twierdzi, że wiara nie opiera się na uczynkach zrodzonych z chęci wypełniania Prawa Mojżeszowego (zapracowywanie na zbawienie), to Jakub wskazuje, że naturalnym testem wiary, jej swoistym papierkiem lakmusowym, jest aktywne miłosierdzie, czyli uczynki miłosierdzia (co jest owocem wejścia na drogę zbawienia). Wnikliwa analiza tekstów Pawła i Jakuba pokazuje, że pisarze ci wcale nie różnią się poglądami w sprawie relacji pomiędzy wiarą i uczynkami. Uczynki miłosierdzia, o których pisze Jakub, Paweł opisuje w swoim Liście do Efezjan jako „dobre dzieła, które On sam [tzn. Bóg] wcześniej zaplanował dla nas do wykonania” (Ef 2,10 NPD). To im w Ef 2,9 przeciwstawia „nasze własne [ludzkie] uczynki”, które nie są w stanie doprowadzić nikogo do zbawienia. Tak więc wiara w ujęciu obu Apostołów jest zawsze aktywną postawą pełnienia Bożej woli, wyrażającą się w czynach miłosierdzia, które wynikają z pełnienia woli Bożej, a nie z ludzkiej chęci zapracowania sobie na zbawienie. Rodzi się jednak pytanie – skoro obydwaj ci pisarze NT tak samo widzą wiarę Abrahama, to dlaczego ich podejście do kwestii powiązania jej z uczynkami jest nieco inne? Rzecz w tym, że każdy z tych pisarzy, wspominając o Abrahamie, nawiązywał do innego wydarzenia w życiu tego patriarchy. W Rz 4 Paweł odnosi się do sytuacji, w której Abraham (a właściwie jeszcze Abram) zaufał Bogu, że będzie ojcem wielu narodów (miała ona miejsce przed narodzeniem Izaaka), natomiast Jakub w Jk 2 omawia postawę Abrahama, kiedy ten (już po narodzeniu Izaaka) usłyszał Boże wezwanie, by złożył PANU cześć i uwielbienie w postaci ofiary ze swego syna Izaaka – a więc z tego, co było sercu Abrahama najdroższe.

Innym aspektem hebrajskiego znaczenia słowa „wiara” jest jego przymiotnikowy derywat (wyraz pochodny) „wiarygodny”. Często jest on opacznie tłumaczony jako „wierny”. Wiele osób wyznaje, że Bóg jest im wierny, nie dostrzegając wręcz nonsensu takiej wypowiedzi. Jeśli Bóg miałby być komukolwiek wierny, to przede wszystkim samemu sobie. Dla ludzi Bóg, jako Najwyższa Istota, Stwórca, Światłość i Absolutna Prawda, jest przede wszystkim „wiarygodny”. Z tego powodu, że jest On wiarygodny, człowiek może odpocząć, polegając na Jego przewodnictwie, na Jego nakazach i wskazaniach oraz na Jego planie i strategii.

Podsumowując, należy raz jeszcze podkreślić, że samo głębokie przekonanie o czymś, co nie jest powiązane ze Słowem Bożym, choć na co dzień po ludzku również zwane jest wiarą, nie sprawia, że mamy do czynienia z wiarą biblijną, gdyż nie ma ona korzeni w Piśmie św. Wiara w sensie biblijnym wymaga przede wszystkim znajomości charakteru Boga i Jego woli, które każdy człowiek może poznać, odczytując Słowo Boże w Bożym Duchu Uświęcenia. Natomiast inne przekonania mogą mieć różny charakter: mogą być z gruntu fałszywe albo zwodnicze, ślepe, naiwne lub życzeniowe. Przykładów jest wiele. Ktoś może wierzyć, że w przyszłym roku lepiej mu się powiedzie (wiara życzeniowa). Ktoś inny może wierzyć, że to, co mówią politycy, jest zawsze prawdą (wiara naiwna). Ktoś może być przekonany, że zasłyszane poglądy lub idee (np. o możliwości uzyskania zbawienia inaczej niż przez zanurzenie się w Chrystusie) są właściwą drogą życia (wiara fałszywa). Można wbrew nauczaniu NT wierzyć w → ewangelię sukcesu, która mówi, że Bóg jest zainteresowany pomnażaniem czyjegoś majątku lub obdarowywaniem tego człowieka wspaniałym zdrowiem, gdy tylko przeznaczy on na Bożą służbę odpowiednie środki finansowe (wiara zwodnicza). Szczególnym przypadkiem wywodzącym się z tej ostatniej postawy jest nauczanie o tzw. pozytywnym wyznawaniu Bożych obietnic. Stało się to w pewnym momencie sztandarowym hasłem w niektórych kręgach charyzmatycznych wskutek nauk głoszonych przez takich współczesnych zwodzicieli Ruchu Słowa Wiary. Ta herezja przyjmuje różną postać w zależności od akcentów kładzionych przez jej głosicieli. Może to być np. postawa „pozytywnego ogłaszania zwycięstwa” czy „ogłaszanie objęcia «zagwarantowanego dziedzictwa»”. „Pozytywne wyznawanie” jest najczęściej owocem głoszenia heretyckiej → ewangelii sukcesu i nie ma nic wspólnego ze zrozumieniem Apostolskiego wezwania do wytrwania w trudnościach (por. Rz 5,3-4; Jk 1,2), z dążeniem do uświęcenia (por. Hbr 12,14), praktykowaniem osobistego umiarkowania w codziennym życiu (por. 1 Tm 6,8) czy umacnianiem się tych cech charakteru, które widzimy w Chrystusie. Aby więc zweryfikować wiarygodność nauczania usłyszanego od kogokolwiek, trzeba zwrócić uwagę (a) na jego uczciwość w osobistym naśladowaniu Jezusa (por. Mt 16,24; Ef 5,1; 1 Tes 1,6), (b) na cele i wartości, którym ten człowiek hołduje, oraz (c) czy są w nim widoczne cechy charakteru Jezusa z Nazaretu.

Wyznanie grzechu

Greckie słowo homologeo w kontekście grzechu zwyczajowo tłumaczy się na język polski jako „wyznanie” [grzechu]. W Polsce najczęściej jest kojarzone ze spowiedzią indywidualną w konfesjonale (a więc w miejscu konfesji, czyli wyznania). Spowiedź tego rodzaju została wprowadzona w VI w. przez mnichów iroszkockich, którzy jednocześnie ustalili specjalne „taryfy pokutne” za każdy rodzaj grzechu. Kościoły wschodnie praktykują obecnie spowiedź w sposób bardziej lub mniej podobny, a kościoły poreformacyjne w inny (np. spowiedź powszechna).

