Dlatego ze wszystkich sił zabiegajcie o ten największy dar, jakim jest postawa ofiarnej Bożej miłości. A jeśli już bardzo zależy wam na jakimś spektakularnym obdarowaniu, to módlcie się raczej o dar prorokowania niż o dar przemawiania w obcych językach! Dlaczego? To proste: jeśli bowiem ktoś, w czasie waszego spotkania, zacząłby przemawiać w obcym języku, to przecież zgromadzona społeczność nie miałaby z tego żadnej korzyści. Jedynie Bóg rozumiałby, co ten człowiek wypowiada z głębi swego ducha. Dla ludzi byłoby to tajemnicą. Natomiast ten, kto prorokuje buduje społeczność wierzących. Taki bowiem w czasie spotkania wspólnoty przemawia ku ich zachęcie innych i dla dodania im otuchy. A jeśli twierdzicie, że mówienie obcymi językami jest dla was budujące, to pamiętajcie, że w ten sposób budujecie tylko samych siebie(*1). Ten zaś, kto prorokuje, buduje Bożą społeczność(*2). Dlatego daleko bardziej zależy mi na tym, abyście wszyscy prorokowali niż mówili obcymi językami(*3). Dar prorokowania ma bowiem kolosalnie większe znaczenie niż dar przemawiania w obcym języku, no chyba że znalazłby się ktoś, kto mógłby to tłumaczyć tak, aby by całe zgromadzenie Bożego ludu mogło zostać zbudowane.
Bracia i siostry, sami to zresztą oceńcie! Gdybym przebywając w waszej społeczności paplał(*4) coś w nieznanym wam języku, jaką wartość miałoby to dla was? W czym okazałbym się pomocny, gdybym nie potrafił zrozumiałymi dla was słowami wyjaśnić jakiegoś objawienia, przekazać jakiejś wiedzy, proroctwa, czy nauczania? Przecież w niczym nie różniłbym się od martwych instrumentów, takich jak flet(*5) czy cytra(*6), które również wydają z siebie jakieś dźwięki. Gdyby zaś nie dało się rozpoznać wychodzących z nich tonów, jak można by dojść do tego, czy gra flet czy cytra? A jeśli róg wojenny brzmiałaby niezrozumiale, któż by się gotował do boju? Tak samo i wy, gdybyście przemawiali w jakimś niezrozumiałym dla społeczności języku, jak mogłoby zostać przyjęte to, co macie do zakomunikowania? Mówilibyście na próżno! Na świecie żyje wiele plemion i narodów, a każde z nich ma swój własny język(*7). Gdybym więc przyszedł do nich, a oni nie rozumieli języka, którym bym się posługiwał, czyż nie byłbym dla nich barbarzyńcą(*8)? Oni zresztą dla mnie również byliby barbarzyńcami. Wyciągnijcie z tego wnioski i jeśli w swojej żarliwości pragniecie specjalnego obdarowania duchowego, to szukajcie tego, które służy zbudowaniu wspólnoty! Takimi darami obfitujcie!
Dlatego, jeśli ktoś posługuje się obcym językiem, niech się modli o to, aby znalazła się osoba, która mogłaby go tłumaczyć! Jaka bowiem byłaby korzyść z tego, gdyby ktoś – choćby w modlitwie – używał obcego języka? Nawet jeśli jego modlitwa pochodziłaby z głębi ducha, to jej przesłanie nie zrodziłoby w innych żadnego owocu(*9). Jak więc powinien taki człowiek się zachować? Prywatnie niech modli się z głębin swego ducha, jak chce, lecz w zgromadzeniu niech modli się angażując w to swój umysł! Prywatnie niech śpiewa Bogu z głębin swego ducha, lecz w zgromadzeniu niech śpiewa z zaangażowaniem umysłu! Sami zresztą oceńcie: w jaki sposób ktokolwiek ze słuchających, no chyba że jest idiotą(*10), mógłby przyłączyć się do waszego wielbienia, nawet tego płynącego z głębin ducha – przez powiedzenie „Amen” – jeśliby nie rozumiał, co mówicie?(*11). Cóż z tego, że ktoś składa najwspanialsze dziękczynienia, jeśli jego brat w wierze nie jest tym w żaden sposób zbudowany?! Jestem wdzięczny Bogu za to, że władam obcymi językami lepiej niż ktokolwiek z was(*12), jednak na spotkaniach wspólnoty, w celu pouczenia zgromadzonych, wolę powiedzieć kilka(*13) słów zrozumiałych dla innych, niż tysiące w języku, którego by nikt ze zgromadzonych nie rozumiał!
======
(*1) Kontekst pokazuje, że nie jest to ani pochwała ani zachęta do zabiegania o tzw. „dar języków”. Apostoł zwraca tu jedynie uwagę, że mówienie obymi językami (bez tłumacza) nie ma charakteru budowania wspólnoty, lecz jest koncentrowaniem się na osobistym przeżyciu i manifestacji samej w sobie. W ten sposób kieruje ono człowieka ku postawie indywidualistycznej, a nie społecznościowej. W całym tym liście Apostoł piętnuje takie postawy pokazując, że najważniejszą manifestacją Bożego Ducha Uświęcenia jest postawa ofiarnej Bożej miłości (por. 1 Kor 13). Właśnie postawa ofiarnej miłości, jako widzialny znak prawdziwego uczniostwa, zostało wskazane przez Jezusa w J 13,35.
