KOMENTARZ NPD (filologiczny, historyczny i teologiczny)
Wybór i zakres haseł przedstawionych w niniejszym komentarzu wyniknął zasadniczo z potrzeby dokładniejszego objaśnienia kwestii filologicznych, historycznych czy teologicznych, które miały istotny wpływ na formę i postać Nowego Przekładu Dynamicznego NT. Myśli zawarte w hasłach mogą się powtarzać, co jest zamierzoną konsekwencją faktu, iż poszczególne jednostki tematyczne komentarza pomyślano jako samodzielne artykuły, które powinny być zrozumiałe bez odnoszenia się do innych. Nie było ani zamiarem, ani ambicją Zespołu Redakcyjnego NPD, by niniejszy komentarz stał się wyczerpującym źródłem informacji teologicznych, filologicznych czy historycznych, a już na pewno nie podręcznikiem teologii systematycznej. Aby mógł spełniać taką funkcję, musiałby zostać znacznie bardziej rozbudowany i przybrać charakter naukowy, zaś intencją Zespołu NPD było przygotowanie Komentarza NPD w formie popularnej i podręcznej.
Aaron
Brat Mojżesza, starszy od niego o 3 lata (por. Wj 7,7), a jednocześnie młodszy brat Miriam (por. Wj 15,20). Znaczenie jego imienia nie jest pewne. Niektórzy tłumaczą: „góral” albo „oświecony”, w zależności od jakiego rdzenia hebrajskiego je wyprowadzają. Jako syn Amrama pochodził z plemienia Lewiego (por. Wj 4,14) w linii Kehata oraz Merariego (por. Wj 6,16-20). Był mówcą towarzyszącym niewymownemu Mojżeszowi (por. Wj 4,10-14). Z Bożego ustanowienia został namaszczony na pierwszego arcykapłana w społeczności Hebrajczyków (por. Wj 29,1-30). Jego potomkowie tworzyli w Izraelu kastę kapłańską. Aaron nie dochował wierności Bogu, lecz pod wpływem nacisku społecznego poprowadził lud w budowie bożka – cielca ze złota (por. Wj 32,1-6). Z uwagi na duchową postawę, jaką wraz z Mojżeszem ujawnił w Kadesz przy wodach Meriba (por. Lb 20,2-13) – podobnie jak jego brat – nie wszedł do ziemi obiecanej. Mając 123 lata, umarł na górze Hor (por. Lb 33,38–39). Z rodu Aarona pochodziła Elżbieta (żona kapłana Zachariasza) – matka Jana zwanego Chrzcicielem (por. Łk 1,5). O wyższości wiecznego kapłaństwa Chrystusa nad kapłaństwem Aarona można przeczytać w Hbr 4,14 – 10,18.
Patrz też → Prawo Mojżeszowe; → Przybytek (symbolika i jej wypełnienie).
Abraham
Pierwszy biblijny patriarcha, którego losy są opisane w Rdz 11–17. Z pochodzenia był Chaldejczykiem urodzonym w mieście Ur nad brzegiem Eufratu. Ruiny tego miasta zostały odkryte w połowie XIX w. w pobliżu miejscowości An-Nasirijja na terytorium obecnego Iraku (mniej więcej w połowie drogi między Bagdadem a Zatoką Perską). W tamtych czasach rejon ten nie był pustynny jak obecnie, a samo Ur uchodziło za zasobne miasto.
Abraham posługiwał się jeszcze wówczas imieniem Abram (co znaczy „wyniosły ojciec”). Imię to mogło być wyrazem szacunku dla jego ojca Teracha. Abram, wezwany przez Boga, posłusznie opuścił dostatnie życie w Ur chaldejskim i wraz z ojcem, żoną Saraj (która była jego przyrodnią siostrą) oraz bratankiem Lotem wyruszył do Charanu (por. Dz 7,2-4), gdzie osiadł na blisko pół wieku. Tam, w wieku 75 lat (już po śmierci swego ojca Teracha), został ponownie wezwany przez Boga, by ruszył dalej – do innej krainy, którą okazał się Kanaan. I tym razem Abram okazał Bogu posłuszeństwo (por. Hbr 11,8).
Dwadzieścia cztery lata później, gdy Abram miał 99 lat, Bóg zawarł z nim przymierze, obiecując mu, iż stanie się ojcem licznych narodów. Jako znak tego przymierza Bóg ustanowił obrzezanie napletka, zarówno samego Abrama, jak i napletków wszystkich jego potomków. Częścią tej Obietnicy była także zapowiedź przyjścia na świat potomka Abrama z niepłodnej dotąd żony Saraj. Wówczas Bóg nadał Abramowi nowe imię – Abraham (dosł. „ojciec wielu narodów”), a jego żonie – Sara (dosł. „księżniczka”). Zgodnie z obietnicą Sara, choć była starą, niepłodną kobietą (por. Rz 4,19), urodziła syna, któremu Abram nadał imię Izaak (dosł. „śmiech”) w celu upamiętnienia reakcji swej żony na zapowiedź, iż w wieku 90 lat urodzi dziecko (por. Rdz 18,9-15).
Gdy Izaak miał 33 lata (o czym mówi tradycja żydowska), wiara Abrahama została ponownie poddana próbie (testowi). Bóg wezwał Abrahama, by na wzgórzu Moria, na którym później została wybudowana jerozolimska świątynia Salomona, złożył swego syna w ofierze. I tym razem Abraham usłuchał Bożego polecenia bez wahania, działał bowiem w głębokim przeświadczeniu, że skoro Bóg powiedział: „(…) twoje prawowite potomstwo będzie wywodzić się z Izaaka”, to musi dysponować mocą, by jego syna przywrócić do życia. Dlatego odzyskał Izaaka niemalże tak, jakby „powstał on z martwych” (Hbr 11,18-19 NPD). Taka postawa Abrahama sprawiła, że został nazwany „ojcem wiary” lub „ojcem wszystkich wierzących” (por. Rz 4,16; Ga 3,6-8), gdyż jako pierwszy pokazał w praktyce, czym jest wiara (zaufanie), która podoba się Bogu. Tego typu wiara (wiara biblijna) polega na pełnym zaufaniu Bożemu Słowu, a więc zaufaniu temu, co mówi Bóg. Abraham, choć był człowiekiem o wielu wadach i słabościach, nigdy nie zwątpił w to, co usłyszał od Najwyższego (por. Rz 4,17-22). Zawsze był posłuszny Bożemu Słowu. Jego żona Sara (również pomimo swoich słabości) została ukazana w NT jako wzór postawy wierzącej kobiety (por. Hbr 11,11) – szczególnie w kwestii poszanowania męża i poddania się jego przywództwu oraz autorytetowi (por. 1 P 3,5-6).
Chociaż wiele ludów uważa Abrahama za swego fizycznego protoplastę (w tej liczbie znajdują się wyznawcy judaizmu oraz muzułmanie), to jednak Apostoł Paweł podkreśla, że dziedzictwo Abrahama realizuje się w naśladowaniu jego wiary (zaufania do Bożego Słowa), a nie w pochodzeniu genetycznym (por. Ga 3,7-9; Ga 3,29). Nauczał tak, ponieważ sam Jezus niezwykle dobitnie wypowiedział się w tej sprawie (por. J 8,39-58). W tekście tym Jezus odniósł się do swego spotkania z Abrahamem (pojawiając się w postaci kapłana Melchizedeka), co szerzej wyjaśnione jest w Hbr 5–7.
Patrz też → Wiara; → Przymierze.
Adam
Słowo hebr. Adam oraz gr. Adam znaczy „człowiek”. Etymologicznie pochodzi od hebr. adamah, które można tłumaczyć jako „czerwona gleba” lub „uprawna ziemia”. Tylko w kilkunastu wystąpieniach, na ponad 500 użytych w Biblii, słowo „Adam” oznacza konkretnego człowieka. W zdecydowanie większej liczbie przypadków odnosi się do ogólnie pojętej „ludzkości” rozumianej kolektywnie. W teologii Adam jest postacią, przez którą grzech wszedł na świat i doprowadził do skażenia ludzkiej natury. W opozycji do Adama NT przedstawia Jezusa Chrystusa symbolicznie jako nowego Adama (nowego Człowieka), w Osobie którego Boża łaskawość przyszła na ten świat (por. J 1,17), aby – przez ukrzyżowanie starej, grzesznej ludzkiej natury i poddanie się uświęceniu w Chrystusie – odnowieni ludzie mogli dostąpić wiecznego Życia w Bożym Królestwie (por. Rz 5,12-21).
Patrz też → Grzech pierworodny; → Pewność zbawienia w Chrystusie.
Amen
Hebrajskie amen ma znaczenie mocnego potwierdzenia: „Niech tak się stanie”, „Niech tak będzie” w stosunku do tego, co zostało przed chwilą wypowiedziane (por. Jr 28,6). W ST wypowiadane było przez Żydów nie tylko przy modlitwach i wielbieniach (por. Ps 41,13), lecz także jako potwierdzenie przysięgi (por. Lb 5,22) czy przekleństwa (por. Pwt 27,15-26). W Iz 65,16 fraza Belohe Amen w NPD została przełożona jako „Bóg Niezawodny” (w innych przekładach „Bóg wierny”).
Greckie amen używane na końcu wypowiedzi ma podobne znaczenie jak opisane wyżej w jęz. hebrajskim. Jednak wypowiedziane na początku zdania ma inny charakter. Jego celem jest przyciągnięcie uwagi, podkreślenie wagi tego, co za chwilę zostanie wypowiedziane, szczególnie jeśli zostało użyte podwójnie. Fraza: „Amen, amen mówię wam…” w NPD zwykle jest tłumaczona jako: „Posłuchajcie uważnie, gdyż to, co powiem, ma ogromne znaczenie…”. W ewangeliach synoptycznych odnotowano, iż Jezus 54 razy użył słowa „amen” w taki właśnie sposób. Jan w swojej relacji odnotował 25 razy podwójnie użyte „amen” przez Jezusa.
Podobnie jak w ST (por. Iz 65,16), również w NT znajdujemy szczególną frazę, w której użyte jest słowo „amen”. W Ap 3,14 Jezus powiedział: „To mówi Amen…”. W tym wypadku NPD oddało ją ekwiwalentem dynamicznym: „To mówi Ten, który jest Prawdą i sensem wszystkiego, i w którym wszystko się dokonuje…”. Inne przekłady tłumaczą literalnie: „To mówi Amen…”.
Andrzej Apostol
Pochodzący z Betsaidy syn Jana był rybakiem, podobnie jak jego brat Piotr Apostoł. Zanim stał się uczniem Jezusa, wraz z bratem był uczniem Jana zwanego Chrzcicielem (por. J 1,35–40). Prawdopodobnie z tego powodu razem z Piotrem praktykowali wodny chrzest Janowy, chociaż Jezus sam tego nigdy nie czynił (por. J 4,1-2). Nie ma żadnych wzmianek o Andrzeju po zesłaniu Bożego Ducha w dniu Pięćdziesiątnicy. Biblia nie wspomina o jego śmierci. Legendy sugerują, że Andrzej zginął męczeńską śmiercią krzyżową w Grecji.
Anioł, aniołowie
Słowo „anioł” jest polskim tłumaczeniem greckiego słowa angelos lub hebrajskiego malak, które są rzeczownikami pospolitymi o znaczeniu etymologicznym „posłaniec”, ewentualnie „zwiastun”. Etymologicznie słowo malak znaczy „chodzący tam i z powrotem”. Słowo to w żaden sposób nie determinuje natury posłańca, gdyż mówi jedynie o jego funkcji. Aniołowie opisywani w Biblii wyglądają jak ludzie, stąd ludzie często nie rozpoznają, z kim mają do czynienia (por. Rdz 19,1-4; Hbr 13,2). Żadna z biblijnych relacji nie wspomina, by aniołowie mieli skrzydła. Ikonografia religijna wyrządziła teologii w tej sprawie wiele szkód. Jedynymi istotami duchowymi ze skrzydłami są w Biblii cherubiny (por. Wj 25,20) oraz serafiny (por. Iz 6,2). Te jednak nie są aniołami. Z tekstów biblijnych wynika, że określenie „anioł” używane jest do posłańców mających naturę:
- duchową (komunikujących się z ludźmi zawsze w językach zrozumiałych dla ludzi):
- aniołowie Boży (por. Łk 1,11-19; Dz 12,7);
- aniołowie szatana (por. Mt 25,41; Ap 12,9; 2 Kor 11,14; Ga 1,8);
- materialną (cielesną), dzielących się na:
- rzeczy lub zjawiska nieożywione (np. wichry, ogień oraz inne żywioły zwiastujące potęgę Boga, por. Ps 18,8-16; Ps 104,4);
- byty ożywione – najczęściej ludzie, z krwi i kości, jak choćby dwaj uczniowie Jezusa opisani w Łk 9,52, których PAN zmierzający do Jerozolimy wysłał przed sobą do wsi samarytańskiej, by w niej przygotowali Mu nocleg. Oczywiście do tej kategorii mogą być zaliczani ludzie służący zarówno Bogu, jak i siłom ciemności.
Istotnym problemem w przekładach biblijnych jest nazbyt semantyczne podejście tłumaczy, którzy – gdy tylko widzą słowo angelos – od razu interpretują je w odniesieniu do bytów duchowych, i to najczęściej służących Bogu Najwyższemu, nie zwracając przy tym uwagi na bliższy czy dalszy kontekst. Przykładem tak bezkrytycznego tłumaczenia słowa angelos, który wyrządził gigantyczne szkody teologiczne, jest 1 Kor 13,1. W większości literalnych przekładów (i to nie tylko polskich) używa się tam określenia „języki aniołów” lub „języki anielskie”, zupełnie pomijając kontekst, w jakim Apostoł Paweł umieścił te słowa. Ten zaś był następujący.
Korynt, w którym Apostoł Paweł założył wspólnotę wierzących w Chrystusa, był miastem otwartym, w którym ścierały się różne kultury, myśli i do którego przybywało mnóstwo osób z uwagi na bliskość portu w Kenchrach. Położenie Koryntu oraz zwolnienie go z podatków mocą edyktu Juliusza Cezara z roku 44 p.n.e. sprawiły, że miasto to było niezwykle zamożne i pławiło się w życiowym hedonizmie. Grecy, którzy przyjęli głoszoną przez Pawła Dobrą Wiadomość o ratunku w Chrystusie, stanowili pierwsze zręby wspólnoty chrześcijańskiej w tym mieście. Jednak tworząc nową społeczność ludzi ufających Chrystusowi, wnieśli do niej także swoje greckie dziedzictwo kulturowe, według którego świat był podzielony na ludzi oświeconych – cywilizowanych (mówiących po grecku) – i nieoświeconych – niecywilizowanych (zwanych barbarzyńcami, którzy mówili innymi językami niż grecki)[1]. Do tego właśnie odniósł się Apostoł Paweł, pisząc słowa zawarte w 1 Kor 14,6-11. To stanowi bezpośredni kontekst dla jego nauczania o darze przemawiania obcymi językami. Otóż gdy do Koryntu przybywali posłańcy (gr. angelos) z innych kościołów spoza Grecji, często posługiwali się obcymi językami – zupełnie innymi niż greka czy łacina. Greccy chrześcijanie nie rozumieli ich i dlatego (jak to Grecy) zwali ich barbarzyńcami (od onomatopei bar, bar, które wyrażały sposób postrzegania niezrozumiałej, wręcz bełkotliwej dla Greków mowy). W 1 Kor 13,1 nie chodzi zatem o jakieś „anielskie języki”, o których nie ma w Biblii ani słowa, ale o języki obce, którymi posługiwali się przybywający posłannicy z innych wspólnot. Co więcej – warto zauważyć, że gdy aniołowie Boży (posłannicy Najwyższego) przychodzili do ludzi z jakąkolwiek misją, zawsze mówili zrozumiałymi dla ludzi językami. Jak bowiem inaczej mieliby w komunikatywny sposób przekazywać wiadomości od PANA? Gdy Apostoł Jan, przebywający na zesłaniu na wyspie Patmos, otrzymał wgląd w sprawy niebiańskie i rozmawiał z aniołami (posłańcami Boga Najwyższego), ci używali języka zrozumiałego dla niego (być może mówili po aramejsku albo po grecku). Gdy Apostołowie podczas zesłania Bożego Ducha w dzień Pięćdziesiątnicy otrzymali dar przemawiania w obcych językach, których wcześniej się nie uczyli, mówili ludzkimi językami i dialektami (por. Dz 2,6-11) zrozumiałymi dla ludzi tam zebranych. Zatem i w Dziejach wysłanników Chrystusa, i listach Apostoła Pawła jest mowa nie o jakichkolwiek „językach anielskich”, ale o cudownym darze duchowym. Polega on na tym, że dla głoszenia dzieła Chrystusa i budowania społeczności wierzących pomiędzy ludźmi pochodzącymi z różnych kultur i języków Bóg postanowił udzielić niektórym wierzącym szczególnego daru polegającego na komunikatywnym przemawianiu w realnych, obcych językach. Jest to dar niezwykle konkretny i weryfikowalny w odróżnieniu od emocjonalnego bełkotu (por. różnice między słowami gr. lego – sensowne mówienie – i laleo – paplanie bez ładu i składu), którego nikt tak naprawdę nie jest w stanie zweryfikować, a próby „tłumaczenia” go z materiału zarejestrowanego na wideo przez niezależne osoby, mające rzekomo „dar tłumaczenia”, zawsze spalają na panewce. Bóg nie ucieka się do takich mistyfikacji. Gdy On daje swój dar, to jest to dar bardzo konkretny, oczywisty, weryfikowalny, zawsze służący budowaniu wspólnoty Ciała Chrystusa, a nie rzekomy, satysfakcjonujący jedynie cielesny emocjonalizm „obdarowanej” osoby.
Ta obserwacja prowadzi nas w oczywisty sposób do zastanowienia się, z jakimi aniołami (posłannikami czy zwiastunami) mieli do czynienia wierzący w Biblii i z jakimi my, w czasach nam współczesnych, mamy również do czynienia. Zanim jednak zajmiemy się tym dokładniej, konieczne jest uświadomienie sobie, komu lub czemu ufamy, jakie świadectwa uznajemy za prawdziwe, jakie nauczanie przyjmujemy i dlaczego. Musimy umieć rozpoznać, jak wielki wpływ na nasze przekonania mają przekazy z własnych lub zasłyszanych od innych „objawień”, które z taką łatwością znajdują podatny grunt w ludzkim emocjonalizmie, pragnieniach przeżycia czegoś nadzwyczajnego, w dążeniach do obcowania ze światem nadprzyrodzonym czy wręcz w ludzkiej pysze czucia się wybranym. Kłopot z tego rodzaju postawami polega jednak na tym, że żadnej z nich nie odnajdujemy w postawie i charakterze Jezusa Chrystusa, naszego PANA, na którego Słowie i przykładzie powinno przecież zasadzać się całe nasze rozumienie świata rzeczywistego i duchowego i nasze całkowite Jemu poddanie. O tym właśnie mówił w Ap 19,10 i w Ap 22,8-9 anioł podczas rozmowy z Janem Apostołem.
W Biblii znajdujemy wyraźny podział aniołów (posłańców, zwiastunów) na tych, którzy służą Bogu, oraz tych, którzy służą szatanowi[2]. Wszyscy aniołowie są stworzeniami, w związku z czym ich status nie może być w żadnym stopniu porównywalny ze statusem Boga – ich Stworzyciela (por. Ap 22,8-10). Relację między nimi można co najwyżej przyrównać do relacji pomiędzy garncarzem a naczyniem, które on wytwarza. Do tego obrazu, w kontekście ludzi i narodów, odnosili się zarówno Izajasz w Iz 45,9, Jeremiasz w Jr 18,6, jak i nawiązujący do nich Apostoł Paweł w Rz 9,20-21. Jednak obraz ten jest prawdziwy także w odniesieniu do bytów duchowych stworzonych przez Boga. Dlatego fałszywy jest przekaz mówiący, że szatan walczy z Bogiem. Zbuntowany anioł Lucyfer (zwany też Belzebubem, szatanem, wężem, smokiem[3], gadem etc.) jest jedynie stworzeniem. Z tego powodu nie ma żadnej możliwości walki z Bogiem Wiekuistym. Szatan i jego aniołowie wchodzą w zmagania jedynie z aniołami Bożymi (por. Jud 9), kiedy chcą przeszkadzać w pełnieniu zleconych im zadań wobec Bożego ludu (por. Dn 10,11-14, gdzie archanioł Michał jest przedstawiony jako książę duchowego świata, który walczy z szatanem, zwanym w tym tekście księciem Królestwa Persów). Zgodnie z Ap 19,20 oraz Ap 20,9-10 aniołowie szatana oraz on sam zostaną w przyszłości w okamgnieniu pokonani przez Boga – mocą Jego Słowa. Dlatego w duchowej walce, która rozgrywa się na świecie, należy trzymać się Bożego Słowa najbliżej, jak to tylko możliwe. Już teraz pewna grupa aniołów ciemności jest uwięziona i oczekuje na Sąd Ostateczny (por. 2 P 2,4; Jud 6). Moc innych nie jest większa niż moc Boga, co widzimy w opisach spotkań Jezusa z duchami nieczystymi (demonami – sługami szatana i jego posłańcami). Chrystus nigdy z nimi nie pertraktował ani nie dyskutował. On wydawał im rozkazy (por. Mt 8,29-32), a one zawsze w pokorze i z drżeniem (por. Jk 2,19) natychmiast wykonywały Jego polecenia.
Słowo Boże przedstawia aniołów Bożych (zwanych również aniołami Światłości) jako byty służebne posyłane przez Najwyższego do pomocy tym, którzy podążają drogą zbawienia (por. Hbr 1,14; Ap 19,10; Ap 22,8-10). Z tego względu, będąc nawet bytami duchowymi, mogli oni przybierać postać widzialną, by zrealizować zadanie, które im wyznaczono (por. Hbr 13,2). W czasach ST – gdy oczywistością tradycji żydowskiej było to, że Boga nikt nigdy nie widział ani nie może zobaczyć, gdyż Bóg ma postać duchową (por. J 4,24) – Boże epifanie (lub teofanie) były w ST często określane mianem angelofanii. W szczególności widzimy to w tych tekstach ST, które używają określeń „Anioł PANA”, co znajdujemy np. w opisie ukazania się PANA Mojżeszowi w ognistej postaci w kolczastym krzewie (por. Wj 3,2-6). Znakomity wykład teologiczny tej teofanii znajdujemy w wypowiedzi Szczepana w Dz 7,30-50 z wielkim jej podsumowaniem w Dz 7,52-53. Szczepan, opierając się na tych zapisach, wyjaśnił Żydom wielką prawdę, że Osobą nazywaną przez nich „wysłannikiem PANA” lub „Aniołem PANA” był w istocie sam PAN (hebr. JHWH), który w historii objawiał się im w różnych postaciach (gr. morfe – w tym także jako ognista Postać w kolczastym krzewie lub jako słup ognia prowadzący ich przez pustynię), a gdy dopełnił się ustalony czas, objawił się w ludzkiej naturze (por. Flp 2,7) w osobie Jezusa z Nazaretu. Ponieważ Jezus tytułował się PANEM i podkreślał, że stanowi jedność z Ojcem (por. J 10,30), żydowscy przywódcy odrzucili Go i ostatecznie doprowadzili do Jego ukrzyżowania. Tak samo potępili Szczepana. Inne potwierdzenie tej ważnej prawdy wypowiedzianej przez Szczepana znajdziemy także w wypowiedzi Apostoła Pawła w 1 Kor 10,4. Więcej o naturze, postaci i osobowości Chrystusa jako PANA w porównaniu z naturą aniołów mówi List do Hebrajczyków. Zatem określenie „Anioł PANA” występujące w ST należy często postrzegać jako określenie metonimiczne używane w miejsce zwrotu „PAN”. Zdarzało się oczywiście (szczególnie we wcześniejszych pismach hebrajskich), że używano wprost słowa „PAN” dla Boskich epifanii – jak to miało miejsce w Rdz 18,1-15. W NT określenie „anioł PAŃSKI” nie ma już takiej wymowy i odnosi się wyłącznie do bytów duchowych posyłanych przez Boga do służenia ludziom.
Jest jeszcze jedna funkcja Bożych posłańców (aniołów), o której czytamy w Biblii. Nie wiąże się ona z ludem Bożym, ale z tymi, którzy tym ludem nie są. Wobec tych ludzi aniołowie będą pełnić funkcje egzekutorów Bożej sprawiedliwości – jak to widzimy w Rdz 19,10-12 oraz w Mt 13,41-42; Mt 16,27; Ap 8,7-12; Ap 9,1-4; Ap 9,13-15; Ap 11,15-18. W czasie Sądu Ostatecznego (por. J 5,22) aniołowie na rozkaz Chrystusa będą wrzucać do ognistego jeziora płonącej siarki te osoby, które nie związały się prawdziwie z Chrystusem na wieki (por. Ap 12,14-15; Ap 19,20; Ap 20,10). Ocaleni zostaną jedynie ci, do których Jezus przyzna się osobiście.
Ważne jest również uświadomienie sobie, iż nie każdy „anioł z Niebios” jest posłańcem od Boga. Z Ef 6,12 dowiadujemy się, że w Niebiosach (tzn. w strefie życia duchowego) nadal funkcjonują aniołowie ciemności, którzy – czy to sami, czy też przez poddanych sobie ludzi – z lubością wprowadzają zamęt na Ziemi. Ze szczególną pieczołowitością fałszują przekaz Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie (por. Ga 1,8). Tacy aniołowie podają się nawet za „wysłanników Światłości” (por. 2 Kor 11,14), choć nie mają nic wspólnego z Chrystusem, który jest prawdziwą Światłością (por. J 1,9-12; J 8,12). Także z Łk 10,18 wynika, że z Niebios zstępują na Ziemię nie tylko siły światłości, lecz także siły ciemności. Poleganie zatem na informacjach przekazywanych przez „posłańców z Niebios” – tylko dlatego, że pochodzą z Niebios – jest obciążone ogromnym ryzykiem zwiedzenia. Tego rodzaju sytuacje opisane są np. w Jr 7,16-23 i w Jr 44,15-28, w których widzimy, iż Bóg jednoznacznie potępia kult „Królowej Niebios” („Królowej Anielskiej”).
Zgodnie z Ef 6,12 duchami zwodniczymi, które w Niebiosach tworzą armię ciemności, są demony (por. także Iz 47,12). Mają one nawet poddańczy dostęp do samego Tronu Bożego (por. Hi 1,6). Od aniołów Bożych różni ich nie tylko osoba, której służą, lecz także kwestia odbierania chwały. O ile aniołowie Boży wzbraniają się przed przyjmowaniem hołdów, które należą się tylko Bogu (por. Ap 19,10; Ap 22,9), o tyle demony (zbuntowani aniołowie) przyjmują takie hołdy z wielką chęcią. Pismo św. bardzo mocno przestrzega wierzących przed oddawaniem czci aniołom. Apostoł Paweł, pisząc o osobach, które dopuszczają się takich bałwochwalczych zachowań, wyjaśnia, iż mają nie tylko „upodobanie w kulcie aniołów”, ale również „w umartwianiu samego siebie [oraz] w różnego typu ekscytacjach emocjonalnych lub w pielęgnowaniu religijnych wymysłów, które rodzą się z [ich] skażonej grzechem natury” (Kol 2,18). Podsumowuje to stwierdzeniem: „Opinia takiej osoby nie ma żadnego znaczenia, ponieważ człowiek taki nie trzyma się mocno Chrystusa, który jest Głową Ciała, to znaczy społeczności wierzących” (Kol 2,19). Niektóre przekłady Biblii w wersecie Kol 2,18 przed określeniem „kulcie aniołów” dodają słowo „przesadnym”. Jest to jednak zafałszowanie przekazu, gdyż w tekście greckim nie ma żadnej sugestii, która by uzasadniała taki dodatek. Oczywiście skłonność ludzkiej natury do oddawania czci wszystkiemu, co nadprzyrodzone, nie jest obca nawet uczniom Jezusa. Gdy Jan Apostoł, przebywający na wyspie Patmos, otrzymał z ust anioła informację, że ten przekazuje mu słowa samego Boga, padł dwa razy na twarz przed tym posłańcem (por. Ap 19,10 oraz Ap 22,8-9). Jednak w obydwu wypadkach usłyszał bardzo mocne napomnienie. Wersety te przestrzegają również innych wierzących przed kultem aniołów. Zatem tam, gdzie Chrystus jest otaczany chwałą (a w Nim także Ojciec), tam bez wątpienia mamy do czynienia z działaniem Bożego Ducha. Jednak tam, gdzie ktoś inny odbiera chwałę, nie ma Ducha Bożego, lecz jest duch zwodzenia, który pochodzi z ciemności i który stara się odciągnąć ludzi od Chrystusa. Duch zwodzenia czyni wszystko, aby skoncentrować myśli ludzi na innej postaci, byle nie na Jezusie Chrystusie, i wykorzystuje do tego wszelkie możliwe „efekty specjalne”, jakimi tylko dysponuje (por. Mt 24,24), włączając w to nawet podawanie się za „posłańca z Niebios” (por. Ga 1,8) czy „anioła światłości” (por. 2 Kor 11,14). Czasami duch zwodzenia dokonuje najróżniejszych manifestacji, którymi stara się przekonać ludzi, że jest nawet „Duchem Świętym”. Jednak proste porównanie tych manifestacji oraz zachowania ludzi w tym uczestniczących do zachowania Jezusa, będącego najdoskonalszym obrazem osoby znajdującej się pod pełnym wpływem Bożego Ducha, z reguły natychmiast demaskuje duchowe fałszerstwa (więcej w Komentarzu NPD → Duch Świętego Boga). W całej Biblii odnajdujemy setki porównań i wypowiedzi, w których Bóg potępia oddawanie czci posągom i obrazom, określając to jako oddawanie czci demonom (upadłym aniołom) i nazywając takie zachowanie „duchowym cudzołóstwem” (por. Kpł 19,4; Kpł 26,1; Pwt 32,21; Ps 96,5; Ps 106,36-39; J 4,21-26; Dz 17,22-31).
Aniołowie (w tym również aniołowie ciemności) nie wiedzą wszystkiego. Pragną uzyskać wgląd w sprawy, których dokonuje Bóg (por. 1 P 1,12 oraz Mt 24,36), jednak poznanie takie nie będzie im dane. Wiedzą natomiast, że kiedyś będą sądzeni przez Lud Boży (por. 1 Kor 6,3).
Osobnej uwagi wymaga opis zagłady pierworodnych w Egipcie. W Księdze Wyjścia (Wj 12,23) czytamy o Niszczycielu („aniele zniszczenia”, „Niosącym zagładę”), który miał wchodzić do domostw, aby odebrać życie wszystkiemu, co było tam pierworodne. Werset ten wspomina również, że sam PAN (hebr. JHWH) będzie szedł przez Egipt i potrząśnie (hebr. lingop, które jest formą czasownika nagap mówiącego o „silnym potrząśnięciu w celu zrzucenia czegoś z siebie”) jego mieszkańcami. Niektórzy sądzą, że to PAN odbierał życie pierworodnym, jednak tekst ten wyraźnie pokazuje, iż o ile decyzja o wstrząśnięciu Egiptem należała do Najwyższego, o tyle jednak jej wykonawcą był anioł imieniem Niszczyciel (hebr. Hammaszhit). PAN szedł przez Egipt, chroniąc przed nim te domostwa, które były oznakowane krwią baranka. O Niszczycielu (aniele zniszczenia) czytamy też w NT. Apokalipsa w Ap 9,11 mówi o nim Apollyon (hebr. Abaddon, pol. „Niszczyciel”, „Niosący zagładę”). W tej księdze jest on identyfikowany z szatanem. W analogicznym kontekście Paweł Apostoł w 2 Tes 2,10 użył czasownika apollymi w stronie biernej, aby podkreślić myśl, iż ludzie nielgnący aktywnie do Prawdy, czyli do Chrystusa (wcielonego Bożego Słowa), sami siebie poddają zgubnemu zwodzeniu, którego kresem będzie wieczna zagłada.
[1] Analogiczny podział stosowali Żydzi, dzieląc świat na Żydów i nie-Żydów (pogan).
[2] Szatan jest w Biblii określany mianem „przywódcy (gr. archon) tego świata” (por. J 12,31; J 14,30; J 16,11) oraz „władcy mocarstwa mroku” (por. Ef 2,2).
[3] Smok i wąż są symbolami szatana, a gwiazdy w Biblii często symbolizują aniołów. Interpretatorzy powszechnie wiążą ten obraz z opisem z Iz 14,12-13. Komentowany tekst sugeruje, że zbuntowany szatan (o imieniu Lucyfer) pociągnął za sobą 1/3 aniołów. W konsekwencji buntu utracili oni swe pozycje w Niebiosach i zostali strąceni na Ziemię.
Apollos
Uczony i elokwentny Żyd rodem z Aleksandrii, świetnie znający żydowskie pisma święte (por. Dz 18,24) w tym → Septuagintę (grecki przekład Biblii Hebrajskiej). Wszystko wskazuje na to, iż był uczniem Jana zwanego Chrzcicielem (por. Dz 18,25). Po nauczaniu, które otrzymał w Efezie od małżeństwa Pryscylii i Akwili, współpracowników Pawła Apostoła, stał się niezwykle użytecznym głosicielem Prawdy Bożej w Chrystusie. Wyróżnił się sporym zaangażowaniem w budowanie wspólnoty wierzących w Koryncie (por. Dz 18,25-27; 1 Kor 3,4-6; 1 Kor 4,6). Nie wiadomo nic pewnego na temat jego działalności po opuszczeniu Koryntu. Co prawda Apostoł Paweł zachęcał go do powrotu do tego miasta, jednak Apollos – którego cechowały niezależne myślenie i duża doza asertywności – nie kwapił się do tego i odmówił prośbie Pawła (por. 1 Kor 16,12), chociaż w innych sprawach nadal współpracowali (por. Tt 3,13). Wielu badaczy przypisuje Apollosowi autorstwo Listu do Hebrajczyków z uwagi na wysoki poziom językowy tego dokumentu (najlepsza greka w całym NT) oraz dogłębną znajomość kwestii Prawa i tradycji żydowskiej.
Antychryst
W grece przyimek „anty” (gr. anti),
obok przeciwieństwa i opozycji, ma znaczenie „zastępowania kogoś” lub
„wstępowania w czyjeś miejsce”. W tym sensie antychryst nie musi być kimś, kto
otwarcie występuje przeciwko Chrystusowi, lecz może być również kimś, kto
próbuje zająć Jego miejsce, kto stara się przejąć cześć należną Chrystusowi.
Widzimy to w 1 J 2,18-19. Jan dodatkowo wyjaśnia, że antychrystem (czy nawet
antychrystami) będzie człowiek (ludzie) wywodzący się z kościoła (tzn. ze
społeczności wierzącego ludu). Mogą to być jacyś religijni lub quasi-religijni
zwodziciele, którzy – powołując się na wartości chrześcijańskie – będą się
starali zająć w życiu człowieka miejsce przynależne jedynie Chrystusowi.
Opis działania antychrysta (lub antychrystów – podążając za określeniem
Apostoła Jana) w czasach ostatecznych odnajdujemy także w 2 Tes 2,3-12. W
liście tym jesteśmy informowani, że przyjściu antychrysta (antychrystów) będą
towarzyszyć znaki i fałszywe cuda. Także szatan, który sam podaje się za anioła
światłości (por. 2 Kor 11,14), będzie wspierał jego (ich) działanie całą swoją
mocą, przejawiającą się skutecznym propagowaniem kłamstw na temat Boga oraz
takim zwodzeniem ludzi, aby ci, którzy „nie umiłowali Prawdy” (a więc
wcielonego Bożego Słowa – por. J 17,17 oraz J 1,14), nie dostąpili zbawienia
(uwolnienia, wyswobodzenia) z mocy grzechu (tzn. ze związania grzechem) i w
konsekwencji nie mogli wejść do Bożej odwiecznej i nieskończonej świętej
rzeczywistości, którą Biblia nazywa ŻYCIEM. Ostrzeżenie, które wynika z tego
tekstu, jest jasne: tylko umiłowanie Prawdy, czyli Bożego Słowa (por. J 17,17
oraz J 1,14), jest szansą na uniknięcie zwiedzenia w czasach ostatecznych. Taki
wniosek jest aktualny dla każdego człowieka niezależnie od tego, w jakim
momencie historii żyje. Życie każdego człowieka jest bowiem dla niego samego
swoistym czasem ostatecznym, który skończy się relatywnie niedługo. W tym
czasie każdy musi podjąć decyzję, czy szczerze chce miłować Prawdę i – trwając
w niej – pójść śladami Chrystusa w pełnieniu woli Ojca. Tylko taka postawa może
człowieka uchronić od nadchodzącego wielkiego odstępstwa i zwodzenia, a także
od wiecznej zagłady, jaka w ślad za tym postępuje.
Jak już wcześniej wspomniano, część komentatorów zwraca uwagę, że zgodnie
z przekazem Jana z 1 J 2,18 pojęcie antychrysta trzeba traktować zbiorowo.
Niektórzy odnoszą to do humanistycznego społeczeństwa zachodniego, które – choć
przecież wyrosło z tradycji chrześcijańskiej – wynosi do boskiej rangi ludzkie ego.
Takie społeczeństwo (wypełniając religijne skłonności człowieka) stawia na
piedestale czci i chwały kult własnego ciała i umysłu (co jest istotą
humanizmu). Dlatego określenie „syn zatracenia” (użyte przez Pawła w 2 Tes 2,3)
może się również odnosić do jakiejś ludzkiej zbiorowości usiłującej sprowadzać
na manowce życia każdego, kogo się tylko da. Aktywności tych ludzi mają
towarzyszyć działania tajemnych sił nieprawości (por. 2 Tes 2,7) oraz wielkie
zaangażowanie szatana z całą jego mocą – w fałszywych znakach i cudach, a także
w zmasowanym zwodzeniu (por. 2 Tes 2,9-10). Przy takiej interpretacji zajęcie
miejsca przez antychrysta w Bożej świątyni oznaczałoby zajęcie przez niego (a
więc np. przez humanizm lub inny prąd filozoficzny) poczesnego miejsca w życiu
Bożego ludu, który przez tego samego Apostoła Pawła określany jest jako
„świątynia Boga” (por. 1 Kor 3,16), a przez autora Listu do Hebrajczyków
jako „dom Boży” (por. Hbr 3,6). Takie zrozumienie i pojmowanie antychrysta
wcale nie jest dziwne ani zaskakujące. Jeśli tylko dobrze zrozumiemy, że cel
istnienia społeczności wierzącego ludu (wspólnoty wiary ludu Bożego zwanej
także kościołem) sumuje się w trzech punktach:
1) głoszenie chwały Jedynego Boga i Zbawiciela, który objawił się w Jezusie
Chrystusie;
2) głoszenie Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie w taki sposób, aby
ludzie
stawali się uczniami Chrystusa;
3) umacnianie wierzących w trwaniu w Chrystusie,
to zauważymy również,
że antychryst (czy antychryści) wcale nie jest zainteresowany kierowaniem ludzi
do Chrystusa i umacnianiem w relacji z Nim. Antychryst (lub kolejni
antychryści) ma własny interes, własne cele, w realizacji których może nawet
posługiwać się fałszywym przedstawianiem osoby Chrystusa. Taki jest sens
działań antychrysta polegających na zastępowaniu Chrystusa kimkolwiek lub
czymkolwiek. Zamiast podkreślać i nauczać, iż Chrystus jest jedyną Drogą,
Prawdą i Życiem, a więc wszystkim, czego każdy człowiek potrzebuje do
zbawienia, czyli do uwolnienia od mocy, wpływu, konsekwencji i obecności
grzechu (por. Ef 1, a szczególnie Ef 1,23), wprowadzają (często obok Chrystusa)
inne osoby, inne sprawy, inne idee lub obiekty kultu. Faktu tego nie może zmienić
ani zaciemnić nauczanie antychrysta (lub kolejnych antychrystów) chętnie podającego
się za „zastępcę Chrystusa” (łac. Vicarius
Christi), a więc używającego określenia wprowadzonego do
teologii przez Tertuliana (150-240 r. n.e.), który stwierdził, że żaden
człowiek nie może zwać siebie „zastępcą Chrystusa”, gdyż na Ziemi jedynym
Zastępcą Chrystusa jest wyłącznie Duch Chrystusa (Duch Świętego Boga), którego
Bóg udziela tylko tym, którzy są Mu posłuszni (por. Dz 5,22). W podobny sposób
nie można ufać jakimkolwiek istotom „objawiającym się z niebios” i głoszącym
inne przesłanie niż to, które jest zawarte w Dobrej Wiadomości o ratunku w
Chrystusie (gr. Euangelion). Trzeba
koniecznie pamiętać i rozumieć, że zgodnie z informacją podaną przez Apostoła
Pawła szatan często podaje się za posłańca (anioła) światłości (por. 2 Kor
11,14), jednak zarówno on, jak i wszyscy, którzy mu służą – czy to ludzie czy
„posłańcy z niebios” – mają być przeklęci (por. Ga 1,7-8) i wyłączeni poza
nawias społeczności wierzącego ludu.
określenie
tej funkcji Ducha Bożego jako Vicarius Christi wprowadził do teologii
Apostoł
Greckie słowo apostolos znaczy „wysłannik”. W NT najczęściej używane jest na określenie dwunastu najbliższych uczniów Jezusa. Z uwagi na wybór, którego dokonał PAN (por. Łk 6,13-16), powszechnie uznano szczególną rolę Dwunastu w służbie i misji Jezusa. Spośród wszystkich uczniów Jezus wybrał Dwunastu jako swych Apostołów (por. Mk 3,14), aby:
- towarzyszyli Mu,
- miał kogo wysłać do głoszenia swej nauki (kontynuacja misji),
- mieli władzę do wypędzania złych duchów.
Byli to:
- Szymon z Betsaidy, zwany także Piotrem (aram. Kefas) – rybak, syn Jana (niektórzy zapisują „syn Jony”, czyli Jonasza – wbrew informacji zawartej w J 21,15-17);
- Andrzej z Betsaidy – rybak, syn Jana, brat Piotra;
- Jakub (zwany Starszym lub Większym) – syn Zebedeusza;
- Jan – syn Zebedeusza, brat Jakuba (synom Zebedeusza Jezus nadał przydomek Boanerges (Synowie Gromu) – por. Mk 3,17;
- Filip z Betsaidy;
- Bartłomiej z Ptolemaidy, znany też jako Natanael;
- Tomasz (zwany też Didymos);
- Mateusz, znany też jako Lewi – poborca podatkowy;
- Szymon Kananejczyk, zwany też Gorliwym;
- Jakub – syn Alfeusza;
- Juda (skrót od Judasz), zwany też Tadeuszem – syn Alfeusza, brat Jakuba;
- Judasz z Keriotu, zwany też Iskariotą, który zdradził Jezusa.
Po zdradzie Judasza Szymon Piotr podjął decyzję o uzupełnieniu grupy Dwunastu i w wyniku przeprowadzonego głosowania (por. Dz 1,15-26) dokooptowano do tego grona Macieja. Propozycja Piotra oraz następujące po niej działanie były dość zaskakujące i dlatego wśród biblistów panują rozbieżne opinie na ten temat. Jedni uważają, że propozycja Piotra wynikała z działania Bożego Ducha i uznają Macieja za dwunastego Apostoła, inni zaś twierdzą, iż Duch nie był jeszcze im dany i pomysł Piotra pochodził po prostu z jego porywczej ludzkiej natury. Faktem jest, że Słowo Boże w żaden sposób ani nie pochwala, ani nie gani tego działania. Konserwatywni egzegeci zwracają uwagę na słowa Jezusa, który powiedział, że to On sam wybiera (ustanawia) Apostołów (por. J 6,70; J 13,18; J 15,16; J 15,19), gdyż mają to być Jego wysłannicy (gr. apostolos). Biorąc słowa Jezusa jako podstawową kwalifikację uznania kogoś za Apostoła, część interpretatorów uważa, iż dwunastym Apostołem Jezusa został Paweł z Tarsu, gdyż to on został wybrany przez Jezusa osobiście (por. Dz 9,15). Zresztą sam Paweł wyraźnie przyznawał się do tytułu Apostoła (por. 1 Tm 2,7; 2 Tm 1,11).
W NT znajdujemy także pospolite użycie słowa „apostoł (wysłannik)” nieodnoszące się do któregokolwiek z Dwunastu. Stosuje się ono do osób wysłanych przez wspólnoty wierzących z określoną misją (por. 1 Kor 12,28-29; 2 Kor 11,5.13; 2 Kor 12,11). Dla podkreślenia tej różnicy określenia te zapisywane są w NPD w całości małymi literami.
Babilon (wielki)
„Wielki Babilon” to określenie, które w sensie symbolicznym pojawia się po raz pierwszy w Apokalipsie w relacji Jana w Ap 14,8. Komentatorzy od lat dyskutują, czego symbolem jest „wielki Babilon”. Wielu przychyla się do poglądu, że chodzi o Rzym – stolicę Imperium Romanum, które w czasie spisywania Apokalipsy było powszechnie uważane przez wierzących za „wielką wyuzdaną Nieprzyzwoitość”. Wydaje się, że w taki sam sposób symbol ten był odczytywany przez chrześcijan z lokalnych kościołów w Azji Mniejszej, do których skierowano przesłanie Apokalipsy. Werset Ap 17,9 nie pozostawia co do tego żadnych wątpliwości, gdyż wskazuje na powszechnie znany fakt wzniesienia Rzymu na siedmiu pagórkach. Werset ten porównuje również siedem głów Bestii do siedmiu rzymskich cesarzy. Wydaje się jednak, że w Apokalipsie „wielki Babilon” jest nie tylko symbolem Rzymu, ale – w ogólności – także świata wrogiego Bogu wraz z całym charakterystycznym dla tego świata systemem wartości oraz sposobem myślenia.
Bałwochwalstwo
Gr. eidololatreia – „idolatria”. Bałwochwalstwo polega na czczeniu pojęć, symboli, postaci lub ich wizerunków (idoli, „bałwanów”) w takim samym stopniu lub wyższym, niż czci się Boga. W ST odnosi się głównie do oddawania czci bożkom lokalnych ludów (i ich wizerunkom). W Księdze Wyjścia Bóg wyraźnie powiedział:
Pamiętaj, abyś nie oddawał hołdu bóstwom, które są czczone przez innych ludzi. Nawet nie próbuj nadawać im rangi porównywalnej do mojej. Nie wolno ci ich czcić na równi ze mną[1]. W związku z tym nie będziesz czynił sobie żadnych posągów ani obrazów czegokolwiek, co możesz ujrzeć na niebie lub na ziemi, pod ziemią lub w wodzie. Nie będziesz oddawał im pokłonów i nie będziesz im służył, gdyż Ja, PAN – twój Bóg – jestem Bogiem Zazdrosnym, który sprawia, że kara za tego rodzaju występki swoimi skutkami dotyka nie tylko tych, którzy to czynią, lecz konsekwencje nienawiści, jaką w taki sposób mi okazują, będą ciągnąć się w ich rodzinach nawet do trzech pokoleń[2]. Jednocześnie przychylność, którą otaczam wszystkich trwających w miłości do mnie i stosujących się do moich poleceń, sprawia, że skutki mojego błogosławieństwa dla nich owocować będą w ich rodzinach nawet przez tysiąc pokoleń[3]. (Wj 20,3-6 NPD)
Bazując na tym zapisie, Żydzi oraz kościoły wyrosłe z nurtu reformacji zarzucają innym wyznaniom chrześcijańskim bałwochwalstwo z uwagi na modlitwy odprawiane przed posągami, obrazami czy kierowane do osób, którym nadają tytuł „święty”, podczas gdy Bóg wyraźnie zastrzega jedynie dla samego siebie prawo do tego tytułu i do tego, że tylko On ma być adresatem modlitw (por. Kpł 11,44-45; Kpł 20,26; 1 P 3,15; Ap 4,8; Ap 19,10; Ap 22,8-10). Oczywiście ludzie ci mają rację w swym oburzeniu, gdyż zgodnie ze wzorcem modlitwy, jaki Jezus przekazał swoim uczniom (por. Mt 6,5-15), wszelkie modlitwy powinny być kierowane do Ojca w Niebiosach.
Jest jednak pewien szkopuł w postępowaniu części osób piętnujących bałwochwalstwo innych na bazie ST. Osądzający często wydają się zapominać o nauce NT na temat bałwochwalstwa, a więc o tym, co Jezus przekazał swoim uczniom, aby dalej nauczali. Według NT bałwochwalstwem jest nie tylko modlenie się do posągów, obrazów czy zmarłych osób, lecz także stawianie we własnym życiu na piedestale chwały pewnych idei, spraw materialnych czy żywych osób zwanych wprost idolami. Takimi sprawami czy osobami wynoszonymi ponad Boga mogą być pieniądze, trendy w modzie, władza polityczna, układy gospodarcze, a z ludzi mogą to być celebryci sportowi i piosenkarze, aktorzy, prezenterzy telewizyjni czy politycy. Wystarczy poczytać następujące fragmenty z Pisma św., by mieć dobry ogląd tego, w jakim KONTEKŚCIE Słowo Boże mówi o bałwochwalstwie: 1 Kor 5,10-11; 1 Kor 6,9; 1 Kor 8,10; 1 Kor 10,7; 1 Kor 10,14; Ga 5,20; 1 P 4,3; Ap 21,8; Ap 22,15. Oprócz tych tekstów są jeszcze trzy mocniejsze:
Bądźcie też świadomi, że nikt, kto prowadzi nieczyste życie – w tym ludzie uwikłani w pornografię lub seksualnie wyuzdani – ani żaden chciwiec, to znaczy bałwochwalca, nie mają dziedzictwa w Bożym Królestwie Chrystusa. (Ef 5,5 NPD)
Niech więc martwymi pozostają dla was takie ziemskie sprawy, jak pornografia i swoboda seksualna, wszelka nieczystość, namiętne pożądanie złych rzeczy, zachłanność w dogadzaniu sobie i niepohamowana żądza bogacenia się, która jest bałwochwalstwem. (Kol 3,5 NPD)
(…) korzeniem wszelkiego zła jest ukochanie pieniędzy, a wszyscy, którzy o nie zabiegają, krok po kroku dają się odciągać od zaufania Bożemu Słowu i wystawiają się na liczne problemy oraz boleści. (1 Tm 6,10 NPD)
Bazując na tych tekstach, trzeba wyraźnie stwierdzić, że pojęcie bałwochwalstwa nie ogranicza się jedynie do oddawania czci posągom, obrazom czy innego typu „idolom” i nie dotyczy tylko świata, który odrzuca Boga, lecz krzewi się także wśród osób, które oficjalnie deklarują się jako wierzące, i występuje także w kościołach poreformacyjnych, które same siebie deklarują jako ściśle biblijne.
Nie jest to nic zaskakującego, gdy rozumiemy, jakim problemem jest dla człowieka jego stara, grzeszna natura, która nim rządzi, jeśli nie została całkowicie uśmiercona (por. Rz 6,1-9; Ga 5,24). Jezus jasno nauczał, że podstawą życia w relacji z Bogiem jest pełne poddanie się Ojcu w Niebiosach, zasmucenie z powodu grzechu, pragnienie Bożej sprawiedliwości, miłosierdzie wobec innych, wrażliwość na cudzą niedolę, zachowanie w czystości własnego serca i pokorne znoszenie prześladowań (por. Mt 5,4-11). Jeśli zaś chodzi o ukochanie pieniędzy i przemożną chęć bogacenia się, mówił: „Nie ma (…) żadnej możliwości, byście mogli jednocześnie służyć i Bogu, i mamonie” (por. Mt 6,24 NPD; Łk 16,13 NPD).
Bałwochwalstwo jest rzeczywiście poważnym problemem duchowym. W Piśmie św. jest nazywane wprost duchowym cudzołóstwem (hebr. zanah, gr. porneia) – por. Ps 106,36-39; Dz 15,20; Dz 21,25; Jk 4,4; Ap 2,20. Czy jednak jest ono związane jedynie z zachowaniami opisanymi wyżej? Otóż w 1 Księdze Samuela Bóg przez proroka ogłasza taką prawdę:
Bunt jest w oczach PANA jak grzech wróżbiarstwa, a trwanie w oporze wobec Jego Słowa jest jak niegodziwość i grzech bałwochwalstwa! (1 Sm 15,23 NPD)
W tym kontekście każdy, kto zarzuca innym bałwochwalstwo, powinien sam dokładnie zbadać swoje serce, aby w Dniu Sądu nie został potępiony własnymi słowami (por. Mt 7,2; Rz 2,1-3), gdyż lepiej jest we właściwy sposób oceniać samego siebie (por. 1 Kor 11,31), niż koncentrować się na błędach innych. Bałwochwalcami są bowiem nie tylko ludzie, którzy modlą się do wizerunków ludzi, zwierząt czy wyimaginowanych bóstw czy symboli, ale także ci, którzy stawiają opór Bożemu Słowu (co oznacza, że chociaż je znają, nie stosują go – por. Jk 1,21-24), oraz ci, których serca przywiązane są do pieniędzy (mamona), albo którzy (nawet jeśli tych pieniędzy nie mają) przesiąknięci są pragnieniem bogacenia się. To bowiem jest korzeniem wszelkiego zła (por. 1 Tm 6,10).
[1] Dosł. „obok mnie”.
[2] Niektórzy tłumacze przekładają ten tekst, sugerując, że Bóg wymierza karę za czyny ojców na ich synach, wnukach i prawnukach, aż do trzeciego i czwartego pokolenia. Jednak Jezus w J 9,3-5 wyjaśnia, że taki pogląd nie jest słuszny. Każdy bowiem sam zda sprawę przed Bogiem tylko z własnych grzechów, co potwierdza również Apostoł Paweł w Rz 14,12. Jednak środowisko, jakie jest tworzone przez grzech każdego człowieka, oddziałuje na wszystkich dookoła, a szczególnie na ich rodziny. Odstępstwo od Boga jest grzechem kładącym się cieniem nawet na czterech pokoleniach (przekleństwo pokoleniowe). Proces owocowania takiego grzechu łatwo można zobaczyć w każdej społeczności i w każdym czasie historycznym. Jest to społeczna konsekwencja grzechu.
[3] Obietnica dotyczy tylko tych, którzy trwają w miłości i wierności wobec Boga. W oczywisty sposób nie obejmuje tych, którzy się Mu sprzeniewierzają. Pouczająca w tym względzie jest historia kapłana Helego i jego synów, którzy również byli kapłanami (por. 1 Sm 2,28-34). Jednak zasadniczym kluczem do zrozumienia tej obietnicy jest porównanie zakresu skutków Bożej kary i Bożej przychylności (łaskawości). Skutki Bożej łaskawości znacznie przewyższają skutki kary. Mocny i wyczerpujący wykład tego dał Apostoł Paweł w Rz 5,12-21.
Barnaba
Barnaba, zwany też Barnabas (por. Dz 4,36-37), syn Józefa, był → Lewitą z Cypru, gdzie posiadał ziemię. Lewici nie otrzymali działu ziemi w Kanaanie i dlatego mieli być utrzymywani przez resztę pokoleń Izraela darowiznami w postaci → dziesięcin. Jednak poza Izraelem mogli mieć ziemię, w posiadanie której wchodzili przez koligacje rodzinne lub transakcje handlowe. Barnaba był prorokiem i nauczycielem w Antiochii. To on sprowadził do tego miasta Szawła (Pawła) z Tarsu i mocno wciągnął tego Apostoła w służbę nauczycielską (por. Dz 11,25-26). Był tym, który nowo nawróconego Szawła wprowadził w środowisko Apostołów w Jerozolimie (por. Dz 9,27). Współtowarzysz Pawła Apostoła w jego pierwszej podróży misyjnej (por. Dz 13,2-3). Ich współpraca zakończyła się przed drugą podróżą misyjną Pawła sporem o Jana Marka (por. Dz 15,36-39) – późniejszego ewangelistę. I chociaż relacje Pawła z Markiem zostały odnowione w Rzymie (podczas uwięzienia Apostoła – por. Kol 4,10; Flm 24), Biblia nic nie wspomina o dalszych dziejach Barnaby. Tradycja związana z Tertulianem przypisuje mu autorstwo Listu do Hebrajczyków. Legenda głosi, że poniósł śmierć męczeńską przez ukamienowanie w Salaminie na Cyprze, gdzie podobno sprawował funkcję biskupa.
Bartłomiej Apostoł (Natanael?)
Imię Bartłomiej wywodzi się z hebr. Bar-Tholomai, co znaczy „Syn
Tolmy”. Niektórzy uważają jednak, iż imię to wskazuje raczej na miasto
pochodzenia tego człowieka, sugerując Ptolemaidę (co jednak nigdzie w NT nie
zostało potwierdzone). Nie ma wątpliwości, że synoptycy jednoznacznie
wymieniają Bartłomieja jako jednego z Dwunastu Apostołów Jezusa (por. Mt
10,2–4; Mk 3,16–19; Łk 6,13–16). Tymczasem Jan w ogóle nie wspomina o takim
Apostole, a w luźnym powiązaniu z Filipem (por. J 1,43-49) pisze o Natanaelu z
Kany Galilejskiej (por. J 21,2), którego jednak nie określa definitywnie mianem
Apostoła. Zresztą Jan nigdzie w swojej relacji o Chrystusie nie przedstawia
własnej listy Apostołów, stąd w tej sprawie trwają spory między egzegetami.
Biblia nic nie wspomina o śmierci Bartłomieja. Istnieją natomiast różne legendy
na ten temat. Jedna z nich mówi, że zginął w Armenii ukrzyżowany głową w dół, a
inna, że obdarto go ze skóry. Jeszcze inna twierdzi, że ścięto go mieczem.
Bazar Annasza
W czasach Jezusa kontrolę nad biznesem świątynnym (por. Łk 19,45-46; J 2,13-16) sprawował kapłański ród Sadokitów. Kluczową rolę w tym biznesie odgrywał → Bazar Annasza, którego istnienie potwierdzają również pozabiblijne historyczne zapisy. Stragany na terenie przyświątynnym, gdzie prowadzona była sprzedaż certyfikowanych zwierząt (zatwierdzonych wcześniej przez kapłanów) na ofiary lub wymiana pieniędzy na walutę świątynną (kantory świątynne), pracowały na podstawie koncesji wydawanych przez arcykapłana. Było to oczywiście źródłem rosnących fortun rodów kapłańskich. Skutkowało również kompletną degradacją posługi kapłańskiej.
Od czasów kapłańskiej dynastii hasmonejskiej[1] Żydzi bili własne monety w srebrze (tzw. srebrniki, ortodoksyjne szekle), które jako jedyne miały status waluty świątynnej. Tylko nimi można było opłacać obowiązkowe daniny religijne. To oczywiście stało się powodem wielkiego rozkwitu kantorów wymiany waluty, które funkcjonowały we wszystkich miastach Judei i Galilei. Ich właściciele musieli uzyskać od kapłanów licencję na sprzedaż waluty świątynnej. Podstawowy podatek świątynny, płatny w okresie obowiązkowej pielgrzymki do Jerozolimy na doroczną Paschę, wynosił pół szekla (z opłat zwolnieni byli: kapłani, kobiety, osoby niepełnoletnie oraz niewolnicy). W czasach opisywanych w NT biznes ten znajdował się w pełnym rozkwicie. To właśnie na bazarze Annasza miały miejsce wydarzenia (prawdopodobnie były dwa takie zajścia – Jan opisał jedno, a synoptycy drugie) opisane w Mt 21,12-13; Mk 11,15-17; Łk 19,45-46; J 2,13-16.
Niestety, podobny proceder biznesów religijnych kwitnie do dziś niemal we wszystkich środowiskach, w których istnieje jakaś forma kasty duchownych roszczących sobie pretensje do bycia pośrednikami między ludźmi a Bogiem[2] (patrz też → Świątynny model religijności a biblijne chrześcijaństwo). U Żydów są to rabini dysponujący specjalną jurysdykcją terytorialną, którzy – za odpowiednią opłatą – wydają certyfikaty koszerności. W środowiskach muzułmańskich wyznaczeni imamowie wydają odpłatnie certyfikaty halal. Oczywiście ludzie ci pobierają opłaty także za inne czynności religijne. Dramatem religii, którym służą owi duchowni, jest to, że odciągają oni miliony ludzi od Chrystusa.
Niestety, finansowe żerowanie na religijności ludu ma miejsce również w światowym chrześcijaństwie[3]. Prowadzi to oczywiście do całkowitego wypaczenia przesłania Jezusa (por. Mt 6,24; Mt 10,8; Łk 6,13; Rz 3,24; 2 Kor 11,7; 2 Tes 3,8; Ap 21,6; Ap 22,17) i jednego wielkiego skandalu, na który składają się: handlowanie stanowiskami kościelnymi (tzw. → symonia), niepohamowane gromadzenie majątków przez organizacje eklezjalne (por. Łk 16,14; 1 Kor 6,10; 1 Tm 3,1-3; 1 Tm 6,9-10; 2 Tm 3,2; Tt 1,7), pobieranie opłat za obligatoryjne czynności religijne (por. Mt 17,24), nakładane na lud nie na podstawie Słowa Bożego, ale wewnętrznych przepisów danej organizacji, nauczanie o → dziesięcinach (w kompletnym oderwaniu od rzeczywistości Bożego Słowa) i tym podobne. Między innymi z tego to powodu w społecznym postrzeganiu światowe chrześcijaństwo tak bardzo degraduje się moralnie (por. Rz 2,24; Jud 10-16).
Patrz też → Dziesięciny i ofiary; → Świątynny model religijności a biblijne chrześcijaństwo.
[1] Hasmoneusze (znani także jako Machabeusze – hebr. Makabim) byli znaczącym rodem kapłańskim, który przewodził żydowskiemu powstaniu narodowo-wyzwoleńczemu w latach 167-160 p.n.e. (dużo ciekawych informacji na ten temat można znaleźć zarówno w Pierwszej i Drugiej Księdze Machabejskiej, które są zaliczane do ksiąg deuterokanonicznych, jak i w Wojnie żydowskiej Flawiusza). Powstanie wybuchło w odpowiedzi na sprofanowanie świątyni jerozolimskiej przez Antiocha IV Epifanesa, który w czasach okupacji Judei przez Seleucydów (zhellenizowanych władców Syrii) nakazał wybudować w niej ołtarz Zeusa Olimpijskiego, gdzie były składane nieczyste ofiary pogańskie, oraz wprowadził prostytucję sakralną do zabudowań świątynnych. Po latach wojny i układach z Selucydami Judea uzyskała względną niepodległość, a dynastia Machabeuszy objęła w niej panowanie aż do roku 37 p.n.e. Praktycznie od roku 63 p.n.e., w którym legion rzymski pod wodzą Pompejusza wkroczył do Judei, były to rządy marionetkowe, które formalnie zakończyły się w roku 37 p.n.e., gdy Herod Wielki (wspomniany w NT król panujący w Judei w czasach narodzenia się Jezusa z Nazaretu), na czele dwóch legionów rzymskich, wkroczył do Jerozolimy. Aresztował Antygona (ostatniego władcę hasmonejskiego) i odesłał go do Antiochii Syryjskiej, gdzie na rozkaz Marka Antoniusza został ścięty. Herod nie był Żydem tylko Idumejczykiem, lecz Rzymowi nie przeszkadzało to nadać mu tytułu króla Judei.
[2] Zgodnie z nauczaniem Biblii jedynym pośrednikiem między ludźmi a Bogiem jest sam Jezus Chrystus (por. 1 Tm 2,5; Ga 3,20), a jedynym Jego zastępcą na Ziemi jest Duch Świętego Boga (por. J 14,16-18; 1 J 2,20; 1 J 2,27).
[3] Redakcja NPD używa określenia „światowe chrześcijaństwo” w sposób całkowicie przemyślany, aby podkreślić odrębność tego, co świat nazywa „religią chrześcijańską” (por. Dz 11,26), od tego, co w NT jest prezentowane jako chrześcijaństwo, a Jezus i Jego Apostołowie zwali uczniostwem (por. hasło → Uczeń).
Belzebub
Hebr. Baal-Zebub („pan tego, co lata”, „władca much”, „władca powietrza”) – imię własne bóstwa kananejskiego zwanego również Baal-Zebul („pan podziemi”, „pan odchodów”). W judaizmie takim imieniem określano złego ducha, który był uznawany za zwierzchnika demonów. W tym sensie zostało ono użyte przez osoby przeciwstawiające się Jezusowi (por. Mt 12,24, Mk 3,20 i w Łk 11,15). Apostoł Paweł w Ef 2,2 opisał tego ducha słowami: „Władca mocarstwa mroku (powietrza)”. W kultach satanistycznych imieniem tym określa się diabła, szatana czy antychrysta. W takiej formie pojawia się także w popkulturze promującej myśli autodestrukcyjne (np. w utworze Bohemian Rhapsody zespołu Queen).
Bestia
Gr. therion – dosł. „zwierzę”, a nawet „dzikie zwierzę”, w przenośni określenie to stosowane jest także do opisu czyjegoś charakteru. Z 44 wystąpień tego słowa w NT 37 znajduje się w Apokalipsie, gdzie odnosi się do dwóch postaci – pierwszej opisanej symbolicznie jako stworzenie o siedmiu głowach i dziesięciu rogach, które zostały ozdobione dziesięcioma diademami (por. Ap 13,1-3), oraz drugiej zwanej „fałszywym prorokiem” (por. Ap 13,11).
Pierwsza z tych postaci, przedstawiona przez Jana jako pantera z nogami niedźwiedzia i paszczą lwa (por. Ap 13,2), jest narzędziem szatana – pełnym pychy i bluźnierstw przeciwko Bogu. Jest to postać pochodząca z czeluści piekielnej (por. Ap 11,7), która na światowym forum wychynie z chaosu (dosł. „z morza”, będącego w symbolice hebrajskiej czynnikiem odległym i nieprzyjaznym – por. Ap 13,1). Może to być chaos polityczny, ekonomiczny, społeczny, religijny czy informacyjny. Ta Bestia jest podobna do szatana opisanego w Ap 12,3. Symbolicznie ma siedem „głów” z dziesięcioma „rogami”, na których spoczywa dziesięć „diademów”. W wizji Jana podobne diademy nosi również szatan, tyle że w jego wypadku spoczywają one na „głowach”, a nie na „rogach” (jak u Bestii). Różnice te wskazują, iż „chwałą” Bestii jest jej moc wykonawcza (symbol rogu), podczas gdy „chwałą” szatana są jego zdolności przywódcze – centra intelektualne (think tanki) oraz ośrodki podejmowania decyzji (symbol głowy). W opisie tej Bestii znajdujemy również informację, że nosi na swych głowach przepaski z bluźnierczymi imionami. W antycznych czasach kobiety pracujące w domach publicznych nosiły na czołach przepaski z przybranymi imionami (pseudonimami). Skoro na przepaskach na głowach Bestii figurują imiona określone jako „bluźniercze”, sugeruje to, iż odnoszą się one do cech Boga, które Bestia pragnie przypisać sobie. A zatem mogą to być określenia typu: „Święty”, „Najświętszy”, „Łaskawy”, „Nieskalany”, „Sprawiedliwy”, „Wspomożyciel” czy „Dobry”. Ich używanie w stosunku do jakiegokolwiek stworzenia w kontekście religijnej czci jest bluźnierstwem i świętokradztwem. Niektóre manuskrypty używają w Ap 13,1 liczby pojedynczej: „z bluźnierczym imieniem”.
Apokalipsa wiąże postać Bestii z Rzymem, który sam – najpierw jako miasto, a później imperium – wyłonił się z istniejącego w starożytności chaosu społeczno-politycznego. Na przestrzeni wieków w historii ludzkości w podobny sposób powstało wiele systemów czy organizacji o zasięgu międzynarodowym, naznaczonych piętnem duchowego zła. Z uwagi na moc, jaką Bestia otrzymuje od szatana, jest ona w stanie wprawiać mieszkańców Ziemi w wielki podziw. Z tego powodu odbiera od nich hołdy i uwielbienia porównywalne wręcz z tymi, jakie cechują kult religijny. Bestia prześladuje ludzi wierzących w Chrystusa (co czyni przez aresztowania, a nawet pozbawianie życia) niezależnie od tego, gdzie mieszkają i z jakiego narodu pochodzą.
Drugą bestią ukazaną w Apokalipsie jest fałszywy prorok – człowiek, o którym jest napisane, że wyjdzie ze środka Bożego ludu, czego symbolem jest ziemia (ląd w symbolice hebrajskiej był czynnikiem bliskim i przyjaznym – por. Ap 13,11). Człowiek ten będzie służyć pierwszej Bestii. Swymi kłamstwami i zwodzeniem będzie wspierać władzę Bestii i nakłaniać mieszkańców Ziemi, by oddawali jej hołd i poważanie. Powołując się na Chrystusowe namaszczenie, będzie się starał zająć między ludźmi pozycję należną jedynie Chrystusowi. Ów fałszywy prorok był zapowiadany wcześniej przez samego Chrystusa (por. Mt 7,15; Mt 24,11; Mt 24,24; Mk 13,22), a także przez Apostoła Pawła (por. Dz 20,28-29; 2 Tes 2,1-10), Apostoła Piotra (por. 2 P 2,1-3) oraz Apostoła Jana (por. 1 J 4,1). Znamienne jest, że w opisie fałszywego proroka (por. Ap 13,11) znajdujemy słowa: „Lecz usta owego proroka sączyły same kłamstwa” (dosł. „bestia syczała jak wąż” – symbol antychrysta). To ważna uwaga opisująca charakter tego zwodziciela, który pragnie wstąpić w pozycję Chrystusa, jednak swymi wypowiedziami (nauczaniem) przeciwstawia się Słowu Jezusa. Być może chodzi o jakiegoś przywódcę religijnego wywodzącego się z chrześcijaństwa, który swoją działalnością de facto służy kultowi pierwszej Bestii. Oczywiście nie musi tego czynić w sposób deklaratywny czy otwarty – wystarczy, że będzie propagatorem chciwości, która sama w sobie jest bałwochwalstwem (por. Dz 20,28; 1 Tm 3,2-3; 1 Tm 6,10; Tt 1,7), czyli kultem bożka bogactwa (por. Mt 6,24; Łk 6,13).
Z postacią Bestii w Apokalipsie związany jest zapis mówiący o napiętnowaniu ludzi znamieniem jej myślenia i charakteru (przekład NPD). W przekładach dosłownych mówi się o znaku na czole i na ręku. Piętno to jest symbolizowane liczbą 666, której znaczenie dość wcześnie zaniknęło. Nawet Ireneusz (uczeń Polikarpa, który z kolei był uczniem samego Jana Apostoła, żyjący w II w.) nie był pewien znaczenia tej liczby. Odcyfrowywał ją jako Lateinos (symboliczne określenie imperium rzymskiego) lub jako Teitan (starożytne określenie tyrana w randze królewskiej, ewentualnie jako imię własne „Tytus”). Niektórzy komentatorzy widzą w tej liczbie (w nawiązaniu do Ap 17,10-11) zaszyfrowane określenie cesarza Nerona. Taka interpretacja wyrosła pod wpływem koncepcji numerologicznej zwanej gematrią, która nadaje literom wartości liczbowe. Koncepcja ta z czasem mocno rozwinęła się w żydowskiej kabalistyce i wyprowadziła żydowski mistycyzm rabiniczny na zupełne bezdroża teologiczne. Do dzisiaj jest nauczana w Israel Institute of Biblical Studies – instytucie afiliowanym przy Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie. Poskutkowało to odejściem całych pokoleń Żydów od Biblii i skierowaniem ich na tory pokrętnych ludzkich dociekań mistyczno-filozoficznych. Według tej metody określenie „NERON CEZAR”, przetłumaczone na hebrajski i przetransponowane na wartości numeryczne, daje liczbę 666. Jednak taką samą wartość numeryczną mają również hebrajskie słowo „Bestia” oraz greckie „cezar”. Ciekawostką jest to, że imię JEZUS zapisane po grecku ma numerologicznie wartość 888. Ślady powszechnego stosowania gematrii znaleziono podczas wykopalisk w Pompejach. Nie jest to jednak interpretacja, do której należałoby się przywiązywać. Gdyby nawet odczytywać tekst w taki sposób, to nie powinno się wyciągać mylnych wniosków sugerujących, iż Jan przydawał gematrii jakieś znaczenie albo ją uwierzytelniał. Było to jedynie co najwyżej odniesienie do faktu, że gematrię znano wówczas dość powszechnie. Znacznie lepszym i bardziej prawdopodobnym odczytaniem przesłania tej wizji Jana jest porównanie „liczby człowieka” z „liczbą Boga” jako tą, która symbolicznie wskazuje na Jego świętość i doskonałość. Siedem w kulturze semickiej zawsze wiązano z doskonałością, a cyfra trzy (trzy wystąpienia siódemki w liczbie 777) wiązana była z Bożą świętością („Święty, Święty, Święty” – por. Ap 4,8). Zgodnie z tym porównaniem liczba 666 symbolizuje (podobnie jak wieża Babel) wielką pychę, która wynosi ludzi tak bardzo, iż starają się nie tylko sięgnąć Boga, ale nawet zastąpić Go ludzkim „ekwiwalentem”. Takie odczytanie liczby 666 jest niewątpliwie deklaracją tego, że – pomimo swej buty i dumy – żaden człowiek nie jest ani święty (tzn. jest „NIEświęty, NIEświęty, NIEświęty”), ani doskonały (tzn. jest „NIEdoskonały, NIEdoskonały, NIEdoskonały”).
Istnieje zgodność między egzegetami, że wizja Bestii jest symbolem imperium rzymskiego. Jednak od setek lat trwają zawzięte dyskusje teologiczno-historyczne dotyczące tego, jak rozumieć zapowiedź odrodzenia się tego imperium w nowej postaci. Najwyraźniej chodzi o to, że te same metody zwodzenia będą w historii powtarzane. W tym kontekście niezwykle ciekawe jest powiązanie miejsca usytuowania piętna Bestii (znaku Bestii) na czołach i na rękach ludzi. Jest to oczywista kopia Bożego polecenia, które Najwyższy wydał Izraelitom w Pwt 6,5-8. Nakazał im, aby miłowali Go ze wszystkich swoich sił i sycili się Jego Słowem, które mieli nosić nie tylko w sercu, ale i „na rękach” oraz „na czole”. Stąd wziął się u faryzeuszy zwyczaj noszenia filakterii (hebr. tefilin), czyli dwóch pudełeczek (z czterema tekstami z Tory), które przywiązywali sobie – jedno do czoła, drugie do ręki. Oczywiście nie o zewnętrzne przejawy chodziło Bogu, ale o to, aby Jego Słowo w obfitości przebywało w ich sercach, umysłach i działaniach (wyborach). Najwyższy chciał, by Jego lud był nasycony Jego Słowem i aby to Słowo wzbudzało w ludziach gorącą miłość do ich Wybawiciela. Ta miłość i to Słowo miały być przekazywane z pokolenia na pokolenie. Ponieważ szatan jest kłamcą (por. J 8,44) i zwodzicielem, jest również fałszerzem wszystkiego, co tylko Bóg stwarza i ustala swą mądrością. On stoi do Wiekuistego w totalnej opozycji i dlatego chce zawładnąć ludzkimi sercami, umysłami i wyborami (działaniami). W tym celu stara się, aby ludzie zaufali jego propagandzie i jego wartościom, aby wzięli je sobie do serca, do myśli i wprowadzali w czyn.
Końcowe wersety w Biblii mówią, że Bestia i fałszywy prorok zostali pokonani przez Chrystusa (por. Ap 19,20), który w Ap 19,11-16 jest przedstawiony jako zwycięskie Słowo Boga, i wrzuceni do ognistego jeziora płonącej siarki (por. Ap 19,20) symbolizującego miejsce wiecznego zatracenia.
Biblijne metody wychowawcze
W Biblii temat metod wychowawczych stosowanych wobec dzieci, przedstawiany w księgach dydaktycznych albo w NT, powiązany jest najczęściej z greckim słowem paideia, które część tłumaczy przekłada jako „dyscyplinowanie” lub „karcenie”, a w przekładzie NPD oddane jest w formie opisowej jako „sposób wychowania”. Aby dobrze zrozumieć kwestię Bożych metod wychowawczych, trzeba najpierw dokonać rozróżnienia pojęć „karcenie Pańskie” i „napominanie Pańskie” od dwóch światowych modelów postaw: „karania” oraz – będącego w opozycji do niego – „demokratycznego negocjowania z dziećmi”.
Za Bożym sposobem wychowywania (karcenia) dzieci stoi zupełnie inna motywacja i inne przesłanki niż za ludzkim karaniem. Podczas gdy karanie czasami jest pewnego rodzaju odwetem czy nawet wyrazem frustracji rodzica, który traci cierpliwość, to Boży sposób karcenia od początku do końca bazuje na prawdziwej miłości i w związku z tym jest zrównoważonym i zaplanowanym postępowaniem podyktowanym długofalowym dobrem osoby karconej oraz dbałością o mądre ukształtowanie charakteru tej osoby. Taki jest wzór postępowania zwanego „karceniem PAŃSKIM”. Nigdy nie odbywa się ono w stanie uniesienia emocjonalnego, gdyż wówczas, z powodu grzechu związanego z brakiem samokontroli rodzica czy gniewem (por. Ef 4,27), łatwo mogłoby się przerodzić w bezmyślne ludzkie karanie. Fundamentami karcenia Pańskiego są: miłość, opanowanie i mądrość w przeprowadzeniu korygującej metody wychowawczej, której celem jest doprowadzenie dziecka do zrozumienia Bożych zasad życia i posłuszeństwa. Tak samo napominanie Pańskie nie ma nic wspólnego z demokratycznym negocjowaniem warunków posłuszeństwa dziecka. Napominanie Pańskie jest jasnym pouczaniem o Bożych standardach zachowania się, wytyczaniem jednoznacznych granic, ustalaniem z góry jasnych i dopasowanych do percepcji dziecka naturalnych konsekwencji, które nie będą ani zbyt łagodne, by mu pobłażały, ani zbyt surowe, aby nie złamały jego ducha. Napominanie Pańskie zawsze odbywa się w miłości, opanowaniu i cierpliwości. Gdyby czyjeś napominanie nie miało tych cech, nie byłoby prawdziwie napominaniem Pańskim. Patrząc też na charakter Boga, zauważamy, że nie unosi się On emocjonalnie z powodu słabości człowieka czy braku jego zdolności w jakiejkolwiek dziedzinie życia. Jedynymi sytuacjami, które zawsze pobudzają Jego gniew, a wówczas gniew Jego jest straszny, są: jawny bunt przeciwko Niemu, faryzejstwo i fałszowanie znaczenia Jego słów. Na ludzi tak postępujących czekają surowe konsekwencje (por. Rz 1,18-32), a o tych, którzy wyprowadzają dzieci na manowce grzechu (choćby pod pozorem humanistycznej dbałości o prawa dziecka), Jezus osobiście wypowiedział się w Mt 18,6; Mk 9,24 i Łk 17,2. O Bożych metodach wychowawczych wobec osób dorosłych czytamy w Hbr 12,4-11. Także historia Izraela, począwszy od jego wyprowadzenia z Egiptu, przez objęcie w posiadanie ziemi im obiecanej, aż po oddanie ich przez Boga w niewolę asyryjską, babilońską i w końcu rzymską, jest świetnym obrazem Bożych metod wychowawczych, stosowanych szczególnie w czasach wyzwań i próby.
Patrz też → Boży sposób karcenia.
Błogosławieństwo
Błogosławieństwo w języku greckim to eulogia lub makarismos, między którymi istnieje jednak pewna różnica. O ile eulogia mówi o błogosławieństwie w formie praktycznego działania, o tyle makarismos przedstawia je jako skutek tego działania. Pochodzący od tego rzeczownika przymiotnik makarios opisuje stan szczególnego zadowolenia czy ukontentowania, który nie wynika z życiowej sytuacji czy okoliczności materialnych, ale z osobistej więzi z Tym, Który jest Źródłem Wszystkiego. Jest to zatem opis stanu relacji człowieka z Bogiem w Chrystusie (por. Mt 5,3-11). W tym sensie zbliża się do znaczenia hebr. eszer (szczęśliwość, błogosławieństwo) i pokrewnego mu aszer (szczęśliwy).
Aby nieco lepiej oddać głębię znaczeniową makarios, słowo to jest w NPD ekwiwalentem „prawdziwie szczęśliwi i błogosławieni”, za nauczaniem Jezusa, które skierował do swych uczniów na pewnym wzgórzu w Galilei (por. Mt 5–7). Aby dać ludziom lepsze poznanie Boga (por. J 1,18), Jezus w całym swym nauczaniu radykalnie prostował rozumienie pojęć, jakimi Żydzi posługiwali się w swojej teologii. Jednym z przykładów tego było zrozumienie, co rzeczywiście jest Bożym błogosławieństwem. Dla Żydów były nim: powodzenie materialne (sukces i osobiste bogactwo) oraz powodzenie cielesne (zdrowie i duża liczba potomstwa). Nie jest to zaskakujący sposób myślenia, gdyż wynikał on z literalnie odczytywanych warunków Starego Przymierza, które zawierało cały system materialnych zachęt lub kar. Jednak system ten był przewidziany przez Najwyższego jako pewna przejściowa koncepcja wychowawcza mająca doprowadzić naród do zrozumienia, iż człowiek sam z siebie nie jest w stanie sięgnąć świętości Boga i – aby wejść z Nim w osobistą relację – potrzebuje zdać się całkowicie na posłuszne pełnienie woli Najwyższego, czego doskonałość zostanie objawiona w Mesjaszu (tzn. w Chrystusie) – por. Ga 3,24. Z racji swego charakteru przymierze to (Stare Przymierze, Prawo Mojżeszowe) było jedynie cieniem rzeczywistości Bożego Królestwa (por. Hbr 10,1).
Jezus podczas swej ziemskiej służby wyjaśniał i prostował wiele kwestii rozumianych przez ludzi opacznie. Wyjaśniał, że zewnętrzny dobrobyt i osobiste powodzenie (w tym fizyczne zdrowie) wcale nie są znakami Bożego błogosławieństwa, a już na pewno w żadnym razie nie są jakimkolwiek potwierdzeniem posiadania „biletu do nieba”. Gdyby tak było, to Wall Street, Hollywood oraz londyńskie City byłyby dzisiaj centrami Bożego błogosławieństwa w tym świecie, a ich przedstawiciele gorącymi wyznawcami Chrystusa. A przecież jak jest, każdy wie. Owoc życia ludzi funkcjonujących w tych strukturach (por. Mt 7,16-19 w powiązaniu z J 13,35 oraz 1 Kor 13,1-8 i Ga 5,22-23) pokazuje, czyje „błogosławieństwo” na nich spoczywa. Każdy przytomny człowiek powinien w końcu zrozumieć i przyjąć, że Boże działanie jest w sposób zasadniczy skierowane ku wnętrzu człowieka, a celem tego działania jest oczyszczenie ludzkich serc z grzechu oraz poprowadzenie ludzi do takiej przemiany ich charakterów, by z dnia na dzień coraz lepiej odzwierciedlały charakter Chrystusa (por. Kol 1,27; Ga 5,24).
Zatem – od czasów ziemskiej służby Chrystusa – myśl, iż powodzenie materialne świadczy o Bożym błogosławieństwie, jest najzwyczajniejszym duchowym zwodzeniem. Niestety, są grupy chrześcijan, które serdecznie przygarnęły ten materialistyczny pogląd. Przyswoiły go sobie albo przez zaakceptowanie wzorców światowego myślenia, które również utożsamiają bogactwo, zdrowie i powodzenie (sukces) ze szczęściem, albo bezkrytycznie adaptując je ze starej teologii żydowskiej (Stary Testament), tzn. bez zrozumienia, jakie wniósł Chrystus swoim nauczaniem. W tym procederze celują głównie trzy grupy: 1) głosiciele → ewangelii sukcesu, zdrowia i dobrobytu, 2) propagatorzy fałszywego nauczania o → dziesięcinach oraz 3) wyznawcy kalwińskiej tradycji teologicznej, która w materialnym powodzeniu upatruje dowodu Bożego „wybrania”. Tezy tych kaznodziejów bazują na literalnej interpretacji określonego języka przekładu poszczególnych wersetów biblijnych, a nie na hermeneutycznej analizie kontekstowej całego przesłania Biblii. Często mieszają oni pojęcia, wrzucając do jednego worka np. znaczenia różnych słów, jak bios (życie w sensie biologicznym, czyli życie doczesne) czy Dzoe (odwieczne i nieskończone Boże Życie), albo interpretują → Boże wybranie w sposób indywidualistyczny, a nie jako przewidziany przed wiekami plan systemowy (por. Ef 1; 1 Tm 2,3-6). Tymczasem – zgodnie z nauczaniem Jezusa (prowadzonym z duchowej perspektywy) – dobrobyt materialny niezwykle często staje się źródłem duchowej klęski człowieka, niezależnie od tego, jak mocno wierzącym człowiekiem był wcześniej i jak intensywnie obstaje przy tym, że bogacąc się, doświadcza Bożego błogosławieństwa, w czym czuje się dodatkowo wyróżniony (por. Mt 19,22-24; Jk 4,4). Rozwinięcie nauczania Chrystusa z „kazania na wzgórzu”, redefiniujące pojęcie prawdziwej szczęśliwości i błogosławieństwa człowieka, znajdujemy także w Apokalipsie, w której Jezus siedem razy (por. Ap 1,3; Ap 14,13; Ap 16,15; Ap 19,9; Ap 20,6; Ap 22,7; Ap 22,14) podkreślił odmienność Bożego pojęcia makarios od światowego sposobu jego pojmowania.
W myśleniu semickim pojęcie błogosławieństwa było synonimem zbawienia. Jezus definitywnie rozprawił się z takim sposobem pojmowania Bożego działania. Jego troska o najuboższych, w tym o sieroty i kobiety opuszczone (wdowy lub kobiety porzucone bądź oddalone przez mężów), podkreśla zupełnie inny punkt Bożego widzenia. Warto umieścić to we właściwej perspektywie patrzenia na świat i zrozumieć, że osoby zarabiające 2259 zł (i więcej) miesięcznie należą do grupy 13% najbogatszych ludzi na świecie. O takich osobach mówi On jako o bogatych. Dochody 71% żyjących współcześnie na świecie nie przekraczają 1200 zł miesięcznie, a 12,5% ludzkości żyje, dysponując kwotą poniżej 226 zł miesięcznie (dane wg Pew Research Center zaktualizowane na dzień 13 sierpnia 2015 r. wg średniego kursu wymiany dolara w NBP na ten sam dzień). Czy w tej perspektywie należałoby uznać tych wszystkich ludzi za pozbawionych Bożego błogosławieństwa – za tych, od których Bóg się odwrócił? Co w takim razie znaczyłyby słowa Apostoła Pawła z 1 Kor 1,18-29 albo Ga 2,8-10?
Zdarza się, że ludzie pod wpływem tragicznych doświadczeń odstępują od Boga, zarzucając Mu jednocześnie niedotrzymywanie obietnic mówiących o błogosławieństwach, jakie w ich pojęciu miałyby spotykać ich jako Boże dzieci, niezdolność ochronienia ich przed cierpieniem, bierność wobec ich oczekiwań czy brak zainteresowania ich sprawami. Taki sposób myślenia wynika również z błędnego postrzegania kwestii Bożego błogosławieństwa. Ludzie chętnie przyjmują fałszywe nauczanie przedstawiające Boga jako dżina, który istnieje po to, by spełniać ich prośby. Nie widzą wcale, że jest to szatański koncept, który, zasiany w ich umysłach, wywraca do góry nogami relację Bóg – człowiek. Zamiast koncentrować się na swoim służeniu PANU, oczekują, że to On będzie służył im. Jednak Bóg ma zupełnie inną perspektywę. Powodzenie w ziemskiej doczesności nie jest Jego celem ostatecznym. Jego cele na Ziemi to:
1) znalezienie takiego ludu, który poznając Jego świętość i chwałę, wybierze Go ponad
wszystko i podda się Mu całkowicie, przyjmując również Jego rozwiązanie problemu
grzechu;
2) ukształtowanie charakteru każdego członka wspomnianego ludu na wzór charakteru
Jezusa.
Oba te cele są ściśle związane z Chrystusem, gdyż tylko w Nim człowiek może wejść do Bożego Królestwa (por. J 10,7-9; J 14,6; J 17,3). W tej perspektywie zupełnie inaczej wygląda temat rzekomego niereagowania przez Boga na problemy obecne w życiu wierzących. Jego plan bowiem zakłada zaistnienie trudnych sytuacji, wliczając w to również zagrożenie śmiercią cielesną (por. Hbr 12,4; Ps 116,15), aby – czasami w takich skrajnych warunkach – potwierdzić (sprawdzić) wierność swego ludu, a także by wyszlifować charakter każdego ze swych dzieci (por. Jk 1,2-4; Hbr 12,6-7). W tym kontekście greckie słowo chara użyte przez Jakuba (w tłumaczeniach literalnych oddawane pojęciami „radość” czy „wesele”), będące słowotwórczym składnikiem takich greckich pojęć jak: charagma („znak”, „znamię”) czy charakter („obraz”, „odzwierciedlenie”), jest znakomitym przykładem znaku błogosławieństwa. Współczesny język polski zaadaptował gr. charakter do opisu cech osobowych człowieka. Dlatego przesłanie Jk 1,2-4 ukazujące rolę trudnych doświadczeń w budowaniu wiary i charakteru człowieka powinno być postrzegane jako znak błogosławieństwa, co potwierdza Apostoł Piotr w 1 P 1,6-7; 1 P 2,19; 1 P 3,14; 1 P 4,1 oraz w 1 P 4,12-19.
A skoro sam Jezus wskazał, że dla ludzi przewrotnych, wątpiących i niestałych jedynym znakiem Bożego błogosławieństwa (por. Mt 12,39; Mt 16,4; Łk 11,29-30), wyrażającego Jego miłość i troskę, będzie Jego odkupieńcza śmierć na krzyżu (poprzedzona cierpieniem) – ściśle związana również z Jego zmartwychwstaniem dowodzącym Jego Boskiej mocy oraz prawdziwości wszystkiego, czego nauczał – to również wątpiący wierzący (niezależnie od swoich emocji) powinni uznać właśnie ten znak za fundamentalną, ostateczną i wieczną Dobrą Wiadomość o nigdy nieprzemijającym Bożym błogosławieństwie, jakie w Chrystusie zostało skierowane do każdego człowieka (por. Hbr 13,8). W CHRYSTUSIE bowiem złożone zostały: CAŁE I KOMPLETNE BOŻE BŁOGOSŁAWIEŃSTWO, cała Boża miłość i cały plan zbawienia ludzkości (por. Ef 1). Poza Nim nie ma żadnego błogosławieństwa, nie ma dostępu do Bożej miłości ani udziału w zbawieniu. W związku z tym błogosławieństwem oczekiwaną przez Boga odpowiedzią ze strony człowieka jest złożenie zaufania w Chrystusie, a ze strony człowieka już wierzącego TRWANIE W ZAUFANIU do Chrystusa, nawet jeśli czasowo nie widzi innego błogosławieństwa. To Boże błogosławieństwo – zgodnie z nauczaniem Jezusa i Jego Apostołów – w doczesności przejawia się w uwalnianiu ludzi od mocy i wpływu grzechu (uświęcenie), a także w obfitowaniu owocem Ducha, którym bez wątpienia jest ofiarna miłość Chrystusowa (por. J 13,35) opisana w 1 Kor 13,4-8 oraz w Ga 5,22-24. Materialna zamożność, doświadczana przez niektórych wierzących, jest raczej związana z zadaniami, jakie Bóg stawia przed takimi osobami w ich wspólnocie wiary – por. 2 Kor 8,14-15, a także dalej w 1 Tm 6,17-19.
Również Jakub w swoim liście (por. Jk 1,10) wyraźnie ukazuje, że w czasie (eonie) łaski (dla Izraela jest to czas Nowego Przymierza) nie należy postrzegać powodzenia materialnego jako Bożego błogosławieństwa, którego charakter, co do zasady, jest duchowy. Wystarczy spojrzeć na najbardziej błogosławionego człowieka w historii, Jezusa Chrystusa, by zrozumieć, że na Ziemi nie miał żadnych zasobów materialnych – wręcz sam siebie ze wszystkiego ogołocił (por. Flp 2,6-7). Jezusa cechowało na Ziemi pełne chodzenie „według Ducha”. Zatem ludzką skłonność do identyfikowania powodzenia materialnego z Bożym błogosławieństwem trzeba widzieć jako spuściznę starej, grzesznej ludzkiej natury (gr. sarks). Towarzyszy ona ludzkości od upadku pierwszych ludzi. I chociaż Bóg w czasach Starego Przymierza stosował wobec Izraela „materialne” zachęty (obok ostrzeżeń, jak w Ha 2,4-5), to metoda pedagogiczna pokazała wyraźnie, że materialne „błogosławieństwa” wcale nie wpływają na poprawę kondycji ludzkich serc ani na ich kierowanie do wzrastania w wierności i zaufaniu do Najwyższego. Z tego to powodu w Eonie Łaski (czasach Nowego Przymierza) Bóg całkowicie zmienił metody postępowania, jednak ludzie są uparci i zasobność materialną oraz powodzenie finansowe nadal postrzegają jako kluczowe wyznaczniki Bożego błogosławieństwa, chociaż przeczy to przesłaniu, które Jezus przyniósł na Ziemię (por. Mt 5–7). W tym kontekście brak duchowego owocu wiary jest wyraźnym sygnałem życia niezgodnego z wolą Bożą, a więc również dowodem braku Bożego błogosławieństwa (por. Mt 7,16-20; Ga 5,22-24).
Koncentracja na materialistycznym postrzeganiu Bożego błogosławieństwa często prowadzi do wzrostu konsumpcjonizmu, czego ślad znajdujemy w Ap 2,6. Jezus wypowiada się tam o nikolaitach, mało znanej dziś sekcie gnostyckiej, która nurzała się w hedonistycznym rozpasaniu życiowym. Sektę tę podobno utworzył Nikolaus (Mikołaj), którym (wg Hipolita) był prozelita z Antiochii, znany z Dz 6,5 jako jeden z siedmiu diakonów posługujących we wspólnocie wierzących w Jerozolimie. Chociaż człowiek ten początkowo cieszył się dobrą opinią i był postrzegany jako pełen duchowej mądrości (por. Dz 6,3), to jednak zbłądził i popadł w przekonanie, że celem ofiary Chrystusa i Bożego w Nim błogosławieństwa było otworzenie ludziom drogi do życia pełnego przyjemności i komfortu już w doczesności. Ireneusz w Przeciw herezjom podaje, że nikolaici prowadzili „życie pełne pobłażania samym sobie”. Z kolei Klemens Aleksandryjski określał ich jako tych, którzy „oddają się hedonistycznym przyjemnościom niczym zwykli lubieżnicy”. Taki sposób myślenia, pomimo początkowego zaufania Jezusowi i wielkiego Mu oddania, doprowadził Mikołaja i jego następców do zdryfowania na manowce wiary i w konsekwencji do odłączenia się od Chrystusa. Nikolaici pojawili się także w Pergamonie (por. Ap 2,15). Ich postawę można lapidarnie określić: „Teraz szczęście, a świętość w Niebiosach”, podczas gdy nauczanie Jezusa i Jego Apostołów mówi: „Teraz świętość, a szczęście w Niebiosach”.
W analizie tematu błogosławieństwa na uwagę zasługuje również werset Hbr 7,7, który wyraźnie mówi, że: „Bez żadnej zaś wątpliwości ten, który udziela błogosławieństwa, jest wyższy rangą od tego, który je otrzymuje”. Z uwagi na to w całym przekładzie NPD nie ma frazy mówiącej o „błogosławieniu Boga” przez ludzi. Z uwagi na Hbr 7,7 takie przekłady należy uważać za wadliwe. Niestety, tego rodzaju sformułowania są mocno rozpowszechnione w popularnych tłumaczeniach tekstów, takich jak: Rdz 24,27; 1 Sm 25,23; Ps 31,22; Ps 34,2; Dn 3,52-90; 2 Kor 1,3; Ef 1,3, 1 Tm 6,15, 1 P 1,3, i w wielu, wielu innych. Stąd przenikają do języka kościelnego oraz pieśni uwielbieniowych. Błędy przekładowe biorą się nie tylko z braku analizy hermeneutycznej, ale również z uproszczonego korzystania ze słowników przez tłumaczy. Dla przykładu czasownik hebr. barak w pierwszym znaczeniu podawanym w słownikach brzmi „błogosławić”, a dopiero w drugim „wielbić”, także „wielbić na kolanach”. Pierwsze znaczenie odnosi się oczywiście do działania Boga wobec ludzi albo do działań osób postawionych wyżej wobec tych, którzy w społeczności stali niżej (np. Melchizedek błogosławiący Abrahama). Drugie znaczenie „wielbić” powinno być stosowane w sytuacji przeciwnej – gdy mowa jest o działaniu człowieka w kierunku Boga. Stworzenie nie może bowiem błogosławić Stwórcy, ale może Go wielbić – w szczególności wielbić na kolanach.
Boża miłość
Boża cecha charakteru opisywana jako „miłość” (gr. agape) nie ma nic wspólnego ze stanem ckliwego i romantycznego rozrzewnienia emocjonalnego. Greckie słowo agape nie niesie w sobie żadnego kontekstu emocjonalnego. Jest ono ściśle związane z działaniem na skutek podjętej świadomie decyzji. Zgodnie z biblijnym świadectwem Boża miłość jest postawą świadczenia dobra również tym, którzy na to dobro wcale nie zasługują. Widać to znakomicie w relacji Bóg – człowiek. Ludzie w niczym nie zasłużyli sobie na umiłowanie przez Boga, lecz On sam podjął decyzję, żeby wyświadczyć im dobro, czyli okazać swoją miłość przez działanie zbawcze.
Wbrew popularnym nauczaniom o Bożej miłości Biblia nie daje podstaw do stwierdzenia, że Bóg miłuje każdego człowieka. Pogląd ten jest tak samo fałszywy jak pomysł, iż wszyscy ludzie są dziećmi Bożymi[1]. Wiekuisty daje każdemu człowiekowi okazję poznania prawdy, ponieważ pragnie, aby wszyscy ludzie zostali zbawieni (por. 1 Tm 2,4). Jednak miłuje tylko tych, którzy składając w Chrystusie całą swą nadzieję i zaufanie, wyraźnie potwierdzają, że jest On wiarygodny (por. J 3,33). Najwyższy bowiem tylko w jeden sposób i jeden raz okazał światu swoje zmiłowanie – przez wydanie na śmierć swego Jedynego Prawowitego Syna (por. J 3,16). Niestety, wielu teologów i duszpasterzy nie trzyma się treści przekazu biblijnego. Łatwo wchodzą w nauczanie naszpikowane różnego typu socjotechnikami pobudzającymi ludzkie uczucia i na tak ukształtowanym gruncie emocjonalnym budują obraz Boga, który po całym świecie wręcz ściga ludzi swoją rozbuchaną miłością. Kolejnym ich krokiem jest zaprzestanie nauczania o Sądzie Bożym i potępieniu, które czeka każdego, kto nie narodzi się z Bożego Ducha i nie wytrwa w Chrystusie, przechodząc w doczesności przez proces uświęcenia (por. Hbr 12,14). Tę manipulację widać szczególnie w przekładach oraz interpretacjach wersetu J 3,16. Więcej w haśle → J 3,16 – Aspekty tłumaczeniowe i teologiczne.