Termin grecki homologeo, tradycyjnie tłumaczony jako „wyznawać” (grzechy), w najgłębszym sensie mówi jednak o „zgodzeniu się” z Bogiem w sprawie grzechu i sposobu jego rozwiązania. Słowo to składa się z dwóch członów: homo- („to samo”) i lego („mówić”). Oznacza zatem mówienie tego samego, co mówi Bóg na temat grzechu, a więc zgodzenie się z Bogiem w sprawie naszej grzeszności. Niestety, wiele współczesnych przekładów, które używają frazy „wyznawać grzechy”, nie oddaje zasadniczej kwestii przemiany myślenia człowieka na temat jego grzechu. W powszechnym przekonaniu podkreśla raczej fakt wyznania Bogu informacji o grzesznym zachowaniu lub wykroczeniu, co nie ma większego sensu. Gdy grzeszymy, On doskonale wszystko widzi, nawet jeśli czynimy to tylko w głębi naszego serca.

Wiele wyznaniowych przekładów Biblii idzie za wyżej przedstawioną interpretacją. Na przykład werset 1 J 1,9 zwykle jest tłumaczony: „Jeśli wyznajemy nasze grzechy”. Jednak takie tłumaczenie jest niefortunne, gdyż nie uwzględnia wyżej wyjaśnionej etymologii słowa homologeo. Z uwagi na to w przekładzie NPD czytamy: „Jeśli jednak zgadzamy się z Bogiem w kwestii naszych grzechów”. Taki ekwiwalent dynamiczny oddaje zasadnicze znaczenie greckiego homologeo jako „zgodne mówienie” („mówienie tego samego”), czyli zgodzenie się z Bogiem co do naszego grzechu.

Popularne rozumienie tematu wyznawania grzechów, bazujące na tradycyjnych przekładach Biblii, często nie podkreśla konieczności opamiętania się człowieka (diametralnej zmiany myślenia i działania) i świadomego uznania przez niego swej grzeszności, lecz koncentruje się na przekazywaniu komuś informacji o grzesznym zachowaniu lub postępku. Jednak gdy myślimy o wyznawaniu grzechów Bogu, musimy uświadomić sobie, że nikt nie jest w stanie wyznać Bogu czegoś, czego On sam by wcześniej już nie wiedział. Nie możemy Go niczym zaskoczyć ani wyjawić Mu jakiejkolwiek – choćby najmocniej skrywanej – tajemnicy, której On by nie znał. Gdy grzeszymy, On doskonale o tym wie, nawet jeśli czynimy to w głębi naszego serca czy umysłu. W rozumieniu homologeo – jako procesu zgodzenia się z Bożym punktem widzenia – niezbędne jest zatem pełne opamiętanie się z grzechu. W czym zatem człowiek musi „zgodzić się” z Bogiem? W czterech aspektach: 

    1)  należy zgodzić się z Bogiem, że to, co On uważa za grzech, jest grzechem, gdyż to On jedynie definiuje, co jest święte, a co grzeszne, co jest światłością, a co ciemnością (por. Ap 4,8; Ap 6,10; Ap 15,4);

    2)  należy również zgodzić się z Bogiem co do sposobu rozwiązania problemu naszego grzechu. Całe Słowo Boże wyraźnie pokazuje, że jedynym rozwiązaniem problemu ludzkiego grzechu jest krew Jezusa przelana na krzyżu (por. Mt 26,28; Dz 4,12; 1 Tm 2,5; Hbr 9,14; Hbr 9,25-28; Hbr 10,10; Hbr 10,14; 1 J 2,2). Do rozwiązania tego nie jesteśmy w stanie nic dodać, gdyż śmierć Jezusa jest jedyną w pełni wystarczającą ofiarą za grzech;

    3)  należy zgodzić się z Bogiem, że każda wynikająca z grzechu krzywda – jeśli to tylko możliwe – powinna zostać naprawiona (por. Mt 5,23-24; Łk 19,8-9);

    4)  należy również zgodzić się z Bogiem w sprawie Jego stosunku do grzechu. Święty Bóg nienawidzi grzechu i nie ma z nim nic wspólnego (por. Ps 5,6-7; Ps 11,5; Prz 3,32-33; 1 J 1,5). Z uwagi na to skuteczny proces homologeo prowadzi do zerwania z grzechem – odrzucenia go i odłączenia się od niego. Chodzi tu o znienawidzenie zarówno samego grzechu, jak i wszystkiego, co do niego prowadzi.

Te cztery elementy zgodzenia się z Bogiem składają się na sens terminu homologeo. We współczesnym języku być może lepsze od terminu „wyznanie grzechu” byłoby określenie: „homologowanie się z Bogiem” lub „uzyskanie Bożej homologacji”.

Przy okazji tematu wyznawania → grzechu warto też przypomnieć, że jednym z greckich słów tłumaczonych na polski jako „grzech” jest hamartia. W łucznictwie oznaczało ono „nietrafienie w cel” i było przeciwstawne terminowi teleios („doskonałość”), który mówił o trafieniu w sam środek celu. Z tego wynika, że każde odstąpienie od Bożej woli objawionej w Bożym Słowie wyjaśnianym w Duchu Uświęcenia jest grzechem.

Zanurzenie

Gr. bapto lub baptidzo. Zwyczajowo tłumacze popularnych wydań NT przekładają te dwa terminy w sposób tradycyjny jako „chrzest”. Słowa te jednak różnią się od siebie w sposób funkcjonalny. Słowo baptidzo oznacza: „zatopienie” [w czymś], „nasiąknięcie”, „przesiąknięcie”, „nasycenie” [czymś], zaś słowo bapto to „chwilowe zanurzenie” (krótkie zanurzenie jak w zabiegu blanszowania). Oba różnią się od słów greckich: hrantidzo – „pokropienie” (Hbr 9,13.19.21) – oraz cheo – „polewanie”, „wylewanie” (słowo to nie występuje w NT z wyjątkiem związków pochodnych użytych w Łk 10,34 – gr. epicheo; w Dz 2,33 i Tt 3,6 – gr. ekchoreo). Podane wyżej znaczenie słów bapto i baptidzo bazuje na zapisach obecnych w antycznej literaturze greckiej. Należy do nich między innymi tekst pozostawiony przez żyjącego na przełomie III i II w p.n.e. greckiego poetę, lekarza i gramatyka Nikandera (st. gr. Nikandros) z Kolofonu (miasto w Azji Mniejszej), który podając receptę na piklowanie ogórków, użył obu tych słów – i to w jednym tekście, dając tym samym szansę potomnym na zrozumienie różnicy między bapto a baptidzo. Napisał on, że w procesie piklowania ogórka należy go najpierw na chwilę zanurzyć (gr. bapto) we wrzącej wodzie (proces blanszowania), a następnie przenieść do zalewy octowej i w niej na długo zatopić (gr. baptidzo), aby ten, pozostając w niej dłuższy czas, nabył trwale cech tej zalewy. Oba słowa odnoszą się zatem do „zanurzania” w płynie, przy czym bapto opisuje chwilowe działanie (w celu powierzchownej dezynfekcji i sparzenia skórki ogórka), a baptidzo oznacza długofalowe zatopienie w celu przeprowadzenia dogłębnego procesu przemiany wnętrza, co w zasadniczy sposób powinno odzwierciedlić się w smaku oraz właściwościach tego produktu. Poza tym według Nikandera czynność bapto miała być wykonana w wodzie, a baptidzo w specjalnie przygotowanym środowisku (roztworze), którego celem jest dogłębne spenetrowanie całego wnętrza ogórka, tak by w trwały sposób przejął cechy środowiska, w którym został zatopiony. Oczekiwana zmiana jakościowa produktu wymaga czasu i stałego zanurzenia w środowisku zalewy. Ogórek, który nie przejdzie pełnego procesu zakwaszania, nie ma oczekiwanych cech i zwykle – jako niedorobiony produkt – łatwo się psuje. Jednak w pełni zakwaszone ogórki, które w jakimś momencie znajdą się dłuższy czas poza zalewą, również łapią tendencję do psucia się. Tylko stałe pozostawanie w dobrej zalewie gwarantuje ogórkom właściwe cechy i smak. Oczywiście zanurzenie w złej zalewie powoduje niepowetowane szkody i potrafi na stałe zmienić naturę i cechy ogórka.