(*2) Gr. ekklesia – w 1 Kor 12,27 Paweł nazywa społeczność wierzącego ludu Ciałem Chrystusa.
(*3) Bardzo często przekłady tego zdania nie uwzględniają występującego tu trybu warunkowego i sugerują, że Pawłowi zależy, by wszyscy mówili językami (glosolalia). Nic bardziej mylnego. Jak wynika z kontekstu, ze szczególnym uwzględnieniem 1 Kor 13,1 oraz 1 Kor 14,22 Apostoł z niechęcią odnosi się do takich praktyk podczas spotkań wspólnotowych wskazując, że nie budują one społeczności Ciała Chrystusa, a przecież dary duchowe są przecież udzielane przez Boga w jednym celu: dla budowania społeczności wierzących.
(*4) Gr. laleo – czasownik ten opisuje nieprzemyślane paplanie, a nawet bezsensowny bełkot. Jego przeciwieństwem jest czasownik lego, który odróżnia się od laleo tym, że opisuje mówienie z pełnym zaangażowaniem intelektualnym.
(*5) Gr. aulos – dęty instrument muzyczny, rodzaj podłużnej piszczałki ze stroikiem. Rodzaj oboju.
(*6) Gr. kitara – starożytny instrument muzyczny strunowy, w budowie i w technice gry inny niż dzisiejsza gitara. Miała kształt trapezu lub owalu. Od IV w. p.n.e. posiadała 11, a nawet 12 strun.
(*7) Dosł. „każdy głos na świecie ma swoje znaczenie”. Kontekstem dla tego dość ogólnego stwierdzenia jest następny werset, gdzie Apostoł doprecyzowuje co ma na myśli i mówi o narodach zwanych przez Greków barbarzyńcami, z uwagi na to, że posługiwali się niezrozumiałymi dla nich językami. Wbrew wielu zwodniczym interpretacjom „daru mówienia językami”, widzimy w tym wersecie, że Apostoł Paweł sam identyfikuje „mówienie językami” jako zdolność przemawiania w obcych narzeczach lub językach, którymi posługują się inne grupy kulturowe czy narodowe.
(*8) „Barbarzyńca” – grecka etymologia tego słowa związana jest z odbiorem niezrozumiałych dźwięków, onomatopejów czy sylab „bar, bar” jako bezsensownego bełkotu. Stąd pochodzi słowo „barbarzyńca” („bełkoczący”). Tak Grecy określali cudzoziemców mówiących niezrozumiałymi dla nich językami. Oczywiście były to języki zrozumiałe dla innych ludzi, w innych kulturach, w innych narodach lub innych lokalnych społecznościach.
(*9) Gr. akarpos – „bezowocne”, „jałowe”, „nie dające plonu”. Bóg chce, aby wierzący korzystali świadomie ze swych umysłów. Zawarł to nawet w swym najważniejszym przykazaniu (por. Mt 22,37). Z tego powodu to, co robimy w Bożej służbie, wielbieniu Boga i modlitwie, powinno bazować na trzeźwym myśleniu i logicznym rozumowaniu.
(*10) Gr. idiotes. To określenie można również tłumaczyć jako „człowiek postronny” lub „prostak”. Wybór zależy od kontekstu. W Księdze Przysłów można znaleźć więcej wskazówek pozwalających rozróżnić trzy grupy ludzi: (a) mądrych, (b) głupców i (c) prostaków.
(*11) Sprawa tłumaczenia wypowiedzi z obcych języków ma we wspólnocie kluczowe znaczenie, szczególnie w kontekście pojawiającego się tu i ówdzie wykrętnego nauczania o tzw. „darze języków”. Dar języków jest bez żadnej wątpliwości darem przemawiania językiem zrozumiałym dla jakiejś grupy ludzi, a nie bezsensownym bełkotem. Bezsensowne bełkotania określane mianem glosolaliów znane są w wielu kultach pogańskich i często wiążą się z bałwochwalstwem lub urąganiem Bogu. Tak więc podstawowym obowiązkiem we wspólnocie, która dopuszcza nauczanie w obcych językach jest ich tłumaczenie, aby było jasne czy wierzący mogą na koniec powiedzieć „Amen” i czy ich „Amen” nie będzie powiedziane np. po serii przekleństw czy urągań skierowanych przeciwko Chrystusowi. W tych sprawach w żadnym wypadku nie można być naiwnym. Niestety, prawdą jest, że wiele osób gorących dla Boga i pragnących ze wszech miar podobać się Najwyższemu, zostało zwiedzionych fałszywą interpretacją „daru języków” przez co zamiast używać w modlitwie rozumu, praktykują one ekspresję swej uczuciowości i cielesności. Pozwalają w ten sposób, aby do głosu dochodził emocjonalizm ich starej, grzesznej natury oraz wielkie pragnienie doświadczania jakiejś nadprzyrodzoności. Jednak Jezus ludziom poszukującym cudów, „nadzwyczajnych wydarzeń” i nadprzyrodzoności zawsze powtarzał, że prawdziwa dojrzałość chrześcijańska wiąże się z poleganiem na Bożym Słowie i w żadnym wypadku nie jest poszukiwaniem „efektów specjalnych”.
(*12) Z NT wynika, że Paweł mówił po hebrajsku, aramejsku, grecku i prawdopodobnie, jako obywatel rzymski, znał łacinę. Być może w czasie swych podróży misyjnych zapoznał się także z innymi lokalnymi dialektami.
(*13) Dosł. „pięć”.