Aby zrozumieć problem, jaki wiąże się z popularnymi tłumaczeniami wersetu J 3,16, trzeba m.in. uświadomić sobie, że w Biblii słowo „świat” nie jest tożsame ze środowiskiem przyrodniczym (naturą) otaczającym człowieka. To środowisko w języku biblijnym nazywa się „stworzenie”, ponieważ jest dziełem Stwórcy. Gdy w Biblii mowa jest o świecie, chodzi o sposób myślenia, pewnego rodzaju ideologię zła, jakie dominuje w doczesności. Ludzie kłamią i oszukują, zabijają, niszczą innych, są przesiąknięci pychą. Żądza władzy i panowania nad innymi popycha ich do najokrutniejszych zbrodni, a chciwość sprawia, że dopuszczają się najohydniejszych występków. Pornografia swoim wpływem obejmuje coraz to większe środowiska (nawet kościelne). Jednocześnie w ludzkich sercach brak jest gniewu jako właściwej reakcji na grzech, a to jest przesłanką do stwierdzenia, że nie ma w nich prawdziwej Bożej miłości. Bóg w taki bowiem sposób reaguje na grzech. Widać to wyraźnie w postawie Jezusa. Prawdziwa miłość do Ojca wzniecała w Nim sprawiedliwy gniew przeciwko religijnym handlarzom czyniącym ze świątyni miejsce ekonomicznego rozboju. Jego gniew wybuchał gwałtownie przeciwko faryzeuszom, uczonym w Piśmie i specjalistom od Prawa Mojżeszowego, którzy nie tylko fałszowali przesłanie Bożego Słowa, lecz także nakładali na lud obciążenia, których Najwyższy nigdy nie zamierzył (por. Mk 12,38-40). Hipokryzja religijnych przywódców i nauczycieli narodu polegała na żerowaniu na naiwności ludu oraz jego braku znajomości Bożego Słowa (w tym również Bożego Prawa), którego oni właśnie mieli ten lud nauczać. Liderzy religijni doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że to z powodu ich zaniedbań lud, któremu przewodzą, zmierza ku potępieniu (por. J 7,49). Jednak zamiast nauczać o prawdziwym Bogu i Jego charakterze, zamiast nauczać Jego Słowa, wykorzystywali lud i jego nieznajomość charakteru Boga oraz Jego woli do własnych celów. Powierzoną ich pieczy społeczność wyzyskiwali finansowo, dostosowując do tego procederu własne interpretacje Bożego Słowa i wprowadzając nauczanie własnych przepisów religijnych, które nie tylko nie odzwierciedlały Bożych prawd, lecz nawet im przeczyły. Przykład Jezusa pokazuje, że prawdziwej Bożej miłości musi towarzyszyć także „święty gniew” skierowany przeciwko grzechowi. „Święty gniew” jest drugą stroną medalu zwanego „Boża miłość”. Upewnia nas o tym sam Chrystus, który jest najdoskonalszym uosobieniem Bożej miłości i najpełniejszym jej wyrazem. To o Nim świadczy Słowo, że pierwszy raz przyszedł ratować to, co zginęło (miłość) – por. Łk 19,10; J 12,47 – jednak drugi raz przyjdzie w Dniu Pomsty (Dniu Bożej odpłaty), aby wszystko osądzić, ujawniając sprawiedliwy gniew Boga – por. J 5,22; Rz 2,8; Rz 2,16; Kol 3,5-6; 2 Tm 4,1; Jud 15; Ap 15,1.
Świat (współczesna kultura) używa jednego słowa: „miłość”, do zunifikowanego opisu pięciu różnych zachowań i sytuacji, które w języku greckim mają różne określenia. Jest to niewątpliwie wyraźny znak zwodzenia świadczący o wzmożonej duchowej walce, w celu spłycenia i zmanipulowania Bożego przekazu o ratunku w Chrystusie. Świat całą swoją mocą pracuje nad tym, aby zafałszować przekaz Bożego Słowa i ugruntowywać w społecznym myśleniu jego złe zrozumienie. To, co w języku greckim bywa opisywane pięcioma różnymi słowami: epithymia, eros, storge, filia, agape, świat często opisuje jednym słowem „miłość”.
Jak wspomniano już wyżej, postawa Boga wobec ludzi jest w NT zasadniczo opisywana słowem agape (czas. agapao). Niesie ono w sobie opis postawy ofiarnej Bożej miłości polegającej na bezinteresownym świadczeniu dobra innym, także wtedy gdy obdarowani na takie dobro wcale nie zasługują. Słowo to nie ma w sobie żadnego zabarwienia emocjonalnego, lecz wyraża osobistą decyzję działania wypływającą z wolnej woli tego, kto decyduje się na wyświadczenie dobra. W grece antycznej znaczenie tego słowa dość długo ewoluowało, aby w koine (język NT) osiągnąć przedstawiony wyżej sens.
Agape pojawia się w NT prawie 120 razy, a agapao ponad 130 razy. Warto powtórzyć, że w rozumieniu NT agape nie wyraża emocji, nie jest sentymentalizmem, lecz opisuje postawę świadomego wyboru i ofiarnego działania. Jest to działanie pomimo, czyli chodzi o wyświadczanie komuś dobra, nawet gdy dana osoba na to dobro wcale nie zasługuje. Agape ukazuje więc cechę charakteru tego, kto w ofiarny sposób wyświadcza drugiemu dobro, a nie wartość osoby obdarzanej dobrem. To, że ktoś doświadcza miłości agape, wcale nie świadczy o tym, że zasługuje na tę miłość lub że jest wspaniały w oczach osoby obdarzającej go dobrem. Agape to postępowanie wynikające z wyboru dobra jako podstawowej wartości działania. W postawie agape emocje są bez znaczenia. Mogą być oczywiście wsparciem, lecz najczęściej są przeszkodą, którą trzeba pokonać. Jeśli wpływają na działanie, wówczas nie jest to postawa typu agape, lecz jakaś inna relacja (np. filia czy storge).
Bóg, którego cechą charakteru jest postawa ofiarnej miłości, oczekuje również takiej postawy od swych duchowych dzieci. Obecność postawy ofiarnej miłości w życiu wierzących jest jak duchowy kod genetyczny DNA Bożego Życia. To jej obecność w życiu człowieka jest najmocniejszym dowodem tego, iż dana osoba jest zanurzona w Ducha Bożego, czyli w Ducha Chrystusa (patrz też Ga 5,22-23). Ofiarna postawa Bożej miłości jest najważniejszym ZNAKIEM Bożego DNA, po którym można poznać, kto rzeczywiście jest uczniem Jezusa (por. J 13,35). Drugim znakiem jest owoc życia danego człowieka (por. Mt 7,16-20 i Ga 5,22-23).
W tym zestawieniu posiadanie darów duchowych nie jest żadnym świadectwem Bożego duchowego DNA, a jedynie wyrazem „technicznego” obdarowania dla budowania wspólnoty Bożego ludu. Wiadomo bowiem, że dary duchowe mogą być źle wykorzystywane (np. w celach egoistycznych), mogą nawet stać się przyczyną problemów we wspólnocie. Tymczasem ofiarna Boża miłość nigdy nie stanowi takiego zagrożenia, ponieważ „cechuje [ją] cierpliwość i uprzejmość wobec innych. Kto trwa w ofiarnej postawie Bożej miłości, temu obca jest zawiść. Taki człowiek nie puszy się, nie wynosi nad innych, nie zachowuje się po chamsku, nie jest samolubny ani złośliwy, nie rozpamiętuje swoich krzywd i nie czerpie satysfakcji z niesprawiedliwości, lecz zawsze współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, nigdy nie traci ufności ani nadziei, gdyż – trwając w postawie ofiarnej Bożej miłości – potrafi wszystko przetrwać. I pamiętajcie: ofiarna Boża miłość nigdy się nie poddaje – ona nigdy nie ustaje!” (1 Kor 13,4b-8a NPD).
W Liście do Galatów Apostoł Paweł ujął to jeszcze w inny sposób. Stwierdził tam, że ZNAKIEM Bożego DNA jest „postawa ofiarnej Bożej miłości, którą cechuje prawdziwa radość, pokój, wielkoduszność, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność i powściągliwość. Jeśli tak postępujemy, to Prawo Boże nie ma wobec nas zastosowania. Dlatego tak łatwo jest rozpoznać tych, którzy należą do Chrystusa. Oni bowiem – wzorem Jezusa – ukrzyżowali swoją starą naturę wraz z jej namiętnościami i pożądaniami” (Ga 5,22b-24 NPD). Taki owoc życia według ducha poddanego Bożemu Duchowi przynosi Niebiańskiemu Ojcu chwałę (por. J 15,8).
Chociaż główny przekaz mówiący o ofiarnej Bożej miłości objawionej ludziom W CHRYSTUSIE jest w NT realizowany za pomocą rzeczownika agape oraz czasownika agapao, to oczywiście rozumiemy, że Bóg stworzył również eros, storge oraz filia. W całej Biblii możemy zauważyć, iż Bóg swój związek z ludem, który w Nim składa zaufanie i wiąże się z Nim przymierzem, porównuje do relacji małżeńskiej. Taką relację Bóg wzbogaca poprzez nasycenie jej filia, storge i ginosko (odpowiednik eros). Odstąpienie ludu od osobistej z Nim relacji nazywa zdradą, cudzołóstwem, ohydą i hańbą. W szerokim znaczeniu na opisanie tego typu zachowań Biblia w ST stosuje słowo hebr. zanah, a w NT i w Septuagincie gr. porneia. Relacja Boga z Izraelem, który był pierwociną Ludu Bożego, została opisana np. w Księdze Ozeasza jako małżeństwo proroka z prostytutką. Z kolei relacja Boga z ludem wiary – tzn. zapowiedzianym i obiecanym Abrahamowi Ludem Bożym – ukazana jest (np. w Mt 25,1-13, Ef 5,21-33 czy Ap 21,2-9) jako związek Oblubieńca i Oblubienicy. Widzimy zatem, że osobiste doświadczenie (poznanie) Boga i doświadczenie Jego agape, storge i fileo są dostępne tylko dla tego człowieka, który zaufał Bogu, który jest z Nim w relacji Oblubieniec – Oblubienica. Dla ludzi, którzy nie ufają Bogu, relacja osobistego związku z Bogiem nie jest w ogóle dostępna. Oni pozostają w relacji osobistej odpowiedzialności za odrzucenie Bożej propozycji zawarcia uniewinniającego ich (wykupującego) małżeństwa. Brak decyzji wejścia w taki związek jest de facto odrzuceniem samego Boga. Ludzie, którzy to czynią, w ramach konsekwencji własnego wyboru staną kiedyś w obliczu Najwyższego Sędziego, który zgodnie z Bożym Prawem dokona Sądu. Karą za najmniejszy grzech (choćby tylko jeden i popełniony raz, nawet jedynie w myślach) lub choćby tylko jedno zaniechanie dobra będzie wieczna Śmierć, czyli nigdy niekończące się potępienie. Będzie to wieczna egzystencja w oddaleniu od Boga, w środowisku obrazowo opisanym przez Apostoła Jana jako „ogniste jezioro płonącej siarki” razem z szatanem i jego aniołami (demonami), w bólu i cierpieniu, bez żadnej nadziei i szansy na jakąkolwiek zmianę w przyszłości.
Najwyższy nie pozostawia żadnej wątpliwości. W trzecim rozdziale Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie w relacji Jana wyraźnie pokazuje, że jest tylko jedna droga do wejścia w osobisty związek (małżeństwo) z Bogiem. Jest nią Jezus Chrystus, w którym Bóg objawił się na Ziemi i dlatego w Nim udostępnił swoje miłosierdzie, swoją łaskawość i swoje przebaczenie. Tylko przez zanurzenie się W CHRYSTUSA i trwanie w Nim człowiek może dostąpić udziału w Bożym dziedzictwie. Życie i trwanie W CHRYSTUSIE musi jednak zawsze mieć swój początek. Tym początkiem jest opamiętanie się (nawrócenie – gr. metanoia), które polega na zasadniczej przemianie myślenia i postępowania. To ono musi poprzedzać złożenie przez człowieka ufności w Chrystusie. Takie wydarzenie jest w Biblii nazywane → Duchowym narodzeniem, → Narodzeniem z Bożego Ducha, → Nowym narodzeniem, → Powtórnym narodzeniem.
Odpowiednikiem słowa gr. agape jest w języku hebrajskim ahb, które czyta się: ahaw. W manuskryptach świętych pism hebrajskich składa się ono z trzech liter: AHB. Znaczenie pierwszej aleph (A) jest identyfikowane ze słowem „wódz”, „przywódca”, „pierwszy”. Znaczenie ostatniej litery bet (B) to „dom”. Gdyby nie było litery środkowej, to te dwie litery zestawione razem tworzyłyby słowo AB oznaczające „ojciec” (abba to jego rozwinięta forma). Jednak pomiędzy literami A i B znajduje się litera heh (H), która w języku hebrajskim symbolizuje Bożego Ducha w Jego delikatnym, ożywczym tchnieniu. Ta niezwykła litera występuje aż dwa razy w tetragramie JHWH. Widać z tego, jak wielkie znaczenie i jak ważny kontekst słowu agape dodaje jego hebrajski odpowiednik ahaw.
Jednym z największych problemów we współczesnym chrześcijaństwie (obok fałszywego nauczania o roli i działaniu → Ducha Świętego Boga) jest emocjonalizowanie kwestii Bożej miłości. Na bazie sformułowania „Bóg cię kocha” są budowane całe konstrukty teologiczne. Niestety, zwykle profilują one Boga jednostronnie i nie uwzględniają innych Jego cech (jak np. świętość czy sprawiedliwość), przez co stwarzają Jego obraz nieoddający prawdy nauczania NT.
Patrz też → Miłość.
[1] Biblia wyraźnie zaświadcza, że wszyscy ludzie są Bożymi stworzeniami, które od czasu wejścia grzechu do świata żyją w buncie wobec Najwyższego. Dlatego nazywani są „synami buntu” lub „dziećmi przekleństwa” (por. Ef 2,2; Kol 3,6; 2 P 2,14). Dziećmi Bożymi są tylko ci, którzy narodzili się duchowo (por. Rz 9,8). Dużo o tym mówi Pierwszy list Jana. Więcej w haśle → Dziecięctwo Boże.
Boża sprawiedliwość
Sprawiedliwość jest działaniem polegającym na sprawianiu (wprowadzaniu w życie) prawości. Biblia wielokrotnie mówi o tym, że tylko Bóg jest sprawiedliwy (por. Wj 9,27; Pwt 32,4; 2 Krn 12,6; Ne 9,33; Ps 7,10; Ps 9,5; Ps 116,5; Ps 119,137; J 17,25; Rz 3,26; Ap 16,5), co związane jest również z Jego funkcją Najwyższego Sędziego (por. Ps 9,5; Ps 7,12; Ml 2,17). To On określa, co jest sprawiedliwe, a co nie. Wynika to z Jego charakteru i działania. Świat często próbuje postawić koncepcję sprawiedliwości ponad Bogiem, jakby idea sprawiedliwości była czymś większym niż sam Bóg. System wartości świata próbuje ignorować wyłączność kompetencji Boga do decydowania o tym, co jest sprawiedliwe, a co nie. Tymczasem to punkt widzenia Najwyższego jest punktem odniesienia do właściwego zrozumienia, czym jest sprawiedliwość, gdyż tylko Bóg definiuje ją w sposób absolutny. Ludzka sprawiedliwość – niezależnie od ustroju społecznego – reprezentuje jedynie ludzkie wyobrażenia, a przeważnie jest odzwierciedleniem interesów grup społecznych czy politycznych mających wpływ na legislację. To właśnie te grupy lub jednostki próbują na nowo definiować pojęcie „sprawiedliwość” oraz wpływać na społeczne kształtowanie moralnego jej zrozumienia. Takie podejście do sprawiedliwości stwarza wrażenie, że ona sama w sobie jest wartością absolutną. Szczególnie widać to w społeczeństwach o tzw. ustroju demokratycznym[1], które w swej pysze sądzą, że nawet Bóg musi się im podporządkować. Nic bardziej mylnego. Taki sposób myślenia jest zwykłym bałwochwalstwem!
Podejmowanie prób wyznaczania innych standardów sprawiedliwości niż Boskie (niezależnie od tego, czy są czynione przez władzę świecką, czy kościelną) jest w perspektywie eschatologicznej z góry skazane na porażkę, gdyż żaden człowiek nie jest prawdziwie sprawiedliwy (por. Koh 7,20; Rz 3,10), a każda niesprawiedliwość wzbudza Boży gniew i separuje człowieka od Boga (por. Łk 13,27). Bóg nienawidzi nie tylko grzechu, lecz także ludzi go popełniających. Pogląd ten nie jest popularny w kręgach współczesnej psychologii[2], ale prawdziwy w świetle przekazu biblijnego (por. Ps 5,5-6; Mt 7,23; Ap 21,8; Ap 22,15).
Celem → Bożego Prawa, które przez Mojżesza zostało nadane Izraelitom, było ukazanie Bożej świętości i sprawiedliwości, które de facto nie są osiągalne dla jakiegokolwiek człowieka. Dlatego celem tego Prawa nigdy nie było doprowadzenie Hebrajczyków do zbawienia, ale do zrozumienia, jak bardzo potrzebują tego zbawienia z rąk Najwyższego (por. Ga 3,10-12 oraz Ga 3,19-24). To zbawienie (czyli uwolnienie od mocy, wpływów, konsekwencji oraz obecności grzechu) istnieje tylko w Chrystusie (por. Rz 3,21-24). Tylko w Nim człowiek może dostąpić → nadania Bożego statusu sprawiedliwości, co jest tożsame z otrzymaniem tytułu „sprawiedliwy” i oznacza uznanie kogoś za godnego relacji z Bogiem. Dla żadnego człowieka w żadnych czasach nie było i nie jest to możliwe poza Chrystusem. Bóg jest na to zbyt święty. Dlatego Bóg osobiście, w osobie Jezusa z Nazaretu, dokonał dzieła odkupienia ludzi z grzechu i dlatego w Chrystusie (i tylko w Nim) mogą oni otrzymać godność sprawiedliwych (por. Rz 1,16-17; Rz 3,21-22; Rz 5,21; Ef 4,24; Flp 3,9) jedynie przez zanurzenie się i trwanie w Jego sprawiedliwości (sprawiedliwość nadana).
Plan zbawienia (opisany w Ef 1), czyli doprowadzenia ludzkości do standardu Bożej sprawiedliwości, wymagał ustanowienia wiekuistej ofiary za grzech ludzkości, którą na sobie miał ponieść Boży Baranek – Mesjasz, jedyny prawdziwie Sprawiedliwy. Dlatego wierzący powinni zabiegać przede wszystkim o to, by w obecnym życiu „nasiąkać” Jego charakterem (por. 1 Kor 1,30). W Dniu Ostatecznym każdy człowiek zostanie osądzony według swej postawy wobec Chrystusa – tzn. czy zgodnie z Dobrą Wiadomością o ratunku w Chrystusie poddał się Chrystusowi, zanurzył się w Jego Ducha i wytrwał w Jego Słowie. Tego dnia nie będzie chodziło o ustalenie poziomu wiedzy biblijnej ani przekonań filozoficzno-teologicznych danej osoby, ale o to, czy jej postawa serca i zaufanie do Bożego Słowa wyrażały się osobistym posłuszeństwem Jezusowi Chrystusowi, który nie tylko jest wcielonym Bożym Słowem, ale też Tym, który na przestrzeni wieków objawiał się jako Bóg JESTEM (por. Dz 7 ze szczególnym naciskiem na Dz 7,52-53 oraz Wj 3,14). Jezus podkreślał bardzo mocno, że w Dniu Sądu kluczowe znaczenie będzie miało to, jak ktoś odnosił się do Jego Słowa (por. J 12,48; Ap 19,11-16).
Prawdziwe przyjęcie łaski i tytułu sprawiedliwości w Chrystusie skutkuje zawsze duchowym owocem (zmianą stylu życia – por. 1 J 1,5-2,11 oraz 1 J 2,28-3,24). Trudno mówić o prawdziwym nawróceniu, jeśli w człowieku nie ma owocu nawrócenia. Kluczową sprawą w opamiętaniu się jest „śmierć dla grzechu” (por. Rz 6,1-7), a więc zerwanie z grzechem, wypowiedzenie mu posłuszeństwa. Konsekwencją uznania człowieka za sprawiedliwego w Chrystusie jest uwolnienie go spod przemożnego panowania grzechu. Zatem żaden chrześcijanin nie musi już więcej grzeszyć (chociaż pokusy nigdy nie ustają). Nie ma takiej mocy, która mogłaby go zmusić do grzechu. A jeśli zdarzy mu się upaść i zgrzeszyć, jest to wyłącznie wyraz jego słabości w wierze, za co powinien szczerze przeprosić PANA i przejść proces ponownego zgodzenia się z Bogiem (gr. homologeo – por. 1 J 1,5-9) w sprawie grzechu, aby mógł dalej bez przeszkód wzrastać w uświęceniu (tzn. w procesie uwalniania się od wpływów grzechu).
Sprawiedliwość Boga w czasach ST objawiała się wymierzaniem kar za złe postępki. Jednak i wtedy Najwyższy okazywał swoje miłosierdzie oraz przychylność wobec skruszonych grzeszników. W czasach nam obecnych, gdy żyjemy w Eonie Łaski, który jest swoistym czasem moratorium na wykonanie sprawiedliwości, nie zawsze jest łatwo dostrzec tę cechę Bożego charakteru. Bóg podjął bowiem decyzję o powstrzymaniu wykonywania swej sprawiedliwości aż do Dnia Sądu Ostatecznego (Dnia Odpłaty, Dnia Gniewu). Dopiero w tym Dniu Bóg odpłaci wszystkim grzesznikom za ich niegodziwości. Ustanowienie przez Sprawiedliwego Boga Eonu Łaski jest czasem szansy danej każdemu człowiekowi do uświadomienia sobie własnej grzeszności i opamiętania się. Ma to być również czas głoszenia, że ratunek jest tylko W CHRYSTUSIE, który jest Bożą sprawiedliwością (por. 2 Kor 5,21). Dla wielu osób wielkość Bożej łaskawości, która w obecnym czasie powstrzymuje wykonywanie przez Najwyższego Jego sprawiedliwości, jest nie do ogarnięcia. Gdy w swym życiu stykają się z wielką nieprawością, nieopisanym złem, pogromami całych narodów i ludów, zaczyna się im wydawać, że nie ma Boga, bo gdyby był, toby „przecież nie dopuścił do czegoś takiego”. Ich wątpliwości narastają i pogłębiają się, gdy stykają się z bezbrzeżną podłością, nieopisaną chciwością i taką bezwzględnością zdegenerowanych oprawców, która nie występuje nawet wśród dzikich zwierząt. Cierpienie duszy, a niejednokrotnie również straszliwe cierpienia fizyczne związane z doświadczaniem najwymyślniejszych tortur sprawiają, że nadzieja opuszcza ich serca, a umysły odrzucają myśl o sprawiedliwym Bogu, który dysponuje wszechpotężną i niczym nieograniczoną władzą nad całym stworzeniem. Tylko nielicznym udaje się zachować w sercach niewzruszone przekonanie, że ich cierpienie będzie kiedyś – w Dniu Sądu Ostatecznego – niezbitym dowodem na to, iż prawda o Bożej łaskawości i sprawiedliwości mocno zakorzeniła się w ich sercach. To właśnie zostanie pokazane innym ludziom jako przykład wiary (zaufania do PANA), na świadectwo potępienia tych, którzy nie zaufali do końca Bożej sprawiedliwości w Chrystusie.
[1] Nazwa „demokracja” pochodzi od złożenia gr. demos (lud) i kratos (władza). Oczywiście zakres demokracji zależał od tego, kto był zdefiniowany jako „lud” oraz jaki był konstrukt sprawowania „władzy”. Z uwagi na elastyczne podstawy definicji swych „fundamentów” demokracja jest systemem niezwykle podatnym na różnego typu manipulacje, co szczególnie skutecznie udaje się tym ośrodkom wpływu, które w swoich rękach trzymają środki komunikacji idei i myśli (media).
[2] Współczesna afirmacyjna psychologia „chrześcijańska” lubi twierdzić, że co prawda Bóg nienawidzi grzechu, ale miłuje grzesznika. Ten podgląd zrodził się jako nadinterpretacja tego, czym jest Boża miłość i jak się ona objawia. Biblia jednak wyraźnie mówi, że Bóg nie chce mieć nic do czynienia z grzesznikami i dlatego wzywa cały świat do opamiętania się i przyjęcia Jego sprawiedliwości w Chrystusie → J 3,16 – Aspekty tłumaczeniowe i teologiczne.
Boża świętość
Świętość – jako jedna z cech Bożego charakteru – znaczy „inność”, „odłączenie”, „odseparowanie” od grzechu i nieprawości w dowolnej postaci (por. Kpł 19,2; Kpł 20,26; 1 P 1,16; 1 P 3,15; Hbr 7,26; Ap 15,4). Grzech, który tak mocno charakteryzuje świat (rozumiany jako system wartości i myślenia, a nie jako Boże stworzenie) i który jest synonimem ciemności, jest przeciwieństwem świętości często łączonej również z Bożą Światłością (por. Wj 15,11; J 1,5; J 9,5; J 12,46; 1 J 1,5) i Bożą doskonałością (por. Pwt 32,4; Mt 5,48). Obcowanie z Bożą świętością sprawiło, że zarówno prorok Izajasz (por. Iz 6,1-5), jak i Mojżesz (por. Hbr 12,21) czuli przerażenie. Światłość Bożego Oblicza zostawiła ślad na twarzy Mojżesza (por. 1 Kor 3,7-15). Jednak jasność ta ustąpiła z czasem, nie była bowiem odnawiana bliską relacją Mojżesza z PANEM (por. 2 Kor 3,7-15). Podobna wizja świętości Boga, jakiej dostąpił Izajasz (por. Iz 6,1-5), była też udziałem Jana Apostoła (por. Ap 4,2-8).
Badając temat Bożej świętości, dowiadujemy się także, iż Bóg oczekuje, aby Jego lud sercem i myślami był odłączony od wartości tego świata (por. Rz 12,2; 2 Kor 6,17; 1 P 1,15-16; Ap 18,4) i stał w gotowości do wyłącznej Jego dyspozycji.
Świadectwo o Bożej świętości składa również → Boże Prawo, którego przesłanie jest na wieki utrwalone Bożą świętością i z tego powodu nigdy się nie zmienia (por. Mt 5,18). Ono bowiem ukazuje niezmierzoną doskonałość i świętość Boga, jakiej żaden człowiek nigdy nie będzie w stanie sam z siebie dosięgnąć (por. Hbr 10,28 i Jk 2,10). Żadna najmniejsza litera Prawa Mojżeszowego nie podlega zmianie, ponieważ Boża świętość jest niezmienna.
W Osobie Jezusa z Nazaretu Boża świętość zawitała na świat i w sposób jawny oraz przyjazny, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, ukazała ludziom swoje oblicze (por. 1 P 3,15; 2 Kor 3,16-18). Warto zwrócić uwagę na to, że o ile Bóg w Chrystusie był gotów zrezygnować z wielu swoich praw i przywilejów (por. Flp 2,6-7), o tyle nigdy nie zrezygnował ze swej świętości (por. 1 P 3,15). Każdy zatem, kto prawdziwie chce podążać za Jezusem, powinien uciekać od grzechu (por. 1 P 1,15-16).
Patrz też → Duch Świętego Boga.
Boża suwerenność
Boża suwerenność jest jednym z atrybutów
(cech charakteru) Boga. Bóg jest Bytem niezależnym i samowystarczalnym. Istnieje
w postaci duchowej (por. J 4,24), co znaczy, że dla ludzi jest niewidzialny i
niepojęty. Z tego względu opisanie Go nie byłoby możliwe, gdyby On sam nie
zechciał objawić cech swojego charakteru. Jednak Bóg zechciał to uczynić i
przez wieki czynił to progresywnie przez:
1. Dzieło stworzenia, którego dokonał swym
Słowem (por. Rz 1,19-20);
2. Spisane Słowo (Słowo Boże, Biblia, Pismo św.)
– por. 2 Tm 3,16;
3. Wcielone Słowo w Postaci
Jezusa Chrystusa, Syna, w którym Bóg ogołocił samego siebie i stał się
widzialny w ludzkiej postaci (por. J 1,1-3; J 1,14; Flp 2,6-11; Kol 1,15-20;
Hbr 1,1-2).
Dzieło stworzenia widzialnego świata – przez
swój ogrom i harmonię – ujawnia wielkość, wieczność, mądrość i potęgę Boga.
Jeżeli ktoś przyjmuje fakt, że Bóg jest Stwórcą wszystkiego, wynika z tego, iż
ma On władzę nad wszystkim, co stworzył, i jest niezależny od istot oraz rzeczy
przez siebie stworzonych. Również może uczynić ze swoim stworzeniem, cokolwiek
chce. To bowiem jest istotą suwerenności.
Pismo święte mówi, że Bóg nie tylko stworzył świat widzialny, ale także
niewidzialny. Oba te światy są obdarzone możliwością działania i wzajemnego
wpływu. Istnieją w nich byty zniszczalne i niezniszczalne. Cheruby, serafiny,
aniołowie są przykładami bytów niezniszczalnych. Człowiek w postaci materialnej
jest zniszczalny, ale w części niematerialnej (duch, dusza) jest również niezniszczalny.
Bóg, stwarzając byty niezniszczalne, w pewnym zakresie dokonał samoograniczenia
zakresu swych przyszłych działań, z góry podejmując decyzję, iż nigdy nie dokona
ich pełnego unicestwienia. Dlatego kara za grzech tych istot (aniołów czy
człowieka) jest wieczna. Jednak z drugiej strony zbawienie także zawiera w
sobie element wieczności przez to, że Bóg dopuszcza osoby, które wytrwają w
Jego planie zbawienia, do swego odwiecznego i nieskończonego Życia. Apostoł
Paweł napisał: „Bóg bowiem nigdy nie postępuje tak, by miał żałować swych
decyzji, niezależnie od tego, czy udziela komuś daru, czy też wyznacza kogoś do
realizacji jakiegoś zadania” (Rz 11,29 NPD). Pokazuje to, że Bóg w swym
niezrównanym charakterze podejmuje decyzje z nadzwyczajną mądrością, tak iż
Jego samoograniczenie przyszłej decyzyjności nie ogranicza Jego suwerenności.
Nie każda decyzja Boga ma nieodwołalny charakter. Bardzo wiele decyzji
powziętych przez Niego jest warunkowych – uzależnionych od działań człowieka.
Znakomity przykład znajdujemy w Księdze Powtórzonego Prawa. Cały
rozdział 28 tej księgi jest opisem Przymierza zawartego przez Boga z Izraelem.
Pierwsze 14 wersetów mówi o błogosławieństwach, jakie staną się udziałem
Izraela, jeśli będzie on posłuszny Słowu (Głosowi) PANA. Kolejne 45 wersetów
omawia kary (przekleństwa), jakie będą udziałem ludu, jeśli przestanie być
posłuszny Słowu (Głosowi) PANA. Spójrzmy na wybrane:
Jeżeli będziesz słuchał głosu PANA, twojego Boga, stosując się do
wszystkich Jego przykazań, które On przeze mnie ci dzisiaj daje, wtedy PAN – twój Bóg – wyniesie cię
wysoko, ponad wszystkie ludy zamieszkujące ziemię, którą On ci daje. Jeżeli
będziesz posłuszny temu, co mówi PAN – twój Bóg – spłyną na ciebie
błogosławieństwa. Będzie ci się powodziło w mieście i na polu. Powodzenie
będzie towarzyszyło twojemu potomstwu, plonom twojej ziemi i twojemu bydłu.
Będzie się ono mnożyć obficie – wszystkie twe zwierzęta włącznie z owcami.
Pełny będzie twój kosz i twoja misa. Będziesz bezpieczny, przychodząc i
wychodząc. Gdy twoi wrogowie ruszą przeciw tobie, PAN sprawi, że na twoich
oczach zostaną pobici. I choć jedną drogą wyruszyli, aby z tobą walczyć,
siedmioma będą przed tobą uciekać. PAN – twój Bóg – rozkaże, aby bogactwo i
spełnienie było w twoich spichlerzach i w każdym twoim działaniu. On także
pobłogosławi ci w ziemi, którą ci daje. (Pwt 28,1-8 NPD)
A jeśli nie usłuchasz głosu PANA – twojego Boga – i nie będziesz stosować
się do wszystkich Jego przykazań i przepisów, które On przeze mnie ci dzisiaj
daje, wówczas spadną na ciebie następujące przekleństwa i dosięgną cię
niechybnie. Będziesz przeklęty w mieście i na polu. Przeklęty będzie twój kosz
do zbioru plonów i misa do wyrobu ciasta. Przeklęte będzie twoje potomstwo,
przeklęte będą plony twojej ziemi i bydło: wszystkie nowo narodzone zwierzęta i
cały przychówek twoich owiec. Będziesz przeklęty, przychodząc do domu i z niego
wychodząc. PAN rzuci na ciebie przekleństwo, zamieszanie i niepowodzenie w
każdym działaniu, którego się podejmiesz, aż zostaniesz zmiażdżony i zginiesz z
powodu złego postępowania, którym pokazałeś, że odstąpiłeś od Niego. PAN
sprawi, że w ziemi, do której idziesz, by wziąć ją w posiadanie, przylgnie do
ciebie zaraza, która cię wytraci. PAN dotknie cię wycieńczeniem, gorączką,
zapaleniem, poparzeniem, mieczem, zwarzeniem mleka i pleśnią zbóż. Będą one cię
prześladowały, aż zginiesz. Niebo nad twoją głową będzie zamknięte. Nie
doświadczysz ani słońca, ani deszczu, a ziemia pod twymi nogami nie wyda
żadnego plonu. PAN sprawi, że na twoją ziemię spadnie tuman kurzu i pyłu, który
doprowadzi cię do wyniszczenia. (Pwt 28,15-24 NPD)
Zatem, w zależności od postępowania
Izraelitów, mogło dokonać się jedno albo drugie. Wniosek generalny, jaki z tego
wypływa, jest taki, że zarówno byty duchowe, jak i ludzie zostali obdarowani
przez Boga, zgodnie z Jego suwerenną decyzją, rozmaitymi możliwościami wyboru i
podejmowania własnych decyzji. Z Pisma św. wiemy, że spora część aniołów
zbuntowała się. Zgrzeszył również człowiek. Fakt, że Bóg stworzył istoty zdolne
do moralnych wyborów, oznacza, że On przez samoograniczenie swej suwerenności
pokazał, iż nie jest tyranem czy autokratą, pozostawił bowiem swemu stworzeniu
istotny zakres wolności. Czy to oznacza, że Bóg abdykował ze sprawowania władzy
nad światem? Absolutnie nie! On nadal ma nad nim kontrolę i nieustannie działa
w świecie, jednak czyni to z poszanowaniem własnych, wcześniej podjętych
decyzji. Zagwarantowanie stworzeniu znacznego zakresu wolności oczywiście nie
wyklucza konsekwencji, z jakimi to stworzenie musi się liczyć i zmierzyć, gdy
odwraca się od Stwórcy. Każda prawdziwa wolność generuje bowiem prawdziwą odpowiedzialność.
Tylko bezrozumne istoty mogą przypuszczać, że istnieje coś takiego jak wolność
(lub swawola) bez odpowiedzialności.
Obok nieodwołalnych decyzji suwerennego Boga istnieją jednak również Jego
decyzje odwoływalne. W takich wypadkach człowiek może, poprzez pokorną modlitwę
wiary, prosić o zmianę zaistniałej sytuacji. Korzystając z tego, Mojżesz w
swojej niezwykłej modlitwie wstawienniczej ubłagał Boga, by Najwyższy nie
unicestwił Izraela, co wcześniej postanowił dokonać. Bóg powiedział bowiem do Mojżesza:
„Widzę, że jest to lud o twardym karku. Odstąp ode mnie, gdyż mój gniew
rozpalił się przeciwko nim. Zgładzę ich, a z ciebie wyprowadzę inny wielki
naród” (Wj 32,9b-10 NPD). Ponieważ Bóg jest zawsze prawdomówny, to jest
oczywiste, iż decyzja zniszczenia Izraela zapadła. Najwyraźniej jednak w swoim
miłosierdziu Bóg zostawił sobie wolność do zmiany tej decyzji i pójścia inną
drogą. Nie stałoby się to, gdyby nie modlitwa Mojżesza. To znów prowadzi nas do
kolejnego wniosku, że Bóg jest bytem w pełni wolnym, który czyni to, co chce.
Jego możliwości wyboru są ogromne i nieograniczone, chociaż On sam korzysta z
nich tylko zgodnie ze swym charakterem.
Klasycznym pytaniem w tym zakresie jest: „Czy Bóg jako istota święta może
popełnić grzech, czy nie może?”. Tak postawione pytanie nie jest logiczne, bo
każda prosta odpowiedź prowadziłaby do stwierdzenie ograniczoności Boga.
Pierwszy wariant świadczyłby o Jego ograniczoności moralnej, drugi o
ograniczoności Jego potęgi. Kłopot z takim pytaniem polega jednak na tym, że
ono nie uwzględnia charakteru Boga, który czyni wszystko, co chce, zgodnie ze
swym charakterem – i to właśnie jest objawem Jego suwerenności. Bóg nie jest
Istotą zdeterminowaną. Dysponuje On nieograniczonymi możliwościami, ale zawsze
działa w pełni integralnie, tzn. absolutnie zgodnie ze swym charakterem. A
skoro Bóg jest Bytem w pełni wolnym i zawsze zadziała, jak chce, w zgodzie ze
swym charakterem, to człowiek, który nie ma ani Jego możliwości, ani Jego
charakteru, nie jest w stanie zrozumieć w pełni zależności ciężaru wolności,
jaką został obdarowany. Co prawda nie może zrobić wszystkiego (np. nie może
stwarzać słowem), ale i tak ma szerokie możliwości wyboru.
Biblia zaświadcza, że człowiek został stworzony na obraz Boga, a zatem ma
wolną wolę. Kłopot człowieka jednak jest taki, że nie jest postacią w pełni
integralną. Gdy może zgrzeszyć, zbuntować się lub czegoś nie zrealizować,
najpewniej to zrobi. To odnosi się również do jego podejścia do pełnienia
pełnej mądrości → woli Bożej. To uzmysławia nam, że suwerenność Boga nie
determinuje wszystkich wydarzeń w świecie. Gdyby istoty stworzone przez Boga
działały jak zaprogramowane roboty, nie istniałaby możliwości zaistnienia
osobistego posłuszeństwa albo nieposłuszeństwa człowieka wobec Boga. Nie byłyby
też możliwe: wiara i niewiara, miłość i nienawiść, wielbienie Boga zaś byłoby
czynnością zupełnie mechaniczną. W Bogu wszystkie Jego cechy (atrybuty)
pozostają w idealnej harmonii. Są w pełni i mądrze zintegrowane. Jedynie nam,
grzesznym ludziom, trudno wyobrazić sobie, że Bóg może być jednocześnie Święty
i Łaskawy, Miłujący i Sprawiedliwy, Daleki i Bliski, Suwerenny i Odpowiadający
na prośby człowieka.
Gdy patrzymy na Boże stworzenie, możemy odnosić wrażenie, że Bóg w swojej
suwerenności zdecydował, iż materia nieożywiona w skali mikro (na poziomie
kwantowym) będzie zachowywać się w sposób chaotyczny i losowy (nie rozumiemy
tych praw), jednak w skali makro będzie na ogół funkcjonowała według
przewidywalnych Bożych praw, które nazywamy prawami fizyki. Jednak dzięki Bożej
suwerenności wszystko znajduje się pod kontrolą i funkcjonuje znakomicie.
Czasami Bóg zmienia niektóre swe decyzje, co można było zobaczyć choćby w tym,
jak otworzył przed Izraelem wody Morza Czerwonego. Jednak historia nie jest
wypadkową nieograniczonej wolności Boga i ograniczonej wolności stworzeń. Bóg,
gdy trzeba, dokonuje swych interwencji, ale nie jako wszechwładny dyktator,
lecz jako wyrozumiały Stworzyciel, a wobec swoich dzieci jako miłujący i
miłosierny Ojciec. Wynika to z tego, że On chce mieć wokół siebie istoty, które
będą Go miłować z własnej i nieprzymuszonej woli. Temu jedynie ma służyć Jego
własne samoograniczanie swej suwerenności.
Boża wierność (wiarygodność)
Boża wierność to przede wszystkim
konsekwencja integralności Bożego charakteru. Bóg jest wierny – przede
wszystkim – samemu sobie. Hebrajskie słowo emet, które jest używane do
opisu wierności Boga, ma również znaczenie: „prawda”, „stałość”, „pewność”,
„wiarygodność”, „niezmienność”. Zatem Boża wierność wiąże się wprost z Jego wiarygodnością,
stałością i niezmiennością. Bóg nie jest kapryśny jak ludzie albo mitologiczne
bóstwa różnych narodów. Z powodu swej wierności Bóg jest w pewnym zakresie
przewidywalny, ale jednocześnie – z powodu swej kreatywności – jest
zadziwiająco nieprzewidywalny. W charakterze Boga współistnieją najróżniejsze
cechy, które ludziom czasami zdają się nie do pogodzenia, a jednak w Jego
Osobie współistnieją absolutnie spójnie. Miłość współistnieje ze świętością, a
miłosierdzie jest w harmonii ze słusznym gniewem. Gdy prorok Jeremiasz
stwierdził, że Boże miłosierdzie nie ustaje i co rano na nowo daje o sobie
znać, swoją refleksję nad tym skończył słowami: „Jego wierność jest wielka” (Lm
3,23 NPD).
Jednak Bóg jest wierny nie tylko sobie (a więc i swojemu Słowu), lecz
także swojemu ludowi. Nawet gdy ten lud staje się niewierny (niewiarygodny), to
Bóg w pewnym zakresie pozostaje zarówno wiarygodny, jak i wierny sobie,
dając temu ludowi szansę na opamiętanie się. „A jeśli ktoś – myśląc światowymi
kategoriami – przypuszcza, że będzie inaczej, bo jest przyzwyczajony do tego,
że ludzie często nie dotrzymują swoich obietnic, to musi zrozumieć, że z Bogiem
tak nie jest. On zawsze jest wierny swemu Słowu. Jakże bowiem mógłby się
wyprzeć samego siebie?” (2 Tm 2,13 NPD). Wiarygodność Boga objawia się w tym,
że On postępuje zawsze w zgodzie z samym sobą, to Jego konsekwencja i stałość
wielokrotnie w Biblii są porównywane do skalnej Opoki (hebr. Cur; gr. Petra).
Psalmista Dawid napisał: „Któż jest Opoką prócz Boga naszego?” (Ps 18,32b NPD).
Bożą wierność możemy obserwować w wielu zakresach:
1. Przestrzeganie przymierzy. Wierność Boga jest
widoczna w dotrzymywaniu wszystkich warunków przymierzy, jakie zawarł z ludźmi
(chociaż ludzie często zapominają, że te przymierza są warunkowe i mogą rodzić
nie tylko błogosławieństwa, ale i przekleństwa). On jest Bogiem, Bogiem
wiernym, zachowującym przymierze i miłość (por. Pwt 7,9). Z przymierzy wynikają
różnego rodzaju konsekwencje, które Bóg wiernie realizuje. Mogą one być zarówno
pozytywne, jak i negatywne. Mogą dotykać zarówno jednostek, jak i narodów. To,
czego ludzie doświadczają, wynika z tego, w jaki sposób dotrzymują przymierza z
Bogiem.
2. Niezawodność Bożego Słowa. Z
powodu wierności Boga Jego Słowo jest niezawodne.
Jakże doskonałe jest SŁOWO PANA, ono
duszę pokrzepia i utwierdza w wierze, kieruje do ustaw nadanych przez PANA,
najbardziej naiwnych mądrości nauczy. (Ps 19,8 NPD)
Bóg nie jest jak człowiek, by kłamał i – przeciwnie do ludzi – niczego nie
żałuje! Czy On kiedykolwiek złożył obietnicę, której by nie spełnił? Czy
kiedykolwiek nie wykonał tego, co oznajmił? (Lb 23,19 NPD)
Boża wierność w szczególności przejawia
się w dotrzymywaniu obietnic, które Bóg daje w swoim Słowie. Oczywiście należy
podchodzić do nich w pełni zrozumienia, czyli kontekstualnie
3.
Bezpieczeństwo Bożego ludu. Z powodu wierności Boga jego lud może czuć
się bezpieczny.
On swymi ramionami troskliwie cię otuli i swoją wiernością osłoni jak
tarczą. Strach nocą cię nie przejmie ani zagrożenie za dnia nadchodzące; żadna
zaraza, co w mroku się wykluwa, ani zagłada w dzień jasny szalejąca. (Ps 91,4-6 NPD)
Lud Boży jest wiekuiście bezpieczny
pomimo możliwych doczesnych prześladowań czy nawet czasami śmierci męczeńskiej.
Wyjawiam wam to, abyście zrozumieli, że
prawdziwy pokój odnajdziecie tylko we mnie. Na świecie bowiem będziecie
cierpieć ucisk, lecz wytrwajcie w zaufaniu do mnie, ponieważ ja zwyciężyłem
świat! (J 16,33 NPD)
Dla prawdziwego ucznia Chrystusa doczesna śmierć jest zyskiem (por. Flp
1,21).
powoduje, że ludzie wierzący mogą być pewni, iż Bóg będzie im towarzyszył w
procesie eliminowania grzechu z ich życia. Ten proces nazywamy uświęceniem
(por. Hbr 12,14). Najwyższy obiecał, że będzie umacniał swoje dzieci i ustrzeże
przed panoszącą się niegodziwością (por. 2 Tes 3,3), a także nie pozwoli, by
spadające na nas doświadczenia przerosły nasze siły (por. 1 Kor 10,13). A
jeślibyśmy nawet zgrzeszyli, to zawsze możemy przyjść do Niego i – uznając swój
grzech – otrzymać z Jego ręki oczyszczenie przez zanurzenie w sprawiedliwości
Jezusa (por. 1 J 1,9).
5. Wierne towarzyszenie ludziom. Bóg zawsze
wiernie towarzyszył ludziom, których wybierał do specjalnych zadań. Tak było z
Abrahamem podczas jego wędrówki do ziemi obiecanej. Tak było z Józefem podczas
jego pobytu w Egipcie. Bóg towarzyszył Mojżeszowi w trakcie wyprowadzania
Hebrajczyków z niewoli egipskiej, stał przy Jozuem w procesie przejmowania
ziemi Kanaan. Był z Dawidem w czasie, gdy ten był pasterzem, potem zbiegiem, a
w końcu królem. W okresie ST Bóg towarzyszył Izraelitom. W Eonie Łaski, w
którym żyjemy, Bóg – przez swego Ducha – jest obecny w każdym miejscu i
towarzyszy każdemu wierzącemu.
6. Wierne zaspokajanie potrzeb.
Bóg okazuje swoją wierność również przez codzienną troskę o ludzi w ogóle.
Ciągle bowiem wyświadczał im dobro,
zsyłając deszcz z nieba i dając obfitość w czasach zbiorów. W ten sposób sycił
ich pokarmami, a serca napełniał radością! Również i wy doświadczaliście tego
wszystkiego! (Dz 14,17b NPD)
W szczególności On troszczy się o ludzi prawego serca:
(…) nie widziałem prawego w
opuszczeniu ani jego potomstwa, by o chleb żebrało. (Ps 37,25b NPD)
Zaopatruje też ludzi posłanych do służby:
Następnie zwrócił się do uczniów z
pytaniem: „Czy brakowało wam czegoś, gdy posyłałem was bez pieniędzy, bez
bagaży i zapasowych sandałów?”. Oni zaś odpowiedzieli: „Niczego”. (Łk 22,35 NPD)
Nie oznacza to, że Bóg
nie dopuszcza (także wśród wierzących) okresowej biedy czy głodu. Powody, dla
których tak czynił, były zazwyczaj ludziom nieznane. Czasami mogło to wynikać z
karcenia ludu z powodu łamania przymierza przez bałwochwalstwo czy niezgodne z
Jego Słowem postępowanie. Czasami Bóg chciał zwrócić uwagę ludzi na swoje
istnienie, w czym okresy głodu, pandemii, wojny czy ekonomicznego kryzysu
znakomicie się sprawdzały. Jednak swoim dzieciom zostawił zapewnienie, że o ich
potrzebach nigdy nie zapomni:
Nie przywiązujcie swych serc do pieniędzy,
lecz zadowalajcie się tym, co macie, gdyż Bóg obiecał: „Nie porzucę cię ani nie pozostawię”. Zamiast tego ze śmiałością
wyznawajmy: Skoro PAN jest ze mną, nie
będę się lękać, cóż bowiem może uczynić mi człowiek? (Hbr 13,5-6 NPD)
Historia jasno pokazuje, że Bóg jest wiarygodny
i wierny, dlatego ludzie wierzący mogą mieć pewność, iż wszystko, co jest
przedmiotem ich nadziei, zrealizuje się w przyszłości. Dzięki wierności Boga
człowiek, który uchwycił się wiarą Jezusa jako PANA i Zbawiciela i wytrwał z
Nim w relacji, może być pewny, że znajdzie się w Niebiosach, zostanie wzbudzony
z martwych, otrzyma swoje niebiańskie mieszkanie i że dodatkowo zostanie
uhonorowany za swoją wierną służbę na rzecz Bożego Królestwa.
Boża wiarygodność, wierność i mądrość współistnieją w Bożym charakterze
całkowicie integralnie. Bóg jest wiarygodny, wierny i mądry w wyrażaniu
miłości, w przejawach miłosierdzia, w okazywaniu swojej łaskawości każdemu, kto
z zaufaniem przyjmuje Jego dzieło w Chrystusie. Bóg konsekwentnie objawia swoją
świętość, sprawiedliwość, a kiedy trzeba – także słuszną zazdrość i gniew. Bóg
jest wierny – przede wszystkim samemu sobie. I to dla wszystkich ludzi
polegających na Jego charakterze jest błogosławiona wiadomość.
Boże Królestwo
Patrz hasło → Królestwo Boże.
Boży plan zbawienia
Pismo św. bardzo wyraźnie pokazuje, że
jest tylko jedna droga zbawienia (por. J 14,6; Dz 4,12; 1 Tm 2,5), czyli uwolnienia
od mocy, wpływu, konsekwencji i ostatecznie od obecności grzechu. Od zawsze
jest ona związana z działaniem samego Boga, który nie na darmo jest nazywany
Zbawicielem (por. Ps 27,1; Ps 118,14; Iz 12,2; Dz 20,28; 1 Tm 4,10) i który
objawił się ludziom w Jezusie Chrystusie (por. J 14,9; Dz 20,28). Już w Rdz
3,15 (tekst znany jako protoewangelia) Bóg zapowiedział swoją interwencję w tym
zakresie. Tę obietnicę powtarzał przez wieki ustami proroków (więcej w haśle →
Proroctwa mesjańskie w ST), aż w końcu objawił się wprost – w czasie swego
wcielenia (por. J 1,1-5; J 10,30). Najpełniejszy opis planu zbawienia, który
Bóg z góry wybrał (predestynował) przed założeniem świata, znajdujemy w Ef 1.
Boży plan zbawienia jest przeznaczony (predestynowany) dla wszystkich ludzi
(por. 1 Tm 2,4; Hbr 5,9). Został w pełni przygotowany, zrealizowany i zapłacony
przez Boga, który sam poniósł pełny jego koszt, a ludziom udostępnił go W
CHRYSTUSIE całkowicie za darmo. Plan ten obejmuje duchowe narodzenie
(narodzenie z Bożego Ducha), które jest inicjacją obecności Bożego Ducha
Uświęcenia (czyli Ducha Chrystusa) we wnętrzu człowieka. Duchowe narodzenie,
które dokonuje się z nasienia Bożego Słowa, jest warunkiem koniecznym stania
się Bożym dzieckiem (gr. teknon, nepios), które dalej karmiąc się Bożym
Słowem i trwając w Duchu Chrystusa, dorasta, staje się duchowym nastolatkiem
(gr. paidion i neaniskos). W tym czasie człowiek musi przejść
proces oczyszczenia serca i myślenia (proces uświęcenia), aby – gdy już
zostanie uznany za potomka zdolnego do dziedziczenia (gr. hyios) – mógł
otrzymać przygotowane przez Boga dziedzictwo. Dopiero wówczas człowiek zostanie
na zawsze uwolniony od mocy, wpływów, wiecznych konsekwencji i obecności
grzechu (por. Ap 21,3-8).
Boży plan zbawienia W CHRYSTUSIE jest pewny i niewzruszony na wieki. Co
więcej, jest dostępny dla każdego człowieka jako łaskawy dar Najwyższego (por.
Ef 2,8-9). Nie można z niego skorzystać dzięki jakimkolwiek „zasługom”, nie
można sobie na niego zapracować (czy to własnymi dobrymi czynami, czy to
wypełnianiem religijnych obrzędów). Jedyną możliwością jest przyjęcie go z
wdzięcznością i ze zrozumieniem, iż z woli Boga ma on pewne istotne
ograniczenia i warunki, o których czytamy w Piśmie św. Być może właśnie dlatego
nie każdy człowiek wchodzi na drogę zbawienia (por. J 3,21), a nawet spośród
tych, którzy na tę drogę weszli, nie wszyscy kończą zwycięsko swoją podróż
wiary (por. Ga 5,4; Ap 2,7.11.17.26; Ap 3,5.12.21; Ap 21,7).
Niestety, jest wielu nauczycieli[1] , którzy głoszą, że Boża łaska jest nieograniczona i bezwarunkowa, co w
zasadniczy sposób przeczy świadectwu Biblii. W istocie Biblia jest pełna
warunków. Większość obietnic Bożych jest również uwarunkowana. Także Boża
łaskawość ma swoje granice, jest bowiem dostępna TYLKO W CHRYSTUSIE.
Skorzystanie z niej jest możliwe jedynie pod warunkiem ukorzenia się przed
Bogiem (uznania Go za jedynego Zbawiciela), poddania Mu swego życia i pełnienia
Jego woli (uznania Go za PANA).
Jest też inna grupa kaznodziejów[2] , którzy tak mocno akcentują Bożą miłość, że w swym zapamiętaniu zdają się
zapominać o Bożej świętości, Bożej prawości, Bożej sprawiedliwości czy Bożej
suwerenności. Nauczają, iż Bóg wręcz „ściga ludzi swoją miłością”, i kreują
wrażenie, jakoby Najwyższy nie mógł się obejść bez ludzkiej miłości. W skrajnej
wersji zbliżają się wręcz do głoszenia obrazu boga według Spinozy[1], a nie Boga,
którego przedstawia Biblia. Czasami ich nauczanie sprawia wrażenie, jakoby Bóg
wręcz „żebrał” o odwzajemnienie się przez ludzi miłością. Nic bardziej mylnego.
Bóg jest całkowicie niezależny od ludzkiego uwielbienia czy miłości, jednak
jako uosobienie Prawdziwej Miłości chętnie, i to w sposób ofiarny, wyświadcza
dobro, co jest sednem Jego miłości. Ofiarna Boża miłość (gr. agape) jest
świadomą decyzją Najwyższego czynienia dobra i w żaden sposób nie jest podobna
do ludzkiego emocjonalizmu (więcej na ten temat w haśle → Ofiarna Boża miłość).
Fundamentalnym przejawem ofiarnej Bożej miłości dla grzesznych ludzi był
łaskawy gest Najwyższego – otworzenia im drogi zbawienia od grzechu i jego
konsekwencji, co uczynił w Chrystusie. Ten gest łaskawości został udzielony
ludziom tylko raz i tylko w jeden sposób – wyłącznie w Osobie Jezusa (więcej w
haśle → J 3,16 – Aspekty tłumaczeniowe i teologiczne). Tylko w Nim człowiek
może doświadczyć prawdziwej Bożej miłości. Kaznodzieje „bezwarunkowej miłości”
(tajemnicą pozostaje, gdzie w Biblii, pełnej warunków, znajdują oni takie
określenie) budują często „teologię pluszowego misia” lub „teologię ciepłego
budyniu terapeutycznego”, w których Bóg istnieje jako milusiński, kochany
przytulaczek albo jako ciepły, przyjazny terapeuta, którego jedyną rolą jest
pocieszanie znękanych pacjentów. Zdają się zapominać o zapowiadanym od wieków i
nadchodzącym Dniu Gniewu PANA, w którym dokona On sądu nad wszystkimi i
stosownie ukarze „wszystkich bezbożników za plugawe czyny, których się
dopuszczali, i za harde słowa, którymi Go spotwarzali” (Jud 15). Nie wolno
zapominać, że wielką część swego nauczania Jezus poświęcił ostrzeżeniom przed
owym Dniem Sądu. Swoje słowa kierował nie tylko do mas, ale i do swych
najbliższych uczniów.
[1] Baruch Spinoza (1632 – 1677) – żydowski filozof, urodzony i żyjący w Holandii. Zdobył wykształcenie w
szkole sefardyjskiej, z które wyniósł zamiłowanie do Talmudu i kabalistyki. Po
wykluczeniu z gminy żydowskiej za głoszenie nieortodoksyjnych poglądów, przyjął
imię Benedictus. Fascynował się z jednej strony mistycyzmem i pateizmem
Majmonidesa, z drugiej zaś racjonalizmem Kartezjusza i naturalizmem Hobbesa. W
swoim dziele Etyka w porządku
geometrycznym dowiedziona przedstawił tzw. propozycje. Propozycje 1-5 oraz 14 założyły
fundamenty pod późniejszą filozofię New Age. Sprowadzały się bowiem do
stwierdzenia „Nie istnieje
żadna substancja, która by nie była Bogiem”. W ten sposób utożsamiał on Boga z
materią – tzn. z przyrodą i naturą. Swoją etykę intelektualistyczną opierał na
koncepcjach Sokratesa, Platona i Arystotelesa. Wiarę w istnienie osobowego Boga
uważał za szkodliwą czym założył fundament pod kluczowe filary późniejszej
ideologii marksistowskiej. Jego podglądy znane są w postaci teoretycznej
wypowiedzi, z którą Bóg mógłby zwrócić się do człowieka, gdyby istniał. Wg
Spinozy powiedziałby wówczas: „Przestań we mnie wierzyć! Wiara to
tylko zgadywanie i wyobrażanie sobie.
Nie chcę, żebyś
we mnie wierzył, chcę, żebyś mnie poczuł”. „Niech Twój stan umysłu będzie Twoim
przewodnikiem!”. „Nie szukaj mnie na zewnątrz. Nie znajdziesz tam mnie. Szukaj
mnie w sobie. Tam właśnie jestem – «w imię miłości»”. „Mój dom to góry, lasy,
rzeki, jeziora, plaże, gdzie mieszkam i wyrażam Miłość do Ciebie”. Dzieła Spinozy są rozchwytywane przez świeckich Żydów
z kręgów judaizmu humanistycznego.
Boże Prawo
Określenie to w różnych miejscach NT i w różnych kontekstach odnosi się zarówno do Prawa Mojżeszowego, Prawa Sumienia, jak i do Prawa Wolności w Chrystusie (Prawa Chrystusowego). Wyraźne ich rozróżnienie w odpowiednich miejscach NT ma zasadnicze znaczenie dla interpretacji rozważanego tekstu. W związku z powyższym określenie „Prawo Boże” nie zawsze ma taki sam sens czy przesłanie. O ile bowiem Prawo Mojżeszowe w dziedzinie moralnej poświęcało dużo uwagi temu, czego Żydom nie wolno robić (np. „nie będziesz cudzołożył”, „nie będziesz mordował”, „nie będziesz kradł” etc.), o tyle Prawo Chrystusowe mówi, co należy czynić (wg Rz 13,9: „Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego”), oraz kładzie nacisk na pełnienie woli Ojca (por. Mt 7,21; Jk 4,17).
Niektórzy twierdzą, że Prawo Boże było ludziom dane od początku stworzenia. Odwołując się do zasad fizyki, można zaryzykować takie twierdzenie, jednak w kwestii moralnej nie jest to prawda (por. Rz 4,15; Rz 5,13). W odniesieniu do Prawa Mojżeszowego mamy również wyraźne wskazówki w J 1,17 (zostało ono przekazane Izraelowi dopiero przez Mojżesza) oraz Ga 3,17 (zostało nadane dopiero 430 lat po obietnicy danej Abrahamowi).
Koncepcja sprawiedliwości bazująca na Prawie Bożym zakłada, że istnieją zasady regulujące, normujące i oceniające ludzkie zachowania. Zgodnie z Prawem Mojżeszowym karą za choćby jeden, nawet najmniejszy i popełniony tylko w myślach grzech (por. Jk 2,10-13; Jk 4,17) jest wiekuista Śmierć (por. Rz 6,23). Według tej normy taka kara należy się każdemu człowiekowi bez wyjątku, gdyż wszyscy ludzie są skalani grzechem (por. Rz 3,23). Zarówno Prawo Mojżeszowe, jak i Prawo Sumienia uświadamiają ludziom Bożą świętość, ale nie dają środków do przezwyciężenia grzesznej natury człowieka. Jedynym ratunkiem jest skorzystanie z Bożej łaski, która została udzielona ludziom tylko i wyłącznie w Chrystusie Jezusie (por. Dz 4,12; Rz 6,23; Ef 1,13; 1 Tm 2,4-5; 2 P 3,9).
Patrz też → Prawo Mojżeszowe; → Prawo Chrystusowe; → Prawo sumienia.
Boże wybranie
Jednym z tematów, który rozpala środowiska teologów, jest kwestia Bożego wybrania. Dotyczy ona nie tylko Izraela, jako ludu określanego przymiotnikiem „wybrany”, lecz także – od czasów reformacji – pewnej grupy nie-Żydów, o których teologia kalwińska mówi, iż zostali wybrani (predestynowani) do zbawienia, podczas gdy inni ludzie są przeznaczeni na potępienie. Podstawą takich rozróżnień dla tego nurtu teologii jest powoływanie się na „uprzednią Bożą wiedzę” oraz literalizm interpretacyjny kilku nieszczęśliwie przełożonych wersetów biblijnych.
Rozpatrując kwestię Bożego wybrania, należy na początku zwrócić uwagę na możliwe związki frazeologiczne tego słowa. Może bowiem ono występować w różnych zależnościach, jak np.:
- a) „wybrany z powodu…” (posiadania pewnych cech czy osiągniętych zasług) lub
- b) „wybrany do…” (wypełniania określonej misji).
Światowe teologie, zbudowane na gruncie ludzkiego lub narodowego indywidualizmu, stawiają mocno na pierwszy wariant znaczeniowy. Tymczasem w Biblii bezwzględnie dominuje drugi wariant.
Żydowska teologia (pomimo swego zróżnicowania) generalnie przyjmuje za fundament przekonanie, że Izrael stał się „narodem wybranym z powodu” swej inności, a nawet „lepszej jakości” w porównaniu z innymi narodami. Pogląd ten był ugruntowywany w ciągu tysięcy lat przez rabinackie nauczanie i w skrajnych wypadkach doprowadził część Żydów nie tylko do poczucia wyższości narodowej, ale wręcz do postawy wrogości, a nawet pogardy okazywanej innym narodom. Jednym z wielu przykładów rabinicznych interpretacji Prawa Mojżeszowego było wprowadzenie zakazu wchodzenia przez Żydów do domów nie-Żydów, co było zagrożone splamieniem się sakralną nieczystością (por. Dz 11,1-3; Ga 2,11-15). Takie poczucie wyższości narodowej, przekazywane wcześniej w formie ustnej, znalazło w końcu odzwierciedlenie w Talmudzie (komentarzu do Tory, czyli pierwszych pięciu ksiąg ST, który wyjaśnia, jak należy rozumieć zapisy w nich zawarte). Talmud został spisany jakiś czas po wygnaniu Żydów z Palestyny, co miało miejsce w II w. n.e. Komentarz ten (składający się Miszny i Gemary) mocno ugruntował specyficzne postrzeganie i podział świata przez Hebrajczyków na: Żydów (naród) oraz resztę ludów (ludy nieżydowskie, poganie, gojim).
Nie ma żadnej wątpliwości, że Izrael został przez Boga wybrany do ogłoszenia Bożej chwały i wspaniałości w całym świecie (por. Wj 34,10; 1 Krl 8,56-60; 1 Krn 16,8-30; Ps 67,2-6; Ps 117; Iz 34,1-2; Iz 43,9-13), a nie z powodu swej rzekomej wyższości czy „lepszej jakości”. W istocie słabość i nieporadność tego ludu były, w kontekście Bożych zamiarów, wielkimi zaletami. Na tle jego słabości (por. Pwt 7,7) Bóg Najwyższy mógł niezwykle czytelnie wyeksponować swą niezrównaną moc i potęgę, a także chwałę swego Majestatu. Jednak Żydzi (jako zbiorowość) nie pojęli zadania, jakie zostało im powierzone. Skoncentrowali się na swym „wybraniu” i krok po kroku budowali teologię wyższości w stosunku do innych narodów. Oczywiście zawsze istniała jakaś grupa Żydów, zwana „Resztą Izraela” (por. So 3,11-13; Rz 9,27; Rz 11,4-5), która była wierna Bogu oraz powołaniu, które Najwyższy miał dla tego narodu, jednak w każdym czasie byli oni w dramatycznej mniejszości. Przykładowo w czasach Eliasza było to tylko siedem tysięcy mężów (por. 1 Krl 19,18; Rz 11,4). Także w czasach mesjańskich grupa Żydów, która zgromadziła się wokół Jezusa (uczniowie) w gotowości zaniesienia światu wiadomości o Bożej chwale ujawnionej w Chrystusie, była niewielka. Jednak i w mentalności tych ludzi Jezus musiał wpierw pokonać ksenofobiczne uprzedzenia (por. Dz 11,2-18; Ef 2,11-22), w jakich wyrastało każde żydowskie dziecko.
Przekonanie o szczególnym „wybraniu z powodu…” zawsze buduje się na fundamencie braku pokory wobec Najwyższego, niezrozumieniu Jego planów w odniesieniu do całej ludzkości i każdego człowieka w szczególności, a także na tak bardzo przyrodzonym ludzkiej naturze egocentryzmie. W związku z tym inklinacje do utożsamiania się z „Bożym wybraniem” zaobserwować można nie tylko w teologii żydowskiej, ale i w ideach rozwijanych przez wiele różnych grup społecznych, narodowych czy teologicznych, które starają się uzasadniać po ludzku (bazując na wyrwanych z kontekstu wersetach biblijnych) swój domniemany szczególny „Boży wybór”. Tego typu konstrukcje myślowe zupełnie pomijają nauczanie biblijne mówiące, że Bóg, nasz Zbawiciel, pragnie, „by wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania owej zasadniczej prawdy, iż Bóg jest tylko jeden i jeden również jest Pośrednik między Bogiem a ludźmi – ten, w którego człowieczym ciele On sam się objawił – Chrystus Jezus” (1 Tm 2,4-5 NPD). Teologia partykularnego „Bożego wyboru”, stojąca w opozycji do powyższej prawdy, znajduje świetną pożywkę dla ludzkiego ego i niestety ciągle na nowo zdobywa wyznawców. Widać to nie tylko w pewnych aspektach tradycji kalwińskiej czy rzymskokatolickiej, lecz także w wielu ruchach społecznych, narodowych czy politycznych.
Tymczasem Jezus starał się przekształcić myślenie swych uczniów w tym zakresie. Apostoł Piotr dobrze to zrozumiał, co wnioskujemy z jego słów zawartych w 1 P 2,9: „Staliście się bowiem narodem Najwyższego Króla, Jego kapłanami, ludem świętym, który przez Boga został wykupiony na własność, abyście rozgłaszali naturę oraz charakter Tego, który wezwał was ze świata ciemności do swej zachwycającej światłości” (NPD). Zatem „Boże wybranie”, o którym nauczał Jezus, ma bez wątpienia charakter wybrania do ogłaszania chwały Bożej.
Na rozwój powyższych koncepcji wielki wpływ ma aspekt tłumaczeniowy słowa gr. ekloge. Zwykle jest ono oddawane pojęciami „wybranie”, „wybór” – w sensie suwerennego aktu Bożej woli. I jest to właściwy sposób myślenia. Kłopot powstaje dopiero na poziomie związków syntaktycznych tego słowa, jak również kontekstu jego użycia. W tym zakresie wielkie znaczenie ma także właściwa interpretacja pojęć stojących za słowami gr. proginosko („wcześniejsze poznanie”) i gr. prooridzo („wcześniejsze zaplanowanie”). W języku polskim słowa te kojarzą się mocno z poznaniem intelektualnym. Jednak w języku biblijnym „poznanie” oznacza raczej bliskie, wręcz intymne „obcowanie” – nawet rozumiane w sposób fizyczny, jak to jest w Rdz 4,1. W tym sensie proginosko może oznaczać albo wcześniejszą bliską relację (raczej niemożliwą z uwagi na grzech), albo wcześniej założony przez Boga plan bycia w bliskiej relacji z ludźmi. Teksty Apostoła Pawła z Listu do Rzymian i Listu do Efezjan wskazują właśnie na taki kontekst i odnoszą się do Bożego odwiecznego planu.
Wielką pomyłką, która niestety w czasach reformacji zdobyła wielu zwolenników, było sformułowanie przez Teodora Bezę (ucznia Kalwina) fałszywej doktryny, w myśl której Bóg przeznaczył pewną grupę ludzi do zbawienia. Wyboru tego nie są oni w stanie odrzucić (zgodnie z głoszoną przez niego koncepcją nieodpartej łaski – forma „biletu do nieba”). Nie dość, że kalwiński dogmat o predestynacji przeczy wolnej woli człowieka (koniecznej przecież dla zaistnienia prawdziwie wolnego wyboru w przyjęciu postawy miłości wobec Boga i do ludzi), to również przeciwstawia się Słowu Bożemu wyrażonemu w 1 Tm 2,3-4. Wyznawcy predestynacji często nie zdają sobie nawet sprawy z tego, jak bardzo w swoim myśleniu zbliżają się do muzułmańskiego fatalizmu wyrażającego się postawą insz Allah („będzie, jak da Allah”). Biblia pokazuje, że zamiast głosić predestynację „wybranych” osób (co jest niezgodne z Bożym Słowem), należy raczej mówić o predestynacji planu zbawienia, a pod pojęciem człowieka wybranego należy rozumieć tego, który został objęty planem Bożego zbawienia, jaki Najwyższy „wybrał” (ustanowił zawczasu) do realizacji przewidzianego (gr. prooridzo) przez siebie sposobu zbawienia w Chrystusie. Gdyby tak nie było, gdyby zbawieni mogli zostać tylko ci, których suwerennie wybrał Bóg, wówczas należałoby uznać, iż Bóg nie jest miłością (logiczne zaprzeczenie wersetu 1 J 4,19), gdyż niezbywalną podstawą prawdziwej miłości jest posiadanie wolnej woli do wyboru Życia (por. Pwt 30,15-20; Joz 24,15) i postawy miłości (por. Ga 5,13). Tak samo Misja Wielkiego Posłannictwa zlecona uczniom przez Jezusa (por. Mt 28,18-20) nie miałaby sensu, gdyż głoszenie Chrystusa nic by nie zmieniło w ich statusie wybrania, a głoszenie Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie ludziom niewybranym byłoby zwykłą stratą czasu z uwagi na ich zdeterminowany status potępienia.
Teologia kalwińska zbudowana została na gruncie tzw. pięciu punktów kalwinizmu (dogmaty kalwinizmu), które można streścić w następujący sposób:
- Człowiek jest całkowicie zdeprawowany, tak iż nawet nie dysponuje wolną wolą.
- Bóg suwerennie wybiera do zbawienia, kogo sam chce, a Jego decyzja jest bezwarunkowa.
- Chrystus umarł tylko za wybranych. Pojednanie z Bogiem w Chrystusie jest ograniczone jedynie do uprzednio wybranych.
- Łaska Boża jest nieodparta. Człowiek nie może się jej przeciwstawić, jeśli więc Bóg postanowił kogoś zbawić, to nikt nie może się temu przeciwstawić.
- Współdziałanie człowieka z Bożą Łaską nie ma znaczenia, gdyż Bóg swą suwerenną wolą zachowa wszystkich przez siebie wybranych do zbawienia, którego On sam jest Autorem.
Punkty te wytyczają pogląd teologiczny, że od czasu upadku pierwszych ludzi wszyscy rodzą się zniewoleni grzechem i sami z siebie nie są w stanie dostąpić zbawienia, niezależnie od tego, jak bardzo by się starali. Pogląd ten jest niewątpliwie biblijny i zgadza się z nim większość chrześcijan. Dalej jednak teologia kalwińska twierdzi, iż Bóg Ojciec, dysponując nieskończoną wiedzą uprzednią i znając serca wszystkich ludzi, z góry rozpoznał i ustalił, kto zostanie zbawiony, a kto potępiony. W związku z tym swoją Łaskę okazuje tylko swoim wybrańcom. Twierdzą też, że Chrystus (Bóg Syn) umarł tylko za „wybranych”, reszta zaś zostanie potępiona. Jeśli nawet ktoś z „wybranych” przeciwstawiałby się „Bożemu wybraniu”, to i tak będzie musiał przyjąć zbawienie od Najwyższego, bo w ujęciu kalwińskim Łaska Boża jest nieodparta (tzn. Bóg nie gwarantuje człowiekowi ani wolnej woli, ani wolnego wyboru). Suwerenność Bożej Łaski sprawia (wg kalwinistów), że ci, którzy uwierzyli, na pewno zostaną zbawieni, bo bez względu na swoje postępowanie, przekonania czy sposób życia zostaną przez Ducha Świętego (Boga Ducha) zachowani w wierze na Dzień Sądu. Jednocześnie o ludziach, którzy uwierzyli, ale nie wytrwali w Chrystusie i w jakiś sposób od Niego odstąpili, kalwiniści mówią, iż tak naprawdę nigdy nie było w nich zbawczej wiary, co znaczy, że nigdy nie byli prawdziwymi chrześcijanami. Co do metodyki myślenia – przypomina to nieco rzymskokatolicką doktrynę umożliwiającą stwierdzenie nieważności wieloletniego małżeństwa, które nie tylko zostało skonsumowane, lecz także ma swoją historię dobrych i złych chwil, wspólne dzieci, dom, wspomnienia i dorobek materialny.
Poglądom Bezy na temat predestynacji przeciwstawił się Jakub Arminiusz, który ogłaszając pięć punktów (artykułów) remonstrancji, starał się przeprowadzić reformę teologii reformowanej. Poglądy Arminiusza, który również był duchownym kościoła reformowanego, można streścić w następujący sposób:
- Natura ludzka jest zdeprawowana, jednak człowiek dysponuje wolną wolą, która pozwala mu na opamiętanie się i przyjście do Chrystusa.
- Boże wybranie do zbawienia zależy od wiary człowieka, zbawcza wiara zaś wiąże się z wolną decyzją człowieka zaufania Chrystusowi.
- Chrystus umarł za wszystkich ludzi, jednak tylko ci, którzy w Nim złożą swą nadzieję, zostaną zbawieni.
- Korzystając ze swej wolnej woli, człowiek może przeciwstawić się działaniu Ducha Chrystusa. Może odrzucić Jego świadectwo i przeciwstawić się Bożej Łasce, odcinając się w ten sposób od możliwości zbawienia.
- Człowiek, który uwierzył, lecz nie wytrwał i odstąpił od Chrystusa, nie zostanie zbawiony, gdyż wypadł z Bożej Łaski. Do zbawienia, które jest dostępne tylko w Chrystusie, potrzebna jest bowiem współpraca człowieka z Bożą Łaską.
Te punkty wytyczają pogląd teologiczny, że od czasu upadku pierwszych ludzi wszyscy rodzą się zniewoleni grzechem i sami z siebie nie są w stanie dostąpić zbawienia, niezależnie od tego, jak bardzo by się starali. Jednak zachowują oni pewien zakres wolności, który mimo poddania ludzkiej, grzesznej naturze (gr. sarks) daje im szansę na podjęcie własnej decyzji przyjęcia dzieła zbawienia dokonanego na krzyżu przez Chrystusa. Przyjmując to dzieło, dostępują zbawienia. Jeśli jednak odstąpią od Chrystusa, tracą to zbawienie, ponieważ wypadają z Bożej Łaski. Postulaty Arminiusza zostały ostatecznie potępione przez twarde skrzydło kalwinistów, które uzyskało przewagę na synodzie holenderskiego kościoła reformowanego w Dorcie w roku 1619.
Niezależnie od poglądów na temat predestynacji należy zauważyć, że w teologii reformowanej kwestia „Bożego wyboru” zawsze prowadzi do nadmiernego skupienia na indywidualizmie religijnym zogniskowanym na poszukiwaniu potwierdzenia, czy jest się człowiekiem wybranym przez Boga do zbawienia, czy nie. Temu badaniu bardzo często służy adaptowanie starotestamentowego myślenia o Bożym błogosławieństwie. W ten sposób bogactwo, zdrowie i posiadanie wpływów (władza) – podobnie jak u Żydów – stały się dla wyznawców teologii reformowanej potwierdzeniem ich wybrania. Światowa atrakcyjność tych idei sprawiła, że bardzo szybko stały się podwalinami przemian gospodarczych, rewolucji przemysłowej oraz intelektualną pożywką kapitalizmu. Mapa wpływów szesnastowiecznej reformacji wyraźnie pokrywa się z mapą ukazującą rozkwit kapitalizmu oraz późniejszy rozwój systemów demokracji społeczno-politycznej. Tam zaś, gdzie w świecie poreformacyjnym kościół rzymskokatolicki zachował swe wpływy, dłużej utrzymywał się feudalny system społeczny i gospodarczy.
Tymczasem hermeneutyczna analiza tekstów biblijnych wyraźnie wskazuje, że Bóg przewidział i przed wiekami wybrał jeden ściśle określony sposób zbawienia ludzi. Jego wybór był skoncentrowany nie na poszczególnych osobach czy narodach, ale na planie zbawienia i sposobie jego realizacji – tzn. W CHRYSTUSIE. W Bożym wyborze nie chodzi zatem o to, co i jak myśli albo czuje ten czy inny teolog, ale o Osobę Chrystusa, w którym każdy człowiek, jeśli się opamięta (nawróci), może wstąpić na drogę zbawienia. W tym procesie będzie mu towarzyszyć Duch Chrystusa (Duch Świętego Boga), przeprowadzając go przez proces uświęcenia (por. Hbr 12,14). Według tego planu jedynym znakiem trwania w Chrystusie (trwania na Drodze zbawienia, trwania w centrum Bożego błogosławieństwa) jest owoc duchowej przemiany serca człowieka (por. Mt 7,15-29), czego zasadniczym wskaźnikiem jest miłość wzorowana na miłości Chrystusowej (por. J 13,35; 1 Kor 13,1-8; Ga 5,22-23).
Zgodnie z Rz 1,16 Bóg daje każdemu człowiekowi szansę na to, by – podejmując osobistą, wolną decyzję (por. J 7,17) zaufania Chrystusowi w zakresie odkupienia oraz sposobu dalszego życia w oczekiwaniu na Jego ponowne przyjście – mógł znaleźć się w strefie Bożej łaskawości. Oczywiście wymaga to od człowieka decyzji o porzuceniu grzechu (tzn. śmierci dla grzechu – por. Rz 6,5), a następnie naśladowania Jezusa, czyli aktywnego trwania w Chrystusie. Status sprawiedliwości, jaki otrzymuje człowiek, który w Chrystusie prawdziwie złożył całą swoją nadzieję, oznacza osłonięcie go sprawiedliwością Chrystusa (sprawiedliwość nadana – por. Iz 45,24; Rz 3,10; Rz 5,17-19). Dzieje się tak, gdyż tytuł Sprawiedliwego należy się wyłącznie Jezusowi, a człowiek otrzymuje status sprawiedliwego jedynie wtedy, gdy prawdziwie i trwale zanurza się w Chrystusa (w Jego Słowo i Ducha). Na tym polega zbawcza wiara (zaufanie), której nieodłączną cechą jest stałe i niegasnące zogniskowanie na Chrystusie.
Patrz też → Pewność zbawienia w Chrystusie; → Droga (proces) zbawienia; → Boży plan zbawienia; → Teoria predestynacji.
Boży sposób karcenia
W Biblii znajdujemy wiele informacji na temat karcenia jako metody wychowawczej stosowanej przez Wiekuistego. Większość tych przekazów dotyczy całych społeczeństw, które Bóg wzywał do opamiętania się i porzucenia grzechu (por. Jon 1,2; Jon 3,1-10; Pwt 18,9; Ezd 9,11; Ez 6,9; Ez 12,6). Te narody, które zatwardziale trwały w swej nieprawości (składanie ofiar z dzieci Molochowi, wyuzdanie seksualne, uprawianie magii oraz inne obrzydliwe dla Świętego Boga praktyki), spotykały się z karceniem. To samo dotyczyło ludu Izraela (por. Pwt 30,15-20; 2 Krn 36,14; Iz 27,8). W całym ST widzimy, iż karcenie pojawiało się relatywnie szybko jako wyraz Bożego gniewu. Z kolei w NT czytamy, że w → Eonie Łaski Bóg daje każdemu człowiekowi szansę opamiętania się (por. 1 Tm 2,4) i w związku z tym nie reaguje od razu gniewem na każdy grzech. Jego gniew jest obecnie powstrzymywany i gromadzi się w Niebiosach (por. Rz 1,18; Rz 2,5; Kol 3,6; Ap 6,10) na czas Dnia Sądu. Wtedy dopiero ujawni się Jego karcenie, które będzie miało wieczny charakter.
W ST karcenie było realizowane przez „wygnanie”, „uprowadzenie” i „niewolę”. Hebrajskie słowo galut ma właśnie takie znaczenie (por. Iz 25,4; Jr 24,5). Miało jednak również inny wymiar, polegający na fizycznej eliminacji osób, które trwały w grzechu lub dopuszczały się go z pełną premedytacją. Takie karcenie nazywało się racah i było stosowane jako konsekwencja buntu wobec Boga lub zatwardziałości w grzechu. Celem tego działania była ochrona społeczności przed zdeprawowanymi osobami, które nie chciały się opamiętać, oraz przed ich zgubnym wpływem na innych (por. Pwt 19,11-13).
W NT z karceniem związane są dwa słowa. Pierwszym z nich jest paideia, od którego pochodzi słowo paidagogos oznaczające niewolnika odpowiedzialnego za prowadzanie dziecka swego pana na nauczanie do określonego mistrza. Współczesny język polski zaadaptował grecki rdzeń do określeń typu: „pedagog”, „pedagogika”, „pedagogia” itp. (por. Hbr 12,7). Drugie słowo mastigo („smaganie”, „biczowanie”) znajdujemy np. w Hbr 12,6. W NT występuje ono tylko siedem razy i zawsze odnosi się do fizycznych prześladowań, jakie spotkały Jezusa i jakie zostały zapowiedziane dla Jego naśladowców. Taki jest też kontekst całego fragmentu Hbr 12,4-11, wiążącego się z zapowiedzią prześladowań, które spotkają wierzących sprzeciwiających się przyjęciu grzechu. Występujące w tych tekstach słowo hyios jest powszechnie tłumaczone jako „syn”. Jednak nie mówi ono o małym dziecku (gr. nepios, teknon etc.) czy nastolatku (gr. neaniskos), lecz oznacza dojrzałego potomka, który jest zdolny do dziedziczenia i zarządzania. Jezus w wieku 30-33 lat był określany jako „Syn Boży” (HYIOS THEU – por. Mk 15,39).
Jeśli chodzi o dzieci niepełnoletnie, to w NT znajdujemy wskazanie, aby były one poddawane wszechstronnemu procesowi wychowawczemu (gr. paideia) w PANU.
Patrz też → Boży sposób karcenia.
Chanuka
Chanuka, czyli Święto Świateł. Żydzi świętują chanukę przez osiem dni, począwszy od 25. dnia miesiąca kislew (przełom naszego listopada i grudnia), na pamiątkę wydarzenia mającego miejsce w czasie powstania Machabeuszy, którzy po odbiciu Jerozolimy z rąk Seleucydów w 164 r. p.n.e. postanowili oczyścić świątynię po profanacji, jakiej dopuścił się w niej władca Syrii Antioch IV Epifanes. Więcej informacji historycznych można znaleźć w księgach deuterokanonicznych: 1 Mch 4,36-59; 2 Mch 1,18; 2 Mch 10,1-8. Częścią rytuału oczyszczenia miało być nieustanne (trwające osiem dni) palenie się lamp w świątyni. Jednak Machabeusze mieli niewielką ilość rytualnie czystej oliwy przeznaczonej do tych lamp. Mogło jej wystarczyć zaledwie na jeden dzień. Mimo to lampy paliły się całe osiem dni, co Żydzi odczytali jako Boże potwierdzenie (i Boży współudział) oczyszczenia świątyni. Jan w swojej relacji opisuje pobyt Jezusa podczas tego święta w Jerozolimie (por. J 10,22-42). Również Jan zrelacjonował rozmowę Jezusa z faryzeuszami (por. J 8,12-20), w czasie której PAN oświadczył, że to On jest Światłością daną temu światu (por. J 8,12). Do dzisiaj Żydzi podczas Chanuki zapalają w swych domach specjalne dziewięcioramienne chanukije (świeczniki chanukowe przypominające siedmioramienną → Menorę).
Patrz też → Jom Kippur; → Pascha, → Rosz ha-Szana; → Sukkot; → Purim; → Szawuot.
Celnik
Patrz hasło → Poborca podatków.
Cesarze rzymscy (zwani cezarami) wspomniani w NT
NT wspomina wprost lub pośrednio o sześciu rzymskich cesarzach. Byli to:
- Oktawian August – panował w latach 31 p.n.e. – 14 n.e., czyli w czasie narodzenia Jezusa – wzmiankowany w Łk 2,1 (odniesienie w Ap 17,10);
- Tyberiusz – panował w latach 14-37 n.e., czyli w czasie publicznej służby Jezusa oraz powstania pierwszej wspólnoty chrześcijańskiej – wzmiankowany w Łk 3,1 (odniesienia w Mt 22,17; Mt 22,21; Łk 23,2; Ap 17,10);
- Gajusz (Kaligula) – panował w latach 37-41 n.e. – niewzmiankowany wprost w NT (odniesienie w Ap 17,10);
- Klaudiusz – panował w latach 41-54 n.e. Wydał edykt nakazujący Żydom opuszczenie rzymskiej aglomeracji – wzmiankowany w Dz 11,28; Dz 18,2 (odniesienia w Dz 17,7; Ap 17,10);
- Neron – panował w latach 54-68 n.e. Odpowiedzialny za pierwsze prześladowania chrześcijan w Rzymie – niewzmiankowany wprost w NT (odniesienia w Dz 25,8-12; Dz 25,21; Dz 28,19; Flp 4,22; Ap 17,10);
- Wespazjan – panował w latach 69-79 n.e. Podczas jego panowania konsul Tytus Flawiusz na czele XIII legionu spacyfikował żydowskie powstanie (66-73 r. n.e.) i zrównał z ziemią świątynię w Jerozolimie (70 r. n.e.) – niewzmiankowany w NT (odniesienie w Ap 17,10).
Cesarze ci egzekwowali od podbitych narodów podatki, które również Żydzi byli zmuszeni płacić na rzecz Rzymu. Należały do nich:
- tributum – podatek pogłówny (składający się z podatków osobistego i gruntowego);
- annona – danina płacona raz do roku na utrzymanie garnizonu rzymskiego;
- publicum – podatki pośrednie, w tym taksy celne.
W celu efektywnego ściągania podatków organizowane były spisy ludności, o których czytamy w NT (por. Łk 2,1-2). Do poboru podatków Rzymianie zatrudniali przedstawicieli lokalnych społeczności, którym dawali prawo pobierania dowolnej wielkości podatków, pod warunkiem że z góry ustalone kwoty były przez nich wpłacane do kasy władz rzymskich. Taki system rodził oczywiście wielkie nadużycia (por. Łk 19,2-8) i powodował, że poborcy podatkowi (zwani także celnikami) byli znienawidzeni przez naród. Emocje, jakie budzili w Żydach, można porównać z emocjami Polaków wobec volksdeutschów na polskich terenach okupowanych przez Niemców podczas II wojny światowej.
Cesarze rzymscy (zwani cezarami) wspomniani w NT
NT wspomina wprost lub pośrednio o sześciu rzymskich cesarzach. Byli to:
- Oktawian August – panował w latach 31 p.n.e. – 14 n.e., czyli w czasie narodzenia Jezusa – wzmiankowany w Łk 2,1 (odniesienie w Ap 17,10);
- Tyberiusz – panował w latach 14-37 n.e., czyli w czasie publicznej służby Jezusa oraz powstania pierwszej wspólnoty chrześcijańskiej – wzmiankowany w Łk 3,1 (odniesienia w Mt 22,17; Mt 22,21; Łk 23,2; Ap 17,10);
- Gajusz (Kaligula) – panował w latach 37-41 n.e. – niewzmiankowany wprost w NT (odniesienie w Ap 17,10);
- Klaudiusz – panował w latach 41-54 n.e. Wydał edykt nakazujący Żydom opuszczenie rzymskiej aglomeracji – wzmiankowany w Dz 11,28; Dz 18,2 (odniesienia w Dz 17,7; Ap 17,10);
- Neron – panował w latach 54-68 n.e. Odpowiedzialny za pierwsze prześladowania chrześcijan w Rzymie – niewzmiankowany wprost w NT (odniesienia w Dz 25,8-12; Dz 25,21; Dz 28,19; Flp 4,22; Ap 17,10);
- Wespazjan – panował w latach 69-79 n.e. Podczas jego panowania konsul Tytus Flawiusz na czele XIII legionu spacyfikował żydowskie powstanie (66-73 r. n.e.) i zrównał z ziemią świątynię w Jerozolimie (70 r. n.e.) – niewzmiankowany w NT (odniesienie w Ap 17,10).
Cesarze ci egzekwowali od podbitych narodów podatki, które również Żydzi byli zmuszeni płacić na rzecz Rzymu. Należały do nich:
- tributum – podatek pogłówny (składający się z podatków osobistego i gruntowego);
- annona – danina płacona raz do roku na utrzymanie garnizonu rzymskiego;
- publicum – podatki pośrednie, w tym taksy celne.
W celu efektywnego ściągania podatków organizowane były spisy ludności, o których czytamy w NT (por. Łk 2,1-2). Do poboru podatków Rzymianie zatrudniali przedstawicieli lokalnych społeczności, którym dawali prawo pobierania dowolnej wielkości podatków, pod warunkiem że z góry ustalone kwoty były przez nich wpłacane do kasy władz rzymskich. Taki system rodził oczywiście wielkie nadużycia (por. Łk 19,2-8) i powodował, że poborcy podatkowi (zwani także celnikami) byli znienawidzeni przez naród. Emocje, jakie budzili w Żydach, można porównać z emocjami Polaków wobec volksdeutschów na polskich terenach okupowanych przez Niemców podczas II wojny światowej.
Cherubiny (cheruby)
Hebr. cheruwim – „silni”. Istoty
niebiańskie, których opis znajdujemy w Ez 1,6-28, a które prorok w końcu
zidentyfikował określeniem cheruby (por. Ez 10,20-22). Podobnie
wyglądające istoty prorok Izajasz określa jako → serafiny (por. Iz
6,2-4). To one wołają: „Święty, Święty, Święty PAN, Bóg Zastępów”. Również w
wizji Jana Apostoła w Ap 4,6-8 znajdujemy opis istot, które zwracając się do
Chrystusa zasiadającego na Tronie w Niebiosach, wołają: „Święty, Święty, Święty
PAN, Bóg Wszechwładny” (gr. HAGIOS HAGIOS HAGIOS KYRIOS HO THEOS HO
PANTOKRATOR). Jedyna różnica jest w tym, że serafiny opisywane przez
Izajasza szybują ponad Tronem, podczas gdy istoty opisane przez Ezechiela i
Jana otaczają Tron Boży w Niebiosach pośrodku jego wysokości.
O cherubach czytamy również w Rdz 3,24 oraz w Księdze Ezechiela
(głównie w rozdziale 10). Ich dwa wizerunki były umieszczone na przebłagalni –
pokrywie skrzyni przymierza (por. Wj 24,17-22; Hbr 9,4-5). Niektórzy mylnie
utożsamiają te istoty z aniołami, jednak w Biblii nigdzie nie ma wzmianki o
tym, aby były one posłańcami Boga, których misją jest służenie ludziom (por.
Hbr 1,14). Cheruby w Piśmie św. są ukazywane jako strażnicy działający na
zlecenie Wiekuistego. Być może to właśnie one strzegą wrót Otchłani (por. Mt
16,18), a tym samym i Piekła (por. 2 P 2,4).
Choroba
Stan niedoskonałości fizycznej, psychicznej lub duchowej. Według nauczania biblijnego źródłem choroby może być:
- otaczający nas świat (wydarzenia katastroficzne, skażenie środowiska, fatalne relacje społeczne etc.);
- niedoskonała natura ludzka (gr. sarks) – ludzka chciwość, nieumiarkowanie, brak równowagi życiowej i chętne popadanie w grzech, co ma istotny wpływ na ludzkie ciała (gr. soma). Stąd choroby ciała we współczesnej medycynie określane są mianem chorób somatycznych. Czasami problemy duszebne czy genetyczne wywołują problemy psychiczne. One też mogą wywoływać osobną grupę chorób zwanych psychosomatycznymi;
- działanie sił ciemności. Jezus dość często podkreślał, że szatan jest nie tylko zwodzicielem i ojcem kłamstwa (por. J 8,44), ale również sprawcą choroby (por. Łk 13,16). Widać to także w historiach Hioba (por. Hi 2,6-7), Ananiasza i Safiry (por. Dz 5,3), Elimasa (por. Dz 13,10-11), których dotknęły fizyczne cierpienia i choroby z tego powodu, że znaleźli się w mocy szatana. W tym kontekście znaczenia nabiera fraza mówiąca o „wydaniu (przekazaniu) kogoś szatanowi” (por. 1 Kor 5,5; 1 Tm 1,20). Nie ma dokładnego wyjaśnienia tego terminu, ale interpretatorzy skłaniają się do rozumienia tego jako modlitwy do Boga, by dopuścił na kimś bezpośrednie działanie szatana ku zgubie jego ciała (być może chorobie) – jak to jest uzasadnione w 1 Kor 5,5. Także w Jk 5,14-15 widzimy, iż to siły ciemności są odpowiedzialne za choroby.
Są ludzie, którzy uważają, że za wszelkimi chorobami stoją jedynie siły ciemności. Oczywiście tak nie jest. Szatan nie stoi bezpośrednio za każdą chorobą, jednak jego pośrednie oddziaływanie wynikające z tego, że wprowadził grzech na świat i skaził nim również ludzką naturę (a z nią ludzkie ciała), jest oczywiste. Choroby oraz śmierć są niezaprzeczalnymi dowodami odstępstwa od pierwotnego, doskonałego Bożego planu i destrukcyjnych skutków grzechu.
Jednym z największych kłamstw, jakie udało się szatanowi wprowadzić różnymi sposobami do ludzkiego myślenia, jest przypuszczenie, iż to Bóg zsyła choroby (za które wiele osób – co jest wręcz szokujące! – dziękuje Bogu). Bogu należy dziękować za siły, które daje do wytrwania w cierpieniach (także w chorobach), o czym pisze Apostoł Piotr w 1 P 1,4-7. Skoro BÓG JEST DOBRY (por. Mk 10,18; Łk 18,19), to żadne zło nie może pochodzić z Jego ręki (por. Mt 7,9-11; Łk 11,13). On nigdy nie zsyła chorób, a jeśli im z jakiejś przyczyny nie zapobiega, to widocznie ma swoje powody do powstrzymania się przed działaniem prewencyjnym, jak to miało miejsce w sytuacji Hioba (por. Hi 1,11-12 oraz Hi 2,5 – przekład NPD tych fragmentów znajduje się w haśle → Cierpienie). Kolejnym szatańskim zwiedzeniem było masowe przekonanie ludzi o sposobie rozumienia wypowiedzi Jezusa z Mt 10,38; Mt 16,24; Mk 8,34; Łk 9,23 mówiącym o „braniu swego krzyża” jako wyrazu „dopustu Bożego” – często postrzeganego jako ciężka choroba. Nic bardziej mylnego! Gdy Jezus wypowiadał te słowa – miesiące i lata przed swoim ukrzyżowaniem – nikt nie kojarzył ich z Jego cierpieniem. Krzyż w tamtym czasie był symbolem hańby i kary za bunt albo inną poważną nieprawość, a nie „uświęconym” podejściem do cierpienia w chorobie. Dla samego Jezusa krzyż nie był związany z chorobą i On sam nikomu czegoś takiego nigdy nie sugerował! Krzyż był dla Chrystusa symbolem hańby i cierpienia z powodu grzechu, a także zapłatą za nasz grzech, który On zdecydował się wziąć na siebie. W Jego wypadku był to również symbol posłuszeństwa Ojcu – takiego posłuszeństwa, które przekracza nawet granice śmierci (por. Flp 2,6-8). Podobnie dla naśladowców Jezusa krzyż powinien być symbolem zadania śmierci swej grzesznej naturze (por. Rz 6,5-9) oraz znakiem uwolnienia (zbawienia) z mocy grzechu i szatana, a nie Bożej kary, jak to czasami, niestety, zdarza się słyszeć z ust „religijnych” autorytetów, które dały się zwieść kłamstwom ciemności.
Choroby niebędące skutkiem działania sił ciemności wynikają z doczesnej ułomności naszych ciał albo ze skażenia otoczenia, w jakim przychodzi nam żyć. Jednak niezależnie od ich pochodzenia i zakresu, choćby były nawet najcięższe, są zawsze sygnałem, który powinien każdemu uzmysłowić, jak bardzo potrzebujemy Chrystusa jako Zbawiciela. On bowiem może uwolnić nas nie tylko z mocy, ale również od wpływu i obecności grzechu! Taką obietnicę znajdujemy w Ap 21,4. W nowym stworzeniu w Bożym Królestwie nie będzie już grzechu, a co za tym idzie – nie będzie chorób, cierpienia i łez.
Chrystus
Gr. Christos (od słowa chrio, które oznacza ceremonialne „pomazanie”, czyli „namaszczenie” olejkiem). Hebrajskim odpowiednikiem tego słowa jest ha-Maszi’ach (spolszczona wymowa: Mesjasz) etymologicznie oznaczające to samo: „Namaszczony” lub „Pomazaniec”. Sens tych znaczeń można zawrzeć w opisie „Wybrany, Posłany i Wyposażony”. W historii określenie to było i jest dalej stosowane wobec królów czy arcykapłanów, którzy z okazji koronacji czy sakry (określenie używane dla opisu namaszczenia biskupa) byli namaszczani olejkami lub krzyżmem (mieszanina oliwy i balsamu).
W NT słowo „Chrystus” odpowiada określeniu „Mesjasz” i odnosi się wprost do Jezusa z Nazaretu, w postaci którego objawił się Boży Mesjasz zapowiadany od setek lat. Chrystus jest więc przydomkiem (określeniem), a nie nazwiskiem, jak sądzą niektórzy. W czasach Jezusa nie istniała koncepcja nazwisk. Do identyfikacji osób używano albo imienia ojca (np. Jan, syn Zebedeusza; Jakub, syn Alfeusza), albo miejscowości pochodzenia (np. Szymon z Cyreny; Szymon Kananejczyk; Jezus Nazareński albo Jezus z Nazaretu), albo przydomka (np. Jezus Chrystus, Szymon zelota).
