Długo zgłębiałem paradoksy doczesnego życia, gdzie jedni panują nad drugimi, krzywdząc ich i zło wielkie wyrządzając. Widziałem, jak z honorami grzebano nikczemników, którzy z ostentacją obnosili się z religijnością(*1). A w miejscach, gdzie się dopuszczali swoich nieprawości(*2), sławiono ich oraz chwałą wielką otaczano. Czy jest jakiś sens w takich wydarzeniach? System, w którym występków nie karze się od razu, ośmiela zbyt wielu do czynienia łajdactw. I nawet jeśli nieprawy cieszy się na Ziemi bardzo długim życiem, mimo że grzechy swoje powtarza setki razy, to u Wiekuistego jest zupełnie inaczej. Prawdziwe dobro od Boga(*3) otrzyma ten, kto wytrwa w Jego bojaźni. Niegodziwiec nie odziedziczy odwiecznego i nieskończonego Życia, gdyż w jego sercu nie ma bojaźni Najwyższego(*4). Doczesna pomyślność nikczemnika nie zostanie przedłużona na wieki. Urwie się nagle, kiedy on sam w wiecznym mroku zostanie pogrążony.
══════════
(*1) Dosł. „chodzili do świątyni”. Religijności w żadnym wypadku nie można utożsamiać z wiarą pojmowaną w biblijny sposób. Biblijna wiara nie ma nic wspólnego z rytualizmem czy obrzędowością, ale zasadza się na zaufaniu do tego, co mówi Bóg. Takim wzorem wiary w ST jest Abraham, który w NT został nawet nazwany „ojcem wiary” lub „ojcem wszystkich wierzących” (por. Rz 4,16; Ga 3,6-8).
(*2) Część rękopisów podaje: „odeszli i zostali zapomniani”.
(*3) Hebr. Elohim – Bóg.
(*4) Dosł. „bojaźni Boga (hebr. Elohim)”.