Powyższy opis funkcji słowa baptidzo ma również potwierdzenie w starożytnych opisach wziętych z rzemiosła farbiarskiego. W tym wypadku zatopienie (gr. baptidzo) tkaniny w farbie i pozostawienie w niej na dłuższy czas miało skutkować przeniknięciem koloru na wskroś przez materiał, tak by każde jego włókno nabrało pożądanej barwy. I znów nie ma tam mowy o wodzie, ale o specjalnie przygotowanym środowisku (roztwór farby).

Zarówno opis kiszenia ogórka, jak i farbowania materiału w znakomity sposób oddają funkcję słowa baptidzo użytego przez Jezusa w Wielkim Nakazie Misyjnym, zwanym też Wielkim Posłannictwem, które znajdujemy w Mt 28,19-20. W tym tekście Jezus użył słowa baptidzo w syntaksie ze słowem „imię[1]” (gr. onoma) oraz w związku frazeologicznym ze słowem „nauczanie” (gr. didasko). W ostatnich słowach, zanotowanych przez Mateusza, Jezus wezwał swych uczniów, aby ludzi, którym będą głosić Dobrą Wiadomość o ratunku, jaki jest tylko w Nim, zanurzali w charakter (imię) Ojca, Syna i Ducha, a więc w charakter Boga, który objawia się w tych trzech Postaciach Osobowych, i czynili to, przekazując Jego nauczanie (Jego Słowo) w taki sposób, aby ludzie wiedzieli, jak mają to nauczanie (Słowo) zachowywać. I chociaż wielu interpretatorów chce widzieć w tekście Mt 28,19-20 polecenie dokonywania rytualnego obrządku chrztu polegającego na chwilowym, symbolicznym zanurzeniu w wodę (co w niektórych kościołach jest interpretowane na modłę starotestamentowego pokropienia lub polewania; zamiast krwi kozłów i cieląt zmieszanej z popiołem z jałówki – por. Hbr 9,13 – w użyciu jest woda), to jednak tekst Mt 28,19-20 nawet nie wspomina o wodzie. Cały sens tego polecenia odnosi się do czynienia ludzi uczniami Jezusa przez nauczanie ich, jak mają zachowywać Słowo (naukę) Chrystusa. Trwałe zanurzenie ludzi w Słowie Chrystusa i w Jego Duchu Uświęcającym jest najważniejszym zadaniem stojącym przed uczniami PANA. Jest ono jednocześnie najtrudniejsze, gdyż do efektywnej realizacji wymaga od głoszącego je wykazania się osobistym świadectwem życia według Słowa – i to w Chrystusowym uświęceniu. Oczywiście zanurzenie kogoś w wodę, polanie czy pokropienie go nią jest zadaniem niepomiernie łatwiejszym, nie wiąże się bowiem z osobistym świadectwem, ale z autorytetem pełnionej funkcji lub piastowanego stanowiska religijnego. Być może dlatego różne kościoły oraz odłamy (sekty i organizacje religijne) przez wieki wypracowywały sobie najdziwniejsze praktyki i interpretacje obrządku chrzcielnego, co w praktyce stało się u nich substytutem procesu uczniostwa zarysowanego w Mt 28,19-20.

Oczywiście to od tłumacza zależy, w jaki sposób przekłada on słowa bapto czy baptidzo w tekście NT. Jeśli w jego myśleniu przeważa podejście ceremonialne (religijno-rytualne), wówczas używa w swoim tłumaczeniu słowa „chrzest”, nawet jeśli słowa te nie występują w syntaksie ze słowem gr. hydor (woda). W NT słowo baptidzo (81 wystąpień) występuje częściej niż słowo bapto (4 wystąpienia), co wskazuje, że kwestia trwałego zatopienia w środowisku wiary w Jezusa Chrystusa miała kluczowe znaczenie dla Bożego Ducha, który działał przez pisarzy NT.

Niestety, już dość wcześnie ludzie zaczęli porzucać zasadnicze znaczenie słowa baptidzo i woleli je interpretować przez pryzmat rytualizmu religijnego i obrzędowości. W NT mamy ślady takiego myślenia. Niektóre z tekstów pokazują, że już w pierwszym wieku pojawiali się uczniowie Jezusa traktujący chrzest wodny jako niezbędny rytuał religijny, chociaż Jezus ani słowem nie wspomniał, by obrządek ten był potrzebny do zbawienia. Rozumiejąc ten kontekst historyczno-kulturowy, Redakcja NPD w szczególnych wypadkach (jak np. w 1 Kor 1,10-17) używała w przekładzie słowa „chrzest”, aby uwypuklić wspomnianą sytuację. Przywołany tekst z Pierwszego listu do Koryntian Apostoła Pawła pokazuje, że obok innych problemów, jakie istniały w Koryncie, ceremonialna praktyka chrztu w tamtej społeczności była rozumiana przez wielu zgoła niewłaściwie. Chociaż werset Dz 18,5 wskazuje na to, że sedno prowadzonej w Koryncie ewangelizacji (zanurzanie ludzi w Słowie Bożym, a dokładnie w nauczaniu o ratunku, jaki jest w Chrystusie) było jak najbardziej merytoryczne i wzorcowe, to jednak 1 Kor 1,10-17 ujawnia istniejącą tam przemożną siłę naturalnej religijności, która już w łonie pierwszych wspólnot chrześcijańskich rodziła postawy zorientowane na obrzędowość. W swoim liście Apostoł Paweł w gorzkich słowach podsumował niewłaściwe owoce nauczania fałszywych nauczycieli, którzy w Koryncie wypaczali zdrowe nauczanie o Chrystusie. Z przywołanego tekstu wyraźnie wynika, że praktyka zanurzania w wodę (rozpowszechniona przez Jana zwanego Chrzcicielem i zasadniczo przecież skierowana tylko do narodu żydowskiego – por. J 1,31) została zaadaptowana najpierw przez żydowskie wspólnoty chrześcijańskie, a potem przejęta przez społeczności nieżydowskie i zaczęła wypierać główne przesłanie misji zleconej Apostołom przez Jezusa w Mt 28,19-20. Koryntianie nie rozumieli tego przesłania i traktowali baptidzo czysto mechanicznie. Taki sposób postrzegania baptidzo przetrwał wieki i również dzisiaj jest silnie zakorzeniony w tradycji prawie wszystkich kościołów chrześcijańskich. Tylko niektóre ośmielają się jasno stwierdzać, że chrzest wodny nie jest konieczny do zbawienia.