Chrystus w Starym Testamencie
Zgodnie z wypowiedzią Jezusa z J 5,39
nie tylko NT, ale cała Biblia jest świadectwem o Nim. W związku z tym
odczytywanie ST powinno odbywać się również z tej perspektywy. W ST informacje
na temat Chrystusa można podzielić na trzy grupy:
1. Typy (symbole) w postaci osób, przedmiotów
czy wydarzeń;
2. Chrystofanie (objawienia się Chrystusa);
3. Proroctwa mesjańskie.
Jeśli chodzi o pierwszą grupę obrazów
Chrystusa, to w ST znajdujemy ogromną liczbę symboli, które zapowiadały dzieło
odkupienia, jakie w przyszłości miało zostać dokonane przez Chrystusa. Należą
do nich choćby liczba lat Izaaka, w chwili gdy miał być złożony w ofierze przez
Abrahama, albo obraz baranka, którego Bóg dał Abrahamowi jako ofiarę zastępczą
za Izaaka. Znamienne jest to, że ów baranek był uwięziony głową w kolczastych
chaszczach ciernistego krzewu. Innym symbolem była nie tylko sama budowa, ale i
funkcja poszczególnych przedmiotów w namiocie spotkania, który był niesiony
przez naród Izraela przez pustynię. Każdy jeden element symbolizował
zapowiadaną Osobę i dzieło Chrystusa (np. lud, w osobie arcykapłana, mógł się
spotykać z Bogiem tylko w JEDNYM miejscu w namiocie spotkania, a do tego
namiotu było tylko JEDNO wejście – Jezus w J 14,6 ujawnia, że jest JEDYNĄ Drogą
do Boga). Takimi typami (symbolami) Stary Testament jest wprost przepełniony, a
czytanie Tory, Pism czy Proroków bez zdolności dostrzeżenia całego tego
bogactwa jest zwykłym marnowaniem czasu. O tym właśnie mówi komentarz Apostoła
Pawła zawarty w 2 Kor 3,14-16. Omówienie wszystkich symboli lub choćby tylko
ich wyliczenie przekracza jednak zakres tego podręcznego komentarza, zasługuje
bowiem na osobne potężne opracowanie.
Jeśli chodzi o drugą grupę obrazów Chrystusa w ST, to mamy wielkie
bogactwo opisów osobistych objawień Chrystusa takim ludziom jak: Abraham (por.
Rdz 18; Rdz 22), Hagar (por. Rdz 16; Rdz 21), Jakub (por. Rdz 32; Rdz 48),
Mojżesz (por. Wj 3; Wj 33; Lb 12), cała społeczność Izraela (por. Wj 13; Wj 14,
Wj 23; Iz 63; Sdz 2), Balaam (por. Lb 4), Jozue (por. Joz 5), Gedeon (por. Sdz
6), Manoach, ojciec Samsona (por. Sdz 13), Samuel (por. 1 Sm 3), trzej
młodzieńcy w płonącym piecu (por. Dn 3), Izajasz (por. Iz 6), Daniel (por. Dn
10), Ezechiel (por. Ez 9; Ez 10). W podanych miejscach ST Chrystus jest
określany metonimicznie (zastępstwo określeń) jako: „Anioł PANA” („Anioł
PAŃSKI” – por. Rdz 32,25-31; Wj 3,2) albo „PAN” jak w Rdz 18,1 czy jako
Melchizedek (por. Hbr 7,1-3). Kluczem do rozróżnienia tego, czy pojawienie się
anioła było objawieniem samego Chrystusa, czy jakiegoś służebnego anioła, była
zawsze reakcja tej postaci na hołd, jaki składali jej ludzie. Każdy anioł
służebny zawsze zabraniał składania sobie czci, wskazując, iż należy się ona
jedynie Bogu. To samo widzimy w NT (por. Ap 19,10; Ap 22,8-9). Także w NT
znajdujemy potwierdzenia tego, że wiele starotestamentowych angelofanii było
tak naprawdę chrystofaniami, np.: opis z szóstego rozdziału Księgi Izajasza
jest potwierdzony zapisem J 12,39-43, opis zaś z szóstego rozdziału Księgi
Daniela jest potwierdzony zgodnym opisem z Ap 1. Dostępne są także
wewnętrzne świadectwa ST, jak np. w Księdze Izajasza, w której czytamy:
„Nigdy też żaden anioł ich nie wybawił, lecz On sam to czynił[1], gdyż działał osobiście. W swej miłości i w swoim wielkim miłosierdziu
ratował ich, podnosił i w objęciach chronił, aby ich wprowadzić do swojej
wieczności” (Iz 63,9 NPD). Symbolika zapisu starohebrajskiej litery taw,
którą mężczyzna w lnianej szacie, opisany w Ez 9,2-4, oznaczał „czoła tych
wszystkich, którzy boleją z powodu grzechów, jakie widzą wokół siebie” (Ez 9,4
NPD), jest bliska wizerunkowi krzyża (podobnie jak polska litera t). Jeśli
chodzi o trzecią grupę obrazów Chrystusa w ST, to znajdujemy tam ponad 300
proroctw mesjańskich zapowiadających Jezusa oraz podających mnóstwo szczegółów
z Jego przyszłego ziemskiego życia. Zostały one krótko wyliczone wraz ze
wskazaniami ich spełniania się w NT w osobnym artykule tego Komentarza →
Proroctwa mesjańskie w ST.
Gdy po swoim zmartwychwstaniu Jezus szedł z dwoma uczniami drogą do Emaus,
wyłożył im, co w Pismach żydowskich było o Nim napisane (por. Łk 24,25-27 –
pewnie z racji czasu były to jedynie zasadnicze elementy). Niestety, ludzie ci
niczego nie zapisali i to nauczanie Chrystusa zostało bezpowrotnie utracone.
Ciekawy wgląd w rzeczywistość bytu Chrystusa – zanim nastąpiło Jego
wcielenie w osobę Jezusa z Nazaretu – znajdujemy w wypowiedzi Szczepana w Dz 7,35-38
w powiązaniu z Dz 7,52-53, a także z 1 Kor 10,4 i J 8,58. Wynika z niej, że
Jezus Chrystus istniał od zawsze w Bożej postaci jako JHWH, który w
różnych sytuacjach objawiał się w różny sposób. Takie wnioski wynikają także z
Flp 2,6-11 i Kol 1,11-20 w porównaniu z Ap 1,8. Niezwykle trudny, wręcz
niepojmowalny dla ludzi, jest fakt, że Jedyny Bóg (por. Pwt 4,35; Pwt 6,4; 1
Krl 8,60; Iz 45,5-6; Iz 45,14; Iz 45,18; Iz 45,21; Iz 46,9; Oz 13,4; Jl 2,27;
Dz 4,12; Flp 2,6; Ap 1,8) może objawiać się w różnych postaciach (→ Natura
Boga) – zarówno duchowych, jak i materialnych. Zawsze jednak objawia przy tym
swe cechy osobowe (wola, emocje, charakter).
W myśleniu żydowskim ugruntowała się postawa przerażenia i wielkiej
bojaźni związana z Osobą Boga JHWH, który czasami objawiał się w
zmaterializowanej postaci. Wynikało to z ich doświadczenia pod górą Horeb
(identyfikowaną również jako góra Synaj), gdzie Mojżesz najpierw został
powołany do Bożej służby, a później odebrał kamienne tablice z przykazaniami
(por. Dz 7,32; Hbr 12,18-21). Z tego powodu religijni przywódcy Izraela nie
dopuszczali nawet myśli, że JHWH mógłby się objawić w cielesnej postaci
jako człowiek. Uważali, że Jego świętość sprowadziłaby wówczas śmierć na
wszystkich dookoła. Tymczasem Jezus przyszedł nie po to, by uśmiercać, ale by
dać ludziom Życie i ochronić ich od wiecznej Śmierci. Jednak stereotypy
myślenia na temat Boga były w myśleniu politycznych i religijnych przywódców
Izraela silniejsze i sprawiły, że odrzucili Jezusa. Ich myślenie było zamglone
i tak mocno związane strachem, że nawet zabraniali wypowiadania imienia Bożego.
Zastępowali je określeniem Haszem (Imię). Na przełomie II i III w. n.e.
(tzn. po ostatecznym odłączeniu judaizmu od chrześcijaństwa) dokonali również
zmiany w żydowskim wyznaniu wiary Szema‘ Israel!, które przeredagowali i
tetragram JHWH zastąpili określeniem „Wiekuisty”.
Chrzest
Słowo „chrzest” w języku polskim wywodzi się od słowa „Chrystus” i zasadniczo nie ma etymologicznego powiązania z praktyką zanurzania w wodę, która w tradycji żydowskiej została mocno rozwinięta przez Jana zwanego Chrzcicielem (tzw. chrzest Janowy). W tradycyjnych przekładach NT słowo „chrzest” pojawia się wszędzie, gdzie występuje termin gr. baptidzo („zatopienie” [w czymś], „zanurzenie”, „nasiąknięcie”, „przesiąknięcie”, głębokie „nasycenie” [czymś]). Starożytne zastosowanie tego słowa zawsze wiązało się z czynnością o długotrwałym charakterze). W NPD słowo „chrzest” pojawia się tylko tam, gdzie słowo baptidzo występuje w syntaktycznym związku ze słowem gr. hydor („woda”). Jeśli zaś występuje ono w syntaksie ze słowem „imię” (które w kulturze hebrajskiej było metonimią charakteru lub innych cech danej osoby), wówczas w NPD sięga do źródeł etymologicznych i przedstawia je w znaczeniu procesu „nasiąkania charakterem”. W tekście zasadniczo odnosi się to do długoterminowego procesu nasiąkania cechami charakteru Jezusa Chrystusa. W NT występuje także słowo gr. bapto („zanurzenie”, „zamoczenie”). W odróżnieniu od baptidzo opisuje ono czynność chwilową (krótkotrwałą).
Patrz też → Zanurzenie.
Chrześcijanin w świecie
Biblijne chrześcijaństwo ma jednocześnie charakter ekskluzywny i inkluzywny. Jego ekskluzywność bazuje na oświadczeniu Jezusa, że do Boga i do zbawienia nie ma żadnej innej drogi jak tylko przez Niego (por. J 14,6; 1 J 5,20) i tylko w Nim (por. Rz 3,24; Rz 6,23; Rz 8,1-2). Natomiast inkluzywność biblijnego chrześcijaństwa polega na tym, że Jezus przelał swoją krew na krzyżu, płacąc za grzech całego świata, w związku z tym każdy człowiek, który opamięta się (zawróci na swej drodze życiowej w myśleniu i postępowaniu) i podda się całkowicie Bogu w Chrystusie, może skorzystać ze ZBAWIENIA W CHRYSTUSIE, a więc z:
- uwolnienia i odkupienia (wydarzenie jednorazowe – por. Kol 2,13-14),
- oczyszczenia z grzechu (proces uświęcenia – por. Hbr 12,14), i jeśli w tym wytrwa (por. 2 Tm 2,12), z
- wiecznej społeczności z PANEM w Bożym Królestwie (por. J 14,1-6), w którym
- nie będzie już ani grzechu, ani śmierci, ani łez, ani chorób, ani jakiegokolwiek zła
(por. Ap 22,3-5).
I nie ma tu żadnego wykluczenia – każdy człowiek, bez żadnego wyjątku, który przyjmie Boży plan rozwiązania problemu grzechu, może zostać zbawiony niezależnie od tego, jak podłe, fałszywe, nikczemne czy przestępcze życie prowadził wcześniej. Bóg pragnie zbawienia każdego człowieka (por. 1 Tm 2,4), ale nikomu siłą go nie narzuca.
Zrozumienie powyższych prawd prowadzi nas do wniosku, że wszelkie siłowe narzucanie jakiejkolwiek religijności (włącznie z chrześcijańską czy żydowską, nie wspominając już o islamskiej, buddyjskiej, hinduskiej czy jakiejkolwiek innej, które nie mają nic wspólnego z prawdziwym Bogiem), niezależnie od tego, pod jaką etykietą (katolicką, protestancką czy prawosławną) jest prowadzone, nie pochodzi od Boga i z Chrystusem nie ma absolutnie nic wspólnego. Bożym planem nie jest podbijanie świata przy użyciu siły, podstępu, ideologii, polityki, pieniędzy czy jakiegokolwiek prawa religijnego. On zaplanował podbicie serc ludzi za pomocą swego Słowa i Ducha, tak aby oni w swoim myśleniu odwrócili się od systemu wartości tego świata (jednak bez izolowania się od niego) i całą swoją uwagę skupili na pełnieniu woli Ojca, tak by podobać się tylko Jemu. Dlatego Jego Słowo dokonało Wcielenia i w osobie Jezusa z Nazaretu przyszło na ten świat, aby radykalnie, lecz bez użycia przemocy przeciwstawić się temu światu. Prawdziwe uczniostwo Chrystusowe polega również na tym, że – jeśli trzeba – prowadzi do rezygnacji ze szczęścia w rozumieniu tego świata czy nawet oddania doczesnego życia w imię pozostania wiernym Chrystusowi (wcielonemu Słowu Boga). Z tego powodu chrześcijanie z prawdą Bożego Słowa w sercach i na ustach powinni być obecni na scenie tego świata, a nie chować się po kątach, oddając pole władcy ciemności i jego sługom bez walki (toczonej duchowo, społecznie i medialnie). Uczniowie Jezusa nie mogą pozostawać odcięci od tego, co dzieje się w państwie i społeczeństwie, w którym żyją.
Oczywiście słuszny jest postulat rozdziału państwa od instytucjonalnego kościoła (bez względu na wyznanie). Wiemy bowiem z historii, jak wielkim wypaczeniom nauczania Chrystusa i deprawacji życia w wymiarze społecznym sprzyjało łączenie stanowisk kościelnych i państwowych czy też uzyskiwanie korzyści finansowych z obu tych źródeł. Jednak poglądu o zasadności rozdziału kościoła od państwa – jako społecznej struktury, w której żyjemy – nie można wykorzystywać w celu uzasadniania i głoszenia rozdzielności codziennego życia od wiary, którą wyznajemy. Taka postawa byłaby nie tylko odstąpieniem od Chrystusa, lecz wręcz deklaracją zdrady wobec Niego, gdyż wiązałaby się z odrzuceniem wielkiego nakazu misyjnego, który Jezus swoim uczniom pozostawił do realizacji aż do zakończenia obecnego świata (por. Mt 28,18-20), czyli do dnia Jego powtórnego przyjścia na Ziemię.
Chrystus i Apostołowie nigdy nie oczekiwali od uczniów rezygnacji z obecności w świecie (por. J 17,15), lecz wzywali ich, by nie identyfikowali się ze światem i jego wartościami (por. Jk 4,4; 1 J 2,15). Mają być w świecie: Chrystusowym świadectwem (por. Łk 24,48-51; Dz 1,8; Dz 2,32), Jego wonnością (por. 2 Kor 2,15), Jego solą i światłością (por. Mt 5,13-14).
Ciało
W popularnych polskich przekładach NT słowem „ciało” oddaje się zwykle greckie sarks oraz soma. Jednak ich oryginalne znaczenie jest różne. O ile w grece antycznej można znaleźć pewne analogie do stosowania słów sarks oraz soma w odniesieniu do ludzkiego ciała, o tyle w → grece koine używanej w NT nie ma już tego rodzaju zbieżności. Angielskie przekłady lepiej radzą sobie z rozróżnieniem tych terminów, używając odpowiednio: body i flesh. W przekładzie NPD staraliśmy się uporać z tym wyzwaniem translatorskim przez zróżnicowanie tłumaczenia odpowiednio na „ciało” i „stara grzeszna natura”.
W NT soma opisuje żywe ciało w rozumieniu organiczno-fizycznym. Dosłownie chodzi o powłokę cielesną (wręcz „mięso”) istoty żyjącej (człowieka czy zwierzęcia), coś dotykalnego i materialnego (por. np. Mt 5,29-30; Mt 10,28; Mk 5,29; Łk 11,34; J 2,21; Dz 9,40; Rz 1,24; 1 Kor 5,3; Hbr 10,5; Jk 2,16; 1 P 2,24; Jud 9; Ap 18,13), nawet materię planet (por. 1 Kor 15,40). W odniesieniu do zwłok zastosowanie ma termin ptoma („martwe ciało”, „trup”, „padlina” – por. Mt 14,12; Mt 24,28; Mk 6,29; Mk 15,45; Ap 11,8-9).
Z kolei słowo sarks opisuje grzeszną ludzką naturę, która krok po kroku zmierza do zniszczenia (fizycznego unicestwienia). Jest to przyrodzona każdemu człowiekowi biologiczna i zmysłowa skłonność do przeżywania życia w ramach fizycznego popędu (cielesność), którą to inklinację wszyscy ludzie dziedziczą po Adamie (por. Rz 8,3-13; Ga 5,13-19). Skłonność ta cechuje się nastawieniem na fizyczność i biologiczność w codziennym życiu (gr. bios).
Patrz też → Soma i sarks; → Nowa i stara natura człowieka; → Ciało Chrystusa.
Ciało Chrystusa
Określenie „Ciało Chrystusa” (gr.
soma Christu) zostało w Biblii użyte po raz pierwszy przez Apostoła Pawła,
który – pisząc swoje listy do gmin chrześcijańskich – używał go do
scharakteryzowania lokalnej społeczności wierzącego ludu (por. 1 Kor 12,27)
żyjącego Słowem i Duchem Jezusa Chrystusa.
Paweł – świetnie wykształcony rabin żydowski, który nawrócił się wskutek
osobistego spotkania ze zmartwychwstałym Chrystusem – otrzymał od Niego
wyjaśnienie wielu tajemnic Bożych (por. Ef 3,3; 1 Kor 2,7; 1 Kor 15,51; 2 Kor
12,4; Ef 1,9; Ef 3,9; Kol 1,26). Przekazując te tajemnice ludowi Bożemu,
wyraźnie nauczał, że każda lokalna społeczność wierzących polegających na
Chrystusie i trwających w Jego Słowie i Duchu Uświęcenia jest rzeczywistym
Ciałem Chrystusa (por. 1 Kor 12,27). Niektórzy z teologów starają się zmienić
tę biblijną prawdę na określenie „mistyczne Ciało Chrystusa”, lecz Apostoł
Paweł nigdy nie użył takiego określenia. Wręcz przeciwnie – traktował społeczność
wierzących (każdy lokalny kościół) jako rzeczywiste Ciało Chrystusa. Nie ma
żadnej wątpliwości, że określenie soma Christu, którym się posługiwał
(gr. słowo soma opisuje ciało fizyczne, dosłownie „mięso”), oznacza
fizyczne (zmaterializowane) Ciało Chrystusa mające również poszczególne swoje
części (por. 1 Kor 6,15). Prawdą tą dzielił się z wierzącymi przy każdej okazji
(por. Rz 12,5; Ga 3,28; Ef 1,23; Ef 4,12; Kol 1,18; Kol 1,24).
Traktowanie kościoła lokalnego jako mistycznego Ciała Chrystusa jest błędem
teologicznym, który wypływa z nieadekwatnego użycia samego terminu „mistyczny”,
a także z niekontekstualnego odczytania tekstu biblijnego. Mistycyzm jest
terminem wieloznacznym, opisującym doświadczenia religijne polegające na
doznaniach, które człowiek uznaje za ingerencję niematerialnej i pozazmysłowej
rzeczywistości, rozumianej w rozmaitych systemach religijnych w różny sposób. W
religiach monoteistycznych ta transcendentna rzeczywistość jest identyfikowana
z Bogiem, a w religiach politeistycznych traktowana jest jako pozazmysłowa,
panteistyczna Jednia, która – będąc niewidzialną częścią rzeczywistości –
wyraża się rozlicznymi emanacjami w świecie widzialnym. Jednak chrześcijaństwo
biblijne nie jest religią, więc posługiwanie się w jego ramach określeniem
„mistyczny” jest błędem. Chrześcijaństwo biblijne zupełnie nie pasuje do
podstawowego kryterium definicyjnego religii, gdyż samo w sobie nie jest
systemem wierzeń ani zachowań religijnych, których celem jest wskazanie
człowiekowi, jak obłaskawić bóstwo, aby uzyskać jego przychylność i oczekiwane
korzyści (np. zbawienie). Religie w sensie ogólnym służą radami, jak
przypodobać się bóstwu, podczas gdy biblijne chrześcijaństwo nie jest
nastawione na takie rady czy wskazówki, ale jest prostą wiadomością, i to Dobrą
Wiadomością, o tym, czego dokonał Bóg w Chrystusie. Wiadomości nie da się
praktykować – można ją jedynie przyjąć z zaufaniem i celebrować z zachwytem lub
odrzucić, uważając za niewiarygodną. Ta konkretna Dobra Wiadomość nie traktuje
o tym, co ludzie powinni robić, by uzyskać przychylność Boga i otrzymać od
Niego zbawienie, ale o tym, czego Bóg dokonał w Chrystusie raz na zawsze dla
zbawienia każdego człowieka. W tym właśnie sensie nie można kwalifikować
biblijnego chrześcijaństwa jako religii. Chrześcijaństwo w biblijnym ujęciu
jest po prostu osobistą relacją ze zwycięskim, zmartwychwstałym Chrystusem.
Oczywiście istnieją środowiska teologiczne, które wywodzą z Biblii
przekonania prowadzące do praktykowania obrzędowości formalnej i czynią z
chrześcijaństwa, wbrew woli Jezusa (por. J 4,21-23), typowy system religijny. To
właśnie reprezentanci tych środowisk, na potrzeby swoich systemów
doktrynalnych, rozpropagowali koncepcję „mistycznego Ciała Chrystusa”,
sprawiając, że przeciętny współczesny czytelnik Pisma św. przestał rozumieć, iż
społeczność wierzących jest faktycznym i rzeczywistym Ciałem Chrystusa. Takie
rozumienie istoty lokalnego kościoła jest kluczem do włączenia się każdego
człowieka w Boży plan zbawienia, który powinien być obwieszczony wszystkim
ludziom na Ziemi. Bez wątpienia to, że każda lokalna społeczność wierzącego
ludu (lokalny kościół) jest Ciałem Chrystusa, jest nadzwyczajnym Bożym cudem.
Ta rzeczywistość została zaplanowana w celu realizacji dzieła Wielkiego
Posłannictwa (por. Mt 28,19-20). Jezus, przebywając na Ziemi, był bowiem
limitowany możliwościami ludzkiego ciała – w danym momencie mógł być tylko w
jednym miejscu. Nie wchodziło więc w rachubę, by w rozsądnym czasie mógł
osobiście obejść całą Ziemię, ukazując wszędzie swoją świętość i głosząc Dobrą
Wiadomość o Bożym Królestwie. Jednak Duch Chrystusa takich ograniczeń nie ma.
Dlatego PAN po swoim wniebowstąpieniu zesłał Go, by napełnił wszystkich uczniów
Słowem Chrystusa i poprowadził ich w swej mocy do najbardziej odległych zakątków
Ziemi. Dodatkowo jest cudowne, że On może to czynić jednocześnie wobec wielu
uczniów Jezusa, niezależnie od tego, gdzie się aktualnie znajdują. W taki
właśnie nadprzyrodzony sposób Chrystus w swoim Ciele dociera teraz do ludzi we
wszystkich zakątkach naszej planety, realizując zapowiedź (odnotowaną w J
14,12), iż Jego uczniowie będą kontynuować Jego dzieło, czyniąc to nawet w
większym i szerszym zakresie niż On sam.
Podczas pobytu na Ziemi Jezus złożył swe fizyczne ciało (gr. soma)
jako ofiarny Boży Baranek (baranki paschalne składane przez wieki w ofierze
były jedynie zapowiedzią Jego ofiary) za grzech świata. Był to nie tylko finał
Jego służby, ale i deklaracja, że ofiara Jego fizycznego ciała raz złożona na
krzyżu stanie się po wszystkie czasy wieczystą ofiarą za grzech świata (por. Hbr
9,27; Hbr 10,14). Żadne ofiary nie będą już więcej wymagane ani potrzebne.
Jezusowi bez wątpienia zależało, by po Jego odejściu uczniowie, trwając w
jedności (por. J 17,11; J 17,21-22) i tworząc Jego Ciało napełnione i
prowadzone Jego Duchem, udali się do wszystkich ludów i narodów świata, głosząc
im Dobrą Wiadomość o ratunku (zbawieniu), który jest w Nim dzięki tej jednej
ofierze Jego ciała.
Wierzący, gdy gromadzą się podczas tzw. Wieczerzy PAŃSKIEJ, w czasie
której dzielą się jednym chlebem, czynią to na znak, że razem, jako społeczność
w jedności, stanowią żywe Ciało Chrystusa, którego Głową jest sam Jezus (por.
Ef 4,15; Kol 1,18), a duchem – Duch Chrystusa (por. Rz 8,9-11; 1 Kor 1,10; 2
Kor 13,13). Kto tego nie rozumie i postępując niegodnie (pijaństwo, obżarstwo,
kłótnie, podziały), lekceważy swoim zachowaniem społeczność wierzących – a więc
zachowuje się niegodnie wobec Ciała PAŃSKIEGO – ten otrzymuje od Apostoła Pawła
napomnienie zawarte w 1 Kor 11,27. To oświadczenie Paweł zapisał w kontekście
problemów, jakie gnębiły kościół w Koryncie. Największym z nich było oderwanie
wiary części jego członków od postawy ofiarnej Bożej miłości wobec braci i
sióstr w wierze, z którymi w jedności Ducha i Słowa Chrystusa tworzyli Ciało
Chrystusa. Niektórzy chrześcijanie przestali widzieć PANA w swoich braciach i
siostrach w wierze, przestali rozumieć, kto jest Ciałem Chrystusa (por. Mt
25,40 oraz Dz 9,4-5), a być może nawet zaczęli uważać, że Ciałem Chrystusa jest
coś innego. Do takich ludzi Apostoł skierował ostrzeżenie. Uwaga ta jest
również ważnym pouczeniem, iż podążanie drogą zbawienia jest wysiłkiem
społecznościowym, a nie tylko „indywidualnym wyczynem” człowieka, ponieważ
ofiarną Bożą miłość do braci i sióstr w Chrystusie można praktykować i
zweryfikować jedynie w społeczności wierzących.
Tajemnica kościoła, czyli żywego, widocznego Ciała Chrystusa, to jedna z
największych tajemnic Bożego objawienia w Chrystusie, która dla świata
pierwszego wieku była absolutnie rewolucyjna. Paweł głosił ją jako część Dobrej
Wiadomości o ratunku w Chrystusie. Nauczał tego, czego dowiedział się od samego
Chrystusa podczas objawienia w drodze do Damaszku (por. Dz 9,5). Sam Jezus w
trakcie swej ziemskiej działalności przedstawiał tę prawdę w kontekście Sądu
Ostatecznego (por. Mt 25,40-46). Każdy naśladowca Jezusa musi zrozumieć tę
wielką Bożą prawdę: „Twój brat w Chrystusie jest w duchowym sensie żywym
Chrystusem, który mieszka w twoim bracie!”. Dlatego mamy traktować braci w
wierze jak samego Chrystusa. Taki jest zresztą sens i wymiar kościoła –
lokalnej społeczności wierzących, która jest żywym, widzialnym Ciałem
Chrystusa. W Chrystusie wszyscy są równi, nikt nie jest uprzywilejowany ani
„bardziej” wybrany. W Chrystusie nie mają znaczenia ani pochodzenie etniczne,
ani tradycja religijna, z której się ktoś wywodzi; nie mają znaczenia płeć,
stan społeczny czy majątkowy; nie mają znaczenia zajmowana pozycja zawodowa ani
jakakolwiek zależność służbowa. Wszystko zaś, co czynimy wobec najmniejszego z
braci w wierze (niezależnie od tego, czy chodzi tu o pozycję we wspólnocie, czy
o stopień zaufania Bogu), czynimy wobec samego Chrystusa (por. także 2 Kor
13,5).
Autor Listu do Hebrajczyków w Hbr 10,24-25 podkreśla ogromną wagę
Ciała Chrystusa jako zgromadzenia wierzących (społeczności wierzących,
lokalnego kościoła). Ponieważ ludzie prawdziwie ufający Słowu Chrystusa i
trwający w jedności Ducha Chrystusa (Ducha Uświęcającego) tworzą jeden organizm
– Ciało Chrystusa – to razem, mocą PANA, mogą lepiej wzrastać i służyć sobie
wzajemnie w postawie ofiarnej Bożej miłości (gr. agape). Mogą także
wzajemnie się napominać i strzec przed błędami czy odstępstwem, gdyż nie każdy,
kto twierdzi, że jest chrześcijaninem (czyli częścią żywego Ciała Chrystusa),
jest nim naprawdę. Chrześcijaninem jest tylko ten, kto TRWA W CHRYSTUSIE, to
znaczy trwa w jedności z Nim:
1) w Jego działaniu – przez
dążenie do Jego świętości (trwa w Jego Bożym Duchu Uświęcenia, a więc unika
grzechu);
2) w Jego myśleniu – przez
sycenie się Jego sposobem myślenia (trwanie w Jego Słowie, tzn. Jego nauczaniu
i ofiarnej postawie Bożej miłości wobec braci w wierze) oraz
3) w Jego Ciele – przez trwanie w
społeczności ludzi, którzy tworzą żywe Ciało Chrystusa na Ziemi i budują to
Ciało, głosząc Dobrą Wiadomość o ratunku w Chrystusie.
W NT żywe Ciało Chrystusa jest nazywane
również „wybranką i oblubienicą Chrystusa”. Tak właśnie Apostoł Jan nazywa
pojedynczą lokalną wspólnotę chrześcijańską w 2 J 1 i w 2 J 13. W niektórych
przekładach występuje tam słowo „Pani” jako określenie społeczności wierzących.
W oryginale użyte jest gr. kyria (od tytułu gr. Kyrios – PAN,
który odnosi do Chrystusa). Chodzi zatem o spersonifikowane określenie
społeczności wierzących, która jest poślubiona Kyriosowi. Członkowie tej
społeczności nazwani zostali przez Jana jej dziećmi (w NPD „wierzącymi” lub
„dziećmi Bożymi”). Obraz ten jest spójny z nauczaniem zarówno samego Jezusa,
jak i Jego Apostołów, którzy często przedstawiali żywe Ciało Chrystusa (społeczność
wierzących, lokalny kościół) jako oblubienicę Chrystusa (por. Mt 9,15; Ef
5,22-32). Kościół rzymskokatolicki wykorzystał słowo kyria jako rdzeń
słowotwórczy do stworzenia administracyjnej nazwy instytucji zarządzającej
diecezją, podległej lokalnemu biskupowi – „kuria” (biskupia).
Patrz
też → Wieczerza PAŃSKA.
Cierpienie
Temat cierpienia jest obecny w wielu miejscach Biblii. Najdobitniej wyjaśniony jest na przykładzie męki Jezusa Chrystusa, jednak najbardziej wyeksponowane rozważania na ten temat znajdujemy w Księdze Hioba – najstarszej księdze ST. Badania wskazują, że księga ta powstała jeszcze przed spisaniem Pięcioksięgu. Można w niej dostrzec wielką Bożą mądrość i Opatrzność. Właśnie w niej Bóg ujawnił, jak powinniśmy postrzegać problem cierpienia w całym Piśmie św. Tam, gdzie ono występuje, pojawia się wskutek bezpośredniego działania sił ciemności albo jako bliższe lub dalsze konsekwencje grzechu. Nawet jeśli Bóg zapowiada cierpienia, wcale nie znaczy, że to On będzie tworzył wspomniane cierpienia, ale wskazuje na źródła takich konsekwencji. Znajdujemy w Biblii opisy, w których Bóg otacza ludzi swoją ochroną, ale i takie, w których – z różnych powodów – nie daje im ochrony lub ją cofa. Aby lepiej to zrozumieć, przyjrzyjmy się przekładowi dynamicznemu trzech fragmentów z Księgi Hioba kluczowych dla tej sprawy.
- Hi 1,6-12 (NPD):
Pewnego dnia, gdy aniołowie Boży przybyli, by stawić się przed PANEM, przybył z nimi także szatan[1]. A PAN spytał szatana:
— Skąd przybywasz?
Szatan zaś, odpowiadając PANU, rzekł:
— Wędrowałem po całej Ziemi i przyglądałem się wszystkiemu, co się na niej dzieje.
Wtedy PAN go zapytał:
— A czy zwróciłeś uwagę na mojego sługę Hioba? Nie ma bowiem na Ziemi nikogo takiego jak on. To człowiek bez zarzutu, prawy, szanujący mnie i stroniący od zła.
Wówczas szatan tak odpowiedział PANU:
— Hiob czci Ciebie, lecz nie bez powodu. Czyż Ty nie chronisz przed złem jego samego, całego jego domu i wszystkiego, co do niego należy? Błogosławisz pracy jego rąk, a także jego stadom, tak iż obficie się rozmnażają na jego ziemi. Lecz gdybyś tylko swoją ręką uderzył w to, co on posiada, to Hiob z pewnością rzuciłby Tobie w twarz swoje przekleństwo[2]!
Lecz PAN tak odpowiedział szatanowi:
— Nie uczynię tego, lecz nie przeciwstawię się temu, abyś ty poddał go próbie. Ze wszystkim, co do niego należy, możesz uczynić, cokolwiek chcesz, lecz jego samego nie wolno ci tknąć!
Wtedy szatan odszedł od PANA.
- Hi 1,16 (NPD):
Gdy on jeszcze to mówił, przybiegł inny posłaniec z wieścią:
— Ogień z Niebios, od Boga, spadł i pochłonął twoje owce i twoje sługi. Tylko ja ocalałem, by ci o tym opowiedzieć[3].
- Hi 2,1-7 (NPD):
I znowu, gdy pewnego dnia aniołowie Boży przybyli, by stawić się przed PANEM, przybył z nimi także i szatan. Wówczas PAN spytał szatana:
— Skąd przybywasz?
A szatan, odpowiadając PANU, rzekł:
— Wędrowałem po całej Ziemi i przypatrywałem się wszystkiemu, co się na niej dzieje.
Wtedy PAN go zapytał:
— Czy zwróciłeś uwagę na mojego sługę Hioba? Nie ma bowiem na Ziemi nikogo takiego jak on. To człowiek bez zarzutu, prawy, szanujący mnie oraz stroniący od zła. I pozostał on człowiekiem prawym, mimo że skłoniłeś mnie do tego, bym – bez powodu – cofnął moją nad nim ochronę i pozwolił tobie dotknąć go nieszczęściem.
Wtedy szatan odparł PANU:
— Skóra za skórę – jak Ty postępujesz wobec niego, tak samo i on odwdzięcza się Tobie. Każdy jest gotów oddać wszystko, co ma, byle móc tylko ocalić swoje życie. Gdybyś jednak uderzył go swoją ręką, tak by stracił on zdrowie, to z pewnością rzuciłby przekleństwo prosto w Twoją twarz[4]!
Lecz PAN ponownie, jak wcześniej, odparł szatanowi:
— Nie uczynię tego, lecz nie przeciwstawię się temu, abyś ty poddał go próbie. Możesz uczynić z nim, cokolwiek chcesz, lecz nie pozwalam ci pozbawić go życia!
Odszedł szatan od PANA i dotknął Hioba straszliwą chorobą, tak iż całe jego ciało, od stóp po czubek głowy, pokryło się złośliwymi wrzodami[5].
Także prorok Izajasz potwierdza, że Bóg nigdy nie był źródłem cierpienia swego ludu:
A gdy tylko spotykało ich jakieś cierpienie,
On również cierpiał i śpieszył im z pomocą,
lecz sam nigdy nie był sprawcą ich ucisku[6].
Nigdy też żaden anioł[7] ich nie wybawił,
lecz On sam to czynił[8] – działał osobiście.
W swej miłości i w swoim wielkim miłosierdziu
ratował ich, podnosił i w objęciach chronił,
aby ich wprowadzić do swojej wieczności. (Iz 63,9 NPD)
Z przytoczonych fragmentów wynika, że Bóg nie jest źródłem cierpienia, jednak ono pojawia się tam, gdzie zaczyna brakować Bożej obecności lub opieki. Tak samo ma się rzecz z duchową ciemnością. Bóg nie jest jej twórcą, lecz ona zjawia się wszędzie tam, gdzie ludzie odcinają się od Jego Światłości. Źródłami cierpienia w doczesności są:
1) grzech,
2) świat,
3) osobowe siły ciemności.
Grzech odcina człowieka od doskonałości planu Bożego stworzenia. Jego wejście na świat przyniosło konsekwencje nie tylko w postaci śmierci cielesnej czekającej każdego człowieka, lecz także w postaci chorób i postępującego w czasie zniszczenia wszystkiego, co materialne. Stąd wzięły się starzenie ciał ludzkich i ich poszczególnych narządów, degeneracja komórek i zaburzenia funkcji organicznych.
Świat jest pojęciem, które w Biblii reprezentuje sposób myślenia sprzeciwiający się Bogu i wcale nie odnosi się do środowiska naturalnego, które w tej Księdze nazywane jest „stworzeniem”. Świat jako kompleksowy system myślenia wrogi Bogu sprawia, iż człowiek jest odciągany od pozytywnych norm i zasad wskazywanych przez Najwyższego i zachęcany do zagłębiania się w destrukcji i zniszczeniu. Z tego powodu świat wpływa niszczycielsko nie tylko na morale ludzi (chciwość, żądza władzy, niemoralność etc.), lecz także na stworzenie (degradacja środowiska naturalnego, rabunkowa gospodarka ziemią i surowcami, wyniszczanie flory i fauny, niszczenie atmosfery etc.). Niewątpliwie destruktywne działanie grzechu, wzmacniane przez niszczące działanie świata, tylko nasila skalę cierpień spotykających ludzi (powstawanie coraz to nowych chorób oraz systematyczna degradacja moralna, niewolnictwo, wyzysk, prześladowania etc.).
Osobowe siły ciemności nie zaprzestały swoich działań tylko dlatego, że współczesny człowiek coraz mniej o nich mówi czy myśli. Chociaż dzisiaj nie jest to pogląd popularny, to jednak na podstawie wypowiedzi samego Jezusa wiemy, że za częścią chorób mogą stać osobowe siły ciemności (por. Mk 1,26; Mk 3,11; Mk 5,8). Ich działanie może być różne. Jak pokazuje NT, w grę wchodzą zarówno opętania (te nigdy nie dotyczą osób trwających w Chrystusie), jak i oddziaływania, czyli swoiste wpływy (osoby trwające w Chrystusie mogą ich doświadczać jako elementu duchowej walki).
Trudno jest ocenić w sposób pewny, jaki udział procentowy w cierpieniach dotykających ludzi mają: grzech niszczący ludzkie ciała (gr. soma) i dusze (gr. psyche), świat ze swoją koncepcją „cywilizacji” czy osobowe siły ciemności. Warto jednak pamiętać, że cierpienie obecne w doczesności jest zwiastunem wiecznego cierpienia, jakie spotka wszystkich, którzy nie ukorzyli się przed Bogiem i nie przyjęli sercem Dobrej Wiadomości o ratunku, jaki jest tylko w Chrystusie. Jezus, który jest głównym źródłem informacji na temat potępienia (Gehenna, Piekło, ogniste jezioro płonącej siarki), wyraźnie przestrzegał, że wieczne cierpienie będzie straszliwe i, w przeciwieństwie do ziemskiego, nigdy się nie skończy (por. Mt 13,42; Mt 24,51).
Niezależnie od źródeł cierpienia zauważamy, że ludzie mogą go doświadczać z powodu różnego rodzaju wydarzeń, działań i splotów okoliczności. Można je zatem podzielić na trzy kategorie:
1) z własnej winy – np. złe odżywianie się, niemądra decyzja czy popełniony grzech;
2) z „przyczyn obiektywnych” – zatrute środowisko czy nierespektowanie praw dzikiej przyrody;
3) jako skutku grzechu innych osób, zupełnie bez własnej winy. Takich sytuacji jest mnóstwo i są one dobrze udokumentowane. Na przykład dziecko nałogowej alkoholiczki lub narkomanki może urodzić się z zespołem głodu alkoholowego lub narkotykowego, przez co cierpi straszliwie bez swojej winy. Innym przykładem mogą być rodziny, które tracą bliską osobę wskutek zaniedbania lekarskiego albo potrącenia przez pijanego kierowcę. Do tej kategorii zaliczają się też wojny, ataki terrorystyczne czy globalne manipulacje, których prawdziwe cele są mocno kamuflowane przed opinią publiczną.
Czy istnienie cierpienia jest świadectwem obojętności Boga, co niektórzy zarzucają Najwyższemu? Czy jest świadectwem tego, że Bóg nie istnieje – jak twierdzą inni? Absolutnie nie! Jest ono z całą pewnością świadectwem istnienia grzechu, który został wprowadzony na świat przez siły ciemności wrogie Bogu. Jakie zatem myślenie powinien mieć uczeń Jezusa w sprawie cierpienia? Odpowiedź jest jedna: myślenie Chrystusowe. Jeden z aspektów tego myślenia został ukazany przez Apostoła Pawła w 2 Kor 1,4-11. Ujawnia on, że to, w jaki sposób uczniowie Chrystusa znoszą niezasłużone cierpienie, jest jednym z Bożych sposobów oddziaływania na niewierzących. Tak też postąpił Chrystus, biorąc na siebie niezasłużone, straszliwe cierpienie. Również Apostoł Piotr odniósł się do kwestii cierpienia w swoim pierwszym liście. Pokazał w nim, że cierpienie nie pochodzi od Boga, ale wytrwanie w cierpieniu jest już Jego dziełem. Chrystus udziela swoim uczniom mocy do godnego przechodzenia przez cierpienia, jednocześnie kształtując w nich swój charakter (por. 1 P 1,6-7 oraz 1 Kor 10,13; J 16,33; Mk 10,30; J 15,20; Rz 8,35; 2 Tes 1,4; 2 Tm 3,12).
Czy zatem życie chrześcijańskie musi być zorientowane tylko na cierpienie? Czyżby wierzący w Chrystusa nie miał prawa oczekiwać czegoś takiego jak szczęście? Oczywiście, że nie. Życie w zaufaniu do Chrystusa niesie w sobie wielkie pokłady wewnętrznego pokoju i radości, które nieustanie wzmacnia Duch Chrystusa. Jednak cierpienie jest również obecne w życiu każdego wierzącego, choć nie jest celem samym w sobie. Apostoł Paweł nigdy tego nie ukrywał, lecz jasno nauczał, że „wszyscy, którzy pragną postępować Bożą drogą w Chrystusie Jezusie, będą doświadczać prześladowań” (2 Tm 3,12 NPD). Takie przekonanie nosili w sercach Apostołowie Jezusa, co dawało im niemożliwą dla wielu innych radość z tego, że zostali uznani za godnych, by cierpieć z powodu Chrystusa (por. Dz 5,41). Biorąc to pod uwagę, trzeba wyraźnie stwierdzić, że prawdziwi uczniowie Jezusa inaczej niż świat postrzegają sprawy szczęścia. Ludzie ze świata (w tym również ludzie deklarujący się jako „chodzący do kościoła”) oczekują szczęścia tu i teraz, od zaraz, a świętość łączą z ewentualnym dostaniem się do Bożego Królestwa w Niebiosach. Osoby umysłu Chrystusowego rozumieją, że ich życie tu i teraz powinno się cechować uświęceniem, zaś pełni szczęścia doświadczą dopiero w Niebiosach. Niewątpliwie walka światopoglądowa o właściwy stosunek do szczęścia i cierpienia jest walką duchową o paradygmat myślenia. Toczy się ona nieustannie w myślach i sercach wszystkich ludzi, także tych, którzy ufają Bożemu Słowu.
Temat cierpienia nie jest popularny w naszych czasach, gdy wszystkie media trąbią na okrągło nie tylko, że każdy człowiek powinien być szczęśliwy, lecz także że ma do tego niezbywalne prawo. Do tego chóru dołączają fałszywi nauczyciele, którzy – wprost lub nieco „owijając w bawełnę” – rozpowszechniają we wspólnotach chrześcijańskich pogląd, że celem Jezusa jest uczynić życie chrześcijanina obfitym materialnie, pełnym zdrowia i sukcesów zawodowych (→ teologia sukcesu). Powołują się przy tym na werset J 10,10, zapominając jednak wyjaśnić słuchaczom, że w określeniu „obfite Życie” Jezus użył słowa gr. Dzoe, które mówi o odwiecznym i nieskończonym Bożym Życiu, oni zaś podkładają pod tę frazę znaczenie słowa gr. bios, które mówi o życiu doczesnym. Co więcej, Jezus wypowiedział te słowa zaraz po stwierdzeniu, iż to On jest Bramą do Bożego Królestwa. Co ciekawe, na liście cech opisujących owoc życia według ducha poddanego Duchowi Bożemu (por. Ga 5,22-23) nie znajdziemy słowa gr. makarios (szczęśliwy, błogosławiony). Najwyraźniej zatem szczęście nie jest „produktem” życia duchowego w doczesności, ale eschatologicznym spełnieniem wynikającym z wytrwania w osobistej relacji z Chrystusem. Niemniej jeśli Chrystus jest żywo obecny w doczesnym życiu chrześcijanina, w jego rodzinie czy w pracy zawodowej, to osoba taka z pewnością już teraz będzie doświadczać pewnych aspektów szczęścia (zadatku prawdziwego szczęścia – w analogii do zadatku Ducha wg Ef 1,13-14). Będzie to jednak efekt towarzyszący (produkt uboczny) trwania w Chrystusie, a nie cel sam w sobie.
Zgodnie ze świadectwem Pisma św. głównym celem życia uczniów Jezusa na Ziemi jest godne reprezentowanie Chrystusa (por. 1 Kor 7,35; 1 Kor 14,40) w ofiarnej miłości i powściągliwości, z zachowywaniem na co dzień trzeźwego myślenia (por. 2 Tm 1,7). Jednak fałszywi nauczyciele propagujący → ewangelię sukcesu, zdrowia, szczęścia i dobrobytu głoszą coś zupełnie odmiennego. Ludzi nieugruntowanych w Chrystusie mamią ułudą natychmiastowego, nadzwyczajnego osobistego szczęścia dostępnego już w obecnym życiu. Przedstawiają Ducha Bożego niczym dżina z lampy Aladyna, którego głównym celem jest dostarczanie ludziom szczęścia tu i teraz. Tymczasem Bóg przede wszystkim pragnie przemiany ludzkich serc i charakterów na wzór charakteru Jezusa, który przecież sam powiedział, iż „prawdziwe szczęście kryje się w dawaniu, a nie w braniu” (Dz 20,35). Dlatego stale należy przypominać tę wielką prawdę, że kształtowanie charakterów ludzkich na wzór charakteru Jezusa jest podstawowym zadaniem, które w wierzących wykonuje Duch Boży. On prowadzi ich do uświęcenia (por. Hbr 12,4, a także Ef 3,16-17; Ef 6,4), co nierzadko dokonuje się w cierpieniu (por. Koh 6,1-12). Jednak Biblia daje wierzącym obietnicę pokoju Bożego (por. Flp 4,7), który ma być ich przewodnikiem w czasach trudności, stresu czy prześladowań. Ten pokój objawia się stabilnością myślenia umocowanego w Bożych wartościach. Jest on wlewany w ich serca i myśli przez Księcia Pokoju, który czyni to swoim Słowem i Duchem Uświęcenia
[1] Etymologicznie szatan (hebr. satan) – „oskarżyciel”.
[2] Szatan chce sprowokować Boga, by Ten wyrządził Hiobowi zło, lecz jest to próba bezskuteczna. Bóg jest dobry i z Jego rąk nie pochodzi żadne zło. Jedyne, co uzyskał szatan, to pozwolenie, by sam mógł zaatakować to, co Hiob posiadał. Widać z tego, że szatan nie ma nawet takiej mocy, by sam z siebie mógł bez Bożego przyzwolenia kogokolwiek zaatakować. A nawet w takiej sytuacji Bóg każdemu daje wyjście ratunkowe (por. 1 Kor 10,13) i swoje wsparcie (2 Kor 1,3-7).
[3] W wypowiedzi tej widzimy ślad takiego myślenia, że wszystko, co pochodzi z Niebios, jest od Boga. Jednak Apostoł Paweł w Ef 6,12 wyraźnie wyjaśnia, że tak nie jest. Ponieważ szatan ma dostęp do wyżyn niebiańskich, a nawet do samego Boga, ma on możliwość zaatakować kogoś, „spadając z Niebios” (por. Łk 10,18; Ga 1,8).
[4] Szatan ponownie próbuje sprowokować Boga do złego działania, lecz ponownie jest to próba bezskuteczna, gdyż Bóg nigdy nie czyni zła!
[5] Czyli nieuleczalnymi lub trudno uleczalnymi zmianami na skórze. Choroba ta mogła być tożsama z trądem, który w tamtych czasach był chorobą śmiertelną. Za taką interpretacją przemawia zarówno złośliwość tej skórnej choroby, jak i pokrycie nią całego ciała.
[6] Hebr. car – „przeciwnik”, „wróg”, „ciemiężyciel”.
[7] Hebr. melek.
[8] Hebr. Panim – dosł. „Jego Oblicze” lub „Jego Obecność”.
Cud
Patrz hasło → Znaki i cuda.
Czasy ostateczne
Historia zbawienia, o której czytamy w Biblii, jest podzielona na okresy zwane też → eonami (od gr. aion). Każdy z nich miał swój cel i znaczenie.
Eon Łaski, w którym żyjemy, a który zgodnie z narracją biblijną zakończy się w dniu powtórnego przyjścia Jezusa na Ziemię, aby dokonać Bożego Sądu (por. J 5,22), jest zwany również „czasami ostatecznymi” lub „czasem ostatecznym”. Po nim nastąpi już, zapowiadane przez Chrystusa, objawione Królestwo Boże (Nowa Ziemia, Nowe Niebiosa, Nowa Jerozolima, czyli Nowe „Miasto Pokoju” z Bogiem).
Nikt nie wie, kiedy Jezus przyjdzie powtórnie na Ziemię (por. Mt 24,36; Mk 13,32), zatem również nikt nie wie, ile będą trwały czasy ostateczne. Ta ostatnia (ostateczna) faza dziejów zbawienia może trwać już niedługo, a może jeszcze tysiące lat. Pewien wgląd w ich przebieg dają zapis Apokalipsy w relacji Jana oraz Drugi list do Tesaloniczan Apostoła Pawła. Niektórzy kaznodzieje na podstawie Ap 20,2-3 wysnuwają teorię o tzw. tysiącletnim królestwie, które rzekomo ma zaistnieć na Ziemi, zanim zakończy się Eon Łaski. Teorie te bazują na tłumaczeniu jednego słowa gr. chilia jako „tysiąc”. Tymczasem słowo chilia jest liczbą mnogą rodzaju nijakiego liczebnika chilioi, a nie plurale tantum jak twierdzą niektórzy, interpretując je jako rzeczownik występujący wyłącznie w liczbie mnogiej, chociaż obsługujący także liczbę pojedynczą (odwrotnie niż słowo fish w jęz. angielskim). Ta błędna kwalifikacja gramatyczna słowa chilia nie uwzględniająca prostego faktu, że chilioi ma swoją liczbę pojedynczą – chilias – co wyklucza jego interpretację jako plurale tantum oraz tłumaczenie Ap 20,2-3 określeniem „Tysiącletnie Królestwo”. Według eksperta greki koine ks. prof. Popowskiego SDB chilia w tekście oryginalnym ma charakter „liczby zbiorowej” (użyte jest bowiem w l.mn.) i wskazuje nie na tysiąc konkretnych jednostek rocznych, lecz na niepoliczalny okres. Taką interpretację wspiera końcówka zdania Ap 20,3, która w opozycji do chilia stawia słowo mikron („mały” – od gr. mikros). Co więcej, jest to zgodne również z przesłaniem innych miejsc w NT, np. z „małą apokalipsą” z Mt 24, w której Jezus nie kładł żadnego nacisku na jakiś konkretny czas, ale podkreślał konieczność bycia wyczulonym na rozpoznanie znaków końca obecnych dziejów (obecnego eonu).
Królestwo Chrystusa na Ziemi, którego trwanie jest zapowiedziane na tysiące lat, nie jest opisane jako sformalizowana czy zorganizowana forma państwowości (por. J 18,36), lecz – zgodnie z wypowiedzią Jezusa – jako rzeczywistość realizująca się w ludzkich sercach przez panowanie w nich Boga (por. Łk 17,20-21).
Niezależnie od Bożej perspektywy dziejów obecnego świata każdy człowiek powinien sobie uświadomić, że żyjąc tu i teraz, żyje w swoim własnym czasie ostatecznym. Ten czas jest dla niego jedynym i ostatecznym, w którym decydują się jego wieczne losy (por. J 3,19; J 12,48). Do bajek (jeśli nie do duchowego zwodzenia) należy zaliczyć opowiadania, że można odmienić los człowieka po jego śmierci. Pismo św. w żadnym miejscu nie potwierdza takich koncepcji (por. Hbr 9,27).
Patrz też → Eon.
Czyściec
W Biblii nie ma takiego pojęcia. W
sensie eschatologicznym zgodnie z nauczaniem Jezusa (por. Mt 25,31-46) są tylko
dwie wieczne destynacje: Niebiosa wraz z Nową Ziemią (por. Ap 21,1), które
symbolizują zbawienie, oraz „ogniste jezioro płonącej siarki” (por. Ap 19,20;
Ap 20,10-15; Ap 21,8), które symbolizuje wieczne potępienie. Koncepcję czyśćca
odrzucają wszystkie kościoły protestanckie, a także kościół prawosławny.
Koncepcja czyśćca pojawiła się w kościele rzymskokatolickim podczas soboru
we Florencji w 1438 r. i rozreklamowana została w 1516 r. przez papieża Leona
X, który wydał dekret w sprawie sprzedaży odpustów, co miało zasilić fundusz
budowy bazyliki św. Piotra w Rzymie oraz wspomóc spłatę długów papieskich
zaciągniętych w banku Jakuba Fuggera. Iskrą zapalną, która uruchomiła całą
machinę dalszych teologicznych kwestii prowadzących do reformacji, była wizyta
Marcina Lutra, rzymskokatolickiego mnicha z zakonu augustianów, w Rzymie w
październiku 1520 r. Luter został głęboko wstrząśnięty rozpustą i rozwiązłością
rzymskiego kleru, ale nade wszystko zbulwersował go następujący problem: „Skoro
zbawienie jest darmowym darem od Boga w Chrystusie, to dlaczego papież
sprzedaje limitowane odpusty zamiast jednym gestem udzielić wszystkim odpustu
całkowitego?”. Tragiczną rolę w szerzeniu fałszywego nauczania o odpustach
odegrał dominikanin Johann Tezel (od 1509 r. papieski inkwizytor w Polsce),
autor hasła reklamującego odpusty: „Gdy tylko pieniądz w szkatule zadzwoni,
duszyczkę z czyśćca do nieba pogoni”. Człowiek ten głosił, że czerwony krzyż
odpustowy z herbem papieża znaczy więcej niż krzyż Chrystusa oraz że żal za
grzechy nie jest potrzebny tym, którzy nabyli papieskie certyfikaty odpustowe.
Nauczanie o czyśćcu jest działaniem mocno antyewangelizacyjnym. W istocie
zachęca ono ludzi do spokojnego podążania szeroką drogą grzechu (por. Mt
7,13-14) prosto na wieczne potępienie. Daje im bowiem złudne przekonanie, że po
śmierci „jakoś tam będzie”. Może trochę pocierpią w czyśćcu, ale w końcu
zostaną tam „oczyszczeni” i wprowadzeni do Bożego Królestwa, co jest absolutną
nieprawdą.
Tak naprawdę jedynym miejscem i czasem, w którym człowiek może „oczyszczać
się” z grzechu (tzn. uwalniać spod jego wpływów) i starać się odpokutować
nieprawości popełnione wobec bliźnich (przejść proces uświęcenia – por. Hbr
12,14), jest doczesny świat i doczesne życie. Takie oczyszczanie życia
oczywiście nie ma nic wspólnego z „zarabianiem” na zbawienie, ale z całą
pewnością jest poważnym potwierdzeniem decyzji człowieka o pójściu za Chrystusem
(por. Łk 19,8-10).
Dary duchowe
Niezwykle ważne jest zaznaczenie na
wstępie, że dary Bożego Ducha (służące budowaniu społeczności wierzących) nie
są tożsame z obecnością Ducha Świętego Boga (Ducha Uświęcenia) w życiu
człowieka. Duch Boży sam w sobie jest DAREM OD BOGA (swoistym zadatkiem
rzeczywistości, która nas czeka), owym przedsmakiem Bożej rzeczywistości (por.
Ef 1,14), a także Bożą pieczęcią, która zostaje odciśnięta na sercu wierzących
(por. Ef 1,13). Jej obecność jest potwierdzeniem od Boga, iż konkretny człowiek
został przez Niego zaakceptowany jako adoptowane dziecko (por. Ga 4,6).
Dary Ducha Bożego (dary duchowe) mają jeden i tylko jeden cel: budowanie
(wzmacnianie) Ciała Chrystusa, czyli każdej lokalnej społeczności wierzących.
Chodzi o to, aby uczniowie Jezusa podążali Jego śladami oraz naśladowali Jego
sposób życia. Wszystkie dary są podporządkowane temu celowi i nie służą żadnym
innym celom! Nie powinny więc być interpretowane jako potwierdzenie obecności
Ducha Bożego w życiu wierzącego człowieka. Temu zadaniu służą inne czynniki
opisane w haśle → Duch Boży w człowieku. Są to m.in. postawa dziecięctwa Bożego
oraz życie w posłuszeństwie wobec Boga i unikanie grzechu jako efekt osobistego
procesu uświęcenia, który Duch Boży przeprowadza w życiu człowieka. Chcemy raz
jeszcze mocno podkreślić, że obecność Ducha Bożego w chrześcijaninie jest czymś
zupełnie innym niż pojawienie się Jego darów potrzebnych do budowania wspólnoty
wierzących (wyposażenie do efektywnej służby). Każdy człowiek, który się
opamiętał i szczerze zanurzył w Chrystusa – poddając się Mu jako PANU
Wszechrzeczy, co wyraża w codziennym życiu poprzez poszukiwanie woli Bożej i
posłuszne jej pełnienie – ma Bożego Ducha, bo to, co się wydarzyło, nie byłoby
możliwe bez wkroczenia w jego życie Bożego Ducha Świętości (Ducha Chrystusa).
Jakkolwiek większość darów Ducha Bożego jest jasno widoczna, rozpoznawalna
i właściwie rozumiana w procesie budowania każdej wspólnoty ludu Bożego, to
jednak są pośród nich dwa, które budzą wiele kontrowersji i najczęściej
prowadzą do podziałów, co jest ewidentnym przeciwieństwem celu, dla jakiego
zostały dane. Chodzi o tzw. mówienie językami (gr. glosolalia) oraz dar
proroctwa. Zgodnie z tym, czego naucza Paweł Apostoł, dar języków jest znakiem
dla niewierzących, a nie dla ludu Bożego (por. 1 Kor 14,22a), proroctwo zaś
jest darem dawanym ludowi Bożemu w celu służenia nim we wspólnocie wiary.
Chodzi o to, że:
1. Gdy uczniowie „mówią językami”, jak to miało
miejsce w dniu Pięćdziesiątnicy (por. Dz 2,1-12), mówią wówczas rzeczywistymi
obcymi językami, których sami wcześniej nie znali. Dla niewierzących, którzy
słyszą przesłanie Boże w swoich narodowych językach, jest to okazja do
opamiętania się i zwrócenia do Chrystusa. Dla Izraela jest to ostrzeżenie
przed: (a) myśleniem o sobie w kategoriach ekskluzywizmu oraz (b) odstępstwem
od Boga („mowa w obcym języku” jest symbolem ogłaszania Bożego sądu nad
niewierzącym Izraelem). W taki właśnie sposób przez uczniów Bóg wezwał do
opamiętania ok. trzy tysiące Żydów, którzy zjechali do Jerozolimy z różnych
krain, w których mówili różnymi językami, i oni się nawrócili! Był to więc znak
dany niewierzącym (w ich własnych językach), którego celem było poprowadzenie
ich do Chrystusa. Jako dar duchowy służył oczywiście (jak każdy dar duchowy)
rozwojowi Kościoła postrzeganego globalnie;
2. Gdy niewierzący zaczynają wielbić Boga w
swych narodowych językach, po tym jak usłyszą Dobrą Wiadomość o ratunku w
Chrystusie (jak to miało miejsce w domu setnika Korneliusza; por. Dz
10,1-11,18), jest to dla ludu Bożego sygnał, by włączyć ich do wspólnoty Ciała
Chrystusa (pomoc w rozwoju ilościowym Kościoła, rozumianego jako globalna
społeczność wierzących);
3. Gdy wierzący (lud Boży) prorokują, to
niewierzący, słysząc to, nie mogą oprzeć się przekonaniu, że Bóg jest obecny w
grupie prorokujących (por. 1 Kor 14,24-25);
4. Gdy jednak lud Boży zaczyna odchodzić od
wiary bazującej na zaufaniu do Bożego Słowa i zaczyna interpretować „mówienie
językami” tak, jak to jest opisane w Iz 28,5-13, i nie rozumie Bożego
ostrzeżenia, jakie zostało skierowane do ludu, który nie żyje wiarą w Boże
Słowo (Paweł określa ich mianem niewierzących), może dochodzić do sytuacji,
przed którą Apostoł ostrzega w 1 Kor 14,23. Dlatego tak niechętnie odnosi się
on do korzystania z tego daru w społeczności Bożego ludu (por. 1 Kor 12,30-13,1
oraz 1 Kor 14,5).
Podobną funkcję w swej istocie spełnia
dar proroctwa. On także przyczynia się do rozwoju (budowania) społeczności
wierzących. Paweł, argumentując to i pokazując te sprawy, zwraca uwagę, że inne
traktowanie ich jest koncentracją na samym sobie, zabieganiem o własną korzyść
(określanym w 1 Kor 14,4 jako budowanie tylko samego siebie). W tym tonie (jako
napomnienie) jest utrzymany cały 14. rozdział Pierwszego listu do Koryntian.
Interpretowanie go jako zachęty do postaw, których celem nie jest budowanie
całej społeczności danej wspólnoty, jest wyraźnym nadużyciem i błędem
interpretacyjnym. Sprzyja temu niewłaściwe odczytywanie wersetów 1 Kor
12,29-30, które są po prostu retorycznymi pytaniami wyraźnie podkreślającymi,
że we wspólnocie wierzących w Chrystusa pełnoprawnymi członkami oraz
uczestnikami Ducha Bożego są także ci, którzy nie manifestują specyficznych
darów duchowych. Nakłada się na to również niezrozumienie wersetu 1 Kor 12,31,
który nie jest poleceniem, by Koryntianie starali się o „większe” dary, lecz
stwierdzeniem, że sytuacja jest taka, iż Koryntianie starają się o „większe”
dary, Apostoł zaś zwraca im uwagę na niewłaściwość tej postawy i zapowiada, że
skieruje ich wzrok ku temu, co jest najważniejsze: ku postawie ofiarnej Bożej
miłości wobec braci w wierze. Występujące w tym wersecie słowo gr. dzeloo
(„starać się”, „zabiegać”) ma formę gramatyczną, która jest identyczna zarówno
dla trybu orzekającego (staracie się), jak i rozkazującego (starajcie się!).
Wybór sposobu przekładu zależy jedynie od tłumacza oraz jego preferencji
teologicznych. A tak nie powinno być. Analiza kontekstu całej wypowiedzi Pawła
pokazuje, że sens logiczny ma tylko tryb orzekający.
Niestety, w wielu przekładach Biblii fragmenty te tłumaczone są
literalnie, bez uwzględnienia faktycznego kontekstu lub właściwego doboru słów
koniecznych do oddania kontekstu, co sprzyja opacznemu ich zrozumieniu. Jest
niezwykle ważne, aby teksty o darach duchowych – jako wyposażeniu do służby, a
nie potwierdzeniu przynależności do Chrystusa – były rozumiane i nauczane
właściwie, aby nie wnosiły do wspólnot podziałów i zamieszania.
Analizując Pierwszy list do Koryntian, zauważamy, że rozdział 12.
zawiera wyjaśnienia dotyczące roli darów duchowych, a rozdział 14. – zasady
korzystania z nich, a zwłaszcza z daru mówienia obcymi językami i prorokowania.
Pomiędzy nimi rozdział 13. tłumaczy, że postawa Bożej miłości jest
najważniejszym wyróżnikiem osoby, która polega na Chrystusie. Postawa ofiarnej
miłości jest bardziej znacząca niż jakikolwiek dar duchowy. Z tego listu Pawła
wynika niestety, że chrześcijanie w Koryncie – podczas nieobecności Pawła –
dali się zwieść fałszywemu nauczaniu i nabrali przekonania, iż demonstrowanie
darów duchowych jest podstawowym kryterium oceny duchowości wierzącego
człowieka. W związku z tym stały się one nie tylko powodem przechwałek i
niezdrowej rywalizacji, lecz także oceny, czy ktoś rzeczywiście jest
chrześcijaninem, czy nie. Z tego powodu w korynckiej wspólnocie powstała
ogromna presja na zabieganie o duchowe obdarowania, szczególnie o te
najbardziej spektakularne: o dar mówienia w nieznanych językach (tzw. glosolalia)
i prorokowanie. Na zgromadzeniach wierzących dochodziło nawet do
przekrzykiwania się tych, którzy chcieli pokazać, że modlą się obcymi językami
(por. 1 Kor 14,23), a czasem być może nawet do symulacji takiego „mówienia”.
Zapomniano kompletnie, że w dniu Pięćdziesiątnicy dar ten został udzielony
Apostołom, po to by mogli w zrozumiały sposób głosić Dobrą Wiadomość o ratunku
w Chrystusie ludziom z różnych krain.
W związku z tym Apostoł Paweł dał następujące pouczenia: wszystkie dary
duchowe (charyzmaty) są darem Ducha Świętego Boga i objawiają Jego działanie
(por. 1 Kor 12,4–11), a zatem nie są wynikiem jakiejś własnej zasługi. Nie ma
charyzmatów mniej lub bardziej zaszczytnych, wszystkie są cenne i potrzebne, a
różnią się tylko stopniem zdolności usłużenia innym ludziom, jednak cenniejsza
od wszelkich darów jest postawa Bożej miłości (por. 1 Kor 12,12-31).
Apostoł Paweł naucza również, że żaden dar duchowy nie przewyższa postawy
Bożej miłości. Obdarowania duchowe (charyzmaty) nie są dawane w celu mnożenia
czyichś zaszczytów. One są jedynie dodatkami udzielanymi przez Ducha dla dobra
wspólnego społeczności wierzących (gr. pros to symferon – 1 Kor 12,7) i
dla budowania tej społeczności (gr. pros ten oikodomen tes ekklesias – 1
Kor 14,12). Więcej pożytku wspólnego może dać korzystanie z prorockiego
przemawiania niż z daru glosolalii czy innych charyzmatów, jednak
największą wartość ma ofiarna Boża miłość (gr. agape – por. 1 Kor 12,31;
1 Kor 14,1). Korzystanie z darów związanych z mówieniem, których zaniknięcie
zresztą Apostoł zapowiada (por. 1 Kor 13,8), ma być podporządkowane rozumowi
(gr. noi – 1 Kor 14,15) i zdolności zrozumiałego mówienia (gr. eusemon
logon – 1 Kor 14,9), a także ładowi i porządkowi podczas spotkania (gr. euschemonos
kai kata taxin – 1 Kor 14,40). Z tych zaleceń wynikają konkretne
rozstrzygnięcia, jakich udziela Paweł: każda wypowiedź w nieznanym języku
podczas zgromadzenia wiernych ma być przełożona na język zrozumiały dla danej
społeczności, a jeśli nikt nie potrafi tłumaczyć, to osoba mówiąca w obcym
języku ma milczeć (por. 1 Kor 14,28). Jeśli są obecni tłumacze, to ludzie
mówiący obcymi językami powinni korzystać z ich pomocy w przekazie informacji.
Poza tym nie powinni mówić naraz, lecz kolejno, i to najwyżej trzech (por. 1 Kor
14,27 i 29).
Kontekst pokazuje, że nie jest to ani pochwała, ani zachęta do zabiegania
o tzw. dar języków. Zresztą on i tak nie jest zależny od ludzi, gdyż wyłącznym
dysponentem darów duchowych jest sam Bóg. Apostoł zwraca tu jedynie uwagę, że
mówienie obcymi językami czy dialektami (bez tłumacza) w żaden sposób nie
realizuje celu budowania (umacniania) wspólnoty, lecz jest koncentrowaniem się
na osobistym przeżywaniu jakiejś „nadzwyczajności” i manifestowaniu jej samemu
sobie (a więc niezgodnie z przeznaczeniem). Jest to więc wyraz postawy z gruntu
egocentrycznej. Takie podejście do „daru języków” (niezależnie od tego, czy
rozumie się ten dar prawidłowo, czy nie) popycha człowieka do emocjonalnego
indywidualizmu i ruguje z jego myślenia znaczenie relacji społecznościowych. W
całym Pierwszym liście do Koryntian Apostoł piętnuje tego rodzaju
zachowania, pokazując, że najważniejszą manifestacją Bożego Ducha Uświęcenia
jest ofiarna postawa Bożej miłości (por. 1 Kor 13). Właściwie to postawa
ofiarnej miłości, wzorowanej na miłości Chrystusa, jest jedynym widzialnym
znakiem prawdziwego uczniostwa, o czym mówił Jezus w J 13,35.
Daty powstania ksiąg Nowego Testamentu
Nie ma źródeł, które dawałyby definitywne odpowiedzi na pytania o daty powstania poszczególnych ksiąg NT, jednak Redakcja NPD dołożyła wielkiej staranności, aby podane niżej daty były jak najprecyzyjniejsze. Naukowcy różnią się (czasami bardzo) w kwestiach datowania ksiąg NT. Wynika to m.in. z faktu, że niektóre z ksiąg (szczególnie te większe) powstawały na przestrzeni jakiegoś czasu, a później były jeszcze redagowane. W podanym niżej zestawieniu przyjęliśmy szacunki, które były dla Redakcji NPD najbardziej przekonujące. Więcej informacji można znaleźć we wstępach do poszczególnych ksiąg biblijnych. W niniejszym zestawieniu ułożyliśmy je według najbardziej prawdopodobnej kolejności ich powstania lub finalnej redakcji.
Pierwszy list do Tesaloniczan – ok. 51 r.
Drugi list do Tesaloniczan – ok. 51 r.
Pierwszy list do Koryntian – ok. 53 r.
List do Galatów – ok. 53/54 r.
Drugi list do Koryntian – ok. 55/56 r.
List do Rzymian – ok. 57/58 r.
List do Hebrajczyków – ok. 60 r.
List do Efezjan – ok. 60/62 r.
List do Kolosan – ok. 60/62 r.
List Jakuba – ok. 60/62 r.
List do Filemona – ok. 61/62 r.
List do Filipian – ok. 61/62 r.
Pierwszy list do Tymoteusza – ok. 63/64 r.
List do Tytusa – ok. 64/65 r.
Dobra Wiadomość w relacji Marka – ok. 65/66 r.
Pierwszy list Piotra – ok. 65/66 r.
Drugi list Piotra – ok. 66/67 r.
Drugi list do Tymoteusza – ok. 67 r.
List Judy – ok. 67/69 r.
Dobra Wiadomość w relacji Mateusza – ok. 68/69 r.
Dobra Wiadomość w relacji Łukasza – ok. 68/69 r.
Dzieje wysłanników Chrystusa – ok. 69/70 r.
Dobra Wiadomość w relacji Jana – ok. 85/90 r.
Pierwszy list Jana – ok. 90/95 r.
Drugi list Jana – ok. 90/95 r.
Trzeci list Jana – ok. 90/95 r.
Apokalipsa w relacji Jana – ok. 95 r.
Demon, demony
Słowo „demon” pochodzi od gr. daimones
lub daimonia. Daimones literalnie oznacza „duch prowadzący”. W
wyobrażeniach pogańskich początkowo identyfikowano demony z grupą
zdegradowanych bóstw, które utraciły swoje znaczenie na rzecz innych
zajmujących poczesne miejsca w ówczesnych panteonach. Dysponowały jednak
jeszcze pewną mocą, którą mogły oddziaływać na ludzi. Hebrajczycy demonami
nazywali wszelkie bóstwa pogańskie (por. Ps 106,37). W Septuagincie
słowa daimonia używano w charakterze pogardliwym. Grecy w swej
pogańskiej religii używali słowa daimon do nazywania bóstw, które – jak
wierzyli – były odpowiedzialne za rozdzielanie życiowych losów (gr. daio).
Nowy Testament nie podaje precyzyjnej definicji demonów ani ich
pochodzenia, jednak sugeruje, że są to sługi szatana (diabła, Lucyfera,
Belzebuba), czyli zbuntowanego anioła, który wystąpił przeciwko Bogu. To
sugeruje, iż demonami mogą być inni upadli aniołowie (por. 2 P 2,4; Jud 6). Ich
ocena duchowa i moralna w NT jest jednoznacznie negatywna i oznacza całkowicie
zepsutą osobowość, która stoi w opozycji do wszystkiego, co pochodzi od
świętego Boga lub do Niego przynależy (por. Jk 2,19). Bez wątpienia demony
reprezentują zepsuty świat duchowej ciemności.
Demony nie istniały od początku stworzenia, gdyż wszystko, co Bóg uczynił,
było bardzo dobre (por. Rdz 1,31). Dopiero po rebelii szatana wspomnianej w Iz
14,12-15, który pociągnął za sobą jedną trzecią zastępów anielskich (por. Ap
12,4), demony pojawiły się na Ziemi. Wbrew powszechnej opinii Bóg nie walczy z
szatanem ani z demonami (jego sługami). Najwyższy jest Stworzycielem i jednym
tchnieniem wypowiedzianego Słowa może zniszczyć całą duchową opozycję ciemności
(por. 2 Tes 2,8). W wojnę duchową (której istnienie jest potrzebne, aby okazało
się, kto z ludzi skłania się do ciemności, a kto do Światłości – por. J 3,21;
Łk 16,11) zaangażowani są Boży aniołowie i Boży lud (głównie modlitwą). Jezus,
będąc na Ziemi, też nigdy z nimi nie walczył. On im rozkazywał, a one w
popłochu wykonywały Jego polecenia (por. Mt 17,18; Mk 1,25-27; Mk 9,25; Łk
4,35; Łk 8,28-33 etc).
W NT znajdujemy wiele opisów wypędzania demonów z ludzi, którzy tkwili w
duchowych ciemnościach. Jezus nie czynił tego dla zyskania popularności, a
jedynie dla uwiarygodnienia przekazu o głoszonym Królestwie Niebios. Tego
samego oczekiwał Chrystus od swoich uczniów (por. Mt 9,35-10,1). Jezus nigdy
nie pozwalał, aby demony były zaangażowane w głoszenie świadectwa o Nim (por.
Mt 16,16; Mk 3,11-12; J 6,69). Ludzie, którzy z niewłaściwych pobudek starali
się naśladować Jego lub Apostołów, często doświadczali surowych konsekwencji
(por. Dz 19,13-16). Zresztą sama zdolność wypędzania demonów w opinii Jezusa nie
jest żadnym znakiem przynależności do Niego (por. Mt 7,21-23). Jest bowiem
możliwe, że „skuteczne egzorcyzmy” są wyższą formą zwodzenia i swoistym
„spektaklem” wyreżyserowanym przez siły ciemności do uzyskania chwilowej
wiarygodności. Tego rodzaju strategia sił ciemności musiała być znana Żydom,
skoro takim podejrzeniem zaatakowali Jezusa w Mt 12,24.
Niezdolność do wypędzenia pewnego rodzaju demonów może wynikać z
„niedostatku zaufania do Najwyższego”, jak to sformułował Jezus w Mt 17,20
(NPD). To niezwykle ważna uwaga. Aby demon mógł zostać usunięty, potrzebna jest
osobista wiara (zaufanie do Boga) egzorcysty. Niestety, wielu egzorcystów czy
„uzdrawiaczy” (w istocie fałszywych nauczycieli) żeruje na ludzkich nadziejach
i naiwności, a brak skuteczności swego działania zawsze tłumaczą brakiem wiary
swoich „klientów”. Winą obarczają innych, nigdy siebie. Działają w myśl zasady:
gdy jest sukces – „to nasza zasługa”, gdy go nie ma – „to ich wina”.
Opis z Mt 8,28-32 pokazuje, że demony mogą znaleźć mieszkanie nie tylko w
ludziach, ale i w zwierzętach, Ap 20,10 zaś wyjaśnia, że po Sądzie Ostatecznym
demony razem z szatanem zostaną wrzucone do ognistego jeziora płonącej siarki.
Tymczasem część z nich działa w obecnym świecie, ale część jest uwięziona w
piekielnej czeluści (gr. tartar) – ulokowanej w najgłębszych lochach
mrocznej Otchłani (por. 2 P 2,4; Jud 6). Demony mogą zamieszkiwać lub opętywać
jedynie te osoby, które nie trwają w Chrystusie. Zanurzenie w Duchu Chrystusa
zabezpiecza przed demonicznym opętaniem, chociaż nie zabezpiecza przed
pokuszeniami czy demonicznymi wpływami. Walka duchowa trwa bowiem nieustannie.
Bycie religijnym, podobnie jak pełnienie funkcji duchownych czy posług
kościelnych, również nie jest żadnym zabezpieczeniem. Nie są zabezpieczeniem
jakiekolwiek symbole czy rytuały. Jedynym zabezpieczeniem przed opętaniem
demonicznym jest napełnienie swego wnętrza Słowem i Duchem Bożym (por. Łk
11,24-26 oraz Mk 3,23-27; Dz 19,13-16; Ef 5,18-20; Kol 3,16-17). Demoniczne
opętania wcale nie muszą manifestować się jak w filmowych horrorach. W istocie
takie manifestacje zdarzają się niezwykle rzadko. Dość powszechnie polegają na
takim związywaniu serc i myśli człowieka, że staje się on posłusznym narzędziem
w rękach sił ciemności, które prowadzą go w realizacjach planów władcy mroku
(por. Ef 2,1-2; Ef 4,17-19). Tacy ludzie z pozoru niczym nie różnią się od
innych, mogą nawet piastować eksponowane stanowiska społeczne, polityczne czy
kościelne, jednak ich serca zbuntowane przeciwko Bogu (por. Ef 2,1-2), zakochane
w doczesnym świecie (por. 2 Tm 4,10; Jk 4,4; 1 J 2,15) lub pochłonięte miłością
do pieniędzy czy władzy (konsumpcjonizm, hedonizm, materializm – por. J 3,19;
Mt 6,24; Rz 2,17-24; 1 Tm 6,10; 2 P 2,15; 1 J 2,9-11) stały się łatwym łupem
sił ciemności.
Na osobną uwagę zasługuje wypowiedź Jezusa zanotowana w Mt 16,18. W
oryginale użyto metonimii w zdaniu: „Bramy Hadesu jej [tzn. tej ekklesii,
czyli społeczności wierzących (żywego Kościoła)] nie przemogą”. W czasach
antycznych określenie „brama” miało zawsze charakter militarny i nie tylko
odnosiło się do fragmentu twierdzy, ale również opisywało doborowy oddział
zbrojny, który w warownym grodzie strzegł przydzielonej mu konkretnej bramy,
np. Bramy Wodnej, Bramy Wschodniej, Bramy Złotej etc. Nazwa oddziału była zatem
ściśle powiązana z miejscem, w którym pełnił on swoją służbę. W podobny sposób
określane były np. odziały powstańcze, które w 1944 r. broniły określonych
miejsc, np. „Mokotów broni się nadal”, „Ochota walczy nieustraszenie”. Grecki
oryginał odnotowuje, że Chrystus odnosi się do Otchłani (gr. Hades;
hebr. Szeol) w perspektywie potęgi Śmierci, której – jako dziedzictwo po
Adamie – podlegają wszyscy ludzie. Jezus zapowiada, że Śmierć nie będzie w
stanie zatrzymać Bożego Ludu we wnętrzu Otchłani, gdy w chwili Jego powtórnego
przyjścia lud ten zostanie wywołany do wyjścia z niej do odwiecznego i
nieskończonego Bożego Życia. Czasami tłumacze błędnie używają tu słowa
„Piekło”. W rzeczywistości w oryginale nie ma takiego słowa. Jest tam słowo
„Otchłań”, które w Biblii odnosi się do tymczasowego miejsca pobytu wszystkich
umarłych czekających na Sąd Ostateczny. W Otchłani (w Hadesie, w Szeolu)
znajdują się zarówno „Raj” (gr. Paradeisos, hebr. pardes – słowo
pochodzenia perskiego oznaczające ogród warzywny lub park pełen drzew), jak i
„Piekło” (gr. Abyssos, Tartaros, Gehenna; hebr. Ge-Hinnom). Nie
są one jednak ostatecznym miejscem pobytu zmarłych. Po Sądzie Ostatecznym jedni
ludzie trafią do Nowych Niebios, a później na Nową Ziemię, inni zaś do
ognistego jeziora płonącej siarki. Tekst nie precyzuje, kim są owi strażnicy
wrót Otchłani, ale z pewnością nie są to demony, jak popularnie się to
przedstawia, gdyż – zgodnie z 2 P 2,4 – one same (a dokładnie rzecz biorąc –
ich część) czekają na Sąd Ostateczny związane w najgłębszych lochach Szeolu.
Demony te muszą zatem być pilnowane przez inne postaci (byty) poddane Bogu.
Według Ap 1,18 sam Jezus trzyma w swym ręku klucze do bramy Szeolu. Mimo
skrótowości i pewnej zawiłości, wynikającej głównie z powszechnie słabej
znajomości ówczesnego tła kulturowo-militarnego, przesłanie komentowanego
fragmentu jest jednak absolutnie jasne: wieczna Śmierć (nieskończona
egzystencja w cierpieniu) nie zapanuje nad tymi, którzy, trwając w przyjaźni z
Bogiem, tworzą społeczność ludu ufającego Chrystusowi.
Patrz
też → Szatan; → Diabeł; → Wojna duchowa.
Diabeł
Gr. diabolos – „oskarżyciel”, „oszczerca” (por. Za 3,1-2; Ap 12,10). Określany jest także słowem gr. kategor (lub kategoros), które ma znaczenie zbliżone do diabolos. W starożytnym sądzie diabolos (kategoros) jako oskarżyciel był przeciwstawny parakletosowi – obrońcy, doradcy i osobie wspierającej oskarżonego. Warto zauważyć, że słowem Parakletos w NT jest określany zarówno sam Chrystus (por. J 14,16), jak i Jego Duch, czyli Duch Świętego Boga (por. J 15,26). W NT diabolos znaczy także „oszczerca”, „kłamca” i jest określeniem wewnętrznie zakłamanego duchowego bytu, który przeciwstawia się woli Boga Najwyższego. W starożytnej literaturze żydowskiej diabła zwano potocznie imieniem Beliar lub Belial. W 2 Kor 6,15 znajdujemy tego ślad. Jezus nazywał diabła „kłamcą i ojcem kłamstwa” (por. J 8,44), a religijnych Żydów, dla których ekskluzywizm etniczny był ważniejszy niż poleganie na Bożym Słowie, wprost nazwał dziećmi diabła (por. J 8,39-44).
W Biblii diabeł jest wyraźnie identyfikowany z szatanem, a także w zwierzęcej formie z gadem (wężem lub smokiem) – por. Rdz 3,1-14; Ap 12,9; Ap 20,2. Również sam Jezus nazywał diabła szatanem (por. Mt 4,5-11). Dla ludzi wierzących diabeł jest niebezpiecznym przeciwnikiem, którego strategia ataku porównywana jest do metody polowania dzikiego lwa (por. Jk 4,7; 1 P 5,8). Wierzący jednak nie muszą obawiać się jego mocy, o ile trwają w Słowie i Duchu Chrystusa. Nikt bowiem (wliczając w to diabła razem ze wszystkimi siłami ciemności) nie może oderwać żadnego ucznia Jezusa od Bożej miłości, która – niczym skarb – jest złożona w Chrystusie (por. Rz 8,38-39). Sam Jezus ujął to tak: „Moje owce (…) wsłuchują się w mój głos i lgną do mnie. One podążają za mną, ja zaś prowadzę je do odwiecznego i nieskończonego Życia. Nikt z tych, którzy idą za mną, nie zginie na wieki! Nikt nie zdoła oderwać ich ode mnie. Wszystko bowiem, co Ojciec mi powierzył, należy również do Ojca, a z Jego mocy nikt niczego nie może wyrwać. Zrozumcie w końcu, że ja i Ojciec jesteśmy Jednością” (J 10,27-30 NPD).
Diabeł (szatan) według narracji biblijnej jest upadłym aniołem, który był postawiony wysoko w hierarchii niebiańskiej. Nosił wówczas imię „Świetlisty syn poranka” (hebr. Helel ben-szachar – por. Iz 14,12, gdzie słowem Helel Żydzi określali planetę Wenus). Postać diabła była znana w większości starożytnych kultur i również wiązana z jaśniejącą na nieboskłonie porannym (przed wschodem słońca) planetą Wenus, zwaną także „gwiazdą poranną” lub „gwiazdą zaranną”. Z tego powodu starożytni nadali mu imię własne Lucyfer, czyli „niosący światłość” – z łac. lucem (od lux – „światło”) + ferre (nieść). Czasem imię to modyfikowano na Lucyper, czyli „ten, który utracił światłość” – z łac. lucem + perdere (stracić). W mitologii mezopotamskiej uważany był za jedno z wcieleń bogini Isztar, która w Kanaanie była znana jako Asztarte.
Tekst grecki NT stawia czasami tłumaczom spore wyzwania interpretacyjne. Większość z nich przekłada wersety: 1 P 1,19; Ap 2,28 oraz Ap 22,16, z użyciem frazy „Gwiazda Poranna”, odnosząc to do Chrystusa. Takie przekłady umożliwiają fałszywym nauczycielom tworzenie zwodniczych interpretacji sugerujących np., że Lucyfer był „bratem Chrystusa” albo że NT zapowiada wyniesienie Lucyfera. Tego typu spekulacje rozwijały się głównie w dobie teologicznych walk chrystologicznych trwających do IV w. n.e., ale i ostatnio przeżywają swój renesans. Rozumiejąc kulturowo-semantyczne pułapki interpretacyjne, Zespół NPD zdecydował, aby w tych miejscach użyć w odniesieniu do Chrystusa określenia „Wschodząca Światłość”, które oddaje sens greckiego tekstu, a jednocześnie unika synkretyzmu pojęciowego z kultami pogańskimi.
W Biblii znajdujemy wiele ciekawych informacji na temat diabła. Wśród nich jest taka, iż ma on dostęp do Bożego Tronu. Czytamy o tym w Księdze Hioba (por. Hi 1,6 oraz Hi 2,1). Apostoł Paweł w Ef 6,12 potwierdza to, pisząc, że duchowe siły zła nadal funkcjonują w Niebiosach. Jest to, logicznie rzecz biorąc, niezwykle brzemienna w skutki informacja. Okazuje się, że nie wszystko, co pochodzi z Niebios, jest od Boga. Z Niebios mogą zstępować również zwodnicze siły mroku (por. Ga 1,8-9). Nic dziwnego zatem, że jedną ze strategii szatana (diabła) jest podawanie się za „anioła światłości” („wysłannika światłości”) – por. 2 Kor 11,14. Ta szatańska strategia była dobrze znana już w starożytności. Na przykład prorok Jeremiasz opisywał sposób, w jaki szatan zwodził Hebrajczyków, podając się za „królową nieba” (por. Jr 7,18-20; Jr 44,13-22). Ciekawe jest skądinąd to, dlaczego diabeł sam przyznał sobie taki tytuł, skoro tego rodzaju pozycja nie istnieje w Niebiosach. Być może wiązało się to z panteonem bóstw pogańskich. Powszechnie bowiem w całym pogańskim świecie lud oddawał hołdy bogini Asztarte (funkcjonującej również jako Athtart, Asztoret, Issar, Isztar, Izyda, Inana, Innin, Nin-anna, Szauszka, Artemida, Wenus), która była postrzegana jako małżonka Baala. Skoro zaś Baal według owych wierzeń był „królem nieba”, to Asztarte „awansowała” na „królową nieba”. Zresztą sumeryjska nazwa Nin-anna znaczyła wprost „pani nieba”. Ten bałwochwalczy kult, wciąż na nowo przenikający w szeregi Bożego ludu, od zawsze obrażał Boga i sprawiał, że Izrael bardzo często doświadczał bolesnych konsekwencji gniewu PANA.
Inną (bardziej wysublimowaną) praktyką działania diabła jest posługiwanie się Bożym Słowem. Zwykle najpierw dokonuje on rozpoznania, na ile człowiek zna i rozumie Słowo PANA, a później zadaje mu kłam. Tak właśnie postąpił w ogrodzie w Eden, w którym udało mu się zwyciężyć (por. Rdz 3,1-19). Tej samej strategii użył wobec Jezusa na pustkowiu (por. Mt 4,1-11). Jednak tym razem przegrał, gdyż Jezus – będąc doskonale wypełniony Słowem Bożym – nie dał się nabrać na manipulowanie wersetami biblijnymi wyrywanymi z kontekstu. Praktyka wyrywania wersetów z kontekstu i budowania na subtelnym zwodzeniu całych konstrukcji fałszywego nauczania, prowadzącego do życia w grzechu zamiast w uświęceniu, funkcjonuje do dnia dzisiejszego. Dlatego Apostoł Jan w 1 J 3,3-10 podkreślił, że po tym właśnie można rozpoznać „dzieci diabła” (por. także J 8,42-44).
Choć niektórzy próbują tak go przedstawiać, diabeł (szatan) nie jest bytem samoistnym, który mógłby być porównywany z Bogiem. Jako zdeprawowane stworzenie (ale ciągle stworzenie) nie ma cech Bożych. W szczególności nie jest wszechwiedzący ani wszechobecny. Nie dysponuje mocą, jaką ma Bóg, i brak jest mu Bożej mądrości. Nie zna Bożych planów z wyjątkiem tych, które Najwyższy sam zechciał objawić. Wypowiedzi szatana nie są przekazem Prawdy, a jego słowo nie ma mocy stwórczej, podczas gdy Słowo Boże jest Prawdą (por. J 17,17) – i to Prawdą Wcieloną (por. J 14,6) – oraz ma moc stwarzania (por. Hbr 11,3; Rdz 1). Co więcej, szatan jest ściśle ograniczony limitami, jakie Bóg suwerennie na niego nakłada (por. Hi 1,12; Hi 2,6). Fakt, że szatan nie ma mocy, by cokolwiek stworzyć, powoduje, że specjalizuje się w imitowaniu Bożego działania. Fałszuje, co tylko może, aby do góry nogami wywrócić zrozumienie Bożej woli (Bożego Słowa). W ten sposób od wieków odnosi w świecie sukcesy medialne, fałszując pojęcia „wyzwolenia” i „wolności” (por. J 8,32) przez podkładanie pod nie wszystkiego, co jest swawolą i nurzaniem się w grzechu. Pojęcie miłości (gr. agape – por. 1 J 4,8; 1 Kor 13,1-8) sprowadza do seksu jako fizycznego zaspokojenia żądz cielesnych (gr. eros – to słowo w ogóle nie występuje w NT). W czasach współczesnych zajął się mocno redefiniowaniem takich pojęć jak: „tolerancja”, „akceptacja”, „małżeństwo”, „rodzina”, „pokój”, „posługa”, „jedność”, „zysk”, „bogactwo” i wielu innych, także tych, które funkcjonują w życiu kościelnym (por. Mt 7,15-16; Mt 13,37-39; Dz 20,28-30). Redefiniując kluczowe pojęcia, diabeł wpływa na kierunki rozwoju myśli społecznej i eklezjalnej. Im słabsza jest w danym środowisku znajomość Bożego Słowa, tym jego działanie jest skuteczniejsze.
Ciekawe jest to, że diabeł ma zdolność wpływania na ludzi nie tylko przez kuszenie i redefiniowanie pojęć filozoficznych, lecz także przez wizje (fałszywe objawienia). Ma zdolność czynienia tego nawet w ułamku sekundy. Dlatego, naśladując Jezusa i Apostołów, należy wszelkie duchowe wizje (objawienia) oceniać i weryfikować w świetle Bożego Słowa, które nigdy w swoim przesłaniu nie jest sprzeczne wewnętrznie ani wewnętrznie przeciwstawne (por. 2 Tm 3,16). Wrażenie dostrzegania w Słowie sprzeczności wyraźnie sygnalizuje brak pełnego duchowego rozeznania w tym zakresie (por. 2 P 3,13-16) albo wadliwe tłumaczenie. Jeśli jakakolwiek wizja jest sprzeczna ze Słowem Bożym, tym gorzej dla tej wizji.
Patrz też → Szatan; → Demon, demony; → Wojna duchowa.
Diatessaron
Nazwa
pierwszego i najsłynniejszego zestawienia harmonicznego czterech ewangelii.
Jego tytuł pochodzi z gr. dia tessaron – „przez cztery” [ewangelie].
Ideą tego zestawienia było sporządzenie jednego tekstu, który zawierałby zapisy
wszystkich wydarzeń związanych z życiem Jezusa Chrystusa oraz wszystkich Jego
rozmów i nauczań odnotowanych w czterech kanonicznych ewangeliach.
Autorem tego zestawienia był Tacjan Syryjczyk,
uczeń Justyna Męczennika, który nawrócił się w Rzymie ok. roku 150.
Prawdopodobnie dzieło swoje wykonał podczas pobytu w Rzymie ok. roku 170. Nie
ma pewności, w jakim języku je przygotował – czy w swoim ojczystym syryjskim,
czy w greckim, który był podówczas w powszechnym użyciu, szczególnie w
środowisku chrześcijańskim. Do dziś zachowały się kopie (choć żadna nie jest
kompletna) tego dzieła jedynie w językach: łacińskim, ormiańskim i arabskim.
Po śmierci Justyna Męczennika Tacjan opuścił Rzym i
wrócił na Wschód, gdzie przyłączył się do wspólnoty enkratytów (tzn.
wstrzemięźliwych), którzy nie wstępowali w związki małżeńskie oraz nie jadali
mięsa i nie pili wina (nawet podczas Wieczerzy PAŃSKIEJ). Mimo że sam doskonale
władał greką, to jednak Tacjan mocno atakował kulturę grecką za jej pogańskie
mity, bałwochwalczą sztukę, niemoralność życia i zwodniczą filozofię. Być może
to sprawiło, że z biegiem czasu został uznany przez greckich teologów za
heretyka, zaś biskup Teodoret z Cyru (Syria) nakazał spalić ok. 200 kopii jego Diatessaronu.
Sam Teodoret był później kilkukrotnie potępiany za swoje poglądy teologiczne, a
nawet został pozbawiony godności biskupiej i zesłany do Apamei Syryjskiej.
Mimo prześladowań Tacjana jego dzieło wywarło
znaczący wpływ na teologię tzw. ojców syryjskich. W IV w. Efrem Syryjczyk
napisał do niego obszerny komentarz, dzięki któremu współcześni egzegeci są w
stanie odtworzyć cały tekst Diatessaronu.
Na przestrzeni wieków Diatessaron był
inspiracją dla wielu biblistów, którzy tworzyli w oparciu o jego koncepcję
własne zestawienia harmoniczne czterech ewangelii. W języku polskim tego typu
dzieło zrodziło się w Zespole Redakcyjnym NPD i zostało opublikowane pod
tytułem Ten Człowiek (Diatessaron współczesny) – historia życia,
działalności i nauczania Jezusa Chrystusa w postaci zharmonizowanej narracji
opartej na tekstach czterech ewangelii, Wydawnictwo NPD, Warszawa 2021.
Dobra Wiadomość o ratunku w Chrystusie
Podstawowy przekaz wiary biblijnej (kerygmat), którego ogłaszanie Jezus Chrystus zlecił wszystkim swoim uczniom. Treść tego przekazu można zawrzeć w następującym quasi–interaktywnym przesłaniu:
WPROWADZENIE
W obliczu świętego Boga każdy (bez wyjątku!) człowiek jest grzeszny i dlatego, choćby nawet bardzo się starał, nie ma szansy na spędzenie wieczności ze Stwórcą. NT ujmuje to krótko:
(…) wszyscy zgrzeszyli i są pozbawieni Bożej chwały. (Rz 3,23 NPD)
Ludzie, którzy są przekonani, że dzięki własnemu dobremu, moralnemu postępowaniu dojdą do zbawienia, są w straszliwym błędzie, który może zgubić ich na wieczność.
DLACZEGO TAK UWAŻASZ?
Ponieważ zbawienie można otrzymać jedynie od Boga jako Jego łaskawy dar, na który w żaden sposób nie można sobie zasłużyć.
Na tym bowiem polega Boża łaskawość, iż to On dokonuje zbawienia każdego, kto całą swoją wiarę i zaufanie składa w Chrystusie. Taka jest suwerenna Boża decyzja i taki jest dar Najwyższego, który On nam ofiarował. A decyzja ta i Boże działanie w żaden sposób nie zależą od naszych uczynków, aby nikt nie mógł pysznić się czy chlubić! (Ef 2,8-9 NPD)
W JAKI SPOSÓB MOŻNA WIĘC OTRZYMAĆ ÓW DAR ZBAWIENIA?
Ponieważ Bóg
(…) pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni, (1 Tm 2,4 NPD)
to w osobie Syna – Jezusa Chrystusa – sam przyszedł na Ziemię, aby poprzez przelanie swojej krwi (Dz 20,28) ponieść karę za nasze winy. To jest jedyna droga do pojednania Boga z człowiekiem.
Bóg tylko w jeden sposób okazał światu swoje zmiłowanie: wydając swego Jedynego Prawowitego Syna za grzech tego świata, aby każdy, kto trwa w ufności do Niego, nie zginął, lecz otrzymał Życie – to odwieczne i nieskończone. (J 3,16 NPD)
W ten sposób Bóg sam spełnił konieczny warunek zbawienia, którego żaden człowiek nie był i nie jest w stanie wypełnić. Od nas oczekuje, że każdy Mu zaufa, a uznając Go za swojego PANA, odwróci się od starego, grzesznego stylu życia i zacznie pełnić Jego wolę, prowadząc nowe życie według Jego Słowa i Ducha.
DLACZEGO PEŁNIENIE WOLI BOŻEJ JEST TAK WAŻNE?
Z prostego powodu: jej pełnienie jest testem naszego serca. Tylko przez podporządkowanie się woli Najwyższego możemy prawdziwie pokazać, czy szczerze złożyliśmy w Bogu całą naszą ufność. Jezus wyraźnie powiedział:
Nie każdy bowiem, kto twierdzi, że jestem jego PANEM, wejdzie do Królestwa Niebios. Tam znajdzie się tylko ten, kto faktycznie pełni wolę Ojca, który jest w Niebiosach. (Mt 7,21 NPD)
CZY TO JEDNAK W ISTOCIE NIE OZNACZA, ŻE UCZYNKI SĄ POTRZEBNE DO ZBAWIENIA?
Twoje własne uczynki na nic się nie zdadzą, nawet jeśli będziesz bardzo religijnym i ciągle modlącym się człowiekiem. Jak napisał prorok Izajasz, my, ludzie, jesteśmy w swej naturze
(…) skalani, całkowicie zbrukani grzechem, a wszystkie nasze dobre czyny są jak skrwawiona szmata. (Iz 64,5 NPD)
Na zbawienie nie można zasłużyć sobie uczynkami!
ZARAZ, JAK TO MOŻLIWE, ABY NASZE DOBRE CZYNY NIE LICZYŁY SIĘ U BOGA?
Zbawienie jest całkowicie łaskawym Bożym darem, a pełnienie woli Bożej jest potwierdzeniem przyjęcia tego daru. Dobrymi czynami w oczach Najwyższego są tylko te
(…) które On sam wcześniej zaplanował dla nas do wykonania. (Ef 2,10 NPD)
Tylko takie się liczą. Kluczem jest więc posłuszeństwo wobec Boga. Dlatego tak ważne jest, byś w każdej dziedzinie życia pełnił wolę Bożą. Czyniąc to, poświadczasz, że Jezus umarł za ciebie nie na marne.
ALE JAK POZNAĆ WOLĘ BOGA?
Wspaniałą wiadomością jest to, że Najwyższy uczynił swoją wolę jawną. Dokonał tego na stronicach Biblii. Czytając Pismo św., będziesz mógł osobiście poznać Boga i Jego plany wobec ciebie. Jeśli szczerze zdecydujesz się, by rozpocząć nowe życie, opierając się na Bożym prowadzeniu, to taką decyzję nazywa się nowym narodzeniem (z Ducha Bożego), a życie oparte na pełnym zaufaniu Bogu nazywa się wiarą, która prowadzi do zbawienia.
DOBRZE, ALE JEŚLI AKURAT TAKIE ROZWIĄZANIE MI NIE ODPOWIADA, TO CZY ISTNIEJE JAKAŚ INNA DROGA DO ZBAWIENIA?
Zgodnie z nauczaniem Apostoła Piotra
(…) w nikim innym nie ma zbawienia, gdyż [poza Jezusem] nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, w którym mogliby zostać zbawieni. (Dz 4,12 NPD)
DLACZEGO PIOTR TAK NAUCZAŁ? PRZECIEŻ W TAKIM EKSKLUZYWIZMIE NIE MA ANI MIŁOŚCI, ANI TOLERANCJI!
Ponieważ to sam Jezus, który jest jedynym objawieniem Bożej miłości, powiedział:
Ja jestem Drogą, Prawdą i Życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko przeze mnie. (J 14,6 NPD)
Syntetyczne wyjaśnienie Bożego planu zbawienia można znaleźć w pierwszych dwóch rozdziałach Listu do Efezjan, a poszerzony wykład na ten temat – w pierwszych ośmiu rozdziałach Listu do Rzymian. W „kazaniu na wzgórzu”, zrelacjonowanym w Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie w relacji Mateusza (rozdziały 5–7), Jezus przedstawił Konstytucję Bożego Królestwa – podstawowy opis owocu Bożego duchowego kodu DNA, który rodzi się w ludziach narodzonych duchowo (por. J 3,3-21). W innej formie omówił to Apostoł Jan w Pierwszym liście Jana, a skrócone wersje opisu tego kodu znajdujemy także w 1 Kor 13,4-8a oraz w Ga 5,9-24.
Doketyzm
Herezja twierdząca, że Jezus przyszedł na Ziemię w eterycznym ciele niebiańskim, a więc jedynie w postaci duchowej (gr. pneuma), bez fizycznego ciała (gr. soma), które dla Jego współczesnych było tylko pozorem. W związku z tym również Jego cierpienie i śmierć na krzyżu, według założeń doketyzmu, były pozorne. Nazwa tej herezji pochodzi od greckiego słowa dokein – „wydawać się”, „przypuszczać”. Jednym z powodów spisania przez Apostoła Jana jego Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie oraz jego Pierwszego listu była ochrona młodych wierzących przed narastającą na przełomie I i II w. falą doketyzmu. Stąd też w relacji Jana mamy sformułowania takie jak: J 1,14; 1 J 4,2; 2 J 7. Także Apostołowie Piotr (por. 1 P 2,24; 1 P 3,18; 1 P 4,6) i Paweł (por. Ef 2,14-16; Kol 1,22; 1 Tm 3,16) zdecydowanie głosili życie i cierpienie Chrystusa w ciele (gr. soma).
Doktrynerstwo
To postawa
religijna, w której wyznawana doktryna (także z dziedziny nauczania
chrześcijańskiego) jest najważniejsza i przewyższa swym znaczeniem wszystko
inne. W wydaniu doktrynerów ich teologia staje się bożkiem, który przewyższa
samego Boga, wręcz prowadzi do stwierdzenia, że Bóg MUSI to uznawać lub że Bóg
NIE MOŻE odrzucić tego czy innego argumentu albo że Bóg JEST ZOBLIGOWANY do
podporządkowania określonym koncepcjom.
Doktrynerstwo jest ukrytą herezją, która praktycznie panoszy się we
wszystkich kościołach chrześcijańskich i często – z uwagi na swój wysublimowany
charakter – jest trudna do identyfikacji. Herezja ta z zasady bazuje na
wyrwanych z kontekstu fragmentach Biblii, które zostały poddane intensywnej
obróbce filozoficzno-teologicznej, w rezultacie której stworzyły własny
konstrukt myślowy zażarcie broniony przez jej twórców i wyznawców.
Przykładów można mnożyć wiele. Dla przykładu, należą do nich między innymi:
w kalwinizmie – teoria predestynacji, według której ludzie są podzieleni na
dwie kategorie, z których jedna jest przeznaczona do zbawienia, druga zaś do
potępienia, a w katolicyzmie choćby koncept władzy kapłańskiej przedstawiony
przez kardynała Stefana Wyszyńskiego podczas uroczystości święceń kapłańskich w
Ołtarzewie 22 czerwca 1957 roku. Powiedział on wówczas: „Otrzymaliście
w tej chwili straszliwą władzę! To jest władza nie tylko nad szatanami, nie
tylko nad znakami sakramentalnymi, ale przede wszystkim – nad samym Bogiem!
Jesteście przecież spirituales imperatores, a jako tacy macie władzę
rozkazywać nawet samemu Bogu. On tego zapragnął, on tego od Was chciał!
Będziecie mu rozkazywać, gdy na Wasze słowa zstępować będzie na ołtarze – Bóg żywy,
choć zakryty, lecz prawdziwy… Kto ku Wam patrzy, widzi w was Boga. Kto do Was
się zbliża, nie szuka ludzkiego, ale Bożego. Prawdziwie: Sacerdos, alter
Christus! Kapłan jest drugim Chrystusem” (wypowiedź Prymasa Polski kardynała
Stefana Wyszyńskiego, „Ateneum Kapłańskie”, Zeszyt 2 IX-X 1960, s.165.)
Jedynie bliskie obcowanie ze Słowem Bożym w Duchu Uświęcenia, podczas
którego poznajemy prawdziwy charakter i wolę Najwyższego, pozwala nam rozpoznać
podstępne koncepty niemające uczciwego oparcia w Biblii.
Patrz też → Teoria predestynacji.
Droga szabatowa
Chociaż Prawo Mojżeszowe nie używało takiego określenia, to jednak na podstawie zapisu Wj 16,29 (polecającego Hebrajczykom, by w szabat nie opuszczali swoich domostw) rabini wypracowali przepis, który definiował, co należy rozumieć przez „opuszczenie domu”, a co nie. Aby ułatwić Lewitom dostęp do pastwisk, które otrzymali w dziedzictwie wokół 48 miast lewickich (por. Lb 35,1-8), ustalili, że oddalenie się od miejsca (centrum miasta) zamieszkania do 2000 łokci (890 m) nie stanowi naruszenia przepisu z Wj 16,29. Pierwsze skodyfikowanie tego dystansu drogi szabatowej bazowało na Lb 35,4 i wynosiło jedynie tysiąc łokci (445 m). Poświadczenie tego znajduje się w Dokumencie Damasceńskim znalezionym w Qumran. W ustnej tradycji żydowskiej zwanej Miszna, która jest komentarzem do Tory, drogę szabatową ustalono na 2000 łokci. W kolejnych okresach przepis dotyczący drogi szabatowej był dalej łagodzony i umożliwiał przemieszczanie się, a nawet podróże powyżej przepisanych 2000 łokci pod warunkiem przygotowania sobie przed szabatem dwóch posiłków zlokalizowanych w odległościach poniżej 2000 łokci. Taki zabieg rozszerzał zrozumienie idei „domostwa”.
Droga (proces) zbawienia
Zgodnie z Mt 1,21b zasadniczym celem zbawienia nie jest ratunek przed wiecznym potępieniem, ale uwolnienie od mocy, wpływów, konsekwencji i obecności grzechu. Oczywiście człowiek zbawiony od grzechu (tzn. wyzwolony z mocy grzechu i uwolniony spod jego wpływu) będzie także uratowany od wiecznego potępienia, czyli od wiecznych konsekwencji i obecności grzechu. Wyratowanie od potępienia to jednak w tej perspektywie tylko produkt uboczny zasadniczego celu zbawienia, którym jest – już tu i teraz – wyzwolenie z mocy grzechu i od jego wpływu. Wyzwolenie to w praktyce codziennego życia jest procesem przeprowadzanym przez Boga, jedynego Zbawiciela. Jednak Bóg nikomu nie narzuca siłą swojego zbawienia. Bóg zbawia tylko tych, którzy tego pragną i którzy w tej sprawie całkowicie Mu zaufają. Ze Słowa Bożego wynika, że zbawienie od grzechu jest procesem trzyetapowym. Można w różny sposób opisywać te etapy. Z punktu widzenia uwalniania człowieka będą to: uwolnienie z mocy grzechu, uwolnienie od wpływów grzechu i uwolnienie od konsekwencji oraz obecności grzechu.
W pierwszym etapie tego procesu duch każdego człowieka, który złożył swą nadzieję w Chrystusie, zostaje uwolniony z mocy grzechu, a więc spod jego zniewalającego panowania. Duch człowieczy zostaje wtedy opieczętowany Bożym Duchem Uświęcenia na znak wstępnych „zaślubin” ze Zbawicielem. Jest to wydarzenie jednorazowe, które może się dokonać jedynie dzięki temu, że Chrystus w odkupieńczej ofierze za grzech człowieka przelał na krzyżu swoją krew. Te „zaślubiny” (zwane też nowym narodzeniem lub narodzeniem z Ducha Bożego) są decyzją wiary, czyli zaufania, jakie człowiek składa w Chrystusie.
W drugim etapie (który trwa całe ziemskie życie) dusza człowieka przechodzi proces uświęcenia (uwalniania od wpływów grzechu), tak aby ten, kto już zaufał Chrystusowi i okazał w ten sposób posłuszeństwo Bogu, przestał postępować według swej starej natury i nauczył się we wszystkim naśladować Chrystusa. Styl życia i sposób podejmowania życiowych decyzji wzorowany na Chrystusie Biblia nazywa „postępowaniem według ducha” (chodzeniem według ducha), czyli według nowej natury. Chodzi o to, aby człowiek już tu, na Ziemi, nauczył się pełnić wolę Niebiańskiego Ojca. Jest to więc etap metamorfozy i oczyszczania człowieka, w czasie którego, element po elemencie, odcinane są kolejne zależności człowieka od grzechu. Na tym etapie kształtowany jest w człowieku obraz (odzwierciedlenie) charakteru Chrystusa.
Trzeci etap nastąpi dopiero po cielesnej śmierci. Dopiero wówczas ujrzymy w pełni realizację nadziei, której zaufaliśmy, i dopiero wtedy otrzymamy nowe, uwielbione ciała, które nie będą podlegały zepsuciu, bólowi czy śmierci (por. Ap 21,3-5). Będą one podobne do ciała, w jakim Jezus ukazał się uczniom po swoim zmartwychwstaniu.
Jezus w swoim nauczaniu przyrównywał proces zbawienia do sposobu, w jaki Żydzi zawierali małżeństwo. Zrozumienie tego wydarzenia ma kluczowe znaczenie dla pojęcia, czym jest osobista relacja ze Zbawicielem. W kulturze żydowskiej małżeństwa były zawierane inaczej niż w kulturze Zachodu. Zawarcie związku następowało w dwóch etapach. Pierwszym, wstępnym, przygotowawczym krokiem były zaślubiny, które w naszej kulturze odpowiadają zaręczynom lub przyrzeczeniu małżeństwa. Jednak, inaczej niż w kulturze Zachodu, Żydzi (którzy wychowywali się w świecie pojęć przymierza) od tego momentu uważali już małżeństwo za prawnie zawarte, choć jeszcze nieskonsumowane. Dopiero drugim etapem (odsuniętym w czasie) było skonsumowanie małżeństwa. To wydarzenie miało szczególną oprawę. Najpierw pan młody zabierał oblubienicę z domu jej rodziców i wprowadzał do domu swojego ojca, w którym ten wyprawiał wesele. Po przyjęciu weselnym pan młody zabierał swą oblubienicę do komnaty małżeńskiej już w swoim domu.
Pomiędzy zaślubinami (przyrzeczeniem) a formalnym weselem poślubieni (przyrzeczeni) sobie oblubieńcy, chociaż byli już nazywani mężem i żoną, nie współżyli ze sobą ani nawet ze sobą nie mieszkali. W tym czasie oblubieniec szykował mieszkanie dla siebie i swej (przyrzeczonej) małżonki, a oblubienica szykowała się do wesela, na które miała być gotowa w każdym czasie, gdyż oblubieniec miał prawo przyjść po nią o dowolnej porze dnia i nocy. Według tego obrazu zaślubiny odpowiadają więc momentowi decyzji, w której człowiek składa swoje zaufanie w Chrystusie (tzw. nowe narodzenie lub narodzenie z Ducha). Czas życia wierzącego pomiędzy jego nowym narodzeniem a chwilą odejścia z ziemskiej rzeczywistości do wieczności jest czasem jego „narzeczeństwa” z Jezusem. Jeśli jakiś człowiek, będąc już formalnie Oblubienicą, wytrwa w wierności Oblubieńcowi – Chrystusowi (tzn. zwycięsko przejdzie przez próbę trwania w oczekiwaniu Chrystusa, co nazwane jest procesem uświęcenia – por. Hbr 12,14) – wtedy zostanie wprowadzony na wesele (czas uwielbienia), w trakcie którego dokończy się jego zbawienie (a więc ostateczne uwolnienie go nie tylko od mocy i wpływów grzechu, ale również od jego obecności i konsekwencji).
Duch Boży w człowieku
NT wspomina o sytuacjach, w których Duch
Boży zstępuje na człowieka. Dobrze widać to w opisie chrztu Jezusa w Jordanie
(por. Mt 3,13-17; Łk 3,21-22). W czasie tego wydarzenia Duch Boży zstąpił na
Jezusa łagodnie, niczym synogarlica. Mateusz w swej narracji nie mówi, że Duch
Boży przyjął postać synogarlicy, ale że spoczął na Jezusie łagodnie „jak
synogarlica” sfruwająca z góry. Gdyby Duch Boży przyjął postać synogarlicy,
wówczas trzeba by mówić o kolejnym Bożym wcieleniu (tym razem innym niż
ludzkie), a przecież Biblia wyraźnie mówi, że Jezus jest jedynym obrazem
niewidzialnego Boga (por. Kol 1,15), a więc jedynym wcieleniem Boga. W
ikonografii religijnej interpretacja tego fragmentu znacznie wykroczyła poza
relację biblijną i wprowadziła wiele chaosu w sprawy zrozumienia natury Ducha
Bożego w człowieku.
Oczywiście rodzą się pytania: czy
Duch Boży musiał zstąpić na Jezusa? Czy Jezus wcześniej nie miał Bożego Ducha?
Oczwiste jest, że Jezus od samego poczęcia był Bożym Chrystusem, więc z Jego
persepektywy nie było jakiejkolwiek potrzeby zstępowania Ducha. Jednak było to
potrzebne ludziom. To dla nich, dla zaświadczeniu o Bożym pochodzeniu całej
misji Jezusa, u progu Jego publicznej służby, Bóg postanowił złożyć ludziom dobitne
świadectwo i objawił się podczas chrztu Jezusa w trzech Postaciach.
Ta łagodność zstępowania Ducha Bożego dostarcza niezwykle ważnej
obserwacji, a mianowicie takiej, że Boży Duch zstępujący na człowieka nie
powala go, jak twierdzi wielu fałszywych nauczycieli, ale przenika ducha
człowieczego, uzdolniając go do poddania się Bogu w posłuszeństwie Jego Słowu i
życiu w uświęceniu. Moc, którą Duch Boży wnosi w życie człowieka, służy
wzmocnieniu ducha człowieka i obdarowaniu go siłą do zwycięskiego pokonywania
grzechu, a nie do fizycznego „powalania”. Zresztą Pismo św. wyraźnie mówi w Dz
5,32, że Bóg udziela swego Ducha tylko tym, którzy są Mu posłuszni. Nie należy
zatem się spodziewać, by fałszywi nauczyciele mieli w sobie Ducha Uświęcenia. A
skoro powołują się na bycie pod wpływem ducha, to najwyraźniej musi to być inny
duch niż Duch Chrystusa. Nie inaczej było w czasach Jezusa i Apostołów (por. Dz
19,13-17). W NT znajdujemy świadectwa tego, że duchami, które targały ludźmi
lub powalały ich na ziemię, były duchy ciemności (por. Mk 1,26; Łk 4,35; Łk
9,39; Łk 9,42; Dz 19,16). Należy zatem przyjąć, że wszelkie nauczanie o
„powalaniu duchem” czy „padaniu pod wpływem ducha” jest ewidentnym zwodzeniem,
które wdarło się do środowiska chrześcijańskiego przez fałszywych proroków i
fałszywych nauczycieli, aby wypaczać prawdę Bożego Słowa.
Umacniające do życia w uświęceniu działanie Ducha Bożego może co jakiś
czas objawiać się w człowieku również po to, aby sprawdzać daną osobę w
zakresie jej wierności Bożemu Słowu. Taka sytuacja miała miejsce w życiu
Jezusa. Po chrzcie w Jordanie Duch Boży wyprowadził Go na pustkowie, by tam – przed
rozpoczęciem publicznej służby – został „poddany testowi” (por. Mt 4,1-11). Gdy
Jezus przechodził duchowy egzamin, natychmiast pojawił się diabeł, który zaczął
Go kusić. W tekście użyte zostało słowo gr. peiradzo, które można
tłumaczyć zarówno jako „test” („próba”), jak i „pokusa”, w zależności od tego,
kto jest inicjatorem opisywanego działania. Typowe jest to, że gdy Bóg poddaje
wiarę człowieka próbie, natychmiast zjawia się szatan (lub jego wysłannicy), by
w tym samym czasie kusić człowieka do łatwiejszych lub przyjemniejszych
rozwiązań. Przypomina to nieco sytuację, w jakiej młodzi ludzie znajdują się
podczas egzaminu maturalnego (tzw. egzaminu dojrzałości). Młodzież bierze
udział w tym sprawdzianie, by udokumentować dojrzałość posiadanej wiedzy,
jednak w trakcie testu jest często kuszona, by ściągać, co jest przecież
całkowicie przeciwne idei tego egzaminu. Podobnie było z Jezusem. On też był
poddany pokusom, ale je przezwyciężył. Ważną wskazówką dla Jego uczniów jest
to, by w sytuacjach peiradzo pamiętać, jak postępował Jezus. On trwał w
prawdzie Bożego Słowa (por. Mt 4,4; Mt 4,7; Mt 4,10). Znajdując się w ogniu
pokus, pamiętajmy, że dysponujemy również szczególną obietnicą Bożego Słowa
odnoszącą się do peiradzo – 1 Kor 10,13.
Innym zadaniem (oprócz prowadzenia w uświęceniu), które Duch Boży pełni w
człowieku wierzącym, jest wdrażanie go do samodyscypliny opartej na trzeźwym
myśleniu, powściągliwości i samokontroli (por. 2 Tm 1,7).
W życiu osób niepolegających na Chrystusie Duch Boży pełni zupełnie inne
zadanie. Jest On tym, który prowadzi ich do opamiętania się i zanurzenia w
Chrystusa. Duch dokonuje tego przez przekonywanie świata:
1) o grzechu polegającym na tym, że ludzie nie
ufają CHRYSTUSOWI;
2) o Bożej sprawiedliwości, która jest dostępna
tylko W CHRYSTUSIE, i
3) o sądzie, którego nad
wszystkimi, włącznie z szatanem, dokona CHRYSTUS (por. J 16,8–11 oraz Mt 12,20;
J 3,19; J 5,22; J 14,6).
Tylko wobec tych, którzy na to działanie
Ducha odpowiedzą złożeniem swej ufności w Chrystusie, Duch Boży kontynuuje swe
dzieło, otaczając Chrystusa chwałą w ich myślach i sercach (por. J 15,26 oraz J
16,14) oraz prowadząc ich przez resztę życia w procesie uświęcenia, którego
celem jest upodobnienie ich charakterów do charakteru Chrystusa (por. 1 P 1,16;
Hbr 12,14). Sprawa świadectwa, które składa Duch Chrystusa, jest zatem bardzo
czytelna. Tam, gdzie Chrystus jest otaczany chwałą (a w Nim także Ojciec), tam
bez wątpienia mamy do czynienia z działaniem Bożego Ducha. Tam zaś, gdzie jakaś
inna osoba odbiera chwałę, tam nie ma Ducha Bożego, lecz jest duch zwodzenia
pochodzący z ciemności i starający się odciągnąć ludzi od Chrystusa. Duch
zwodzenia czyni wszystko, aby zwrócić myśli ludzi na kogokolwiek, byle nie na
Jezusa Chrystusa. W tym celu stosuje wszelkie „efekty specjalne”, jakimi tylko
dysponuje (por. Mt 24,24), włączając w to nawet podawanie się za „posłańca z
Niebios” (por. Ga 1,8) czy „anioła światłości” (por. 2 Kor 11,14). Czasami duch
zwodzenia dokonuje przez poszczególne osoby manifestacji, czym stara się
przekonać innych ludzi, iż jest „Duchem Świętym”. Jednak proste porównanie tych
manifestacji do zachowania się Jezusa pod wpływem Bożego Ducha natychmiast
demaskuje te fałszerstwa.
Duch Boży w człowieku jest darem Najwyższego, a nie czymś, co człowiek
może sam w sobie wygenerować. Z obietnicy Bożej zawartej w Jl 3,1-5 i Dz 5,32
wynika, że Duch będzie dany każdemu, kto w Chrystusie złoży całą swoją nadzieję
oraz okaże Mu swoje posłuszeństwo. Problemem wielu współczesnych chrześcijan
jest jednak to, że nie ufają Chrystusowi w sposób radykalny i wyłączny. Również
nie okazują Mu posłuszeństwa ani nie wgłębiają się (dosł. „nie wgryzają się”) w
Jego Słowo (por. J 6,47-58), które jest Jego Istotą. Część z nich niezmiennie
pokłada swą nadzieję w obrzędach, ludzkich autorytetach, organizacjach czy
kościelnych instytucjach. Ufają im bardziej niż Bożemu Słowu. Tacy, do czasu
swego opamiętania się, nie powinni oczekiwać napełnienia Bożym Duchem.
Czasami zdarza się słyszeć kaznodziejów twierdzących, że wolą Jezusa jest
Jego osobiste zamieszkanie w sercu człowieka, jednak z biblijnego punktu
widzenia nie jest to prawdą. Świadectwo NT jest jednoznacznie takie, iż Jezus
po wstąpieniu w Niebiosa (por. Dz 1,9-11) nadal tam przebywa, co potrwa aż do
Jego powtórnego przyjścia na Ziemię. W naszych czasach Święty Bóg jest obecny
na Ziemi w postaci Ducha, i to właśnie Boży Duch jest Osobą, która może
zamieszkać w wierzącym, by napełniać go Prawdą i zrozumieniem Słowa Chrystusa,
a także prowadzić w naśladowaniu Jezusa, czyli w procesie uświęcenia.
Inni kaznodzieje (idąc za literalnymi przekładami tekstów 1 Kor 3,16; 1
Kor 6,19; 2 Kor 6,16) twierdzą, że ciało każdego wierzącego jest świątynią
Ducha Świętego Boga. Brzmi to bardzo efektownie, lecz nie wynika z gramatyki
wskazywanych fragmentów. Wszystkie trzy przywołane teksty są zapisane w liczbie
mnogiej, co wskazuje, że świątynią Ducha Świętego Boga jest społeczność
wierzących (jako zbiorowość), a nie jej pojedynczy członkowie, zaś Chrystus jest
głównym kamienieniem spajającym tę duchową budowlę (por. Ef 2,19-22). Ma to
sens, skoro Głową każdej społeczności wierzących (duchowej świątyni, kościoła)
jest Chrystus (por. Ef 5,23; Kol 1,18), a poszczególni wierzący są żywymi
kamieniami tej duchowej świątyni (por. 1 P 2,5). Oczywiście każdy wierzący jest
zapieczętowany Duchem Uświęcenia (znak własności, autoryzacji lub przynależności), ale to określenie ma inny sens i inne konsekwencje w Bożym planie
zbawienia, a także w planie duchowego wzrostu człowieka. Zgodnie z 1 Kor 6,15
każdy wierzący jest częścią Ciała Chrystusa, jednak świątynię stanowią razem,
tworząc wspólnotę wiary.
Duch Boży (Duch Chrystusa) działa w człowieku w pełnej synergii z Bożym
Słowem. Wynika to choćby z porównawczej analizy tekstów Ef 5,18-19 z Kol 3,16.
Duch Boży komunikuje się z człowiekiem, używając Bożego Słowa, a Boże Słowo
jest wyraźną ekspresją świadectwa składanego przez Bożego Ducha. Skoro Bóg jest
JEDEN, tzn. jest osobowo całkowicie integralny, to Jego Duch i Jego Słowo są
również całkowicie spójne. Są one absolutną jednością i w sposób jednoznaczny
oraz komplementarny wyrażają ponadczasową myśl i wolę Boga.
Jak duch ludzki nie jest odrębną częścią człowieka, lecz integralnie
istotą człowieka, tak również Duch Boży nie jest odrębną częścią Boga, lecz
integralnie Jego Istotą (por. J 4,24). Nie jest to dziwne, skoro człowiek
został stworzony na obraz Boży (por. Rdz 1,26). Integralność Boskiej Istoty
sprawia, że Duch Boży przemawia do ludzi, używając Bożego Słowa (por. np. J
16,7-15). Biorąc zaś pod uwagę, że Duch Świętego Boga jest Duchem Chrystusa
(por. Dz 16,6-7), a Jezus jest wcielonym Bożym Słowem (por. J 1,1-5 oraz J
1,9-14), to sugerowanie, że celem Ducha Świętego Boga jest poświadczanie (przedstawianie)
innych treści, których nie objawił On w Słowie, jest fałszywym nauczaniem,
przed którym przestrzegał Jezus w Mt 24,24 i Mk 13,22. Nie tylko Jezus, ale
również Apostołowie poświęcali wiele uwagi zagadnieniu rozpoznawania fałszywego
nauczania – np. Paweł w 2 Kor 11,13, Piotr w 2 P 2,1 czy Jan, który poświęcił
tej sprawie swój cały pierwszy list.
Zgodnie z nauczaniem Apostoła Jana najlepszym sposobem na unikanie
fałszywej teologii i wytrwanie w Chrystusie jest pozostawanie przy pierwotnej
nauce apostolskiej. Jej najczystszą i niezmienioną formę mamy w Piśmie św.,
które Duch Boży sam najlepiej wyjaśnia w sercach wierzących. Na tym polega
namaszczenie, o którym Jan pisze w 1 J 2,20 i w 1 J 2,27. Jest to namaszczenie
duchowe do życia w uświęceniu – wewnętrzne, a nie zewnętrzne. Z tego względu
uczniowie Jezusa zawsze muszą zachowywać ostrożność w przyjmowaniu
jakichkolwiek ludzkich nauk czy wyjaśnień, choćby pochodziły od największych
autorytetów. Zasłyszane opinie i interpretacje powinni oni koniecznie
porównywać z tym, co mówi Słowo Boże (por. Dz 17,11).
O tym samym pisał Juda w trzecim wersecie swojego listu, wskazując, że w
czasach apostolskich (tzn. za życia Apostołów) Dobra Wiadomość o ratunku w
Chrystusie została przekazana ludowi Bożemu w sposób całkowicie pełny i
wystarczający, bez żadnych braków i niedopowiedzeń. Treść tego objawienia była
zwartą całością Bożego przekazu danego ludziom (co podkreślają także wersety J
3,16 i Dz 4,12). Objawienia tego nie wolno zmieniać ani korygować przez dodawanie
czy odejmowanie jakichkolwiek treści (oczywiście nie chodzi o różnicowanie
języka i form przekładów na języki nowożytne, ale o zawartość merytoryczną
przekazu). A skoro objawienie Boże zostało przekazane ludowi raz na zawsze, w
pełny sposób, to znaczy, że wszelkie „dodatkowe” treści merytoryczne oraz inne
merytoryczne „objawienia” nie są dziełem Boga.
Patrz
też → Duch Świętego Boga.
Duch Chrystusa
W 1 P 1,10-11 Duch Boży działający w prorokach ST (hebr. RUAH HA-KODESZ) jest jednoznacznie zidentyfikowany z Duchem Chrystusa (gr. PNEUMA CHRISTU). W Rz 8,9 Duch Chrystusa został zidentyfikowany jako Duch Boży.
Patrz też → Duch Jezusa; → Duch Świętego Boga; → Jezus Chrystus – Bóg i Człowiek.
Duch człowieczy
Apostoł Paweł w swoich pismach odróżnia ducha człowieka od Ducha Bożego, co jasno widać np. w 1 Tes 5,23. To rozróżnienie podkreślono w przekładzie NPD przez użycie małej i wielkiej litery. Człowieczy duch może być martwy (stan duchowej śmierci, który jest naturalny dla każdego człowieka znajdującego się od urodzenia w mocy królestwa ciemności) lub żywy (gdy człowiek narodzi się duchowo dla Boga, o czym Jezus mówi w J 3,3). Narodzony na nowo człowiek staje (jak niemowlę u progu życia – gr. nepios, teknon) na początku nowej drogi życia – drogi uświęcenia, która ma polegać na tym, że uczy się on postępowania według pragnień swojego narodzonego na nowo ducha. Musi się nauczyć podejmowania decyzji nie na podstawie pragnień i pożądliwości swej skłonnej do grzechu starej natury (wrodzona cielesność), ale według tego, co mówi do niego Duch Boży.
Relacja pomiędzy duchem człowieka a Duchem Boga (Duchem Prawdy, Duchem Uświęcającym) nie jest statyczna ani tym bardziej zinstytucjonalizowana, lecz jest związkiem dynamicznym, w którym liczy się jedynie umiłowanie PANA ponad wszystko i posłuszeństwo Jego duchowemu przewodnictwu (por. Dz 5,32). Bez osobistej relacji z Chrystusem (która realizuje się w sposób duchowy) nikt nie może być chrześcijaninem (por. Rz 8,9). Bez Ducha Chrystusowego (Ducha Uświęcenia) można być co najwyżej człowiekiem religijnym, szukającym gorliwie zbawienia, lecz ciągle pozbawionym Bożego Życia. Taką religijnością cechowali się uczeni w Piśmie i faryzeusze, jednak Chrystus wielokrotnie obnażał hipokryzję ich serc (por. Łk 11,43-44; J 8,42-45). Religijność bowiem nikomu nie gwarantuje wstępu do Bożego Królestwa. Tam można zostać wprowadzonym jedynie W CHRYSTUSIE i PRZEZ CHRYSTUSA, ponieważ tylko On jest jedyną Drogą do Ojca (por. J 14,6), jedyną Bramą Bożego Królestwa (por. J 10,7-9) i jedynym, który ma w sobie odwieczne i nieskończone Życie (por. J 14,6).
Duch Jezusa
W Dz 16,6-10 Duch Jezusa (gr. TO PNEUMA IESU) jest jednoznacznie zidentyfikowany z Duchem Uświęcającym (gr. TO HAGIOS PNEUMA) oraz z Bogiem (werset 10.), a więc również z Duchem Świętego Boga (gr. TO PNEUMA TO HAGION).
Patrz też → Duch Jezusa; → Duch Świętego Boga; → Jezus Chrystus – Bóg i Człowiek.
Duch Świętego Boga
Hebr. RUAH HA-KODESZ („Duch Świętości”), gr. TO PNEUMA TO HAGION („Duch Tego Jedynego, Który Jest Święty”; w popularnych przekładach „Duch Święty”). Literalne potraktowanie słowa HAGION jako formy przymiotnikowej, a nie rzeczownikowej (co bardziej oddaje hebrajskie znaczenie tego słowa), nie zawsze pozwala niewprawionemu czytelnikowi Bożego Słowa dostrzec wymiar istoty Ducha Świętego Boga. Jednak dzięki tej uwadze Pawła w Rz 1,16 jesteśmy w stanie lepiej zrozumieć, że Bóg, który jest Świętym Duchem (por. J 4,24), koncentruje moc swojego działania na przemienianiu ludzkich serc poprzez głoszenie Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie (por. także 1 Kor 1,18 oraz 2 Kor 10,4). Lekceważenie tej wielkiej prawdy i poszukiwanie objawów „mocy Bożej” w czymś innym albo postrzeganie Bożego Ducha jako bezosobowej mocy (tradycja judaistyczna) prowadzi nie tylko do niezrozumienia istoty i charakteru działania Ducha Świętego Boga, lecz także do wypaczania zdrowej nauki o Chrystusie.
Ściśle rzecz biorąc, hebrajski termin RUAH HA-KODESZ w dokładnym przekładzie znaczy „Duch Świętości” lub „Duch Uświęcenia”. Zgodnie z 1 P 1,11 jest On Duchem Jezusa Chrystusa, a jednocześnie – jak świadczy o tym całe Pismo – Duchem Świętego Boga. W żydowskim rozumieniu RUAH HA-KODESZ był „Mocą Bożą” (hebr. Ha-Gwura, gr. Dynamis), a więc reprezentował moc i potęgę, jaką dysponuje El Szaddaj (Bóg Wszechmogący). W kulturze Zachodu Ducha Bożego nazywa się często – idąc za popularnymi przekładami Biblii – Duchem Świętym. Jednak nie jest to celny przekład, gdyż nowotestamentowa fraza tłumaczona jako „Duch Święty” brzmi: TO PNEUMA TO HAGION, i składa się z dwóch rzeczowników poprzedzonych dwoma zaimkami określonymi. Funkcja tych zaimków w języku greckim jest podobna do angielskiego the czy niemieckich der, die, das (w przypadku Ducha zaimek HO w 3 os. l.p. przyjmuje formę TO) i wskazuje na konkretny podmiot lub przedmiot. W związku z tym określenie TO PNEUMA TO HAGION należałoby odczytywać: „Duch Tego Jedynego, Który Jest Święty”. Warto przy tym pamiętać, że w tekście oryginalnym słowa te pojawiają się bez rozróżnienia wielkich i małych liter, a także bez spacji pomiędzy nimi. Wszelkie wyróżnienia (jak np. wielkie litery czy interpunkcja) są zabiegami redakcyjnymi tłumaczy, edytorów lub wydawców. Tak więc tradycyjne potraktowanie słowa HAGION jako przymiotnika (jak funkcjonuje to w określeniu „Duch Święty”) nie oddaje rzeczownikowego określenia Boga wyrażonego słowem Święty, zgodnie z sensem hebrajskiego KADOSZ (od którego pochodzi kodesz), używanego np. we frazach „Święty Izraela” czy „to mówi Święty”. Niestety, tradycyjne tłumaczenia nie ułatwiają, niewprawionemu czytelnikowi Biblii zauważenia zasadniczego charakteru i natury Ducha Świętego Boga. Z tych powodów oraz dla zachowania płynności i ułatwienia czytania tekstów, w których występuje fraza TO PNEUMA TO HAGION, Redakcja NPD zdecydowała się zastosować przekład: „Duch Świętego Boga” zamiast tradycyjnego „Duch Święty”. W wyborze tym kierowaliśmy się myślą, aby (jak w grece) mieć dwa rzeczowniki (Duch i Bóg), a świętość Boga oddać w formie przydawki przymiotnej określającej Jego charakter – wszystko zgodnie z zasadniczym sensem terminu greckiego oraz hebrajskiego tytułu, jakim określany jest Najwyższy: „Święty”.
Jednak nie we wszystkich wersetach NT słowa PNEUMA i HAGION występują razem z zaimkami określonymi. Ta obserwacja prowadzi nas do zrozumienia, iż nie każdy zapis w NT używający tych słów opisuje Ducha Świętego Boga. Fraza TO PNEUMA TO HAGION (28 wystąpień w NT) bez wątpienia odnosi się do Boskiej Osoby, jednak inne konstrukcje niekoniecznie. W NT bowiem (a także w Septuagincie) znajdujemy frazy: TO HAGION PNEUMA i pochodne, w których mamy jeden rodzajnik określony, jeden rzeczownik i jeden przymiotnik (14 wystąpień), a także PNEUMA HAGION bez żadnych rodzajników (45 wystąpień).
Gdy w oryginalnym tekście mamy do czynienia z określeniem TO HAGION PNEUMA i pochodnymi (jeden rodzajnik określony z rzeczownikiem i jeden przymiotnik), Redakcja NPD zaproponowała przekład „Duch Uświęcenia” lub „Duch Uświęcający”, w zależności od kontekstu.
W miejscach, w których występuje fraza PNEUMA HAGION i pokrewne (w których nie ma ani jednego rodzajnika określonego), z czym spotykamy się np. w Łk 11,13, mamy do czynienia z jednym nieokreślonym rzeczownikiem (pneuma) i przymiotnikiem (hagion). Taka fraza opisuje raczej duchową postawę serca, które cechuje dążenie do świętości. W Łk 11,11-12 Jezus, mówiąc o modlitwie w kontekście dobroci Bożej, wskazuje, że Bóg chętnie obdarza swe duchowe dzieci „duchem uświęcenia”, jeśli tylko wytrwale o to zabiegają. Czyni to, aby mogły one realizować Jego oczekiwanie o wzrastaniu w świętości, ponieważ On Jest Święty (por. 1 P 1,15-16). W tym wypadku chodzi zatem raczej o duchową postawę uświęcenia (tzn. trwanie w duchu uświęcenia).
W dniu Pięćdziesiątnicy Duch Świętego Boga został posłany na Ziemię, by swą powszechną obecnością zastąpić Jezusa. Główną cechą (atrybutem charakterologicznym) tego Ducha, który jest Duchem Chrystusa (por. J 16,14), jest świętość, a zasadniczym celem Jego działania – złożenie świadectwa o Chrystusie (por. J 15,26), co realizuje w dwojaki sposób:
1. Przekonując świat o:
(a) jego fundamentalnym grzechu, którym jest brak zaufania do Chrystusa;
(b) Bożym kryterium uznawania ludzi za sprawiedliwych, czyli trwaniu w Chrystusie;
(c) Bożym Sądzie (→ Sąd Ostateczny), który zostanie przeprowadzony przez Jezusa Chrystusa. Jako kryterium tego Sądu zostanie wzięta pod uwagę jedynie praktyczna relacja ludzi z Chrystusem i Jego Słowem (por. J 12,44-48; 1 J 5,12);
2. Przekonując Boży lud (a więc tych, którzy złożyli swoją ufność w Chrystusie) o konieczności przejścia przez proces uświęcenia (por. Hbr 12,14).
Ponieważ w oryginale NT w Mt 3,11 i Łk 3,16 znajdujemy określenia Ducha Świętego Boga jako „Istoty płomienistej”, nie jest zaskakujące, iż stosowane są w stosunku do Niego określenia: „rozniecanie (rozpalanie) daru Ducha” (por. 2 Tm 1,6) i „gaszenie Ducha” (por. 1 Tes 5,19). Sam Bóg jest również określany jako „ogień pochłaniający” (por. Pwt 9,3 i Hbr 12,29).
Czasami Duch Boży jest porównywany w Piśmie do „wody żywej” (czyli czystej, źródlanej – por. J 7,38-39). Patrząc z tej perspektywy, nie dziwimy się również napotykanym w Piśmie św. sformułowaniom „zanurzanie w Ducha” (por. Mt 3,11; Mk 1,8; Łk 3,16; Dz 1,5; Dz 11,16), co zwykle jest tożsame również z zanurzeniem w Boże Słowo (por. sens i brzmienie Ef 5,18-19 z przekazem Kol 3,16).
Pismo św. wyraźnie stwierdza, że Jezus po swoim Wniebowstąpieniu nadal przebywa w Niebiosach, a więc na Ziemi Go nie ma. Z kolei wersety Mt 28,20 i J 14,16-18 wyraźnie wskazują, iż zesłany przez Niego Duch jest Osobową Postacią, w której On sam – tzn. Jezus – postanowił towarzyszyć swym uczniom na Ziemi do końca obecnego świata (obecnego wieku, eonu – por. Mt 28,20b). Aby lepiej zrozumieć, jakie to pociąga za sobą różnice, przyjrzyjmy się sposobowi działania Bożego Ducha w czasach Starego i Nowego Przymierza.
W Starym Przymierzu Duch Boży oddziaływał na społeczność wierzących (Izrael) w szczególny sposób – tylko przez pojedynczych przedstawicieli (proroków, królów, kapłanów). Tylko oni byli namaszczani Duchem. W Nowym Przymierzu Bóg również wpływa na społeczność wierzących – na żywe Ciało Chrystusa, zwane Oblubienicą Chrystusa, ekklesią lub kościołem (w sensie lokalnego zgromadzenia wierzących) – lecz w ramach tego Przymierza Duch Boży został wylany powszechnie, na całą tę zbiorowość. O ile więc w Starym Przymierzu poszczególni ludzie byli wyróżniani namaszczeniem Bożym Duchem, o tyle w Nowym Przymierzu nikt nie jest wyróżniany, gdyż Duch Boży został dany powszechnie wszystkim wierzącym (tzn. tym, którzy trwają w posłuszeństwie Chrystusowi i Jego Słowu). Relacja człowieka trwającego w zaufaniu do Boga z Bożym Duchem Uświęcenia ma charakter dynamiczny, tzn. Bóg wyposaża osobę, która jest Mu posłuszna, w zdolność do zrealizowania Jego woli. W tym celu udziela takiemu człowiekowi potrzebnej mocy, wskazówek (mądrości), a także daje mu swoje prowadzenie. Stąd tak często w opisach działania Ducha Świętego Boga pisarze NT używają słów gr. dynamis („moc”, „zdolność”, „umiejętność”) oraz dynamai („móc”, „potrafić”, „zdołać coś uczynić”). Celem tej dynamicznej relacji z Duchem Wiekuistego Boga jest przygotowanie wierzących do realizacji tych samych dwóch celów, które stanowiły zasadniczy wektor służby Jezusa Chrystusa na Ziemi:
1) ratowania innych ludzi przed nadciągającym na ten świat Bożym gniewem i czekającym ich wiecznym potępieniem (przez głoszenie im Dobrej Wiadomości o ratunku, jaki jest w Jezusie Chrystusie, oraz czynienie ich uczniami Jezusa);
2) przeciwstawiania się grzechowi w ich osobistym życiu (Duch przeprowadza ich przez osobisty proces uświęcenia – por. Hbr 12,14).
Skoro zaś relacja człowieka z Duchem Świętego Boga jest dynamiczna, oczywistością jest, iż w żadnej mierze nie jest statyczna. Nie ma zatem charakteru „biletu do nieba” czy „polisy ubezpieczeniowej o nazwie «wieczne namaszczenie»”, które byłyby niezależne od faktycznego, osobistego posłuszeństwa człowieka Bogu. Relacja ta – podobnie jak wierne trwanie w małżeństwie – ma charakter funkcjonalny i w tym sensie jest pożądana, ale i opcjonalna. Jej podstawą jest trwanie człowieka w zaufaniu do Najwyższego i wytrwanie w najszerzej pojętym posłuszeństwie wobec Jego Ducha (por. Dz 5,32). Niestety, możliwa jest również sytuacja, w której człowiek zdecydował się na życie według własnych priorytetów (wolna wola) i pomimo wcześniejszego zakosztowania działania Ducha Uświęcenia (który obficie niczym deszcz sprowadzał na niego Boże błogosławieństwo z Niebios – por. Hbr 6,4-5) przestaje pełnić wolę Najwyższego. Jest to negatywna konsekwencja faktu, że Bóg wyposażył ludzi (na swój obraz) w wolną wolę, a co za tym idzie – dał im możliwość swobodnego wyboru (podobnie jak to jest w małżeństwie). Uczynił tak, ponieważ miłe Mu są szczera wierność i posłuszeństwo wypływające z postawy ofiarnej miłości agape. Jeśli więc ktoś doświadczył wspaniałości świętego i hojnego Bożego błogosławieństwa, a mimo to po jakimś czasie okazał się bezowocny (czyli okazał się glebą, która wbrew użyźnianiu Słowem nadal rodzi tylko ciernie i osty – por. Mt 13,22), to w końcu i on zostanie uznany za bezużytecznego i – jak nieużyteczna gleba zasługująca na przekleństwo i wypalenie ogniem – również zostanie przeklęty i wydany na działanie płomieni Bożego gniewu.
Niestety, coraz częściej ostatnio słyszy się opinie (zakorzenione głównie w ekstremalnej teologii charyzmatycznej) przedstawiające Bożego Ducha wręcz jako źródło „efektów specjalnych” (tzw. manifestacji „mocy”) podobnych do tych, które można zobaczyć w filmach science fiction lub sztuczek rodem z rozrywkowych programów TV prezentujących zawodowych prestidigitatorów. Jednak dzięki uwadze poczynionej przez Apostoła Pawła w Rz 1,16 rozumiemy, że Bóg, który sam w sobie jest Postacią Duchową (por. J 4,24), moc swego działania koncentruje na przemienianiu ludzkich serc, do czego używa swego Słowa. Dlatego głoszenie prawdziwej Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie (por. Mt 28,18-20; 1 Kor 1,18; 2 Kor 10,4) jest tak ważne i ma potężne wsparcie realnej Bożej mocy. Lekceważenie tej wielkiej prawdy i poszukiwanie objawów „mocy Bożej” w czymś innym prowadzi nie tylko do niezrozumienia istoty działania Ducha Świętego Boga, Jego charakteru i celów, ale również do wypaczania zdrowej nauki o Chrystusie. W całym NT widzimy, że Duch Boży nazywany jest także Duchem Chrystusa oraz Duchem Uświęcenia lub Duchem Uświęcającym (gr. TO HAGION PNEUMA). Zgodnie ze słowami Jezusa Duch jest inną Postacią Osobową Jedynego Boga Stwórcy wszechświata, w której objawia się Ten Jedyny, Który Jest Święty. Osobowy charakter Bożego Ducha jest więc odzwierciedleniem istoty i charakteru świętego Boga (por. J 4,24).
Z tego powodu niezwykle przykre oraz hańbiące jest to, iż w niektórych wspólnotach, zgromadzeniach czy kościołach, które same siebie zwą chrześcijańskimi, wznieca się niewłaściwą ekscytację wokół spraw całkowicie pobocznych i w centrum nauczania stawia się przekaz o „efekciarskim” działaniu rzekomego Ducha Świętego. Głosiciele takich nauk twierdzą, że zasadniczym znakiem działania Ducha Świętego są przede wszystkim glosolalia (rozumiana przez nich jako mówienie rzekomymi językami anielskimi) lub innego typu zewnętrzne „manifestacje Ducha”. Nic bardziej mylnego. Głównym i absolutnie zasadniczym przejawem działania Ducha Świętego Boga jest prowadzenie grzeszników do opamiętania pod wpływem Bożego Słowa, zwracanie ich ku Chrystusowi oraz skłonienie ich do złożenia całej swej nadziei i ufności wyłącznie w Chrystusie. Tak złożone sercem zaufanie (wiara) prowadzi ludzi do prawdziwego poddania się Bogu w posłuszeństwie pełnienia woli Ojca w Niebiosach. Kolejne kroki działania Bożego Ducha w ludziach wierzących polegają na kształtowaniu w nich charakteru Jezusa (proces uświęcenia), co – jak wyżej wspomniano – rodzi w nich osobiste pragnienie unikania grzechu oraz wzrastanie w ofiarnej Bożej miłości (por. 1 Kor 12,31-13,8; Ga 5,22-23).
Powtórzmy: zgodnie z nauczaniem NT celem i zadaniem Ducha Bożego w odrodzonym duchowo człowieku jest wypełnianie go (napełnianie, nasycanie) Słowem Bożym, tzn. prowadzenie go w codziennym myśleniu i postępowaniu przez objaśnianie mu Bożego Słowa. Najstosowniejszym więc określeniem działania Ducha jest Jego zdolność oświecania człowieka (por. Ef 1,17), aby mógł on w całej mądrości i świętości pojąć znaczenie Bożego Słowa i praktycznie wprowadzać w życie wolę Boga Wiekuistego.
Chociaż Duch Boży jest niezmienny (niezmienny bowiem jest Bóg), to zauważamy w Biblii pewne niuanse Jego działania między ST a NT. O ile w czasach Starego Przymierza nie był On wylany powszechnie, lecz co najwyżej zstępował na wybranego człowieka (namaszczając go zewnętrznie, jak miało to miejsce w wypadku proroków) i wręcz przymuszał go do określonego działania i przemawiania – komunikowania Bożego przesłania – o tyle w NT wyraźnie widzimy, że Duch został wylany powszechnie (por. Jl 3,1-2; Dz 2,17-18). Teraz, zamiast namaszczenia zewnętrznego, kieruje się do wnętrza człowieka, by dokonać przemiany jego serca (motywacji), a więc dokonać odnowy wewnętrznej człowieka (por. Hbr 10,16), czyli jego uświęcenia (por. Hbr 12,14).
Z Ga 4,6 wynika, że miejscem w człowieku, na które oddziałuje Duch Boży, jest serce. Nie chodzi tu oczywiście o narząd wewnętrzny (mięsień sercowy pompujący krew), ale o symboliczne określenie, wzięte z kultury żydowskiej, opisujące wewnętrzny ośrodek decyzyjny i motywacyjny człowieka. To miejsce wydaje się zresztą jedynym sensownym dla przemiany człowieka. W rozumieniu semickim (inaczej niż we współczesnej kulturze Zachodu) serce nie miało nic wspólnego z emocjami (ośrodkiem emocji w antropologii biblijnej były nerki). A skoro wyrazem osobistej ufności do Boga ma być pełne poddanie Najwyższemu oraz ukorzenie się przed Nim w posłuszeństwie, to ośrodek woli należy do tej sfery egzystencji człowieka, nad którą powinien panować Boży Duch Świętości. Zatem serce – w znaczeniu biblijnym – jest siedzibą ducha człowieczego, który wpływa na obszar jego sumienia i który jest odpowiedzialny za jego decyzje w relacjach ze światem duchowym (niematerialnym). To właśnie przez człowieczego ducha Bóg swoim Duchem komunikuje się z człowiekiem i oddziałuje na niego.
Jak to ukazuje Paweł w Ef 1,12-14, gdy człowiek szczerze składa swoją ufną nadzieję w Chrystusie, zostaje zanurzony w Ducha Bożego (zapieczętowany Duchem Uświęcenia). Na to samo wskazuje Apostoł Piotr w 1 P 1,16. Oznacza to, że duch człowieka – po jego duchowym narodzeniu – wchodzi w osobistą relację z Duchem Bożym. W ten sposób Duch Świętego Boga ma bezpośredni dostęp do ludzkiego serca. Jednak to odpowiedzialnością człowieka jest dbanie, by ta relacja pozostała czysta, żywa i dynamiczna. To człowiek musi zadbać o to, by nie doprowadzić swego serca do skamienienia (jako to uczynił faraon – por. Rz 9,17-18 – czy znaczna część narodu żydowskiego – por. Rz 10,18-21; Rz 11,7-10), nie gasić (tłumić) swego ducha (por. 1 Tes 5,19), a tym bardziej nie zasmucać Bożego Ducha (por. Ef 4,30), nie sprzeciwiać się Mu (por. Dz 7,51) ani Go nie okłamywać (por. Dz 5,3), nie obrażać Go (por. Hbr 10,29) ani tym bardziej nie wystawiać na pośmiewisko czy szyderstwo (por. Hbr 6,4-6).
Wersety Ga 4,6-7 pokazują również, że cudowną konsekwencją duchowego narodzenia z Bożego Ducha (por. J 3,3-7) jest otrzymanie poprowadzenia drogą duchowego wzrostu do stania się osobą dojrzałą i przygotowaną do prawnego objęcia wiecznego dziedzictwa (gr. hyios). Gdy człowiek rodzi się duchowo (nowe narodzenie), jest duchowym niemowlęciem (gr. nepios por. Hbr 5,13), które powinno umacniać się i wzrastać, aż do osiągnięcia dojrzałości (gr. hyios). W tym czasie jego umysł, serce i charakter mają zostać przemienione na wzór umysłu, serca i charakteru Jezusa. Człowiek prowadzony tą drogą przez Ducha Świętego Boga przestaje się lękać Boga (np. jako surowego sędziego czy policjanta), a zaczyna widzieć w Nim kochającego i troskliwego Ojca (hebr. Abba). Przestaje nosić w sercu inne fałszywe obrazy Boga głoszone przez świat lub siły ciemności (np. jako zgrzybiałego starca, który stracił kontrolę nad światem), a zaczyna w Nim widzieć wszechpotężnego Stwórcę całego stworzenia, który skutecznie zarządza wszechświatem. Czy taka zmiana postrzegania Najwyższego sprawia, że Bóg przestaje być Sędzią, którego straszliwy gniew pochłonie zepsuty świat? Absolutnie nie! Trzeba jednak zrozumieć, że choć gniew Boga nadal skierowany jest przeciwko wszelkiej bezbożności (por. Rz 1,18), to swoje dzieci (czyli wszystkich składających w Chrystusie ufność i nadzieję), które wytrwają w Chrystusie i przejdą proces uświęcenia (por. Hbr 12,14), Bóg w Dniu Sądu potraktuje z miłością i łagodnością (por. Ef 2,7). Tę fundamentalną prawdę Duch Świętego Boga objawia w sercach ludzi trwających W CHRYSTUSIE. Pierwszym owocem zanurzenia się W CHRYSTUSA i trwania w Nim jest przemożne wewnętrzne pragnienie życia w czystości (bez grzechu). Zewnętrznie owoc ten widoczny jest w postawie opisanej przez Pawła w Ga 5,22-24, a także w 1 Kor 13,4-8. Takie przekształcanie wnętrza człowieka (proces jego uświęcania) jest głównym zadaniem Ducha Świętego Boga w życiu ucznia Jezusa.
W szczególny sposób Duch Boży działa w społeczności wierzących (gr. ekklesia), czyli w lokalnej wspólnocie wiary (zwanej także kościołem). Taką społeczność Duch Boży umacnia i buduje jako Boży dom (por. 1 P 4,16-17), tzn. duchowe mieszkanie Boga (por. Ef 2,22). To właśnie społeczność wierzących została nazwana przez Apostoła Pawła „Świątynią Ducha” (por. 1 Kor 3,16). Do jej budowania Duch Chrystusa udziela poszczególnym wierzącym → darów duchowych, jednak nie po to, by oni sami chlubili się nimi, lecz aby ich używali do budowania CIAŁA CHRYSTUSA – żywej wspólnoty ludu Bożego myślącej i postępującej jak Chrystus, którego głoszą. Równolegle Duch Świętego Boga przekonuje niewierzących o grzechu, sprawiedliwości i sądzie (por. J 16,8), aby doprowadzić ich do zaufania Bogu W CHRYSTUSIE (por. J 16,9-11). Bez wątpienia zatem cała posługa Ducha Świętego Boga jest zogniskowana na Chrystusie – na przyprowadzaniu ludzi do Niego i na zakorzenianiu ich w Nim; na duchowym przekształcaniu charakteru każdego człowieka na wzór charakteru Chrystusa. Duch Świętego Boga nie promuje sam siebie. Ciekawe określenie tej funkcji Ducha Bożego jako Vicarius Christi wprowadził do teologii Tertulian (150-240 r. n.e.), stwierdzając, że żaden człowiek nie może się zwać zastępcą Chrystusa na Ziemi, gdyż takim zastępcą jest wyłącznie Duch Świętego Boga.
Bóg oczywiście działa, jak chce, ale swoje Słowo dał przecież po to, by ludzie uczyli się z niego, a nie lekceważyli je lub, co gorsza, odrzucali. Głupotą zatem jest rezygnacja z Prawdy i Mądrości Bożej. Słowo Boże zaś pokazuje, że świętość życia (tzn. całkowite zorientowanie życia na Świętego Boga), czystość postępowania, która wynika ze świętości (tzn. z unikania grzechu), posłuszeństwo woli Boga oraz przekazywanie i pomnażanie owocu Jego ofiarnej miłości agape (tzn. takiej, która wyświadcza dobro również tym, którzy na nie wcale nie zasługują) są w życiu człowieka FUNDAMENTALNYMI ZNAKAMI OBECNOŚCI Ducha Świętego Boga (Ducha Chrystusa, Ducha Świętości). Nauczanie czegokolwiek innego jest zbaczaniem z głównej drogi Prawdy Bożego Słowa, odchodzeniem od Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie.
Biorąc pod uwagę powyższe, dochodzimy do wniosku, że koncentrowanie nauczania na rzekomych „manifestacjach” Ducha jest w najlepszym wypadku dowodem rozpasanej cielesności głosicieli tych „manifestacji”. Ludzie ci bowiem stawiają w centrum swojego zainteresowania doznania psychofizyczne, a nie wiarę (zaufanie do Bożego Słowa). Kierują swoją uwagę na to, co w ostatecznym rozrachunku nie ma żadnego znaczenia, gdyż wiąże się z cielesnością człowieka, z jego naturalnymi reakcjami, a nie z jego duchem, na którym Duch Boży chce złożyć swój trwały znak (odcisk pieczęci). Jeśli nawet przeżycia, jakich ludzie doznają na styku rzeczywistości ziemskiej z rzeczywistością duchową, są faktem, to w żadnym wypadku nie powinny one stanowić drogowskazu w życiu chrześcijańskim. Przeżycia (emocje) towarzyszą wszystkim ludziom, także tym, którzy tkwią w pogaństwie. Takie same emocje czy przeżycia są dobrze znane i opisane w kultach pogańskich i manifestacjach demonicznych. Tymczasem uczniowie Jezusa powinni kierować się w życiu nie przeżyciami czy fizycznymi doświadczeniami, lecz zaufaniem do Słowa Chrystusa (Słowa Bożego). Taka postawa jest w Biblii nazywana wiarą (zaufaniem do Najwyższego).
Trzeba z całą mocą podkreślić, że w wielu miejscach, w których nie ma jasnego głoszenia prawdziwej Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie (będącej przecież mocą Bożą do zbawienia każdego człowieka – por. Rz 1,16), dzieją się również zdumiewające cuda poświadczane przez lekarzy i setki czy nawet dziesiątki tysięcy świadków. Następują cudowne uzdrowienia, przekazywane są proroctwa, które w jakiejś mierze – biorąc to po ludzku – spełniają się. Są one nawet opisywane w Biblii (por. Dz 8,9). Często znaki te nazywane są nawet „znakami z nieba”, jednak zawsze kluczowe pozostaje pytanie: czy rzeczywiście są to znaki od Boga? Czy są to manifestacje działania Ducha Świętego Boga? Na to pytanie sam Jezus daje odpowiedź w Mt 7,21-23. Mówi tam, że w Dniu Ostatecznym za bezprawne uzna On działania pewnych osób czy sił, które wyznając Go jako PANA, potrafiły prorokować, wyganiać demony czy nawet dokonywać cudów. Jednak ostatecznie powie tym ludziom (siłom), by odstąpili precz od Niego, gdyż nigdy nie miał z nimi osobistego związku (to właśnie znaczą słowa: „(…) nigdy was nie znałem”). Mając więc w pamięci tę wypowiedź Chrystusa, musimy wnikliwie badać to, o czym czasami słyszymy, czytamy, a nawet to, co widzimy na własne oczy. Jeśli te manifestacje nie prowadzą jasno do pełnienia woli Boga W CHRYSTUSIE (por. Mt 7,21b; Ef 2,10), która została objawiona w Bożym Słowie, a więc do prawdziwego uświęcenia życia (por. 1 P 1,14-16), to nie można im ufać ani budować na nich swojej wiary. W najlepszym bowiem razie mogą to być osobiste psychosomatyczne doświadczenia ludzi, którzy pobłądzili z dala od głównego przesłania Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie. W najgorszym – zwodzenia demoniczne, których celem jest oszukanie i związanie ludzkiego umysłu, tak aby przeniósł swoją uwagę z centrum Bożego przesłania, jakim jest Chrystus, na kogoś lub coś innego. Dlatego musimy być tak bardzo ostrożni w odpowiadaniu na „duchowe manifestacje” dokonujące się przed naszymi oczami. Szatan bowiem, próbując dorównywać Bogu, stara się imitować wszelkie Boże działania. Jego zwodzenie łatwo można zrozumieć na przykładzie pozamałżeńskich pożądań i namiętności emocjonalnych oraz relacji seksualnych, które świat nazywa „miłością”. Tego rodzaju zwodzenie dokonuje się we współczesnym świecie na każdym kroku. To samo dzieje się z rzekomymi „objawieniami” i „duchowymi manifestacjami”.
Wiele imitacji działania Ducha Świętego Boga może być trudnych do szybkiego rozpoznania. Z tego powodu Jan Apostoł w swoim pierwszym liście wzywa wierzących do wnikliwego badania duchów (por. 1 J 3,24; 1 J 4,1). W procesie tym powinniśmy kierować się prostą zasadą, że idziemy tylko za tym, co jednocześnie spełnia wszystkie poniższe warunki:
1) znajduje jasne potwierdzenie w Bożym Słowie;
2) prowadzi nas do szczerego poszukiwania Bożej woli i posłusznego jej wypełniania;
3) prowadzi nas do życia w świętości i czystości;
4) stawia Chrystusa w samym centrum naszego życia (jako PANA).
Warunki te są znakomitym duchowym kompasem, a ich spełnianie jest dowodem działania Ducha Świętego Boga w życiu człowieka.
Niestety, w dzisiejszych czasach podążanie za przeżyciami, a nawet za osobistym doświadczeniem, zamiast głębokiego, osobistego zakorzeniania się w Prawdzie Bożego Słowa niebezpiecznie potęguje się w wielu kościołach na całym świecie. Szczególnie mocno narasta to od lat 50. ubiegłego stulecia. Ciekawa dla wielu może być obserwacja, iż w tym samym okresie widzimy w świecie szerzenie się pewnego światopoglądu, który nazywamy postmodernizmem. Filozofia ta w skrócie mówi, że nie ma prawdziwych, fundamentalnych wartości i że wszystko jest względne. Twierdzi wręcz, że wbrew J 15,26 oraz J 16,13 nie istnieje prawda absolutna, a każdy człowiek ma swoją względną prawdę, która dla niego samego jest wyrocznią – w myśl zasady: „Ty masz swoją prawdę, a ja mam swoją. Nie wtrącaj się więc do mojego życia i nie przekonuj, że istnieje jakaś prawda absolutna”. Tymczasem Jezus wyraźnie wskazuje, że Jego Duch jest Duchem Prawdy, a Jego Słowo jest Słowem Prawdy (por. J 6,63; J 14,6; J 14,16-17; J 16,13; J 17,17).
Wygląda więc na to, że wiele poglądów i nurtów teologicznych, jakie w kościołach wykształciły się od tego czasu, jest pokłosiem takiego myślenia. Ten owoc grzesznej ludzkiej natury (por. Ga 5,19-21) stał się zasiewem pod rozliczne zwodnicze koncepcje teologiczne, szczególnie te, które dotyczą kwestionowania wiarygodności Bożego Słowa oraz wypaczania roli Ducha Świętego Boga. Przełożyły się one na niewłaściwe zrozumienie → darów duchowych i doprowadziły do wielu podziałów w Ciele Chrystusa.
Związek Ducha Chrystusa (Ducha Bożego) i Słowa Chrystusa (Słowa Bożego) jest nierozerwalny. Duch Boży przemawia Słowem Bożym, a przekaz tego Słowa jest możliwy do zrozumienia tylko w Bożym Duchu Uświęcenia.
Duch Świętego Boga i Duch Chrystusa są jedną i tą samą Postacią. Jezus, zapowiadając posłanie Ducha, stwierdził, że On sam jest Przewodnikiem, Doradcą, Adwokatem (gr. Parakletos – por. J 14,16; 1 J 2,1) i że pośle do uczniów (por. J 15,26; J 16,7) inną Postać Przewodnika, Doradcy, Adwokata (gr. Parakletos), aby z nimi był na zawsze (por. J 14,16). Słowo „inny” (gr. allon od gr. allos) oznacza inną postać czegoś, co dalej jest tej samej natury. Różni się ono od słowa gr. heteron (od gr. heteros), które opisuje coś innego co do rodzaju (coś o innej naturze – por. 2 Kor 11,4). Porównanie wypowiedzi Jezusa z Mt 28,20 i J 14,16-18 wyraźnie pokazuje, że zapowiadany przez Niego Parakletos (Duch Świętego Boga) jest tą Boską Postacią, w której Jezus będzie towarzyszył swym uczniom do końca obecnego świata (obecnego wieku, eonu).
Jednym z największych problemów współczesnego chrześcijaństwa (obok fałszywego nauczania o → Bożej miłości) jest błędna interpretacja natury, funkcji i sposobów działania Ducha Świętego Boga. Budowane są fałszywe teologie oparte na cielesnej uczuciowości różnego typu „nauczycieli”, którzy z wnętrza swej przesiąkniętej rozbuchanymi emocjami ludzkiej natury budują konstrukty teologiczne mówiące o „powalającej mocy ducha”, formowaniu „tuneli duchowego ognia”, histerycznym zaśmiewaniu się „pod wpływem ducha”, „namaszczaniu duchem” prowadzącym do rzekomych „proroctw pod wpływem ducha”, w których – jak sami twierdzą (wbrew Hbr 1,1-4) – Bóg rzekomo „mówi do nich” i przekazuje im „nowe prawdy”, które wcześniej nie były ujawnione. Ludzie ci nadmiernie koncentrują się na tekstach mówiących o „darach duchowych”, w tym na „mówieniu językami (dosł. „na językach” – pisownia wzięta z publikacji tych nauczycieli), którym nadają znaczenie niemające nic wspólnego z Prawdą Bożego Słowa w tym zakresie. Ich ekstatycznym praktykom często towarzyszy „wypędzanie demonów” z ludzi, których najczęściej sami „opętali” swym emocjonalizmem. Nauczają o „zanurzaniu w ducha”, jakby chodziło o wejście w obłok mgły, w której ludzie nic dalej nie widząc, muszą się kierować własnymi rozchwianymi emocjami oraz „pomocą” tych, którzy sami siebie oferują za „przewodników” (por. Mt 15,14; Mt 23,13-33). Często ludzie ci mówią o „poczuciu szczególnej obecności ducha” w danym miejscu i o „odczuwaniu ducha poruszającego się” w miejscu, w którym się znajdują. Czasami „wzywają ducha, aby zstąpił” na dane miejsce lub grupę ludzi, co od razu pokazuje, że w tego typu wezwaniach nie może chodzić o Bożego Ducha Świętości, który raz na zawsze został powszechnie wylany na świat w Jerozolimie w dniu Pięćdziesiątnicy – i w tym zakresie nic się nie zmieniło. Opisane wyżej zachowania pokazują, że tego typu nauczanie jest jednym wielkim zwodzeniem, które uwagę osób szczerze poszukujących Boga odciąga od Bożego Słowa i nadaje osobistym emocjom autorytet ponad autorytetem Słowa Chrystusa. Emocjonalizm takich nauczycieli zwykle nie uwzględnia głównego przesłania Chrystusowego nauczania o konieczności wzrastania w osobistym uświęceniu (por. Hbr 12,14), ugruntowywaniu się w Słowie Chrystusa (por. J 12,48) i pełnieniu woli Ojca Niebiańskiego objawionej przez Chrystusa (por. Mt 7,21-23). Emocjonalizm nauczania takich fałszywych nauczycieli sprawia, że wiele osób nieznających Bożego Słowa skłania się do zaufania im, gdyż biorą ich za szczere sługi Chrystusa. Kłopot z tego typu „szczerością” polega jednak na tym, że gdy jest oderwana od Prawdy Bożego Słowa (choćby nawet tylko częściowo), staje się łatwo pożywką dla duchowego świata ciemności, któremu najbardziej zależy właśnie na odrywaniu ludzi od Chrystusowego Słowa i Jego Ducha Uświęcenia. W tej batalii emocjonalizm grzesznej ludzkiej natury staje się jednym z głównych narzędzi działania sił ciemności. Jezus ostrzegał przed takimi zwodzicielami, podkreślając wagę przemiany serca człowieka, która ma być widoczna praktycznie w duchowym owocu uświęcenia (por. Mt 7,15-27). Cały przekaz NT mówi wyraźnie, że zbawienie od grzechu (czyli uwolnienie od mocy, wpływu i konsekwencji grzechu) dokonuje się przez wiarę, a więc przez zaufanie Słowu Chrystusa (por. Rz 10,17), a nie przez emocje. Emocje oczywiście są obecne w życiu każdego normalnego człowieka, ale nigdy nie powinny być jego przewodnikiem na Drodze Chrystusowej. Niech służą lepszemu zrozumieniu innego człowieka i jego problemów (empatia), ale powinny być odseparowane od zdrowego poznawania Prawdy przez Słowo Chrystusa.
Patrz też → Duch Uświęcający (Duch Świętości); → Hermeneutyka biblijna.
Duch Święty
Patrz hasła → Duch Świętego Boga; → Duch Uświęcający (Duch Świętości).
Duch Uświęcający (Duch Świętości)
Hebr. RUAH HA-KODESZ znaczy dosłownie „Duch Świętości” lub „Duch Świętego” (w popularnych przekładach „Duch Święty”). Zgodnie z 1 P 1,11 jest On Duchem Jezusa Chrystusa, a jednocześnie – jak świadczy o tym całe Pismo – Duchem Świętego Boga. W związku z tym, i w nawiązaniu do znaczenia zwrotu Go opisującego, jest to Boży Duch Uświęcenia, który został przez Boga posłany na Ziemię, by doprowadzić wszystkich ludzi (cały świat) do Chrystusa, a gdy już złożą całą swoją ufność i nadzieję w Nim jako Zbawicielu – przeprowadzić ich przez proces uświęcenia, bez którego nikt nie ujrzy PANA (por. Hbr 12,14). Duch Uświęcający został dany ludziom jako Przewodnik, Doradca, Adwokat (gr. Parakletos – por. J 15,26; J 16,7), by doprowadzić ich do uświęconego życia wzorowanego na świętości samego Boga i inspirowanego nią (por. 1 P 1,16).
W NT Duch Świętego Boga jest opisywany słowami TO PNEUMA TO HAGION. Jednak nie każdy zapis w NT używający dwóch słów PNEUMA i HAGION jednoznacznie odnosi się do osobowej postaci Ducha Świętego Boga. W zwrotach z dwoma rodzajnikami określonymi (gr. TO PNEUMA TO HAGION) mamy bez wątpienia do czynienia z odniesieniem do Boskiej Postaci Osobowej. W takim sformułowaniu znajdujemy bowiem dwa rzeczowniki poprzedzone dwoma rodzajnikami określonymi. Język polski niestety nie oddaje dobrze sensu takich rodzajników, które istnieją w języku angielskim czy niemieckim. Prawidłowe więc (rzeczownikowe) oddanie tej nazwy powinno brzmieć: „Duch Tego Jedynego, Który Jest Święty” (a więc całkowicie zgodnie z sensem hebrajskiego RUAH HA-KODESZ). Jednak skrótowy przekład na język polski w postaci „Duch Święty” nie oddaje w pełni sensu tego przekazu, gdyż proponuje wersję rzeczownikowo-przymiotnikową, stosowanie zaś w przekładzie zapisu „Duch Tego Jedynego, Który Jest Święty” mocno skomplikowałoby w wielu miejscach płynność tłumaczenia. Z tego względu Redakcja NPD zdecydowała się na użycie określenia „Duch Świętego Boga” tam, gdzie tekst grecki zawiera określenie TO PNEUMA TO HAGION (28 razy w NT) lub gdzie kontekst wyraźnie wskazuje na takie odniesienie (pomimo uchybień w gramatyce greckiej).
Uważna analiza tekstów NT pokazuje, że mamy w nim również określenia: TO HAGION PNEUMA i pochodne (jeden rodzajnik określony i dwa rzeczowniki – 14 wystąpień) oraz PNEUMA HAGION i pochodne (bez żadnych rodzajników – 45 wystąpień). Z podobną sytuacją mamy do czynienia w → Septuagincie.
Zapisy zwierające słowa PNEUMA oraz HAGION pojawiają się w tekście oryginalnym bez rozróżnienia liter na duże czy małe, a także bez żadnych spacji czy znaków przestankowych. Tak jest zapisany cały NT. Z uwagi na to, że określenie PNEUMA HAGION (np. w Łk 11,13) nie zawiera żadnego rodzajnika, można je odczytywać jako duchową postawę serca, które pragnie lgnąć do świętości (duch uświęcenia). Jezus zaleca wierzącym zanoszenie w modlitwach do Boga próśb o taką przemianę serc, aby były one wypełnione pragnieniem dążenia do świętości na wzór Bożej świętości (por. 1 P 1,15-16). Niektórzy tłumacze twierdzą, że obecność rodzajników określonych lub ich brak jest wynikiem słabej znajomości greki przez pisarzy NT. Być może tak jest w części NT, jednak w przypadku Łukasza, dobrze wykształconego lekarza, który był Grekiem z urodzenia, obecność rodzajników lub ich brak w jednym tekście – por. Dz 19 (wersety: 2, 6) – nie uprawniają do takiego stwierdzenia.
W sytuacjach, w których w oryginalnym tekście mamy do czynienia z określeniem TO HAGION PNEUMA i pochodnymi (jeden rodzajnik określony i dwa rzeczowniki), Redakcja NPD proponowała przekład „Duch Uświęcenia” lub „Duch Uświęcający” w zależności od kontekstu. Gdy w tekście greckim występuje tylko słowo PNEUMA z rodzajnikiem określonym (gr. TO PNEUMA), wówczas w przekładzie NPD tłumaczone jest to jako „Duch” lub „Duch Boży” – z uwagi na występujący rodzajnik.
Duchowa światłość i ciemność
Zgodnie z przesłaniem Pierwszego listu Jana określenie „chodzenie w ciemności” jest synonimem takiego stylu życia, w którym grzech jest swoistym nawykiem, czymś normalnym i dopuszczalnym. W przeciwieństwie do tego określenie „chodzenie w światłości” charakteryzuje życie, którego nawykiem jest dążenie do Chrystusowej Światłości, a grzech budzi obrzydzenie.
Sposób myślenia panujący w świecie jest domeną duchowego mroku (por. Jk 4,4), a wszyscy ludzie, którzy trwają w tym sposobie postrzegania rzeczywistości, staczają się ku wiecznemu potępieniu (por. 1 J 2,11), nawet o tym nie wiedząc. Aby rozwiązać ten problem, Bóg, który sam jest Światłością (por. 1 J 1,5), utworzył w tym świecie – mówiąc obrazowo – swoją Strefę Światłości (Strefę Łaski) – por. 1 J 2,9-10. Uczynił to przez wkroczenie na świat ze swoją Światłością (por. J 1,9). Sam dokonał wcielenia i w osobie Jezusa z Nazaretu pokazał nam, co to znaczy być dojrzałym Bożym potomkiem – zdolnym do objęcia dziedzictwa (gr. hyios). Dlatego (używając przenośni) Jezus Chrystus, i tylko On, jest Bożą „strefą specjalną” (Strefą Miłosierdzia, Łaski i Światłości), która jaśnieje pośród ciemności tego świata. Każdy, kto zaufa Jezusowi, może zanurzyć się w utworzonej przez Najwyższego Strefie Światłości i trwając w niej do śmierci fizycznej, zostać uratowanym od wiecznego potępienia, gdyż tylko w tej Strefie (na zasadzie wyłączności) dostępne są: miłość, miłosierdzie, łaskawość, dobroć i wszelkie duchowe błogosławieństwo Boga. Tylko zanurzenie się w Światłość Chrystusa (por. J 3,20-21) i wytrwanie w Tym, który jest Bożą Światłością, jest stuprocentową gwarancją bezpieczeństwa i ratunku przed nadciągającym Bożym gniewem, który przeciwko wszelkiemu grzechowi już gromadzi się w Niebiosach (por. Rz 1,18). Bóg bowiem – wbrew piewcom fałszywej ewangelii – nie jest rozmiłowany w tym zdeprawowanym i zdegenerowanym świecie, lecz patrzy na ten świat ze wstrętem i szykuje już nad nim swój Sąd (więcej w Komentarzu NPD → J 3,16 – Aspekty tłumaczeniowe i teologiczne).
Ponieważ Najwyższy w swej naturze jest sprawiedliwy, zdecydował, iż przeprowadzi nad światem sprawiedliwy sąd. Będzie to sąd obiektywny, zgodny z ustanowionym i ogłoszonym przez Boga Prawem (chodzi zarówno o Prawo Powszechne, tzn. przedmojżeszowe, obowiązujące od czasu stworzenia, Prawo Mojżeszowe, jak i Prawo Sumienia – por. Rz 2,12-15), które stanowi, iż karą za grzech jest wieczna Śmierć (por. Rz 6,23). Bóg ma prawo to uczynić, gdyż to On – jako jedyny PAN i Władca, Stworzyciel i Prawodawca panujący nad wszystkim – sam decyduje, z kim chce przebywać na wieki w rzeczywistości zwanej odwiecznym i nieskończonym Życiem (gr. Dzoe). On też zdecydował, że wieczną społeczność, wspólnotę (gr. koinonia) chce mieć tylko z tymi, którzy faktycznie przyjęli – w wolny sposób, z głębi serca – Jego Światłość. Bóg podjął decyzję (i ogłosił ją jako Dobrą Wiadomość o ratunku w Chrystusie), że podczas Sądu Ostatecznego na tych, którzy przyjmą Jego Światłość w Chrystusie, nie będzie patrzył obiektywnie i sprawiedliwie, lecz subiektywnie. Będzie to podejście miłosierne i łaskawe – przez pryzmat sprawiedliwości Chrystusa, a więc z uwzględnieniem ceny, jaką Boży Syn zapłacił za grzech świata. Zatem w Dniu Sądu ocaleni zostaną tylko ci, którzy rozumiejąc swoją grzeszność, skorzystali z Bożej ofiary zastępczej, która dokonała się na krzyżu. Chodzi o ludzi, którzy zaufali Bożej Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie. Tylko tacy wejdą do odwiecznego i nieskończonego Bożego Życia. Reszta świata zostanie przez Boga potraktowana obiektywnie i sprawiedliwie. Każdy buntownik sam zapłaci cenę swojego grzechu i poniesie tego wieczne konsekwencje – znajdzie się w mroku (ciemności) wiecznej Śmierci, gdzie będzie straszliwie cierpiał. To cierpienie będzie wynikiem odłączenia od Boga i doświadczania bezpośredniego oddziaływana szatana i jego demonów. Każdy człowiek ma wpływ na to, gdzie spędzi wieczność. Jednak możliwość podjęcia decyzji w tej sprawie jest ograniczona. Może się dokonać przez decyzję serca, jaką każdy człowiek musi podjąć osobiście tu, na Ziemi, podczas doczesnego życia (gr. bios). Tej decyzji nikt inny nie może podjąć za niego. Śmierć fizyczna definitywnie kończy czas, w którym człowiek może dokonać takiego wyboru (por. Hbr 9,27). Sposób życia i decyzje, jakie ktoś podejmuje, pokazują, gdzie dana osoba złożyła swe serce, a więc którą strefę świadomie wybrała na wieki.
Patrz też → Stara i nowa natura człowieka; → Soma i sarks; → Grzech.
Duchowe narodzenie
Patrz hasło → Narodzenie z Bożego Ducha.
Dusza
Zgodnie z antropologią biblijną przedstawioną przez Apostoła Pawła w 1 Tes 5,23 dusza (gr. psyche), obok ducha (gr. pneuma) i ciała (gr. soma), jest istotną częścią osobowości człowieka. Trzeba jednak pamiętać, że w tradycji hebrajskiej (w przeciwieństwie do greckiej, na której od czasów Augustyna z Hippony – IV/V w. n.e. – budowana była teologia chrześcijańska) człowiek postrzegany był jako integralna całość, zatem zapisu Pawła (świetnie wykształconego rabina) nie można interpretować w sensie analitycznym, ale jako emfatyczne określenie człowieka w sensie całościowym. W ST (jak w całym myśleniu semickim) określenie „moja dusza” jest tożsame z określeniem „ja”. W przeciwieństwie do tego w filozofii platońskiej dusza była postrzegana jako odrębna jednostka, byt uwięziony w ciele (gr. soma). Hebrajczycy widzieli w duszy (hebr. nefesz) specyficzny „nośnik życia”, który jest związany z krwią (por. Rdz 9,4; Kpł 17,11; Kpł 17,14 oraz Pwt 12,23). Bazując na związku życia z krwią, rabini żydowscy twierdzili, że dusza pojawia się w ludzkim embrionie dopiero z chwilą pojawienia się krwi, czyli ok. 40. dnia obliczeniowego ciąży (współczesna medycyna mówi o ok. 25. dniu od poczęcia). Podobne poglądy mieli Augustyn z Hippony i Tomasz z Akwinu, co w teologii chrześcijańskiej zaważyło na wieki pojęciami „embrionu preanimowanego” oraz „embrionu animowanego”. W hebrajskim tekście Rdz 2,7 znajdujemy sformułowanie, że wskutek Bożego tchnienia człowiek stał się „duszą żyjącą”, co w nowszych przekładach jest oddawane określeniem „istotą żyjącą”, a w NPD „istotą żyjącą zmysłowo”. Użyte w tym wersecie hebrajskie słowo nefesz jest odpowiednikiem gr. psyche (co znalazło swoje odzwierciedlenie w Septuagincie). Wydaje się zatem słuszne wiązanie duszy ze zmysłami, które istocie żyjącej dają lepszy lub gorszy kontakt z otaczającą ją rzeczywistością. Istotne jest więc pytanie: w jaki sposób dusza istoty żyjącej łączy ją z tą rzeczywistością i czy pojęcie duszy odnosi się tylko człowieka?
Na świadomy kontakt istot żyjących z zewnętrzną rzeczywistością mają wpływ ich umysł, wola oraz emocje. Te trzy aspekty żywotności całkiem dobrze opisują funkcjonalny aspekt duszy. Umysł decyduje o zdolności uczenia się, dokonywania ocen i wartościowania. Jest także odpowiedzialny za zdolność myślenia abstrakcyjnego. Wola bazuje na poznaniu dostarczonym przez umysł i umożliwia podejmowanie decyzji na podstawie subiektywnych kryteriów. Emocje z kolei są ważnym „produktem towarzyszącym” działania umysłu i woli, który – o ile jest zdrowy – pozwala zharmonizować całość w jeden właściwie działający konstrukt.
Choć taka charakterystyka funkcji duszy daje całkiem niezłe możliwości opisywania stanu i kondycji istot żyjących, napotyka jednak pewne trudności, gdy dochodzi do porównania człowieka ze światem zwierzęcym. Bez wątpienia zwierzęta posługują się umysłem, mają wolę oraz emocje, a jednak biblijny opis ich stworzenia różni się od opisu „tchnięcia duszy” w człowieka przez Boga. O ile zwierzęta zostały stworzone od razu jako „istoty żyjące”, o tyle człowiek otrzymał „tchnienie (dech) życia” z ust samego Boga. To wyjaśnia w pewnym zakresie prawdę o tym, że człowiek został stworzony na podobieństwo Boże (por. Rdz 1,26). I chociaż co jakiś czas pojawiają się interpretatorzy (być może wyznający teorię Darwina), którzy starają się dowieść, iż zwierzęta mają dusze takie same jak ludzie, to jednak „dusze zwierzęce” nie mają najważniejszej kwalifikacji – Bożego tchnienia. Pismo św. nie traktuje zwierząt na równi z ludźmi. Widać to choćby w opisie ładunku arki Noego. W łodzi tej było mnóstwo zwierząt, jednak Słowo Boże stwierdza, iż było tam tylko „osiem dusz” (por. 1 P 3,20), co jest odniesieniem tylko do Noego i jego rodziny. Zresztą od samego początku człowiek został postawiony ponad zwierzętami (por. Rdz 1,28). Ta obserwacja prowadzi nas do wniosku, że dusza ludzka jest czymś więcej niż tylko prostą sumą umysłu, woli i uczuć. Ma ona w sobie jeszcze istotny pierwiastek – Boskie tchnienie. Być może związane jest to z → duchem człowieczym (gr. pneuma) – integralną częścią osobowości ludzkiej. Nie ma bowiem żadnego dowodu, aby zwierzęta posiadały ducha. Duch człowieczy jest w Biblii często łączony z jego → sercem (traktowanym jako centrum świadomego podejmowania decyzji). W NT czytamy wprost, że duch (gr. pneuma) jest łącznikiem człowieka ze światem duchowym. Nieożywiony duch człowieczy sprawia, że choć zmysłowo człowiek wydaje się żywy, to jednak jest duchowo martwy (por. Jk 2,26; Ap 11,11). Pewnie dlatego Jezus podkreślał w swoim nauczaniu, że bez → powtórnego narodzenia (czyli narodzenia z Ducha Bożego) nikt nie ma nawet szansy na ujrzenie Bożego Królestwa (por. J 3,3-8). Miał do tego prawo, gdyż tylko On, będąc na Ziemi, miał pełną znajomość spraw Niebios (por. J 3,10-15). Tak jak zewnętrzne ciało człowieka jest obrazem (opakowaniem) jego niewidzialnej istoty (duszy + ducha), tak samo Jezus z Nazaretu był na Ziemi widzialnym obrazem (odzwierciedleniem) niewidzialnego Boga (por. Kol 1,15).
Chociaż duch człowieczy jest w jakiś sposób złączony z jego duszą, to jednak ma swoją odrębność (por. Hbr 4,12) i inne cechy charakterystyczne. To on jest odpowiedzialny za reakcję człowieka na Boże Słowo. W gruncie rzeczy dusza (przez swoje związki ze zmysłową naturą sarks) nie jest nawet zdolna poddać się wpływom Bożego Słowa (por. Rz 8,7). Te skomplikowane związki tłumaczone są czasami tym, że podczas gdy dusza człowieka pozostaje żywa, jego duch może być „martwy” (por. Ef 2,1) albo „żywy”. Te określenia oddają symbolicznie duchową rzeczywistość, w której duch człowieka (a z nim jego dusza) poddany jest albo siłom ciemności (naturalny stan egzystencji – por. Jk 1,23; opętanie – por. Mk 1,26; Łk 4,33; wpływy duchowych ciemności – por. Ef 6,12), albo Bożej Światłości (narodzenie z Bożego Ducha – por. J 3,6; życie wg ducha poddanego Duchowi Bożemu – por. Ga 5,22-23). Nie jest wykluczone, że w sytuacji gdy duch człowieka tkwi w duchowej ciemności, funkcjonowanie jego duszy zbliża go egzystencjalnie do zwierzęcego sposobu życia, co znajduje swoje odzwierciedlenie w języku, jakim opisywani bywają ludzie „bez serca” (czyli „bez ducha”) – „zwierzę”, „monstrum”, „bestia”. Zezwierzęcenie duszy takich postaci jest bowiem widoczne dla wszystkich gołym okiem.
Wszystkie główne teologie, które swymi podstawami sięgają do Biblii, uważają duszę ludzką za nieśmiertelną. Odmienny pogląd głoszą jedynie Świadkowie Jehowy i częściowo Adwentyści Dnia Siódmego. Ci ostatni chcą widzieć potępienie (zapowiadane przez Jezusa np. w Ap 20,10; Ap, 20,15; Ap 21,8) nie jako wieczne cierpienie, ale raczej jako całkowitą anihilację człowieka niezbawionego z jego duchem, duszą i ciałem. Z tego względu w ich teologii nie mieści się pojęcie bezwzględnej nieśmiertelności duszy ludzkiej.
Dziecięctwo Boże
We współczesnym nauczaniu eklezjalnym można spotkać się z twierdzeniem, że wszyscy ludzie są dziećmi Bożymi. Jednak pogląd taki jest fałszywy, gdyż nie ma żadnego oparcia w Piśmie św. Dzieckiem Bożym jest tylko ta osoba, która narodziła się duchowo, tzn. z Bożego Ducha. Jezus wyraźnie stwierdził, że bez „nowego narodzenia”, czyli bez „narodzenia duchowego” (gr. gennethe anothen oznacza „narodzenie z góry”, a więc „narodzenie z Bożego Ducha”), które prowadzi do życia ku Bożej chwale, nikt nie ma szansy na dziedzictwo w Królestwie Bożym (por. J 3,3). Zatem tzw. nowe narodzenie jest warunkiem absolutnie koniecznym do wiecznej społeczności z Bogiem, który jest Postacią Duchową (por. J 4,4). Rodzi się jednak pytanie: czy jest ono warunkiem wystarczającym? Wielu interpretatorów twierdzi, że tak. Do zobrazowania tego przytaczają przykład dziecka rodzącego się w jakiejś rodzinie i wykazują, że niezależnie od tego, co dane dziecko uczyni, jak będzie postępowało i w co się angażowało, zawsze będzie dzieckiem swego ojca. Twierdzą, że tego faktu nic ani nikt nie może zmienić. Porównanie to jest niezwykle sugestywne, lecz niestety nie wytrzymuje analizy krytycznej przeprowadzonej na podstawie zasad hermeneutyki biblijnej.
W Biblii jest kilka różnych słów, które na język polski są tłumaczone jednakowo: „dziecko” lub „syn”. Jednak w oryginale ich znaczenie nie jest takie samo. Tradycyjne dosłowne przekłady Biblii zwykle nie pomagają w zrozumieniu tej kwestii, gdyż tłumaczą słowa teknon i nepios, paidion i neaniskos oraz hyios jako „dziecko” lub „syn”, wcale nie rozwijając kontekstów znaczeniowych, jakie te wyrazy mają w języku greckim.
Słowo teknon (pochodzące od czasownika tikto, oznaczającego „rodzenie owocu”) jest używane w NT najczęściej (99 razy) i oznacza małe, dopiero co narodzone dziecko (noworodka), które jest całkowicie zależne od innych i poddane głowie rodziny. Śmiało można by to słowo przetłumaczyć jako „niemowlak”, „dzieciątko”, „dzieciuch”, „dzieciaczek”, co nawet lepiej oddawałoby opisywany wiek i cechy jemu przynależne. Podobne znaczenie ma inne, podobne znaczeniowo słowo nepios (15 wystąpień w NT).
Słowo paidion (w NT występuje 52 razy) pochodzi od pais (paidos – 24 wystąpienia w NT), które jest ogólnym określeniem podrostka – zarówno płci męskiej, jak i żeńskiej – będącego w wychowawczej fazie rozwojowej. Nie jest on dojrzały, tzn. nie jest jeszcze na tyle ukształtowany, aby mógł przejąć dziedzictwo. Samo słowo paideuo (13 wystąpień w NT) odnosi się do procesu wychowawczego (trenowania, szkolenia), zaś paideia (6 wystąpień w NT) jest określeniem systemu wychowawczego, jak to czytamy w Hbr 12,5.7.8.11. Ciekawe jest to, że paidion wcale nie musiał być dzieckiem zrodzonym w danej rodzinie, w przeciwieństwie do teknon. Paidion mógł być dzieckiem adoptowanym lub przyjętym do służby (jak np. staropolski giermek), dzięki czemu wchodził w cały system wychowawczy, jakiemu w danym domu podlegały wszystkie podrośnięte dzieci.
Paidion w czasie swego rozwoju stawał się neaniskos – pełnym siły i wigoru młodym człowiekiem, który mógł już z powodzeniem służyć innym swą pomocą. Z tego powodu czasami słowem tym określano młode sługi. Nadal jednak znajdował się on w procesie wychowania i przygotowania do objęcia roli pełnoprawnego dziedzica – hyios.
Słowo hyios (382 wystąpienia w NT) ma w NT szczególne znaczenie. Opisuje ono dojrzałego potomka, który po przejściu całego procesu wychowawczego ma już charakter i osobowość ukształtowane w taki sposób, że jest przygotowany do objęcia dziedzictwa. Hyios zasadniczo różnił się od teknon i paidion. Był nie tylko od nich starszy (musiał mieć ponad 20 lat), ale dzięki temu, że był już dojrzały i sprawdzony (zwycięsko bowiem przeszedł różne testy i próby, którym był poddawany), kwalifikował się do formalnego procesu legislacyjnego uznania go za pełnoprawnego dziedzica. Procedurę uznania za dziedzica nazywano usynowieniem, a w zasadzie ustanowieniem dziedzicem. Warto zwrócić uwagę, że termin „usynowienie” (gr. hyiothesia) jest związany ściśle z uznaniem kogoś za hyios, a nie za teknon, nepios, paidion czy neaniskos. Dopiero po takiej legalizacji ktoś, kto w danej rodzinie wcześniej uważany był za niemowlaka, dziecko czy młodzieńca, stawał się pełnoprawnym dziedzicem. To właśnie słowem hyios Pismo św. określa Chrystusa w czasie Jego ziemskiej służby, wskazując w ten sposób, że to On stał się pierwszym z tych, którzy – Jego wzorem – mają dojść do pozycji hyios.
Brak zrozumienia tego istotnego kontekstu społeczno-kulturowo-historycznego sprawia, że wielu interpretatorów dochodzi do wniosku (często na podstawie swoich wyobrażeń lub doświadczeń kulturowo-rodzinnych), iż człowiek, stając się Bożym dzieckiem (gr. teknon) – dzięki narodzeniu duchowemu (tzw. nowemu narodzeniu) – staje się od razu dziedzicem (gr. hyios) mającym już pełny dostęp do Bożego dziedzictwa. W swych tezach komentatorzy ci zapominają jednak o niezmiernie ważnym etapie zakorzeniania się w Chrystusie, o konieczności ukształtowania się w człowieku charakteru na wzór charakteru Jezusa, o wzrastaniu w mądrości, posłuszeństwie i wierności Bogu. Właśnie ten etap Apostoł Paweł określa mianem procesu uświęcenia, a autor Listu do Hebrajczyków nazywa paideia. Zresztą i on sięga do terminologii Pawła, pisząc, że „bez uświęcenia nikt nie ujrzy PANA” (por. Hbr 12,14 NPD). Zaakceptowanie koncepcji, że od razu po nawróceniu (opamiętaniu się) ludzie stają się na wieki pełnoprawnymi dziedzicami Bożego Królestwa, nie znajduje potwierdzenia w Bożym Słowie. Oznaczałoby bowiem, że zbawienie (ratunek od mocy, wpływów i konsekwencji oraz obecności grzechu) jest w życiu każdego człowieka wydarzeniem jednorazowym (i jednocześnie finalnym), podczas gdy Słowo Boże zaświadcza, że jest ono procesem. Przyjęcie koncepcji „raz zbawiony na zawsze zbawiony” oznaczałoby, że człowiek po nowym narodzeniu byłby od razu hyios, a to jest w całkowitej opozycji do tego, czego uczy Biblia. Punkt startowy biegu, o którym pisze Apostoł Paweł w Dz 20,24 oraz w Flp 3,12-14, byłby jednocześnie metą. Zupełny nonsens.
Całe Słowo Boże wyraźnie komunikuje, że jedynym prawowitym dziedzicem pełni Bożego błogosławieństwa, Bożej mądrości, świętości i chwały jest tylko Jezus Chrystus (por. J 5,39; Ef 1,3-14 oraz Kol 1,13-20). Wierzący zaś mają dostęp do całego Bożego bogactwa i chwały zbawienia jedynie W CHRYSTUSIE. Tylko w Nim i tylko przez Niego całe błogosławieństwo Niebios stoi przed nimi otworem i jest do ich dyspozycji. Warunkiem dostępu do niezniszczalnego dziedzictwa w Niebiosach jest więc TRWANIE W CHRYSTUSIE, a nie zwodzenie samego siebie przekonaniem o rzekomej mocy jakiejś pojedynczej modlitwy zapraszającej Jezusa do życia, która jest traktowana niemal jak magiczne zaklęcie. Oczywiście decyzja człowieka poprzedzająca taką modlitwę ma sens i znaczenie jedynie w sytuacji, gdy wyraża szczere poddanie się woli Najwyższego i przyjęcie Jego planu zbawienia. Jeśli jednak taka modlitwa nie jest poprzedzona opamiętaniem się, jeśli nie stoją za nią żal, skrucha i przylgnięcie do Bożego Słowa w celu przemiany życia – uświęcenia (co dopiero jest znakiem pełnego i całkowitego zorientowania się na Chrystusa) – to jest ona (modlitwa) jedynie kolejną formą nabycia sobie religijnej „polisy ubezpieczeniowej”, która nie ma nic wspólnego z nowym stworzeniem i osobistym wzrastaniem do statusu hyios w procesie uświęcenia.
Życzeniowe myślenie religijne często jest wspierane przez fałszywe wyobrażenia o Bożym dziecięctwie. Niestety, poleganie na „magicznej” sile obrzędów religijnych (por. 1 Kor 1,14), które rzekomo mogą zastąpić osobiste wzrastanie w mądrości i łasce (por. Łk 2,52) oraz w uświęceniu (por. Hbr 12,14), było obecne w życiu wspólnot chrześcijańskich już od samego początku formowania się chrześcijaństwa. Apostoł Paweł zetknął się z tym problemem w Koryncie, o czym czytamy w 1 Kor 3. W rozdziale tym Apostoł napominał Koryntian, że zachowują się jak nepios, by dalej (w wersetach 18-21) przejść do nauczania o konieczności wzrastania w mądrości i uświęceniu. W wersecie 1 Kor 3,17 Paweł daje mocne ostrzeżenie, zbieżne z tym, które Bóg włożył w usta proroka Izajasza: „Biada dzieciom zbuntowanym, które postępują niezgodnie z moim planem” (Iz 30,1 NPD).
Apostoł Paweł pisał o tym również w Liście do Rzymian. W Rz 8,19 wskazał, że całe stworzenie oczekuje objawienia tego, kto rzeczywiście jest Bożym dziedzicem (hyios), i że wszystkie Boże dzieci (teknon) są wzywane do chwały, która została dla nich przygotowana przez Najwyższego.
Również Apostoł Jan w 1 J 3,2 zwraca uwagę, że narodzeni duchowo wierzący są obecnie tekna (dzieci zrodzone), ale dopiero gdy będzie w nich widoczne wzrastanie w podobieństwie do Chrystusa (czyli do statusu hyios), ujrzą Go, jakim jest (a więc twarzą w twarz – por. 1 Kor 13,12). Apostoł używa dalej słowa paidia (por. 1 J 3,7) wskazującego na to, że ci, którzy stali się teknon, muszą przejść do etapu wychowania (paideia), aby w przyszłości stać się hyios na wzór Chrystusa (por. 1 J 3,8).
Także Apostoł Piotr w 1 P 1,14 zwraca uwagę, że nowo narodzeni wierzący (tekna) są wezwani do życia w posłuszeństwie prowadzącym do uświęcenia. To właśnie była droga, którą przeszedł Chrystus, pokazując wszystkim, jak – będąc Bożym dzieckiem – dorastać do pozycji dziedzica (hyios).