Podobne problemy istnieją wśród Żydów w zakresie pojmowania, czym jest → obrzezanie. Zamiast zrozumienia, iż zabieg zewnętrznego obrzezania ciała jest jedynie symbolem wzywającym do „obrzezania serca” (por. Rz 2,28-29; Rz 4,11; Ga 5,2; Ga 5,6; Ga 6,15; Kol 2,11), kultywują go bez odniesienia duchowego i zamiast dążyć do bliskiego i osobistego związku z Bogiem, traktują obrzezanie jako obowiązek związany z utrzymaniem tożsamości narodowej i dziedzictwa kulturowego. Nawet Żydzi ateiści, którzy dziś stanowią 95-97% ogólnoświatowej populacji żydowskiej, praktykują ten rytuał. W praktyce widać, do czego doprowadziło to naród Izraela – do odstąpienia od Boga Żywego. Wydaje się, że we współczesnej kulturze polskiej obrzędowo-religijne pojmowanie chrztu całkowicie zdominowało myślenie ludzi i podobnie jak tradycja obrzezania u Żydów stało się jedynie częścią kulturowego dziedzictwa Polaków.

Gdy w Pierwszym liście do Koryntian Apostoł Paweł gorzkimi słowami podsumowywał czas swojej służby w Koryncie, pisząc: „Dzięki Bogu nie «ochrzciłem» u was nikogo poza Kryspusem i Gajusem” (1 Kor 1,14 NPD), ujawnił swoją frustrację z powodu błędnie rozumianej kwestii baptidzo. Okazało się bowiem, że wierzący w tym mieście nie rozumieli, na czym polega „zanurzenie się w Chrystusa”, które obejmuje swym zakresem zanurzenie: a) w Jego Słowo, b) w Jego naturę, c) w Jego umysł, d) w Jego istotę (czyli w Jego Ducha i Ciało, którym jest żywa wspólnota wierzących – lokalny kościół). Bez takiego „zanurzenia się w Chrystusa” nie ma mowy o naśladowaniu Jezusa. Bez zrozumienia duchowego pojęcia zanurzenia się w istotę Chrystusa nikt nie jest w stanie zanurzyć się w Jego śmierć i w Jego zmartwychwstanie (por. Rz 6,3-11), a to oznacza niemożność wejścia do Bożej rzeczywistości, którą Jezus nazywał odwiecznym i nieskończonym Życiem, niezależnie od rodzaju wyznawanej doktryny. Chrzest wodny (bez względu na to, jak prowadzony) niczego tu nie zmienia.

 

    1.  Chrzest Janowy

Jan zwany Chrzcicielem (Zanurzającym) został posłany przez Boga do publicznej służby przed Jezusem, aby przygotować serca Żydów na przyjście Mesjasza (por. Mt 3,3). Zrewolucjonizował on system żydowskich ablucji, które w tej społeczności były praktykowane od wieków. Hebrajczycy przy rozlicznych okazjach stosowali różne typy rytualnych obmywań poszczególnych części ciała, jednak nigdy sami nie praktykowali całkowitego zanurzania. Tego typu zanurzenie było zarezerwowane wyłączenie dla prozelitów, czyli osób, które chciały konwertować na judaizm i włączyć się do religijnej społeczności Izraela. Ich całkowite zanurzenie było dla Żydów symbolem pełnego oczyszczenia z brudu pogaństwa i bałwochwalstwa. Żaden rabin nigdy nie wspominał o całkowitym zanurzaniu Żyda. Hebrajczycy wierzyli bowiem, iż będąc potomkami Abrahama i żyjąc pod Prawem Mojżesza, są wybrani i religijnie czyści, a poszczególne części ich ciał potrzebują oczyszczenia jedynie wówczas, gdy zostaną czymś skalane. W ich rozumieniu poganie (czyli wszyscy nie-Żydzi) mieli całkowicie skalaną naturę, a więc byli dokumentnie „nieczyści”, i dlatego przechodząc na judaizm, musieli być zanurzani w całości.

Dopiero służba Jana (syna kapłana Zachariasza) wprowadziła zmiany w postrzeganiu tej tradycji przez niektórych Żydów. Człowiek ten w Bożej mocy nauczał, że Żydzi (tak samo jak poganie) również potrzebują całkowitego oczyszczenia z grzechu. Oczywiście wody Jordanu nie były w stanie oczyścić nikogo z grzechów i nieprawości, tak samo jak nie mogły tego uczynić krew kozłów i cieląt oraz posypanie popiołem jałówki (por. Hbr 9,13). Zawsze potrzebne były: osobiste opamiętanie się, wewnętrzne uświęcenie i przemiana serca. Tak więc praktyka całkowitego zanurzenia w wodzie, wprowadzona na masową skalę przez Jana dla osób pochodzenia żydowskiego, była wezwaniem do obrzezania serca, czyli do opamiętania się, pokuty i pokornego przyjścia do Boga, który jedynie sam jest w stanie oczyścić człowieka z jego grzechu i nieprawości. W takim kontekście (tzn. w syntaktycznym związku, wprost lub domyślnym, ze słowem hydor – „woda”) pojawia się w NPD słowo „chrzest” opisujące religijną praktykę, która w swej istocie nie była niczym innym jak publicznym ogłoszeniem decyzji opamiętania się i deklaracją porzucenia życia według starej natury i rozpoczęcia życia w Chrystusie według nowej natury (natury Chrystusowej) – świętej i nieskalanej.

Historia pokazuje jednak, że praktyka publicznego wyznawania osobistego opamiętania się i zaufania Chrystusowi szybko stała się jedynie zewnętrznym aktem religijnym, czynnikiem kwalifikującym danego człowieka do udziału we wspólnocie eklezjalnej. Stwierdzenie czyjejś „przynależności” kościelnej nie zawsze szło w parze z wewnętrzną przemianą duchową danego człowieka. Już w II w. pojawiła się tendencja do obrzędowego formalizowania zanurzenia wodnego jako rytuału religijnego, który już powszechnie był nazwany „chrztem”. Świadczą o tym zapisy zawarte w dokumencie Didache (Nauka Apostołów), który koncentrując się na wskazówkach formalnych, zajmował się nawet takimi sprawami jak ta, czy chrzest powinien odbywać się w wodzie żywej (płynącej), czy w stojącej (zbiornik wodny), w wodzie ciepłej czy zimnej, przez zanurzenie czy przez polewanie. Zapisy te wyraźnie wskazują, iż już w II w. punkt koncentracji uwagi w sprawach chrztu przenosił się na sprawy formalne.