Dzień Zagłady
Dzień Zagłady (por. Rz 12,19; 1 Tes 5,2-3; Hbr 10,30; Jud 6) jest tożsamy z określeniami: Dzień PAŃSKI (por. Dz 2,20; 1 Tes 5,2; 2 Tes 2,2; 2 P 3,10), Wielki Dzień Sądu Ostatecznego (por. Mt 10,15; Rz 2,5; 2 P 2,9; 2 P 3,7), Dzień Wiekuistej Rzezi (por. Jr 12,3; Jk 5,5) czy Dzień Pomsty (por. Łk 20,21; Hbr 10,30). Tego dnia Jezus powtórnie przyjdzie na Ziemię, jednak tym razem nie dla odkupienia ludzi z grzechu, ale w celu wykonania Bożego Sądu (por. J 5,22; Hbr 9,27) nad wszystkimi (por. Rz 14,10; Hbr 12,26-27; Jk 2,13). Dla ludzi wyczekujących Go w wierze będzie to Dzień Zbawienia (por. Hbr 2,28; 1 P 4,17), gdyż wtedy Jezus przyzna się do nich (por. Mt 25,31-40; Ap 20,14). Dla tych, którzy nie zaufali Słowu i Duchowi Jezusa (por. J 12,48; Hbr 4,12; 2 P 3,7), będzie to Dzień Potępienia (por. Mt 24,39; Jk 4,12; 2 P 2,9). W tym czasie w ogniu dokona się również oczyszczenie całego starego stworzenia (por. 1 P 1,7; 2 P 3,10; Ap 20,9).
Dziesięciny i ofiary
Według większości współczesnych
kaznodziejów dziesięcina jest czymś, co w bezdyskusyjny sposób należy się Bogu,
a dopiero datki ponad dziesięcinę składane z dobrej woli są ofiarami. Zatem
kiedy kaznodzieje mówią o ofiarności, sugerują, że chodzi o to, co jest liczone
ponad 10% dochodu uzyskiwanego przez wierzącego. Trzeba jednak stwierdzić, że
taki sposób nauczania jest fałszywy, gdyż nie znajduje oparcia w przekazie
niesionym przez Pismo św. Co więcej, jest on fałszywy na kilka sposobów, co
zostanie wykazane poniżej.
Kluczowym problemem w błędnym nauczaniu o dziesięcinach w kościołach
chrześcijańskich jest niewłaściwa interpretacja wersetów:
Czy człowiek może oszukiwać Boga? Bo wy mnie
oszukujecie! Lecz wy pytacie: W czym cię oszukaliśmy? W dziesięcinach i
daninach. Jesteście obłożeni klątwą, ponieważ mnie oszukujecie, wy, cały naród.
Przynieście całą dziesięcinę do spichlerza, aby był zapas w moim domu, i w ten
sposób wystawcie mnie na próbę – mówi Pan Zastępów – czy wam nie otworzę okien
niebieskich i nie wyleję na was błogosławieństwa ponad miarę. (Ml 3,8-10 BW)[1]
Zwykle interpretacje przedstawiane przez
ewangelicznych kaznodziejów stoją w sprzeczności z biblijnymi informacjami na
temat dziesięciny i całego systemu ofiarniczo-finansowego, który panował w
starożytnym Izraelu. Rozpowszechnione w kościołach chrześcijańskich nauczanie o
finansach mówi:
1. Dziesięciny to 10% dochodu
brutto każdej osoby wierzącej, która to część w bezdyskusyjny sposób należy się
Bogu. Jest to danina obowiązkowa.
2. Ofiarami są dobrowolne datki powyżej 10%
dochodu brutto.
3. Lud oszukuje Boga przez nieprzynoszenie swych
dziesięcin do kościoła.
Kiedy zatem kaznodzieje mówią o
ofiarności, sugerują, iż chodzi o to, co jest liczone ponad 10% dochodu
uzyskiwanego przez każdego wierzącego. Jeszcze raz podkreślmy: taki pogląd nie
znajduje oparcia w Piśmie św. W Biblii Hebrajskiej terminy „dziesięcina”
i „ofiara” opisują bowiem dwie zupełnie różne daniny nałożone na jedenaście
pokoleń Izraela. Zarówno dziesięciny, jak i ofiary były obowiązkowe. Różniły
się jedynie tym, kto miał być ich odbiorcą.
Dziesięciny były składkami jedenastu pokoleń Izraelitów dla Lewitów[2], a ofiary były darami dla kapłanów z rodu Aarona. Kiedy czytamy uważnie
Stary Testament, widzimy, że kapłani wcale nie mieli utrzymywać się z
dziesięcin. Partycypowali oni w podziale mięsa wszystkich zwierząt składanych w
ofierze. Do nich trafiały wszystkie dobrowolne ofiary na świątynię, byli też
beneficjentami podatku świątynnego (por. 1 Krn 24,6 i Mt 17,24-27), bo taki
również płacono. Jedyną „dziesięciną”, która prawnie im się należała, była
dziesięcina z dziesięciny otrzymywanej przez Lewitów, gdyż ci mieli obowiązek
łożenia na rzecz kapłanów jednej dziesiątej tego, co sami otrzymali. W ten
sposób oprócz ofiar kapłani otrzymywali także secinę (por. Lb 18,28 i Ne 10,38).
Na ich własność w roku jubileuszowym przechodziły także te grunty z posiadłości
dziedzicznych innych rodów Izraela, które zostały poświęcone PANU, a które
wcześniej nie zostały wykupione przez osoby je poświęcające[3]. Także dochody z obrotu gruntami poświęconymi PANU zasilały kasę kapłanów[4]. Takie źródła utrzymania kapłanów zaplanował sam Bóg.
Za protoplastów wszystkich plemion (rodów, pokoleń) Izraela uważa się
dwunastu synów Jakuba. To od ich imion wzięły nazwę zarówno same plemiona, jak
i ziemie, na których one osiadły w Kanaanie. Żydzi początkowo byli niewielkim
plemieniem. W wielki naród rozrośli się dopiero w Egipcie. Gdy tam przybyli,
stanowili grupę około 80 osób. Kiedy zaś opuszczali ów kraj, ich liczba sięgała
dwóch milionów. Każdy Hebrajczyk dokładnie wiedział, do jakiego rodu
przynależy, gdyż ta przynależność rodziła jego konkretne zobowiązania wobec
całej społeczności. Z Biblii wiemy, że jeden z tych rodów (ród Lewiego) został
wybrany przez Boga do szczególnej służby w dziedzinie sprawowania kultu. Lewici
zostali wręcz oddzieleni od reszty ludu jako szczególna własność Najwyższego –
tak jakby nie byli już integralną częścią narodu. Powstał zatem problem: skoro
Lewi należy wyłącznie do Boga, to Izraelowi pozostało jedenaście plemion, a nie
dwanaście, tak jak wynikało to z Tradycji. Jednak i z tą sprawą Żydzi poradzili
sobie szybko. Podzielili plemię Józefa na dwie grupy: na ród Efraima i ród
Manassesa, zgodnie z liniami potomstwa jego synów. Jeśli tego nie zauważymy, to
czytając Biblię, możemy nieopatrznie doliczyć się trzynastu plemion
izraelskich. Trzeba zatem pamiętać, że plemię Lewiego, choć należało do narodu
Izraela, administracyjnie było z niego wyłączone. To wyłączenie dotyczyło m.in.
przydziału gruntów w ziemi obiecanej Izraelowi w Kanaanie. Kiedy Bóg dał
Izraelowi tę ziemię, każde z plemion – proporcjonalnie do swojej liczebności –
otrzymało pewną jej część. Wszystkie plemiona (z wyjątkiem plemienia Lewiego)
dostały tego rodzaju nadania ziemskie.
Trzeba również pamiętać, że Lewici nie byli grupą jednorodną. W ramach
rodu wyróżniona została jedna z jego gałęzi (rodzina Aarona, brata Mojżesza),
którą Bóg ustanowił grupą kapłańską. Spośród Lewitów to oni odpowiadali za
składanie ofiar w przybytku (świątyni). Reszta rodu zajmowała się obsługą
przybytku. Chociaż Lewici zostali wykluczeni z podziału ziemi, Bóg zadbał o ich
utrzymanie przez nałożenie na pozostałe rody obowiązku dzielenia się z Lewitami
owocami, które rodziła ziemia znajdująca się w ich posiadaniu. W Księdze
Liczb czytamy:
Zaś synom Lewiego[5] oddaję w dziedzictwo wszystkie
dziesięciny składane przez lud Izraela – w zamian za ich służbę, którą wykonują
przy Namiocie. (Lb 18,21 NPD)
Dziesięciny miały być bowiem wydzielane
tylko z tego, co rodziła ziemia będąca Bożym darem, a nie z tego, co człowiek
mógł sam wytworzyć. Dlatego składano je wyłącznie z produktów rolnych, to
znaczy z pól, winnic, sadów i łąk (hodowla). Dochody rzemieślników i innych
wytwórców, a także kupców i wszelkiego typu handlowców, wcale nie podlegały
opodatkowaniu dziesięciną. Wprowadzając do Prawa Mojżeszowego przepisy
dotyczące dziesięcin, Bóg ukazał swoją wolę: Jego lud miał się dzielić darami,
które otrzymywał z Jego ręki. Podkreślmy raz jeszcze, że dziesięciny nie miały
nic wspólnego z ofiarami składanymi na ołtarzu. Były jedynie metodą
przekazywania środków na utrzymanie pokolenia Lewiego.
Prawdopodobnie wielu współczesnych wierzących może być zaskoczonych
informacją, że Bóg nie oczekiwał wspierania Lewitów z dochodów uzyskiwanych z
ludzkiej pracy w rzemiośle, usługach, wytwórstwie czy handlu. Dochody z pracy
niezwiązanej ściśle z ziemią i jej płodami nie wymagały składania dziesięcin.
Jeśli więc ktoś pracował jako cieśla, stolarz, kowal, złotnik, szył namioty,
handlował towarami, sprzedawał cokolwiek na straganach i otrzymywał za to
pieniądze, Prawo Mojżeszowe nie polecało mu wspierania Lewitów. Jasne jest
więc, że w Izraelu nie wszyscy składali dziesięcinę. Nie była ona bowiem ani
powszechnym podatkiem dochodowym, ani podatkiem pogłównym (osobowym), ani
podatkiem obrotowym czy podatkiem od wartości dodanej (VAT). Miała charakter
szczególnego rodzaju podatku agrarnego (rolno-hodowlanego), który pochodził
tylko z tego, co – dzięki łaskawości Boga – rodziła ziemia obiecana. Dlaczego
dochody niezwiązane z ziemią były zwolnione z dziesięcin? Pewnie dlatego, że
Lewici mogli wykonywać takie same prace zawodowe jak inni członkowie narodu
Izraela, którzy nie byli właścicielami ziemi.
Zasady dotyczące dziesięcin zostały ustalone na samym początku, w chwili
zawarcia Przymierza (Mojżeszowego). Później w Księdze Powtórzonego Prawa
dodano przepisy szczegółowe. I tu znajdują się kolejne ciekawe polecenia.
Z
każdego plonu swego zasiewu, z tego, czym każdego roku obrodzi twoje pole,
oddasz dziesięcinę. A zatem oddasz dziesięcinę ze swego zboża, wina i oliwy, a
także z pierworodnych sztuk twego bydła i trzody. I będziesz spożywał tę
dziesięcinę ku chwale PANA, twojego Boga, w miejscu, które On wybierze na swój
Przybytek, abyś nauczył się zawsze trwać w bojaźni PANA, twego Boga.
A
jeśli droga do miejsca[6], które wybierze PAN, twój Bóg, będzie
dla ciebie zbyt długa i zbyt ciężka i nie będziesz w stanie dostarczyć tam
swojej dziesięciny, z uwagi na to, że PAN, twój Bóg, wielce tobie
pobłogosławił, wtedy zaniesiesz tam równowartość swej dziesięciny w
pieniądzach. Weźmiesz je w odrębnej sakiewce i pójdziesz do miejsca, które PAN,
twój Bóg, wybierze na Przybytek. Tam wydasz wszystkie te pieniądze, na co
tylko zapragniesz – na bydło, trzodę, wino, sycerę[7]; na wszystko, czego zażyczy sobie twoja
dusza. I tam, ku chwale PANA, twojego Boga[8], będziesz jadł i się cieszył – ty,
twoja rodzina i słudzy[9]. Nie zapomnisz przy tym o Lewicie,
który mieszka w twojej miejscowości, gdyż on nie ma udziału w dziedzictwie
ziemi wraz z tobą.
(Pwt 14,22-27 NPD)
Z przytoczonego wcześniej tekstu wynika
wprost, że jednym z celów dziesięciny miało być społeczne radowanie się darami
Bożego błogosławieństwa. Co więcej, w kolejnych wersetach czytamy:
Pod koniec trzeciego roku[10] oddzielisz całą dziesięcinę z plonów
tego roku i złożysz ją w swojej miejscowości[11]. Następnie zaprosisz Lewitę, który nie
ma – jak ty – działu w dziedzictwie ziemi, a także przybysza[12], sierotę i wdowę, którzy mieszkają w
twojej miejscowości, by jedli razem z tobą i nasycili się. Jeśli tak będziesz
czynił, PAN, twój Bóg, będzie ci błogosławił w każdym dziele, którego się
podejmiesz.
(Pwt 14,28-29 NPD)
Tak więc w pierwszym roku rozliczania
dziesięciny dorosły Żyd uprawiający ziemię lub hodujący zwierzęta musiał się
udać z dziesięciną do Jerozolimy i tam całą rodziną korzystać z niej wespół z
Lewitami oraz znajomymi. W drugim roku miał uczynić to samo, ale w trzecim już
nie wolno mu było osobiście korzystać z dziesięciny. Powinien odłożyć ją całą
do przekazania innym ludziom w swoim mieście lub wiosce. Należało nią obdarować
Lewitów, obcokrajowców, wdowy i sieroty. Tym razem to oni mieli korzystać w
pełni z Bożych darów.
Zasady te były dość proste, ale historia pokazała, że nie zabrakło
chciwych na grosz uczonych w Piśmie, którzy twierdzili, że w przedstawionych
tekstach była mowa o trzech różnych dziesięcinach. Pierwsza, którą – jak
twierdzili – należało sługom świątynnym przekazywać w całości, miała być ta dla
Lewitów. Drugą – według nich – należało przynosić na święta do Jerozolimy i
spożywać ją przed Bogiem, ciesząc się tym, co Bóg dał, a trzecią przeznaczyć
dla lokalnych ubogich. Według takiego rachunku Lewici mieliby swój udział
zarówno w „dziesięcinie lewickiej” (w całości), w „dziesięcinie świątecznej”,
jak i w „dziesięcinie dla ubogich”. Trudno jednak uzasadnić taką interpretację
na podstawie Bożego Słowa. To bowiem oznaczałoby nieproporcjonalnie duże
dochody Lewitów, co z kolei jest sprzeczne z innymi zapisami biblijnymi.
Pokazuje to analiza demograficzna.
Ziemia w Izraelu została rozdzielona pomiędzy rody proporcjonalnie. Kiedy
więc spojrzymy na biblijne spisy ludności, zobaczymy, że plemię Lewiego było
najmniejsze z nich wszystkich. Wcale nie stanowiło jednej trzynastej narodu,
jak moglibyśmy się spodziewać, ale zaledwie jedną pięćdziesiątą całej
populacji. Stanowili około 2% wszystkich Żydów. Gdyby otrzymywali dwie lub
czasami nawet trzy dziesięciny, mieliby każdego roku pięć do sześciu razy
większe dochody niż Żydzi z pozostałych klanów dysponujący ziemią (w tym
hodowcy i sadownicy), nie wspominając tu o zwykłych biedakach, którzy stanowili
główną bazę społeczną. W sytuacji przepisanej tylko jednej dziesięciny, która
co trzeci rok miała trafiać do rąk Lewitów niemal w całości (w innych latach
tylko w jakiejś części), to po zaspokojeniu radości rolników i hodowców rozkład
dochodów pomiędzy plamionami Izraela był znacznie bardziej równomierny. Nawet
gdy Żyd przybywający do Jerozolimy wydawał dziesięcinę na świętowanie samemu
lub z przyjaciółmi, Lewici i tak mieli dochód z jego zakupów, gdyż byli
dzierżawcami stoisk handlowych na bazarze przyświątynnym (zwanym → Bazarem
Annasza), na którym pielgrzymi wydawali pieniądze uzyskane z wykupu swych
dziesięcin. Arcykapłani również czerpali z tego korzyści, gdyż jako właściciele
bazaru wydawali Lewitom odpłatne licencje na prowadzenie tam działalności
handlowej.
Nawet pobieżne przyjrzenie się sytuacji Lewitów w Izraelu pokazuje, że
byli niezwykle uprzywilejowaną grupą społeczną, której powodziło się całkiem
dobrze. Wcale nie musieli przesiadywać miesiącami w świątyni. Nie byli też
ograniczeni do pracy wyłącznie w jej obrębie. Chociaż nie mieli prawa
posiadania ziemi dziedzicznej na terenie Izraela[13], dostali od swych współrodaków czterdzieści osiem miast rozrzuconych po
całym kraju do nieodpłatnego użytkowania. W każdym z nich mogli swobodnie
zamieszkać, nie płacąc jakiegokolwiek czynszu dzierżawnego. Nie gnieździli się
więc w zabudowaniach sakralnych, lecz do pracy w świątyni przybywali jedynie od
czasu do czasu. Po zakończonej służbie wracali do swych domów (do różnych
miast) i tam zajmowali się własnymi sprawami. Biblia poświadcza, że Lewici
mieli też prawo posiadania pastwisk wokół miast lewickich, na których mogli
wypasać zwierzęta otrzymane z dziesięcin. Z czasem król Dawid, porządkując
swoje królestwo, podzielił wszystkich kapłanów i Lewitów na dwadzieścia cztery
grupy (tak zwane zmiany kapłańskie), które w określonym porządku pełniły służbę
świątynną. Po tej reformie przeciętny Lewita rocznie pracował na rzecz świątyni
niewiele dłużej niż dwa tygodnie. Co robił z pozostałym czasem? Najczęściej był
zatrudniony w państwowym aparacie administracyjnym. Na przykład król Dawid,
organizując swój rząd, oparł go przede wszystkim na Lewitach. W ten sposób
Lewici stawali się urzędnikami królewskimi lub sędziami. Mogli też służyć w
wojsku.
Warto zauważyć, że po ustanowieniu monarchii w Izraelu każdy Żyd płacił
podatek na rzecz króla. Nie była to dziesięcina religijna, tylko dodatkowy
świecki podatek, pomimo że zwany był również dziesięciną. Czasami mogło to być
mylące. Dziesięcina królewska, jako podatek rządowy, obowiązywała wszystkich
obywateli. Ustalenie monarchii oraz podatku rządowego nie leżało w Bożych
planach dla Izraela. Najwyższy wyraźnie oznajmił swemu ludowi, iż to On sam
chce pozostawać wyłącznym władcą pośród nich. Jednak uparci Izraelici zażądali
od Boga, żeby nadał im króla – według wzorca zaczerpniętego od ościennych
narodów (por. 1 Sm 8,1-7). Sami też zgodzili się na dodatkową dziesięcinę, którą
mógł od nich pobierać ich ziemski król (por. 1 Sm 8,7-22) na potrzeby swoje i
swego dworu.
Po powyższym wstępie porządkującym temat dziesięcin i ofiar, o których
mówi Biblia, wróćmy do błędnych interpretacji wersetu Ml 3,8-10. Większość
kaznodziejów przedstawia go w swych nauczaniach jako naganę dla ludu, który
„oszukuje Boga” przez to, że nie przynosi do kościołów należnych Bogu 10%
swoich dochodów. Dodatkowo, wyrywając ten werset z kontekstu, stwierdzają, że
obok napomnienia zawarta jest w tym wersecie obietnica dla każdego wierzącego
mówiąca o tym, że jeśli ktoś będzie wierny w oddawaniu 10% swego dochodu, to
Bóg mu to wynagrodzi pomnożeniem jego majątku. Tymczasem Księga Malachiasza
nie jest skierowana przeciwko ludowi. Ona jest jednym wielkim napomnieniem
kapłanów. To oni, a nie lud, są oskarżani przez Boga o malwersacje
dziesięcinami. Jest wiele obserwacji zarówno socjologicznych, jak i
historycznych, które dokumentują ten pogląd i zostaną one przytoczone
poniżej.
1. Skoro nie wszyscy Izraelici mieli obowiązek
składania dziesięcin, to lud w całości nie mógł ponosić winy za „oszukiwanie
Boga”. Nie sposób było zatem zarzucać ludowi tak haniebnego postępowania.
Większość Izraelitów nie posiadała na własność nawet kawałka ziemi. Pracowali
więc jako słudzy innych, jako pracownicy najemni, pasterze, a nawet jako
niewolnicy (sprzedawali się do niewoli w zamian za pieniądze na wsparcie swych
rodzin). Wielu z nich nie miało nie tylko ziemi, ale nawet jakiegokolwiek
zwierzęcia, które mogłoby dawać im utrzymanie. Ta przeważająca grupa ludzi była
zwolniona ze składania dziesięcin. A jeśli ktoś nawet dorobił się kilku
zwierząt, to często nie musiał rozliczać dziesięciny z ich miotów, gdyż w
wypadku hodowli dziesięcinę składało się dopiero wówczas, kiedy w danym roku
urodziło się w stadzie co najmniej dziesięcioro zwierząt. Jeżeli urodziło się
tylko dziewięć, nie było podstawy do odliczania dziesięciny, gdyż zwierząt się
nie dzieliło. Należało je oddawać w całości, tak więc dopiero każde dziesiąte
zwierzę przeznaczało się na wsparcie dla Lewitów.
2. Po śmierci króla Salomona jego królestwo
rozpadło się na dwie części. Północna część została nazwana Izraelem, a
południowa – Judą. Żydzi mieszkający na terytorium północnym byli odcięci od
Jerozolimy, nie mieli więc możliwości znoszenia swej dziesięciny do Jerozolimy.
Ich królowie zdecydowanie nie chcieli, aby poddany im lud w ogóle tam się
udawał. Z tego powodu ustanowili własne centra kultu religijnego, z
sanktuariami konkurencyjnymi dla Jerozolimy. Główne znajdowało się na górze
Garizim – w pobliżu miasta Sychar znanego z J 4,1-42. Z tego powodu mieszkańcy
Królestwa Północnego, czyli Izraela, nie mieli możliwości składania dziesięcin
Lewitom i ofiar kapłanom.
3. Panujący w Judzie królowie byli czasem
dobrzy, a czasem źli. Kiedy rządzili źli monarchowie, zdarzało się, że zamykali
świątynię jerozolimską na cztery spusty, a jej wrota były zabijane deskami. W
miejsce kultu PANA (hebr. JHWH), Boga Wszechwładnego, wprowadzano
wówczas kult pogańskich bóstw, których świątynie pojawiały się zarówno w
Judzie, jak i w samej Jerozolimie. Z pewnością można przyjąć, że w takich
okresach upadku narodu nikt nie składał dziesięcin. A jednak nawet w takich
czasach Bóg nie mówił o oszukiwaniu Go w sprawach dziesięcin. To oskarżenie
pojawiło się dopiero pod koniec historii starożytnego Izraela. Rodzi się zatem
pytanie: DLACZEGO DOPIERO WTEDY? Aby odpowiedzieć na to pytanie, musimy
przyjrzeć się historii narodu żydowskiego w tamtym czasie.
Za panowania króla Ezechiasza nastało w
Judzie niezwykłe ożywienie duchowe. Można o nim przeczytać w Drugiej Księdze
Kronik 29–31. Ojciec Ezechiasza był fatalnym monarchą, lecz jego syn
zwrócił swe serce ku Bogu. Wprowadzanie reform zaczął od wydania polecenia
ponownego otwarcia świątyni, która przez kilkanaście lat stała zamknięta. Przez
kilka tygodni sprzątano Boży przybytek, a następnie powtórnie go poświęcono.
Lud, pod przewodnictwem króla, zapragnął odnowić przymierze z Bogiem i dlatego,
po raz pierwszy od wielu lat, postanowiono celebrować Paschę – jedno z
najważniejszych świąt Izraela. Rozesłano posłów zarówno po Judzie, jak i
terytoriach północnych, zapraszając cały naród. Jednak posłańcy w wielu
miejscach zostali wyśmiani.
Tymczasem pojawił się problem. Otoczenie króla uświadomiło sobie, iż
zabraknie im czasu na należyte przygotowanie ceremonii. Zdecydowano więc
opóźnić uroczystości o miesiąc. Miesiąc minął, a oni nadal nie byli gotowi. Na
dodatek nie znaleziono wystarczającej liczby kapłanów ceremonialnie czystych,
którzy mogliby pełnić służbę podczas święta. W związku z tym za składanie ofiar
zabrali się również Lewici (chociaż nie powinni tego robić). Ciekawe jest to,
że Słowo Boże stwierdza, iż Lewici wykazywali większą gorliwość do poświęcenia
niż kapłani (por. 2 Krn 29,34). Jednak, generalnie rzecz biorąc, lud nie był
przygotowany do świętowania. Przybysze z Królestwa Północnego spożywali
wieczerzę paschalną niezgodnie z przepisami – nie poddali się bowiem
oczyszczeniu. Sytuacja stała się wręcz groźna. Widząc to wszystko, Ezechiasz
błagał Boga słowami:
Wybacz nam, PANIE, dobry Boże naszych
przodków! O, PANIE, nasz Boże, wybacz każdemu z nas, kto nieczysty przystąpił
do tego, co Ty uświęciłeś, z uwagi na to, że w sercach swych gorliwie pragniemy
pełnić Twoją wolę! (2 Krn 30,18-19 NPD)
Bóg zaś, widząc szczere serca króla oraz
ludu, wybaczył im ich zaniedbania i w końcu, po różnych perypetiach, rozpoczęła
się Pascha.
Ową pamiętną Paschę obchodzono z miesięcznym opóźnieniem i celebrowano ją
przez siedem dni. Świętowanie tak bardzo spodobało się wszystkim, iż
zgromadzenie ludu uchwaliło, że poświętują sobie jeszcze przez kolejne siedem
dni. W taki sposób urządzili sobie „przedłużoną Paschę”. Biblijne narracje o
tych wydarzeniach pokazują wielką spontaniczność ludu.
Kiedy już skończyła się ta „przedłużona Pascha”, ludzie rozeszli się do
domów, niszcząc po drodze wszystkie posągi, statuetki i obrazy bożków.
Ezechiasz przeznaczył sporą część swego majątku na odnowienie kultu świątynnego
i nakazał ludowi przekazywanie do dyspozycji Lewitów oraz kapłanów dziesiątej
części plonów z ziemi, którą otrzymali od PANA. Było to zgodne z oryginalnym
Bożym planem zabezpieczenia funkcjonowania kultu świątynnego. Wtedy na nowo
zaczęto znosić obfite pierwociny wszelkich płodów rolnych i bydła jako dary
poświęcone PANU. Słowo Boże tak to opisuje:
Gdy
tylko wiadomość ta się rozeszła, mieszkańcy Izraela[14] zaczęli znosić wielkie ilości pierwocin
ze zboża, moszczu, oliwy, miodu i wszystkich płodów rolnych, a także pieniądze
ze sprzedanej dziesięciny ze wszystkiego. Również Izraelici oraz Judejczycy,
mieszkający w miastach Judy[15], zaczęli składać dziesięciny z wołów,
owiec i ze wszystkiego, co poświęcili PANU, swemu Bogu. Przynosili to i
układali w stosy. To układanie w stosy zaczęło się w trzecim miesiącu
kalendarza[16], a skończyło w siódmym[17].
(2 Krn 30,5-7 NPD)
A zatem lud znosił dziesięciny przez
cztery miesiące! Kiedy Ezechiasz przyszedł do świątyni sprawdzić, jak jest
realizowane jego polecenie, ujrzał stosy płodów rolnych zwalonych na ziemi.
Najpierw podziękował Najwyższemu za gorliwość ludu, po chwili jednak zwrócił
się do arcykapłana nadzorującego świątynię z pytaniem, dlaczego te dary tak się
poniewierają. Arcykapłan, nie wiedząc, co odpowiedzieć, stwierdził więc tylko:
Od kiedy zaczęto znosić dary do świątyni
PANA, jemy do syta, a mimo to wiele jeszcze pozostaje, gdyż PAN błogosławi
swemu ludowi. (2 Krn 31,10 NPD)
Po zastanowieniu się Ezechiasz doszedł
do wniosku, że konieczne są dalsze porządki. Świątynia stoi przecież już od
kilkuset lat, a nigdy wcześniej dziesięcina tak się nie marnowała. Skoro
obecnie leży w nieładzie, to znaczy, że coś trzeba zmienić. Wtedy wpadł na
pomysł zbudowania składów przyświątynnych, swego rodzaju spichlerzy, które
spełniałyby funkcję magazynów. I właśnie o tych składach czytamy w Księdze
Malachiasza. Trzeba bowiem pamiętać, że dziesięcin, którymi zawsze były
płody rolne, nigdy nie składano w świątyni. W niej nie było na to miejsca.
Wcześniej – zgodnie z przeznaczeniem – znoszono je do miast lewickich. Lewici
natomiast przynosili kapłanom do świątyni w Jerozolimie jedną dziesiątą tego,
co sami otrzymali (tzn. secinę). Robili to wtedy, gdy w ramach swojej zmiany
przybywali na służbę do świątyni.
Kiedy więc lud zaczął gorliwie, niezwykle ochoczo i w szczerości, z głębi
serca, znosić dziesięciny do świątyni (zamiast do miast lewickich), to w swej
spontaniczności ponownie nie czynił tego tak, jak należało. Król jednak znów
znalazł rozwiązanie powstałego problemu: kazał wybudować spichlerze, w których
będzie gromadzona żywność dla Lewitów. Lewici mieli z tych składów pobierać
żywność i zabierać ją ze sobą, gdy po służbie w świątyni wracali ze swej zmiany
do domów. W związku z nową sytuacją ustanowiono nowe prawo i specjalnych
nadzorców, których zadaniem było uczciwe rozdzielanie deputatów żywnościowych
tym, którzy posługiwali w świątyni.
Kolejny król po Ezechiaszu – Manasses – okazał się fatalnym władcą. Co
prawda w pewnym momencie życia opamiętał się, lecz jego syn Amon całkowicie
odstąpił od PANA. Po nim władzę objął prawnuk Ezechiasza, Jozjasz, który
powrócił do reform religijnych Ezechiasza. Ten okazał się ostatnim przyzwoitym
królem w Judzie. Później było już tylko coraz gorzej. Kilkadziesiąt lat po tych
wydarzeniach nadciągnęli Babilończycy, którzy podbili Judę, zniszczyli
świątynię, a naród uprowadzili do niewoli. Wszystko, co wcześniej
funkcjonowało, w praktyce przestało istnieć.
Po mniej więcej 70 latach garstka Izraelitów wróciła z niewoli babilońskiej
i w tym momencie dochodzimy do właściwego kontekstu Księgi Malachiasza.
Do ziemi obiecanej ludowi przez Boga wróciło znacznie mniej Izraelitów, niż
pierwotnie weszło do niej pod wodzą Jozuego. Tym razem stanowili żałosny widok.
Jerozolima również wyglądała tragicznie. Jej mury zburzono, a bramy spalono
(por. Ne 1,3). Gdy ludzie wracający z wygnania zobaczyli świątynię, zapłakali
nad nią. Nic się nie ostało z jej poprzedniej chwały. Odbudowali więc świątynię
taką, jak ją pamiętali. Jednak ta nowa okazała się mniejsza i nie tak
wspaniała. Odbudowano również składy (spichlerze), ale i te w znacznie
ograniczonej wielkości. Nie było zresztą potrzeby odtwarzać rozmiarów
poprzedniej świątyni. Ludu było niewiele, Lewitów jeszcze mniej, podobnie jak
kapłanów.
Z punktu widzenia analizy historycznej tekstu Księgi Malachiasza
mamy jednak sporo szczęścia. W tym okresie powstały obok niej także Księga
Ezdrasza i Księga Nehemiasza. Możemy więc posiłkować się nimi i
dokładnie ustalić, co takiego wzbudziło bezsprzecznie silną reakcję Boga.
W Księdze Ezdrasza informacje przedstawiono dość ogólnie, ale Księga
Nehemiasza obfituje w niezwykle ciekawe zapisy. Czytamy w niej, że
Izraelici byli w tym czasie bardzo oddani Bogu. Kiedy już odbudowali i
poświęcili mury Jerozolimy, pierwsze, co postanowili uczynić, to wrócić do
przestrzegania Prawa Mojżeszowego otrzymanego od Boga wieki wcześniej. Nałożyli
na siebie zobowiązanie, rodzaj kontraktu, który podpisał cały lud:
(…) zobowiązaliśmy się do płacenia
rocznego podatku w wysokości 3,8 grama[18] srebra na sprawowanie kultu w Bożej[19] świątyni, czyli na: zakupy chlebów
pokładnych, na stałą ofiarę pokarmową, na stałą ofiarę całopalną, na wydatki
związane z szabatami, świętami nowiu, z pozostałymi świętami, na przedmioty
kultowe, na przebłagalne ofiary za grzechy Izraela i na wszelkie prace związane
z utrzymaniem świątyni naszego Boga.
(Ne 10,33-34 NPD)
Dodatkowo również zobowiązaliśmy się, że co
roku będziemy przekazywać na rzecz świątyni PANA pierwociny naszej ziemi i
owoców wszystkich drzew, a także naszych pierworodnych synów i pierworodne
naszego bydła, jak jest zapisane w Prawie: pierworodne naszych wołów i owiec
należy przyprowadzić do świątyni Boga, to jest dla kapłanów posługujących w
świątyni naszego Boga. Również część naszych wypieków, naszych datków, owoców
wszystkich drzew, wina i oliwy przyniesiemy kapłanom, by złożyli je w
magazynach świątyni naszego Boga, a dziesięcinę z plonów naszej ziemi –
Lewitom, którym należy się dziesięcina we wszystkich miejscowościach, gdzie
tylko uprawiamy ziemię. Lewici zaś powinni odbierać tę dziesięcinę w obecności
kapłana, potomka Aarona. Otrzymawszy ją, będą mieli obowiązek wydzielenia
dziesiątej jej części i przekazania jej do magazynów świątyni naszego Boga.
Potomkowie Izraela i Lewiego mają bowiem obowiązek składania danin zboża, wina
i oliwy w magazynach, gdzie również powinny być przechowywane przedmioty kultu
i rzeczy kapłanów, strażników bram i śpiewaków, którzy w świątyni pełnią swą
służbę. Nie chcemy bowiem zaniedbać służby w świątyni naszego Boga. (Ne
10,36-40 NPD)
Postanowili więc czynić wszystko
dokładnie tak, jak było ustalone od początku. To, co przeznaczano dla kapłanów,
znoszono do świątyni, a to, co dla Lewitów, miało trafiać prosto z pól (jako
pierwocina) do miast lewickich. Dopiero później dziesięcinę z tej dziesięciny
Lewici powinni znosić do składu (magazynu) świątynnego. Pozornie wszystko
wróciło do normy, ale jeśli przyjrzymy się dokładnie sytuacji, to zauważymy, że
na dostarczycieli towarów do świątyni zostali wyznaczeni Lewici, a nie lud. Jeśli
więc ktokolwiek mógłby zostać oskarżony o „oszukiwanie Boga”, to oni pierwsi są
na celowniku. Jednak nieco dalej czytamy, że Lewici starali się czynić wszystko
najlepiej, jak umieli.
W
tym dniu złożono wielkie ofiary i wszyscy radowali się, bo Bóg napełnił ich
serca wielkim weselem. Cieszyły się również kobiety i dzieci. Radość panującą w
Jerozolimie słychać było z daleka. Wtedy również wyznaczono mężczyzn, którzy
mieli dbać o pomieszczenia do składowania zapasów, darów, pierwocin i
dziesięcin z wyznaczonych miast[20], zgodnie z prawem przeznaczonych dla
kapłanów i Lewitów. Mieszkańcy Judy bardzo życzliwie i z szacunkiem odnosili
się bowiem do kapłanów i Lewitów, którzy w świątyni ich Boga dokonywali
oczyszczeń. Podobnie śpiewacy i strażnicy bram pełnili służbę zgodnie z
rozporządzeniami Dawida i jego syna Salomona. Już bowiem wcześniej, w czasach Dawida
i Asafa, wyznaczano kierowników śpiewaków, którzy na cześć Boga śpiewali pieśni
uwielbienia i dziękczynienia. W czasach Zorobabela i Nehemiasza cały Izrael
składał ofiary przeznaczone na utrzymanie śpiewaków i stróżów bram. Podobne
ofiary składano na potrzeby Lewitów, a ci przekazywali ich część synom Aarona.
(Ne 12,43-47 NPD)
Zwróćmy uwagę na słowa: „Mieszkańcy Judy
bardzo życzliwie i z szacunkiem odnosili się bowiem do kapłanów i Lewitów,
którzy w świątyni ich Boga dokonywali oczyszczeń” oraz „W czasach Zorobabela i
Nehemiasza cały Izrael składał ofiary przeznaczone na utrzymanie śpiewaków i
stróżów bram. Podobne ofiary składano na potrzeby Lewitów, a ci przekazywali
ich część synom Aarona”. Nehemiasz wyraźnie mówi, że ze strony ludu wszystko było
w jak najlepszym porządku. Lud chętnie przekazywał Lewitom dziesięciny, gdyż
był zadowolony z tego, co się działo. W żaden sposób nie odpowiada to
popularnym współcześnie interpretacjom Księgi Malachiasza oskarżającym
lud o „oszukiwanie Boga” w dziesięcinach. Zatem ktoś inny, a nie lud, okradał
Boga z danin oraz dziesięcin. To przeciwko tym ludziom Najwyższy skierował
swoje Słowo.
Zwykle bywa tak, że jeśli w trakcie śledztwa występuje naoczny świadek
relacjonujący to, co się wydarzyło, atmosfera w sądzie robi się niezwykle
interesująca. Posłuchajmy więc zeznania Nehemiasza, który – jako naoczny
świadek – przedstawił ówczesne wydarzenia.
W
tym czasie okazało się, że odpowiedzialny za zarządzanie pomieszczeniami
należącymi do świątyni naszego Boga kapłan Eliaszib, będący krewnym Tobiasza,
wyasygnował dla niego duże pomieszczenie, w którym wcześniej składowane były
ofiary ze zboża, kadzidło, sprzęty, dziesięcina ze zboża, wina i oliwy,
przydziały dla Lewitów, śpiewaków i stróżów bram, a także świadczenia dla
kapłanów. (Ne 13,4-5 NPD)
A więc pojawia się kapłan, krewny
Tobiasza. Gdy uważnie wczytamy się w Księgę Nehemiasza, dowiemy się, że
Tobiasz był zatwardziałym poganinem i jednym z najbardziej zagorzałych wrogów
Nehemiasza. Człowiek ten starał się robić wszystko, co tylko możliwe, by nie
dopuścić do odbudowy Jerozolimy. Kuriozalne jest to, że kapłan odpowiedzialny
za zarządzanie nieruchomościami świątynnymi – w szczególności za pomieszczenia
do składowania dziesięciny – usunął z nich wszystko, co tam przechowywano,
chociaż Prawo Mojżeszowe tego zabraniało, i urządził tam mieszkanie. Dosłownie
zamienił skarbiec świątynny na lokum dla swego pogańskiego krewniaka. Wzburzony
tym Nehemiasz tak dalej zeznaje:
Nie było mnie wtedy w Jerozolimie, gdyż w trzydziestym
drugim roku swojego panowania Artakserkses, król babiloński, wezwał mnie do
siebie. Dopiero po jakimś czasie udało mi się uprosić króla o zgodę na powrót.
Gdy przybyłem do Jerozolimy, szybko się zorientowałem, jak straszliwej
niegodziwości dopuścił się Eliaszib, udostępniając Tobiaszowi na mieszkanie
pomieszczenie należące do Bożej świątyni. Bardzo mnie to rozgniewało.
Wyrzuciłem więc Tobiasza z tego pomieszczenia, a z nim całe jego domowe
wyposażenie. (Ne 13,6-8 NPD)
Kiedy Nehemiasz wrócił, zrobił porządek,
gdyż nie mogło być tak, by z miejsca przeznaczonego na sprawowanie Bożego kultu
korzystał poganin, i to w celach prywatnych, jedynie dlatego, że był
spokrewniony z kapłanem zarządzającym tą nieruchomością. Ale co działo się
dalej?
Potem nakazałem oczyszczenie tego
pomieszczenia i ponowne wniesienie do niego sprzętów należących do świątyni
Boga, a także zboża i kadzidła na ofiary.
(Ne 13,9 NPD)
Jednak dziesięcin nie dało się już
odnaleźć. Prawdopodobnie zostały przejedzone albo zmarnowane. I to właśnie było
problemem, na który Bóg wskazał, przemawiając przez proroka Malachiasza (por. Ml
3,6-12). A jaki wpływ na innych miały działania kapłana Eliasziba?
Wtedy dowiedziałem się również, że Lewici
nie otrzymywali swoich przydziałów i że zarówno oni, jak i śpiewacy, którzy
mieli pełnić służbę Bożą, porozchodzili się do swoich domów i osad. (Ne
13,10 NPD)
Lewici musieli przeżyć wielki szok, gdy
pewnego dnia, jak zwykle, zgłosili się po przydział żywności do wyznaczonej
komnaty, a tam, zamiast zapasów, zastali wylegującego się w łożu poganina,
który kazał im się wynosić i zagroził powiadomieniem kapłana Eliasziba o ich
bezczelności. Co więc zrobili? Nie mając co jeść, zostawili świątynię i wrócili
do swoich domów. Całkiem możliwe, i nawet wielce prawdopodobne, jest to, że
lud, widząc, co się dzieje, przestał składać dziesięciny, no bo przecież
magazyny świątynne zmieniły swoje przeznaczenie.
Potem na nowo ściągnąłem do świątyni Lewitów
i poleciłem im, by nadal pełnili swoją służbę. Od tej chwili wszyscy mieszkańcy
Judei znów znosili dziesięcinę ze zboża, wina i oliwy, które przechowywano w
przeznaczonych do tego magazynach.
(Ne 13,11-12 NPD)
I to jest niesamowite. Z chwilą kiedy
Nehemiasz zrobił porządek, lud bez żadnego nakazu, sam z siebie, znów zaczął
wiernie znosić dziesięciny. Sięgnijmy raz jeszcze do wyjściowego fragmentu z
Księgi Malachiasza:
Czy naprawdę sądzicie, że wy, ludzie,
zdołacie oszukać mnie – Boga? Bo przecież ciągle mnie oszukujecie! Ciąży na was
przekleństwo, a z waszego powodu wisi ono także nad całym narodem! (Ml
3,8-9 NPD)
Jasno widać, że Bóg
kieruje te słowa do religijnego establishmentu – do kapłanów, którzy w tamtych czasach stanowili grupę tzw. duchownych. Sens Bożej wypowiedzi można streścić krótko: sprzeniewierzyliście się mi,
przez co zniechęciliście lud. Z powodu tego, co wy, przywódcy religijni,
wyczyniacie, nie ma błogosławieństwa nad całym narodem.
Oddajcie
mi całą dziesięcinę, którą przyniósł lud! Przenieście ją ze swych domów i
złóżcie w mym spichlerzu, aby w mej świątyni było dosyć żywności. Wtedy dopiero
mnie sprawdźcie – mówi PAN Zastępów – czy nie otworzę wam Niebios i nie wyleję
na ziemię obfitego błogosławieństwa, tak że wszyscy będziecie mieć pełnię
dostatku. Wtedy wasz naród doświadczy obfitych zbiorów, gdyż ja ochronię jego
zboża przed szkodnikiem i przed chorobami. Winogrona uprawiane w waszej ziemi
nie uschną przed dojrzewaniem – mówi PAN Zastępów. (Ml 3,10-11 NPD)
Biblia wyraźnie pokazuje, że to nie lud
był winien powstałej sytuacji. To skorumpowani kapłani, którzy traktowali Bożą
świątynię jak swój prywatny folwark, dopuszczali się haniebnych uczynków. Swoim
postępowaniem skrzywdzili Lewitów i odstręczali lud od wiernego podążania za Bogiem.
Jak zatem jest możliwe, że w kościołach tak powszechnie głosi się fałszywe
nauczanie o dziesięcinach? Dlaczego padają słowa typu: „Uważajcie, aby i was
coś takiego nie spotkało, bo jeżeli tylko zaniedbacie się w składaniu
dziesięciny, to z całą pewnością nie doświadczycie w swym życiu Bożego
błogosławieństwa”? Czy kaznodzieje nie czytają tekstów: „Wszystko bowiem, co
tamtych spotkało, zostało odnotowane w Piśmie ku naszej przestrodze, jako
przykład dla nas, którzy żyjemy w ostatniej fazie obecnego czasu” (1 Kor 10,11
NPD) oraz „A i to jeszcze powinniście wiedzieć, że żadne proroctwo zawarte w
Bożym Słowie nie powinno być interpretowane czy roztrząsane oddzielnie[21], to znaczy w oderwaniu od całego Pisma. Albowiem wszystkie proroctwa,
które się w nim znalazły, zostały tam umieszczone nie decyzją człowieka, lecz
pojawiły się tam z woli Boga – przekazane ustami ludzi prowadzonych w tej
sprawie przez Ducha Uświęcenia” (2 P 1,20-21 NPD).
Nie ma prostej odpowiedzi na te pytania. Być może bierze się to zwyczajnie
z niewiedzy kaznodziejów, którzy nie poświęcili wystarczająco dużo czasu, by
samodzielnie wczytać się w Boże Słowo. Być może ludzie ci nigdy nie sprawdzili
tego, co sami usłyszeli od innych. A może jest im po prostu wygodniej
przedstawiać temat finansów w taki sposób. Może głoszą tak z powodu chciwości
serca, a może ze strachu, że zabraknie pieniędzy na potrzeby kościoła i ich
własne przeżycie?
Jednak najgorszą możliwą przyczyną błędnego nauczania byłaby przebiegła i
wyrafinowana manipulacja Bożym Słowem. Gdyby ktoś, wiedząc, jak miały się
sprawy z dziesięciną w czasach Starego Testamentu, używał tej koncepcji w
okresie Bożej łaskawości[22] jako haka do wyciągania danin z wierzącego ludu i czerpania korzyści
majątkowych z głoszonego Słowa oraz do mnożenia majątku swojego i organizacji,
której służy, kosztem ofiarności Bożego ludu, wzbudzając w ludziach poczucie
winy lub obowiązku, powinien wspomniane słowa z Księgi Malachiasza
odnieść do siebie i odczytywać je jako Boże oskarżenie skierowane do niego
samego. Nie były to bowiem słowa adresowane do ludu, ale do jego religijnych
przywódców. Tak naprawdę lud był wierny zarówno w ofiarach, jak i w
dziesięcinach. Wierności zabrakło jego przywódcom.
Jeśli poważnie traktujemy Słowo Boże i chcemy być uczciwi nie tylko wobec
jego przesłania, ale także wobec samych siebie, to sprawa uczciwego nauczania o
dziesięcinie powinna stać się w kościołach i wspólnotach asumptem do głębszej
rewizji nauczania na temat pieniędzy i powodzenia materialnego. Być może będzie
się to wiązać z weryfikacją całego sposobu odczytywania Pisma św.
Prawda jest taka, że większość ludzi w ogóle nie czyta Biblii, więc
głosiciele dziwacznych nauk lub pokrętnych teologii mają bardzo ułatwione
zadanie. Jeśli tylko posługują się wystarczająco emocjonalnym i teologicznym
słownictwem, są w stanie wmówić innym prawie wszystko. Zręcznie dobrane wersety
biblijne (najczęściej wyrwane z kontekstu) pojawiają się w ich kazaniach niczym
listki figowe, których zadaniem jest zamaskowanie haniebnej nędzy duchowej oraz
wewnętrznej pustki. Kto ich zweryfikuje, jeśli nie zna kontekstu cytowanych
przez nich wersetów? Kto im powie, że nauczają niezgodnie z przesłaniem
przytaczanego fragmentu Biblii lub niezgodnie z całym jej przesłaniem? Brak
znajomości Bożego Słowa oraz zasad hermeneutyki biblijnej jest zmorą naszych
czasów! Czy w ogóle można być chrześcijaninem, nie znając przesłania Biblii? A
przecież już Hieronim ze Strydonu[23], urodzony około 300 lat po Chrystusie, powiedział: „Nieznajomość Pisma
świętego jest nieznajomością Chrystusa”.
Przesłaniem tego rozbudowanego komentarza (pogłębionej analizy tematu) nie
jest podburzenie kogokolwiek do rewolty, pretensji czy „bicia kogoś Biblią po
głowie”. Celem powyższej analizy jest zachęta do wnikliwszego czytania Bożego
Słowa i powrotu do wierności Bogu i Jego Słowu. Powinniśmy być wierni
Najwyższemu w każdej dziedzinie życia, także i finansowej, ale w taki sposób, w
jaki On tego od nas oczekuje. W trwającym obecnie Eonie Łaski jesteśmy
zachęcani do zupełnie innego sposobu działania. Dziesięcina rolna i hodowlana
były w swej istocie integralną częścią Prawa Mojżeszowego, które było
przeznaczone wyłącznie dla Żydów – i tylko dla nich. Obecnie, gdy nie ma już
świątyni jerozolimskiej, kapłanów i Lewitów, Żydzi nie praktykują już biblijnej
dziesięciny. Część z nich odkłada 10% swych dochodów jako formę pielęgnowania
żydowskiej tradycji, a środki zebrane w ten sposób przeznacza na własną
działalność dobroczynną.
W NT, który jest skierowany do wszystkich ludzi w czasach Bożej łaskawości,
ukazany został zupełnie nowy, dobrowolny wzór postępowania. Bazuje on na
wzajemnej trosce braci i sióstr w wierze. Wynika on nie tylko z trwania w
ofiarnej Bożej miłości (gr. agape), ale jest też właściwym zrozumieniem
sensu Bożej łaskawości. Czytamy o nim w ósmym i dziewiątym rozdziale Drugiego
listu do Koryntian. Ofiarna miłość bowiem, wzorowana na miłości Chrystusa,
ani nie jest przymusem, ani nie ogranicza się do „regulaminowej” dziesięciny.
Powinna cechować się hojnością i radością, które – według wzorca Chrystusowego
– rozkwitają w ludziach Jemu ufających.
[1] W przekładzie NPD wersety te brzmią: „Czy naprawdę sądzicie, że wy,
ludzie, zdołacie oszukać mnie – Boga? Bo przecież ciągle mnie oszukujecie! I
jeszcze do tego bezczelnie mówicie: «Przecież to niemożliwe! Kiedyż to Ciebie
oszukaliśmy?». Zobaczcie sami: oszukujecie mnie choćby w dziesięcinach i w
kwestii danin, które do mnie należą. To z waszego powodu przekleństwo wisi nad
narodem! Oddajcie mi całą dziesięcinę, którą przyniósł lud! Przenieście ją ze
swych domów i złóżcie w moim spichlerzu, aby w mej świątyni było dosyć
żywności. Wtedy dopiero do mnie przychodźcie – mówi PAN Zastępów – i wtedy
sprawdzajcie, czy nie otworzę wam Niebios i nie wyleję na waszą ziemię obfitego
błogosławieństwa, tak że wszyscy będziecie mieć pełnię dostatku”.
[2] Lewici – potomkowie Lewiego. Był to jedyny ród izraelski, który nie
otrzymał przydziału ziemi po wejściu do Kanaanu, gdyż jego zadaniem nie miała
być uprawa roli czy hodowla, ale obsługa kultu świątynnego. Na jego utrzymanie
miały więc łożyć pozostałe plemiona izraelskie.
[3] Por. Kpł 27,16-21.
[4] Chodzi o sprzedaż gruntów poświęconych PANU, które przeszły na własność
kapłanów. Kapłani nie mogli ich uprawiać, więc musiały być sprzedawane – por.
Kpł 27,22-25.
[5] Czyli Lewitom.
[6] Tzn. do przybytku świątynnego.
[7] Sycera – nazwa mocnego napoju alkoholowego, który przypominał nieco
dzisiejszą wódkę.
[8] Hebr. Elohim.
[9] Dosł. „dom”.
[10] A więc co trzy lata.
[11] Dosł. „w obrębie swoich bram”, a zatem dziesięcina nie miała być noszona
do Jerozolimy.
[12] Tzn. obcokrajowca, który podobnie jak Lewita nie miał udziału w ziemi
obiecanej.
[13] Jak pokazuje tekst Dz 4,36-37, Lewici mogli mieć ziemię poza Izraelem.
[14] Określenie Północnego Królestwa.
[15] Określenie Królestwa Południowego.
[16] Trzeci miesiąc wg kalendarza żydowskiego to siwan. Wypada on na
przełomie naszego maja i czerwca.
[17] Siódmy miesiąc wg kalendarza żydowskiego to tiszri. Wypada on na
przełomie naszego września i października.
[18] Jedna trzecia sykla.
[19] Hebr. Elohim – Bóg.
[20] Chodzi o dziesięć miast lewickich.
[21] Niektóre przekłady tłumaczą słowo idias jako „prywatnie” lub
„samodzielnie”, co jednak stoi w ewidentnej sprzeczności z 1 J 2,20.27.
Zasadniczym znaczeniem słowa idias jest „oddzielnie”, „w wydzielony
sposób” (w sensie „w sposób wyrwany z kontekstu”). Chodzi więc o tragiczną w
skutkach praktykę wyrwania z kontekstu wersetów biblijnych (w tym proroctw i
obietnic) i po takim ich wyizolowaniu woluntarystyczne ich interpretowanie.
Niestety, w obecnych czasach stało się to bardzo powszechne. Mało kto, nawet
wśród teologów, zwraca dziś uwagę na kontekstualność interpretacji
poszczególnych proroctw (czy innych fragmentów Bożego Słowa). Niewielu rozważa
je w świetle przekazu całego fragmentu, akapitu, księgi czy całej Biblii, a przedstawiane
interpretacje Bożego Słowa coraz częściej spełniają wymagania tuby
ideologicznej danej organizacji religijnej (por. także 2 Tm 3,16-17) zamiast
być wyrazem rzetelnego poszukiwania Prawdy.
[22] Zasadniczym celem Eonu Łaski, w którym obecnie żyjemy, jest rozgłoszenie
Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie.
[23] Hieronim ze Strydonu (ur. 345 r. lub 347 r., zm. 420 r.), teolog i
egzegeta, autor Wulgaty, czyli przekładu Biblii na łacinę dokonanego na
zlecenie papieża Damazego I w latach 382-406.
Dziesięć Przykazań
Dziesięć Przykazań (zwane przez Żydów „Dziesięcioma Słowami” lub „Dziesięcioma Oświadczeniami” – hebr. Aseret ha-Dibrot) stanowi część Prawa, które Izrael otrzymał od Boga przez ręce Mojżesza (por. Wj 20,2-17 oraz Pwt 5,6-21). W tradycji chrześcijańskiej przykazania te nazywa się Dekalogiem. Najogólniej patrząc, były one moralnym kompasem dla narodu Izraela.
Po pierwsze, trzeba zauważyć, że Dziesięć Przykazań (jako część Prawa Mojżeszowego) zostało danych Izraelowi, a nie wszystkim ludziom, co oznacza, że były skierowane tylko do tego narodu (por. Wj 20,18-22).
Po drugie, trzeba pamiętać, że celem → Prawa Mojżeszowego nigdy nie było zbawienie kogokolwiek, ale wykazanie, że każdy człowiek jest grzeszny i nie jest w stanie osiągnąć poziomu Bożej świętości (por. Ga 3,19-22).
Po trzecie, należy sobie uświadomić, że Prawo Mojżeszowe (a z nim Dziesięć Przykazań) ukazuje Boży charakter, a w szczególności Bożą świętość. Z tego względu ludzie, którzy kochają Boga i pragną dostosować swoje życie do Jego standardów, chętnie sięgają do Dziesięciu Przykazań, nawet jeśli nie są Żydami, którzy byli zobowiązani do ich przestrzegania.
Niektóre osoby w dramatyczny sposób podnoszą różnice w zapisach i numeracji poszczególnych przykazań. Głównie chodzi o to, które przykazanie i w jakim zakresie jest pierwsze, które i w jakim zakresie jest drugie, a które trzecie. Podobne dyskusje dotyczą zakresów dziewiątego i dziesiątego przykazania. Różnice te wynikają jednak z rozbieżnych zapisów Wj 20,2-17 oraz Pwt 5,6-21, co sprawiło, że numeracja Dziesięciu Przykazań w różnych epokach i tradycjach przedstawiana była (i nadal jest) w różny sposób. W tej sprawie wypowiadali się Teofil Antiocheński, Klemens Aleksandryjski, Tertulian, Orygenes czy Augustyn z Hippony. Głównym problemem najbardziej krzykliwych współczesnych krytyków tego zagadnienia jest kompletny brak zrozumienia, iż w → Septuagincie, która przez kilkaset lat była de facto Biblią pierwszego Kościoła, greckie zapisy Wj 20,2-17 oraz Pwt 5,6-21 brzmiały identycznie i były zgodne z zapisem, jaki występuje w hebrajskiej wersji Pwt 5,6-21. Drobiazgowe katalogowanie Dziesięciu Przykazań wydaje się największym problemem dla tych osób, które mają wyraźne skłonności do judaizowania (co było nie lada problemem już w pierwszych społecznościach wierzącego ludu – por. Dz 15,1-2 oraz Dz 15,24). Jednak dla ucznia Jezusa zasadnicze znaczenie ma osobiste poznanie Chrystusa oraz trwanie z Nim w niezmąconej relacji przyjaźni (por. Flp 3,3-8), a nie walka o słowa i kwalifikacje metodyczne, szczególnie jeśli dotyczą one Prawa Mojżeszowego (por. Ga 5,4; 2 Tm 2,14), którego częścią jest Dziesięć Przykazań.
Patrz też → Septuaginta; → Prawo Mojżeszowe.
Eon
Gr. aion – umowne pojęcie czasu stosowane zarówno w geochronologii, jak i w narracji biblijnej.
W geochronologii jest jednostką formalną dzielącą się na ery i odpowiada jednostce chronostratygraficznej zwanej eonotem. W języku biblijnym eon nie jest pojęciem tak bardzo technicznym, jednak i tu pełni funkcję makrookreślenia epok w historii zbawienia.
W Biblii wyróżniamy następujące eony:
1. Eon Stworzenia (od stworzenia do wygnania pierwszych ludzi z Raju). W tym czasie nie było grzechu na świecie, a ludzie mieli nieskrępowany dostęp do Boga. Życie na Ziemi funkcjonowało zgodnie z Bożym planem. Nie było śmierci i zepsucia (por. Rdz 1,1-2,25).
2. Eon Prawa Naturalnego (od wygnania pierwszych ludzi z Raju do dnia udzielenia Abrahamowi Obietnicy). W tym czasie grzech wszedł na świat i stał się przyczyną zerwania relacji między Bogiem a ludźmi. Zapanowały śmierć i zepsucie (por. Rz 5,12-14).
3. Eon Obietnicy (od dnia udzielenia Abrahamowi Obietnicy do dnia nadania Prawa Izraelowi). Chociaż dalej obowiązują konsekwencje grzechu (w tym śmierć), to od dnia udzielenia Abrahamowi Obietnicy Potomka (Zbawiciela) rozpoczyna się formalnie bieg historii zbawienia przez wiarę (por. Ga 3,6-9).
4. Eon Prawa Mojżeszowego (od dnia nadania Prawa Izraelowi do dnia powszechnego wylania Ducha Chrystusa). Chociaż dalej obowiązują konsekwencje grzechu (w tym śmierć) oraz obowiązuje Obietnica Zbawiciela udzielona Abrahamowi, Bóg wprowadza w życie Izraela Prawo Mojżeszowe, które będzie mu służyć jako wychowawca mający doprowadzić go do Chrystusa (por. Ga 3,19-29). Ponieważ Prawo wskazywało kary za grzech, Bóg w tym czasie w widoczny sposób reaguje na grzech – okazuje gniew z jego powodu i dość szybko karze ludzi, którzy się go dopuszczają.
5. Eon Łaski, zwany też Eonem Prawa Chrystusowego albo Eonem Ducha Bożego (od dnia powszechnego wylania Ducha Chrystusa do Dnia Sądu Ostatecznego). Dalej obowiązują konsekwencje grzechu (w tym śmierć), ale Obietnica dana Abrahamowi już się wypełniła, zaś Prawo Mojżeszowe straciło swój sens, gdyż Chrystus jasno ogłosił swoją Dobrą Wiadomość o Bożym Królestwie i jako Baranek Boży złożył z siebie jedną ofiarę raz na zawsze (por. Hbr 10,10-12). Bóg zaprzestał widocznego okazywania gniewu z powodu grzechu. Ten gniew zbiera się teraz w Niebiosach, ale nie wylewa na Ziemię (por. Rz 1,18). Obecnie okazuje On swoją łaskawość, dając każdemu człowiekowi szansę na wejście do swego Królestwa przez Chrystusa (por. J 14,6; Dz 4,12; 1 Tm 2,4-5 oraz Ga 3,20).
6. Eon Chwały dla ludzi, którzy wytrwali w Chrystusie (od Dnia Sądu Ostatecznego na wieki). Wszystkie poprzednie eony zostaną trwale zakończone. Nie będzie już grzechu ani jego konsekwencji (śmierci i zepsucia). Społeczność ludzi z Bogiem zostanie na stałe przywrócona (por. Ap 21,1-4). Dla ludzi, którzy nie związali się trwale z Chrystusem, Eon Chwały będzie czasem wiecznego potępienia wraz z siłami ciemności (por. Ap 21,8).
Ewangelia
Patrz hasło → Dobra Wiadomość o ratunku
w Chrystusie.
Ewangelia sukcesu
Patrz hasło → Teologia sukcesu.
Ewangelizacja
Ewangelizacja to rzeczownik powstały na
bazie greckiego czasownika euangelidzo, który znaczy dosł. „oznajmiać
dobrą wiadomość”. Greckie słowo euangelion (dosł. „dobra wiadomość”)
miało znaczenie pospolite i odnosiło się do każdej dobrej wiadomości, jaką ktoś
mógł usłyszeć od innej osoby. Co do zasady, chrześcijańska ewangelizacja jest
ogłaszaniem tylko jednej Dobrej Wiadomości o ratunku, jaki przez Boga został
ustanowiony wyłącznie w Chrystusie. Ważne jest, aby uzmysłowić sobie, że
ewangelizacja w czystej postaci nie polega na instruowaniu słuchacza, jak
powinien żyć, by osiągnąć zbawienie (co czynią rozliczne doktryny religijne
funkcjonujące na świecie), lecz jest ogłaszaniem tej jednej nadzwyczajnej
Wiadomości, że w Chrystusie zbawienie już zostało dokonane i jest dostępne dla
każdego, kto ukorzy się przed Bogiem i przyjmie Jego plan i sposób zbawienia.
Ewangelizator zatem nie jest doradcą religijnym, życiowym czy finansowym, nie
jest także psychologiem, spowiednikiem, trenerem personalnym czy coachem, ale
jest heroldem Bożego orędzia o ratunku w Chrystusie. Jako herold winien głosić
dokładnie to, co jest istotą Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie, a nie
jakiekolwiek inne, dodatkowe czy poboczne informacje. Nie jest rolą
ewangelizatora walczenie o przekonanie kogokolwiek, gdyż sprawą przekonywania
(zgodnie z J 16,7-14) zajmuje się Duch Boży. Z tego względu ewangelizacja
powinna dokonywać się w mocy Ducha Świętego Boga (Ducha Chrystusa), czyli
przede wszystkim w uświęceniu. Analiza tekstów: Mt 28,18-19; Mk 16,15-16; Łk
24,47-49; J 20,21-23 oraz Rz 1,16 wyraźnie pokazuje, że moc Bożego Ducha jest
zorientowana nie na jakieś „efekty specjalne” (co niezwykle często można
usłyszeć w pewnych grupach „naduduchowionych” kościołów zielonoświątkowych),
ale na poddane Chrystusowi, uświęcone życie oraz na siłę i odwagę do głoszenia
Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie (por. Rz 1,16). Te cechy są owocem
działania Bożego Ducha, którego głównym celem jest uświęceniowa przemiana życia
wierzących i ukształtowanie w nich charakteru oraz myślenia według wzoru
Chrystusowego.
Gdy Dobra Wiadomość o ratunku w Chrystusie jest głoszona w środowiskach,
które nigdy wcześniej nie słyszały o Jezusie z Nazaretu, sytuacja jest dość
prosta i oczywista. Znacznie trudniejsze wyzwania stoją przed ewangelizatorami
w kulturach i społeczeństwach, w których funkcjonuje skrzywiony obraz
chrześcijaństwa (niemający nic wspólnego z biblijnym chrześcijaństwem). Tam
ewangelizacja może wymagać najpierw wyjaśnienia i skorygowania wielu pojęć i
zagadnień kulturowych, społecznych czy religijnych, a następnie zastąpienia ich
treściami biblijnymi. W takich wypadkach należy już mówić nie o ewangelizacji, ale
o procesie ewangelizacyjnym.
Niezależnie od tego, ile czasu i energii pochłonie wyjaśnienie kluczowych
spraw, by prawda o ratunku w Chrystusie stała się w pełni zrozumiała dla
słuchacza, ewangelizacja lub proces ewangelizacyjny kończą się dopiero wówczas,
gdy spowodują głęboką przemianę wszystkich aspektów życia człowieka, włącznie z
jego codzienną kulturą, tradycją, uzależnieniami, przyzwyczajeniami itp.
Głoszenie Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie nie jest jedynie
spełnianiem obowiązku wynikającego z polecenia Jezusa, zawartego w Mt 28,19-20;
Mk 16,15-16; Łk 24,47-49; J 20,21-23; Dz 1,8, lecz przede wszystkim jest
realizacją postawy ofiarnej miłości wobec ludzi, którzy odłączeni od Chrystusa
zmierzają wprost do potępienia. Nie chodzi zatem o promowanie własnych form
kultury czy o zdobywanie wpływów albo władzy, ale o praktyczne działanie
wynikające z troski o to, by ludzie, z którymi się spotykamy, niezależnie od
tego, czy ich lubimy, kochamy, szanujemy czy nie, darzymy sympatią,
nienawidzimy lub pogardzamy nimi, nie trafili na wieczność do miejsca duchowej
kaźni i zagłady, gdzie płacz i zgrzytanie zębami nigdy nie ustają (por. Mt
8,12; Mt 13,42; Mt 13,50; Mt 22,13; Mt 24,51; Mt 25,30; Łk 13,28). Z tego
powodu ewangelizacja bardziej realizuje zadania ratownictwa katastroficznego
niż szpitala, centrum rehabilitacji lub centrum kultury (te aspekty są bliższe
roli, jaką w Bożym planie odgrywają kościoły).
Uważny czytelnik NT zauważy, że pierwszym, który najpełniej głosił Dobrą
Wiadomość o Bożym planie ratunkowym, był sam Jezus Chrystus. W czasie swej
publicznej działalności skupiał się na głoszeniu Dobrej Wiadomości o Bożym
Królestwie. Oczywiście nie ma Królestwa bez Króla i bez poddanych. Apokalipsa
w relacji Jana przez serię obrazowych opisów ukazuje nam Królestwo Boże,
zwane również Niebiańskim. Z niej dowiadujemy się także, kto w nim zasiada na
Tronie Chwały (por. Ap 5,1-7). Wszystkie istoty Niebios składają pokłon, cześć
i uwielbienie Zasiadającemu na Boskim Tronie. Mimo że Święty i Wszechwładny Bóg
(por. Ap 4,8), dzierżąc pełnię, ustalił, że Jego Królestwo ma być święte na
wieki, to jednak stworzył grzesznym ludziom możliwość wejścia do tego
Królestwa. Uczynił to właśnie w Chrystusie.
Jezus, rozpoczynając swoją działalność, mówił, że Królestwo Boże jest już
blisko (por. Mt 4,17; Mk 1,15; Łk 10,9). Niedługo potem stwierdził, że
Królestwo Boże już przyszło (por. Łk 17,21). Nauczał również, że to Królestwo
kiedyś przyjdzie (por. Mt 6,10; Łk 17,20; Łk 22,18). Do Piłata wprost
powiedział, że jest Królem, ale Jego królestwo nie jest z tego świata (por. J
18,36-37). Z wypowiedzi Jezusa wynika więc, że Królestwo Boże jest
rzeczywistością duchową, która staje się obecna w doczesnym świecie, w chwili
gdy Chrystus obejmuje panowanie w czyimś sercu. Ziemskie głoszenie Królestwa
Bożego przez Jezusa było wstępem do tej ewangelizacji, do której On szykował
swoich uczniów oraz uczniów tych uczniów (por. 2 Tm 2,2). Proces
przygotowywania kolejnych pokoleń uczniów Jezusa do głoszenia Dobrej Wiadomości
o ratunku w Chrystusie ma być kontynuowany przez wszystkie pokolenia.
Zapraszanie ludzi do Bożego Królestwa rozpoczęło się od Żydów (por. J
4,22), ale miało się rozszerzyć na wszystkie ludy i narody (por. Mt 28,19-20;
Dz 1,8). Głoszenie Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie zostało zatem
zaplanowane jako proces powoływania ludzi do stania się uczniami Chrystusa.
Jego celem jest stworzenie ludziom okazji do tego, by wiedzieli, kto jest Drogą
do Bożego Królestwa (por. J 14,6), i aby dać im szansę osobistego i
dobrowolnego wstąpienia na tę drogę. Wymaga to uznania Boga w Chrystusie jako
Zbawiciela i PANA (por. Rz 10,9-11; Tt 2,11-14). Nie chodzi tylko o
intelektualne uznanie, ale praktyczne poddanie się Mu, oddanie się pod Jego
rozkazy i postawienie siebie w roli sługi i czciciela.
Podstawowym problemem człowieka jest jego grzeszność, która w zestawieniu
ze świętością Boga wyklucza go z Królestwa Bożego. Świętość Boga sprawia, że
nic, co jest skażone grzechem, nie może ostać się w obecności Najwyższego i nie
jest w stanie mieć z nim kontaktu. Grzech pierwszych ludzi i następujące po nim
kolejne grzeszne zachowania wszystkich pozostałych spowodowały odizolowanie
całego rodzaju ludzkiego od Boga. Wiekuisty przez usunięcie pierwszych ludzi z
Raju pokazał, że nikt obciążony grzechem nie może się znajdować w miejscu, w
którym On przebywa w swoim majestacie. Obmycie z grzechu jest więc warunkiem
koniecznym wejścia do Bożego Królestwa. Jednak człowiek nie jest w stanie
uczynić tego sam dla siebie. Nie może on wejść do Królestwa dzięki swoim
uczynkom (choćby były w jego opinii niezwykle dobre) ani przez odprawianie
jakichkolwiek obrzędów czy praktyk religijnych. Dlaczego tak jest? Nawet jedno
przekroczenie Bożej normy postępowania (choćby tylko myślowe lub jako
zaniedbanie) powoduje duchową śmierć, a nikt na świecie, kto jest duchowo
martwy, nie może sam siebie ożywić. Do Królestwa może wejść jedynie na Bożych
warunkach, jeżeli skorzysta z Bożego rozwiązania kwestii oczyszczenia z
grzechu.
Tym rozwiązaniem jest Jezus Chrystus – wcielone Boże Słowo. On – dla
uratowania ludzi od wiecznych konsekwencji grzechu – stał się człowiekiem, aby
w ludzkim ciele i w ludzkiej naturze pokonać grzech i samego siebie złożyć w
odkupieńczej ofierze jako nieskazitelny Boży Baranek. Jako Baranek ofiarny wziął
na siebie cały grzech świata i wszystkie nieprawości wszystkich ludzi
wszystkich czasów. Dobra Wiadomość o ratunku w Chrystusie jest taka, że dzieło
odkupienia zostało już raz na zawsze dokonane na krzyżu i każdy, kto je
przyjmie oraz podda się prowadzeniu Chrystusa, zostanie osłonięty Jego
sprawiedliwością i tylko dzięki temu będzie mógł wejść do Bożego Królestwa na
wieki. Bez złożenia pełnej ufności w Osobie i dziele Chrystusa oraz bez ufnego
poddania się prowadzeniu Jego Ducha Uświęcenia nie jest możliwe wejście do
Bożego Królestwa. Taka postawa w Biblii jest nazywana wiarą i ma zbawienne
konsekwencje. Nie ma innego sposobu na oczyszczenie człowieka z konsekwencji
jego grzechu. To zaufanie (wiara) nie jest terminem technicznym, który można by
sprowadzić jedynie do jakiegoś wyznania, gestu czy wzniosłych emocji. W
zaufaniu (zbawiennej wierze) chodzi o postawę serca, w której człowiek nie
tylko szczerze żałuje tego, że popełnił tyle grzechów, ale również podejmuje
decyzję o odwróceniu się (gr. metanoia) od dotychczasowego stylu życia i
pójściu za Chrystusem.
Oczywiście Dobra Wiadomość o ratunku w Chrystusie jest wspaniała dla tych,
których serca pragną oczyszczenia i zbliżenia się do Świętego Boga (por. J
6,44). Jednak dla tych, którzy tego nie pragną, wspaniała woń tej Dobrej
Wiadomości staje się zapachem Śmierci (por. 2 Kor 2,14-16) zwiastującym im
wieczne potępienie.
Bóg pragnie, aby wszyscy ludzie doszli do poznania prawdy i zostali
zbawieni (por. 1 Tm 2,4). Dlatego Dobra Wiadomość o ratunku w Chrystusie powinna
zostać ogłoszona wszystkim ludom i narodom – pokolenie po pokoleniu. Wszystkie
osoby, które uważają się za uczniów Chrystusa, powinny głosić Jego Dobrą
Wiadomość całemu światu. Zadaniem każdego naśladowcy Chrystusa jest
przyczynianie się do głoszenia Prawdy Chrystusa i Jego dzieła ludziom, do
których ma dostęp, zarówno znajomym, jak i nieznajomym. To głoszenie powinno
dokonywać się nie tylko słowami (por. Mt 28,19-20), ale i postawą życiową (tzn.
świadectwem codziennego życia – por. Dz 1,8). Apostoł Paweł wypracował
strategię uczniowskiego pomnażania, którą przekazał Tymoteuszowi słowami: „A
wszystko, co w obecności wielu świadków usłyszałeś ode mnie, przekaż dalej
ludziom godnym zaufania, którzy będą zdolni nauczać innych” (2 Tm 2,2 NPD). W
swojej wypowiedzi Paweł wskazał cztery pokolenia wiary:
1) Paweł;
2) Tymoteusz i liczni świadkowie;
3) ludzie godni zaufania;
4) inni, którzy będą nauczani przez ludzi
godnych zaufania.
Wyliczenia matematyczne wskazują, że
jeśli proces czynienia uczniami Chrystusa będzie realizowany w ten sposób, iż
jedna osoba ogłosi Dobrą Wiadomość o ratunku w Chrystusie trzem innym i przez
rok będzie spotykać się z nimi, pomagając im w ugruntowaniu wiary i przekazując
wizję Misji Wielkiego Posłannictwa z Mt 28,19-20, to po 20 latach (jedno
pokolenie) wszyscy ludzie na ziemskim globie otrzymają możliwość usłyszenia o
tym, czego Chrystus dokonał dla nich. Wynika to z wyliczenia:
1 rok – 1 osoba ewangelizująca – 3 osoby pomnażające;
2 rok – 3 osoby ewangelizujące – 9 osób pomnażających;
3 rok – 9 osób ewangelizujących – 27 osób pomnażających;
4 rok – 27 osób ewangelizujących – 81 osób pomnażających;
5 rok – 81 osób ewangelizujących – 243 osób pomnażających;
6 rok – 243 osób ewangelizujących – 729 osób pomnażających;
7 rok – 729 osób ewangelizujących – 2 178 osób pomnażających;
8 rok – 2 178 osób ewangelizujących – 6 561 osób pomnażających;
9 rok – 6 561 osób ewangelizujących – 19 683 osób pomnażających;
10 rok – 19 683 osób ewangelizujących – 59 049 osób pomnażających;
11 rok – 59 049 osób ewangelizujących – 177 147 osób pomnażających;
12 rok – 177 147 osób ewangelizujących – 531 441 osób pomnażających;
13 rok – 531 441 osób ewangelizujących – 1 594 323 osób pomnażających;
14 rok – 1 594 323 osób ewangelizujących – 4 782 969 osób pomnażających;
15 rok – 4 782 969 osób ewangelizujących – 14 348 907 osób pomnażających;
16 rok – 14 348 907 osób ewangelizujących – 43 046 721 osób pomnażających;
17 rok – 43 046 721 osób ewangelizujących – 129 140 163 osób
pomnażających;
18 rok – 129 140 163 osób ewangelizujących – 387 420 489 osób
pomnażających;
19 rok – 387 420 489 osób ewangelizujących – 1 162 261 467 osób
pomnażających;
20 rok – 1 162 261 467 osób ewangelizujących – 3 486 784 401 osób
pomnażających, z których jeśli każda ogłosi Chrystusa i Jego dzieło trzem innym
osobom w ciągu roku – to razem będą w stanie dotrzeć do całej populacji naszego
globu.
Oczywiście takie wyliczenie jest czysto teoretyczne. Nie uwzględnia ono
sytuacji losowych oraz faktu, że zanim znajdzie się trzy osoby pomnażające, to
każdego roku należałoby głosić Dobrą Wiadomość o ratunku w Chrystusie setkom
osób. Część z nich nie przyjęłaby jej, część byłaby pasywna w dalszym
działaniu, część okazałaby się (jak Judasz) zdrajcami, a część fałszywymi
nauczycielami (por. Dz 20,26-31). Niemniej plan jest możliwy do zrealizowania.
Nie musi się to dokonać ściśle w ciągu 20 lat, ale jest możliwe. Wymaga jednak
wierności i determinacji. Działalność Jezusa z Nazaretu, a potem Apostoła Pawła
pokazuje, jak można zrealizować to w praktyczny i efektywny sposób. Dlatego
Paweł w swoim Liście do Rzymian napisał:
Ale
dlaczego mieliby wzywać Tego, któremu nie zaufali? Jakże mieliby zaufać Temu, o
którym nie słyszeli? A jak mieliby o Nim usłyszeć, gdyby im nikt nie głosił? A
kto miałby im głosić, gdyby nikt nie został posłany? O tym właśnie mówi Pismo:
„Jak bardzo wyczekiwany jest ten, kto głosi Dobrą Wiadomość”. Niestety, nie
wszyscy, którym głoszono tę Wspaniałą Wiadomość, okazali jej posłuszeństwo. Już
Izajasz skarżył się na to, mówiąc: „PANIE, kto wierzy temu, co od Ciebie
słyszy?”. Skoro więc posłuszeństwo jest owocem wiary, a ta rodzi się z tego, w
co się wsłuchujemy – bo przecież każdy człowiek wierzy w to, czemu poświęca
uwagę – to niezwykle ważne jest, abyśmy pilnie wsłuchiwali się w Słowo
Chrystusa. (Rz 10,14-17 NPD)
W dobie obecnego rozwoju technologii
komunikowania się określenie „świat”, zawarte w Mk 16,15, nabrało zupełnie
nowego charakteru. W sposób wirtualny pojawił się nowy kontynent zwany
internetem, na którym żyje blisko pięć miliardów ludzi! Zauważalną tendencją na
świecie jest to, że użytkownicy internetu spędzają coraz większą ilość czasu
przed ekranem komputera albo urządzenia mobilnego. Obecnie jest to już grubo
ponad pięć godzin dziennie. Dane te dotyczą także najuboższych krajów świata,
jak również najmłodszego pokolenia! To stwarza zupełnie nowe możliwości dla
współczesnych misjonarzy Chrystusa. Niestety, ten sam internet przynosi wielkie
zagrożenia, do których należą socjomanipulacja i → pornografia. Światowa sieć
komputerowa stała się narzędziem wpływu, które jest używane do zmiany
tradycyjnych punktów odniesienia i przebudowy fundamentalnych paradygmatów
myślenia o społeczeństwie, rodzinie, małżeństwie i kościele, w którym w
zastraszającym tempie zanika podstawowa znajomość Biblii i jej prawd moralnych.
Pluralizm kulturowy i światopoglądowy kwestionuje wszelkie dotychczasowe
zasady, a przede wszystkim odrzuca istnienie Prawdy absolutnej, co krok po
kroku staje się powszechnym światowym standardem. Na szczęście współczesny
ewangelizator (także ten internetowy), podobnie jak setki lat wcześniej, nie
jest zdany sam na siebie. Nie spoczywa na nim obowiązek przekonywania
kogokolwiek. Musi być jedynie kompetentnym heroldem potwierdzającym własnym
życiem Prawdę Chrystusową, którą głosi, przekonywanie zaś świata o prawdziwości
głoszonego przesłania powinien pozostawiać Duchowi Świętego Boga, gdyż ta
kompetencja należy wyłącznie do Niego. Aby być skutecznym w ewangelizacji
internetowej, współczesny ewangelizator potrzebuje nie tylko kwalifikacji, o
jakich mówi Biblia (poddanie się prowadzeniu Bożego Ducha – por. Dz 5,32), lecz
także nowych, które wynikają z wykorzystywanych technologii. Wszystkie razem
można podsumować w punktach:
1. Prawdziwa miłość do człowieka (nawet jeśli
się go nie widzi) – por. Łk 6,27-31.
2. Świadomość osobistego
powołania do Misji Wielkiego Posłannictwa – por. Mt 28,19-20.
3. Gotowość zrozumienia aktualnej
sytuacji człowieka, z którym nawiązuje się kontakt w sieci, przez zadawanie
pytań i cierpliwe, pełne empatii, wysłuchanie jego odpowiedzi – por. Ga 5,22-23.
4. Stosowanie się do mądrości i
prowadzenia Ducha Świętego Boga, a nie przekazywanie własnych doktryn czy
przekonań – por. Dz 6,10; 1 Kor 1,17-25; 1 Kor 2,4-10; Jk 1,5; Jk 3,13.
5. Zaangażowanie we wspólnej
podróży w stronę dojrzałości, jaką jest zdolność praktycznego naśladowania
Jezusa z Nazaretu i nasiąkania Jego charakterem, stawania się Jego uczniem i
dzielenia tym, czego On dokonał w naszym osobistym życiu. W tej podróży pomocą
służą wyspecjalizowane kursy internetowe.
6. Umożliwienie nawiązywania
kontaktów w sieci i poza nią – szczególnie ze społecznościami innych uczniów
Jezusa (lokalnymi kościołami).
Dość łatwo można zauważyć, że wiele osób
wierzących stara się używać popularnych mediów społecznościowych lub możliwości
dodawania komentarzy do postów w sieci, aby dzielić się swoimi przekonaniami.
Jednak ta droga jest mało skuteczna, gdyż prawie zawsze przeradza się w niepotrzebne
polemiki, hejt, wyśmiewanie się, gdy strony okopują się na swoich pozycjach.
Dlatego na szczególną uwagę, jako jedna z ciekawszych opcji, zasługuje
inicjatywa „Szukając Boga” (www.kursy.SzukajacBoga.pl), która pomaga ludziom
poszukującym znaleźć kontakt z osobami biblijnie wierzącymi (technicznie
zwanymi tam osobistymi e-trenerami) i razem z nimi – opierając się na kursach
uczniowskich i rozwoju wzajemnego zaufania – zbudować zaufanie do Bożego Słowa
i Chrystusa. Technologiczna platforma internetowa GELE, na której działa polska
strona inicjatywy „Szukając Boga”, funkcjonuje obecnie już w ponad 20 językach.
W Polsce zarejestrowanych jest ponad 32 000 uczestników. Duża część z nich,
zgodnie z wzorcem z 2 Tm 2,2, staje się pomnażającymi chrześcijanami, którzy
podejmują aktywność jako e-trenerzy.
Faryzeusze
Nazwa frakcji religijnej, która nie miała żadnych politycznych aspiracji. Dosłownie znaczyła ona „oddzieleni”, ponieważ jej członkowie dążyli do odseparowania samych siebie od grzechu. Celem faryzeuszy było studiowanie Prawa Mojżeszowego oraz stosowanie go w praktyce. Byli oni niezwykle gorliwi w swej wierze. W pogoni za „czystością” prowadzili często bardzo ascetyczne życie. Z tego powodu byli powszechnie szanowani przez lud Izraela. Jednak to, co pierwotnie było ich siłą, stało się w końcu słabością. Oddzielając siebie od grzechu, zaczęli tworzyć nowe przepisy, które miały być dodatkowymi zabezpieczeniami nawet przed zbyt bliską obecnością grzechu. Potem mnożyli kolejne reguły, które miały ich zabezpieczać przed zbliżeniem się do wcześniej wyznaczonych granic. A potem ustawiali następne zabezpieczenia broniące dostępu do wcześniejszych granic. Tak zaczęli popadać w skrajność. Co gorsza, swoje religijne pomysły i ludzką tradycję zaczęli narzucać innym jako nowe przykazania i zasady. Tych, którzy ich nie przestrzegali, potępiali, odżegnując się od nich i nazywając „bezbożnikami” lub „grzesznikami”. W ten sposób sami siebie oddzielili od normalnego życia i od zwykłych ludzi, a ich nazwa „oddzieleni” nabrała zupełnie nowego znaczenia. Z Biblii Hebrajskiej (Tanah) uznawali natchnienie Tory (Nauka, Pouczenie, Prawo), Newiim (Prorocy) oraz Ketuwim (Pisma). W NT widzimy, że razem z uczonymi w Piśmie (prawnikami kanonicznymi) faryzeusze należeli do grupy osób najbardziej krytykowanych przez Jezusa, który w otwarty sposób zrzucał im skrajną hipokryzję. Na ich przykładzie wyraźnie widać, że nie jest prawdą liberalny pogląd twierdzący, iż Bóg nienawidzi grzechu, ale miłuje grzesznika. Nic bardziej mylnego. Jezus zapowiedział, iż na wieczne potępienie trafią nie „grzechy” jako takie, ale ludzie, którzy umiłowali grzech i w nim trwali (por. Ap 21,8).
Filemon
Adresat Listu do Filemona autorstwa Apostoła Pawła. Jeden ze znaczniejszych członków społeczności wierzących w Kolosach (por. Flm 1).
Filip Apostoł
Filip pochodził z Betsaidy. Zanim stał
się Apostołem Jezusa z Nazaretu, był uczniem Jana zwanego Chrzcicielem. To on
przyprowadził Natanaela do Jezusa. Czasami Filip Apostoł jest mylony z Filipem,
diakonem wspólnoty jerozolimskiej (por. Dz 6,5; Dz 8,5-40; Dz 21,8), o którego
życiu wiemy nieco więcej. Biblia nic nie wspomina o śmierci Filipa Apostoła.
Jedna z legend mówi, że za panowania Domicjana został ścięty w Hierapolis,
inna, że został ukrzyżowany głową w dół. Pseudo-Abdiasz i Herakleon twierdzili,
że zmarł śmiercią naturalną.
Gehenna
Gr. Gehenna, czyli dolina Hinnom (hebr. Ge-Hinnom), znajdowała się tuż za południowym murem Jerozolimy. W czasach pogańskich w tej dolinie sprawowano pogański kult Molocha. W czasach Jezusa z Nazaretu było to wielkie miejskie śmietnisko, do którego wyrzucano wszelkie odpady i nieczystości. Śmietnik ten palił się bez przerwy i straszliwie cuchnął, dlatego był kojarzony ze zniszczeniem i potępieniem. Gehenna stała się w nauczaniu Jezusa symbolem miejsca wiecznej kaźni. Gromadziły się tam sępy żywiące się ścierwem (por. Mt 24,28). Gehenna była również miejscem porzucania ciał samobójców i krzyżowanych przestępców, których nie grzebano. Tam dokonywał się ich rozkład, a w końcu, tląc się w ogniu, który był tam stale utrzymywany, ulegały one zniszczeniu (por. Dz 1,18).
Gehenna była także przenośnią odnoszącą się do innych miejsc identyfikowanych z potępieniem, jak gr. abyssos czy tartaros. Słowa te są czasami tłumaczone nieprecyzyjnie jako „Otchłań” (kraina zmarłych). Jednak Otchłań ma w Biblii inną nazwę: gr. Hades, hebr. Szeol. W niej zlokalizowane są zarówno Piekło (gr. Abyssos, Tartaros), jak i Raj (gr. Paradeisos), które mają charakter swoistej „poczekalni” zlokalizowanej w krainie zmarłych, gdzie ludzie, w postaci duszebnej – po odejściu z tego świata, oczekują na Sąd Ostateczny. Wszyscy ci ludzie znajdują się pod strażą istot (tzw. strażnicy bram Otchłani), które służą Bogu, pilnując, by nikt bez zgody PANA nie wydostał się z Otchłani. Jednak w Mt 16,18 Jezus wspomina, że owi strażnicy bram Otchłani nie będą mieć mocy nad tymi, których On sam, tzn. Jezus – mający klucze do Otchłani (por. Ap 1,18) – wyprowadzi z Raju do odwiecznego i nieskończonego Życia. Gdy to się już dokona, Otchłań zostanie zlikwidowana (por. Ap 20,14-15), a niezbawione dusze ludzkie (por. Ap 21,8), wraz z potępionymi istotami duchowymi, zostaną wtrącone do ognistego jeziora płonącej siarki (por. Ap 19,20; Ap 20,10; Ap 20,14). Po tym Sądzie (zgodnie z Apokalipsą) nie będzie już ani Raju, ani Piekła. Będą tylko Nowe Niebiosa, Nowa Ziemia oraz ogniste jezioro płonącej siarki (por. Ap 3,12; Ap 21,1-2).
Gnoza
Jest to herezja przybierająca różne formy i rozwijająca się w różnych kierunkach. Na ogół gnostycy twierdzili, że nie ma większego znaczenia, jak człowiek na co dzień postępuje (jak przebiega jego życie w ciele), gdyż tylko prawdziwa wiedza (która jest tajemna) daje dostęp do zbawienia. Głosili także, że prawdziwe oświecenie i poznanie Boga odbywa się jedynie w głębi ludzkiego ducha, który jest rzeczywistością odłączoną od ciała. Gnoza postulowała więc brak integralności psychofizycznej istoty ludzkiej. Aby podkreślić tę niezależność ducha od ciała, przedstawiciele jednego z nurtów gnozy wręcz nurzali się w grzechu, twierdząc przy tym, że dzięki oświeceniu duchowemu i tak będą zbawieni. Inny nurt gnozy podkreślał pogardę dla fizycznego ciała, w związku z czym jego przedstawiciele poddawali swe ciała skrajnej ascezie i umartwieniu.
Jeden z gnostyków mieszkał, podobnie jak Apostoł Jan, w Efezie. Był to Kerynt, którego nauczanie niezwykle bulwersowało Jana. Zachował się nawet zapis mówiący o tym, że (sędziwy już) Jan pospiesznie opuścił łaźnię publiczną, do której wszedł Kerynt. Nie chciał bowiem przebywać pod jednym dachem z heretykiem, który twierdził, że Bóg nie miał nic wspólnego ze stworzeniem świata. Kerynt głosił, że świat został stworzony przez jakąś „siłę”, która nie ma nic wspólnego z Bogiem i jest nieświadoma Jego istnienia.
Poglądy gnostyków dramatycznie wykrzywiały przekaz apostolski i tworzyły fałszywy obraz Jezusa Chrystusa. Dlatego Jan, w swoim zapisie Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie, wyraźnie podkreślał zarówno pełnię boskości Jezusa Chrystusa, jak i Jego pełne człowieczeństwo. Zwalczaniu poglądów gnostyckich Jan poświęcił znaczną część swego Pierwszego listu.
Greka koine
Koine to uproszczona i przemodelowana wersja klasycznego języka starogreckiego. Została ona stworzona sztucznie przez Aleksandra Macedońskiego na użytek jego armii, w której służyli żołnierze o różnym pochodzeniu etnicznym i różnych językach narodowych. Efektywność zarządzania tą wielką armią wymagała skutecznego komunikowania się ze wszystkimi w jednolity sposób. Greka koine – wraz z podbojami Aleksandra – szybko rozprzestrzeniła się na terenie jego imperium i z czasem stała się swoistym lingua franca wschodniej części basenu Morza Śródziemnego. W Cesarstwie Rzymskim koine była drugim językiem imperium i w praktyce głównym międzynarodowym językiem handlowym tamtych czasów. Z czasem język ten stał się podstawą ukształtowania się greki bizantyńskiej (języka średniogreckiego).
Grzech
Występujące w NT słowo „grzech” (upadek, przestępstwo) w grece koine opisywane jest najczęściej trzema podstawowymi słowami, które uwidaczniają spektrum znaczeniowe tego pojęcia.
- Hamartia – grzech w sensie niezrealizowania Bożej woli. Słowo hamartia wzięte zostało z języka łuczników, którzy w ten sposób określali nietrafienie w sam środek tarczy.
- Paraptoma – grzech w sensie przypadkowego upadku, jaki może się zdarzyć na śliskiej drodze.
- Parabasis – świadome odstępstwo od pełnienia Bożej woli; przemyślane złamanie Bożych zasad; wykroczenie popełnione z pełną premedytacją (porównywalne do intencjonalnego łamania obowiązującego w państwie prawa).
Każdy grzech wywołuje Boży gniew. Trzeba jednak pamiętać, że z chwilą śmierci Jezusa na krzyżu Bóg ogłosił czasowe moratorium na sprawiedliwą karę – do czasu Sądu Ostatecznego. Nie znaczy to, że zło nie pobudza Go do gniewu. Jego gniew zbiera się w Niebiosach i z pewnością wyleje w Dzień Sądu, który w Biblii nazywany jest też Dniem Pomsty, Dniem Odpłaty lub Dniem Gniewu.
Grzech pierworodny
Biblia wyraźnie naucza, że każdy człowiek – od czasów pierwszych ludzi, których grzech został opisany w Rdz 3 – rodzi się nie tylko w fizycznym ciele na wzór ich ciał (gr. soma), lecz także z naturą przemożnie skłonną do grzechu (gr. sarks), którą po nich dziedziczy. Interpretatorzy Pisma św. na przestrzeni wieków stworzyli termin teologiczny znany jako „grzech pierworodny”, chociaż takiego pojęcia nigdzie w Biblii nie ma, a tzw. ojcowie apostolscy nigdy nie wspominali o czymś takim w swoich pismach. Po raz pierwszy terminu „grzech pierworodny” użył w IV w. Augustyn z Hippony, którego rozważania na ten temat położyły podwaliny pod późniejszą doktrynę „grzechu pierworodnego”. Jego koncepcje zostały rozwinięte przez teologię średniowieczną i pogłębione przez scholastykę praktykowaną po soborze trydenckim. Słowo Boże naucza czegoś innego. Mówi ono, że każdy człowiek zostanie ukarany tylko za swoje własne grzechy, a nie za grzechy innych (por. Pwt 24,16). Zgodnie z tą prawdą dzieci nie ponoszą duchowej odpowiedzialności za grzechy swoich rodziców (ani tym bardziej za grzechy prarodziców), chociaż w doczesnym świecie mogą doświadczać, i często doświadczają, konsekwencji ich grzechów, które bywają czasami straszliwe (np. dzieci matek zażywających w ciąży narkotyki rodzą się z głodem narkotycznym i przez to niezmiernie cierpią). Skoro dzieci nie ponoszą duchowej odpowiedzialności za grzechy swych przodków, to teologiczna koncepcja splamienia „grzechem pierworodnym” nie oddaje istoty problemu, jakim jest zależność człowieka od jego wrodzonej, grzesznej natury (gr. sarks). Doktryna „grzechu pierworodnego” obciąża rodzące się niemowlęta grzechem (przestępstwem wobec Boga), którego one nie popełniły, i prowadzi do takiej interpretacji rytuału chrzcielnego, która sugeruje, iż ten religijny obrządek (zwany także sakramentem) oczyszcza człowieka z grzechu. Oczywiście – każdy niemowlak, jako człowiek mający wrodzoną skłonność do grzechu, sam szybko zaczyna grzeszyć swoim uporem, egoizmem, skłonnością do manipulowania rodzicami i otoczeniem etc., a wtedy już osobiście staje w pozycji „nieświętości”, w rzeczywistości sprzeciwu wobec natury i charakteru Boga, a także w buncie wobec Niego. Chrzest niczego tu nie zmienia. Każdy rodzic może z łatwością potwierdzić życiową obserwację, że dzieci nie muszą być uczone złego zachowania ani buntu, ani mówienia „nie!”. Wszystkie te cechy i umiejętności są w dzieciach wrodzone (por. Rz 7,18), są częścią ich natury. Rodzice muszą natomiast uczyć je grzeczności, właściwego postępowania, mądrości, świadczenia innym dobra, współodczuwania (empatii), posłuszeństwa etc.
Rozwinięcie doktryny „grzechu pierworodnego” w czasach średniowiecza położyło szczególny nacisk na rytuał chrztu dziecka w celu „oczyszczenia” go z grzechu i zabezpieczenia na wypadek ewentualnej nagłej śmierci (śmiertelność wśród niemowląt była wówczas bardzo wysoka). To sprawiło, iż obrządek chrzcielny stał się, w rozumieniu przeciętnego człowieka, wręcz magicznym „egzorcyzmem” i takim dla wielu pozostaje do dzisiaj, pomimo że od czasów średniowiecza chrzest wodny w wymiarze teologicznym został wyraźnie i mocno przedefiniowany. Nawet szesnastowieczni reformatorzy protestanccy, którzy odrzucali koncepcję sakramentalnego ex opere operato (wyrażającą się w przekonaniu, że sakramenty działają niezależnie od godności oraz wiary zarówno udzielającego, jak i przyjmującego, o ile przyjmujący dany sakrament nie stawia żadnej przeszkody), nie poradzili sobie teologicznie z tym problemem. Jednak nie dziwi to wcale, jeśli weźmie się pod uwagę, jaką funkcję, w czasach walk międzykościelnych, nadano obrządkowi chrzcielnemu. Chrzest bowiem nie tylko ustalał przynależność kościelną, lecz także był deklaracją poddaństwa politycznego i podatkowego (sic!).
Niełatwy, chociaż najlepszy, wykład na temat grzesznej natury człowieka i jej wpływu na życie każdej osoby dał Apostoł Paweł w szóstym i siódmym rozdziale Listu do Rzymian. Warto ten tekst przeanalizować według przekładu NPD, który rozróżnia semantycznie użyte przez Apostoła słowa sarks i soma, czego inne polskie przekłady niestety nie czynią.
Grzeszność człowieka wynika z: (a) jego cielesnej natury, która ma niepowstrzymaną skłonność do grzechu, (b) modelu myślenia otaczającego świata, który promuje grzech, oraz (c) działania sił ciemności, które starają się poddać człowieka grzechowi, zmusić go do życia według starej natury (gr. sarks). Zatem zbawienie człowieka jest procesem uwalniania go od wpływu tych trzech czynników.
Patrz też → Chrzest; → Zanurzenie [w Chrystusa]; → Stara i nowa natura człowieka; → Soma i sarks.
Grzech przeciwko Duchowi Świętemu
Grzech bluźnierstwa przeciwko Duchowi Świętego Boga jest w Biblii nazywany także „wiecznym grzechem fundamentalnym”. Mówią o nim teksty Mt 12,31-32; Mk 3,29 i Łk 12,10. Z uwagi na poważne konsekwencje trwania w tym grzechu (jest to jedyny grzech, który nie może zostać objęty Chrystusowym odkupieniem) warto przyjrzeć się dokładnie, w jakim kontekście Jezus użył tego określenia.
Bezpośrednim kontekstem sytuacyjnym było duchowe starcie Jezusa z faryzeuszami (por. Mt 12,24) oraz uczonymi w Piśmie (por. Mk 2,22-23), którzy oskarżyli go o działanie mocą Belzebuba (przywódcy demonów) – por. Mt 12,24. W odpowiedzi Jezus wykazał błąd w logice ich myślenia (por. Mt 12,25-30; Mk 3,24-27), a tych, którzy byli świadkami tej dyskusji, najpierw ostrzegł przed hipokryzją swych oskarżycieli (por. Łk 12,1). Następnie oświadczył, że każdy grzech, jaki człowiek popełni wobec innego człowieka, może być odpuszczony, ale trwanie w grzechu bluźnienia przeciwko Bożemu Duchowi nigdy nie zostanie odpuszczone (odkupione). Kluczem do zrozumienia tej wypowiedzi jest podsumowanie, którego dokonał Marek: „To wszystko Jezus powiedział do nich, ponieważ twierdzili, że jest opętany przez ducha nieczystego” (Mk 3,30).
Z podanych wyżej tekstów wynika, że „grzech bluźnierstwa przeciwko Duchowi Świętego Boga” jest fundamentalnym grzechem przeciwko Jezusowi, a dokładnie przeciw Jego świętej naturze (Jego świętemu Słowu i Duchowi). Grzech ten polega na przypisywaniu działalności Jezusa siłom ciemności, co wprost prowadzi do negowaniu świadectwa Bożego Ducha, którego celem przyjścia było:
1) otoczenie chwałą Jezusa – por. J 16,14-15;
2) świadczenie o Jezusie i przyprowadzanie ludzi do Jezusa – J 15,26 i J 16,13-15;
3) przekonanie świata o tym, że dzieło zbawienia człowieka jest możliwe tylko w Jezusie – J 16,8-11 oraz
4) przeprowadzanie wierzących przez proces uświęcenia, tzn. stopniowe kształtowanie ich charakterów na wzór charakteru Jezusa, odpowiednio do standardów Bożego Królestwa. Bez tego bowiem nikt nie ujrzy PANA (por. Hbr 12,14).
Z powyższych powodów grzech ten odnosi się wyłącznie do ludzi, którzy w swej pysze i arogancji odrzucają świętość Jezusa oraz Boży plan zbawienia, jaki został w Nim złożony. Nie ma możliwości, aby takim grzechem była obciążona osoba polegająca na Jezusie, człowiek, który całą swoją ufność składa w Chrystusie. Zaistnienie takiego grzechu w życiu danej osoby jest związane z jej przekonaniem, że Jezus działa mocą szatana, a więc jest odrzuceniem ŚWIADECTWA Ducha Świętego Boga O JEZUSIE i trwaniem w takim odrzuceniu do fizycznej śmierci. Jest to logiczne i oczywiste (w kontekście całej Biblii), iż nikt, kto odrzuca dzieło Boga w Chrystusie i trwa w tym do końca swych dni, nie może zostać zbawiony, ponieważ w swej dumie i pysze przyjął – zamiast Bożej Prawdy – kłamstwo szatana.
Czasownik blasfemeo (pol. „bluźnić”) w zapisie NT użyty został w aoryście. Pokazuje to, że nie chodzi o sytuację, w której ktoś kiedyś raz jeden zachował się obelżywie w stosunku do świadectwa Ducha Świętego Boga o Chrystusie, ale w końcu opamiętał się i żałował (jak to miało miejsce np. w życiu Apostoła Pawła), lecz o to, że ktoś kiedyś postąpił w ten sposób i dalej konsekwentnie trwa w postawie odrzucenia świadectwa Ducha Bożego.
O grzechu tym wspomina również 1 J 5,16, określając go mianem „grzechu, który sprowadza wieczną Śmierć”. Ten grzech jest bowiem całkowitym zanegowaniem dzieła i Osoby Jezusa jako Bożego Syna, jak to czyniło wielu religijnych przywódców Izraela, którzy oskarżali Jezusa o działanie mocą Belzebuba (por. Mt 12,24; Mk 3,22; Łk 11,15). Zatem kto twierdzi, że Jezus jest powiązany z siłami ciemności, ten odrzuca ŚWIADECTWO BOŻEGO DUCHA ŚWIĘTOŚCI O CHRYSTUSIE i świadomie występuje przeciwko świętości samego Boga, czym nieodwracalnie skazuje się na wieczne potępienie (por. także Jk 5,20). Podkreślmy raz jeszcze, że taka sytuacja dotyczy wyłącznie osób, które nie trwają w Chrystusie.
Wyjaśnienia wymaga jeszcze sformułowanie „przeciwko synowi człowieczemu”, którego użył Jezus. Część tłumaczy używa w tym zapisie dużych liter: „przeciwko Synowi Człowieczemu”, jednak w NPD użyto tylko małych, traktując tę wypowiedź zgodnie z żydowską semantyką kulturową, w której określenie „syn człowieczy” oznacza po prostu „człowiek”. Faktem jest, że Jezus często stosował to określenie wobec siebie, podkreślając swą ludzką naturę, a także nawiązując do proroctwa z Księgi Ezechiela. Musimy pamiętać, że w oryginalnym tekście greckim NT nie ma ani wielkich, ani małych liter. Wszystkie są jednakowej wielkości. Rozróżnienie wielkości liter we wszystkich przekładach Biblii jest dziełem współczesnych tłumaczy i redaktorów. To wydawcy czy teolodzy, dokonując wyboru wielkości liter, wpływają na sposób interpretacji tekstu przez czytelników. Gdyby w Mt 12,31; Mk 3,28; Łk 12,10 był to jeden z wypadków, w którym Jezus określenie „syn człowieczy” odnosił do siebie, to „grzech przeciwko Synowi człowieczemu” byłby nieodróżnialny od „grzechu przeciwko Duchowi Świętego Boga”, ponieważ rolą Ducha Bożego jest, jak to wyżej wskazano, otaczanie chwałą Jezusa (por. J 16,14) i przekonanie świata do prawdy o Jezusie (por. J 16,8). Zatem grzech przeciwko Duchowi Świętego Boga (czyli przeciwko Duchowi Chrystusa, Duchowi Prawdy, Duchowi Bożemu – gdyż wszystkie te określenia odnoszą się do tego samego Ducha) jest w swej istocie grzechem odrzucenia świadectwa Jezusa jako Bożego świadectwa i uznaniem, że przyszedł On w mocy szatana, a nie w mocy Bożego Ducha, oraz że dokonywał dzieł mocą sił ciemności (por. Mk 3,30), a nie mocą Bożą. W odnośnych wersetach w Mt i Łk Redakcja NPD zdecydowała się zatem przyjąć interpretację określenia „syn człowieczy” jako odniesienia do zwykłych ludzi, z uwagi na to, że w równoległym zapisie Marka (por. Mk 3,28) ewangelista, relacjonując tę sytuację, użył w swym zapisie liczby mnogiej – „synowie ludzcy”.
Podsumowując: grzech „bluźnierstwa przeciwko Duchowi Świętemu” polega na odrzuceniu (nieprzyjęciu) świadectwa o największym Bożym dziele, którego PAN dokonał w Chrystusie. Jest to grzech odrzucenia, zlekceważenia lub znieważania treści Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie, gdyż Duch Świętego Boga został posłany właśnie do składania świadectwa o tym dziele. Zaprzeczanie Jego świadectwu jest grzechem niewybaczalnym, gdyż poza Chrystusem nie ma żadnej możliwości zbawienia. Zatem osoba twierdząca inaczej występuje przeciwko świadectwu Ducha Bożego i grzeszy przeciwko Niemu, skazując się na wieczne tego konsekwencje. Jeśli zaś ktoś przyjął sercem świadectwo Ducha Bożego mówiące, że zbawienie jest dostępne TYLKO W CHRYSTUSIE, ten wyraźnie potwierdził, iż Bóg jest wiarygodny (por. J 3,33; 1 J 4,1-6 oraz 1 J 5,1-13). W związku z powyższym jest oczywiste, że ów niewybaczalny grzech nie odnosi się do osób trwających w zaufaniu do Chrystusa. Z definicji bowiem opisuje on sytuację odrzucenia Chrystusa jako PANA i Zbawiciela wraz z całym Jego dziełem.
Hades
Patrz hasło → Otchłań (Hades, Szeol).
Hermeneutyka biblijna
Jednym z dwóch największych problemów
związanych z czytaniem Biblii przez zwykłego człowieka jest przeświadczenie, że
na jej podstawie „wszystko można udowodnić”, co dla wielu jest barierą w
poważnym traktowaniu tekstu natchnionego. Drugim problemem jest to, że często
Pismo święte wydaje nam się niezrozumiałe, zawiłe i pełne nieczytelnej dla nas
symboliki. Hermeneutyka biblijna (nauka o zasadach odczytywania i
interpretowania Biblii) dostarcza nam narzędzi do rozbrojenia obydwu tych pułapek
myślowych.
Jak określił to Bernard Ramm[1], hermeneutyka biblijna jest zarówno (1) nauką (gdyż ma reguły), jak i (2)
sztuką (ponieważ jej zastosowanie wymaga pewnego rodzaju kunsztu,
umiejętności). Opanowanie jej zasad pomaga nam zarówno w aspekcie biernym, jak
i czynnym naszego podejścia do Bożego Słowa. W pierwszym przypadku dzięki niej
uczymy się poznawać to, co rzeczywiście Bóg powiedział. Czynimy to przez
pokonanie wszelkiego rodzaju barier (językowej, kulturowej, geograficznej czy
historycznej) dzielących nas od czasu i miejsca, w których funkcjonowali
pisarze biblijni, kiedy pod natchnieniem Ducha Świętego Boga spisywali swoje
księgi. W drugim przypadku, dzięki zastosowaniu właściwego podejścia do
rozumienia i interpretowania tekstu Pisma, możemy odróżnić Głos Boga od głosu
człowieka. Czynimy to na dwa sposoby przez:
1) oddzielenie warstwy opisowej
(kulturowe umocowanie w przeszłości) od warstwy normatywnej (jak Bóg ustanowił,
aby było);
2) uchronienie się przed zejściem
na manowce wiary, gdy pójdzie się za ludzkim nauczaniem traktującym tekst
biblijny czysto instrumentalnie. Inaczej mówiąc, hermeneutyka biblijna
pokazuje, jak odróżnić egzegezę od eisegezy (gdzie pierwsza
polega na odbieraniu znaczenia tekstu z niego samego i jego kontekstu, druga
zaś – na nadawaniu tekstowi znaczenia zgodnego z założeniami, które zostały
podjęte wcześniej – przed badaniem tekstu).
Przyjrzyjmy się zatem etapom analizy
hermeneutycznej Pisma św.
Pierwszym krokiem jest ustalenie granic
Biblii: jej kanonu (które księgi są natchnione), możliwie najwierniejszego
tekstu pierwotnego (jakie słowa tych ksiąg pierwotnie się tam znajdowały) oraz
– przez poddanie ich analizie językowej i historycznej – ustalenie właściwego
tła i kontekstu (postać ludzkiego pisarza, data powstania, okoliczności
historyczne, autentyczność treści i wierność literacka).
Drugim krokiem jest ustalenie
właściwej metody interpretacji tekstu. Chrześcijaństwo porusza się zasadniczo w
obrębie dwóch głównych metod: alegorycznej i dosłownej. Pierwsza jest pozornie
atrakcyjniejsza, bo dostarcza nam ciekawych obrazów i nowych interpretacji
znanych treści. Jest jednak niebezpieczna, gdyż jej granice są bardzo płynne.
Druga nie może być stosowana w sposób absolutny, ponieważ w Biblii część
tekstów w oczywisty sposób ma charakter metaforyczny. Jak odróżnić jedne od
drugich? Rozpoczynać powinno się od szukania znaczenia czysto dosłownego. Jeśli
jednak w danym tekście stoi ono w wyraźniej sprzeczności ze znaną nam
rzeczywistością (przykładem są symboliczne obrazy z Apokalipsy), należy szukać
znaczenia metaforycznego. Jednak klucz do takiego działania powinien znajdować
się w najbliższym kontekście, a nie w dowolnym miejscu Biblii. O odwołaniu się
do analizy dosłownej poucza nas chociażby praktyka stosowana przy interpretacji
literatury (hermeneutyka rządzi się prawami stosowanymi w interpretacji tekstu
w ogóle, a nie tylko tekstu biblijnego): czytając relację, opowieść, dokument,
najpierw odwołujemy się do jego znaczenia dosłownego, nie szukając zawczasu znaczeń
alegorycznych.
Trzecim krokiem w interpretacji
Biblii jest przyjęcie ogólnych zasad, jakie rządzą jego odczytywaniem.
1. Po pierwsze, chodzi o zasadę
jasności Pisma. Mówi ona o tym, że Biblia mająca jednego Autora nie może być
wewnętrznie sprzeczna, a sens poszczególnych fragmentów musi być spójny z
sensem całości. Do tego możemy dodać zasadę analogii wiary: wszystkie biblijne
doktryny muszą zgadzać się ze sobą.
2. Po drugie, Pismo św.
prezentuje nam objawienie prawd Bożych w porządku progresywnym (nabierającym
dojrzałości). Zatem Nowy Testament prezentuje nam pełniejszy obraz Boga i Jego
objawienia niż Stary Testament.
3. Po trzecie, trzymamy się
zasady, że „Pismo interpretuje Pismo”, czyli teksty niejasne wyjaśniamy
tekstami jasnymi (zob. zasada jasności Pisma), i to na tych drugich budujemy
teologię, a nie na pierwszych.
Czwartym
krokiem jest poddanie tekstu interpretacji
gramatycznej. Badamy budowę języka danego fragmentu, jego składnię, rozważamy
kontekst, w jakim się pojawia (na tle większej całości) – to ostatnie czynimy
zawsze w określonej kolejności: kontekst całej Biblii, Testamentu, którego
dotyczy, księgi, w której się znajduje, i w końcu tekstu bezpośrednio
poprzedzającego ten, który badamy, oraz następującego po nim. Nie zwracamy przy
tym uwagi na podział na rozdziały i wersety, który nie jest oryginalną częścią
natchnionego Słowa.
Piątym krokiem jest poddanie
czytanego fragmentu testowi rodzajów literackich, które rządzą się swoimi
prawami (Pieśń nad Pieśniami interpretujemy inaczej niż Listy
Apostolskie) oraz związane są z kulturą czasów, w których dany tekst
sporządzono.
Hermeneutyka biblijna uczy nas także praktycznego korzystania z nauczania
Pisma św., czyli stosowania go w codziennym życiu. Tu także powinniśmy stosować
się do pewnych reguł.
Pierwszą z nich jest zasada, że w Biblii nauczanie ogólnych zasad jest
ważniejsze niż udzielanie wskazówek drobiazgowych dla sytuacji z życia
codziennego. W związku z tym na etapie poszukiwania praktycznego zastosowania
Słowa na podstawie danego fragmentu Pisma św., zamiast szukać odpowiedzi na
pytanie: „Co powinienem uczynić w danej sytuacji?”, powinniśmy szukać
odpowiedzi na pytanie: „Jaka duchowa zasada wynika z tego fragmentu Biblii?”.
Dopiero opierając się na niej, rozpoczynajmy poszukiwania Bożej mądrości w
konkretnej sytuacji, w której się znaleźliśmy.
Drugą jest zasada mówiąca o tym, że biblijne nakazy wyrażone w kontekście
jednej kultury nie mogą być automatycznie przenoszone do innej kultury, ale
muszą zostać najpierw poddane analizie, która pokaże, czy dany nakaz wynika z
uniwersalnej zasady, czy odnosi się do tej konkretnej kultury (ilustracją tego
problemu jest na przykład nakaz nakrywania głów przez kobiety wspomniany przez
Apostoła Pawła w Pierwszym liście do Koryntian).
Podstawowe zasady hermeneutyki biblijnej brzmią następująco:
1. Pamiętaj, że cała Biblia
jest świadectwem o Jezusie Chrystusie! Jest to najważniejsza zasada
odczytywania oraz interpretowania Pisma św., która w J 5,39 została
sformułowana przez samego Jezusa. ST jest obietnicą, zapowiedzią i
przygotowaniem na przyjście Jezusa. Ewangelie są relacją z życia i
służby Jezusa na Ziemi. Dzieje wysłanników Chrystusa pokazują, w jaki
sposób nauczanie Jezusa było roznoszone po całym ówczesnym świecie. Listy
Apostolskie pokazują rozwój nauczania o Chrystusie i wyjaśniania znaczenia
dzieła, którego On dokonał. Dają też wierzącym wskazówki, jak we wspólnocie
mają oczekiwać na powtórne przyjście Chrystusa. Apokalipsa odsłania
duchowe kulisy powtórnego przyjścia Jezusa, Sądu Ostatecznego oraz zakończenia
historii zbawienia.
2. Pamiętaj, że Biblia jest
Księgą kontekstualną. O znaczeniu poszczególnych wersetów czy sformułowań
decyduje KONTEKST tych wypowiedzi. Pojedynczy wiersz musi być zawsze
interpretowany w świetle bezpośredniego kontekstu, a akapity w kontekście całej
księgi. Najważniejszym kontekstem całej Biblii jest świadectwo o Chrystusie
(por. Łk 24,27 i Łk 24,31) – patrz pierwsza zasada hermeneutyki.
3. W interpretacji Pisma św. zawsze dawaj
pierwszeństwo NT przed ST.
4. Pamiętaj, że przesłanie
tekstu dotyczy przede wszystkim jego pierwotnych adresatów.
5. Szukaj najprostszego
wyjaśnienia. Interpretacja prosta ma zawsze pierwszeństwo przed złożoną.
6. Pamiętaj, że dany fragment ma
zazwyczaj jedno i tylko jedno znaczenie, chociaż może mieć wiele
zastosowań. Staraj się odnaleźć to znaczenie. Odróżniaj znaczenie od
zastosowania.
7. Fragment ma takie znaczenie,
jakie nadał mu sam Autor (Bóg), a pisarz ludzki zapisał. Przede
wszystkim więc kieruj się wyjaśnieniami Autora/autora.
8. Podchodź do tekstu
rozumnie. Stosuj zdrowy rozsądek. Życiowe doświadczenie może też być
pomocne.
9. Wybieraj to wyjaśnienie, które
łączy liczne fragmenty Biblii w najbardziej spójną całość.
10. Stosuj zasadę zachowania istoty przekazu
wiary.
11. Szukaj wyjaśnienia fragmentów
niejasnych poprzez powiązane fragmenty jasne (zrozumiałe).
12. Pozwól, aby Słowo Boże
mówiło samo za siebie w sposób świeży i żywy. Nie manipuluj nim!
13. Nie wkładaj swoich „prawd
teologicznych” we fragmenty, które tych prawd nie zawierają. Zaakceptuj to,
że Pismo w wielu sytuacjach nie zajmuje żadnego stanowiska. Niech twoje
praktyczne zastosowania nie stają się twoimi dogmatami wiary!
14. Staraj się porównywać
swoją interpretację z wnioskami innych wiarygodnych interpretatorów.
15. W interpretacji nie wychodź
poza to, co mówi dany fragment, ale także nie pomijaj niczego, co w
danym fragmencie jest powiedziane.
16. Koncentruj się na tych
wątkach myślowych, które są powiązane z głównym tematem danego
fragmentu.
17. Odróżniaj opis od nakazu.
18. Odróżniaj uniwersalne
zasady od nakazów wynikających z chwilowej sytuacji lub tamtej kultury.
19. Korzystaj z różnych
przekładów Biblii, w tym koniecznie z przekładów interlinearnych wspartych dobrymi
słownikami i mapami.
20. W trudnych tekstach zawsze
rozważaj wszystkie argumenty stojące za możliwymi interpretacjami i będące
przeciw nim.
[1] Bernard Ramm (1916-1992) – amerykański teolog i apologeta, specjalista w
dziedzinach Chrystologii, apologetyki i hermeneutyki biblijnej.
Imię Boga
Głównym imieniem Boga w całej Biblii jest: JESTEM (również w brzmieniu: „JESTEM, JAKI JESTEM” lub „JA JESTEM”). W ST znajdujemy imię Boże w autoprezentacji Najwyższego wobec Mojżesza: EHJE ASZER EHJE oraz EHJE („JESTEM, JAKI JESTEM” oraz „JESTEM” – por. Wj 3,14-15). W części zwanej Nowym Testamentem widzimy to w autoprezentacjach Jezusa wobec różnych osób, którym przedstawia się słowami: EGO EIMI („JA JESTEM” – por. J 4,26; J 6,20; J 6,51; J 8,12; J 10,9; J 10,11; J 11,25; J 14,6; J 14,11; J 15,1).
Bóg, przedstawiając się Mojżeszowi, powiedział: „JESTEM, JAKI JESTEM” (hebr. EHJE ASZER EHJE – technicznie rzecz biorąc, według gramatyki hebrajskiej: „BĘDĘ, KIM BĘDĘ”). Widzimy to w Wj 3,13, gdy Mojżesz wprost zapytał Boga (hebr. Elohim), jakie jest Jego imię. Wówczas Bóg (hebr. Elohim) odparł: „JESTEM, JAKI JESTEM” (por. Wj 3,14). Literalnie zatem to imię należy traktować jako podstawowe imię własne. W wersji greckiej pojawia się ono w Septuagincie jako JA JESTEM BĘDĄCY, a u Jana w brzmieniu EGO EIMI – „JA JESTEM”.
W kolejnym wersecie Wj 3,15 Bóg ponownie użył słowa EHJE („JESTEM”) jako swojego imienia. Najwyższy dokonał wspomnianej autoprezentacji nie sam z siebie, ale na wyraźną prośbę Mojżesza, któremu zlecał misję wyprowadzenia Izraelitów z niewoli egipskiej. Określenie to jest ściśle związane z naturą Boga, który jest jedynym BYTEM mającym w sobie odwieczne i nieskończone ŻYCIE, a więc nieskończoną, wieczną OBECNOŚĆ. Ten Bóg obiecał ludowi, który zamierzał wyprowadzić z niewoli, swoją OBECNOŚĆ. Niestety, niektórzy interpretatorzy (szczególnie wywodzący się z Organizacji Świadków Jehowy) koniec wersetu Wj 3,15 wyrywają z kontekstu i starają się udowadniać, że imieniem Bożym jest Jehowa (inni twierdzą, że Jahwe). Błąd takiego myślenia polega na tym, że w pierwszej części wersetu Wj 3,15 występuje skrócone imię Boga (hebr. EHJE – „JESTEM”), a w drugiej – tytuł Boga JHWH Elohim, niemający stricte charakteru Bożej autoprezentacji, jaka zapisana została w wersecie poprzednim (por. Wj 3,14). Wspomniani interpretatorzy niszczą zatem kontekst i wprowadzają własne błędne pojęcia. Co więcej, w swoim nauczaniu wykorzystują opacznie wprowadzone w średniowieczu masoreckie zasady uzupełniania samogłoskami spółgłoskowego alfabetu hebrajskiego. Masoreci (grupa żydowskich znawców Tory) między VI a XI w. stworzyli dla alfabetu hebrajskiego system zapisu samogłosek. Wtedy pojawiły się pierwsze połączenia JHWH z samogłoskami – albo ze słowa (a) Elohim (325 wystąpień) co zaowocowało słowem „Jehowa” (JeHoWaH – tę wersję wymyślił w roku 1303 Porchetus a Salvaticis), a po polsku można interpretować jako „Pan BÓG” lub „BÓG Panujący” – albo ze słowa (b) Adonai (6525 wystąpień) co zaowocowało słowem „Jahwe” (JaHWeH), które można interpretować jako „PAN Bóg” lub „PAN, Który Jest Bogiem”. Dlaczego część interpretatorów uznaje te zapisy, a nie EHJE ASZER EHJE za imię Boga, trudno dziś dociec. Być może wyniknęło to z faktu, że wokalizacja Bożego imienia dość dawno zanikła nawet w środowiskach żydowskich. Spowodowane to było tym, że Miszna (żydowski komentarz do ST) około II w. n.e. wprowadziła zakaz wypowiadania Bożego imienia, uważając je za zbyt święte dla ludzkich ust. Była to oczywista nadinterpretacja trzeciego przykazania. Jednak zamiast używać Bożego imienia, zaczęto stosować zastępczo określenie Ha-Szem („Imię”).
Ponieważ z punktu widzenia przesłania Biblii (por. J 5,39) nie ma większego znaczenia, jak dzisiaj (na podstawie średniowiecznych tekstów masoreckich) powinno się wokalizować Boże imię, to dyskusje na temat „Jahwe” czy „Jehowa” należy generalnie uznać za zbędne, gdyż są w swej istocie tematem zastępczym, który odwraca uwagę od Osoby Jezusa Chrystusa. Poza tym zupełnie pomijają Bożą autoprezentację: EHJE ASZER EHJE.
Masoreci wykonali oczywiście ogromną pracę, wprowadzając samogłoski do tekstu starohebrajskiego. Ich wersja Biblii Hebrajskiej stała się czytelna dla świata zachodniego i dlatego jest podstawą większości nowożytnych przekładów ST. Trzeba jednak pamiętać, że ok. 1200 lat przed nimi inna grupa żydowskich rabinów dokonała przekładu starohebrajskiego tekstu ST (bez znaków masoreckich) na język grecki. Przekład ten otrzymał nazwę Septuaginta. Oprócz wielu ciekawych rozwiązań rabini ci uznali, że najlepszym odpowiednikiem tetragramu JHWH, który jest określeniem (tytułem) Boga (hebr. Elohim, El), będzie greckie słowo KYRIOS (pol. PAN). Ta wersja Biblii Hebrajskiej stała się na setki lat podstawową Biblią używaną powszechnie przez Żydów w diasporze (w rozproszeniu poza Izraelem). Także nowo powstające wspólnoty chrześcijańskie w czasach apostolskich używały tego przekładu Biblii. Do tekstów ST w brzmieniu z Septuaginty odnosili się pisarze NT (ok. 40% cytatów ST podawanych w NT ma brzmienie wzięte z Septuaginty). Jedyny polski przekład ST (dokonany przez wybitnego polskiego filologa klasycznego ks. prof. dr. hab. Remigiusza Popowskiego SDB) zrealizowany na podstawie tego tekstu ukazał się staraniem Oficyny Wydawniczej VOCATIO pod tytułem Septuaginta, w połączeniu z NT jako Biblia pierwszego Kościoła.
Czytając Biblię, warto pamiętać, że imię w starożytnej kulturze hebrajskiej miało inny cel i zastosowanie niż w czasach obecnych. Pełniło wówczas funkcję eksponowania wybranej wewnętrznej lub zewnętrznej cechy danej postaci. W tym kontekście rozumiemy, dlaczego Słowo Boże, opisując Boga, używa różnych imion. W ten sposób ukazuje – w zależności od sytuacji – Jego niezrównaną wspaniałość, osobowość i charakter. Widzimy to zarówno w ST, jak i w NT, który ukazuje Go wkraczającego na arenę dziejów ludzkości w człowieczej Postaci Syna – Jezusa Chrystusa. Poniżej przedstawiamy część Bożych imion, także tych deskrypcyjnych, które znajdujemy w Biblii. Pierwsze trzy imiona podajemy według ważności, następne w porządku alfabetycznym. Obok transliteracji hebrajskiej, aramejskiej lub greckiej daliśmy również przykładowe wersety zawierające dane określenie.
- JEZUS CHRYSTUS (gr. IESUS CHRISTOS).
„Nigdy nie zapominajcie, że Jezus Chrystus jest zawsze taki sam: wczoraj, dziś i na wieki!” (Hbr 13,8 NPD). To imię jest najwspanialszym, najpełniejszym i najbliższym ludziom objawieniem się Boga w historii. On bowiem w cielesnej postaci okazał się „jedynym obrazem niewidzialnego Boga” (gr. HE EIKON TU THEU TU AORATU) – „(…) On jest jedynym obrazem niewidzialnego Boga, praprzyczyną wszelkiego stworzenia” (Kol 1,15b NPD). On również sam stał się „jedynym Pośrednikiem między Bogiem a ludźmi” (gr. EIS MESITES THEU KAI ANTROPON). „Bóg jest tylko jeden i jeden również jest Pośrednik między Bogiem a ludźmi – ten, w którego człowieczym ciele On sam się objawił – Chrystus Jezus” (1 Tm 2,5 NPD). I chociaż jest Bogiem, to na Ziemi objawił się jako „Jedyny Prawowity Syn Boży” (gr. HO HIOS HO MONOGENES) – „Bóg tylko w jeden sposób okazał światu swoje zmiłowanie – wydając swego Jedynego Prawowitego Syna za grzech tego świata, aby każdy, kto trwa w ufności do Niego, nie zginął, lecz otrzymał Życie – to odwieczne i nieskończone” (J 3,16 NPD).
- JESTEM, JAKI JESTEM (hebr. EHJE ASZER EHJE).
„Wtedy Bóg odpowiedział Mojżeszowi: «JESTEM, JAKI JESTEM»”
(Wj 3,14a NPD).
- JA JESTEM (gr. EGO EIMI).
(a) „Zanim Abraham zaistniał, JA JESTEM” (J 8,58 NPD).
(b) Apostoł Jan w swojej wersji Dobrej Wiadomości pokazał, iż Jezus wielokrotnie sam używał tego zwrotu w odniesieniu do siebie. Także Szczepan w swej przemowie tuż przed ukamienowaniem (por. Dz 7,30-38 w zestawieniu z 1 Kor 10,4) ukazał tę wielką prawdę, iż Mojżeszowi w płonącym ciernistym krzewie objawił się sam Chrystus. Potwierdzenie tej prawdy znajdujemy także w: J 6,20; J 6,35; J 8,12; J 10,7; J 10,9; J 10,11; J 10,14; J 11,25; J 14,6; J 14,11; J 15,1; Ap 1,8; Ap 1,17; Ap 2,23; Ap 21,6; Ap 22,13.
- Alfa i Omega (gr. TO ALFA KAI TO OMEGA).
„JA JESTEM Alfa i Omega, to znaczy Początek i Koniec – Źródło i Finał wszystkiego” (Ap 22,13 NPD).
- Arcykapłan (hebr. HO ARCHIEREUS).
„W ten sposób stał się tam [w Niebiosach] na wieki naszym Arcykapłanem według porządku Melchizedeka” (Hbr 6,20 NPD).
- Baranek Boży (gr. HO AMNOS TU THEU).
„Oto Baranek Boży, który weźmie na siebie grzech świata” (J 1,29b NPD).
- Bóg Bliski (hebr. ELOHIM KEROWIM).
„Czy którekolwiek z bóstw wielkich narodów jest im tak bliskie jak PAN, nasz Bóg (…)?” (Pwt 4,7a NPD).
- Bóg całej Ziemi (hebr. ELOHE KOL HAAREC).
„Święty Izraela jest Bogiem całej Ziemi” (Iz 54,5c NPD).
- Bóg godzien uwielbienia (hebr. ELOHE TEHILLATI).
„Boże, Ciebie wielbię, więc błagam, byś nie milczał” (Ps 109,1 NPD).
- Bóg Grzmiący (hebr. EL HIR’IM).
„Głos PANA jest potężny i pełen splendoru! Głos PANA łamie cedry na Libanie!” (Ps 29,4-5 NPD).
- Bóg Izraela (hebr. EL JISRAEL).
„Nasz Bóg w swym przybytku budzi wielką grozę. Swojemu ludowi Bóg Izraela udziela mocy i siły dodaje” (Ps 68,36 NPD).
- Bóg Łaskawy (hebr. EL HANNUN).
„Wiedziałem bowiem, że Ty jesteś Bogiem Łaskawym i Życzliwym, nieskorym do gniewu, pełnym miłości i litującym się nad ludzką niedolą” (Jon 4,2 NPD).
- Bóg mego życia (hebr. EL HAJJAJ).
„Gdy PAN mnie obdarzał co dnia łaskawością, to po nocach śpiewałem Bogu mego życia” (Ps 42,9 NPD).
- Bóg Miłosierny (hebr. EL RAHUM).
„On jest miłosierny i litościwy, daleki od gniewu oraz pełen łaski i prawdy!” (Wj 34,6 NPD).
- Bóg Mściciel (hebr. EL NEKAMOT).
„Boże, Ty jesteś Mścicielem! PANIE, Boże, do Ciebie należy wszelka pomsta!” (Ps 94,1 NPD).
- Bóg na zawsze sprawiedliwy (hebr. ELOHE MISZPAT).
„(…) PAN jest Bogiem prawym, na zawsze sprawiedliwym. Prawdziwe szczęście osiągną tylko ci, którzy w pełni w Nim złożyli swoje zaufanie!” (Iz 30,18b NPD).
- Bóg Najwyższy (hebr. EL ELJON).
„Przysięgam na PANA, Boga Najwyższego, który stworzył Niebiosa i Ziemię” (Rdz 14,22 NPD).
- Bóg naszych ojców (hebr. ELOHE AWOTENU).
„Wtedy wołaliśmy do PANA, Boga naszych ojców. I PAN usłyszał nasze wołanie, dostrzegł naszą nędzę, nasz trud i ucisk” (Pwt 26,7 NPD).
- Bóg Odwieczny (hebr. EL’OLAM).
„Abraham zaś zasadził w Beer Szebie drzewo tamaryszku i tam wzywał imienia PANA – Boga Odwiecznego” (Rdz 21,33 NPD).
- Bóg Pełen Chwały (hebr. EL HAKKAWOD).
„Głos PANA góruje ponad wszelką wodą, tak się objawia wielka Boża Chwała! To PAN podnosi swój głos nad morzami” (Ps 29,3 NPD).
- Bóg Prawdziwy (hebr. ELOHIM EMET).
„Lecz PAN jedynie jest Bogiem Prawdziwym, On jest Bogiem Żywym i odwiecznym Królem!” (Jr 10,10a NPD).
- Bóg Przebaczający (hebr. EL NOSE).
„O, PANIE, Boże nasz, Tyś ich wysłuchiwał. Ty, Boże, byłeś chętny, aby im przebaczać, lecz również ich karciłeś, gdy na to zasłużyli” (Ps 99,8 NPD).
- Bóg w Niebiosach (hebr. ELOHIM BASZSZAMAJIM).
„(…) PAN jest jedynym Bogiem wysoko w Niebiosach i nisko na Ziemi i (…) nie ma innego” (Pwt 4,39 NPD).
- Bóg Widzący Wszystko (hebr. EL ROI).
„A PANA, który do niej przemówił, Hagar nazwała imieniem: «Ty jesteś Bogiem, który wszystko widzi»” (Rdz 16,13a NPD).
- Bóg Wielki (hebr. EL GADOL).
„Nie drżyj przed nimi, gdyż PAN, twój Bóg, jest pośród ciebie – On, Bóg Wielki i straszny” (Pwt 7,21 NPD).
- Bóg Wierny (hebr. EL NEEMAN).
„On jest Bogiem Wiernym, który do tysiącznego pokolenia zachowuje przymierze i łaskę dla miłujących Go i strzegących Jego przykazań” (Pwt 7,9b NPD).
- Bóg Wszechmocny (hebr. EL GIBBOR).
„Nazwano Go imieniem: Cudowny Doradca, Bóg Wszechmocny, Odwieczny Ojciec, Książę Pokoju” (Iz 9,5b NPD).
- Bóg Wszechmocny (hebr. EL SZADDAJ).
„Jestem Bogiem Wszechmocnym. Trwaj więc przy mnie i bądź doskonały” (Rdz 17,1 NPD).
- Bóg Wszechwładny (gr. HO PANTOKRATOR).
„JA JESTEM Początkiem i Końcem wszystkiego, TYM, KTÓRY JEST, KTÓRY ZAWSZE BYŁ i KTÓRY NADCHODZI, Bogiem Wszechwładnym!” (Ap 1,8 NPD).
- BÓG Z NAMI (hebr. ’IMMANU EL).
„Oto dziewica pocznie i porodzi Syna, i nazwą Go EMMANUEL, to znaczy BÓG Z NAMI” (Iz 7,14 NPD).
- Bóg Zazdrosny (hebr. EL KANNA).
„Nie będziesz sobie czynił żadnych posągów ani obrazów (…). Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie będziesz im służył, gdyż Ja, PAN – twój Bóg – jestem Bogiem Zazdrosnym” (Wj 20,4-5 NPD). Zazdrość Świętego Boga jest uzasadniona. Nie jest ona tożsama z zawiścią. Zawiść polega bowiem na pożądaniu tego, co do danej osoby nie należy. Tymczasem zazdrość z kolei jest pragnieniem odzyskania tego, co się komuś słusznie należy.
- Bóg Życzliwy (hebr. EL HESED).
„Wiedziałem bowiem, że Ty jesteś Bogiem Łaskawym i Życzliwym, nieskorym do gniewu, pełnym miłości i litującym się nad ludzką niedolą” (Jon 4,2 NPD).
- Bóg Żywy (hebr. ELOHIM HAJJIM).
„Lecz PAN jedynie jest Bogiem Prawdziwym, On jest Bogiem Żywym i odwiecznym Królem!” (Jr 10,10 NPD).
- Bóg, PAN jedyny (hebr. JHWH EHAD).
„Słuchaj, Izraelu! PAN jest naszym Bogiem. Nasz PAN jest Bogiem jedynym!” (Pwt 6,4 NPD).
- Bóg, Zbawienie moje (hebr. ELOHE JISZ’I).
„Niech będzie wywyższony Bóg, Zbawienie moje!” (Ps 18,47 NPD).
- Brama Bożego Królestwa (gr. HE TYRA).
„JA JESTEM Bramą Bożego Królestwa, do którego można wejść tylko przeze mnie!” (J 10,9a NPD).
- Cieśla (gr. HO TEKTON).
„Przecież to zwykły cieśla, syn Marii (…)” (Mk 6,3a NPD).
- Cudowny Doradca (hebr. PELE JO’EC).
„Nazwano Go imieniem: Cudowny Doradca, Bóg Wszechmocny, Odwieczny Ojciec, Książę Pokoju” (Iz 9,5b NPD).
- Dobry Pasterz (gr. HO POIMEN HO KALOS).
„JA JESTEM Dobrym Pasterzem, czyli takim, który jest gotów oddać swe życie za owce” (J 10,11 NPD).
- Dotknięty boleścią (hebr. JEDU’A HOLI).
„Został wzgardzony, przez ludzi odrzucony, dotknęły Go boleść i wielkie cierpienie” (Iz 53,3 NPD).
- Droga, Prawda i Życie (gr. HE HODOS KAI HE ALETHEIA KAI HE DZOE).
„JA JESTEM Drogą, Prawdą i Życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko przeze mnie” (J 14,6 NPD).
- Duch Prawdy (gr. TO PNEUMA TES ALETHEIAS).
„Kiedy jednak przyjdzie Duch Prawdy, wprowadzi was w całą prawdę (…)” (J 16,13a NPD).
- Duch Uświęcenia (hebr. RUAH HA-KODESZ).
„Nie usuwaj mnie, proszę, sprzed swego oblicza, i nie odbieraj mi swojego Ducha Uświęcenia” (Ps 51,13 NPD).
- EMMANUEL (gr. EMMANUEL).
„Oto dziewica pocznie i porodzi Syna, i nazwą Go EMMANUEL, to znaczy BÓG Z NAMI” (Mt 1,23 NPD).
- Fundament (gr. HO TEMELIOS).
„Dlatego ostrzegam, by nikt nawet nie ważył się zakładać innego fundamentu obok tego, który raz na zawsze został przez Boga ustanowiony, a którym jest Jezus Chrystus!” (1 Kor 3,11 NPD).
- Głowa Kościoła (gr. HE KEFALE TES EKKLESIAS).
„I to On jest Głową Kościoła, to znaczy żywej społeczności wierzących, która jest Jego Ciałem, gdyż to On sam ją zapoczątkował” (Kol 1,18 NPD).
- Głowa ponad wszystkim (hebr. LECHOL LEROSZ).
„Twoja jest, PANIE, wielkość, moc, chwała, cześć i majestat. Wszystko bowiem w Niebiosach i wszystko na Ziemi należy do Ciebie, PANIE, a Ty – niczym głowa – górujesz nad całym swym Królestwem” (1 Krn 29,11 NPD).
- Główny kamień spajający [świątyni Bożej] (hebr. PINNAH; gr. HO AKROGONIAIOS).
(a) „Kamień, którym wzgardzili budowniczowie, stał się jednak głównym kamieniem spajającym” (Ps 118,22 NPD).
(b) „Jesteście domownikami Boga – Jego świątynią, która została wzniesiona na fundamencie wiary Apostołów i proroków, której głównym kamieniem spajającym jest sam Chrystus Jezus!” (Ef 2,19b-20 NPD).
- Kapłan na wieki (gr. HO HIEREUS EIS TON AIONA).
„I to właśnie do Jezusa Bóg skierował słowa: Tyś kapłanem na wieki, na wzór Melchizedeka” (Hbr 7,17 NPD).
- Kochany Ojciec (hebr. AWINU; ABBA).
(a) „Przecież Ty, PANIE, jesteś nam Kochanym Ojcem!” (Iz 63,16a NPD).
(b) „Zaś na dowód tego, iż faktycznie znajdujemy się w procesie stawania się Jego dojrzałymi latoroślami, Bóg posłał do naszych serc Ducha swego Syna, który woła w nas: „Abba – Kochany Ojcze!” (Ga 4,6 NPD).
(c) „Zrozumcie w końcu, że ja i Ojciec jesteśmy Jednością!” (J 10,30 NPD).
(d) „Narodził się nam chłopiec, Syn został nam dany, na Jego barkach została złożona wszelka władza. Nazwano Go imieniem: Cudowny Doradca[1], Bóg Mocny, Odwieczny Ojciec, Książę Pokoju” (Iz 9,5 NPD).
- Kotwica (gr. HE ANKYRA).
„Trzymajmy się zatem tej nadziei niczym kotwicy naszej duszy – bezpiecznej i pewnej (…)” (Hbr 6,19a NPD).
- KRÓL królów (gr. HO BASILEUS TON BASILEUONTON).
„Czyń to z oddaniem, aż do powtórnego przyjścia PANA naszego Jezusa Chrystusa, który pojawi się w stosownym czasie i ukaże cały swój Majestat jako wspaniały i jedyny Władca – KRÓL królów i PAN panów” (1 Tm 6,14-15 NPD).
- Król narodów (hebr. MELECH HAGGOJIM).
„Któż by się nie lękał Ciebie, Królu narodów? Tylko Tobie należy się wszelka cześć! Pośród wszystkich mądrych narodów na ziemi i pośród wszystkich królestw na świecie nie ma nikogo podobnego Tobie!” (Jr 10,7 NPD).
- Król Pokoju (gr. HO BASILEUS EIRENES).
„Imię Melchizedek w tłumaczeniu znaczy najpierw «Król Sprawiedliwości», a potem także «Król Szalemu», czyli «Król Pokoju»”. (Hbr 7,2 NPD). Melchizedek był prorockim obrazem Jezusa.
- Król Sprawiedliwości (gr. HO BASILEUS DIKAIOSYNES).
„Imię Melchizedek w tłumaczeniu znaczy najpierw «Król Sprawiedliwości», a potem także «Król Szalemu», czyli «Król Pokoju»”. (Hbr 7,2 NPD). Melchizedek był prorockim obrazem Jezusa.
- Król Szalemu (gr. HO BASILEUS SALEM).
„Imię Melchizedek w tłumaczeniu znaczy najpierw «Król Sprawiedliwości», a potem także «Król Szalemu», czyli «Król Pokoju»”. (Hbr 7,2 NPD). Melchizedek był prorockim obrazem Jezusa.
- Król Żydowski (gr. HO BASILEUS TON IUDAION).
„Gdy Go krzyżowano, była godzina dziewiąta rano. Tytuł winy, jaki przy Nim powieszono, brzmiał: «Król Żydowski»” (Mk 15,25-26 NPD).
- Książę Pokoju (hebr. SAR SZALOM).
„Nazwano Go imieniem: Cudowny Doradca, Bóg Wszechmocny, Odwieczny Ojciec, Książę Pokoju” (Iz 9,5b NPD).
- Lew z rodu Judy (gr. HO LEON EK TES FYLES IUDA).
„Tym jedynym, który odniósł prawdziwe zwycięstwo, jest Lew z rodu Judy, Nowy Pień rodu Dawida” (Ap 5,5 NPD).
- Mający wiedzę doskonałą (hebr. TEMIM DE’IM).
„Czy wiesz, jak zawiesza ciężkie chmury na niebiosach – to są cuda Tego, który ma wiedzę doskonałą!” (Hi 37,16 NPD).
- Mąż dotknięty boleścią (hebr. ISZ MACHOWOT).
„Został wzgardzony, przez ludzi odrzucony, dotknęły Go boleść i wielkie cierpienie” (Iz 53,3a NPD).
- Mesjasz (Namaszczony, Pomazaniec) (hebr. HA-MASZIJAH).
„Królowie występni oraz władcy Ziemi spisek zawiązują – przeciw PANU knują i przeciwko temu, którego On namaścił” (Ps 2,2 NPD).
- Miejsce schronienia (Twierdza, Opoka, Miejsce Ucieczki) (hebr. MA’ON).
„Bądź mi skałą schronienia ratunek dającą, na której zawsze znajdę bezpieczeństwo, bo Ty przecież jesteś mą Twierdzą i Opoką!” (Ps 71,3 NPD).
- Moja nadzieja (hebr. TIKWATI).
„Bo Ty, Panie BOŻE, jesteś mą nadzieją; od młodości przecież tylko Tobie ufam!” (Ps 71,5 NPD).
- Moja ucieczka (hebr. MAHSI).
„PANIE, nie opuszczaj mnie teraz! Jedynie Ty jesteś moją ucieczką, nadzieją w tym dniu nieszczęścia!” (Jr 17,17 NPD).
- Moje dziedzictwo (hebr. HELKI).
„PAN jest mym dziedzictwem i kielichem szczęścia. Losy mego życia On trzyma w swoich rękach” (Ps 16,5 NPD).
- Mój Odkupiciel (hebr. GOALI).
„O, PANIE, Ty jesteś mą Opoką i mym Odkupicielem!” (Ps 19,15 NPD).
- Mój Świadek (hebr. SAHADI).
„Ale nawet teraz mam Świadka w Niebiosach! On jest mym Orędownikiem na wysokościach” (Hi 16,19 NPD).
- Mój Wspomożyciel (hebr. ‘EZRI).
„Jestem twym Wspomożycielem, więc ci pomogę, podtrzymam ciebie mą zwycięską mocą” (Iz 41,10b NPD).
- Mój Wybawiciel (hebr. MEFALTI).
„Miłuję Cię, PANIE. Ty jesteś mocą moją i mym Wybawicielem!” (2 Sm 22,2 NPD).
- Nauczyciel (hebr. MORE; gr. HO DIDASKALOS).
(a) „Pamiętaj, że Bóg jest wszechmocny. Któż, jeśli nie On, jest nauczycielem?” (Hi 36,22 NPD).
(b) „Nazywacie mnie Nauczycielem oraz PANEM i słusznie czynicie, gdyż nim jestem” (J 13,13 NPD).
- Niewidzialny (gr. AORATOS).
„Z tego to powodu Jemu – Królowi Wieków, Nieśmiertelnemu, Niewidzialnemu, Jedynemu Bogu – niechaj będzie cześć i chwała na wieki wieków. Amen” (1 Tm 1,17 NPD).
- Niezawodny (gr. ALETHINOS).
„To mówi Święty i Niezawodny, Ten, który ma klucz do wrót Królestwa (…)” (Ap 3,7 NPD).
- Nowy Pień zakorzeniony w kłączu Jessego (hebr. SZORESZ JISZAJ).
„W owym dniu ujawni się Nowy Pień zakorzeniony w kłączu Jessego. On będzie znakiem dla wszystkich narodów (…)” (Iz 11,10 NPD).
- Odrośl Sprawiedliwości (hebr. CEMAH CADDIK).
„Nadchodzi bowiem czas – oznajmia PAN – gdy na tron Dawida wprowadzę Odrośl Sprawiedliwości” (Jr 23,5a NPD).
- Odrzucony przez ludzi (hebr. HADEL ISZIM).
„Został wzgardzony, przez ludzi odrzucony, dotknęły Go boleść i wielkie cierpienie” (Iz 53,3 NPD).
- Odwieczny Ojciec (hebr. AWI’AD).
„Nazwano Go imieniem: Cudowny Doradca, Bóg Wszechmocny, Odwieczny Ojciec, Książę Pokoju” (Iz 9,5b NPD).
- Ofiara przebłagalna (gr. HO HILASMOS).
„Tylko On może nam pomóc, gdyż sam stał się ofiarą przebłagalną za nasze grzechy” (1 J 2,2a NPD).
- Ogień trawiący (hebr. ESZ OCHLA).
„Gdyż PAN, wasz Bóg, jest niczym ogień trawiący. On jest na zawsze Bogiem Zazdrosnym” (Pwt 4,24 NPD).
- Ojciec Światłości (gr. HO PATROS TON FOTON).
(a) „Tylko to, co pochodzi z wysokości od Ojca Światłości, jest prawdziwie dobre i tylko to prowadzi do dojrzałości, ponieważ w Najwyższym nie ma żadnego zwodzenia ani cienia zmienności” (Jk 1,17 NPD).
(b) „JA JESTEM Światłością daną temu światu! Ten, kto chodzi za mną, nie zabłądzi w ciemnościach, gdyż we mnie znajdzie światłość, która powiedzie go do odwiecznego i nieskończonego Życia” (J 8,12 NPD).
- Opiekun Bożego ludu (gr. HO LEITURGOS TON HAGION).
„(…) jest Opiekunem Bożego ludu, a także prawdziwego Przybytku wzniesionego przez PANA, a nie przez ludzi” (Hbr 8,2 NPD).
- Opiekun, Rzecznik i Adwokat (gr. HO PARAKLETOS).
„A jeśli komuś z was zdarzyłoby się zgrzeszyć, pamiętajcie, że w chwale Ojca Niebiańskiego mamy wspaniałego Opiekuna, Rzecznika i Adwokata: Jezusa Chrystusa, Jedynego Sprawiedliwego” (1 J 2,1 NPD).
- Opoka (hebr. CUR; gr. HE PETRA).
(a) „On jest naszą Skałą, a Jego dzieła są doskonałe. On zawsze czyni to, co jest słuszne, i ma rację w każdym swym działaniu” (Pwt 32,4a NPD).
(b) „(…) i chociaż wszyscy pili ten sam napój, który miał zwrócić ich myśli ku duchowej rzeczywistości – pili bowiem ze Skały, (…) którą to Opoką był sam Chrystus – to jednak w większości z nich Bóg nie znalazł upodobania!” (1 Kor 10,4 NPD).
- Orzeźwiający jak chłodna woda ze źródła na pustkowiu (hebr. PALGE-MAJIM BECAJON).
„Będzie On Skałą osłaniającą Izrael przed burzą i wiatrem. Będzie go orzeźwiał jak chłodna woda ze źródła na pustkowiu (…)” (Iz 32,2a NPD).
- PAN (hebr. JHWH).
„Objawił się nam PAN – Bóg Hebrajczyków” (Wj 3,18 NPD).
- PAN – nasz Kochany Ojciec (hebr. JHWH AWINU).
„Przecież Ty, PANIE, jesteś nam Kochanym Ojcem!” (Iz 63,16a NPD).
- PAN – Stwórca (hebr. JHWH ‘OSENU).
„Zbliżmy się do PANA, aby cześć Mu oddać! Zegnijmy kolana przed PANEM, Stwórcą naszym!” (Ps 95,6 NPD).
- PAN, który nosi was na rękach (hebr. ASZER NESAACHA JHWH ELOHECHA).
„Widzieliście, jak PAN, wasz Bóg, niósł was, jak mężczyzna niosący swego syna, przez całą drogę, którą szliście, aż dotarliście do tego miejsca” (Pwt 1,31 NPD).
- Pan całej Ziemi (hebr. ADON KOL-HAAREC).
„Pan całej Ziemi przejdzie przed wami przez Jordan” (Joz 3,11 NPD).
- PAN czuwający nade mną (hebr. JHWH JISMECHENI).
„Dlatego zasypiam i budzę się bezpieczny, gdyż PAN czuwa nade mną!” (Ps 3,6 NPD).
- PAN jest dobry (hebr. TOW JHWH).
„Albowiem PAN jest dobry, a Jego łaskawość trwa po wszystkie wieki!” (Ps 100,5a NPD).
- PAN jest tutaj (hebr. JHWH SZAMMA).
„Całe miasto w obwodzie będzie miało blisko dziesięć kilometrów. Od tego dnia będą je nazywać: PAN jest tutaj” (Ez 48,35 NPD).
- PAN miłujący sprawiedliwość (hebr. JHWH CEDAKOT OHEW).
„PAN jest sprawiedliwy, miłuje sprawiedliwość” (Ps 11,7 NPD).
- PAN moją mocą (hebr. JHWH HIZKI).
„Miłuję Cię, PANIE. Ty jesteś mocą moją!” (Ps 18,2 NPD).
- PAN Namaszczający (hebr. MASZAH JHWH).
„PAN namaścił mnie, bym tym, którzy zrozumieli bezmiar swej duchowej nędzy, ogłosił Dobrą Wiadomość” (Iz 61,1b NPD).
- PAN panów (hebr. ADONE HAADONIM; gr. HO KYRIOS TON KYRIEUONTON).
(a) „(…) PAN, Wasz Bóg, jest Bogiem wszystkich «bogów» oraz PANEM panów. On jest Bogiem wielkim, potężnym i strasznym (…)” (Pwt 10,17a NPD).
(b) „[Jezus] w stosownym czasie (…) ukaże cały swój Majestat jako wspaniały (…) jedyny Władca – KRÓL królów i PAN panów” (1 Tm 6,14-15 NPD).
- PAN twoim lekarzem (hebr. JHWH ROFECHA).
„(…) ja, PAN, jestem twoim lekarzem!” (Wj 15,26c NPD).
- PAN Zaopatrujący (hebr. JHWH JIRE).
„Miejsce to nazwał Abraham: «PAN zaopatruje». Dlatego aż do dziś funkcjonuje powiedzenie, iż zaopatrzenie jest na górze PANA” (Rdz 22,14 NPD).
- PAN Ocalający (hebr. HOSZI’A JHWH).
„Sprawiedliwość Twoja niczym górskie szczyty, a decyzje Twe, PANIE, jak głębia niezmierzona. Ty ludziom i zwierzętom niesiesz ocalenie!” (Ps 36,7 NPD).
- PAN wysłuchujący (hebr. JHWH JISZMA’).
„Musicie zrozumieć, że PAN w szczególny sposób traktuje lud, który sobie wybrał! Dlatego PAN wysłucha mojego wołania!” (Ps 4,4 NPD).
- PAN Zastępów (hebr. JHWH CEWAOT).
„I wstępował mąż ów z miasta swego z roku na rok, aby pokłonić się i złożyć ofiarę dla PANA Zastępów w Szilo” (1 Sm 1,3 NPD).
- PAN Uświęcający (hebr. JHWH MEKADDISZCHEM).
„(…) wszyscy będą wiedzieć, że Ja, PAN, jestem tym, który was uświęca” (Wj 31,13c NPD).
- PAN, mój sztandar (hebr. JHWH NISSI).
„Wtedy też Mojżesz zbudował ołtarz i nazwał go: «PAN jest mym sztandarem!»” (Wj 17,15 NPD).
- Pasterz (hebr. RO’E).
„Błagamy, byś nas wysłuchał, Pasterzu Izraela, Ty, który ród Józefa prowadzisz jak stado!” (Ps 80,2 NPD).
- Pasterz i Stróż dusz (gr. HO POIMEN KAI EPISKOPOS TON PSYCHON).
„Byliśmy bowiem zbłąkani jak owce bez pasterza. Lecz teraz już pilnujcie się Pasterza i Stróża dusz waszych (…)” (1 P 2,25a NPD).
- Pieśń [mego serca] (hebr. ZIMRA).
„PAN jest moją mocą i pieśnią mego serca; On jest mym Wybawcą, moim Zbawicielem!” (Ps 118,14 NPD).
- Pocieszyciel (hebr. MENAHEMCHEM).
„Ja jestem waszym Pocieszycielem! Dlaczego więc boicie się tych, którzy są tylko ludźmi – którzy schną jak trawa, znikają jak kwiaty?” (Iz 51,12 NPD).
- Pokarm, który daje odwieczne i nieskończone Boże Życie (gr. HO ARTOS TES DZOES).
„Wtedy Jezus powiedział: — To JA JESTEM Pokarmem z Niebios, który daje odwieczne i nieskończone Boże Życie!” (J 6,35a NPD).
- Pradawny (aram. ’ATTIK JOMAJJA).
„Patrzyłem, jak ustawiono Tron, Pradawny zasiadł na nim, by sąd przeprowadzić. Jego szata była jak śnieg biała, a włosy na głowie niczym najczystsza wełna” (Dn 7,9a NPD).
- Przedwieczny (aram. ’ATTIK).
„(…) przyszedł Przedwieczny i rozstrzygnął walkę na korzyść świętych Najwyższego” (Dn 7,21-22 NPD).
- Przenikający wszystkie serca (hebr. KOL LEWAWOT DORESZ).
„Ty zaś, mój synu, Salomonie, uznaj Boga twego ojca i służ Mu całym sercem – z ochoczą duszą, gdyż PAN przenika wszystkie serca” (1 Krn 28,9a NPD).
- Rabbi (Nauczyciel) (gr. RABBI).
„Rabbi, to oczywiste, że jesteś nauczycielem, który przybył do nas od Boga” (J 3,2a NPD).
- Schronienie (hebr. SETER).
„Ty bowiem, Panie, jesteś mym schronieniem i Ty mnie ocalisz, gdy ucisk nadejdzie. Otoczysz mnie radością swego wybawienia” (Ps 32,7 NPD).
- Sędzia (hebr. SZOFET).
„Niebiosa będą głosić Jego sprawiedliwość, gdyż Bóg osobiście swój sąd przeprowadzi” (Ps 50,6 NPD).
- Sędzia żywych i umarłych (gr. HO KRITES DZONTON KAI NEKRON).
„(…) On jest ustanowionym przez Boga Sędzią żywych i umarłych, o którym mówili wszyscy prorocy” (Dz 10,42b NPD).
- Skała dająca cień wytchnienia ziemi spieczonej i suchej (hebr. CEL SELA’-KAWED BEEREC AJEFA).
„On będzie Skałą przynoszącą osłonę przed burzą i wiatrem, orzeźwiającą niczym chłodna woda ze zdroju na pustkowiu i dającą cień wytchnienia ziemi spieczonej i suchej” (Iz 32,2 NPD).
- Skała przynosząca osłonę przed burzą i wiatrem (hebr. MAHAWE-RUAH WESETER ZAREM).
„On będzie Skałą przynoszącą osłonę przed burzą i wiatrem, orzeźwiającą niczym chłodna woda ze zdroju na pustkowiu i dającą cień wytchnienia ziemi spieczonej i suchej” (Iz 32,2 NPD).
- Słowo (gr. HO LOGOS).
„ON JEST Słowem Boga w wieczności – Jego Wyrazem – sensem, treścią i odwieczną istotą przekazu Najwyższego. Z Niego wszystko się wzięło i w Nim miało swój początek” (J 1,1-2a NPD).
- Sługa (gr. HO PAIS).
„Oto mój Sługa, którego wybrałem, mój Umiłowany, w którym złożyłem całość moich planów” (Mt 12,18a NPD).
- Sługa sprawiedliwy (hebr. CADDIK’AWDI).
„Sprawiedliwy mój Sługa wielu uratuje, gdyż weźmie na siebie wszystkie ich występki” (Iz 53,11b NPD).
- Stwórca całej Ziemi (hebr. BORE KECOT HAAREC).
„Czyżbyś tego nie wiedział lub nigdy nie słyszał, że PAN jest Bogiem Wiecznym, Stwórcą całej Ziemi?” (Iz 40,28a NPD).
- Stworzyciel (hebr. OSAJ).
„Nikt już nie wspomni o wstydzie i o strasznej hańbie, jakimi się okryłaś w latach swojej młodości, (…) bo twoim małżonkiem zostanie Stworzyciel” (Iz 54,4-5 NPD).
- Szlachetny krzew winny (gr. HE AMPELOS).
„JA JESTEM szlachetnym Krzewem Winnym, którego mój Ojciec troskliwie dogląda” (J 15,1 NPD).
- Światłość Izraela (hebr. OR JISRAEL).
„PAN, który jest Światłością Izraela i który sam jeden jest Święty, stanie się ogniem gorejącym, który pochłonie twoją armię” (Iz 10,17a NPD).
- Światłość dana temu światu (gr. TO FOS TU KOSMU).
„(…) Jezus powiedział: «JA JESTEM Światłością daną temu światu!»” (J 8,12 NPD).
- Święty Izraela (hebr. KEDOSZ JISRAEL).
„On jest twym Wybawcą i Odkupicielem, Święty Izraela jest Bogiem całej Ziemi” (Iz 54,5 NPD).
- Tarcza (hebr. MAGEN).
„Nie bój się, Abramie, gdyż Ja jestem twoją tarczą, a twoja nagroda będzie bardzo wielka!” (Rdz 15,1 NPD).
- Ten, którego przebili (hebr. ASZER-DAKARU).
„Wtedy wyleję ducha łaski i błagalnej modlitwy na ród Dawida i na wszystkich mieszkańców Jerozolimy. Będą się wpatrywać w tego, którego przebili i opłakiwali go jak jedynaka” (Za 12,10a NPD).
- Ten, który czuwa (Strażnik) (hebr. SZOMER).
„Przecież nie drzemie ani się nie męczy Ten, który czuwa nad Izraelem”
(Ps 121,4 NPD).
- Ten, który jest jak ogień przetapiający złoto (hebr. ESZ MECAREF).
„Któż zdoła stanąć przed Nim, gdy się już ukaże? Będzie On niczym ogień przetapiający złoto i trawiący jak ług do tkanin” (Ml 3,2b NPD).
- Ten, który jest Prawdą i sensem wszystkiego i w którym wszystko się dokonuje (gr. HE ARCHE TES KTISEOS TU THEU).
„Do zwierzchnika wspólnoty w Laodycei napisz: «To mówi Ten, który jest Prawdą i sensem wszystkiego i w którym wszystko się dokonuje (…)»” (Ap 3,14a NPD).
- Ten, który odkrywa tajemnice (aram. GALE RAZIN).
„Jest jednak Bóg w Niebiosach, który odkrywa tajemnice” (Dn 2,28 NPD).
- Twierdza (hebr. MA’OZ).
„Wysłuchaj mnie i udziel mi szybko ratunku! Bądź moją Opoką – Twierdzą wybawienia!” (Ps 31,3 NPD).
- Twój Wybawca (hebr. MOSZI’ECHA).
„Ponieważ to ja, PAN, jestem twoim Bogiem. Ja – Święty Izraela – jestem twym Wybawcą” (Iz 43,3 NPD).
- Umiłowany (gr. HO EGAPEMENOS).
„(…) abyśmy sławili wspaniałość Jego łaskawości, którą tak szczodrze nas obdarował w Umiłowanym” (Ef 1,6b NPD).
- Wiarygodny i Prawdomówny Świadek (gr. HO MARTYS HO PISTOS KAI ALETHINOS).
„Do zwierzchnika wspólnoty w Laodycei napisz: «To mówi Ten, który jest Prawdą i sensem wszystkiego i w którym wszystko się dokonuje, Wiarygodny i Prawdomówny Świadek (…)»” (Ap 3,14a NPD).
- Wasz PAN, Bóg daleki od gniewu (hebr. JHWH EL ERECH APPAJIM).
„Oto jest wasz PAN, wasz PAN i Bóg! On jest bardzo cierpliwy, miłosierny i litościwy, daleki od gniewu, pełen łaski i prawdy!” (Wj 34,6 NPD).
- Władca (hebr. MOSZEL).
„Nad zuchwałym morzem swoją moc roztaczasz i jak Władca poskramiasz jego rozwścieczone fale” (Ps 89,10 NPD).
- Wojownik (hebr. ISZ MILHAMA).
„PAN jest potężnym Wojownikiem, PAN – to imię Jego!” (Wj 15,3 NPD).
- Wschodząca Światłość (gr. HO ASTER HO LAMPROS HO PROINOS).
„Ja bowiem jestem Nowym Pniem i Potomkiem Dawida, zapowiadaną Wschodzącą Światłością” (Ap 22,16b NPD).
- Wschodzące Słońce (gr. HE ANATOLE EKS HYPSUS).
„Wszystko to wydarzy się wkrótce ze względu na wielkie miłosierdzie naszego Boga, który objawi się z wysokości niczym wschodzące Słońce” (Łk 1,78 NPD).
- Wybawca (hebr. GOAL).
„Czy tak się stanie, czy nie, i tak wiem, że mój Wybawca żyje i w końcu pochyli się nade mną, choćbym był prochem” (Hi 19,25 NPD).
- Wzgardzony przez ludzi (hebr. NIWZE ISZIM).
„Został wzgardzony, przez ludzi odrzucony, dotknęły Go boleść i wielkie cierpienie” (Iz 53,3 NPD).
- Zachwycający Oblubieniec (hebr. HATAN).
„On bowiem mnie odział szatami zbawienia i okrył płaszczem swej sprawiedliwości, które mi podarował jako strój weselny. Jak zakochana oblubienica czekam na Niego – na mego Zachwycającego Oblubieńca (…)” (Iz 61,10 NPD).
- Zasiadający na Tronie (hebr. JOSZEW AL-KISSE).
„To Bóg króluje ponad narodami, On czyni to, zasiadając na swym świętym Tronie” (Ps 47,9 NPD).
- Zbawiciel świata (gr. HO SOTER TU KOSMU).
„(…) On jest prawdziwie Zbawicielem świata” (J 4,42c NPD).
- Zmartwychwstanie i Życie (gr. HE ANASTASIS KAI HE DZOE).
„Lecz Jezus na to: — JA JESTEM Zmartwychwstaniem i Życiem!” (J 11,25a NPD).
- Źródło i Przewodnik naszej wiary (gr. HO ARCHEGOS TES PISTEOS KAI TELEIOTES).
„Aby to osiągnąć, wpatrujmy się w Jezusa – Źródło i Przewodnika naszej wiary, prowadzącego nas ku Bożej dojrzałości” (Hbr 12,2a NPD).
- Źródło Wody Życiodajnej (hebr. MEKOR MAJIM HAJJIM).
„Wszyscy, którzy od Ciebie się odwracają, okryją się hańbą (…). Tacy szybko przeminą, (…) gdyż porzucili PANA – Źródło Wody Życiodajnej” (Jr 17,13 NPD).
- Życiodajna Woda (gr. TO HYDOR DZON).
„Gdybyś tylko wiedziała, co jest darem od Boga i kto powiedział do ciebie «Daj mi pić», wówczas sama byś mnie prosiła o Życiodajną Wodę” (J 4,10 NPD).
[1] Słowo to odpowiada greckiemu Paraklet.
Interpretacja Apokalipsy (różne założenia i kierunki)
Na przestrzeni lat zrodziło się wiele szkół interpretacji tej księgi. Cztery zasadnicze kierunki to:
1) historyzm – kierunek, który uważa, że Apokalipsa opisuje w zwarty sposób pełną historię chrześcijaństwa: od okresu pierwotnego aż do czasu Sądu Ostatecznego. W tej metodzie na przestrzeni wieków w wielkiej wyuzdanej Nieprzyzwoitości widziano kolejno różne mocarstwa lub imperia, organizacje świeckie lub religijne, a Bestią była coraz to inna osoba (w zależności od interpretatora). Interpretacja ta była szczególnie popularna w średniowieczu.
2) preteryzm – kierunek, który interpretuje wydarzenia opisane w tej księdze jako historię wczesnego chrześcjaństwa. Według preterystów wszystkie proroctwa Apokalipsy wypełniły się w I wieku n.e. Między innymi bitwa pod Har-Magedon jest interpretowana jako wojna żydowska (opisana dokładnie przez Józefa Flawiusza), w wyniku której Jerozolima została kompletnie zniszczona. Bestia i wielki Babilon to symbole Imperium Romanum, a cierpienia i prześladowania wierzących opisywane w tej księdze to cierpienia pierwszych chrześcijan, jakich doświadczali oni ze strony swych dwóch największych wrogów: rzymskiego imperium oraz środowiska religijnych Żydów (zwanych razem Synagogą).
3) futuryzm (eschatologizm) – kierunek interpretacyjny upatrujący w Apokalipsie odsłony przyszłych wydarzeń, które dokonają się przy końcu obecnego świata (obecnego eonu). W tym prądzie interpretacyjnym wydaje się, że jedynym ograniczeniem jest wyobraźnia interpretatora. Na bazie tej metody w ostatnich dwóch stuleciach powstało wiele teorii, zrodziło się wiele organizacji religijnych, a także napisano wiele futurologicznych książek i publikacji.
4) idealizm (uniwersalizm) – według tego sposobu interpretacji Apokalipsa jest jedną wielką metaforą walki dobra ze złem. Nazwa „uniwersalizm” odnosi się do głównego założenia tej metody, które jest postulatem, iż księga ta została ponadczasowo zaadresowana do wszystkich chrześcijan, niezależnie od epoki, w jakiej żyją, i że dla każdego z nich jest w jednakowym stopniu aktualna i ważna. Interpretacja ta koncentruje się na próbie wyjaśnienia czytelnikowi tekstu księgi w sposób krytycznoliteracki. W tym celu zaadaptowała ona olbrzymi aparat naukowy związany z krytyką tekstu i stosując go, stara się odnaleźć aktualne przesłanie dla współczesnego czytelnika.
Każda z tych metod ma swoje mocne i słabe strony, każda ma bardzo ciekawe obserwacje, ale też mnóstwo mocno naciąganych argumentów. Z uwagi na to Redakcja NPD w pracy nad Apokalipsą nie bazowała tylko na jednej z wymienionych metod, ale na ich kompilacji, która w biblistyce zyskała nazwę metody eklektycznej.
Jednak mimo korzystania z szerokiej gamy narzędzi metody eklektycznej Redakcja NPD musi wyraźnie stwierdzić, że nie wszystkie symbole czy obrazy, które znajdują się w Apokalipsie, udało się jej zidentyfikować z przekonującą pewnością. Nadal jesteśmy dalecy od stwierdzenia, iż potrafimy całkowicie i jednoznacznie zinterpretować wszystkie zapisy występujące w tej księdze. Z pokorą przyznajemy za Apostołem Pawłem, że: „Obecnie nasz wgląd w sprawy Niebios jest ograniczony i bardzo nieostry, jakby odbity w starym, zaśniedziałym lustrze. Wielu spraw nie jesteśmy w stanie właściwie poznać i zrozumieć. Lecz kiedy Bóg w końcu odsłoni przed naszymi oczami pełnię swej rzeczywistości, wówczas staniemy z Nim twarzą w twarz i wszystko zrozumiemy, jak należy. Obecnie tylko po części poznajemy Boże realia, lecz kiedy już nadejdzie właściwy czas, doświadczymy Jego rzeczywistości w całej pełni – przenikniemy ją, tak jak ona teraz przenika nas” (1 Kor 13,12 NPD). W toku pracy dostrzegliśmy jednakże, w sposób absolutnie jasny i klarowny, główne przesłanie Apokalipsy, jakim jest przekaz, że JEZUS CHRYSTUS, który wstąpił w Niebiosa i zasiadł na Tronie Boskiej Chwały, JEST OSTATECZNYM i NIEKWESTIONOWANYM ZWYCIĘZCĄ w konflikcie, jaki się rozgrywa między Królestwem Bożym a królestwem szatana. Umocniliśmy się również w przekonaniu, że wszyscy ludzie, którzy a) zaufali Chrystusowi i b) wytrwają w Nim do końca, bez najmniejszej wątpliwości (właśnie dzięki temu, że wytrwali w osobistym związku z Nim) znajdą się w Jego Boskiej Obecności na wieki. Tylko tacy ludzie będą się cieszyć odwiecznym i nieskończonym Bożym Życiem, które Chrystus ma w sobie. W tej nowej rzeczywistości Jezus Chrystus, jako Bóg Wszechwładny (gr. Pantokrator), będzie mieszkał z nimi, tak jak to od początku zaplanował. Przez zastosowanie metody redakcji dynamicznej i stylistyki targumicznej staraliśmy się przybliżyć Czytelnikom to niezwykle ważne duchowe przesłanie Apokalipsy.
Interpretacja Biblii
Patrz hasło → Hermeneutyka biblijna.
Izrael
Hebr. Isra’el – „Zmagający się z Bogiem”. Nazwa pochodzi od złożenia słów Iisrot (zmagać się) oraz El (Bóg). Takie imię otrzymał Jakub po nocnym zmaganiu się z Aniołem PANA, co zostało opisane w Rdz 32,29.
Protoplastą narodu Izraela był Abraham. Literalnie był ojcem nie tylko Izraela (Żydzi), lecz także rodu Izmaela (Arabowie – por. Rdz 16,16; Rdz 17,23). Abraham otrzymał od Boga kilka obietnic, które związane były z: (a) ziemią (por. Rdz 15,7; Hbr 11,8), (b) ciągłością jego rodu (por. Rdz 17,4) oraz (c) szczególnym Potomkiem (por. Dz 3,25; Ga 3,16). Obietnica ciągłości jego rodu mówiła, iż stanie się „ojcem wielu narodów” (por. Rz 4,11; Rz 4,17-18). Zatem nie chodziło o jeden naród, ale o wiele – w domyśle ludzi z wielu narodów, którzy idąc śladem jego wiary, staną się jego duchowymi dziedzicami (por. J 8,39; Rz 4,16; Rz 9,7; Ga 3,29). Realizacja tej obietnicy została w czasie mocno rozciągnięta. W pewnym okresie szczególnym jej beneficjentem stał się naród wyprowadzony z rodu jego syna Izaaka. Ten naród (Izrael) Bóg ustanowił pierwociną swego Ludu. Został on wybrany przez Wiekuistego do realizacji konkretnego celu, którym było ogłoszenie chwały Boga Najwyższego pomiędzy wszystkimi narodami. Izraelici zostali wybrani nie jakościowo (tzn. nie z uwagi na swoją rzekomą wyjątkowość), lecz funkcjonalnie (tzn. do wykonania wyjątkowego i nadzwyczajnego celu). Dla realizacji tego celu Najwyższy otoczył Izraelitów szczególną opieką i zapewnił im swoje prowadzenie. Dał im kraj do zamieszkania. Udzielił im też szczegółowych instrukcji (Prawo Mojżeszowe), jak powinni żyć, do czasu aż pojawi się obiecany Mesjasz. Jednak swych darów udzielił im w sposób warunkowy, wyjaśniając, że będzie im błogosławił tylko wtedy, gdy będą Mu wierni i posłuszni (por. Pwt 30,16). Zapowiedział również, że jeśli zlekceważą Jego wskazania i nie pójdą Jego drogą, doświadczą przekleństwa (por. Pwt 30,17-20). Niestety, Izrael ciągle buntował się przeciwko Bogu. Cała historia tego narodu pokazuje, że przeważnie nie postępował on jak wierna oblubienica czekająca na przyjście swego Oblubieńca (por. Pwt 30,16; Jr 33,11; Ez 16,1-14), lecz jak ladacznica (por. Jr 2,19-20; Jr 3,2-4; Jr 3,8-10; Ez 16,14-43; Ez 23,1-48; Oz 4,1-19; Oz 5,1-14; Oz 9,1) chętnie zdradzająca Tego, który prawdziwie ją umiłował. Nawet samo imię Izrael oznacza „walczący z Bogiem”. Nie dziwi zatem wcale, że przez setki lat naród ten doświadczał konsekwencji swoich decyzji. I choć Bóg nigdy nie zmienia swego charakteru i nie cofa się w miłości, to jednak – zgodnie z deklaracją, którą złożył Izraelowi – przestał o niego dbać (por. Hbr 8,9), a nawet wręczył mu list rozwodowy (por. Jr 3,8). Mimo tego Bóg – realizując konsekwentnie swój zbawczy plan – doprowadził do tego, że naród żydowski wydał z siebie obiecanego Mesjasza (Chrystusa), który – żyjąc w skłonnej do grzechu ludzkiej naturze – pokonał moc grzechu i dokonał odkupienia. W Mesjaszu zrealizował się cud stworzenia nowego Bożego człowieka.
W Chrystusie, zgodnie z obietnicą daną Abrahamowi, Bóg rozpoczął proces tworzenia swego nowego ludu – tym razem nie w ramach etnicznych, ale według kryterium postawy serca (wzorowanego na sercu Abrahama) pielęgnującego wiarę, tzn. zaufanie Bogu. Wzorem tej postawy jest Abraham, który całkowicie poddał się woli Najwyższego. Członkiem nowego ludu Bożego może stać się każdy – nie tylko Żyd, ale i każdy nie-Żyd. Jedyną kategorią jest pokładanie ufności i nadziei w Jezusie Chrystusie (por. Ga 3,28; Kol 3,11). Ten nowy Lud Boży nie jest – jak sądzą niektórzy – jakimś doskonalszym, nowym Izraelem. Izrael ma swoją tożsamość i nikt inny jej nie przejął ani przejąć nie może. Nowy Lud Boży jest stwarzany od podstaw od dnia powszechnego wylania Ducha Chrystusa. W ten sposób Bóg realizuje wypełnienie obietnicy danej Abrahamowi – mężowi wiary.
Odpadnięcie Izraela od Boga i niezrealizowanie przez ten lud Bożego planu nie zaskoczyło Najwyższego. On wiedział, że to się wydarzy. Aby jednak doprowadzić Żydów do opamiętania i tak oczekiwanego przez Niego ich nawrócenia (por. Rz 11,26), Dobra Wiadomość o ratunku w Chrystusie, ukazująca Boże miłosierdzie i łaskawość, jest powszechnie głoszona nie tylko przez samych nawróconych Żydów, ale i przez nie-Żydów, a Boża chwała otaczająca to głoszenie jest tak wielka, że w oczywisty sposób musi budzić w Izraelitach wielką zazdrość (por. Rz 11,11). Realizacja tego rozpoczęła się po to, by na koniec czasów ludzie z każdego plemienia i narodu, włącznie z Żydami, mogli wejść razem do Bożego Odpocznienia (por. Łk 2,30-31). Tak jak Izrael miał być heroldem zapowiadającym nadejście Mesjasza, tak obecnie rolą nowego Ludu Bożego jest rozgłaszanie Dobrej Wiadomości o ratunku dostępnym w Chrystusie (Mesjaszu) wszystkim ludom i narodom świata oraz przekazanie im zapowiedzi powtórnego przyjścia Jezusa – tym razem już nie jako Zbawiciela, ale jako Sędziego. W ramach nowego Ludu Bożego nie ma już różnicy, czy ktoś jest Żydem, czy nim nie jest (por. Rz 10,12; Ga 3,26-29). Wszyscy są teraz jednym żywym Ciałem Chrystusa na Ziemi. Jakiekolwiek ideologie skierowane przeciwko tej jedności (antysemityzm, antychrystianizm i wszystkie inne „antyizmy”) funkcjonują wbrew Bożemu planowi i świadczą o tym, że ludzie im oddani niczego nie pojęli z nauczania Jezusa.
J 3,16 – Aspekty tłumaczeniowe i teologiczne
Prawdopodobnie żaden inny werset z Pisma świętego nie jest cytowany w świecie
częściej niż ten. Niestety, również żaden inny werset nie jest powszechnie
gorzej tłumaczony i interpretowany. Można by nawet zaryzykować twierdzenie, że
jest to najfatalniej tłumaczony werset biblijny. Głównym problemem jest to, iż
tłumacze przekładają go jako „samodzielne oświadczenie” w oderwaniu od
kontekstu, przez co naginają go do pewnej wizji teologicznej, którą można
nazwać „sentymentalnym obrazem Boga”. Drugim problemem jest to, że niewłaściwie
oddają oni znaczenia słów, czasów gramatycznych i spójników logicznych, które
występują w tym zdaniu. Te zabiegi powodują, że J 3,16 niesie w tych
tłumaczeniach zupełnie inny przekaz niż jego grecki oryginał. W związku z
rozwijającą się w ostatnim półwieczu teologią „biletu do nieba” powszechnie głoszone
jest, iż Bóg tak bardzo miłuje ten świat (wręcz jest w nim rozkochany), że
wydał za niego swojego Syna Jezusa Chrystusa, aby każdy, kto choćby tylko raz
zaprosił Go do swego serca (lub do swego życia), otrzymał życie wieczne.
Niestety, taki przekład jest całkowicie mylny. Ponadto koncepcja myślowa, która
za nim stoi, jest z gruntu fałszywa i sprzeczna ze wszystkimi innymi tekstami
NT, np.:
Czyżbyście nie wiedzieli, że przyjaźń ze
światem jest bałwochwalstwem, duchowym cudzołóstwem i nieprzyjaźnią z Bogiem. (Jk 4,4b NPD)
Nie miłujcie więc tego świata ani
niczego, co z niego pochodzi. Jeśli bowiem ktoś miłuje ten świat, w tym nie ma
miłości do Ojca. Wszystko bowiem, co napędza ten świat: cielesna zachłanność,
pożądliwość oczu i przekonanie o najwyższej wartości doczesnego życia, nie jest
z Ojca, lecz pochodzi ze świata ciemności. (1 J 2,15-16 NPD)
Każdy, kto dostrzega ową subtelną różnicę tkwiącą pomiędzy sensem zdania:
„Bóg okazuje ci swą miłość W CHRYSTUSIE”, a brzmieniem zdania: „Bóg okazuje
TOBIE swą miłość” (ewentualnie w wersji sentymentalnej: „Bóg bardzo Ciebie
miłuje”), ten w pełni zrozumie, jaki ogrom szkód powstaje z głoszenia tzw.
cudownej Bożej miłości w oderwaniu od osoby Chrystusa, tak jakby owa Boża
miłość (gr. agape) została okazana ludziom niezależnie od osoby
Chrystusa (albo wręcz obok Niego). A przecież faktem, o którym Biblia świadczy
w całości, jest to, że poza Chrystusem ludzi czeka jedynie Boży gniew. Spotka
ich sprawiedliwy osąd z powodu popełnionych grzechów, skutkujący odłączeniem od
Boga na wieki i wiecznym potępieniem razem z szatanem i jego sługami – bez
jakiejkolwiek nadziei i szansy na zmianę tej sytuacji. Głoszenie ewangelii
Bożej miłości bez ścisłego podkreślania, iż jest ona dostępna dla człowieka
jedynie W CHRYSTUSIE, jest głoszeniem „obrzezanej” ewangelii.
Przypatrzmy się więc szczegółowo wersetowi J 3,16. Po pierwsze, użyty w
tym tekście czasownik agapao nie oznacza emocjonalnego związku z drugą
osobą, ale postawę wyświadczenia jej dobra, ofiarowania jej czegoś najlepszego,
choćby nawet wcale na to nie zasługiwała. Słowo agapao nie niesie w
sobie żadnego ładunku emocjonalnego. Ono opisuje postawę woli, wewnętrzną
decyzję serca. Przypisywanie agapao emocjonalnego klimatu słowa fileo
– które określa ciepły i bliski związek dwóch osób podobnie myślących, tzw.
pokrewnych dusz – lub klimatu słowa storge (miłość rodzicielska) jest
translatorskim nadużyciem. Wychodząc z takiego pomieszania znaczeń fileo
i storge versus agapao, większość popularnych przekładów J 3,16
brnie dalej, sugerując, iż Bóg jest tak niezwykle rozkochany w tym świecie, że
kierując się emocjami, dał w ofierze swego Syna, aby ratować ten rzekomo
cudowny, piękny świat, który jest przecież grzeszny, ciągle plugawy i plujący
Mu w twarz. Piewcy tej teologii nie pokazują, że Słowo Boże „światem” nazywa
grzeszny styl myślenia i życia bazujący na chorym systemie wartości. W
rozumieniu biblijnym świat nie jest tożsamy ze stworzeniem, czyli z tym, czego
przed wiekami Bóg dokonał swoim Słowem. Teologia, która stoi za tego rodzaju
pokrętnym myśleniem, zdaje się zapominać o kwestiach fundamentalnych: że Bóg
jest święty i nienawidzi wszelkiego grzechu; że Bóg jest prawy i nie ma żadnego
upodobania w nieprawości, a poza tym jest sprawiedliwy i wymaga wymierzenia
słusznej kary za wszelkie nieprawości. Krótko mówiąc, współczesny świat jest
Bogu tak samo obrzydliwy (z uwagi na grzeszność ludzi) jak świat przed potopem.
Jednak Bóg, biorąc pod uwagę fakt, że żyjemy w ustanowionym przez Niego czasie
łaski, ciągle okazuje światu swą niezwykłą cierpliwość i daje każdemu
człowiekowi (niezależnie od tego, jak bardzo jest on pogrążony w grzechu i
nieprawości) szansę na wyjście z tego stanu. Jest jednak tylko jedna droga
ratunku przed świętym gniewem Boga i Jego sprawiedliwym wyrokiem potępienia,
który dotknie obecny świat i wszystkich, którzy choćby raz w życiu zgrzeszyli
(nawet tylko myślą lub zaniechaniem). Jest nią Jezus Chrystus, o czym mówi
werset J 3,16.
Kolejnym problemem, który kładzie się cieniem na typowych przekładach J
3,16, jest nieoddanie istoty użytych w oryginale czasów gramatycznych. W
przekładzie NPD staraliśmy się oddać różnice występujące pomiędzy dwoma greckimi
czasami przeszłymi: imperfectum (opisującym trwanie pewnego rodzaju
postawy lub postępowania) a aorystem (opisującym czynność, która – jeśli
czasownik jest w indicativie – została kiedyś jednorazowo dokonana lub
zainicjowana, a jej konsekwencje trwają nadal). W J 3,16 czasownik agapao
jest użyty w aoryście w indicativie, a nie w imperfectum, co wyraźnie
wskazuje na to, że Boża miłość (Boże zmiłowanie) została światu okazana tylko w
jeden sposób, i to raz na zawsze. W NPD staraliśmy się więc dobierać takie
słownictwo i konstrukcję gramatyczną przekładu tego zdania, aby dokładnie
oddawały one sens oryginalnego tekstu. Ponadto gdy spojrzymy na teksty J 15,19;
J 17,9-23, zauważymy, że Jezus sam potwierdzał komentarz zapisany przez Jana –
stosownie oddany w przekładzie NPD.
Jeszcze raz podkreślmy, iż słowo „świat” w języku biblijnym nie oznacza
Bożego „stworzenia” (por. Rz 8,19-20). Słowo „świat” jest w Biblii synonimem
systemu wartości i sposobu myślenia, który jest całkowicie wrogi Bogu – por.
choćby Ef 2,2; Ef 6,12; Kol 2,8 i wiele, wiele innych w całym NT.
Z uwagi na powyższe w NPD werset J 3,16 przyjął następujące brzmienie:
„[Tak właśnie Jezus uświadomił Nikodemowi, że] Bóg tylko w jeden sposób okazał
światu swoje zmiłowanie – wydając swego Jedynego Prawowitego Syna za grzech
tego świata, aby każdy, kto trwa w ufności do Niego, nie zginął, lecz otrzymał
Życie – to odwieczne i nieskończone”.
Tekst wyróżniony tu nawiasem kwadratowym jest dynamicznym rozszerzeniem
kontekstualnym wypowiedzi Jana Apostoła, który zdanie to zapisał jako swój
midraszowy komentarz, a nie (jak to interpretują niektórzy) jako słowa Jezusa.
Tak więc logika wszystkich zapisów biblijnych jest taka, że Bóg stworzył ten
świat, lecz grzech, który wtargnął nań, uczynił go wrogiem Boga. Grzech
splugawił świat i z tego powodu wzbudza on u Boga jedynie odrazę. Jednak Bóg w
swoim miłosierdziu postanowił, że zmiłuje się nad światem i da mu szansę
zbawienia (uwolnienia) od grzechu i jego konsekwencji. Uczynił to w jeden tylko
sposób – przez osobiste wcielenie się w postać Jedynego Prawowitego Syna, aby
samemu dokonać zadośćuczynienia za grzech świata. Cała miłość Boga została więc
skupiona w Synu i dlatego każdy, kto zanurzy się w Syna, może doświadczyć Bożej
miłości. Poza Synem miłość Boża i Boże miłosierdzie w ogóle nie są dostępne.
Wszystkich, którzy są poza Chrystusem, czeka Boży gniew i wieczne potępienie.
Jest jednak Dobra Wiadomość! Polega ona na tym, że każdy może się znaleźć w
strefie Bożej miłości, dobroci, łaskawości i miłosierdzia zlokalizowanej W
CHRYSTUSIE. Wystarczy Mu zaufać całkowicie, zanurzyć się w Niego (tzn. w Jego
Słowie i Duchu) i wytrwać z Nim w tej bliskiej relacji (jak wierna Oblubienica
w relacji z Oblubieńcem). Nie ma znaczenia, jakie ktoś popełnił grzechy, jak
straszne i ohydne one były. Jezus swoją krwią zapłacił za nie wszystkie.
Zbawienie jest łaskawym darem Boga, który W CHRYSTUSIE jest dostępny dla
każdego. Nie można go kupić, nie można na niego zasłużyć, nie można go zdobyć
siłą. Jedyne, co można uczynić, to przyjąć od Boga ten łaskawy dar poprzez
całkowite złożenie swojego zaufania W CHRYSTUSIE i wytrwanie w Nim.
Patrz też → Trwanie w Chrystusie.
Jakub Apostoł (Mniejszy)
Jakub (zwany Mniejszym, co może być tłumaczone z greckiego również jako Młodszy) – syn Alfeusza, brat Judy (Tadeusza). Po śmierci Jakuba Apostoła (Większego) objął przywództwo społeczności wierzących w Jerozolimie (por. Dz 12,17; Dz 15,13; Dz 21,18; Ga 1,19; Ga 2,9; Ga 2,12). Utożsamiany z frakcją judaizującą w tej wspólnocie. W Biblii nie ma żadnej wzmianki o jego śmierci. Według Józefa Flawiusza Apostoł ten został ukamienowany przez Żydów (Dzieje Izraela, XX,9,1). Zdaniem Nicephorusa Jakub (Mniejszy) został ukrzyżowany w Egipcie.
Jakub Apostoł (Większy)
Jakub (zwany Większym, co może być tłumaczone z greckiego również jako Starszy) – syn Zebedeusza i Salome, brat Apostoła Jana (por. Mk 1,19). Jemu oraz jego bratu Jezus nadał przydomek Boanerges (Synowie Gromu – por. Mk 3,17). Z Janem i Piotrem należał do trójki Apostołów najbliższych Jezusowi. Zginął śmiercią męczeńską na rozkaz Heroda Agrypy (siostrzeńca Heroda Antypasa i jednocześnie wnuka Heroda Wielkiego) – por. Dz 12,2.
Jakub (Sprawiedliwy)
Jakub (zwany przez historyków Sprawiedliwym) – syn Kleofasa, autor Listu Jakuba. Nie był Apostołem. Spokrewniony z Judą (autorem Listu Judy) – por. Jud 1. Wraz z Jakubem (Mniejszym) identyfikowany jako przedstawiciel frakcji judaizującej we wspólnocie jerozolimskiej.
Jan Apostoł i ewangelista
Jan Apostoł – syn Zebedeusza i Salome, brat Jakuba (Starszego) – por. Mk 1,19. Jemu oraz jego bratu Jezus nadał przydomek Boanerges (Synowie Gromu – por. Mk 3,17). Jest to ludzki autor Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie w relacji Jana, trzech listów oraz Apokalipsy w relacji Jana. Zgodnie ze swoimi zapisami był najbliższym uczniem Jezusa (dosł. „tym, którego Jezus miłował najbardziej”) – por. J 13,23; J 19,26; J 21,7; J 21,20. Jemu Jezus umierający na krzyżu powierzył opiekę nad swą matką (por. J 19,27).
Według tradycji z powodu wiary w Chrystusa był zesłany na wyspę Patmos, gdzie spisał Apokalipsę. Koniec życia spędził w Efezie i tam został pochowany. Wszystkie relacje zgodne są w tym, że Jan odszedł do PANA w bardzo późnym wieku, jednak nie wszystkie zgadzają się co do jego naturalnej śmierci. Istnieją stare przekazy, z których wynika, że Apostoł zginął śmiercią męczeńską, co Jezus wcześniej mu zapowiedział w Mt 20,20-23. Polikrates z Efezu w 190 r. w jednym ze swych listów nazywał Jana Ewangelistę męczennikiem. Także Filip z Sydy (V w.) pisał, że według Papiasza Jan i jego brat Jakub zostali zamordowani przez Żydów. Grzegorz Hamartolos (IX w.), powołując się na Orygenesa, pisał, że: „Jan (…) dostąpił zaszczytu męczeństwa”. O męczeńskiej śmierci Jana Apostoła wspominali w starożytności również inni autorzy, w tym Grzegorz z Nyssy oraz Jan Chryzostom.
Jednobóstwo
Jednobóstwo
(w odróżnieniu od jedynobóstwa) jest pojęciem teologicznym opisującym koncepcję
monolatrii, czyli służenia tylko jednemu bóstwu bez negowania istnienia innych
bóstw. Monolatria to termin wywodzący się ze złożenia słów greckich monos („jeden”) i latreia („służba”, „adoracja”, „wielbienie”, a nawet „kult”).
Historia
Żydów pokazuje, że przez wiele stuleci Hebrajczycy wcale nie byli wyznawcami
religijnego monoteizmu (jedynobóstwa), ale monolatrii. Uznawali bowiem
istnienie innych bóstw niż Bóg, który objawił się Abrahamowi, a później
Mojżeszowi, choć czcili tylko swojego Boga. Dopiero w okresie drugiej świątyni (516 r. p.n.e. – 70 r. n.e.) teologia żydowska
ukształtowała i umocniła swój monoteistyczny fundament, stwierdzając wyraźnie,
że nie ma innych bogów niż tylko Bóg Jedyny, który przedstawił się Mojżeszowi
imieniem: EHJE ASZER EHJE (JESTEM,
JAKI JESTEM – por. Wj 3,13-14). Dla nazwania tego Boga
używali też określeń: JHWH, Adonai, Ha-Kodesz, Haszem, ELOHIM, a także wielu złożonych imion deskrypcyjnych typu: ELOHIM
KEROWIM, ELOHE TEHILLATI, EL ELJON, EL’OLAM, EL SZADDAJ, KYRIOS i wiele innych (patrz Komentarz NPD → Imię
Boga).
Od strony religioznawczej można zauważyć, że naród żydowski przeszedł
istotną rewolucję od politeizmu przez monolatrię do monoteizmu. Ta rewolucja
myślenia była niewątpliwie dziełem Jedynego Boga, który mając plan zbawienia
ludzkości w Chrystusie (por. Ef 1–2), musiał najpierw przekształcić myślenie
ludzi na swój temat. Postanowił dokonać tego na przykładzie małego, nic
nieznaczącego klanu, jakim była rodzina Abrahama. Z niej wyprowadził dwa
wielkie narody Bliskiego Wschodu (Żydów i Arabów), które chociaż wierzą w
osobowo innego Boga, to jednak są wyznawcami monoteizmu. Progresywizm Bożego
objawienia prowadził do jednego celu, aby prawdę o sobie i o swoim planie
zbawienia ludzkości odsłonić w Osobie Mesjasza (Chrystusa) – Jezusa z Nazaretu.
Niestety, obydwa narody pochodzące etnicznie z lędźwi Abrahama ostatecznie
odrzuciły zarówno samego Chrystusa, jak i Boży plan zbawienia w Nim zawarty.
Jednak Bóg przewidział i ten fakt. Dlatego w Chrystusie ustanowił nowy typ
ludu, do którego wchodzi się nie w oparciu o pochodzenie etniczne, ale w
oparciu o pochodzenie duchowe, czyli w oparciu o wiarę na wzór wiary Abrahama
(por. J 8,12-59; J 4,20-26; Rz 2,28-29; Rz 4,3-6; Rz 4,16-25; Ga 3,6-9; Ga
3,13-14; Ga 3,28-29; Kol 3,11). Wiara tego protoplasty polegała na zaufaniu
temu, co Bóg do niego powiedział, a więc na zaufaniu do Bożego Słowa. Taką
wiarę, dającą człowiekowi przynależność do Ludu Bożego, nazywa się wiarą
biblijną, ona zaś nie ma nic wspólnego z jakąkolwiek religią czy światową
wiarą.
Jerozolima
Hebr. Jeruszalaim – konstytucyjna stolica Izraela. Jej nazwa powstała ze złożenia słów jerusza (miasto) oraz szalom (pokój) i oznacza „Miasto pokoju”. Początkowo Jerozolima była zamieszkiwana przez Jebusytów. Po ich pokonaniu król Dawid uczynił z niej stolicę Izraela (ok. 1003 r. p.n.e.) w miejsce Hebronu. Jego syn, król Salomon, wybudował w Jerozolimie (na wzgórzu Moria) pierwszą świątynię, do której przeniósł skrzynię przymierza. Podział królestwa na Judę i Izrael sprawił, że Jerozolima stała się stolicą Judy. Po podboju królestwa północnego (Izraela) przez Asyryjczyków w 722 r. p.n.e. tłumy uchodźców zwiększyły mocno populację Jerozolimy. Po podboju królestwa południowego (Judy) przez Babilończyków (ok. 586 r. p.n.e.) świątynia wybudowana przez Salomona została zniszczona. Po ok. 50 latach, za zgodą króla perskiego Cyrusa II Wielkiego, Żydzi powrócili z niewoli i rozpoczęli odbudowę Jerozolimy (czasy Nehemiasza). Wówczas powstała tzw. druga świątynia, której budowa została ukończona w 516 r. p.n.e. W roku 198 p.n.e. Juda wraz Jerozolimą została zdobyta przez babilońsko-syryjską hellenistyczną dynastię Seleucydów. W tym czasie Antioch IV Epifanes sprofanował świątynię, wznosząc na miejscu ołtarza całopaleń ołtarz Zeusa Olimpijskiego. Składano tam ofiary ze świń, które Prawo Mojżeszowe określało mianem zwierząt nieczystych. Zabudowania świątynne przekształcono w tym czasie w dom publiczny. W roku 63 p.n.e. wódz rzymski Pompejusz podbił Jerozolimę. Z nadania senatu rzymskiego w 40 r. p.n.e. królem Judy został Herod Wielki. Nie był on Żydem, lecz Idumejczykiem. Aby przypodobać się Żydom, dokonał wspaniałej rozbudowy drugiej świątyni (por. Mk 13,1-2; J 2,20). Jednak i ona została doszczętnie zniszczona. Stało się to 11 września 70 r. n.e. Wojska XII legionu rzymskiego pod wodzą Tytusa Flawiusza zniszczyły Jerozolimę, a świątynię zrównały z ziemią. Wydarzenia te zapowiedział Jezus w Mt 24,2; Mk 13,2 i Łk 21,6. Z chwilą zburzenia świątyni zakończył się okres starożytnego Izraela. Brak świątyni, trwający do dnia dzisiejszego, sprawił, że Prawo Mojżeszowe nie może być już dalej pielęgnowane (co jest zgodne z wolą Bożą w Chrystusie), a żydowska teologia zmieniła swój charakter, przechodząc do fazy judaizmu rabinicznego. Żydzi zostali wygnani z Jerozolimy, co trwało aż do VII w. n.e.