 

    2.  Chrzest przyjęty przez Jezusa

Skoro chrzest Jana był wezwaniem skierowanym do Żydów, by się opamiętali ze swego grzesznego życia i przygotowali na przyjście Bożego Mesjasza, to powstaje pytanie, dlaczego Jezus poddał się temu chrztowi (por. Mt 3,13-17). Odpowiedź na nie znajduje się w kontekście tego wydarzenia. Sensem służby Jana było przygotowanie Żydów na przyjście Mesjasza. W momencie przyjścia Chrystusa (hebr. Mesjasza) Jan powinien zakończyć swoją służbę, a Mesjasz ją rozpocząć. Jan rozumiał, iż to on sam potrzebuje lepszego zanurzenia niż to, które głosi (por. Mt 3,14). Jezus wprost wezwał go do ustąpienia i stwierdził, że Janowe wzywanie ludzi do życia w Bożej sprawiedliwości zostało w pełni zrealizowane. Co więcej, deklaracja, którą Jan usłyszał z Niebios zaraz po zanurzeniu Jezusa, była potwierdzeniem tego wszystkiego. Z tego wynikało, że zanurzenie Jezusa powinno być ostatnim chrztem, którego udzielił Jan. Jednak kłopot z prorokiem polegał na tym, że nie zakończył on swej posługi, chociaż powinien był to uczynić – przynajmniej w ciągu 40 dni, podczas których Jezus przebywał na pustkowiu i przechodził w ciele swój „egzamin” duchowy przed podjęciem publicznej działalności. Jan miał świadomość tego, co powinien uczynić (por. J 3,30), lecz najwyraźniej nie wiedział, co dalej miałby robić w życiu (gdy cel jego „zatrudnienia” został już osiągnięty, a misja wypełniona). Dziwne jest to, że on sam nie poszedł za Jezusem jako jeden z Jego uczniów. Gdyby to zrobił, nie rodziłyby się w nim wątpliwości, jakie zostały zapisane w Mt 11,3.

Sposób życia Jana, już po zanurzeniu Jezusa, pokazuje, że można się rozmijać z wolą Bożą nawet wówczas, gdy od lat niezmiennie robi się coś chwalebnego, co kiedyś było wolą Bożą dla danej osoby, ale więcej już nią nie jest. Czas i okoliczności w rozpoznawaniu woli Bożej mają znaczenie. Widać to doskonale w życiu Apostoła Pawła, który doświadczył w czasie drugiej podróży misyjnej korekty własnych planów, gdy Duch Chrystusa zabronił mu (sic!) głoszenia Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie na terenach ówczesnej Azji (dzisiejsza zachodnia Turcja) i skierował go w inne miejsce (por. Dz 16,6-10). Gdyby Paweł, jak Jan, nie dostosował swojego działania do wskazówek Bożych, Dobra Wiadomość o ratunku w Chrystusie byłaby głoszona w Europie przez innych ludzi i być może nie mielibyśmy dzisiaj ok. 25% tekstu NT (taką część stanowią listy Apostoła Pawła). Sam Paweł w sprawie baptidzo też przechodził gruntowną przemianę myślenia. Niełatwo bowiem było mu wydostać się z żydowskich paradygmatów myślowych. Na stronicach NT czytamy o sytuacjach, w których poszedł za radami judaizujących braci, i o tym, jaki przybrało to dla niego obrót (por. Dz 16,3nn.; Dz 21,17nn.). Finalnie, podsumowując swoje życie, był jednak w stanie stwierdzić: „A jednak to wszystko, co zdawało się być dla mnie zyskiem, z powodu Chrystusa uznałem za stratę! O tak! W świetle doniosłości osobistego poznania Chrystusa Jezusa, mojego PANA, wszystkie te sprawy przestały mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie, a czas, który wcześniej poświęcałem obrzędowej religijności, okazał się zmarnowany! Dla Jezusa definitywnie zrezygnowałem ze wszystkiego, co kiedyś miało dla mnie jakąkolwiek wartość, i teraz brzydzę się tym niczym fekaliami. Zależy mi jedynie na tym, aby wytrwać w Chrystusie, po to, bym w Dniu Bożego Sądu nie był oceniany według kryterium mojej własnej «sprawiedliwości» – to znaczy tej, która bazuje na przepisach religijnych – a jedynie na podstawie pełnego poddania się i zaufania Chrystusowi” (Flp 3,7-9 NPD).

Osobną kwestią, która często wzbudza kontrowersje lub jest używana w niewłaściwy sposób, jest relacja o zanurzeniu, któremu poddał się Jezus w asyście Jana Chrzciciela. Trzeba pamiętać, że Boży plan sprawiedliwości został całkowicie zorientowany na ustanowienie wiekuistej ofiary za grzechy ludzkości, która miała się dokonać poprzez Bożego Mesjasza – jedynego prawdziwego Sprawiedliwego. Misja Jana zanurzającego ludzi w wodę, co zwiastowało rychłe nadejście Zbawiciela, znalazła tu swój finał. Dokonując zanurzenia Tego, którego cały czas zapowiadał, Jan w uroczysty sposób przedstawił (wprowadził, dokonał ingresu) zapowiadanego Bożego Baranka. Trzeba mieć świadomość, że chrzest Janowy Jezusowi w ogóle nie był potrzebny. On był bez grzechu, pełnił wolę Ojca i z niczego nie musiał się opamiętywać. Jego myślenie było cały czas Boskim myśleniem. Ludzie, przyjmując Janowe zanurzenie, wyrażali gotowość opamiętania się, dlatego wyznawali swoje grzechy. Jezus niczego nie musiał wyznawać, jednak Bóg postanowił w czasie tego chrztu złożyć swoje wyznanie. Ujawnił wówczas swą wielopostaciową świętą naturę i złożył wyznanie (oświadczenie) o ustanowionym przez siebie planie zbawienia w Chrystusie. W tym momencie zanurzenie zewnętrzne (praktykowane przez Jana w wodzie) straciło de facto swój cel i znaczenie. Jego miejsce zajęło zanurzenie wewnętrzne, które dokonuje się duchowo, gdyż w realizacji Bożego planu nie zewnętrzna obrzędowość, ale wewnętrzna przemiana jest kluczowa w procesie uświęcenia człowieka (por. Hbr 12,14). Takie zanurzenie, zwane też zanurzeniem w Ducha Uświęcenia, polega na zanurzeniu serca i myśli w Słowo Chrystusa, którego komentatorem i interpretatorem jest sam Duch Chrystusa. Naturze ludzkiej jest jednak ciężko odciąć się od swego starego myślenia i oderwać od praktykowanych przez lata religijnych obrządków zewnętrznych, dlatego zarówno Jan, jak i jego uczniowie, a później również niektórzy z uczniów Jezusa, dalej chętnie sięgali do tej praktyki, chociaż Jezus sam nigdy nikogo nie zanurzał w wodę (por. J 4,2).