Wielu współczesnych wierzących jest przekonanych, że Jerozolima nadal ma w Bożych oczach specjalny charakter i status „świętego miasta”. Takiemu poglądowi przeczy jednak Słowo Boże, określając ją mianem „miasta, które duchowo nazywa się «Sodoma i Egipt razem wzięte»” (Ap 11,8). Sam Jezus postrzegał ją jako miejsce niewiary (por. Łk 19,41-42) i zapowiedział, że Jerozolima nie będzie już więcej odgrywała żadnej roli w składaniu czci Ojcu w Niebiosach (por. J 4,21). W Bożym planie zbawienia jej miejsce zajmie żywa społeczność wierzącego ludu. Apokalipsa w relacji Jana odsłania to, ukazując, że owa społeczność otrzyma od Boga określenie „Nowa Jerozolima” (por. Ap 21,2-3).
Jezioro Galilejskie
Jezioro Galilejskie zwane jest także Morzem Galilejskim, Morzem Tyberiadzkim albo jeziorem Genezaret. Ma powierzchnię ok. 166 km (ok. 21 km długości i ok. 13 km szerokości), a jego maksymalna głębokość sięga 43 m. Położone jest w depresji (207 m poniżej poziomu morza). W jego otoczeniu panuje ciepły, łagodny klimat, a okolica jest niezwykle urodzajna. W czasach Jezusa nad tym jeziorem leżało dziewięć miast, a populacja każdego z nich liczyła ponad 15 tys. mieszkańców. W czasie burz i silnych wiatrów fale na jeziorze sięgają nawet 3 m wysokości, co pozwala zrozumieć strach uczniów Jezusa opisany w Mt 8,24-25; Mk 4,37-38; Łk 8,23-24.
Jezus Chrystus – Bóg i Człowiek
Jezus Chrystus (czyli Jezus Namaszczony) jest centralną postacią w Biblii (por. J 5,39; Łk 24,27). Etymologicznie imię Jezus (hebr. Jehoszua, w skrócie Jeszua) znaczy: „JHWH jest zbawieniem (ratunkiem, uwolnieniem, wyzwoleniem)”. Określenie „Chrystus” (gr. Christos, hebr. ha-Maszi’ach – w polskiej transkrypcji: Mesjasz) etymologicznie znaczy „Namaszczony” albo „Pomazaniec”.
Zgodnie ze świadectwem biblijnym zawartym w J 1,1-2 Jezus Chrystus (Jezus Mesjasz) jest wcielonym Słowem Boga (por. J 1,14), co w zestawieniu z J 1,1; Flp 2,6-7 oraz Kol 1,15-19 oznacza, że jest Bogiem. Wspierają to również wersety, takie jak: J 20,28; Dz 20,28; 1 Kor 10,3-4; Ga 3,19-20 razem z 1 Tm 2,5, a także Iz 9,5.
Jezus często sam siebie określał mianem „Syna człowieczego” (czyli „człowieka”), podkreślając swoją w pełni ludzką naturę bytu (przez ciało matki). Jednocześnie Pismo św. nazywa Jezusa „Synem Bożym”, podkreślając Jego nadprzyrodzone, duchowe pochodzenie (od Ojca Niebiańskiego), jednoznacznie dokumentując w ten sposób fakt, że Jezus nie miał ludzkiego ojca. Jednocześnie tytuł „Syn Boży” podkreśla Boską naturę Jezusa, co dla nas nie musi być tak oczywiste, jak było dla Żydów w ich kulturze. Świadczą o tym zachowania Żydów opisane w J 5,17-18 czy w J 10,30-31. Trzeba pamiętać, że w antycznym myśleniu hebrajskim syn był nie tylko fizycznym potomkiem swego ojca, ale przede wszystkim „przedłużeniem” i odzwierciedleniem jego natury. I wcale nie chodziło w tym o cielesność, ale o duchowe dziedzictwo ojca i jego charakter. Tego kulturowego kontekstu myślenia hebrajskiego użył Bóg, by samego siebie objawić w ciele ludzkim w postaci Bożego Syna – Jezusa z Nazaretu – zwanego Chrystusem. Skoro Bóg, jako Postać Duchowa (por. J 4,24), nie ma ludzkiego ciała, to Jego decyzja przyjścia na świat była dramatycznym samoograniczeniem się (por. Flp 2,6-7). Konieczne było, aby Jezus narodził się z dziewicy (bez udziału mężczyzny), ponieważ nie mógłby inaczej w pełni korzystać z tytułu „Syn Boży”. Przyjmując na Ziemi postać Syna, stał się najpełniejszym, widzialnym obrazem Boga (por. Kol 1,15), Jego najdoskonalszym odzwierciedleniem – oczywiście w sensie duchowym i charakterologicznym, a nie cielesnym.
Patrz też → Chrystus; → Chrystus w Starym Testamencie; → Duch Chrystusa; → Imię Boga; → Mesjasz; → Natura Chrystusa; → Trwanie w Chrystusie.
Jom Kippur
Święto Jom Kippur („Dzień Pojednania”; „Dzień Przebłagania”; „Dzień Pokuty”)– por. Kpł 16,1-34 – jest to najważniejsze w religii żydowskiej święto obchodzone jako „szabat szabatów” (hebr. szabat szabaton). Ma ono charakter pokutny. Przypada zawsze w 10. dniu miesiąca tiszri, czyli na przełomie naszego września i października. W starożytnym Izraelu jedynie w tym dniu urzędujący arcykapłan był uprawniony do wejścia do miejsca najświętszego w Bożym przybytku ze specjalną ofiarą krwi za swoje grzechy (ofiara z cielca) i grzechy całego ludu (ofiara z kozła) – por. Hbr 10,11. Z dwóch kozłów losowano jednego, który był zabijany w ofierze przebłagalnej dla PANA, drugi zaś dla Azazela (demona pustyni). Zwierzęta składane w ofierze musiały być bez jakiejkolwiek skazy. W taki symboliczny sposób w czasie ST dokonywało się formalne przebłaganie Boga za grzechy ludu. Grzechy ludu (symbolizowane krwią kozła dla PANA) były symbolicznie składane na drugim koźle (dla Azazela), którego wyganiano poza obóz (a później, gdy już istniała świątynia – poza mury Jerozolimy), co miało symbolizować oddzielenie narodu od jego grzechu i przywrócenie właściwej relacji pomiędzy ludem a Bogiem (pojednanie). Tego dnia tradycyjnie dmie się w róg barani (szofar).
Patrz też → Pascha, → Rosz ha-Szana; → Sukkot; → Chanuka; → Purim; → Szawuot.
Juda Apostoł (Tadeusz, Lebeusz)
Juda to skrócona wersja imienia Judasz. Juda Apostoł był bratem Jakuba (nie ma pewności którego) albo synem bliżej nieznanego Jakuba. Grecki tekst, który nazywa go „Judą Jakubowym”, nie jest w tym zakresie precyzyjny. Część egzegetów widzi w nim brata Jakuba Sprawiedliwego (autora Listu Jakuba). Niektóre manuskrypty w Mt 10,3 zawierają perykopę, która mówi: „Lebeusz zwany Tadeuszem”.
Biblia nic nie wspomina o śmierci Judy Apostoła. Legendy różnie wypowiadają się na ten temat. Jedne twierdzą, że zmarł śmiercią męczeńską w okolicach Bejrutu w Syrii, inne, że został ukrzyżowany w Edessie, a jeszcze inne, że został stracony przez ścięcie głowy toporem (w innej wersji – mieczem). Są również podania, że zginął ukrzyżowany i przebity strzałami na górze Ararat w Armenii (prowincja Persji). Pseudo-Epifaniusz twierdził, że Judę ukrzyżowano w Egipcie, natomiast Pseudo-Hipolit – że zmarł on śmiercią naturalną.
Judaizowanie
To tendencja religijna, z którą od samego początku niezwykle mocno zmagał się Paweł – Apostoł Narodów. Była ona związana nie tylko z głównym nurtem teologii żydowskiej, przywiązanej do wypełniania Prawa Mojżeszowego i kultu świątynnego, lecz także z sektą, która powstała na gruncie nauczania Jana Chrzciciela – już po jego śmierci. O ugrupowaniu tym czytamy np. w Dz 19,1-7. Jego członkowie nigdy nie wyszli poza praktykę religijną zwaną chrztem Janowym, polegającą na zanurzeniu (gr. baptidzo) kogoś w wodę (dziś powszechnie mówimy o zanurzaniu „w wodzie”) w celu publicznego (a więc zewnętrznego) wyrażenia swojej wewnętrznej decyzji opamiętania się i zwrócenia do Boga. Nie przyjmowali (zapewne z powodu braku duchowej mądrości) nauczania o konieczności nasiąknięcia (takie jest również znaczenie słowa baptidzo) naturą i charakterem Jezusa, a więc przede wszystkim Chrystusową świętością i całkowitym oddaniem się pełnieniu woli Ojca.
Postawę zanurzenia się w nauczanie, charakter Chrystusa Pismo św. określa hebrajskim idiomem: „zanurzenie w imię Jezusa Chrystusa”. W antycznej kulturze bliskowschodniej imię miało szczególne znaczenie. Było wyrazem (zewnętrzną ekspresją) wewnętrznej natury i charakteru danej postaci. Dlatego zanurzenie w Chrystusa w celu nasiąknięcia Jego charakterem może się dokonać jedynie przez osobiste zawierzenie Chrystusowemu Duchowi Uświęcenia, czyli zanurzenie się w Bożego Ducha, co jest równoznaczne z zanurzeniem się w Boże Słowo. Pismo św. naucza tego bardzo dobitnie. Widać to choćby w paralelnym zestawieniu tekstów z Listu do Efezjan i Listu do Kolosan. Porównując Ef 5,18-20 z Kol 3,16-17, zauważamy, że napełnianie się Duchem Chrystusa jest przedstawione dokładnie tak samo jak napełnienie się Słowem Chrystusa.
Jeśli wziąć powyższe pod uwagę, nie dziwi fakt, że np. w ewangelicznej relacji Jana mamy tak wiele różnorodnych wyjaśnień tego, na czym polega zanurzenie w Boże Słowo duszy, serca i umysłu człowieka, który po usłyszeniu Dobrej Wiadomości o ratunku dostępnym w Chrystusie przyjmuje ją z pełnym zaufaniem, a następnie decyduje się uznać Jezusa za swego PANA, Zbawiciela, Nauczyciela, Przewodnika, Przyjaciela, Lekarza, Doradcę, Pasterza – po prostu za swego Boga. Gdy ktoś z głębi serca pragnie pełnić Bożą wolę (por. J 7,17), nie ma problemu ze zrozumieniem, kim jest Jezus, ani z poddaniem się Jego prowadzeniu. Na tym właśnie polega prawdziwe zanurzenie się w Ducha Chrystusa. Jest to zanurzenie w Słowo Chrystusa, pełne zaufanie Chrystusowi, z otwartością i pragnieniem stosowania się do Jego prowadzenia. Interpretowanie słowa baptidzo jedynie jako ceremonialnego zanurzenia w wodę, które w ślad za tradycją religijną uczniów Jana Chrzciciela zyskało miano „chrztu”, jest karygodnym spłyceniem Bożego przekazu. Chodzi bowiem o coś zgoła innego, przeciwnego cielesnym obrządkom.
Nauczanie o zanurzeniu w Ducha Chrystusa (opisywane również jako „zanurzenie w Chrystusa” lub „zanurzenie w imię Chrystusa”) okazało się fundamentalne nie tylko dla nauczania Apostoła Jana. Było ono także podstawą nauczania Apostoła Pawła, który otrzymał objawienie tej zasadniczej prawdy od samego Jezusa Chrystusa (por. Ga 1,11-12). Naturę ludzką charakteryzuje jednak pewna przypadłość, która sprawia, że istniejąca w człowieku tendencja do aktów zewnętrznych jest znacznie silniejsza niż chęć wprowadzania zmian wewnętrznych. Stąd też w pierwszym Kościele dość szybko umocniła się praktyka zanurzania katechumenów w wodę na znak ich osobistej wiary. Niestety, o ile jeszcze sama symbolika takiego zanurzenia ma sens, o tyle jego kultywowana przez wieki praktyka pokazała, że chrzest błyskawicznie stał się dla wielu ludzi jedynie obrzędową deklaracją religijności, a więc niewiele znaczącą czynnością religijną pozbawioną wymiaru duchowego. Bez wcześniejszego zdarcia z siebie starej, grzesznej natury i obleczenia się (zanurzenia) w nową naturę – naturę Chrystusowej świętości – a więc bez zanurzenia się w Jego Słowo i w Jego Ducha, nie może być mowy o praktykowaniu chrześcijaństwa w jego biblijnym znaczeniu (por. Kol 3,9-10; a także: Rz 6,2-14; Rz 8,4-9; Ga 2,19-20; Ga 5,24; Ef 4,20-24; Kol 2,10-12).
Już w pismach Apostoła Pawła odnajdujemy ślady tego problemu. Okazuje się, że nawet w pierwszym Kościele często brakowało właściwego zrozumienia, czym jest „zanurzenie w imię”. Taki stan rzeczy prowadził do nawarstwiania się konfliktów i nieporozumień, w następstwie czego Apostoł w pewnym momencie dziękował Bogu (sic!) za to, że nie „ochrzcił wodą” większej liczby osób (por. 1 Kor 1,14).
Licząca dwadzieścia stuleci historia chrześcijaństwa pokazuje, że brak porzucenia przyzwyczajeń i skłonności starej, grzesznej natury (tzw. zdarcia z siebie starej natury) sprawiał, iż ludzie, którzy poznali Dobrą Wiadomość o ratunku w Chrystusie, a nawet ją przyjęli, dalej ulegali skłonnościom tej natury. Ona zaś popychała ich w kierunku życia według wzorców świata, w tym również do kultywowania postaw i aktów religijnych, a nie w kierunku życia Słowem Bożym. To właśnie sprawiło, że chrzest wodny nabrał dla całych społeczeństw charakteru religijnego obrządku oraz kulturowej powinności, stając się, niestety, jedynym wytłumaczeniem polecenia Jezusa zawartego w Mt 28,19-20. A przecież kontekstowo ma ono całkiem inne znaczenie. W tekście tym słowo baptidzo jest wyraźnie powiązane z nauczaniem i przekazywaniem Słowa Chrystusa, a nie z wodą, o której nie ma nawet wzmianki. Chodzi zatem o zanurzanie narodów w charakter Boga (taki jest sens semickiego idiomu „zanurzania w imię”) przez zanurzanie ich w Słowo Chrystusa.
Innym ważnym przejawem judaizowania, obecnym w łonie chrześcijaństwa, było podkreślanie ważności przestrzegania Prawa Mojżeszowego. Możemy obserwować to zjawisko już we wczesnym okresie formowania się wspólnot. Współcześni zwolennicy tego kierunku twierdzą, że Prawo Mojżeszowe składa się z prawa: (a) moralnego, (b) ceremonialnego i (c) państwowego oraz że o ile te dwa ostatnie już nie obowiązują, o tyle dalej należy przestrzegać tego pierwszego. Powyższy pogląd jest jednak sprzeczny z wykładnią charakteru tego Prawa podaną choćby w Jk 2,10, w którym Jakub wyjaśnia, że Prawo Mojżeszowe jest zwartym i nierozdzielnym (wręcz komplementarnym) systemem przepisów religijno-społecznych. Z kolei Paweł Apostoł w Rz 3,20 i Rz 7,7 podkreśla, że Prawo zostało dane Żydom po to, aby rozumieli swoją grzeszność oraz świętość Boga (por. Rz 7,12). Samo w sobie nie miało jednak mocy zbawczej (por. Rz 8,3 i Ga 3,22).
W praktyce pierwotnego Kościoła judaizowanie przejawiało się w naciskach na to, by nowi wierzący w Chrystusa poddawali się obrzezaniu i w taki sposób dołączali do społeczności Izraela (dziś przejawia się to w doktrynie o „duchowym włączaniu” się w tzw. globalną społeczność Izraela). Temu zwodniczemu nauczaniu ustawicznie przeciwstawiał się już Apostoł Paweł, który choć sam był Żydem wywodzącym się z ugrupowania faryzeuszy, to jednak po osobistym spotkaniu z objawionym Chrystusem rozumiał, że to wszystko, co kiedyś miało dla niego wartość – cała religijność z jej wszystkimi praktykami – jest zwykłym śmieciem (odrażającym odpadkiem). W Flp 3,8 przyrównał ją wręcz do ekskrementów (gr. skybalon). Apostoł konsekwentnie, wzorem Jezusa, nauczał o wielkiej wadze osobistego zanurzenia się w Słowo i Ducha PANA. Przeciwstawiał się magicznej tendencji myślenia, że „chrześcijańskie” praktyki religijne same w sobie (nawet przy braku osobistego posłuszeństwa Bogu) mają jakąś moc, jakieś duchowe znaczenie. Stosunek Apostoła Pawła zarówno do obrzezania, jak i do chrztu wodnego był podobny. Paweł wyraźnie podkreśla, że są to jedynie obrzędy zewnętrzne, które bez przemiany wewnętrznej człowieka nie mają żadnej duchowej wartości (por. Rz 2,28-29; 1 Kor 1,14-17). Tylko osobiste zanurzenie w relację z Chrystusem i trwanie w Nim jest podstawą pewności zbawienia (ratunku), które dzięki miłosierdziu i łaskawości Najwyższego zostało złożone W JEZUSIE CHRYSTUSIE – w żywym, wcielonym SŁOWIE BOGA.
Judasz Apostoł
Judasz Iskariota – a w zasadzie Juda z Keriotu – był synem Szymona z tego samego miasta, położonego w południowej Judei (por. J 6,71; J 13,26). Jeden z Dwunastu Apostołów Jezusa z Nazaretu, który zarządzał finansami całej grupy (por. J 13,29). Pomimo trzyletniego przebywania z Jezusem i zaangażowania w Jego służbę człowiek ten ostatecznie zdradził Jezusa (por. Łk 6,16) i – jak to określił Piotr – „porzucił służbę, kierując się własnymi planami” (por. Dz 1,25). Jezus był znacznie ostrzejszy w ocenie Judasza, mówiąc, że był on diabłem (por. J 6,70-71). Za swój haniebny czyn Judasz wziął od elit religijnych 30 srebrnych monet, co było średnim ekwiwalentem ceny niewolnika (por. Mt 26,15). Gdy się opamiętał i zrozumiał swój błąd, zwrócił monety kapłanom i przywódcom Izraela (por. Mt 27,3), a następnie popełnił samobójstwo przez powieszenie się w dolinie Hinnom (hebr. Ge-Hinnon; por. Mt 27,5; Dz 1,18). Za zwrócone pieniądze kapłani i starsi nabyli pole, na którym założono cmentarz dla cudzoziemców. Teren ten został nazwany Hakeldamach („Pole Krwi”) – por. Dz 1,19. Opamiętanie Judasza nie było jednak pełne. Co prawda widząc, że Jezus został niesłusznie skazany, pożałował tego, co uczynił, jednak nie wrócił do Jezusa, lecz wybrał samobójstwo. Dla porównania – Apostoł Piotr również zdradził Jezusa (trzykrotnie się Go wypierając – por. Mk 14,66-72), lecz jego żal był zupełnie inny i doprowadził go ponownie do Chrystusa (por. J 21,15-17).
Judejczycy
Słowo „Judejczycy” w Nowym Testamencie służy zasadniczo do odróżnienia Żydów pochodzących z Judei od tych, którzy wywodzili się z Galilei. Określenie to (gr. Judaioi) jest często – szczególnie w pismach Apostoła Jana – symbolem elit społeczno-religijnych, które w Judei sprawowały władzę tak świecką, jak i duchowną. Dotyczy więc zwykle dość wąskiej grupy społecznej, a tylko niekiedy całego narodu żydowskiego. Animozje, jakie panowały między Judejczykami a Galilejczykami, można dziś przyrównać do napięcia istniejącego w Rwandzie pomiędzy grupami etnicznymi Hutu i Tutsi. Obie grupy, podobnie jak kiedyś Judejczycy i Galilejczycy, mówią zasadniczo tym samym językiem i nie przejawiają istotnych różnic w tradycji czy w kulcie religijnym. Jednak siła związków klanowych zdecydowała o tym, że Tutsi (chociaż są w mniejszości) przejęli większość urzędów politycznych oraz wpływów gospodarczych w kraju. I chociaż dla Europejczyka są oni zupełnie nierozróżnialni, to jednak w Rwandzie każdy wie, kto jest Hutu, a kto Tutsi. Tak samo było w Izraelu: każdy wiedział, kto pochodzi z Galilei, a kto z Judei.
Początki takiego podziału pomiędzy Żydami sięgały czasów tzw. podzielonego królestwa, gdy monarchia Salomona została rozdzielona na dwa osobne, zantagonizowane królestwa, co wydarzyło się ok. 930 r. p.n.e. Królestwo Północne – zwane Izraelem – było religijno–politycznym sojuszem dziesięciu plemion żydowskich. W skład Królestwa Południowego – zwanego Judą – weszły dwa pozostałe plemiona, potomkowie Judy i Beniamina. W wyniku wojen i deportacji plemiona północne zniknęły w pomroce dziejów, południowe zaś się ostały. Tereny, które należały do Królestwa Południowego, stały się z czasem tzw. Judeą, a ich mieszkańcy Judejczykami. W przekładach polskich ta różnica przeważnie ginie, gdyż słowo „Judejczycy” zwykle jest tłumaczone jako „Żydzi”, choć nie oddaje to skomplikowanego układu relacji etniczno-społeczno-politycznych, jakie panowały wtedy w Izraelu.
Kadzidło
Mieszanina naturalnych składników roślinnych, które podczas spalania uwalniają wiele związków aromatycznych. Różnego typu kadzidła stosowane są często w obrzędach religijnych, medytacjach, aromaterapii, a także w kuchni. Na Bliskim Wschodzie głównym składnikiem mieszaniny kadzidlanej była skrystalizowana postać żywicy z drzewa zwanego kadzidłowcem (łac. Boswellia sacra), określanego również olibanum. Drzewo to w zależności od warunków wegetacyjnych osiąga wysokość 2-8 m.
Jednym z obowiązków kapłanów żydowskich wynikającym z Prawa Mojżeszowego było składanie ofiary kadzidlanej na ołtarzu kadzidlanym wykonanym z drzewa akacjowego (por. Wj 30,1-10). Mojżesz otrzymał również dokładny przepis sporządzania specjalnego rodzaju kadzidła, które miało być przeznaczone jedynie dla PANA. Znajdujemy to w Wj 30,34-38. Ołtarz do składania ofiary kadzidlanej znajdował się w tzw. miejscu świętym, przed zasłoną oddzielającą go od miejsca najświętszego (por. Wj 30,1-37; Kpł 10,1-2; Łk 1,8-11).
Publiczne modlitwy w świątyni jerozolimskiej odbywały się codziennie trzy razy: o godzinie dziewiątej rano (czyli o trzeciej wg rachuby żydowskiej), o dwunastej, tzn. w południe (czyli o szóstej wg rachuby żydowskiej), i o piętnastej (czyli o dziewiątej wg rachuby żydowskiej). Poranne i popołudniowe obrzędy polegały na złożeniu ofiary z baranka, modlitwie zebranego ludu, której towarzyszyła ofiara kadzidlana, oraz na udzieleniu kapłańskiego błogosławieństwa.
Bóg zatrzymał sprawowanie kultu świątynnego 11 września 70 r. Dokonał tego rękami żołnierzy XII Legionu Rzymskiego, którzy zniszczyli niepotrzebną już świątynię jerozolimską. Od tego czasu ofiara kadzidlana nie jest składana. Została ona zastąpiona duchowym kadzidłem, którym są „modlitwy dziękczynne Bożego ludu”. W Ap 5,8 oraz Ap 8,3-4 napisane jest, że to właśnie one są przed Tronem Bożym w Niebiosach najwspanialszym kadzidłem.
Z kolei Apostoł Paweł w 2 Kor 2,15-16 zwraca uwagę, że uczniowie Jezusa, głoszący Dobrą Wiadomość o ratunku, jaki jest w Chrystusie oraz żyjący zgodnie z jej przekazem (świadectwo życia jest bowiem kluczem wiarygodności głoszącego), są „Chrystusową wonnością nie tylko dla tych, którzy wstępują na drogę zbawienia, ale także dla tych, którzy decydują się pozostać na drodze zatracenia. Dla tych ostatnich jesteśmy przerażającym odorem Śmierci, który zwiastuje im nadchodzącą zgubę! Jednak dla pierwszych jawimy się niczym cudowny i ożywczy aromat odwiecznego i nieskończonego Bożego Życia” (NPD). Taka symbolika kadzidła Chrystusowego w doczesnym świecie bazowała na obrazach antycznych pochodów triumfalnych, do których prawo mieli zwycięzcy wodzowie. W tego typu defiladach zwycięski wódz jechał rydwanem na czele swej armii. Na końcu prowadzono jeńców i niesiono zdobycze. Pod koniec defilady dowódca pokonanego wojska był ścinany publicznie, a jego żołnierze musieli, ku uciesze publiczności, staczać walki na arenie – niczym gladiatorzy. Pochód triumfalny uświetniali kapłani palący aromatyczne kadzidła, które dla zwycięzców były aromatem chwały, a dla pokonanych – wonią zwiastującą zbliżającą się egzekucję. Tej metafory użył Paweł, pisząc 2 Kor 2,14. Chrystus bowiem odniósł pełne zwycięstwo nad grzechem i Śmiercią. Jego zwycięską armią są idący za Nim uczniowie. W zaskakujący sposób obraz ten w swojej symbolice przypomina też triumfalny pochód Izraela do ziemi obiecanej. Na czele tamtej armii szedł PAN – zwycięski wódz – którego Obecność (hebr. Szechina) manifestowała się w Obłoku (w ciągu dnia) i w Słupie Ognia (nocą).
Z Apokalipsy dowiadujemy się, że w Niebiosach nie ma żadnej potrzeby składania krwawych ofiar, jest natomiast złoty Ołtarz kadzidlany, o którym mówi werset Ap 8,34. To właśnie ten Niebiański Ołtarz był pierwowzorem ziemskiego ołtarza kadzidlanego, który został umieszczony w przenośnym przybytku, a później w świątyni w Jerozolimie. Został on zbudowany według wzoru, który Bóg ukazał Mojżeszowi. Ołtarz ten miał jedynie około pół metra kwadratowego powierzchni. Wykonany był z drewna akacjowego pokrytego złotem. W środku miał przestrzeń na rozpalone węgle, na które rzucane było kadzidło do spalenia. Z narożników tego ołtarza wystawały złote rogi (po jednym z każdego), które raz w roku, w Dniu Przebłagania (Pojednania), smarowano krwią Ofiary Przebłagalnej w ramach tzw. obrzędu przebłagania (por. Wj 30,10 oraz Kpł 16,18). Z chwilą śmierci Jezusa na krzyżu wszelkie ofiary składane przez Izraelitów w świątyni przestały mieć jakikolwiek sens. Zresztą w swym zamyśle były one tylko symboliczną zapowiedzią tej jednej, jedynej ofiary, którą Mesjasz miał złożyć z samego siebie.
Kalendarz żydowski
Kalendarz hebrajski jest oparty na cyklu księżycowym (kalendarz lunarny), co sprawia, że doba zaczyna się wraz z zachodem słońca (w Izraelu zwykle ok. 18:00) i kończy o zachodzie słońca dnia następnego. W praktyce wygląda to tak, że doba podzielona jest na dwie części – pierwszą jest noc, a drugą dzień. W związku z tym zapis godzin w NT odnosi się do tego podziału, np.:
„trzecia godzina dnia” (por. Mk 15,25; Dz 2,15) oznacza naszą godz. 9:00,
„szósta godzina dnia” (por. Mk 15,33; Łk 23,44; Dz 10,9) oznacza naszą godz. 12:00,
„dziewiąta godzina dnia” (por. Mk 15,33-34) oznacza naszą godz. 15:00.
Rok żydowski składa się z dwunastu miesięcy, a tydzień z siedmiu dni, z których pierwszym jest nasza niedziela, a ostatnim nasza sobota. Kolejność miesięcy według kalendarza żydowskiego jest następująca:
1) nisan (w kalendarzu gregoriańskim: marzec–kwiecień);
2) ijar (w kalendarzu gregoriańskim: kwiecień–maj);
3) siwan (w kalendarzu gregoriańskim: maj–czerwiec);
4) tamuz (w kalendarzu gregoriańskim: czerwiec–lipiec);
5) aw (w kalendarzu gregoriańskim: lipiec–sierpień);
6) elul (w kalendarzu gregoriańskim: sierpień–wrzesień);
7) tiszri (w kalendarzu gregoriańskim: wrzesień–październik);
8) cheszwan (w kalendarzu gregoriańskim: październik–listopad);
9) kislew (w kalendarzu gregoriańskim: listopad–grudzień);
10) tewet (w kalendarzu gregoriańskim: grudzień–styczeń);
11) szwat (w kalendarzu gregoriańskim: styczeń–luty);
12) adar (w kalendarzu gregoriańskim: luty–marzec).
Dla zrównania kalendarza lunarnego z solarnym Żydzi co 2-3 lata dodają trzynasty miesiąc (adar szeni).
Według kalendarza hebrajskiego (opartego na zapisie biblijnym, w którym istnieją pewne luki dotyczące datowania[1]) Jezus Chrystus urodził się w roku 4109 po stworzeniu opisanym w Rdz 1.
Patrz też → Jom Kippur; → Pascha, → Rosz ha-Szana; → Sukkot; → Chanuka; → Purim; → Szawuot.
[1] Więcej na ten temat można znaleźć w publikacji Panorama dziejów biblijnych Waldemara Byczyńskiego, Oficyna Wydawnicza VOCATIO, Warszawa 2016.
Kapłani
Języki biblijne na określenie kapłana
używają słów: hebr. kohen, gr. hiereus. Arcykapłan to gr.
archiereus. Spośród dwunastu plemion Izraela jedno (plemię Lewiego) decyzją
Boga zostało wydzielone do służby w świątyni. Z niego Bóg wydzielił kolejną
grupę (ród Aarona) jako kapłanów do służby ołtarza. Z tej grupy raz na jakiś
czas powoływał arcykapłana, który miał specjalne uprawnienia związane zarówno z
wchodzeniem do miejsca najświętszego w Bożym przybytku (świątyni), jak i
przewodniczenia Sanhedrynowi. Pozostała część plemienia Lewiego (Lewici) nie
miała wstępu ani do miejsca świętego, ani do miejsca najświętszego. Jego
członkowie posługiwali jedynie w świątyni jako niższa grupa kapłańska. Zarówno
kapłani, jak i Lewici byli odpowiedzialni w Izraelu za nauczanie ludu Prawa
Mojżeszowego.
Ponieważ pokolenie Lewiego zostało wydzielone do służby świątynnej, nie
otrzymało od Boga ziemi na własność dziedziczną. Jednak – zgodnie z nakazem
Najwyższego – dostało od swych współrodaków 48 miast rozrzuconych po całym
kraju do nieodpłatnego użytkowania. W każdym z nich Lewici mogli swobodnie
zamieszkać, nie płacąc jakiegokolwiek czynszu dzierżawnego. Nie gnieździli się
więc w zabudowaniach sakralnych, lecz do pracy w świątyni przybywali jedynie od
czasu do czasu. Po zakończonej służbie wracali do swych domów (do różnych
miast) i tam zajmowali się własnymi sprawami.
Pozycja kapłanów w starożytnym Izraelu była niezwykle uprzywilejowana i
majątkowo bardzo zasobna. Chociaż kult religijny był sprawowany każdego dnia,
oni nie musieli zbyt długo przebywać w świątyni. Nie byli też ograniczeni do
pracy wyłącznie w jej obrębie. Po reformach przeprowadzonych przez króla Dawida
kapłani zostali podzieleni w Izraelu na 24 zmiany (grupy) spełniające kolejno
przez tydzień (od szabatu do szabatu) służbę w świątyni jerozolimskiej (por. 1
Krn 14,10). To sprawiało, że przeciętny kapłan (w tym także Lewita) rocznie
pracował na rzecz świątyni niewiele dłużej niż dwa tygodnie. Co robił z
pozostałym czasem? Najczęściej był zatrudniony w państwowym aparacie
administracyjnym. Na przykład król Dawid, organizując swój rząd, oparł go
przede wszystkim na kapłanach i Lewitach. W ten sposób kapłani stawali się
urzędnikami królewskimi lub sędziami.
Uprzywilejowana pozycja kapłanów związana była również z samym kultem
świątynnym. Zwykli ludzie nie mieli wstępu do relatywnie małego budynku
sanktuarium świątynnego. Mogli przebywać jedynie na terenie świątynnym
(dziedzińcu Żydów, dziedzińcu kobiet, dziedzińcu zewnętrznym czy dziedzińcu
pogan znajdującym się poza obrębem wyznaczonym przez mur soreg). W samym
świątynnym sanktuarium (zwanym też „miejscem świętym”), do którego mieli wstęp
tylko kapłani (Lewici już nie mieli tego prawa), było wydzielone jeszcze
mniejsze pomieszczenie – miejsce najświętsze („święte świętych”). Wstęp do
niego miał tylko arcykapłan, i to jedynie raz w roku, w Dzień Przebłagania
(hebr. Jom Kippur), ze specjalną ofiarą krwi (por. Kpł 16; Hbr 9,6-7).
Prawo Mojżeszowe w całym zakresie swego działania było oparte na dwóch
systemach: (a) ofiar świątynnych i (b) kasty kapłańskiej, która dbała o
prawidłową realizację przepisanych ofiar. Z chwilą powszechnego wylania Bożego
Ducha (por. Dz 2,2-4; Dz 2,16-21; Hbr 10,16-17) oraz likwidacji żydowskiego
systemu ofiarniczego (zburzenie świątyni jerozolimskiej 11 września 70 r. n.e.)
zlikwidowana została również kasta kapłańska (por. Hbr 7,12), a w jej miejsce
wprowadzono powszechne kapłaństwo wierzących (por. 1 P 2,9). Jedynym
Arcykapłanem w tym nowym porządku (wg wzoru Melchizedeka) jest sam Chrystus
zasiadający na Tronie Bożego Majestatu w Niebiosach (por. Hbr 8,1-2). Nie
bierze On udziału w składaniu takich ofiar ani w takim kulcie, jaki sprawowali
kapłani ST, ponieważ ofiarą złożoną z samego siebie jednorazowo (tzn. tylko
jeden raz na wieki) dokonał skutecznego odkupienia całego rodzaju ludzkiego z
mocy grzechu (por. Hbr 10,12), co wydarzyło się raz na zawsze (por. Hbr 10,14).
Swoim działaniem otworzył On drogę do doskonałości dla wszystkich, którzy
poddają się uświęceniu (por. Hbr 12,14) w Jego Duchu (por. J 4,24; Rz 8,14).
Sytuacja duchowa, jaka panowała w czasach Jezusa w Izraelu, była, w ocenie
PANA, dramatyczna. Kapłani, odpowiedzialni za pasterzowanie Bożemu ludowi, nie
zajmowali się dziełem, które zostało im powierzone przez Najwyższego. Bardziej
dbali o własne interesy (o przychody kasty świątynnej, do której należeli).
Boże stado (lud Izraela) wykorzystywali dla własnych korzyści. W konsekwencji
dzień po dniu stado PANA ginęło wskutek braku duszpasterskiej troski, a lud
zmierzał wprost do wiecznej duchowej zagłady, o czym oni doskonale wiedzieli
(por. J 7,49). Ponieważ historia lubi się powtarzać, również pierwsi
chrześcijanie od samego początku byli przestrzegani przed fałszywymi
nauczycielami, którzy w ich społecznościach będą powtarzać ten sam wzorzec
religijnej hipokryzji (por. Mt 24,11; Mt 24,24; Mk 13,24; Dz 20,28; 2 Kor
11,13-15; 2 P 2,1).
W czasach NT urząd arcykapłana sprawował Annasz (w latach 6-15 n.e.).
Później urząd ten objął jego zięć – Kajfasz (18-36 n.e.). Kajfasz nie miał
takiego autorytetu jak Annasz. Pełne imię Kajfasza brzmiało: Józef syn Kajafy.
Człowiek ten w Jewish Encyclopedia (publ. 1906 r.) został wymieniony
jako 67. na liście 82 uznanych arcykapłanów, którzy funkcjonowali od czasów
Aarona (brata Mojżesza) do powstania Bar Kochby (lata 132-135 n.e.).
Jednak to Annasz (syn Setiego) był szarą eminencją pociągającą za sznurki
władzy, polityki i religii. Sam został powołany na stanowisko arcykapłana nie z
proroczego polecenia Boga, ale przez Kwiryniusza, rzymskiego gubernatora Syrii.
Odwołał go prefekt Judei Waleriusz Gratus, który w latach 15-18 n.e.
kilkukrotnie zmieniał ludzi na stanowiskach arcykapłanów, najwyraźniej czerpiąc
z tego korzyści materialne.
Wszystko wskazuje na to, że Annasz był tym, który rozwinął biznes
świątynny (sprzedaż zwierząt na ofiary oraz wymianę pieniędzy na świątynne,
potrzebne do opłacania podatku świątynnego) na niespotykaną wcześniej skalę. Po
pewnych niesnaskach, w efekcie których stracił urząd arcykapłana, ostatecznie
dogadał się on z Gratusem[1] i przy jego poparciu wprowadził na to stanowisko swego zięcia Kajfasza.
Nie poprzestał jednak na tym. Annasz zabezpieczył stanowiska arcykapłańskie dla
swoich pięciu synów, którzy piastowali je w latach: 16-17 (Eleazar), 36-37
(Jonatan), 37-41 (Teofil), 42-44 (Mattias), 62 (Annasz Młodszy). W ten sposób
ród Sadokitów uzyskał znaczącą kontrolę nad biznesem świątynnym (por. Łk
19,45-46; J 2,13-16), w którym kluczową rolę odgrywał → Bazar Annasza, a jego
istnienie potwierdzają również historyczne zapisy pozabiblijne. Stragany na
terenie świątyni jerozolimskiej, gdzie prowadzono sprzedaż certyfikowanych
zwierząt (zatwierdzonych wcześniej przez kapłanów) na ofiary lub wymianę
pieniędzy na walutę świątynną (kantory świątynne), pracowały na podstawie
koncesji wydawanych przez arcykapłana. To oczywiście było źródłem rosnących
fortun rodów kapłańskich, lecz oddalało posługę kapłańską od wzorca
przedstawionego w komentowanym wersecie. Podobny proceder kwitnie do dziś we
wszystkich środowiskach zorganizowanej religii. U Żydów np. rabini o specjalnej
jurysdykcji terytorialnej nadają – za odpowiednią opłatą – certyfikaty
koszerności, a w środowiskach muzułmańskich wyznaczeni imamowie certyfikaty halal.
Pod nadzorem Annasza świątynia w Jerozolimie wręcz ociekała złotem. Arcykapłani
pławili się w bogactwie, traktując to sanktuarium niczym swój prywatny folwark,
a nie jak miejsce Bożego kultu. Przywódcy religijni pełnymi garściami czerpali
zyski ze sprzedawanych na terenie świątyni ofiar. Obciążali ludzi opłatami za
wszelkie czynności religijne oraz ofiary, jakie mieli składać zgodnie z
obowiązującym Prawem religijnym. Brali więc opłaty za oczyszczenia (por. Łk
5,14), poświadczenia czystości (por. Mt 8,4), składanie ślubów (por. Dz
21,23-24), obrzezania (por. Łk 2,24) etc. Kapłani nie mieli w tym umiaru,
dlatego Jezus przegonił ze świątyni zatrudnianych przez nich przedstawicieli
handlowych (por. Mk 11,15-18). Na terenie świątyni mogli bowiem handlować tylko
ci, którzy, według dzisiejszych pojęć, byli franczyzobiorcami biznesów
świątynnych.
Oprócz → Bazaru Annasza na terenie świątyni jerozolimskiej (na dziedzińcu
kobiet) było ustawionych trzynaście specjalnych skarbon (por. Mk 12,41-42). Nie
były przeznaczone na ofiary przepisane Prawem Mojżesza, lecz na utrzymanie
kapłanów i samej świątyni, w tym na jej złocenia, pokrycia dachowe, szaty
liturgiczne itp. Datki składane do skarbon świątynnych nie były zatem
oficjalnymi ofiarami w rozumieniu kultowych przepisów Prawa Mojżeszowego, ale
czymś ponad to. Z inicjatywy kapłanów zbierano je na utrzymanie i
funkcjonowanie świątyni, a także na ich osobiste potrzeby. Każda z trzynastu
skarbon była przeznaczona na inne potrzeby (np. zakup drewna, sprzątanie,
pokrycia dachowe itp.). Gdy ktoś przynosił pieniądze na ofiarę, informował
witającego go kapłana o wielkości datku i jego przeznaczeniu. Ten zaś wskazywał
mu odpowiednią skarbonę. Skarbony te zwane były „trąbami”. Część komentatorów
twierdzi, że ich nazwa wzięła się od kształtu – skarbony miały formę lejka, a
staczające się pieniądze wydawały charakterystyczny dźwięk. Inni uważają, że
była to nazwa przenośna, która przylgnęła do nich z uwagi na sposób, w jaki
ofiarodawcy wrzucali tam swe datki, dbając o wywołanie odpowiedniego hałasu.
W Biblii znajdujemy również inne określenia dotyczące kapłanów
niezwiązanych z religią żydowską, np. magos („mag”). Tak nazywano w
Babilonii kapłanów astrologów zoroastryzmu wywodzących się z rodu Magów, który
był częścią perskiego (irańskiego) ludu Medów. Ludzie z tego plemienia pełnili
posługi kapłańskie, podobnie jak Lewici w Izraelu. Byli biegli w naukach o
ciałach niebieskich. Czytamy o nich w Mt 2,1-12. Tradycja ludowa przedstawia
ich jako królów, a nawet jako trzech królów – chociaż Biblia nie podaje żadnej
ich liczby. Wiemy tylko, że składając hołd Nowonarodzonemu Jezusowi, przywieźli
dla Niego trzy dary (por. Mt 2,11). Przesłanie biblijne w tej sprawie jest
jasne: na ziemską prezentację Króla Wszechświata przybyli z daleka wysocy rangą
dygnitarze pogańscy, podczas gdy elity polityczno-religijne Izraela, teoretycznie
oczekujące Mesjasza, a praktycznie skoncentrowane na swym świątynnym biznesie,
w ogóle nie były zainteresowane powitaniem Króla.
Patrz
też → Dziesięciny i ofiary.
[1] Valerius Gratus – czwarty prefekt Judei, który swój urząd sprawował w latach 15-26 n.e.
Znany był z tego, że za pieniądze wydawał nominacje na stanowisko żydowskiego
arcykapłana.
Kobieta w kościele
Fundamentalne znaczenie dla kwestii
obecności i funkcji kobiety w kościele ma zapis Apostoła Pawła z Listu do
Galatów mówiący, że: „Kiedy więc prawda o Chrystusie została wreszcie
objawiona, przestaliśmy podlegać Prawu jako nadzorującemu nas opiekunowi. Dzięki
temu wszyscy, którzy trwamy w Chrystusie Jezusie, mamy otwartą drogę do tego,
by stać się w pełni dojrzałymi dziedzicami Boga, co dokonuje się przez duchowe
zanurzenie w Chrystusa i dalsze w Nim trwanie, a więc przez obleczenie się Jego
naturą. W Nim zaś nie ma już znaczenia, czy ktoś jest Żydem, czy nim nie
jest; nie ma znaczenia, czy ktoś jest niewolnikiem, czy wolnym człowiekiem ani
czy jest mężczyzną, czy kobietą, gdyż w Chrystusie Jezusie wszyscy razem
stanowimy jeden organizm. Jesteśmy bowiem Jego Ciałem” (Ga 3,25-28 NPD).
Dlaczego te słowa Apostoła Narodów są tak ważne? W czasach ST w Izraelu
kobieta znajdowała się na samym dole struktury społecznej. Przeciętny Żyd w
swojej codziennej modlitwie dziękował Bogu, że „nie jest Samarytaninem, psem
ani kobietą”. Zasadniczo kobiety nie miały żadnych praw. Ich głos w sądzie nie
miał znaczenia. De facto były własnością mężczyzn. Nie posyłano ich do
szkół. Musiały uczyć się od innych kobiet wykonywania swoich obowiązków
domowych i małżeńskich. Oczywiście zdarzały się wyjątki, ale powszechne
traktowanie kobiet jako gorszych istot było na Bliskim Wschodzie mocno
rozpowszechnione, a w kulturze arabskiej, praktykującej islam, takie do dziś
pozostało. Dlatego powszechne zdziwienie budziło to, jak Jezus traktował kobiety.
On zrównał je z mężczyznami – także w kwestii nauczania (por. Łk 10,39). W
relacji Łukasza znajdujemy najwięcej zapisów o tym, jak Jezus odnosił się do
kobiet.
Apostoł Paweł w tekście Ga 3,25-28 pokazał, jak w Chrystusie dokonała się
radykalna zmiana sytuacji kobiety. Jezus przywrócił kobietom taką godność, jaka
się im od początku należała – równą godności mężczyzn. Równość w godności była
bowiem oryginalnym planem Bożym, o czym czytamy w pierwszym opisie stworzenia
człowieka w Rdz 1,27. Jest w nim wyraźnie pokazane, że rodzaj ludzki został
powołany do istnienia w osobach mężczyzn i kobiet jako równorzędnych istot
stworzonych na obraz Boga. Dopiero w drugim opisie stworzenia człowieka w Rdz
2,7-25 widzimy przydział różnych funkcji społecznych (rodzinnych). Mężczyzna
otrzymał rolę przywódczą, a kobieta wspierającą. Zarówno pierwszy opis
stworzenia człowieka (jakościowy, godnościowy), jak i drugi (funkcjonalny)
nigdy nie upoważniały do przyporządkowania kobiecie roli podrzędnej czy nawet
niewolniczej, jaka została jej narzucona w czasach ST. Niestety, ten rodzaj
podrzędności utrzymał się do dzisiaj w wielu kulturach niechrześcijańskich
(islam, hinduizm, buddyzm, religie animistyczne etc.).
W Biblii znajdujemy pojedyncze obrazy kobiet wybitnych, które Bóg
powoływał do różnych wielkich zdań. Widzimy tam prorokinie, które, jak Debora
(por. Sdz 4,4-5,31), sprawowały funkcje przywódcze lub nauczające (por. Łk
2,36; Dz 21,9). Ich rolą, jak każdego proroka, było nauczanie ludu praktycznego
stosowania Bożego Słowa w codziennym życiu.
Bez wątpienia wzorzec przywództwa ustalony przez Boga obejmuje szczególną
odpowiedzialność mężczyzny za rozwój rodziny, a jeśli trzeba, to również
wspólnoty. Jednak jego priorytetową odpowiedzialnością jest rodzina. W
pierwszych kościołach starszym (gr. presbyteros – „prezbiter”) czy
zwierzchnikiem (gr. episkopos – „biskup”) mógł zostać tylko taki
człowiek, który wykazał się nienaganną opinią (por. znakomitym świadectwem
życia rodzinnego) – miał tylko jedną żonę, a swoje dzieci wychował należycie
(por. 1 Tm 3,1-4). „Jeśli bowiem ktoś nie potrafi kierować własnym domem i
rodziną, to jakże mógłby dobrze się zatroszczyć o społeczność Bożego ludu?!” (1
Tm 3,5 NPD).
Te oraz inne wersety pokazują jasno, że przywódcza rola mężczyzn była w
pierwszych kościołach standardem. Jednak życie często nie jest idealne. Jak
zdarzają się dysfunkcyjne rodziny, tak samo zdarzają się dysfunkcyjne wspólnoty
kościelne, w których mężczyźni nie chcą brać na swe barki odpowiedzialności,
jaka nieodłącznie wiąże się z przywództwem (por. Ap 2,20-23). W takiej sytuacji
trudno się dziwić, że wtedy kobiety biorą się za przewodzenie. Jednak tego typu
sytuacje są świadectwem już to słabości rodziny, już to słabości lokalnego
kościoła, w szeregach którego brakuje mężów Bożych gotowych do podjęcia ról
wyznaczonych im przez Stworzyciela. Zasadniczo jednak kobiety dojrzałe w wierze
powinny nauczać młodsze, jak dbać o rodzinę i stosownie odnosić się do mężów
(por. 1 Tm 5,3-16; 1 Tm 2,11-15, a także Ef 5,33).
Wiele dziedzin życia kościelnego bez kobiet nie istniałoby. Nie dziwi to,
ponieważ sam Bóg stwierdził, że daje mężczyźnie pomoc (dosł. „silnego
sprzymierzeńca” – taki jest bowiem sens hebr. ezer kenegdo – Rdz 2,18). Kobieta,
przez swą inność percepcji oraz inny sposób komunikowania, jest w stanie w
wielu dziedzinach osiągnąć więcej niż mężczyzna. Należą do nich choćby
duszpasterstwo kobiet czy opieka nad potrzebującymi, gdzie kobieca wrażliwość
jest nie do przecenienia. W tych aspektach potrzebne jest również nauczanie.
Mądre kobiety mają zatem do odegrania w lokalnym kościele wielką rolę. Jednak
nawet wówczas, gdy są znakomitymi mówczyniami i znawczyniami Pisma, w czym
często potrafią przewyższać mężów, powinny unikać publicznego ich pouczania
(gr. didasko) oraz dominowania (gr. authenteo) nad nimi (por. 1
Tm 2,12), gdyż takie zachowania nie budują ani małżeństwa, ani rodziny, ani
społeczności wierzących.
Kohorta
Kohorta w armii rzymskiej była dużym
oddziałem wojskowym, zwykle dziesiątą częścią legionu. Składała się z sześciu
centurii. Przy zwykłej obsadzie (uwzględniając straty poniesione w walkach) kohorta
liczyła średnio ok. 500-600 żołnierzy. Kohortą dowodził wyższy oficer w randze
trybuna wojskowego (łac. tribunus militum). Jemu podlegali centurioni
(setnicy), on sam zaś był podwładnym legata. W miastach kohorty pełniły funkcje
policji, co widzimy w Dz 21,30-32.
Komunia
Słowo „komunia” (a dokładnie „komunia
świętych”) pochodzi od łac. communio sanctorum („społeczność świętych”)
i odpowiada greckiemu terminowi koinonia. Określa ono wspólnotę
wierzących. Z tego samego źródłosłowu wywodzi się słowo „komuna” opisujące taką
społeczność, w której wszystko jest wspólne. Pewne elementy takiej wspólnoty
były widoczne w pierwszej żydowskiej wspólnocie chrześcijańskiej w Jerozolimie
(por. Dz 4,32).
Korban
Słowo korban występuje w NT tylko
w jednym miejscu, w Mk 7,11. Jego pochodzenie nie jest do końca sprecyzowane.
Najczęściej odnosi się je do jęz. aramejskiego, w którym brzmiało korbonas.
Józef Flawiusz w swojej Wojnie żydowskiej (księga II, rozdz. 9,4) oraz w
Dawnych dziejach Izraela (księga XVIII, rozdz. 3,2) wspomina o korbanie
jako skarbie świątynnym, który został naruszony przez Piłata na cele budowy
akweduktu. Jest jednak też inne jego wyjaśnienie bazujące na jęz. hebrajskim.
Mówi ono, że korban pochodzi od rdzenia CRB, który znaczy „zbliżyć się
do”. W tym kontekście słowo korban mogło funkcjonować w nauczaniu elit
narodowo-religijnych w Izraelu jako manipulacja przekonująca ludzi do wpłacania
datków do skarbca świątynnego, zamiast wspierania starych rodziców. Wygląda
więc na to, że obydwa wytłumaczenia zbiegają się w pewnym punkcie i nic
dziwnego, że takie nauczanie wzbudzało gniew Jezusa.
Kościół
W przekładach dosłownych NT słowo gr. ekklesia
zwyczajowo jest tłumaczone jako „kościół” (przekłady katolickie) lub „zbór”
(przekłady protestanckie). Etymologicznie ekklesia jest złożeniem
przyimka ek wskazującego na punkt początkowy, od którego zaczyna się
jakiś czyn lub ruch, oraz derywatu czasownika kaleo („wzywać”,
„zapraszać”). Razem w takim zestawieniu ekklesia oznacza zgromadzenie
ludu, który – wezwany przez Boga – odpowiedział na Jego zawołanie. Semantycznym
odpowiednikiem tego słowa w kulturze hebrajskiej było qahal. Żydowski
termin qahal był tłumaczony na język grecki jako synagoge, który
w czasach antycznych był w powszechnym użytku i można go znaleźć w wielu
starożytnych pismach jako określenie zgromadzenia – nie tylko żydowskiego, lecz
także greckiego czy rzymskiego. Rzeczownikowa wersja synagoge z czasem
nabrała charakteru ściśle religijnego. Zaczęto ją stosować wyłącznie do
opisywania żydowskich zgromadzeń sakralnych, definiowania struktur
organizacyjnych i nazywania budynków (synagogi).
Redakcja NPD długo wahała się w kwestii wyboru odpowiedniej formy
przekładu ekklesia, który jest rzeczownikiem rodzaju żeńskiego. Nie
podobały się nam słowa „kościół” czy „zbór” przede wszystkim dlatego, że są
męskoosobowe. Ponadto w obecnych czasach nazbyt często identyfikowane są z
budynkiem kościelnym lub zinstytucjonalizowaną formą organizacyjną (co nie
oddaje istoty przekazu biblijnego). Chcieliśmy zbliżyć się bardziej do
etymologicznego znaczenia słowa greckiego opisującego żywą społeczność ludu
świadomie składającego swą nadzieję w Chrystusie, a więc ludu, który sam siebie
określał mianem Oblubienicy Chrystusa, czego formy męskoosobowe „kościół” czy
„zbór” nie oddają w stosowny sposób. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na
określenia: „społeczność wierzących”, „wspólnota ludu wierzącego” albo po
prostu „wspólnota” – ze względu na ich rodzaj gramatyczny (taki sam jak słowa ekklesia).
Zgodnie z nauczaniem NT społeczność wierzących jest żywym Ciałem Chrystusa
(por. 1 Kor 10,17 oraz 1 Kor 12,27) na Ziemi. Ważne jest jednak zauważenie, że
NT nie daje podstaw do wyciągania wniosków, iż na Ziemi istnieje tylko jeden
„Kościół”. W pismach NT słowo ekklesia występuje najczęściej w liczbie
mnogiej, opisując mnogość lokalnych kościołów (por. Dz 15,41; Dz 16,5; Rz 16,4;
Rz 16,16; 1 Kor 11,16; 1 Kor 16,19; 2 Kor 8,1; 2 Kor 8,19; 2 Kor 8,23-24; 2 Kor
11,8; 2 Kor 11,28; 2 Kor 12,13; Ga 1,2; Ga 1,22; Flp 4,15; 1 Tes 2,14; 2 Tes
1,4; Ap 1,4; Ap 2,23; Ap 3,22; Ap 22,16). Gdy termin ekklesia używany
jest w NT w liczbie pojedynczej, zawsze omawia sprawy konkretnego kościoła
lokalnego. NT nie zna pojęcia organizacji kościelnych, które grupowałyby
większą liczbę lokalnych wspólnot w jedną strukturę administracyjną. Nie zna
też pojęcia instytucji parakościelnych. Istnienie „korporacyjnych” struktur nie
zostało zaplanowane przez Boga. Czegoś takiego nie ma w Bożym planie zbawienia,
który w najbardziej wyczerpujący sposób został przedstawiony w Ef 1,3-14.
Jezus zapowiadał, że w pewnym dniu (Dzień Ostateczny) zgromadzi wszystkie
społeczności wierzących w jedną powszechną, wielką społeczność (jedną owczarnię
– por. J 10,16) i wtedy wszystkie one łącznie staną się Jego Oblubienicą (por. Ap
21,9). W tym sensie mówienie o istnieniu już teraz jednego doczesnego Kościoła
powszechnego jest biblijnie nieuprawnione, gdyż dopiero w czasach eschatologicznych
wszystkie lokalne społeczności wierzących (lokalne kościoły), które wytrwały w
Chrystusie, zostaną razem zebrane i w Dniu Sądu ujawnione wobec całego
stworzenia (por. Rz 8,18-25) jako jedna Oblubienica. Symbolicznym obrazem tego,
co nastąpi, jest przypowieść Jezusa przedstawiona w Mt 25,1-13, która w
połączeniu z Mt 7,21-23 ujawnia niezwykłą prawdę o wadze wytrwałości i trwania
w gotowości na powtórne przyjście PANA. Obraz kościoła jako Oblubienicy
nawiązuje do żydowskiej tradycji przedstawionej w Ef 5,24-33. Panna młoda przed
ceremonią zaślubin wchodziła do mikwe (wodnej kąpieli), aby poddać się
rytualnemu oczyszczeniu. Sama ceremonia zaślubin składała się z: kidduszin
(poświęcenia się, przeznaczenia siebie dla drugiej osoby – rodzaju polskich zaręczyn)
i nisuin (finału zaślubin wraz z weselem, intymną konsumpcją związku i
wprowadzeniem oblubienicy do domu, który przygotował oblubieniec – por. J
14,2-3). Odległość w czasie między tymi dwiema uroczystościami nigdzie nie była
określona czy zdefiniowana. O tym, kiedy odbędzie się nisuin, decydował
wyłącznie ojciec pana młodego (do tego zwyczaju nawiązują słowa Jezusa z Mk
13,32). Apostoł Paweł w Ef 5,24-33 porównywał działanie Słowa Bożego wobec
każdego lokalnego kościoła do oczyszczającej kąpieli (mikwe), jaką
musiała przejść każda panna młoda przed kidduszin. W użytej przez niego
metaforze Słowo Boże jest oczyszczającą wodą. Zanurzenie się panny młodej w
oczyszczającą wodę jest symbolem zanurzenia się społeczności (w tym każdego
jednego wierzącego) w Boże Słowo.
Zgodnie z NT każda lokalna społeczność wierzących (lokalny kościół) jest
świątynią Boga Żywego (por. J 4,21-24; Dz 17,24; 1 Kor 3,16-17 i 2 Kor 6,16). Taka
nowa forma świątyni została ustanowiona przez Jezusa w miejsce świątyni
jerozolimskiej. W lokalnej społeczności wierzących Chrystus jest Głową (por. Ef
1,22; Ef 5,23; Kol 1,18), a wszyscy jego naśladowcy są równowartymi członkami
Jego Ciała (por. Ga 3,28), choć mają do pełnienia różne funkcje (por. Ef
4,11-13). W tym celu Chrystus w duchowej postaci (jako Duch) rozdziela pomiędzy
nich dary, które mają służyć do budowania Jego Ciała (por. Rz 12,4-9; 1 Kor
12,1-14,40; Ef 4,8-12). W takiej społeczności nie ma podziału na duchownych i
świeckich. Taki podział istniał tylko w ST. Zgodnie z nauczaniem NT wszyscy
wierzący we wspólnocie – będąc braćmi i siostrami w Chrystusie – są „kapłanami
Najwyższego Króla” (por. 1 P 2,9), choć oczywiście mogą pełnić różne funkcje we
wspólnocie Bożego ludu.
Podstawowym zadaniem każdego lokalnego kościoła jest czytelne głoszenie
Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie. Utrata tego celu z oczu sprawia, że
kościoły w swym rozwoju zbaczają z kierunku wyznaczonego im przez Chrystusa. Ma
to miejsce wówczas, gdy nauczanie w tych wspólnotach, organizacjach,
strukturach dostaje się w ręce ludzi, którzy mają inne cele niż Chrystus. NT
ostrzega, że tak jak w czasach ST pojawiali się fałszywi prorocy i fałszywi
nauczyciele (kapłani), tak samo będzie w czasach nam współczesnych (por. Mt
7,15; Mt 24,11-28; Mk 13,21-23; 2 Kor 11,13; 2 Kor 11,26; Ga 2,4; 2 Tes 2,9; 2
P 2,1; 1 J 4,1; Ap 13,1-18). Niestety, przez wieki miliony aktywistów
religijnych żywiły przekonanie, że Bożym żniwem jest dbanie o potęgę i ziemskie
interesy ich macierzystych organizacji religijnych. Zupełnie zapominali, że
Boże żniwo ma charakter duchowy, a nie materialny. Utożsamianie Bożego żniwa z
ziemskimi interesami jakiejkolwiek organizacji religijnej sygnalizuje, iż w myśleniu
danej osoby jego organizacja de facto zajmuje miejsce Boga. Tragedią
naszych czasów jest przeniknięcie do kościołów → teologii sukcesu, zdrowia i
wszelkiego powodzenia. Każdy niezależny obserwator z łatwością może dostrzec,
że obok pragnienia posiadania władzy (czy choćby tylko związków z nią) wartości
te są klasycznymi dążeniami przenikającymi ten świat. Z całą pewnością nie są
to Boże wartości. Głoszenie ich w kościołach jest otwartym aktem niszczenia
tych kościołów – niszczenia serc i dusz gromadzących się ludzi. I nic nie
pomogą tu tłumaczenia o zwycięskim zdobywaniu świata i budowaniu porównywalnej
do niego wspaniałości (przepychu) „w imieniu Chrystusa”. Takie pokusy z ust
szatana słyszał również sam Jezus (por. Mt 4,8), lecz On radykalnie je odrzucił.
Biorąc to pod uwagę, trzeba stwierdzić, że określanie wielu zgromadzeń mianem
„chrześcijańskich” – tylko dlatego, że wybrzmiewa w nich imię Jezusa Chrystusa
– jest wielkim nieporozumieniem (por. Mt 7,21-23). Wiele z nich to raczej kluby
„kibiców Jezusa z Nazaretu”, ale nie społeczności Jego naśladowców. Wypełniają
one pewne normy społeczne, charytatywne, religijne i kulturowe zachodniej
cywilizacji, jednak daleko im do miana zgromadzeń uczniów Jezusa, których
charakteryzuje PRAGNIENIE TRWANIA W CHRYSTUSIE ORAZ PRAGNIENIE PEŁNIENIA WOLI
OJCA W POSTAWIE OFIARNEJ BOŻEJ MIŁOŚCI.
Wielu interpretatorów (idąc za literalnymi przekładami fragmentu 1 Kor
6,19) twierdzi, że ciało każdego wierzącego jest świątynią Ducha Bożego. Brzmi
to efektownie, lecz nie znajduje uzasadnienia w kontekstualnej analizie
gramatyki tego fragmentu. Słowo „Ciało” (gr. soma) występuje tu bowiem
co prawda w l. poj., ale (co jest ważne) z rodzajnikiem określonym. Chodzi
zatem o bardzo specyficznie określone Ciało, a nie takie „ciała” jak w 1 Kor
6,15. Trzeba zauważyć, iż osią wywodu Apostoła Pawła w tym fragmencie jest
pokazanie, że fizyczne ciała wielu wierzących (l. mn.) współtworzą żywe Ciało
Chrystusa (l.poj. z rodzajnikiem określonym) i z tego powodu nie powinni się
oni angażować w nierządne związki seksualne ani w związki małżeńskie czy
partnerskie z ludźmi niepodzielającymi ich zaufania (wiary) do Chrystusa oraz
nadziei w Nim złożonej. Greckie słowo porne użyte w tym tekście pochodzi
od porneia i jest odpowiednikiem hebrajskiego zanah, którym
opisywano nie tylko wyuzdania seksualne, lecz także związki małżeńskie z
osobami innej wiary. Kontekstem dla wspomnianego wersetu są również słowa
zapisane przez Pawła w Liście do Efezjan, w którym w Ef 2,19 oraz w Ef
2,22 wyjaśnia on, iż to cała społeczność ludzi wierzących (jako zbiorowość)
stanowi duchową świątynię (lokalny kościół). Użycie przez Apostoła liczby
mnogiej wyraźnie pokazuje, że to lokalna społeczność wierzących (a nie
pojedynczy wierzący) jest świątynią Ducha Bożego. Oczywiście każdy wierzący
jest zapieczętowany Duchem Uświęcenia (a więc wezwany do życia w uświęceniu –
por. 1 P 1,16 i Hbr 12,14), co ma jednak inny sens i inne konsekwencje w Bożym
planie zbawienia oraz w procesie duchowego wzrostu człowieka. Każdy wierzący
jest również żywym kamieniem (por. 1 P 2,5) tej duchowej budowli, którą spaja
Jezus Chrystus (por. 1 P 2,4). On także jest Żywym Kamieniem, ale tym
najważniejszym – zwieńczającym i spajającym tę duchową budowlę (por. 1 P 2,7).
Nauczanie NT na temat kościoła jako lokalnej społeczności wierzących
tworzących Ciało Chrystusa realizujące Misję Wielkiego Posłannictwa (por. Mt
28,19-20; Mk 16,15-18; J 20,21-23; Dz 1,8) nie byłoby pełne bez podkreślenia,
że cechą takiej wspólnoty jest to, iż oddaje ona cześć Ojcu Niebiańskiemu w
duchu i prawdzie. W rozmowie z Samarytanką (por. J 4,5-26) Jezus zapowiedział,
że właśnie następuje czas zmiany formy kultu i nie będzie już więcej
specjalnych miejsc do oddawania Bogu czci (jak miało to miejsce w Jerozolimie
czy na górze Garizim w kulcie samarytańskim). Wyraźnie stwierdził, że
„prawdziwi czciciele [Boga] będą oddawać cześć Ojcu w duchu i prawdzie. I
właśnie takich czcicieli chce mieć Ojciec” (J 4,23 NPD). Apostoł Paweł
doskonale zrozumiał tę lekcję. W swojej przemowie do greckich filozofów na
Areopagu w Atenach stwierdził: „(…) Ten, który jest PANEM Niebios i Ziemi,
nie mieszka w świątyniach wzniesionych przez człowieka ani nie odbiera posługi
z rąk ludzkich, jakby czegoś od nich potrzebował. On sam bowiem jest Tym, który
wszystko napełnia życiem! To On daje każdemu zarówno tchnienie, jak i wszystko
inne, co potrzebne jest do funkcjonowania!” (Dz 17,24-25 NPD). Prawdziwy
kościół nie jest zatem ani miejscem w sensie budowlanym, ani jakąkolwiek
strukturą organizacyjną (instytucją kościelną), ale żywą społecznością
wierzących ludzi, która w całości oddaje cześć Ojcu w duchu i prawdzie. Taka
społeczność (kościół) wie, że „Bóg jest Postacią Duchową, dlatego konieczne
jest, by Jego czciciele oddawali Mu cześć w duchu i w prawdzie” (J 4,24 NPD).
Taka społeczność nie tylko realizuje misję czynienia uczniami ludzi ze
wszystkich narodów i oddaje cześć Ojcu w duchu i prawdzie, ale – wzorem postawy
ofiarnej miłości Jezusa (por. J 13,35) – trwa w ofiarnej miłości, dbając
szczególnie o braci i siostry w wierze (nie tylko duchowo, ale i materialnie –
por. 2 Kor 8,9-22), oraz umacnia się wzajemnie w dążeniu do świętości (por. Hbr
12,14; 1 P 1,16).
Patrz
też → Społeczność wierzących w Chrystusa; → Ciało Chrystusa; → Oblubienica; →
Zaślubiny w kulturze hebrajskiej; → Kobieta w kościele.
Krew
Hebr. dam, a
także necah (użyte w przenośni w Iz
63,3.6) oraz gr. haima znaczą w
Biblii „krew”, „posoka”. W antropologii biblijnej wstępowanie ducha w ciało
(ożywianie istoty, powoływanie do życia) bywa też określane jako tchnienie
duszy (hebr. nefesz) w ciało. Biblia
wyraźnie podkreśla, że każde życie jest definiowane przez krew (por. Kpł 17,11;
Kpł 17,14; Pwt 12,23), która w ludzkiej zygocie pojawia się około 25. dnia od
zapłodnienia. A zatem moment pojawienia się krwi należy przyjąć jako
ukonstytuowanie się nowego życia w łonie matki. Od tej chwili nie ma już mowy o
zygocie, ale o człowieku, który ma ducha (duszę), i który – dzień po dniu –
rozwija się w łonie kobiety. Bazując na związku życia z krwią, rabini żydowscy
twierdzili, że dusza pojawia się w ludzkim embrionie dopiero z chwilą
pojawienia się krwi. Podobne poglądy mieli Augustyn z Hippony i Tomasz z
Akwinu, co w teologii chrześcijańskiej zaważyło na wieki pojęciami „embrionu
preanimowanego” oraz „embrionu animowanego”. W hebrajskim tekście Rdz 2,7
znajdujemy sformułowanie, że wskutek Bożego tchnienia człowiek stał się „duszą
żyjącą”, co w nowszych przekładach jest oddawane określeniem „istotą żyjącą”, a
w NPD „istotą żyjącą zmysłowo”.
Z uwagi na to, że krew definiuje życie (które może
być święte albo grzeszne), jedynie krew – według Bożego ustanowienia – jest
właściwą ofiarą za grzech (dlatego ofiara Kaina nie była właściwa – por. Rdz
4,3-5). Z tego powodu przelana na krzyżu krew Jezusa Chrystusa, który jako
jedyny przeżył swoje ziemskie życie bez jakiegokolwiek grzechu (por. 1 P 2,22;
1 P 3,15), mogła być jedyną skuteczną ofiarą przebłagalną za grzech ludzkości
(por. Mt 26,28; Mt 27,4; Mk 14,24; Ef 1,7; Kol 1,20; Hbr 9,12-14; Hbr 9,19-22;
Hbr 9,24-27). Ten grzech składa się z sumy wszystkich grzechów wszystkich
ludzi, wszystkich czasów. W ST zapowiedzią ofiary krwi Jezusa Chrystusa (jako
Bożego Baranka) były ofiary krwi zwierząt składane wg zasad Prawa Mojżeszowego
(por. Hbr 9,13; Hbr 9,19-23; Hbr 10,8). Ofiary te tylko warunkowo przywracały
relację między Wiekuistym a ludem Izraela (por. Hbr 9,6-9). Same w sobie nie
miały żadnej mocy do odkupienia ludzi z grzechu (por. Ga 3,21-22; Hbr 10,1-6),
jednak miały tę wartość, iż były przygotowaniem serc do przyjęcia zapowiadanej
przez proroków tej jedynej, definitywnej, ostatecznej i skutecznej odkupieńczej
ofiary krwi Bożego Mesjasza (Chrystusa) – por. Hbr 9,11-12; Hbr 10,10; Hbr
10,14; Hbr 10,19; 1 J 1,7; Ap 1,5; Ap 12,11.
W Biblii znajdujemy również informację, że
męczeńsko przelana krew ludzi wierzących, czyli tych, którzy ufają Bożemu Słowu
i swoją nadzieję złożyli w Chrystusie, jest niezwykle cenna w Bożych oczach.
Ona bowiem świadczy o tym, że ci ludzie wierność Chrystusowi postawili wyżej
niż swoje życie (por. Ps 116,15; Hbr 12,2-4; Ap 6,10; Ap 16,6).
Patrz też → Przebłagalnia;
→ Dusza.
Królestwo Boże
Królestwo Boże zwane jest także
Królestwem Niebios, którą to formułę znajdujemy w zapisach Mateusza. Ten
ewangelista skierował swoje świadectwo o Chrystusie do Żydów, którzy
tradycyjnie nadinterpretowali przepis Prawa Mojżeszowego zawarty w Wj 20,7. Prawo
stanowiło, aby lud Boży unikał wzywania imienia PANA, ich Boga, bez istotnych
powodów. Jednak rabini wprowadzili restrykcyjne zasady, w których nie tylko
zakazali wypowiadania Bożego imienia, ale również wspominania słowa „Bóg”.
Zamiast mówić „Bóg”, mówili „Niebiosa”, a zamiast „Królestwo Boże” – „Królestwo
Niebios”. Aby to uszanować, Mateusz używał w swojej relacji takich właśnie
określeń. Innym określeniem Bożego Królestwa jest w NT „dom Ojca” (por. J
14,2). Archetypem Bożego Królestwa w ST była tzw. ziemia obiecana.
Jednym z wielkich oczekiwań Żydów w czasach Jezusa było wyczekiwanie
nadejścia Królestwa Bożego (Królestwa Niebios), które miało pojawić się wraz z
przyjściem Mesjasza. Żydzi oczekiwali literalnie wyzwolenia spod okupacji
rzymskiej i całkowitej przemiany systemu polityczno-narodowego. To wyczekiwanie
wręcz wysysali z mlekiem matki, dlatego tak trudno było im zrozumieć nauczanie
Jezusa, który objaśniał, iż Królestwo Boże nie jest rzeczywistością z tego
świata, lecz opisuje stan panowania Boga w ludzkich sercach (por. Łk 17,20-21).
Chociaż obecnie realizuje się ono duchowo w ludzkich sercach (w duchu i duszy),
to jednak charakter Bożego Królestwa jest jak najbardziej realny. Rozpoczynając
swą działalność, Jezus mówił, że Królestwo Boże jest już blisko (por. Mt 4,17;
Mt 10,7; Mk 1,15; Łk 10,9). Niedługo potem stwierdził, że Królestwo Boże już
przyszło (por. Łk 17,21). Nauczał także, iż to Królestwo przyjdzie kiedyś w
przyszłości (por. Mt 6,10; Łk 17,20; Łk 22,18). Do Piłata powiedział wprost, że
jest Królem, choć Jego Królestwo nie jest z tego świata (por. J 18,36-37). Wszystkie
wypowiedzi Jezusa wyraźnie potwierdzają, że Królestwo Boże jest rzeczywistością
duchową, która w doczesnym świecie realizuje się w ludzkim życiu wówczas, gdy
Chrystus obejmuje panowanie w sercu człowieka. Przypowieści Jezusa są
znakomitym źródłem informacji o charakterze i naturze Królestwa Bożego, a także
o zasadach, jakie w nim rządzą. W NT odnotowano 24 wypowiedzi Jezusa, w których
wprost lub domyślnie mówił o zasadach rządzących Królestwem Bożym. Odnośniki do
wszystkich można znaleźć w haśle → Przypowieści i przenośnie użyte przez Jezusa.
W czasie swej ziemskiej służby Jezus zredefiniował wiele pojęć i ludzkich
wyobrażeń – również tych dotyczących Bożego Królestwa. W Mt 5,3-20 opisał, jaka
postawa serca jest mile widziana w tym Królestwie. W Mt 6,33 wskazał, że
poszukiwanie Bożego Królestwa powinno dla każdego człowieka być najwyższym
priorytetem. W Mt 7,21-23 ujawnił, że o wejściu do Królestwa nie decydują żadne
praktyki religijne (nawet te wyglądające na najbardziej duchowe), tylko
pełnienie woli Bożej, której najpełniejsza treść zawiera się w zaufaniu
Jezusowi (por. J 6,29; J 6,40). W Mt 11,12 stwierdził, że do Królestwa Niebios
dostaną się tylko skrajnie zdeterminowani ludzie (wręcz desperaci). Chrystus
radykalnie rozprawił się z żydowskim wyobrażeniem łączącym doczesną zasobność
materialną z przekonaniem o Bożym błogosławieństwie na drodze do Królestwa
(por. Mt 19,23-26; Łk 12,13-21; Łk 16,9-13). Pokazał Żydom, że zewnętrzny
dobrobyt i cielesne powodzenie wcale nie są znakami Bożego błogosławieństwa ani
tym bardziej potwierdzeniem posiadania „biletu do nieba”. Boże działanie
kieruje się bowiem ku wnętrzu człowieka, prowadzi do oczyszczenia ludzkiego
serca z grzechu i do przemiany charakteru na taki, jaki cechował Jezusa.
Niestety, materialistyczny pogląd żydowski na sprawy duchowe (zgodny notabene
z wzorem doczesnego świata) przetrwał wieki i został przygarnięty przez pewne
grupy chrześcijan akceptujących → teologię sukcesu, zdrowia i dobrobytu,
podczas gdy w duchowej rzeczywistości dobrobyt materialny aż nazbyt często
staje się źródłem duchowej klęski człowieka, niezależnie od tego, jak
intensywnie obstaje przy tym, iż jest to Boże błogosławieństwo. Z tego względu
redefiniowanie pojęć dotyczących Bożego Królestwa, rozpoczęte w Mt 5,3-20,
Jezus kontynuował w Apokalipsie, w której siedem razy (por. Ap 1,3; Ap
14,13; Ap 16,15; Ap 19,9; Ap 20,6; Ap 22,7; Ap 22,14) podkreślał odmienność
swego pojmowania tego, co znaczy być szczęśliwym i błogosławionym, od
światowego sposobu myślenia.
Apostołowie kontynuujący nauczanie Jezusa o Bożym Królestwie powtarzali,
że droga do niego nie jest łatwa i często prowadzi przez ucisk i próby wiary
(por. Dz 14,22; 1 Tes 1,5; 1 P 1,6-7). Podkreślali również, że to Królestwo nie
ma formy widzialnej i nie jest związane z praktykowaniem jakichkolwiek form
religijnych (por. Rz 14,17). Dostępu do niego nie otrzymają ludzie trwający w
grzechu, niezależnie od tego, że sami siebie nazywają chrześcijanami (por. 1
Kor, 6,8-10; Ga 5,19-21; Ef 5,5-6), ponieważ ono przejawia się w życiu godnym
ucznia Chrystusa (por. 1 Tes 2,10-12; Hbr 12,28; 2 P 1,10-11), a w
szczególności w mocy do życia w uświęceniu (por. 1 Kor 4,20; Hbr 12,14; 1 P
1,14-17). Na tym polega Nowe Życie w Chrystusie, które wbudowuje w człowieka
nowe Boże DNA.
Bóg wyraźnie zapowiedział, że tylko prawdziwie sprawiedliwi ludzie będą
mogli wejść do Jego Królestwa (por. Ps 17,15). Ponieważ tego rodzaju poziom
sprawiedliwości nie jest dla ludzi osiągalny (por. Rz 3,23), dlatego każdy, kto
chce wejść do tego Królestwa, musi oblec się w sprawiedliwość Chrystusa (por. Rz
3,21-22, Ga 5,5; Flp 3,9). W Chrystusie jest ono dostępne już nie tylko dla
Żydów, ale dla wszystkich (por. Ga 3,27-28), chociaż to właśnie Żydzi pierwsi
zostali do niego powołani (por. J 4,22). Nikt jednak nie wie, kiedy Boże
Królestwo przybierze postać widzialną dla ludzi (por. Mt 24,36; Mk 13,32). Głoszenie
Bożego Królestwa w Chrystusie (ogłaszanie Dobrej Wiadomości o ratunku w
Chrystusie) nie polega zatem na głaskaniu ludzi po głowach i epatowaniu ich
głębią Bożej miłości, która według Biblii jest zarezerwowana wyłącznie dla
Bożych dzieci. Owszem, Jezus w czasie swej służby pokazał, iż należy mieć
przychylną postawę wobec wszystkich ludzi, jednak głoszenie Dobrej Wiadomości o
Bożym Królestwie polega również na wzywaniu grzeszników do opamiętania się i do
wydania owocu przemiany myślenia (nawrócenia). Bez głoszenia Bożego Sądu, który
dokona się nad wszelkim grzechem, buntem i nieposłuszeństwem Słowu Bożemu, nie
ma prawdziwej ewangelizacji. To, co zapowiadał Jan zwany Chrzcicielem, Jezus
pogłębił i rozwinął w swoim nauczaniu. To z ust samego Chrystusa pochodzi
większość biblijnego nauczania o piekle i wiecznym potępieniu, które są
antonimami Bożego Królestwa. Zaprzeczanie istnieniu Piekła i potępienia jest
oskarżaniem Jezusa o kłamstwo, utratę zmysłów albo o działanie w mocy
ciemności. Jednak Jezus, głosząc Królestwo Boże, ciągle wspominał o potępieniu
jako jedynej alternatywie wobec odrzucenia Królestwa Niebios. Nigdy nie nauczał
o potępieniu, by ludzi zastraszać, ale aby ich ostrzec. Uczciwość wobec innych
wymaga głoszenia całej prawdy.
Należy odróżnić dzieło służby budowania Bożego Królestwa (wykonywana praca
ewangelizacyjna i duszpasterska) od przynoszenia (rodzenia) duchowego owocu
przez człowieka, który osobiście trwa w Chrystusie (por. J 15,5; J 15,8; J 13,35;
Ga 5,22-24). Mylenie tych pojęć prowadzi do fałszywej interpretacji takich
tekstów jak 1 Kor 3,15. Owoc trwania w Chrystusie nie jest wykonywaniem pracy
(budowaniem), a praca (budowanie) w swej istocie nie jest owocowaniem ducha
człowieczego poddanego Duchowi Chrystusa. W historii chrześcijaństwa było aż
nadto wiele przykładów tego typu fatalnych pomyłek. Zdarzało się bowiem, że
osoby niemające osobistego związku z Chrystusem i nieprzynoszące duchowego
owocu takiego związku twierdziły, iż pracują na rzecz poszerzania Królestwa
Bożego. Skutki tego dla duchowego życia zarówno ich samych, jak i ludzi, z
którymi mieli oni do czynienia, były zawsze katastrofalne. Jakakolwiek służba
na rzecz Bożego Królestwa niemająca oparcia w osobistym uświęceniu i pełnieniu
woli Bożej spotka się w Dniu Sądu z potępieniem ze strony Chrystusa (por. Mt
7,21-23). W 1 Kor 3,15 Apostoł Paweł pisze na temat oceny pracy duszpasterzy,
którzy w jakimś momencie przybyli do Koryntu i tam, na fundamencie założonym
przez Pawła i Apollosa, podjęli się dalszej budowy Bożego Królestwa w Koryncie.
Wyczuwa się jednak zastrzeżenia Apostoła Pawła co do jakości ich pracy
duszpasterskiej, choć nie kwestionuje on ich osobistej wiary.
Inną cechą Królestwa Bożego jest to, iż nie uznaje ono podwójnego obywatelstwa.
Apostoł Paweł w 2 Kor 5,6 pisze, że „hołdowanie myśleniu zakorzenionemu w
doczesnej cielesności jest dowodem przynależności do świata, która wyklucza
prawdziwe obywatelstwo Królestwa PANA” (NPD). W dziedzinie duchowej albo ma się
obywatelstwo Niebios (por. Mt 6,24; Łk 16,13), albo obywatelstwo świata,
którego księciem jest szatan (por. Jk 4,4; 1 J 2,15-17; 1 J 5,19). Innej
możliwości nie ma. Czasami może to prowadzić do wielkich wyrzeczeń – jak w
przypadku Chrystusa. On bowiem, w celu właściwego wykonania służby głoszenia
Bożego Królestwa, zrezygnował ze swych Boskich prerogatyw i kompetencji. Jedną
z nich była np. wszechobecność. Gdy wcielił się w postać człowieka, w oczywisty
sposób pozbawił się możliwości bycia wszędzie w tym samym czasie. Przychodząc
na świat w stajni i stając się członkiem rodziny ubogiego cieśli, zrezygnował
ze swej chwały i majestatu. Podobnie zrezygnował ze swej wszechmocy – często
bywał zmęczony i musiał spać. Musiał także jeść i pić, by wzmacniać swoje ciało
(por. Ps 121,3-4). Zrzekł się również swej wszechwiedzy (por. Mt 24,36). Nigdy
jednak nie zrezygnował ze świętości. Chociaż na czas swego ziemskiego życia w
ciele (gr. soma) zdecydował się przyjąć skłonną do grzechu ludzką naturę
(gr. sarks), sam nigdy nie zgrzeszył (por. Hbr 4,15).
Słowo Boże wyraźnie pokazuje, że Królestwo Boże nie jest jakimś
niebiańskim parkiem wiecznej rozrywki, do którego można sobie nabyć wstęp w
postaci „biletu do nieba”. Nie ma możliwości wejścia do tego Królestwa bez
prawdziwego opamiętania się, czyli nawrócenia (gr. metanoia), i trwałego
duchowego narodzenia do życia w zaufaniu do Słowa i Ducha Jezusa. Wytrwania w
posłuszeństwie Chrystusowi (w Jego Duchu i Słowie) nie można zastąpić
jednorazową czy nawet wielokrotną wzniosłą deklaracją „przyjęcia Jezusa” przy
dalszym trwaniu w postępowaniu (a) na modłę tego świata, (b) według starej
grzesznej natury (gr. sarks) czy (c) pod wpływem zwodniczych podszeptów
szatana – zamiast życia według Słowa i Ducha Chrystusa. Zgodnie z Mt 7,13-14
droga do Bożego Królestwa jest wąska, a brama ciasna.
Kult świątynny
Patrz hasła → Przybytek Boży; → Lewici;
→ Kapłani; → Świątynny model religijności a biblijne chrześcijaństwo.
Lewici
Podstawowe znaczenie słowa „Lewita”
związane jest z przynależnością plemienną (rodową). Tak jak Judejczycy żyjący w
I w. byli potomkami Judy, tak Lewici byli potomkami Lewiego. Było to jedyne
plemię, które nie otrzymało z rąk Boga przydziału ziemi, gdy naród Izraela
zasiedlał Kanaan. Lewitów Bóg przeznaczył do pełnienia służby świątynnej. Z
tego plemienia wywodzili się więc wszyscy kapłani żydowscy pełniący w Izraelu
służbę według tzw. porządku mojżeszowego. Dla jasności warto podkreślić, że
wszyscy kapłani byli Lewitami, ale nie wszyscy Lewici mogli być kapłanami. W
ramach plemienia Lewiego Bóg wyznaczył ród Aarona do pełnienia czynności
kapłańskich. Kapłani stanowili zatem podgrupę Lewitów. Pozostali
przedstawiciele rodu mieli wyznaczone inne zadania związane z zabezpieczeniem
sprawnego funkcjonowania świątyni oraz kapłanów. Całe plemię Lewiego miało być
utrzymywane przez pozostałe plemiona Izraela. Lewici, którzy nie byli
kapłanami, otrzymywali od pozostałych Izraelitów dziesięciny z owoców ich
ziemi. Kapłani natomiast otrzymywali dziesięciny z dziesięcin (seciny), które
otrzymali Lewici. Mogli także korzystać z ofiar świątynnych i ołtarzowych. W
ich dyspozycji znajdowały się też zapłaty składane na wykup tego, co wcześniej
było poświęcone (ofiarowane) PANU.
Patrz
też → Dziesięciny i ofiary.
List dłużny
List dłużny (zwany także „zapisem dłużnym”) – gr. Cheirografon – był w starożytności odręcznym zapisem długu, który mógł mieć charakter komorniczy (jako wyrok sądowy) albo był osobistym potwierdzeniem zobowiązania (weksel). W chwili spłaty zapis dłużny był przekreślany i opisywano go słowem gr. tetelestai („w pełni zapłacone”; „w pełni wykonane”), co jest zapisem czasownika gr. teleo („wypełnić”, „zapłacić”) w trybie orzekającym czasu teraźniejszego dokonanego w formie biernej. Apostoł Paweł w Liście do Kolosan, podsumowując dzieło odkupienia dokonane przez Chrystusa na krzyżu, użył słów: „W Nim został anulowany nasz zapis dłużny, który był dowodem przeciwko nam. Zapis ten został unieważniony i zniszczony przez przybicie do krzyża” (Kol 2,14 NPD). W ten sposób uwypuklił sens i znaczenie śmierci Jezusa, którego ostatnim słowem na krzyżu było właśnie tetelestai (por. J 19,30).
Lud Boży
Określenie to znajdujemy zarówno w ST,
jak i NT. W obu wypadkach oznacza ono społeczność ludu, który jest oddzielony
od innych do wyłącznej dyspozycji Boga Najwyższego.
W ST określenie to odnosiło się do Izraela, który został przez Boga
wezwany do ogłoszenia światu (narodom pogańskim) chwały Jedynego Boga.
W NT znajdujemy jednak istotne wyjaśnienie, które dostarczył Paweł
Apostoł, świetnie wykształcony Żyd z Tarsu, a do tego → faryzeusz, że pojęcie
ludu Bożego ma znacznie szersze zastosowanie i zakres, niż przyjmowane przez
Żydów. Wyjaśnił on, że określenie „lud Boży” definiuje wszystkich ludzi
(niezależnie od ich pochodzenia etnicznego), którzy podobnie jak Abraham
złożyli swoją ufność w Bogu (por. Rz 4,9-12). Dziś powiedzielibyśmy, że chodzi
o Boże DNA. I chociaż od początku taki właśnie był Boży zamysł, to jednak przez
pewien czas było to tajemnicą, która odsłonięta została dopiero w Chrystusie.
Nie oznacza to wcale, że społeczność wiary wzorowanej na wierze Abrahama, zwana
w NT ekklesia (społeczność wierzących, kościół, zgromadzenie ludu, który
odpowiedział na Boże wezwanie), przejęła rolę Izraela albo że stała się „nowym
Izraelem”, jak to czasami słyszy się u niektórych teologów. Lud Boży jako
wspólnota wiary od samego początku był i jest zdefiniowany jednakowo jako
„społeczność wierzących”. Zmieniła się jedynie forma Bożego powoływania
(wezwania) do tego ludu. O ile w ST bazowała ona na pochodzeniu etnicznym, o
tyle w NT bazuje na postawie serca, a dokładnie na tym, w jaki sposób ono
przyjmuje Boże Słowo i jak na nie odpowiada (por. Mk 4,3-20). Zrozumienie tej
istotnej prawdy Paweł otrzymał w czasie osobistego spotkania ze
zmartwychwstałym Chrystusem, które miało miejsce podczas podróży do Damaszku
(por. Dz 9,1-9). Izrael rozumiany etnicznie (jako pierwocina ludu Bożego)
pozostaje nadal Izraelem ze wszystkimi tego konsekwencjami (zarówno
pozytywnymi, jak i negatywnymi), natomiast pełnia Bożego ludu realizuje się nie
w etniczności, ale w społeczności wiary (zaufania) w Słowo Chrystusa (por. Rz
9,23-33 oraz Rz 10,8-17). W takiej społeczności przynależność etniczna nie ma
już żadnego znaczenia (por. Ga 3,28). Do tego ludu należą zarówno Żydzi, jak i
nie-Żydzi. Jedyną kwalifikacją jest takie zaufanie Bożemu Słowu, jakie miał
Abraham.
Greckie słowo ekklesia, które większość innych przekładów oddaje
jako „kościół”, w NPD jest zasadniczo tłumaczone jako „lud Boży”, „społeczność
wierzących”, „wspólnota ludu Bożego”, „wspólnota wierzących” itp. Na użycie
takich określeń Redakcja NPD zdecydowała się z uwagi na etymologiczne znaczenie
słowa ekklesia, które dokładnie oznacza „zgromadzenie (społeczność) tego
ludu, który odpowiedział na Boże wezwanie”. Tego niestety nie oddaje polskie
słowo „kościół”, wywodzące się ze staropolskiego kasztel (a być może z
czeskiego kostel lub łacińskiego castellum) oznaczającego pałac,
twierdzę lub warownię. Ponieważ grecka ekklesia nie jest budynkiem ani
tym bardziej określeniem organizacji religijnej, lecz – analogicznie do
hebrajskiego qahal – oznacza „zgromadzenie ludu”, Redakcja NPD uznała,
że w celu lepszego uświadomienia odbiorcom Słowa Bożego treści jego przekazu
konieczny jest powrót do pierwotnego znaczenia. Zespół NPD miał oczywiście
świadomość, że w NT występuje również inne słowo, które tłumaczy się często na
język polski jako „społeczność” lub „wspólnota”. Jest nim koinonia.
Termin ten jest określeniem relacyjnym i oznacza partnerstwo, przyjaźń i
serdeczny związek, jakie łączą ludzi wierzących w Chrystusa (np. Dz 2,42; Flp
1,5), jak również relację między wierzącymi a Bogiem (np. 1 Kor 1,9; 1 J 1,3; 1
J 1,6-7). Jednak to tylko utwierdziło redaktorów NPD w dokonanym wyborze.
W dzisiejszych mocno pogmatwanych czasach kluczową rzeczą bywa
zrozumienie, że nie wszyscy, którzy sami siebie nazywają ludem Bożym (a nawet
wybranym ludem Bożym czy narodem wybranym), w rzeczywistości są tym ludem.
Jezus pokazał, że wartość słów potrafi się mocno dewaluować, jeśli nie stoją za
nimi prawdziwe zaufanie i posłuszeństwo Bożemu Słowu. Którędy zatem przebiega
granica między ludem Bożym (tworzącym Królestwo Światłości) a światem
(królestwem ciemności)? Na pewno nie jest tożsama z oficjalnymi wyznaniami religijnymi
ani z listą członków takich wyznań czy organizacji. Nie jest wyznaczona
pochodzeniem narodowym, nie ma nic wspólnego z granicami państw, podziałami
narodów czy jakimikolwiek innymi strukturami organizacyjnymi. Granice te
przebiegają raczej w poprzek wszystkich ludzkich podziałów. Jak zatem wierzący
mają braci i siostry w Chrystusie w każdym kraju i narodzie, tak samo mają w
nich ludzi nieprzychylnych, którzy są „synami buntu” (por. Ef 2,2) służącymi
władcy tego świata (szatanowi). Ludzie ufający Chrystusowi (lud Boży) powinni
swoją miłość, troskę i wsparcie okazywać wszystkim braciom i siostrom w
Chrystusie, niezależnie od tego, czy mieszkają oni w Polsce, Izraelu, Strefie
Gazy, Syrii, USA, Rosji, Chinach czy w jakimkolwiek innym kraju. Innym zaś ludziom
powinni głosić Dobrą Wiadomość o ratunku, który jest dostępny w Chrystusie,
gdyż właśnie do tego zadania są powołani jako lud Boży.
Sam Jezus dobitnie podkreślał, kto należy do Jego ludu. Można było to
usłyszeć podczas niemal każdego Jego spotkania z religijnymi hipokrytami,
którzy lubili pozować na świątobliwych mędrców i znawców Pisma. W J 10,1-5 na
określenie Bożego ludu użył obrazu stada owiec, które znają Jego głos (czyli
Jego Słowo). Dalej w wersecie 16. wyjaśnił, że celem Jego misji jest nie tylko
odkupienie ludu Izraela (pierwsza „owczarnia”), lecz także innych ludzi spoza
Izraela, którzy w Nim złożą swoje zaufanie. Apostoł Paweł, idąc tym śladem,
pokazał, że obie te grupy stanowią w Chrystusie jeden lud Boży (jedną
owczarnię) – por. Ef 2,11-21; Ga 3,28; Ga 5,6. O zagrożeniach dla tak
zdefiniowanej owczarni mówił zarówno sam Jezus, jak i Jego Apostołowie – por. Mt
7,15; Mt 24,11; Mt 24,24; Mk 13,22. Dz 20,28-30; 1 P 5,2-3; 1 J 4,1.
Do budowania ludu Bożego potrzebne jest: (a) głoszenie Bożej Dobrej
Wiadomości o ratunku w Chrystusie (por. Rz 1,18) oraz (b) umacnianie w wierze
ludu, który już złożył swą nadzieję w Chrystusie. W tym celu Jezus przez swego
Ducha udziela pomocy w postaci → darów duchowych. Ich sens realizuje się
jedynie wówczas, gdy służą duchowemu budowaniu Żywego → Ciała Chrystusa (→
społeczności wierzących, ludu Bożego).
W NPD Redakcja z rozmysłem używa dwóch form zapisu: „lud Boży” oraz „Lud
Boży”. Ta pierwsza forma odnosi się do doczesności (zasadniczo do lokalnych
społeczności wierzących ludzi zwanych ekklesia), druga ma charakter
eschatologiczny i wskazuje na ten Lud, który po powtórnym przyjściu Jezusa na
Ziemię zostanie zgromadzony w jeden powszechny Lud Boży wszystkich czasów
(umarli też powstaną do Życia – por. 1 Kor 15,51-52; 1 Tes 4,15-17) i który w Apokalipsie
zwany jest Oblubienicą Chrystusa (por. Ap 21,9; Ap 22,17).
Apokalipsa w relacji Jana odsłania zresztą
nieco rąbka tajemnicy na temat tego, czym Lud Boży zajmuje się w Niebiosach
oprócz osobistego poznawania Boga, które prowadzi do Jego wielbienia i
składania Mu dziękczynień. W Ap 6,10 znajdujemy niezwykle ciekawą informację –
otóż Boży Lud w Niebiosach wzywa PANA, aby jak najszybciej położył kres
grzechowi na Ziemi. Zatem świadectwo Biblii całkowicie zaprzecza nauczaniu
zapewniającemu, że święci (tak ludzie wierzący w czasach apostolskich nazywali
siebie wzajemnie), którzy już znaleźli się w Niebiosach, wstawiają się za
grzesznikami na Ziemi. Jest wręcz odwrotnie – oni wprost nie mogą się nadziwić
wielkości Bożego miłosierdzia, łaski i cierpliwości, które Najwyższy ciągle
jeszcze objawia, tolerując szerzącą się na Ziemi nieprawość.
Łaska Boża
Łaska Boża, a dokładnie rzecz biorąc Boża łaskawość, nie jest czymś, co w sposób bliżej nieokreślony spływa na człowieka w postaci jakiegoś „obłoku błogosławieństwa” lub „daru”. Boża łaska nie jest też czekiem do realizacji w jakimś niebiańskim banku. Jest to niezrównana postawa Boga Najwyższego wobec grzesznego człowieka, którego serce w pokorze (por. Jk 4,6; 1 P 5,5) przyjmuje Boże warunki pokoju W CHRYSTUSIE (por. Rz 3,24). Jest to sytuacja, której doświadcza każdy, kto znajduje się W CHRYSTUSIE. Bóg bowiem okazuje swoją łaskawość (łaskę) tylko PRZEZ CHRYSTUSA i tylko W CHRYSTUSIE. Każdy człowiek ma W CHRYSTUSIE – dzięki poleganiu na Bogu – otwarty dostęp do rzeczywistości Bożej łaski. Poza Chrystusem łaska Boża nie jest dostępna. W oderwaniu od Chrystusa nie można liczyć na Bożą łaskawość. W tej kwestii nie mają znaczenia jakiekolwiek dokonania, osiągnięcia ani to, jakimi autorytetami ludzkimi czy duchowymi ktoś się wspiera. Łudzenie się możliwością doświadczenia Bożej łaskawości w inny sposób niż W CHRYSTUSIE jest zwodzeniem samego siebie, gdyż taka myśl z całą pewnością nie pochodzi od Boga.
Aby zrozumieć, co oznacza łaskawość Boga okazana ludziom W CHRYSTUSIE, musimy zrozumieć, że (a) jakiekolwiek złe czyny i grzechy popełnione w przeszłości nie wykluczają żadnego człowieka z możliwości zbawienia oraz że (b) jakiekolwiek dobre czyny w niczym nie pomagają człowiekowi w dostąpieniu zbawienia. Ludzie przyjmujący Boży plan zbawienia W CHRYSTUSIE powinni pokutować za wszystkie swoje czyny – zarówno te złe, jak i te po ludzku uważane za dobre. Grzechem jest bowiem myślenie, że nasze dobre czyny zapewnią nam zbawienie. Bóg w swej łaskawości ustalił, iż każdy grzesznik, który prawdziwie zanurzy się W CHRYSTUSA, zostanie zbawiony (uwolniony), i dla takich ludzi Bóg przygotował do wykonania pewne dzieła (czyny) – por. Ef 2,10.
Jedyną sytuacją, która wyklucza człowieka z możliwości dostąpienia łaski ustanowionej przez Boga W CHRYSTUSIE, jest odrzucenie, zlekceważenie Chrystusa i Jego dzieła bądź odstąpienie od Niego lub uznanie Jego działalności za dzieło diabelskie (to ostatnie jest w NT nazywane grzechem przeciwko Duchowi Świętego Boga). Kluczem jest zawsze postawa człowieka wobec Chrystusa.
Warto sobie też uświadomić, że Boża łaskawość jest inną rzeczywistością niż Boże miłosierdzie i zdecydowanie różni się od ludzkiej łaski. O ile bowiem Boże miłosierdzie dotyczy grzechów lub „wydarzeń zastanych” (przeszłych) – por. Łk 10,37 – o tyle łaska (zgodnie z Hbr 4,16) jest Bożą pomocą udzielaną w obliczu nadchodzących wyzwań (prób, pokus lub doświadczeń). Kiedy zatem po upadku grzeszny człowiek przychodzi do Boga z prośbą o przebaczenie i oczyszczenie, apeluje do Bożego miłosierdzia, kiedy zaś staje przed wyzwaniami (próbami), które mogą doprowadzić go do upadku, powinien w modlitwie szukać pomocy u Boga, błagając o Jego łaskawe wsparcie, o czym czytamy zarówno w Hbr 4,16, jak i w 1 Kor 10,13.
Boża łaskawość jest obok Jego miłosierdzia absolutnie niezbędna do zbawienia każdego człowieka. Człowiek grzeszny w swej naturze nie jest w stanie samodzielnie przejść przez którykolwiek z etapów procesu zbawienia. Na każdym z nich potrzebuje wsparcia świętego Boga i Najwyższy chętnie to czyni (tzn. obdarza zarówno miłosierdziem, jak i łaską), ale dokonuje tego wyłącznie W CHRYSTUSIE.
Wielu prześladowanym osobom wierzącym wydaje się, że świat w czasach Starego Testamentu był łatwiejszy, gdyż Bóg, prędzej czy później, zawsze w miarę szybko karał grzech. Dziś, gdy widzą pleniące się zło, gdy sami cierpią niesprawiedliwie i mają świadomość, że tak dzieje się od 2000 lat, zastanawiają się – dlaczego tak się dzieje? Dlaczego zło, grzech i niegodziwość tak straszliwie plenią się wszędzie? Jest to dla nich trudne do zniesienia. Zapominają jednak, że właśnie dzięki Bożej łasce oni sami zostali uratowani z mocy grzechu, a Bóg pragnie tego samego również dla ich prześladowców.
Z łaskawością Boga objawioną W CHRYSTUSIE wiąże się jeszcze jeden ważny aspekt egzystencjalny. Od czasu zmartwychwstania PANA żyjemy w okresie łaski, czyli w tzw. Eonie Łaski. O ile więc dawniej, tzn. przed Chrystusem, Bóg w sposób zewnętrzny (widoczny) natychmiast karał grzech i złe postępowanie oraz równie szybko nagradzał wierność oraz pełnienie Jego woli, tak teraz – tzn. w obecnym czasie – Jego „zewnętrzne” karanie i nagradzanie zostały odłożone (powstrzymane) na Dzień Sądu. W Eonie Łaski wiele spraw dokonuje się wewnętrznie (zarówno błogosławieństwo, jak i przekleństwo), a zewnętrzne działanie (namacalne konsekwencje zarówno Bożego gniewu, jak i błogosławieństwa) objawi się w sposób widoczny dopiero w Dniu Odpłaty (w Dniu Bożego Gniewu, w Dniu Sądu). Dla ludzi okres łaski jest wielką szansą na ratunek przed wiecznym potępieniem, gdyż jest to czas Bożego oczekiwania na opamiętanie się człowieka, który w najlepiej pojętym własnym interesie powinien w pokorze paść na twarz przed Bożym Tronem i poddać Najwyższemu swoje życie. Nie wszyscy jednak chcą zrozumieć, na czym polegają realia życia w Eonie Łaski. Szydercy, zaślepieni własną pychą, twierdzą, że Bóg nie działa, że stracił kontrolę nad tym światem albo że nie istnieje. Ich zdaniem świadczy o tym fakt, że na świecie dzieje się tak wiele zła. Takie poglądy są oczywiście owocem niezrozumienia odroczonej kary i odroczonego gniewu, a z tym właśnie mamy do czynienia w Eonie Łaski. Nie jest to nowość w ludzkim sposobie myślenia. Świadectwo istnienia podobnych pułapek myślowych znajdujemy już w Ps 73.
Ponieważ żyjemy w Eonie Łaski, warto sobie uświadomić, że gdy spotykają nas niedogodności, trudności czy prześladowania, nie jest to w żadnym wypadku Boża kara. Chociaż gniew Boga z powodu grzechu gromadzi się w Niebiosach (por. Rz 1,18), to jednak Najwyższy odłożył swoje karanie za grzech na Dzień Sądu (Dzień Odpłaty, Dzień Gniewu). Dlatego zamiast rozważania, czy obecnie coś jest lub nie jest karą Bożą, lepiej się zastanowić, czy to, czego doświadczamy, nie jest przypadkiem wynikiem (a) zwykłej głupoty i złych decyzji, które zostały podjęte niezgodnie z wolą Bożą, (b) naturalną konsekwencją grzechu, (c) działaniem sił ciemności, które chcą za wszelką cenę odciągnąć nas od osobistej, żywej relacji z Chrystusem i od pełnienia woli Bożej. Istnieje też pewien szczególny rodzaj doświadczeń, jakim jest (d) prześladowanie z powodu zaufania i nadziei, które ktoś składa w Chrystusie. Takie doświadczenia zdarzają się po to, abyśmy złożyli świadectwo szczerości i wierności Chrystusowi lub oddali Bogu chwałę przez gotowość do zapłacenia ceny za decyzję wytrwania w Chrystusie.
W życiu chrześcijanina zdarzają się też chwile, w których wierzący może doświadczać wychowawczego działania Bożego (gr. paideia). Zgodnie z Hbr 12,1-14 są to działania, które mają doprowadzić wierzących do oczyszczenia, tzn. do uświęcenia. Nie mają one jednak nic wspólnego z karaniem, gdyż ich celem nie jest potępienie, ale doskonalenie dzieci Bożych.
Biorąc powyższe pod uwagę, musimy dojść do wniosku, że Boża łaska nie polega na tym – czego naucza wielu fałszywych nauczycieli – iż Bóg usuwa sprzed stóp swoich wyznawców przeszkody i daje im w życiu szczególne błogosławieństwa materialne, zdrowotne, społeczne czy rodzinne. To są poglądy → teologii sukcesu opartej na starej, żydowskiej, bardzo materialistycznej perspektywie patrzenia na Boga i świat. Pismo św. (szczególnie 1 P 1,6-7 oraz Hbr 4,16) pokazuje, że Bożą łaską jest moc duchowa, którą Najwyższy obdarza swoje dzieci, by miały siłę do przejścia przez pojawiające się trudności, do pokonywania piętrzących się przeszkód czy przetrwania prześladowań, trwając W CHRYSTUSIE i składając świadectwo o Jego miłosierdziu.
Łaska Boża ma wiele aspektów, ale dwa wysuwają się na czoło. Jest ona cudowna i jednocześnie trudna. Musimy sobie uświadomić, że Bóg postanowił, iż od momentu dokonania na krzyżu dzieła odkupienia przez Chrystusa aż do końca obecnego czasu będzie panował Czas Łaski (Eon Łaski). Bóg postanowił zawiesić wykonywanie kary za grzechy aż do Dnia Sądu (Dnia Gniewu, Dnia Odpłaty). Kara za niegodziwości i niepełnienie woli Bożej została Jego decyzją odłożona do Dnia Sądu Ostatecznego, po to by każdy – nawet największy złoczyńca – otrzymał szansę na opamiętanie się. Niestety, zło, wykorzystując Boże postanowienie, pleni się w obecnym świecie. Dzieją się w nim obrzydliwe i straszne rzeczy, które ciągle urągają Bogu, a dla ludzi są koszmarem i dramatem. Wiele osób z powodu niepowstrzymanego rozwoju nieprawości w świecie uważa, że Bóg stracił nad nim kontrolę albo że w ogóle nie istnieje, bo gdyby istniał, toby do czegoś takiego nie dopuścił. Ludzie ci ciągle zapominają, że żyjemy w eonie Bożej łaskawości. Bóg pragnie bowiem, by każdy człowiek poznał prawdę i został uratowany (zbawiony) przed potępieniem (por. 1 Tm 2,4). Dlatego obecnie Najwyższy toleruje zło, gdyż daje nawet oprawcom i niegodziwcom szansę na dobrowolne opamiętanie się. W tym samym czasie uczniowie Jezusa – na świadectwo prawdziwości Bożej łaski – muszą znosić cierpienia i próby, które ich oprawcy szykują z wielką zaciekłością. Wytrwanie w ufności do Boga i cierpliwe znoszenie przeciwności, a także cierpień, jest dla uczniów Jezusa nie tylko świadectwem ich wiary, lecz niejednokrotnie testem prawdziwości ich wiary, który muszą przejść, by pokazać, czy rzeczywiście trwają W CHRYSTUSIE (pomimo prześladowań, pomimo pokus, pomimo zwodzenia tego świata). Z tego właśnie powodu łaska Boża jest nie tylko cudowna, ale i bardzo trudna. Cudowna jest wtedy, gdy my jej doświadczamy, trudna zaś wtedy, gdy czekamy, by skorzystali z niej nasi oprawcy trwający z uporem w swym grzesznym sposobie postępowania. Bóg obecnie powstrzymuje swe karanie.
Jednym z zadziwiających przykładów Bożej łaski jest chociażby sprawa Normy McCorvey, która znana jest mediom pod pseudonimem Jane Roe. Domagała się ona prawa do usunięcia ciąży, która – jak twierdziła – była wynikiem gwałtu (słynna sprawa Roe vs. Wade tocząca się w 1973 r. w Sądzie Najwyższym USA. Drugą stroną w procesie był prokurator okręgowy Henry Wade, który reprezentował stan Teksas). Aborcja była wówczas w Stanach całkowicie nielegalna. 22 stycznia 1973 r. po rozpatrzeniu sprawy Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych zdecydował się uchylić wszystkie prawa antyaborcyjne zarówno w Teksasie, jak i w pozostałych stanach USA. W związku z długim okresem trwania procesu Norma McCorvey nie zdążyła skorzystać z prawa, które wywalczyła, i urodziła dziecko. W 1995 r. kobieta ta nawróciła się, została chrześcijanką i publicznie ujawniła, iż kłamała, mówiąc, że jej ciąża była wynikiem gwałtu. Po tym wyznaniu stała się działaczką antyaborcyjnych grup pro-life. Na jej przykładzie możemy zobaczyć, jak człowiek, którego grzech sprawił demoniczne uwolnienie się bezmiaru zbrodni aborcyjnych i uruchomienie największego holocaustu w dziejach świata, otrzymał dzięki Bożej łaskawości przebaczenie po nawróceniu się i przyjęciu sprawiedliwości Chrystusa. Na jej przykładzie można zobaczyć, że każdy człowiek jest dla Boga ważny i każdy jest zaproszony do Jego Królestwa, niezależnie od tego, co wcześniej uczynił. Nie każdy jednak to zaproszenie przyjmuje. Część osób nie chce skorzystać z Bożej łaskawości w Chrystusie i z lubością nurza się w swoim grzechu. Ta historia pokazuje również, że nieodrodną cechą grzechu jest to, iż raz uwolniony wywołuje lawinę szkód i tragedii, nawet wówczas gdy grzesznik wycofał się z niego, tak jak to uczyniła Norma McCorvey[1].
Podany wyżej przykład pokazuje też pewną zdolność łaski Bożej objawionej w Chrystusie, która zrozumiana poucza (wychowuje) człowieka do skierowania się na właściwe tory życia. Czytamy o tym w Tt 2,11-13. Jej zrozumienie otwiera przed człowiekiem nierozpoznany wcześniej zakres Bożej dobroci, gdyż łaska przewyższa grzech (por. Rz 5,16). Taką hojną łaskę można tylko przyjąć z pokorą, gdyż nie jest możliwe, aby sobie na nią zasłużyć lub zapracować (por. Rz 4,4; Rz 11,6). Jednak Apostoł Paweł wielokrotnie podkreślał, że zbawienną Bożą łaskawość można zaprzepaścić lub zmarnować (por. 2 Kor 6,1; Ga 2,2; 1 Tes 3,5). W piętnastym rozdziale Pierwszego listu do Koryntian wspomina o tym aż trzy razy! To samo mówił Jezus, a także inni Jego Apostołowie. Gdyby Bożej łaski nie można było zmarnować, gdyby koncepcja nieodwracalnego „biletu do nieba” (rzekomo otrzymywanego na wieczność po wypowiedzeniu wzniosłej modlitwy wiary lub przyjęciu chrztu wodnego) była prawdziwa, to wszelkie ostrzeżenia i napomnienia znajdujące się w NT dotyczące wytrwania w wierze, które są kierowane do wierzących, byłyby zbędne i w praktyce połowa NT nie miałaby sensu – nadawałaby się wręcz do wyrzucenia. To samo dotyczy ST (hebr. Tanach). Historia relacji Izraela z Bogiem ukazana w Prawie (hebr. Tora), Prorokach (hebr. Newiim) i Pismach (hebr. Ketuwim), na przestrzeni stuleci, pokazuje dokładnie to samo. Bożą łaskę oraz Boże miłosierdzie można zmarnować.
Prawdzie o możliwości zmarnowania Bożej łaski co jakiś czas sprzeciwiają się różni nauczyciele, którzy na podstawie Rz 11,29 twierdzą, że „dary łaski i wezwanie Boże są nieodwołalne” (przekład literalny). Wielu wykorzystuje ten tekst do głoszenia „biletu do nieba” zgodnie z teologią „raz zbawiony – na zawsze zbawiony”. Jednak zbadanie kontekstu tego fragmentu ujawnia prawdziwy sens tego wersetu. Apostoł Paweł, omawiając ówczesną sytuację duchową Izraela, stwierdził w wersecie 5., że nie wszyscy Izraelici – chociaż wszyscy byli wezwani – skorzystali z daru Bożej łaskawości. Na podstawie proroka Izajasza oraz Psalmów pokazał, że problemem była niewłaściwa postawa serca większości Żydów. Następnie, korzystając z przykładu tego narodu, zwrócił się z ostrzeżeniem do wierzących pochodzenia nieżydowskiego, aby przypadkiem nie poszli drogą tamtych, lecz pełni pokory zadbali z wdzięcznością o właściwą postawę swoich serc i wytrwali w okazanej im Bożej łaskawości w Chrystusie, gdyż tylko w Nim ludzie mogą otrzymać przystęp do Boga. Nieodwołalny jest zatem Boży plan zbawienia, który realizuje się wyłącznie w Chrystusie. Żadne powoływanie się na pochodzenie (jak Żydzi) czy „duchowe narodzenie” (jak nie-Żydzi) nie pomoże żadnemu człowiekowi, jeśli pozwoli on sobie na skamienienie serca i odstąpienie od Boga, gardząc Jego łaskawością. Bogu bowiem bardziej niż na czymkolwiek innym zależy na postawie ludzkich serc. To one mają dla Niego największą wartość. Dla tych ludzi (w tym także Żydów), którzy w pokorze powracają do Niego, choćby wcześniej odpadli, rezerwuje On wielkie pokłady swego miłosierdzia. W tym tkwi niezwykła mądrość Bożego planu zbawienia.
Niestety, w dzisiejszych czasach jak potop rozlewa się po kościołach herezja „taniej łaski”. Idzie ona ręka w rękę z głoszeniem „biletu do nieba” i polega na twierdzeniu, że każdy, kto tylko pomodli się tzw. modlitwą grzesznika (ewentualnie ochrzci się w wodzie w wieku dorosłym lub wyzna Jezusa jako swego PANA i Zbawiciela), zostaje natychmiast wewnętrznie przemieniony i od razu zbawiony, niezależnie od tego, jak dalej będzie wyglądało jego czy jej życie. Głosiciele taniej łaski zwykle nie wzywają ludzi do opamiętania się, zerwania z grzechem, naprawienia szkód, które wyrządzili innym. Nie wzywają do zanurzenia się w Boże Słowo i w Bożego Ducha Uświęcenia w celu przejścia procesu uświęcenia (por. Hbr 12,14). Liczą się aspekty socjologiczne: szybki przyrost liczbowy kościoła, pozyskiwanie nowych środków finansowych, wynoszenie duchownego na piedestał przywódczej chwały, a wszystko to na fali rozbujanych emocji, które umiejętnie podsycane sprawiają, że ludzie myślą, iż Boża łaska jest „złotym deszczem”, który właśnie na nich spadł i który rozwiąże wszystkie ich problemy. Nie są nauczani, że Boża łaskawość nie tylko jest cudowna, lecz także bywa trudna i zobowiązująca.
Patrz też → Boże wybranie.
[1] Z tego powodu po śmierci Normy McCorvey (gdy ona nie mogła się już temu przeciwstawić) środowiska proaborcyjne związane z kanałem FX TV (własność Disney Company) podjęły próbę zdyskredytowania jej nawrócenia.Sample Text
Łukasz ewangelista
Autor Dobrej Wiadomości o ratunku w
Chrystusie w relacji Łuksza oraz Dziejów wysłanników Chrystusa.
Współpracownik i towarzysz części podróży Pawła Apostoła. Jedyny nieżydowski
autor Biblii. Z zawodu był lekarzem (por. Kol 4,14). Być może pochodził z
Antiochii Syryjskiej, za czym opowiadali się tzw. ojcowie kościoła. Niektórzy
twierdzą, że zmarł w Beocji (środkowa część starożytnej Grecji) w wieku 84 lat.
Macedonia
W starożytności Macedonia była osobnym
królestwem zamieszkiwanym przez plemię Dorów – lud z grupy helleńskiej.
Królestwo to zajmowało tereny współczesnej północnej Grecji, Republiki
Macedonii oraz niewielki fragment Bułgarii. Swoją świetność przeżyło za czasów
panowania Aleksandra Macedońskiego (lata 336-323 p.n.e.), będąc wówczas
najpotężniejszym państwem świata. Po serii klęsk i upadków, również w wojnach z
innymi państwami greckimi (walka o hegemonię na Półwyspie Bałkańskim),
Macedonia osłabła i od roku 168 p.n.e. stała się prowincją rzymską. W tym
czasie jej głównym miastem było Filippi. Ślady nieustannej konkurencji między
Macedonią a Achają znajdujemy w Rz 15,26 oraz 2 Kor 9,1-4.
W czasach nam bliskich Republika Macedonii była jednym z państw powstałych
z rozpadu Jugosławii. Na skutek greckich roszczeń 12 lutego 2019 r. zmieniła
nazwę na Macedonia Północna.
Maciej (czy Apostoł?)
Nie ma żadnych pewnych informacji o tej postaci.
W NT wspomniany jest tylko dwa razy (por. Dz 1,23; Dz 1,26) w związku z
losowaniem zarządzonym z inicjatywy Piotra Apostoła. Chciał on, aby w miejsce
Judasza, który zdradził Jezusa i popełnił samobójstwo, dobrany został do grona
Dwunastu inny uczeń Chrystusa. Kłopot z uznaniem Macieja za dwunastego Apostoła
polega na tym, że Jezus wyraźnie stwierdził, iż warunkiem stania się Apostołem
jest Jego osobisty wybór (por. J 6,70; J 13,8; J 15,6). Nigdzie w Biblii nie ma
śladu tego, by Maciej został wybrany osobiście przez Jezusa. Bez żadnych
problemów za dwunastego Apostoła Jezusa można natomiast uznać Pawła z Tarsu,
który został powołany przez samego Chrystusa (por. Dz 9,15; Dz 26,17).
Według Nicephorusa Maciej został ukrzyżowany w Kolchidzie (tereny obecnej
Gruzji). Louis-Sébastien Le Nain de Tillemont utrzymywał, że Macieja
ukrzyżowano w Jerozolimie. Inne legendy podają, że zginął w Sebastopolis.
Pseudo-Hipolit i Herakleon utrzymywali, że zmarł śmiercią naturalną, a
Epifaniusz (biskup Cypru) wspominał o męczeńskiej śmierci Macieja w Etiopii.
Małżeństwo według Bożego planu
Zgodnie z Biblią małżeństwem jest
związek dwojga osób płci odmiennej (por. Rdz 1,27), dla których seks jest darem
Bożym (por. Rdz 1,28). Słowo Boże podkreśla również aspekt świadomej decyzji
obu stron o związaniu się ze sobą na stałe, która powinna być podjęta przed
rozpoczęciem współżycia seksualnego. Jeśli chodzi o wybór współmałżonka, to w
tym zakresie Bóg dał ludziom wielką swobodę. Jedyne warunki, o których wspomina
Pismo św., to:
1) małżonkowie mają być przeciwnej płci,
2) oboje małżonkowie powinni ufać Jedynemu Bogu.
Pozostałe aspekty wyboru partnera
małżeńskiego należą do sfery rozumu, mądrości i właściwego poznania drugiej
osoby.
Ciekawe jest to, że w całej Biblii nie ma ani jednego słowa, które
odpowiadałoby współczesnemu terminowi „małżeństwo”. Nie zna go język biblijny –
ani hebrajski, ani grecki. Istnieje co prawda w NT termin gr. gamos,
jednak zasadniczo odnosi się on do uczty weselnej. Żaden z języków biblijnych
nie dysponuje również specjalnym słowem na określenie kobiety w roli żony ani
mężczyzny w roli męża. W większości wypadków Pismo św. używa po prostu
określenia opisowego „jego kobieta” oraz „jej mężczyzna”. W NT znajdujemy słowo
gr. nymfe („oblubienica”), które odnosi się do kobiety wybranej na
małżonkę, oraz słowo gr. parthenos („dziewica”). W ST znajdujemy także
inne formy opisowe małżeństwa: „kobieta jego młodości” lub „mężczyzna jej
młodości” (por. Prz 2,17; Prz 5,18; Ez 23,3; Ez 23,8; Ez 23,19-21; Oz 2,17; Jl
1,18; Ml 2,14-15), co wynika z uznania faktu, że pierwszy dobrowolny akt
współżycia seksualnego (zarówno w odniesieniu do mężczyzny, jak i kobiety)
konstytuuje w Bożych oczach małżeństwo. Honoruje to wolną decyzję dwojga osób o
przyjęciu Bożego daru seksualności, który Najwyższy zaplanował tylko dla
małżeństwa. Znamienne również jest to, że w Biblii nie znajdujemy żadnego
wzorca przysięgi ślubnej. Wszelkie formuły przysięgi małżeńskiej czy teksty
przymierza małżeńskiego są zwykle uwarunkowane kulturowo, a nie biblijnie.
Każde społeczeństwo wypracowało w tym zakresie swoje rytuały. Ich cechą wspólną
jest publicznie składana przez dwoje ludzi deklaracja, w której oświadczają, że
od tej chwili pragną być postrzegani jako małżeństwo, czyli jako stały związek
kobiety i mężczyzny. Biblia pokazuje, że w czasach ST praktykowano poligamię,
jednak w NT wartość zyskało jednożeństwo. W wielu krajach na świecie poligamia
nadal jest usakcjonowana prawnie, jednak główna kultura Zachodu, zbudowana na
wartościach chrześcijańskich, poszła za wzorcem sugerowanym przez NT. W
ostatnich stu latach – pod zintensyfikowanym naporem mediów niechrześcijańskich
– nastąpiło wyraźne rozluźnienie norm społecznych, które przez stulecia były
dla świata zachodniego moralnym punktem odniesienia.
Nie trzeba być wnikliwym obserwatorem, by zauważyć, że we współczesnym
zachodnim świecie Boski i ludzki punkt widzenia stykają się niezwykle rzadko.
Społeczne rozumienie zawarcia małżeństwa jest diametralnie różne od Bożego.
Świat uważa, że związek małżeński powstaje nie w chwili pierwszego aktu
seksualnego, ale w momencie wypowiedzenia słów małżeńskiej przysięgi, co zwykle
dokonuje się w obecności świadków i zostaje potwierdzone stosownym dokumentem –
cywilnym albo kościelnym.
Boża perspektywa nie jest wygodna dla świata. Ona sprawia, że współżycie z
każdym następnym partnerem seksualnym (podczas gdy żyje pierwszy) kwalifikuje
taką nową relację jako „cudzołóstwo” (gr. moicheia). We współczesnej
kulturze akt współżycia seksualnego przestał być uważany za pieczęć zawarcia
małżeństwa. Stał się celem samym w sobie, służącym zaspokajaniu cielesnej
przyjemności, także poza małżeństwem. W przeważającej mierze wyprzedza on
jakiekolwiek decyzje dotyczące wyboru partnera życiowego. To, co w zamyśle Boga
miało być więzią scalającą związek małżeński, stało się „towarem” konsumpcyjnym
niepowiązanym już z instytucją małżeństwa. Nagminne jest, że ludzie podejmują
wspólne życie (w tym także seksualne) „na próbę”, by sprawdzić, czy ich
ewentualne małżeństwo będzie udane. Pokazuje to, że sprawy seksu – w hierarchii
wartości tych osób – stawiane są wyżej niż wiara, cechy osobowości i charakter
przyszłego życiowego partnera. Statystyki narastającej fali rozwodów pokazują,
że tak podejmowane decyzje są niezwykle często chybione. Słowa Jezusa o
„pokoleniu cudzołożnym” (gr. moichalis) (por. Mt 12,39; Mt 16,4 – w
przekładach innych niż NPD spotyka się określenia „wiarołomne pokolenie”)
nabierają w czasach współczesnych szczególnej mocy. Do absolutnych wyjątków,
także w środowiskach chrześcijańskich (sic!), należy już sytuacja, kiedy
to dwoje młodych ludzi, zachowując czystość seksualną aż do ślubu, pobiera się
i wiernie żyje razem do końca swoich dni. A przecież o takim modelu małżeństwa
mówił Jezus jako tym, który od początku został zaplanowany przez Boga (por. Mt
19,4; Mt 19,8).
Wzorce biblijnego patrzenia na instytucję małżeństwa odnajdujemy w
zwyczajach, jakie obowiązywały w społeczności starożytnego Izraela. Oczekiwanym
standardem moralnym było to, by oblubieniec i oblubienica zachowali dziewictwo
do czasu wesela (dosł. uczty weselnej – gr. gamos). Czy w związku z tym
małżeństwo w społeczeństwie żydowskim było idealne? Oczywiście, że nie.
Grzeszna ludzka natura również wtedy dawała znać o sobie. Zdarzało się, że
ludzie nie zachowywali dziewictwa do czasu małżeństwa. W tamtych czasach
znacznie większe problemy społeczne rodziło to dla kobiety. Bywało i tak, że
kobiety traciły dziewictwo nie z własnej woli, ale w wyniku: (a) gwałtu, (b)
wykorzystania seksualnego jako niewolnice, (c) sprzedaży do domu publicznego.
Sprawy gwałtów lub współżycia przedślubnego były jednak szczegółowo regulowane
Prawem Mojżeszowym (por. Wj 22,15-16; Pwt 21,10-17; Pwt 22,23-29) i zawsze były
postrzegane jako naganne moralnie. Jednak zwyczajem było to, iż oblubieńcy
podejmowali współżycie seksualne dopiero po ślubie – ze swym prawowitym
współmałżonkiem.
Kolejnym standardem ustalonym od samego początku przez Boga była zasada,
iż ludzie powinni pobierać się w ramach wspólnoty wiary. Żydzi mieli jasno
przykazane, że mogą się żenić lub wychodzić za mąż tylko w ramach społeczności
wierzącej w Jedynego Boga. Podówczas była to tylko społeczność Hebrajczyków.
Dlatego Najwyższy zabronił im mieszania się z innymi narodami. Chodziło bowiem
o zachowanie czystości wiary. W małżeństwach mieszanych niezwykle często
zdarzało się, że strona niewierząca odciągała stronę wierzącą od wiary w
Jedynego Boga (por. Joz 23,7 oraz 1 Krl 11,1-6). O tym samym czytamy w NT (por.
1 Kor 7,39). Zachowanie czystości wiary i wzrastanie w niej było od początku
(por. Mt 19,8) jednym z fundamentalnych elementów Bożego planu dla małżeństwa. Oboje
małżonkowie mieli trwać w wierze w tego samego Boga Najwyższego. Dlatego ludzie
ufający Jedynemu Bogu mieli poszukiwać sobie towarzyszy na całe życie tylko
pomiędzy wierzącymi. W ST związki wierzących z niewierzącymi (a więc z osobami
spoza ludu wiary) były zwane zanah (gr. porneia). Były one
grzechem, a ludzie, którzy się ich dopuszczali, podlegali wykluczeniu ze
wspólnoty. W czasach Nehemiasza, gdy populacja Żydów zmalała, mieli oddalić
żony z obcych narodów wraz z dziećmi z tych związków.
Stróżem zasad prowadzących do powstawania prawych i zdrowych małżeństw
miała być wspólnota wiary. To jej odpowiedzialnością miało być stwierdzenie, że
nie widzi przeciwskazań dla zapowiadanego związku. Stąd wzięły się zapowiedzi
małżeńskie. Dopiero gdy narzeczeni otrzymywali społeczną akceptację, mogły
odbyć się zaślubiny, które pieczętowały związek. Kolejnym krokiem po ludzkich
ceremoniach miało być Boże błogosławieństwo – połączenie seksualne, czyli
skorzystanie z daru, który Bóg od początku (por. Mt 19,8) przeznaczył właśnie
dla małżonków.
W żydowskiej ceremonii zaślubin łatwo wyróżnić te dwie sfery zawierania
związku – ludzką i Boską. W kulturze biblijnego Izraela znalazło to
odzwierciedlenie w trzystopniowej procedurze wchodzenia w związek małżeński.
Pierwszym etapem były zaślubiny. Można je porównać do naszych zaręczyn, choć
miały znacznie większe konsekwencje. Po żydowskich zaślubinach parę oblubieńców
uważano już za męża i żonę, choć jeszcze nie podejmowali współżycia płciowego
(por. Łk 1,26-27; Łk 1,34). Obowiązkiem oblubieńca było przygotowanie
mieszkania do wspólnego życia z oblubienicą (por. J 14,2-3). W czasie gdy
oblubieniec zajmował się tym, jego ojciec szykował przyjęcie weselne (por. Mt
22,2; Ap 19,9). Tymczasem oblubienica dalej przebywała w domu swych rodziców, a
jej obowiązkiem było pozostawać wierną swemu oblubieńcowi i być zawsze gotową
na jego przybycie (por. Mt 25,1-13). On bowiem był uprawniony do przybycia w
każdym czasie i zabrania jej na wesele do domu swego ojca. Nikt, nawet
oblubieniec, nie wiedział, kiedy będzie mógł pójść po swoją narzeczoną i zabrać
ją na przyjęcie weselne, gdyż o tych sprawach decydował wyłącznie ojciec
oblubieńca (por. Mk 13,32). Gdy on stwierdzał, że nadeszły właściwe okoliczności
i czas, wydawał swą zgodę i wówczas mogło się odbyć przyjęcie weselne. Trzecim
etapem wejścia w związek małżeński była noc poślubna, w której – zgodnie z
Bożym planem – oblubieniec i oblubienica podejmowali pełne współżycie
małżeńskie.
Zgodnie z nauczaniem Jezusa dar seksualności był od początku Boską
pieczęcią zawartego związku i to jego skonsumowanie konstytuowało związek
kobiety i mężczyzny. Jednak współżycie cielesne samo w sobie nie było jedynym
celem małżeństwa. Było ono drogą do ustanowienia pomiędzy mężczyzną a kobietą
tak silnej relacji bliskości (duchowej, psychicznej i cielesnej), by razem
stworzyli jedność i w tej jedności oddawali chwałę Bogu. Intymność seksualna
została zatem zaprojektowana przez Wiekuistego nie tylko jako pieczęć związku,
ale również jako narzędzie do osiągnięcia jedności.
W Izraelu zdarzało się, i to dość często, że ludzie nie szli Bożą drogą.
Były zawierane związki mieszane, np. Izraelitów z Moabitkami czy Kananejkami
albo Izraelitek z mężczyznami obcych narodowości. Prawo prokreacji oczywiście
działało i z takich związków przychodziły na świat dzieci. Jednak to, że one
się rodziły, wcale nie było potwierdzeniem Bożej akceptacji takich związków.
Postępowanie wbrew Bożym zasadom zawsze było i jest grzechem, niezależnie od ludzkich
na to poglądów. I chociaż rodziły się dzieci, to wykluczone było stwierdzenie,
że takich ludzi „połączył PAN”. Prawa ustalone przez Boga, jak np. prawo
ciążenia czy prawo prokreacji, działają zawsze, niezależnie od tego, czy ktoś
wypełnia Bożą wolę, czy nie. W takich wypadkach prawdą było to, iż połączyła
ich żądza cielesna, jak to miało miejsce w życiu Salomona 1 Krl 11,1-13.
Biblia pokazuje, że Boży plan dla małżeństwa został naruszony przez
grzech, który wkroczył na świat. Człowiek, zamiast kierować się objawioną Bożą
wolą, zaczął iść za własnymi żądzami, wymysłami, wyobrażeniami i przekonaniami,
co oczywiście doprowadziło do degradacji oryginalnego Bożego planu, który
istniał od początku. Kultura i pogańskie zwyczaje zaczęły decydować o codziennym
stylu życia. Nie pieczęć Boska, ale ludzka zaczęła formalnie sankcjonować
małżeństwo. Ceremonie i dokumenty urzędowe stały się ważniejsze niż Boże
zasady. Odwrócenie oczu od Bożych standardów stało się pożywką dla rozwoju
wielkiego rozpasania seksualnego. Ludzie zaczęli sami decydować, jaki związek
jest małżeństwem, a jaki nie. W ślad za tym powstały nowe, ludzkie definicje
cudzołóstwa (wyraźnie słabsze od Bożych), bazujące jedynie na formalizmach
prawnych, a nie na wierności „kobiecie lub mężczyźnie swej młodości”. Ludzie
zaczęli swobodnie dobierać się w pary i w nieuprawniony sposób korzystać z
Bożego daru przeznaczonego jedynie dla małżeństw. Wszystko stanęło na głowie i
zaprzepaszczone zostało to, co Bóg zaplanował od początku, by każdy mężczyzna
czy kobieta, podejmujący w wolności współżycie seksualne, pozostali na całe
życie ze swym pierwszym partnerem seksualnym (partnerem młodości – por. Prz
2,17; Prz 5,18; Ez 23,3; Ez 23,8; Ez 23,19-21; Oz 2,17; Jl 1,18; Ml 2,14-15).
Dramatem jest to, że w opisane wyżej formalizmy zostały zaangażowane
również organizacje religijne, które zamiast stać na straży Bożego porządku, z
chęcią przyjęły na siebie „autorytet” wyrokowania o tym, jaki związek jest, a
jaki nie jest małżeństwem. Jednak żadna struktura formalna – ani świecka, ani
duchowna – nie jest legalnym przedstawicielem Boga na Ziemi[1]. Jedynym reprezentantem Boga na Ziemi jest Jego → Duch Uświęcający (por.
1 J 2,26-27 w zestawieniu z J 16,1-15; Mt 5,34-37), który działa poprzez
rozświetlanie Bożego Słowa w ludzkich sercach (por. J 17,17). Władze ziemskie
(zarówno świeckie, jak i duchowne), jak również wszyscy ludzie, podlegają
ocenie PANA (por. Ef 6,9). Sam fakt sprawowania funkcji nadzorczych i
opiekuńczych wobec Bożego ludu nigdy nie uprawniał żadnych władz duchownych do
uzurpowania sobie prerogatyw Najwyższego Autorytetu, który należy wyłącznie do
Boga (por. Dz 4,19; Dz 5,29; Ga 1,10). Bycie zwierzchnikiem (gr. episkopos)
lub choćby starszym funkcją (gr. presbyteros) w większej czy mniejszej
społeczności wierzących – zgodnie z Bożym planem – ma wiązać się z nieustannym
wskazywaniem prawdy Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie (por. Rz 1,16-17;
1 Kor 1,17; J 17,17), nauczaniem ludzi o charakterze Prawdziwego Boga, a także
o tym, w jaki sposób lud Boży powinien trwać w Słowie Chrystusa (por. Mt
28,19-20; Rz 10,14-17). W żadnym wypadku nie może wiązać się z przyznawaniem
sobie szczególnych praw i przywilejów (por. J 13,13-17; 1 Tm 3,1-5; Tt 1,7-9). Piastowanie
wszelkich funkcji duchownych (a przez analogię także rządowych i
administracyjnych – por. Ps 72,1-4) związane jest z poważną odpowiedzialnością
za to, w jaki sposób buduje się społeczność Bożego ludu (por. 1 Kor 3,12). Przyjęcie
funkcji nadzorczej oraz nauczycielskiej wiąże się także ze zwiększonym poziomem
odpowiedzialności w Dniu Sądu (por. Mt 25,45-51; 1 Kor 9,16; Jk 3,1).
Nawet w samej Biblii możemy zaobserwować, jak zmieniało się kulturowe
podejście do Bożego planu dla małżeństwa. Początkowa narracja biblijna
potwierdza, że małżeństwa konstytuowały się w chwili połączenia seksualnego
dwóch osób. Odbywało się to przez „wprowadzenie do namiotu” i podjęcie
współżycia. Nie było specjalnych ceremonii (co najwyżej była okolicznościowa
uczta), nie było przysiąg, urzędników ani certyfikatów (por. Rdz 2,21-25 i Rdz
4,1; Rdz 24,67; Rdz 29,21-23). Tak było od początku – aż do pojawienia się
Prawa Mojżeszowego, które wprowadziło wiele przepisów i formalności, w tym
także list rozwodowy. Ujawniło ono, że grzeszność ludzkiej natury ma wielki
wpływ także na sposób postrzegania relacji małżeńskich (por. Mt 19,3-12). W
czasach nowożytnych część kościołów przejęła sposób zawiązywania i
rozwiązywania małżeństw, jaki jest pokazany w ST, część zaś stanęła na
stanowisku nierozwiązywalności związku małżeńskiego, uważając go za związek
sakramentalny[2]. Jednak i w takich kościołach istnieje instytucja orzekania nieważności
zawarcia małżeństwa, co czasami prowadzi do skrajnych kontrowersji i stawiania
pytań o istotę sakramentu.
Nawet najbardziej konserwatywny strażnik i obrońca sakramentalnego węzła
małżeńskiego, jakim jest kościół rzymskokatolicki, podaje przesłanki do
stwierdzenia nieważności zawarcia małżeństwa (co wg prawa kanonicznego oznacza,
iż związek małżeński nigdy nie zaistniał lub został wyłudzony, co również określa
się pojęciem „kradzieży sakramentu małżeństwa”). Nawet pobieżny rzut okiem na
wymieniony niżej katalog okoliczności dających podstawę do stwierdzenia
nieważności sakramentu małżeństwa w tym kościele pokazuje, jak ważne jest
właściwe przygotowanie do małżeństwa. Z pewnością kilka spotkań przed ślubem
odbytych w biurze parafialnym nie załatwia sprawy. Bazowanie na „kulturze”
świata z całą pewnością również nie doprowadzi do niczego dobrego. Nie można
mówić o jakimkolwiek przygotowaniu do małżeństwa, jeśli nie bazuje ono na Bożym
Słowie i nie odbywa się od najwcześniejszych lat życia w zdrowym środowisku
rodzinnym i w środowisku wiary.
Zgodnie z rzymskokatolickim kodeksem prawa kanonicznego do okoliczności
stwierdzenia nieważności sakramentu małżeństwa należy m.in. to, że:
• jeden ze współmałżonków był młodocianym (wiek 14 lat dla kobiety i 16
dla mężczyzny) w chwili zawierania związku;
• ukryta została niezdolność płciowa (impotencja, brak płodności)
jednego ze współmałżonków;
• jeden z partnerów znajdował się już w innym związku małżeńskim
(bigamia lub poligamia);
• związek został zawarty z osobą niewierzącą, która wcześniej nie
ujawniła tego faktu;
• związek został zawarty z osobą związaną ważnymi ślubami zakonnymi lub
święceniami kapłańskimi;
• związek został zawarty
przemocą, w wyniku uprowadzenia;
• jedna z osób dopuściła się
występku w postaci zabicia swego współmałżonka w celu zawarcia nowego związku
małżeńskiego;
• małżeństwo zawarte zostało
pomiędzy osobami o zbyt bliskim pokrewieństwie lub powinowactwie (zarówno w
linii prostej, jak i bocznej), a także gdy pozostawali w pokrewieństwie prawnym
(powstałym np. z adopcji);
• zawarcie związku naruszyło
publicznie zasady przyzwoitości (lub nastąpiło z osobą, która dopuszcza lub dopuszczała
się takich zachowań);
• zawarcie związku nastąpiło przy
braku minimalnej wiedzy na temat istoty związku małżeńskiego;
• związek został zawarty w
sytuacji pozbawienia kogoś zdolności używania rozumu;
• związek został zawarty w
sytuacji poważnego braku rozeznania istotnych praw i obowiązków małżeńskich;
• związek został zawarty w
sytuacji niezdolności jednego z partnerów do podjęcia istotnych obowiązków
małżeńskich z przyczyn natury psychicznej (psychiczna niezdolność nie musi
wcale oznaczać choroby psychicznej. Mogą być nią także zaburzenia osobowości
lub charakteru człowieka powodujące, że mimo chęci nie może on podjąć w
prawidłowy sposób istotnych obowiązków cechujących wspólnotę życia
małżeńskiego);
• przy zawieraniu małżeństwa
jeden z partnerów dopuścił się podstępu przez umyślne wprowadzenie w błąd
drugiej osoby lub zatajenie istotnych informacji, które mogły mieć wpływ na
podjęcie przez drugą osobę swobodnej decyzji dotyczącej wstąpienia lub nie w
związek małżeński (może to dotyczyć zatajenia przed partnerem kwestii osobistej
wiary, historii swojego życia seksualnego, własnej orientacji seksualnej,
uzleżnienia od nałogów czy zobowiązań emocjonalnych wobec osób trzecich bądź
też pozostawania w relacji pozamałżeńskiej w czasie zawierania małżeństwa lub
wkrótce po ślubie, zatajenia posiadania dzieci z innych związków lub zatajenia
przeszłości kryminalnej czy wyroku pozbawienia wolności);
• zawarcie małżeństwa nastąpiło z
przyczyny całkowicie obcej pożyciu małżeńskiemu lub nastąpiło jako konsekwencja
nieoczekiwanej (przedślubnej) ciąży kobiety;
• jedna z osób dopuściła się
świadomej symulacji (całkowitej lub częściowej) popartej pozytywnym aktem woli
(zakres tych symulacji/udawania jest tak wielki, jak różnorodne i zaskakujące
jest życie. Za symulację uważa się również istnienie wewnętrznego sprzeciwu
pomimo zewnętrznie wyrażanej zgody, ewentualnie istnienie wewnętrznego
założenia co do długości trwania związku, w zależności od spełnienia
oczekiwanych warunków);
• dopuszczenie przekonania, że
aborcja może w przyszłości stanowić w zawieranym związku metodę unikania
rodzicielstwa;
• związek został zawarty w
sytuacji świadomego wykluczenia a priori któregoś z istotnych przymiotów
lub elementów małżeństwa (jedności, nierozerwalności, przyszłego zrodzenia i
wychowania potomstwa);
• związek został zawarty przez
osoby, z których przynajmniej jedna nie była w wystarczającym stopniu dojrzała
emocjonalnie;
• małżeństwo zostało zawarte pod
jakimś warunkiem, ewentualnie pod przymusem (nawet ze strony rodziców) lub ze
strachu przed jakimiś nieuchronnymi konsekwencjami lub doświadczeniem przemocy.
Tak szeroki katalog okoliczności
prowadzących do stwierdzenia nieważności małżeństwa sprawia, że eksperci prawa
kanonicznego w prywatnych rozmowach z członkami Zespołu Redakcyjnego NPD
szacowali, iż nawet 80% sakramentalnie zawartych małżeństw (część ekspertów
szacowała nawet, że więcej) jest de facto nieważnych. Polska jest
światowym liderem w zakresie orzekania nieważności małżeństw. Procedura
orzeczenia nieważności małżeństwa jest w kościele rzymskokatolickim dość
skomplikowana, ponieważ szafarzami sakramentu małżeństwa są narzeczeni, a
duchowny jest jedynie urzędowym świadkiem kościoła. W innych kościołach
obowiązują inne zasady.
W kościele prawosławnym zawarcie związku małżeńskiego odbywa się w oprawie
wielkiej ceremonii liturgicznej. Jednak teologia prawosławna wychodzi z
założenia, że Królestwo Boże nie powinno nikomu niczego narzucać siłą i dlatego
w sytuacji udowodnionej zdrady małżeńskiej praktykowane jest „zdejmowanie
błogosławieństwa”. Szafarzem sakramentu małżeństwa w kościele prawosławnym jest
duchowny, zatem procedura „zdjęcia błogosławieństwa” przez niego jest dość
prosta. W tym kościele możliwe jest uzyskanie ponownego „błogosławieństwa
małżeńskiego”, czyli ślubu. Jednak taka uroczystość powinna być sprawowana
skromnie, najlepiej bez publicznej ostentacji.
W większości kościołów protestanckich honoruje się rozwody cywilne, o ile
były konsekwencją zdrady małżeńskiej. W takich wypadkach niektóre z kościołów
udzielają również ponownego ślubu.
Wiele czynników ma wpływ na mizerną kondycję instytucji małżeństwa również
w środowiskach chrześcijańskich.
• Pierwszym czynnikiem jest z
pewnością brak wiary postrzeganej w biblijnym sensie, a więc jako zaufanie do
Bożego Słowa i posłuszeństwo nauczaniu Chrystusa.
• Drugim czynnikiem jest mocno
rozpowszechnione formalno-religijne podejście do instytucji małżeństwa bazujące
na kulturze i obrzędowości. Wynikiem takiego podejścia jest przekonanie, że po
zawarciu związku małżeńskiego miłość i wierność współmałżonka „należą mi się z
klucza”. Pasywny formalizm religijny sprawia, że małżonkowie uważają, iż „mają
papier na drugą osobę”, a „wierność po prostu się im należy” bez względu na ich
własne zachowanie i postępowanie. Tacy formaliści (mający formalnie rację) nie
rozumieją jednak, że ślub jest dopiero początkiem drogi budowania małżeństwa i
trzeba włożyć jeszcze bardzo DUŻO PRACY oraz osobistych wyrzeczeń, by po latach
dojść do stanu, który można nazwać „dobrym małżeństwem”. Nie jest to oczywiście
łatwy proces, a jego wielkim przeciwnikiem jest niezwykle podstępny grzech
użalania się nad sobą, który prowadzi człowieka do rozpamiętywania swoich
niespełnionych nadziei, rozczarowania współmałżonkiem oraz „brakiem szczęścia”.
Grzech ten w środowiskach kościelnych jest często podsycany fałszywie
interpretowanymi Bożymi obietnicami dotyczącymi życia tu i teraz, w czym celuje
→ teologia sukcesu. Tymczasem Jezus wyraźnie naucza, że celem życia na tym
świecie nie jest poszukiwanie osobistego szczęścia (choć jego okruchów można
czasami skosztować w obecnym życiu, to jego zasadniczy ogrom i wspaniałość
czeka na zwycięzców w Niebiosach), ale oddanie Bogu chwały przez posłuszeństwo
Jego Słowu (por. J 14,15). Zamiast więc „gonić za wiatrem”, oboje małżonkowie
(będący uczniami Jezusa) powinni w pokorze uniżać się, by służyć swym partnerom
małżeńskim (por. J 13,13-17).
• Trzecim czynnikiem jest
przemożny wpływ światowego stylu myślenia, który:
(a) prowadzi ludzi do
przedślubnego rozluźnienia moralnego,
(b) promuje wśród młodzieży
życiowy hedonizm i
(c) uczy skrajnego egocentryzmu oraz niechęci do przyjmowania postaw
życiowej odpowiedzialości.
Badania seksualności Polaków przeprowadzone
w 2016 r. ujawniają, że tylko 5% młodych ludzi deklaruje zachowanie czystości
seksualnej aż do ślubu. To sprawia, że cudzołóstwo – w rozumieniu biblijnym –
mnoży się na niespotykaną dotąd skalę. Wynika z tego, że co najmniej 95%
populacji w Polsce to cudzołożnicy. Seks, obok pieniądza i zdrowia, stał się
współczesnym bożkiem. Sprzyja temu intensywna promocja pornografii we
wszelkiego rodzaju mediach, z internetem na czele. Z danych przytoczonych przez
Josha McDowella w publikacji W zasięgu jednego kliknięcia (Oficyna
Wydawnicza VOCATIO, Warszawa 2015) wynika, że pornografia zbiera wielkie żniwo
nawet w kościołach. Według szacunków duszpasterskich 80% mężczyzn i 40% kobiet
deklarujących się jako chrześcijanie jest w jakimś stopniu uwikłanych w pornografię
(wliczając w to specjalnego typu literaturę dla kobiet).
Czy w związku z tym – głosząc Bożą prawdę – należy wzywać ludzi do
przerywania ich nieważnych małżeństw? Z całą pewnością nie. To, że grzech
został popełniony raz, wcale nie znaczy, iż trzeba popełnić go kolejny raz.
Poważnym błędem byłoby zachęcanie ludzi do zrywania aktualnych (drugich czy
kolejnych) związków i powracania do pierwszych – z czasów inicjacji seksualnej.
Takie postępowanie w Księdze Powtórzonego Prawa (por. Pwt 24,4) zostało
określone jako „obrzydliwość w oczach PANA” (inny przekład: „budzi odrazę u
Pana”). Zamiast tego lokalne kościoły powinny pomagać małżeństwom zawartym w
niebiblijny sposób w zgodzeniu się z Bogiem, że dopuściły się grzechu, i w
przyjęciu odkupienia, którego Chrystus dokonał na krzyżu, a następnie w
zachęcaniu ich do dalszego życia w posłuszeństwie PANU. Kościoły powinny
przenieść koncentrację uwagi z obrzędów religijnych na pomaganie małżonkom we
wzrastaniu w wierze w sytuacji, w jakiej się znaleźli, a także w odpowiedzialnym
pełnieniu przyjętych ról małżeńskich, rodzinnych i społecznych. Aby zapobiegać
dalszej degradacji instytucji małżeństwa, lokalne kościoły powinny nauczać
dzieci i młodzież, czym jest małżeństwo według Bożego planu. Powinny także
wskazywać wielkie korzyści, jakie wynikają z oczekiwania w czystości na
podjęcie współżycia seksualnego dopiero po ślubie z tą osobą, z którą w
Chrystusie stworzą jedność małżeńską.
Patrz
też → Rozwód a kolejne małżeństwo; → Przywilej Pawłowy.
[1] Różnego typu władze, szczególnie duchowne, lubią przytaczać werset Mt
18,18 jako rzekomy dowód swego namaszczenia do udzielania ślubów w imieniu
Boga, jednak pokazują tylko, że nie rozumieją kontekstu, w jakim Jezus
wypowiedział te słowa. PAN zaś instruował wówczas uczniów, jak mają się
zachować w procesie napominania brata lub siostry w wierze, którzy grzeszą
(por. Mt 18,12-20), a nie w czasie uroczystości zaślubin. Władze świeckie lubią
cytować Rz 13,1-7, jednak i one nie zwracają uwagi na istotne przesłanie tego
fragmentu, który mówi o tym, że przez Boga została ustanowiona struktura
władzy, a nie jej konkretni przedstawiciele.
[2] Część kościołów nazywa sakramentem (łac. sacramentum gr. mysterion)
widzialny znak lub obrzęd, który – przeprowadzony wg określonej formuły –
posiada w sobie tak wielką moc, iż niesie Bożą łaskę, niezależnie od wiary
osoby go sprawującej. Istnieje znaczna grupa teologów niezgadzająca się z takim
poglądem. Twierdzą oni, że sakrament bez wiary nic nie znaczy. Osobną kwestią w
tym zakresie jest zdefiniowanie tego, co uważa się za „wiarę” w rozumieniu
danego sakramentu.
Marek ewangelista
Marek, zwany też Janem Markiem, kuzyn Barnaby (por. Kol 4,10), autor Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie w relacji Marka. Maria, matka Marka, miała dom w Jerozolimie (por. Dz 12,12), prawdopodobnie więc to miasto było miejscem jego narodzin i wychowania. Marek brał udział w pierwszej wyprawie misyjnej Apostoła Pawła, z której wycofał się w Perge w Pamfilii (por. Dz 13,13). Ta decyzja stała się powodem sporu między Pawłem a Barnabą, który doprowadził do rozdziału ich wspólnej dotąd służby (por. Dz 15,36-40). Zapisy Kol 4,10 oraz Flm 24 wskazują, że w czasie uwięzienia Pawła w Rzymie (w latach 61-63 n.e.) relacje Marka z Apostołem zostały odnowione. Późniejsze wskazówki pochodzące od Papiasza (I/II w.) i Klemensa Aleksandryjskiego (II/III w.) sugerują, iż Marek mógł być tłumaczem Apostoła Piotra, gdy ten, podobno, przybył do Rzymu. Piotr, będąc prostym rybakiem, nie znał obcych języków, więc jego przemowy do osób posługujących się łaciną lub greką musiały być tłumaczone. Podobno Marek, tłumacząc Piotra, postanowił zebrać na piśmie jego relację o Chrystusie, co uczynił w postaci swej Dobrej Wiadomości. W związku z tym egzegeci traktują ewangeliczny zapis Marka jako relację Piotra spisaną w Rzymie w roku 65 n.e., a więc rok po wielkim pożarze miasta, po którym nastąpiły lokalne prześladowania chrześcijan. Biblia nic nie wspomina o śmierci Marka. Legendy głoszą, że ostatnie lata życia spędził w Aleksandrii, gdzie podobno w roku 68 n.e. poniósł śmierć męczeńską.
Masoreci
Masoreci (hebr. baale hammasorah –
dosł. „panowie Tory”) to nazwa grupy żydowskich rabinów,
znawców Tory, którzy między VI a XI w. n.e. opracowali dla alfabetu
hebrajskiego system zapisu samogłosek. Wcześniej alfabet ten składał się tylko
ze spółgłosek, co czyniło go absolutnie hermetycznym i niemożliwym do
odczytania poza tradycją żydowską (uczniowie szkół rabinicznych uczyli się Tory
na pamięć, aby wiedzieć, w jaki sposób ją później odczytywać publicznie).
Masoreci wykonali ogromną pracę, wprowadzając samogłoski do tekstu
starohebrajskiego. Biblia Hebrajska dopiero w ich wersji stała się
czytelna dla świata zachodniego. Wszystkie przekłady ST, w których zaznaczono,
że zostały dokonane z tekstów oryginalnych, bazują właśnie na tekstach
masoreckich. Należy jednak pamiętać, że ok. 1200 lat przed masoretami inna
grupa żydowskich rabinów dokonała przekładu starohebrajskiego tekstu ST (bez
znaków masoreckich) na język grecki. Przekład ten otrzymał nazwę → Septuaginta.
Mateusz Apostoł i ewangelista (Lewi)
Mateusz, znany także jako Lewi – syn Alfeusza
(innego niż ojciec Jakuba Apostoła Mniejszego i Judy – por. Mk 2,4), był
poborcą podatkowym w Kafarnaum (por. Mt 9,1 razem z Mt 9,9). To właśnie on
spisał Dobrą Wiadomość o ratunku w Chrystusie w relacji Mateusza. Zrobił
to dla nawróconych Żydów, aby umocnić ich w zaufaniu, że Jezus jest
zapowiadanym od wieków Boskim Mesjaszem i władcą Królestwa Niebios.
Biblia nic nie wspomina o śmierci Mateusza. Legendy mówią, że zginął on
śmiercią męczeńską w Egipcie (ewentualnie w Etiopii albo w Persji). Jeszcze
inne podania wspominają o jego śmierci w mieście Myre. Zdaniem Epifaniusza (IV
w.), biskupa Cypru, Mateusz zginął w Hierapolis. Jego śmierć miała nastąpić za
czasów panowania cesarza Domicjana. Część legend mówi o śmierci Apostoła od
miecza, a część o pchnięciu włócznią. Są także takie, które wspominają o jego
naturalnej śmierci.
Melchizedek
Melchizedek jest przedstawiony w Biblii
jako król Szalem (pierwotna nazwa Jerozolimy), które zanim otrzymało nazwę
Jebus, zostało zdobyte przez Dawida, a następnie uczynione stolicą Izraela
(por. 1 Krl 2,11; 1 Krn 11,4-8). Jego imię znaczy „Król Sprawiedliwości” (por.
Hbr 7,2). Melchizedek był kapłanem Boga Najwyższego (por. Rdz 14,18; Hbr 7,1)
już w czasach Abrahama, a więc znacznie wcześniej, niż ukształtował się naród
Izraela i ustanowiona została instytucja kapłaństwa według porządku Aarona. Kształtowanie
się narodu żydowskiego trwało ok. 430 lat, podczas niewoli egipskiej, po
wyjściu z której otrzymał on swoją „konstytucję”, jaką było Prawo Mojżeszowe
(por. Ga 3,17). W Rdz 14,18-20 czytamy o jego spotkaniu z Abrahamem, a w Hbr
7,2-3 znajdujemy informację, iż postać Melchizedeka była typem (proroczym
objawieniem) Chrystusa w ST. Sam Jezus w J 8,56-58, wspominając swe spotkanie z
Abrahamem, pośrednio przyznał się do archetypu Melchizedeka, co zgodne jest
również z Jego wykładnią Pisma św. ST zapisaną w J 5,39 oraz Łk 24,27. Wywód
teologiczny przedstawiony w Hbr 7 prowadzi do konkluzji zawartej w następnych
rozdziałach tego listu, które wyjaśniają, że Jezus Chrystus jest obecnie
jedynym arcykapłanem → ludu Bożego, Jedynym Pośrednikiem między Bogiem a ludźmi
(por. Hbr 9,15, a także Ga 3,20; 1 Tm 2,5), a Jego ofiara na krzyżu jest tą
jedyną, która raz na zawsze (por. Hbr 10,10-12), na wieki, otworzyła „drogę do
doskonałości wszystkim tym, którzy poddają się uświęceniu” (Hbr 10,14). Nie ma
więc już żadnej potrzeby składania jakichkolwiek ofiar za grzechy Bożego ludu
(por. Hbr 9,25-28).
Menora
Melchizedek jest przedstawiony w Biblii
jako król Szalem (pierwotna nazwa Jerozolimy), które zanim otrzymało nazwę
Jebus, zostało zdobyte przez Dawida, a następnie uczynione stolicą Izraela
(por. 1 Krl 2,11; 1 Krn 11,4-8). Jego imię znaczy „Król Sprawiedliwości” (por.
Hbr 7,2). Melchizedek był kapłanem Boga Najwyższego (por. Rdz 14,18; Hbr 7,1)
już w czasach Abrahama, a więc znacznie wcześniej, niż ukształtował się naród
Izraela i ustanowiona została instytucja kapłaństwa według porządku Aarona. Kształtowanie
się narodu żydowskiego trwało ok. 430 lat, podczas niewoli egipskiej, po
wyjściu z której otrzymał on swoją „konstytucję”, jaką było Prawo Mojżeszowe
(por. Ga 3,17). W Rdz 14,18-20 czytamy o jego spotkaniu z Abrahamem, a w Hbr
7,2-3 znajdujemy informację, iż postać Melchizedeka była typem (proroczym
objawieniem) Chrystusa w ST. Sam Jezus w J 8,56-58, wspominając swe spotkanie z
Abrahamem, pośrednio przyznał się do archetypu Melchizedeka, co zgodne jest
również z Jego wykładnią Pisma św. ST zapisaną w J 5,39 oraz Łk 24,27. Wywód
teologiczny przedstawiony w Hbr 7 prowadzi do konkluzji zawartej w następnych
rozdziałach tego listu, które wyjaśniają, że Jezus Chrystus jest obecnie
jedynym arcykapłanem → ludu Bożego, Jedynym Pośrednikiem między Bogiem a ludźmi
(por. Hbr 9,15, a także Ga 3,20; 1 Tm 2,5), a Jego ofiara na krzyżu jest tą
jedyną, która raz na zawsze (por. Hbr 10,10-12), na wieki, otworzyła „drogę do
doskonałości wszystkim tym, którzy poddają się uświęceniu” (Hbr 10,14). Nie ma
więc już żadnej potrzeby składania jakichkolwiek ofiar za grzechy Bożego ludu
(por. Hbr 9,25-28).
Mesjasz
Patrz hasło → Chrystus.
Miasta lewickie i miasta ucieczki
Gdy Hebrajczycy wkroczyli do Kanaanu,
podzieli między sobą ziemie tej krainy zgodnie ze wskazaniami Boga (stosownie
do wielkości poszczególnych plemion izraelskich). Tylko plemię Lewiego nie
otrzymało ziemi. Ono bowiem zostało wyznaczone do sprawowania kultu
świątynnego. Pozostałe plemiona żydowskie miały łożyć na ich utrzymanie
dziesiątą część plonów z roli, stad i sadów (→ Dziesięciny i ofiary). Aby
Lewici mieli gdzie mieszkać, pozostałe plemiona wydzieliły dla nich 48 miast
otoczonych pastwiskami (por. Lb 35,1-8; Joz 21,1-42 oraz 1 Krn 6,39-66). Nie
musieli nic płacić za możliwość mieszkania tam. Sześć z tych miast miało status
„miast ucieczki” – enklaw, w których otrzymywali azyl nieumyślni zabójcy (por. Lb
35,9-34).
Miłosierdzie
Miłosierdzie (gr. eleos; hebr.
rehum) jest aktywną postacią współodczuwania czyjegoś cierpienia lub
dramatu wyrażającą się w praktycznym działaniu. Jest ono szczególną formą
okazywania zmiłowania, praktycznym aspektem czynienia dobra również wobec
osoby, która na dobro nie zasłużyła. W tym sensie jest więc realizacją postawy
ofiarnej Bożej miłości agape (por. Mt 6,14-15).
Biblia wyraźnie mówi o Bogu, że jest miłosierny (por. Wj 34,6; 2 Krn 30,9;
Ps 103,8; Łk 1,50; Łk 1,54; 1 Tm 1,2; Tt 3,5). On jest Ojcem wszelkiego
miłosierdzia (por. 2 Kor 1,3) i będąc nadzwyczajnie bogaty w miłosierdzie (por.
Ef 2,4), oczekuje, że Jego dzieci też będą pełne miłosierdzia (por. Mt 9,13; Ef
4,32).
W Liście do Hebrajczyków 4,16 znajdujemy informację, iż zbliżając
się do Tronu Bożej Łaski, możemy doświadczać nie tylko Bożej łaski, ale i
Bożego miłosierdzia. To zestawienie pomaga w rozróżnieniu tych dwóch aspektów
Bożego charakteru. O ile Boża łaskawość jest związana z ofiarowaniem
człowiekowi dobra, na które on sobie nie zasłużył, o tyle miłosierdzie jest
ulitowaniem się nad beznadziejną sytuacją człowieka. Zatem w czasie pokusy do
grzechu człowiek powinien modlić się o Bożą łaskę potrzebną do przetrwania i
wytrwania w relacji przyjaźni z Bogiem, a w sytuacji popełnionego już grzechu –
o Boże miłosierdzie, które jest zdolne usunąć konsekwencje tego grzechu oraz
przywrócić człowieka do relacji przyjaźni z Bogiem.
Miłość
W języku greckim istnieje pięć różnych
słów, które – w zależności od kontekstu – bywają tłumaczone na język polski
jako „miłość”. Są to:
1. Epithymia (czas. epithymeo) –
określenie oznaczające żądzę, silne pożądanie przenikające całe wnętrze i umysł
człowieka, cechujące postawy hedonistyczne, chciwe, lubieżne i egocentryczne. W
języku biblijnym oznacza ono wręcz zwierzęcą żądzę, która człowieka zniewala i
uzależnia. W tym sensie pojawia się ono we współczesnej frazeologii jako
zamiłowanie do pornografii, pociąg do alkoholu, narkotyków, pragnienie władzy,
pożądanie pieniądza etc. To słowo w NT ma całkowicie negatywny charakter.
Jednak jest pewien graniczny aspekt pożądania związany z rozróżnieniem chorej
zawiści od zdrowej zazdrości. Zawiść polega bowiem na pożądaniu czegoś, co się
komuś nie należy, podczas gdy zdrowa zazdrość jest pożądaniem czegoś, co się
komuś absolutnie należy – np. Bóg jest zazdrosny o swoją chwałę (por. Wj 20,5;
Wj 34,14; Pwt 4,24), o swój lud (por. Joz 24,17-21), a także o Ducha, którego
umieszcza w swoim ludzie (por. Jk 4,5).
2. Eros (czas. eran) – określenie
fizycznej relacji seksualnej. Znaczące jest, że słowo to nie występuje w NT. W
Bożym planie dla ludzkości seks ma oczywiście swoje miejsce, lecz – według
przekazu biblijnego – jest on podporządkowany wyższym sprawom i celom. Ma
służyć nie tylko rozwojowi rodziny, ale i emocjonalnemu scementowaniu
małżeństwa. W Biblii – z uwagi na jej kulturowe tło hebrajskie – funkcję słowa eros
dla opisu relacji seksualnej przejęły inne słowa czy zwroty, w tym czasownik
„poznać” (gr. ginosko). Widać to dobrze w starych przekładach biblijnych
w wersecie Rdz 4,1, które np. Biblia Wujka tłumaczy: „Adam po tym poznał żonę
swoję, Hewę, która poczęła i porodziła Kaina, mówiąc: «Otrzymałam człowieka
przez Boga»”. Eros mówi więc o fizycznym, zmysłowym związku dwojga
ludzi. Słowo to może mieć zarówno charakter pozytywny – gdy odnosi się do
intymnej relacji małżeńskiej – jak i negatywny – gdy opisuje związki
pozamałżeńskie. W małżeństwie eros pociąga za sobą wspaniałe Boże
błogosławieństwo zjednoczenia, prowadzące do zbudowania rodziny, a więc tego,
co ma dla człowieka najważniejsze znaczenie zaraz po osobistym związku z
Bogiem. Eros poza małżeństwem staje się źródłem przekleństwa,
ograbieniem człowieka z jego człowieczeństwa, roztrwonieniem Bożego skarbu,
który został w nim zdeponowany, i naruszeniem obrazu relacji istniejącej
pomiędzy Chrystusem a Jego Oblubienicą, czyli społecznością wierzącego ludu.
3. Storge (czas. stergein) – słowo
to opisuje miłość między rodzicami a dziećmi. Odnosi się zarówno do
rodzicielskiej troski o dzieci (miłość opiekuńcza), jak i szacunku dzieci do
rodziców (poleganie na nich, obdarzanie ich autorytetem i szacunkiem). Słowo to
niesie w sobie wielką czułość i troskliwą serdeczność. Określano nim również
troskę prawdziwego patriarchy rodu lub ofiarnego przywódcy ludu o naród,
któremu przewodzi (np. postawa Mojżesza wobec Izraela). W NT słowo to jest
jednoznacznie pozytywne.
4. Filia (czas. fileo) –
określenie emocjonalnego związku (kochania kogoś lub czegoś) bazującego na
wspólnych zainteresowaniach lub tzw. jedności dusz. Słowo to zawiera wiele
życzliwości oraz czułości i w NT jest jednoznacznie pozytywne. Oznacza ono
relacje na poziomie przyjaźni, opisuje emocjonalny związek, którego podstawą
są: jednakowe zrozumienie wielu kwestii, wspólne cele, upodobania, dążenia.
Słowu temu w języku polskim najlepiej odpowiada czasownik „kochać”, dzięki
czemu łatwiej jest je odróżnić od agape (ofiarnie miłować).
5. Agape (czas. agapao) –
określenie postawy ofiarnej Bożej miłości polegającej na bezinteresownym
świadczeniu dobra innym także wtedy, gdy obdarowani na takie dobro wcale nie
zasługują. Słowo to nie ma w sobie żadnego zabarwienia emocjonalnego, lecz
wyraża osobistą decyzję działania wypływającą z wolnej woli tego, kto decyduje
się na wyświadczenie dobra. W grece antycznej znaczenie tego słowa dość długo
ewoluowało, aby w koine (język NT) osiągnąć przedstawiony wyżej sens.
Więcej na ten temat w haśle → Boża miłość.
Modlitwa
Hebrajskie słowo
tłumaczone jako „modlitwa” to hitpalel.
Składa się ono z rdzenia PLL, który mówi o sądzeniu oraz zwrotnego przedrostka hit. W zestawieniu razem można odkryć
etymologiczny sens hebrajskiego terminu „modlitwa” jako „samoocena” lub
„samoosądzenie siebie”. W języku greckim „modlitwa” to proseuche czyli „podejście”, „zbliżenie się” lub po prostu euche („przyrzeczenie”, „ślubowanie”).
Te dwa sposoby myślenia są fundamentem do zrozumienia, że modlitwa jest rozmową z Bogiem. Innymi słowy jest to audiencja u Króla
Wszechświata. Przystoi zatem, żeby do audiencji u Monarchy najpierw stosownie
się przygotować, zapoznając się z Jego charakterem, wspaniałością, mądrością i
potęgą, aby nie zmarnować czasu udzielonego nam posłuchania i aby w trakcie
audiencji być dobrze skupionym na tym, co mówi Najwyższy. Jak inaczej
moglibyśmy Mu coś sensownie odpowiedzieć, poprosić o dodatkowe wyjaśnienia,
spytać o coś istotnego czy złożyć u Jego stóp prośbę o coś właściwego. Skoro
czas modlitwy jest czasem audiencji u Króla królów, to powinniśmy trzymać się
pewnych rygorów (przedstawionych niżej), aby jak najwięcej skorzystać podczas
udzielonego nam posłuchania.
• Przygotuj się do audiencji –
przeczytaj jeden krótszy psalm lub fragment dłuższego i przygotuj swe serce na
spotkanie z Królem. Patrz na osobowość i charakter Króla, a następnie złóż Mu
swym sercem hołd i uwielbienie.
• Wsłuchaj się w Słowo Króla –
czytaj wybrany fragment Pisma, rozumiejąc, że jest to przemowa Wiekuistego,
który ujawnia nam swoją wolę. Biblia to Boże Słowo. Bóg użył wybranych przez
siebie ludzi do spisania Jego Słowa, abyśmy w jasny sposób mogli poznawać Jego
wolę. Ten sam Duch, który prowadził Boże sługi w czasie spisywania Słowa
Najwyższego, jest obecnie wylany powszechnie i prowadzi kolejne Boże sługi w
zrozumieniu tego, co wcześniej, przed wiekami, zostało zapisane. Są jednak
pewne warunki, pod którymi Duch Boży daje wierzącym właściwe zrozumienie Bożego
Słowa. Muszą oni być: (a) narodzonymi z Ducha dziećmi Bożymi (por. J 3,5-8);
(b) gotowi pełnić wolę Boga (por. J 7,17); (c) posłuszni Bogu (por. Dz 5,32; J
7,17; Mt 7,21-23); (d) gotowi na całkowitą przemianę myślenia (por. Rz 12,2;
Flp 3,7-9); (e) dążący do uświęcenia (por. Hbr 12,14; 1 P 1,15-16; 1 J 2,27);
(f) gotowi zmieniać siebie, a nie innych (por. Jk 1,21-25). Boży Duch
Uświęcenia został dany wierzącym po to, by wyjaśniać im Boże Słowo (por. 1 J
2,20 oraz 1 J 2,27). Duch Boży i Słowo Boże są nieodłączne – wzajemnie się
dopełniają i wyjaśniają, prowadząc wierzących we wzrastaniu w myśleniu
Chrystusowym, a więc w uświęceniu i posłuszeństwie wobec Ojca w Niebiosach
(por. Mt 7,21-23).
• Przyjmij Słowo Króla – notuj
wszystkie istotne myśli Króla, które zostały ci przedstawione podczas Jego
przemowy. Jeśli czegoś nie rozumiesz, zadawaj pytania. Na koniec przedstaw
Najwyższemu swoje sprawy. Bądź pewny Jego odpowiedzi, gdyż Bóg swoim dzieciom
zawsze udziela odpowiedzi. Czasami brzmi ona: „Tak!”. Czasami brzmi: „Nie!”.
Czasami zaś brzmi: „Poczekaj!”, „Nie teraz”, „Nie jesteś gotów”, „Coś musi się
zmienić”.
• Po zakończeniu audiencji idź w życie, stosując w praktyce to, czego
nauczyłeś się podczas posłuchania u Króla (por. Jk 1,21-25; Dz 5,32; Mt
7,21-23).
Jak widać, zasadniczą częścią modlitwy
jest słuchanie, a nie mówienie (por. Mt 6,7). Bóg oczekuje od nas przemiany
myślenia (gr. metanoia), a co za tym idzie także przemiany serca.
Wykorzystajmy zatem główny czas modlitwy, jakim jest czytanie Biblii, do
wgryzania się w Słowo Chrystusa (por. J 6,35; Rz 10,17), aby dokonywać
przemiany swego myślenia i dostosować je do myślenia Chrystusowego (por. Rz
12,2; 1 Kor 14,12; Flp 2,5; Flp 4,8).
Gdy Apostołowie poprosili Jezusa, by nauczył ich, jak mają się modlić
(por. Łk 11,1), Jezus przekazał im pewne zasady i ramy właściwego podejścia do
modlitwy (por. Łk 11,2-4). W relacji Mateusza zasady te zostały omówione przez
Niego nieco szerzej (por. Mt 6,5-15). Niestety, słowa te zbyt często traktowane
są jako formułka do powtarzania, a nie jako wytyczne wskazujące kierunki do
podążania w modlitwie. Jezus zachęcał uczniów również, aby modlili się „w Jego
imieniu”. To określenie jest klasyczną metonimią semicką, która znaczy tyle co:
„modlili się w taki sposób jak On”, „modlili się, identyfikując się z Jego
charakterem i sposobem postępowania”. Jezus nikomu nie nakazał używania
formułki „w imieniu Jezusa” jako „chrześcijańskiego zaklęcia” czy końcowej
„pieczątki”, która miałaby uwiarygadniać wcześniejsze słowa. Było to wezwanie
do znacznie głębszego podejścia do modlitwy – na wzór samego Jezusa.
Wspaniałe wzorce modlitwy znajdziemy w Psalmach, a także w 1 Sm 2,1-10;
1 Krl 8,23–52; 1 Krn 29,10-19; Ne 9,6-37; Hi 42,2-6; Dn 9,4-19; Jon 2,3-10 i
wielu innych miejscach Biblii. Warto zwrócić uwagę, że wiele modlitw
odnotowanych w NT bazuje właśnie na Psalmach czy – szerzej biorąc – na
ST. Widać to choćby w Łk 1,46-55 (Magnificat) czy Łk 1,68-79 (Benedictus).
Ważne jest też zrozumienie, że nie wszystkie modlitwy ludzi są
wysłuchiwane. Bóg nie wsłuchuje się w modlitwy osób, które nie są Jego dziećmi.
Modlitwy takie w ogóle nie trafiają przed Boży Tron w Niebiosach. Sytuacja się
zmienia dopiero po opamiętaniu się człowieka z grzechu (gr. metanoia). Z
podobnymi problemami spotykają się modlitwy mężczyzn, którzy źle traktują swoje
żony (por. 1 P 3,7).
Co jakiś czas pojawiają się ludzie, którzy twierdzą (na podstawie 1 Kor 13,1),
że najwyższym wtajemniczeniem modlitewnym jest modlitwa niezrozumiałymi
„językami aniołów”. Jednak jest to fałszywa interpretacja słowa gr. angelos,
które oznacza „posłańców”, a w wypadku tego listu Apostoła Pawła – posłańców z
innych wspólnot, którzy mówili innymi językami niż grecki. Błąd nauczania o
rzekomych „językach anielskich” tkwi w tym, że gdyby nawet odnieść ten tekst do
posłańców ze świata duchowego, to nadal byłby on niezgodny z Pismem św. Nigdzie
w Biblii nie znajdujemy bowiem nawet jednego miejsca, w którym Boży wysłannicy
z Niebios mówiliby w sposób niezrozumiały dla ludzi. Wszelkie ich misje
związane były z jasnym i klarownym komunikowaniem ludziom woli Boga. Także w Apokalipsie,
która daje wgląd w sprawy Niebios, wszystkie istoty duchowe przemawiają
językami zrozumiałymi dla innych ludzi – dokładnie tak jak Apostołowie w dniu
Pięćdziesiątnicy (por. Dz 2,2-11). Jednak najważniejszy jest przykład samego
Jezusa. Bez wątpienia, przebywając na Ziemi, był wzorem napełnienia Duchem
Świętego Boga, a w Biblii nie ma nawet jednego słowa, które by sugerowało, iż
miałby On posługiwać się rzekomymi „językami anielskimi”. Jezus zawsze modlił
się słowami rozważnymi, sensownymi i pełnymi godności. Nakazywał też (por. Łk
11,2), aby Jego uczniowie używali w modlitwie rozumnej i przemyślanej mowy (w
tekście jest tam użyte słowo gr. lego, które oznacza mówienie składne,
pełne rozmysłu, z dużym zaangażowaniem intelektualnym). Jednocześnie Apostoł
Paweł w 1 Kor 14 odnosi się do innego stylu mówienia, określanego słowem gr. laleo,
które różni się od lego tym, że opisuje nieprzemyślane paplanie, a nawet
bezsensowny bełkot, o jakim czytamy w Iz 28,7-13, do którego Apostoł nawiązuje
w 1 Kor 14,21 (tak bowiem brzmiał dla Żydów obcy język najeźdźców). W swoim
liście Paweł apeluje do Koryntian, aby postępowali rozumnie. Więcej na ten
temat → Mówienie obcymi językami.
Inny problem stanowią nauczyciele Ruchu Wiary (znanego również pod nazwą
Ruchu Pozytywnego Wyznawania). Ci z kolei twierdzą, że wystarczy coś „ogłosić z
wiarą”, a to z całą pewnością się wypełni. Podstawą ich fałszywego nauczania
jest błędna interpretacja niektórych fragmentów Pisma św. Niestety, takim
nauczaniem doprowadzają wielu szczerze wierzących ludzi do potężnego zamętu
duchowego, a nawet do podważenia wiary lub jej utraty (wskutek nieuzasadnionego
rozczarowania). Stwarzają oni ułudę, że ludzkie słowa – nawet te „pełne wiary”
– mogą zobowiązywać Boga Wszechwładnego do działania zgodnego z ich wolą lub
zamiarami („chrześcijańska” wersja bajki o lampie Aladyna). Prawda zaś jest
taka, że jedynym, który słowem może dokonać wszystkiego, jest Bóg Wiekuisty, a
On odpowiada pozytywnie tylko na te modlitwy swoich dzieci, które są zanoszone
zgodnie z Jego wolą i w Jego czasie. Żaden człowiek nie może zmusić Boga do
uczynienia czegokolwiek, gdyż Bóg jest Władcą suwerennym, który nie poddaje się
niczyim wpływom. Metoda „ogłaszania z wiarą” jest teologicznym oszustwem, które
– jak zapowiedział Jezus w Mk 13,22 – nasili się w czasach ostatecznych.
Oczywiście wierzący powinni przychodzić do Boga w każdej sprawie, z zaufaniem i
w pokorze (por. Flp 4,6), ale ze świadomością tego, iż to On jest suwerenem,
który czyni wszystko zgodnie ze swą wolą. Dobrą Wiadomością o ratunku w
Chrystusie jest zaś to, że On, Wszechmocny Władca, jest pełen łaski i
przychylności dla swoich dzieci. Dlatego z zaufaniem możemy przyjmować każdą Jego
decyzję, gdyż On wie najlepiej, jaka odpowiedź (w perspektywie wieczności)
będzie dla nas najlepsza.
Mojżesz
Mojżesz był, bez wątpienia, największym
prorokiem żydowskim. Przekazał on Izraelowi → Boże Prawo, które od jego imienia
nazwano → Prawem Mojżeszowym. Był to skodyfikowany, komplementarny system
regulujący relacje Izraelitów z Bogiem i ze sobą nawzajem (316 przykazań, z
których dziesięć, znanych jako → Dziesięć Przykazań, zwanych przez Żydów
„Dziesięcioma Słowami”, było głównym drogowskazem moralnym dla narodu Izraela).
Według Biblii urodził się w 350 roku pobytu Hebrajczyków w Egipcie (XIII
w. p.n.e.) jako trzecie dziecko Amrama i Jokebed (por. Wj 6,20). Jego starszym
rodzeństwem byli Aaron i Miriam. Narracja biblijna skłania badaczy do poglądu,
że były to czasy panowania faraona Totmesa I, którego córka Hatszepsut wyjęła z
wody małego Mojżesza. O Mojżeszu mówi spora część Tory, czyli Pięcioksięgu
– głównie od Wj 2,1 do Pwt 34,7. Zgodnie z zapisem biblijnym Mojżesz żył 120
lat, z czego pierwsze 40, za sprawą Boga, spędził w rodzinie faraona, dzięki
czemu zdobył znakomite wykształcenie. Kolejne 40 lat (za panowania faraona
Totmesa III) spędził na uchodźstwie w kraju Madianitów, gdzie poślubił Seforę
(córkę kapłana madianickiego – por. Wj 2,21) i doczekał się dwóch synów
(Gerszoma i Eliezera). Tam został powołany przez Boga (por. Wj 3,2-4,18) do
służby wyprowadzenia Izraelitów z Egiptu (za panowania faraona Amenhotepa II) i
poprowadzenia ich do ziemi obiecanej. Przez ostatnie 40 lat życia Mojżesz pełnił
powierzoną mu przez Boga misję jako przywódca Hebrajczyków. Zmarł na górze
Nebo, tuż przed wejściem Izraelitów do Kanaanu. Bóg nie udzielił mu przywileju
wkroczenia tam z całym narodem z uwagi na pychę, którą okazał w czasie zajść
nad wodami Meriba (por. Lb 20,6-12; Ps 106,32-33), gdzie razem z Aaronem nie
oddali Bogu chwały w należyty sposób. Jako Boży prorok Mojżesz zapowiadał
przyjście Chrystusa – Bożego Mesjasza (por. Pwt 18,15-19; Dz 3,22; Dz 7,37).
Patrz
też → Prawo Mojżeszowe.
Mówienie obcymi językami
Ogłaszanie Dobrej Wiadomości o ratunku w
Chrystusie i Bożej chwały w niewyuczonych wcześniej językach jest bez wątpienia
wspaniałym obdarowaniem duchowym, danym wierzącym przez Jezusa za pomocą Jego
Ducha w jednym celu: rozwoju Jego Ciała (społeczności wierzących) na Ziemi.
Opis działania tego daru znajdujemy w Dz 2,2-11. Jego cudowność nie powinna
nikogo dziwić, skoro Bóg jest specjalistą od cudów. Jednak coraz częściej
słyszy się doniesienia z całego świata o praktykowaniu glosolalii w najróżniejszych
sektach i kultach. Jest to potwierdzone wśród wyznawców kultu wudu na Haiti,
zar w Etiopii, szango w Afryce zachodniej, w sudańskim szamanizmie czy w
hinduskiej sekcie kundalini. Występuje także wśród Aborygenów w Australii, a
także w wielu religiach pogańskich. Niestety, praktyki z tych sekt i kultów
zdobywają coraz większą popularność w środowiskach chrześcijańskich, które
zamiast koncentrować się na Słowie Chrystusa, Jego Duchu Uświęcenia oraz
wzajemnej trosce pełnej ofiarnej Bożej miłości, idą w kierunku podsycania
cielesnego emocjonalizmu (zarówno indywidualnego, jak i grupowego), a następnie
dorabiają sobie do tego „teologię na wymiar” (por. 1 Tm 4,1; 2 Tm 4,3-4).
Przypomina to metodę małego Kazia, który najpierw strzela, a dopiero później
rysuje tarczę.
Cały problem z błędnym rozumieniem daru języków wziął się z semantycznego
podejścia do przekładu słowa gr. angelos („posłaniec”). Większość
tłumaczy NT, widząc to słowo, od razu używa określenia „anioł” – odnosi je do
bytu duchowego służącego Bogu Najwyższemu. Nie zadaje sobie przy tym trudu
zbadania kontekstu – bliższego czy dalszego. Nie inaczej było z bezkrytycznym
tłumaczeniem słowa angelos w 1 Kor 13,1. Niewłaściwy przekład tego
wersetu wyrządził teologii chrześcijańskiej gigantyczne szkody. Wystarczy
otworzyć pierwsze z brzegu tłumaczenia NT, by stwierdzić, że w tym miejscu
używają one określenia „języki aniołów” albo „języki anielskie”, co jest
dowodem zupełnego lekceważenia zasad hermeneutyki biblijnej, a szczególnie
zasady analizy kontekstu. Przypatrzmy się zatem, w jakim kontekście Apostoł
Paweł zapisał te słowa.
Korynt, w którym Apostoł Paweł założył wspólnotę wierzących w Chrystusa,
był miastem otwartym. Ścierały się tam różne kultury i myśli, a z uwagi na
bliskość portu w Kenchrach przybywało do tego miejsca mnóstwo osób. Położenie
Koryntu oraz jego zwolnienie z podatków mocą edyktu Juliusza Cezara z roku 44
p.n.e. sprawiły, że miasto to było niezwykle zamożne i pławiło się w życiowym
hedonizmie (gr. hedone). Grecy, którzy przyjęli głoszoną przez Pawła
Dobrą Wiadomość o ratunku w Chrystusie, stanowili zręby wspólnoty
chrześcijańskiej w tym mieście. Jednak, tworząc nową społeczność ludzi
ufających Chrystusowi, wnieśli do niej także swoje greckie dziedzictwo
kulturowe, według którego świat był podzielony na ludzi oświeconych, tzn.
cywilizowanych (mówiących po grecku), i nieoświeconych, czyli niecywilizowanych
(zwanych barbarzyńcami, którzy mówili innymi językami niż grecki)[1]. Do tego właśnie odniósł się Apostoł Paweł, pisząc słowa zawarte w 1 Kor
14,6-11. To one stanowią bezpośredni kontekst dla jego nauczania o darze
przemawiania obcymi językami. Otóż gdy do Koryntu przybywali posłańcy (gr. angelos)
z kościołów z obcych krain, często posługiwali się innymi językami niż greka
czy łacina. Dla Greków bywały to dziwne języki. Korynccy chrześcijanie mogli
ich nie rozumieć i dlatego zwali ich barbarzyńcami (od onomatopei bar, bar,
która wyrażała sposób postrzegania dziwnej, niezrozumiałej, wręcz bełkotliwej
dla Greków mowy). W 1 Kor 13,1 nie chodzi zatem o jakieś „anielskie języki”, o
których nie ma w Biblii ani jednego słowa, ale o języki obce, którymi
posługiwali się przybywający posłannicy z innych krain. Co więcej – warto
zauważyć, że gdy aniołowie Boży (posłannicy Najwyższego) przychodzili do ludzi
z jakąkolwiek misją, zawsze mówili językami zrozumiałymi dla nich. Jak bowiem
inaczej mieliby w komunikatywny sposób przekazywać wiadomości od PANA? Gdy
Apostoł Jan, przebywający na zesłaniu na wyspie Patmos, otrzymał wgląd w sprawy
niebiańskie i rozmawiał z aniołami (posłańcami Boga Najwyższego), ci używali
języka zrozumiałego dla niego (być może mówili po aramejsku albo po grecku).
Gdy Apostołowie podczas zesłania Bożego Ducha w dzień Pięćdziesiątnicy
otrzymali dar przemawiania w obcych językach, których wcześniej się nie uczyli,
mówili ludzkimi językami i dialektami (por. Dz 2,6-11), zrozumiałymi dla ludzi
tam zebranych.
Zatem trzeba wprost powiedzieć, że w Dziejach wysłanników Chrystusa
i listach Apostoła Pawła jest mowa nie o jakichś „językach anielskich”, ale o
cudownym darze duchowym. Polega on na tym, że dla głoszenia dzieła Chrystusa i
budowania społeczności wierzących pomiędzy ludźmi pochodzącymi z różnych kultur
i języków Bóg postanowił udzielać tylko niektórym wierzącym szczególnego daru –
mianowicie komunikatywnego przemawiania w realnych ludzkich językach, których
wcześniej nie mieli okazji się nauczyć. Jest to dar bardzo konkretny i, co
najważniejsze, weryfikowalny – w odróżnieniu od emocjonalnego bełkotu bez ładu
i składu (por. różnice między słowami gr. lego – sensowne mówienie – i laleo
– bezsensowne paplanie), którego nikt w rzeczywistości nie jest w stanie
zweryfikować, a próby „tłumaczenia” go z materiału zarejestrowanego na wideo
przez niezależne osoby mające rzekomo „dar tłumaczenia” zawsze spalają na
panewce. Bóg nie ucieka się do emocjonalnych mistyfikacji. Kiedy On udziela
jakiegoś obdarowania, jest to zawsze dar konkretny, wymierny, oczywisty, zawsze
weryfikowalny i przede wszystkim służący budowaniu wspólnoty Ciała Chrystusa.
Dramatem wielu chrześcijan jest to, że bezkrytycznie uwierzyli w fałszywe
nauczanie o rzekomych „językach anielskich”, nie zadając nawet sobie trudu
dokonania rzetelnej analizy fragmentów Bożego Słowa podawanego im w opacznej
interpretacji przez fałszywych nauczycieli. Wystarczyło im, że taka „teologia”
satysfakcjonuje ich cielesny emocjonalizm. Tymczasem Apostoł Paweł, pisząc o darze
mówienia obcymi językami, w kolejnym rozdziale swego listu wyraźnie stwierdził:
Bracia i siostry, nie bądźcie dziećmi w
swoim myśleniu! Korzystajcie z rozumu, jaki Bóg dał każdemu z was, a naiwność i
prostotę cechujące dzieci zachowujcie, by wystrzegać się zła. W każdej innej
sprawie bądźcie dojrzali w swoim myśleniu. Zobaczcie zresztą, co Pismo mówi na
ten temat:
„Dlatego to ustami obcego narodu
który dziwnym językiem będzie do nich
mówić,
PAN lud swój skarci i da im naganę.
Lecz będzie to oznaczać również czas
nadejścia
tego Odpocznienia, które On szykuje
dla wszystkich znużonych, by mogli
odpocząć
Lecz oni nadal nie będą Go słuchać!”
Czy rozumiecie, co to znaczy? Bóg już dawniej używał
obcych języków w ustach niewierzących jako pewnego znaku – zapowiedzi kary,
którą przygotowywał dla swego ludu. Dar proroctwa natomiast zawsze miał
zarezerwowany dla tych, którzy Mu ufali. Tego daru nigdy nie udzielał
niewierzącym. Sami zresztą pomyślcie – gdyby cała wasza społeczność zebrała się
w jednym miejscu i nagle wszyscy zaczęliby paplać[2] coś w obcych językach, czy postronni,
zwykli ludzie albo niewierzący, którzy by się tam pojawili, nie powiedzieliby,
że się wściekliście lub jesteście pomyleni[3]? A co by było, gdyby zamiast tego każdy
z was prorokował? Co w takiej sytuacji pomyślałby ktoś niewierzący lub jakiś
prostak, gdyby przychodząc do was, otrzymał od każdego stosowne pouczenie i
usłyszał, jak są osądzane tajemne sprawy jego serca, które dla was byłyby jawne
i oczywiste? Padłby wtedy na twarz, oddając pokłon Najwyższemu, i przyznał, że
Bóg prawdziwie jest pośród was.
(1 Kor 14,20-25 NPD)
Cytując proroka Izajasza (Iz 28,7-14),
Apostoł z pełną świadomością zakreślił ważny dla nas kontekst swej wypowiedzi,
ponieważ już około tysiąca lat przed Chrystusem Izajasz pisał o bezsensownym,
wręcz haniebnym, zachowaniu kapłanów, którzy w pijackim bełkocie wydawali z
siebie niezrozumiałe dźwięki (Caw lacaw, caw lacaw, kaw lakaw, kaw lakaw,
zeer szam, zeer szam – Iz 28,10.13). Prorok wspominał także o karze, jaka
miała spaść na duchowych przywódców ludu, którzy dopuszczali się opisywanych
niegodziwości. Niezauważanie faktu odniesienia się Pawła do tego właśnie
fragmentu z Księgi Izajasza oraz ignorowanie kontekstu rozdziałów 13 i
14 z 1 Kor należy postrzegać jako znak duchowej ślepoty. Nie wolno zapominać,
że Apostoł Paweł cały swój Pierwszy list do Koryntian poświęcił sprawie
godnego zachowania, które powinno cechować uczniów Jezusa: „Wszystko pośród was
niech odbywa się godnie, z zachowaniem ładu i porządku” (1 Kor 14,40 NPD).
Patrz
też → Dary duchowe.
[1] W sposób analogiczny Żydzi dzielili ludzi na świecie, z tym że ich
kryterium było pochodzenie etniczne: Żydzi i nie-Żydzi (poganie), a nie język i
kultura.
[2] Gr. laleo.
[3] Gr. mainomai – czasownik opisujący „bezsensowną wściekłość”,
„szaleństwo”, „manię”, „furię”, „nieprzytomne bredzenie”. Jest to strona
zwrotna czasownika mao, który przez skojarzenie opisuje „tęsknotę za
ślepą żądzą”.
Nadanie Bożego statusu sprawiedliwości
Grecki termin dikaiosyne w
przekładach dosłownych jest zwykle tłumaczony jako „usprawiedliwienie” i często
nie jest rozumiany właściwie. Nie chodzi bowiem o to, by kogoś usprawiedliwiać
z jakiegoś niewłaściwego zachowania czy zaniechania (jak rodzic piszący
usprawiedliwienie dla swego dziecka do szkoły), ale o nadanie danej osobie
tytułu człowieka sprawiedliwego (tak jak się nadaje tytuł szlachecki). Nadanie
komuś statusu sprawiedliwego jest jednocześnie przepustką do nawiązania relacji
przyjaźni z Bogiem. Prawo nadania tego tytułu leży w wyłącznej gestii samego
Boga, który jest jedynym źródłem sprawiedliwości (prawości). List do Rzymian
w rozdz. 1–8 wyjaśnia to dogłębniej. Choć ludziom tak może się wydawać, to
tytuł „sprawiedliwy” w oczach Boga wcale nie jest miarą jakości życia człowieka
(takie myślenie było dość mocno rozpowszechnione wśród Żydów w czasach ST) ani
tym bardziej miarą czyichś zasług dla Bożego Królestwa. Jest to wyłącznie
potwierdzenie, że dana osoba złożyła całą swoją nadzieję w Chrystusie. Dlatego
werset Rz 3,10 stwierdza, że żaden człowiek nie jest sprawiedliwy w obliczu
Boga, ponieważ każdy jest splamiony grzechem (por. Rz 3,23).
Objęcie grzesznego człowieka statusem Bożej sprawiedliwości jest
podniesieniem go do pozycji i godności, w której może on nawiązać więź ze
sprawiedliwym Bogiem i śmiało przystąpić do Jego Tronu. Tytuł sprawiedliwego
daje człowiekowi możliwość przebywania w obecności PANA. W ograniczonym
zakresie przypomina to sytuację, w której król w swojej łaskawości postanawia
wyróżnić tytułem szlacheckim chłopa niemającego wobec niego żadnych zasług,
lecz cechującego się bezgranicznym zaufaniem do monarchy i pełnym wobec niego
oddaniem. Oczywiście w ślad za tym niezasłużenie otrzymanym tytułem idą
konkretne korzyści związane z nową pozycją tego człowieka.
Na Ziemi tylko Jezus, choć jak wszyscy żył w ludzkiej naturze, okazał się
prawdziwie Sprawiedliwy. Z tego względu tylko On jest uprawniony do tytułu
„sprawiedliwy”, który w Bożym Królestwie funkcjonuje niczym tytuł szlachecki i de
facto jest jedyną przepustką do tego Królestwa. Tytuł ten można otrzymać
tylko z rąk Jezusa – przez duchowe z Nim złączenie – w Jego Słowie i Duchu, co
dzieje się wówczas, gdy we wnętrzu człowieka ożywa natura Chrystusowa – Boże
DNA, zwane też „nową naturą”. To wydarzenie Biblia nazywa → narodzeniem z
Bożego Ducha. Wtedy dopiero wnętrze człowieka zaczyna stopniowo przemieniać się
na wzór wnętrza Jezusa i zaczyna wydawać plon tej sprawiedliwości – dobry owoc
ducha, niczym dobre drzewo wspomniane przez Jezusa w Mt 7,17. Finałem tego
procesu, który Biblia nazywa „uświęceniem”, będzie oficjalne nadanie
człowiekowi wiekuistego statusu sprawiedliwego (sprawiedliwość nadana,
wypracowana przez Jezusa), co dokona się podczas Sądu Ostatecznego.
Trzeba mieć świadomość, że nadanie człowiekowi statusu sprawiedliwego w
Chrystusie jest dopiero początkiem → drogi (procesu) zbawienia tego człowieka.
Nie ma żadnej siły, która byłaby w stanie przemocą sprowadzić go z tej drogi
(por. Rz 8,35-39). Niestety, on sam ma nadal możliwość zejścia z niej, w
zależności od decyzji, jakie będzie dalej podejmował w swoim życiu. Uznanie za
sprawiedliwego (czyli przywrócenie zerwanej relacji z Bogiem) jest bez
wątpienia pierwszym etapem zbawienia, innymi słowy: ustawieniem człowieka na
właściwych torach. To właśnie złożenie ufności w Chrystusie sprawia, że
człowiek zostaje przez Boga uznany za sprawiedliwego (tzn. włączony w
sprawiedliwość Chrystusa). Ta sytuacja nie zwalnia jednak człowieka z
odpowiedzialności za jego dalsze wybory, a więc za to, czy będzie pełnił wolę
Boga (dzieła i uczynki przygotowane przez Najwyższego – por. Ef 2,10 i Mt
7,21-22), czy własną wolę (własne uczynki i dzieła). To, jakie uczynki ktoś
pełnił, zostanie kiedyś osądzone przez sprawiedliwego Boga (por. Ap 20,12).
Nadzieja
W Biblii nadzieja jest najczęściej wyrażana słowami gr. elpis; hebr. seber, tohelt, tiqwa.
Nadzieja w sensie biblijnym nie ma charakteru tak
powszechnego u ludzi przypuszczenia, życzeniowości czy marzenia, które nie
wiadomo, czy się ziści czy nie. W Piśmie św. nadzieja jest definiowana jako
absolutna pewność tego, w czym lub w kim się ją składa (por. Rz 4,23-24; Rz
5,4-5; 1 J 5,13-14). Ponieważ zasadniczo nadzieja w Biblii jest wiązana z
Bogiem (Bożym charakterem i Bożymi obietnicami, które znajdujemy w Bożym
Słowie), biblijną nadzieję należy rozumieć jako absolutną pewność tego, że Bóg
dotrzyma wszystkiego, co zapowiedział swoim Słowem. Uczyni to niezależnie od
tego, co dzieje się lub będzie się działo na Ziemi, ponieważ On jest
Wszechwładny, a Jego charakter jest niezmienny i całkowicie integralny.
Oczywiście może się zdarzyć, że to, co zrobi Najwyższy, nie będzie pasowało do
oczekiwań lub wyobrażeń ludzi, którzy odczytali Pismo w niewłaściwy sposób.
Dlatego tak niezmiernie ważne jest, aby studiować Boże Słowo w sposób
kontekstualny, mając w pamięci zasady →
hermeneutyki biblijnej, a w szczególności tę, która podkreśla, że całe
Pismo św. jest świadectwem o Jezusie Chrystusie. Sam Jezus zwrócił na to uwagę
w J 5,39 i w Łk 24,27.
Nadzieja
złożona w Chrystusie (por. Mt 12,21) – czyli niezachwiana pewność tego, że
odwieczne i nieskończone Boże Życie jest dostępne tylko w Chrystusie – jest
jedyną pewną drogą do Bożego Królestwa (por. J 14,6; J 10,7-9). Nadzieja
składana w jakimkolwiek prawie religijnym, nawet tym przejściowym pochodzącym
od Boga (Prawo Mojżeszowe, por. J 5,45), jest fałszy