Podsumowując, Jezus przyjął zanurzenie (chrzest) od Jana, lecz w Jego przypadku sens zanurzenia był inny niż dla wszystkich Żydów. Oni bowiem publicznie uznawali swoją grzeszność, Jezus zaś – będąc bez grzechu – nie musiał niczego takiego uznawać. Celem Jego chrztu było więc: 

        (a) złożenie wyznania przez Najwyższego, że plan zbawienia, ustalony od wieków, złożony jest całkowicie w Chrystusie;

        (b) prorockie przedstawienie Chrystusa jako wiekuistego Króla i Arcykapłana lepszego Przymierza (por. Hbr 3,1; Hbr 4,14-15; Hbr 7,26; Hbr 8,1), który w sposób doskonały wypełni Prawo Mojżeszowe. Prawo zaś nakazywało kapłanom obmycie się (oczyszczenie, dokonanie ablucji) przed rozpoczęciem służby. Jezus, będąc Autorem Prawa Mojżeszowego ukazującego Bożą świętość, nakazał w nim arcykapłanom, by obmywali się (oczyszczali) przed rozpoczęciem służby. W odróżnieniu od nich Jezus nie był skalany grzechem, więc nie musiał się z niego oczyszczać. Jednak aby dochować każdego przepisu Prawa, które ustanowił, również sam poddał się wodnej ablucji.

        (c) zakomunikowanie Janowi, że jego misja się zakończyła, gdyż miał on jedynie przygotować drogę dla Mesjasza, a Ten właśnie przyszedł.

 

Czasami zdarza się słyszeć z kazalnicy wezwanie do poddania się wodnemu zanurzeniu na wzór Jezusa. Kaznodzieje to głoszący stwierdzają, że skoro Jezus w wieku dorosłym poddał się chrztowi przez pełne zanurzenie, to każdy człowiek, który przychodzi do wiary, również powinien poddać się takiemu zanurzeniu. Biorąc pod uwagę informacje podane wyżej, łatwo można dostrzec, że tego typu nauczanie nie ma oparcia w duchowym przesłaniu NT. Chrzest, któremu poddał się Jezus, był bowiem „chrztem Janowym”, a nie praktyką, jaką w wiekach późniejszych uznano za „chrześcijańską”. Jan zresztą wspominał, że celem Jezusa nie będzie prowadzenie kogokolwiek do zanurzenia w wodę, tylko zanurzanie ludzi w Bożego Ducha Uświęcenia (por. Łk 3,16; J 1,30-33; J 4,2). Sam Jezus również potwierdził tę prawdę, co zostało zapisane w Dz 1,5.

 

W pierwszych wspólnotach wierzących, które systematycznie traciły żydowski charakter i z roku na rok stawały się coraz bardziej nieżydowskie, chrzest zastąpił mojżeszowy obrzęd obrzezania. W NT znajdujemy ślady tego, że religijni emisariusze judaizmu (tzw. judaizujący bracia) namawiali nawracających się ludzi, by poddali się obrzezaniu. Nie dziwmy się, że wielu poddawało się ich wpływom, skoro nawet sam Apostoł Paweł od czasu do czasu im ulegał (por. Dz 16,3; Dz 21,24-26).

 

    3.  Zanurzenie w Chrystusa

Tym, co decyduje o możliwości spędzenia wieczności z Bogiem, jest „zanurzenie się w Chrystusa”. W Biblii przyjmuje ono różne dodatkowe określenia, takie jak: „duchowe narodzenie”, „narodzenie z Bożego Ducha”, „powtórne narodzenie”, „narodzenie z góry”. Chodzi w nich o takie wydarzenie, w czasie którego człowiek otrzymuje zalążek „Bożego DNA”. Sprawy te Jezus wyjaśnił Nikodemowi w J 3,1-21. Czy takie „zanurzenie się” jest wystarczające? Cóż, jeśli jest ono postrzegane formalnie czy obrzędowo i nie daje prawdziwego i trwałego owocu, to oczywiście nie. Zalążek „Bożego DNA” człowiek może w sobie zniszczyć (por. np. Ga 5,4). Sam Jezus wielokrotnie podkreślał konieczność wytrwania w wierze, czyli w zaufaniu do Niego. Dzieje się tak, gdy ktoś traktuje wiarę jako zestaw przekonań intelektualnych, podczas gdy biblijna, zbawcza wiara nie jest czymś takim. Nie polega również na wypowiedzeniu jednorazowego strzelistego „aktu wiary”, ale jest długofalowym, dynamicznym, ufnym poddaniem się woli Boga Najwyższego. Jest zatem wyrazem posłuszeństwa Słowu TEGO, KTÓRY JEST Jedynie Święty. Dlatego tylko trwanie w wierze jest warunkiem zarówno koniecznym, jak i wystarczającym do wejścia w rzeczywistość odwiecznego i nieskończonego Bożego Życia. Samo jednorazowe „wyznanie wiary” (zresztą jak każda inna religijna praktyka niepowiązana z trwaniem w wierze), choćby nawet zostało połączone z religijnym chrztem, bez trwania i przynoszenia owocu posłuszeństwa Bożemu Słowu nie spełnia takiej kwalifikacji. Bez autentycznego zanurzenia w naturę i charakter Boga (a więc bez prawdziwej wiary, która w rozumieniu biblijnym jest aktywną odpowiedzią na Boże Słowo) oraz bez zdarcia z siebie starej, grzesznej natury (gr. sarks) i obleczenia się w nową naturę (Chrystusową) wszelka obrzędowość, choćby nawet wspierana była silnymi emocjami religijnymi, nie ma żadnego znaczenia, ponieważ: 

        (a) „nikt bez ufnej wiary nie może Bogu się podobać” (Hbr 11,6 NPD), a także

        (b) „Ci więc, którzy postępują w życiu według zasad przyrodzonej, ludzkiej natury, nie mają szans na podobanie się Bogu” (Rz 8,8 NPD).

 Tak więc o podobaniu się Bogu decydują nie obrzędy religijne, jak wodny chrzest czy obrzezanie, lecz prawdziwa, wewnętrzna przemiana człowieka (gr. metanoia) i zaufanie, jakie człowiek po takiej przemianie składa w Chrystusie. Kluczowe znaczenie dla dalszego życia ma pełnienie woli Ojca (por. Mt 7,21) w Duchu i w Prawdzie (por. J 4,23-24).

 Uważna analiza tekstów NT pokazuje, że mamy w nim do czynienia przynajmniej z trzema liniami kerygmatycznymi: Pawła, Jana i Piotra. Kerygmaty Pawła i Jana pomimo pewnych różnic używają pojęcia baptidzo w podobny sposób. Obydwa mówią o konieczności zanurzenia się w Chrystusa (w Jego Ducha i Słowo), co ma skutkować przemianą myślenia i ukształtowaniem się charakteru człowieka na wzór charakteru Jezusa. Nieco inne akcenty znajdujemy w kerygmacie Piotra. Ta linia teologiczna skłania się do interpretacji baptidzo jako praktyki chrztu wodnego rozpropagowanego przez Jana zwanego Chrzcicielem, a więc do tradycji żydowskiej. Różnice w podejściach do baptidzo przetrwały dwa tysiąclecia i do dziś skutkują nie tylko znacznymi rozbieżnościami teologicznymi, ale i wielką różnorodnością denominacyjnych praktyk, które w ostatecznym rozrachunku, jeśli są oderwane od zanurzenia się w Słowo i Ducha Chrystusa, nie mają żadnego wpływu na duchowy stan ochrzczonego. Jednak przemożna skłonność ogromnej liczby liderów kościelnych do oceniania efektów swej pracy duszpasterskiej przez liczenie osób, które poddały się obrzędowi chrztu wodnego, sprawia, że kwestia trwałego zanurzenia człowieka w Chrystusa schodzi na dalszy plan, nie wytrzymując konkurencji z kościelną pokusą statystyczną. Największym jednak problemem jest to, gdy dana społeczność pozostawia nowo ochrzczonych bez prawdziwego ugruntowania w Słowie Chrystusa i bez dobrych wzorców życia według ducha poddanego Duchowi Chrystusa. Ludzie tacy pozostają wówczas w swym myśleniu na poziomie religijności obrzędowej okraszonej kilkoma nowymi pojęciami.

 Prawdziwe zanurzenie w Chrystusa i w Jego sprawiedliwość zawsze rodzi duchowy owoc, jakim jest ofiarna postawa Bożej miłości (gr. agape). Jej cechy opisane są w 1 Kor 13,4-8a oraz w Ga 5,22-26. W agape nie chodzi o jakiekolwiek emocje, ale o postawę życiową mierzoną podobieństwem do charakteru Jezusa z Nazaretu. Brak owocu o cechach wspomnianych w 1 Kor 13 i Ga 5, szczególnie trwający przez dłuższy czas, powinien być dla każdego człowieka sygnałem ostrzegawczym wiodącym do autoweryfikacji (por. 2 Kor 13,5-6), czy rzeczywiście idzie śladami Chrystusa i pozwala Jego Duchowi, by przez Jego Słowo przemieniał mu serce na wzór Jezusa. PAN bowiem powiedział, iż człowieka i jego charakter rozpoznaje się – podobnie jak drzewo – po owocu, który rodzi jego serce (por. Mt 7,19; Mt 12,33; Łk 6,44; Łk 8,14; J 15,2-4; Jud 12). W biblijnym chrześcijaństwie nie chodzi zatem o wiedzę, rytuały, stanowiska, ceremonie, ale o duchowy owoc, jaki jest efektem trwania w Chrystusie (por. J 15,1-5).

Chociaż baptidzo w Słowo i Ducha Chrystusa jest zasadniczym przesłaniem NT, to błędem byłoby twierdzenie, że praktyka udzielania chrztu wodnego (zanurzania kogoś w wodę) jest czymś szkodliwym. Większość kościołów chrześcijańskich praktykuje ten żydowski obrządek wprowadzony przez Jana zwanego Chrzcicielem, dostosowując swą teologię do stosowanych praktyk. Potrzebna jest jednak świadomość, iż obrządek ten nie ma żadnego sensu, jeśli nie wynika z osobistego i świadomego zanurzenia się danej osoby w Boże Słowo i Bożego Ducha Uświęcenia.

Praktyki chrzcielne w różnych denominacjach, religiach i organizacjach (niekoniecznie uważanych powszechnie za chrześcijańskie), które w jakikolwiek sposób odnoszą się do Pisma św., zostały krótko przedstawione poniżej (w kolejności wg liczby członków). Niektóre ze wspomnianych kongregacji mają wiele odłamów teologicznych, a to skutkuje różnymi wersjami praktyk chrzcielnych (co wykracza poza zakres niniejszego opracowania). 

    1.  Kościół rzymskokatolicki (1329 mln członków) praktykuje chrzest przez trzykrotne polanie lub pokropienie wodą. Dopuszcza się chrzest niemowląt. Według rzymskich katolików chrzest obmywa z grzechu pierworodnego i jest konieczny do zbawienia. Uznaje się działanie chrztu ex opere operato (tzn. jako obiektywnie skuteczne niezależnie od pobożności udzielającego oraz przyjmującego chrzest). Uznaje się też tzw. „chrzest krwi” i „chrzest pragnienia”. Obowiązuje szczególna formuła liturgiczna.

    2.  Kościół prawosławny (230 mln członków) praktykuje chrzest przez trzykrotne zanurzenie, następujące zaraz po sobie (każde w imię innej Osoby Boskiej). Dopuszcza się chrzest niemowląt. Czasami stosuje się polewanie wodą. Dziecko po chrzcie otrzymuje natychmiast do ust Eucharystię – kawałek chleba i kilka kropel wina. Według prawosławnych chrzest jest niezbędny do zbawienia.

    3.  Kościoły zielonoświątkowe (217 mln członków) praktykują chrzest wodny ludzi dorosłych, który odbywa się przez pełne zanurzenie osoby zdolnej samodzielnie zadeklarować wiarę w Boga. Chrzest nie jest konieczny do zbawienia. Kładą oni nacisk na osobne doświadczenie, które nazywają „chrztem w Duchu Świętym”, i w praktyce mocno wiążą je z tzw. mówieniem językami.

    4.  Kościół anglikański (78 mln członków) praktykuje chrzest przez polewanie lub pokropienie wodą i dopuszcza chrzest niemowląt. Chrzest nie jest konieczny do zbawienia.

    5.  Kościół ewangelicko-augsburski (74,3 mln członków). Luteranie praktykują chrzest przez polewanie lub pokropienie wodą i dopuszczają chrzest niemowląt. Chrzest jest konieczny do zbawienia.

    6.  Kościół ewangelicko-reformowany (56 mln członków – kalwiniści, prezbiterianie, kongregacjonaliści, ewangelicy unijni) praktykuje chrzest przez trzykrotne polanie lub pokropienie wodą i dopuszcza chrzest niemowląt. Stosowane są też pełne zanurzenia. Według tego kościoła chrzest nie oczyszcza z grzechu ani nie jest konieczny do zbawienia.

    7.  Baptyści (48 mln członków) praktykują chrzest wodny ludzi dorosłych, który odbywa się przez pełne zanurzenie osoby zdolnej samodzielnie zadeklarować wiarę w Chrystusa. Chrzest nie jest konieczny do zbawienia.

    8.  Kościół Adwentystów Dnia Siódmego (21 milionów członków) praktykuje chrzest wodny ludzi dorosłych. Odbywa się on przez pełne zanurzenie osoby zdolnej samodzielnie zadeklarować wiarę w Chrystusa. Chrzest nie jest konieczny do zbawienia.

    9.  Kościół Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich (mormoni – 16,1 mln członków) praktykuje chrzest wodny dzieci w wieku 8 lat (wg mormonów jest to wiek umożliwiający rozeznanie dobra i zła). Chrzest odbywa się przez pełne zanurzenie. Mormoni przyjmują także chrzty zastępcze za zmarłych. Chrzest jest konieczny do zbawienia.

    10.  Zielonoświątkowcy jednościowi (15 mln członków – Kościół apostolski, Ruch Tylko Jezus) praktykują chrzest wodny ludzi dorosłych, który odbywa się przez pełne zanurzenie osoby zdolnej samodzielnie zadeklarować wiarę w Jezusa Chrystusa. Chrzest jest konieczny do zbawienia i odbywa się tylko „w imię Jezusa”. Kładą też nacisk na osobne doświadczenie, które nazywają „chrztem w Duchu Świętym” i w praktyce mocno wiążą je z tzw. mówieniem językami.

    11.  Metodyści (12,5 mln członków) praktykują chrzest przez polewanie lub pokropienie wodą u wejścia do kościoła. Dopuszczają chrzest niemowląt. Chrzest nie jest konieczny do zbawienia.

    12.  Świadkowie Jehowy (8,6 mln członków, w tym Badacze Pisma św.) praktykują chrzest wodny osób, które są w stanie samodzielnie i odpowiedzialnie podjąć decyzję o przystąpieniu do Organizacji Świadków Jehowy. Chrzest w tej organizacji odbywa się przez pełne zanurzenie, nie zmywa grzechów i nie ma szczególnej formuły, chociaż wymagane jest złożenie specyficznego wyznania wiary. Chrzest jest oczyszczający i konieczny do zbawienia.

    13.  Anabaptyści (nowochrzczeńcy – 2,1 mln członków, w tym menonici, amisze i huteryci) praktykują chrzest głównie przez polanie wodą, jednak na życzenie stosują również pełne zanurzenie.

    14.  Armia Zbawienia (1,65 mln członków) nie praktykuje zewnętrznego chrztu wodnego.

    15.  Zjednoczony kościół Chrystusowy (1,1 mln członków). Część kościołów praktykuje chrzest przez pokropienie w czasie przyjęcia nowego członka do wspólnoty (także dzieci), inne stosują pełne zanurzenie ludzi dorosłych zdolnych do samodzielnego wyznania wiary w Chrystusa. W jednych kościołach chrzest jest uważany za konieczny do zbawienia, w innych nie.

    16.  Scjentologiczny kościół Chrystusa (1 mln członków, w tym Nauka Chrześcijańska) nie praktykuje chrztu wodnego.

    17.  Kwakrzy (Religijne Towarzystwo Przyjaciół – 0,38 mln członków) nie praktykują zewnętrznego chrztu wodnego. Uważają natomiast, że dla życia duchowego jest potrzebny „chrzest wewnętrzny”.

    18.  Kościół wolnych chrześcijan (z uwagi na dużą niezależność poszczególnych zborów braterskich brak jest danych liczbowych mówiących o skali członkostwa) praktykuje chrzest wodny ludzi dorosłych, który odbywa się przez pełne zanurzenie osoby zdolnej samodzielnie zadeklarować wiarę w Chrystusa.

    19.  Unitarianie (z uwagi na dużą niezależność poszczególnych kościołów oraz międzywyznaniowe przenikanie idei unitarnych brak jest danych liczbowych mówiących o skali członkostwa) mają różne praktyki w zależności od odłamu. Jedni nie praktykują chrztu wodnego, inni praktykują chrzest wodny, także niemowląt.

Jak widać z powyższego zestawienia, większość kościołów chrześcijańskich oraz organizacji, które odnoszą się do Biblii, praktykuje chrzest wodny. Różne są jednak jego motywacje i różne uzasadnienie teologiczne (od sakramentu po procedurę przyjęcia do kościoła). Wynikają z tego również różne formuły liturgiczne chrztu albo różne pytania dotyczące wiary i chrztu, jakie zadawane są przed tym obrządkiem. Część kościołów uznaje chrzty dokonane w innych kościołach, część jednak odrzuca taką możliwość.

Większość kościołów wymaga złożenia wyznania wiary (w wypadku chrztu dzieci robią to albo rodzice chrzestni, albo tzw. sponsorzy). Chrzcielne wyznania wiary mają różny zakres i różnych charakter. Nie spotyka się jednak podczas chrztów składania deklaracji mówiących wyraźnie o chęci rozpoczęcia nowego życia w naturze Chrystusowej, z umysłem Chrystusowym (przesiąkniętym Słowem Chrystusa). Niektóre kościoły stosują przygotowania do chrztu (bardziej lub mniej sformalizowane), inne „idą na żywioł” i chrzczą ludzi po ich emocjonalnych decyzjach, podjętych pod wpływem chwili. Część kościołów przestrzega kolejności, najpierw jest ewangelizacja, ugruntowanie (katechumenat) i dopiero chrzest, inne zupełnie nie biorą tego pod uwagę. Tymczasem głoszenie Chrystusa i Jego dzieła wcale nie kończy się na samym przekazie treści Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie, lecz wymaga ugruntowania (umocnienia) w Słowie i Duchu Chrystusa. Każdy człowiek, aby mógł prawdziwie zostać uczniem Jezusa (a nie tylko Jego entuzjastą), musi – zgodnie z tym, czego nauczał Paweł Apostoł – zrozumieć, na czym polega nowe życie w Chrystusie, podjąć osobistą decyzję rezygnacji z podążania za pożądaniami starej, grzesznej natury (umrzeć duchowo dla tej natury) i rozpocząć życie według nowej natury, tzn. według Chrystusowego wzorca, co jest możliwe tylko i wyłącznie, gdy opiera się na wskazówkach wynikających ze Słowa Chrystusa i mocy Ducha Chrystusa (czyli Ducha Świętości, Ducha Uświęcenia). Poprzestawanie na utożsamianiu chrztu wodnego z jakimś „magicznym”, ponadnaturalnym procesem przemiany natury człowieka jest niewyobrażalnym spłyceniem treści Dobrej Nowiny o zbawieniu w Chrystusie. Trzeba sobie także uświadomić, że chrzest wodny, traktowany wyłącznie jako deklaracja wobec wspólnoty w oddzieleniu od osobistej wiary i determinacji prowadzenia uświęconego życia (opamiętanie i odstąpienie od grzechu), nie ma żadnego znaczenia ani ziemskiego, ani wiecznego.

Patrz też → Wiara.


[1] W starożytnej kulturze Bliskiego Wschodu imię zawsze pełniło funkcję eksponowania jakiejś cechy wewnętrznej lub zewnętrznej danej postaci lub rzeczy. W odniesieniu do osoby opisywało zatem albo charakter, albo wygląd. W takim kontekście użył go Jezus w Mt 28,19.