Błogosławieństwo w języku greckim to eulogia lub makarismos, między którymi istnieje jednak pewna różnica. O ile eulogia mówi o błogosławieństwie w formie praktycznego działania, o tyle makarismos przedstawia je jako skutek tego działania. Pochodzący od tego rzeczownika przymiotnik makarios opisuje stan szczególnego zadowolenia czy ukontentowania, który nie wynika z życiowej sytuacji czy okoliczności materialnych, ale z osobistej więzi z Tym, Który jest Źródłem Wszystkiego. Jest to zatem opis stanu relacji człowieka z Bogiem w Chrystusie (por. Mt 5,3-11). W tym sensie zbliża się do znaczenia hebr. eszer (szczęśliwość, błogosławieństwo) i pokrewnego mu aszer (szczęśliwy).
Aby nieco lepiej oddać głębię znaczeniową makarios, słowo to jest w NPD ekwiwalentem „prawdziwie szczęśliwi i błogosławieni”, za nauczaniem Jezusa, które skierował do swych uczniów na pewnym wzgórzu w Galilei (por. Mt 5–7). Aby dać ludziom lepsze poznanie Boga (por. J 1,18), Jezus w całym swym nauczaniu radykalnie prostował rozumienie pojęć, jakimi Żydzi posługiwali się w swojej teologii. Jednym z przykładów tego było zrozumienie, co rzeczywiście jest Bożym błogosławieństwem. Dla Żydów były nim: powodzenie materialne (sukces i osobiste bogactwo) oraz powodzenie cielesne (zdrowie i duża liczba potomstwa). Nie jest to zaskakujący sposób myślenia, gdyż wynikał on z literalnie odczytywanych warunków Starego Przymierza, które zawierało cały system materialnych zachęt lub kar. Jednak system ten był przewidziany przez Najwyższego jako pewna przejściowa koncepcja wychowawcza mająca doprowadzić naród do zrozumienia, iż człowiek sam z siebie nie jest w stanie sięgnąć świętości Boga i – aby wejść z Nim w osobistą relację – potrzebuje zdać się całkowicie na posłuszne pełnienie woli Najwyższego, czego doskonałość zostanie objawiona w Mesjaszu (tzn. w Chrystusie) – por. Ga 3,24. Z racji swego charakteru przymierze to (Stare Przymierze, Prawo Mojżeszowe) było jedynie cieniem rzeczywistości Bożego Królestwa (por. Hbr 10,1).
Jezus podczas swej ziemskiej służby wyjaśniał i prostował wiele kwestii rozumianych przez ludzi opacznie. Wyjaśniał, że zewnętrzny dobrobyt i osobiste powodzenie (w tym fizyczne zdrowie) wcale nie są znakami Bożego błogosławieństwa, a już na pewno w żadnym razie nie są jakimkolwiek potwierdzeniem posiadania „biletu do nieba”. Gdyby tak było, to Wall Street, Hollywood oraz londyńskie City byłyby dzisiaj centrami Bożego błogosławieństwa w tym świecie, a ich przedstawiciele gorącymi wyznawcami Chrystusa. A przecież jak jest, każdy wie. Owoc życia ludzi funkcjonujących w tych strukturach (por. Mt 7,16-19 w powiązaniu z J 13,35 oraz 1 Kor 13,1-8 i Ga 5,22-23) pokazuje, czyje „błogosławieństwo” na nich spoczywa. Każdy przytomny człowiek powinien w końcu zrozumieć i przyjąć, że Boże działanie jest w sposób zasadniczy skierowane ku wnętrzu człowieka, a celem tego działania jest oczyszczenie ludzkich serc z grzechu oraz poprowadzenie ludzi do takiej przemiany ich charakterów, by z dnia na dzień coraz lepiej odzwierciedlały charakter Chrystusa (por. Kol 1,27; Ga 5,24).
Zatem – od czasów ziemskiej służby Chrystusa – myśl, iż powodzenie materialne świadczy o Bożym błogosławieństwie, jest najzwyczajniejszym duchowym zwodzeniem. Niestety, są grupy chrześcijan, które serdecznie przygarnęły ten materialistyczny pogląd. Przyswoiły go sobie albo przez zaakceptowanie wzorców światowego myślenia, które również utożsamiają bogactwo, zdrowie i powodzenie (sukces) ze szczęściem, albo bezkrytycznie adaptując je ze starej teologii żydowskiej (Stary Testament), tzn. bez zrozumienia, jakie wniósł Chrystus swoim nauczaniem. W tym procederze celują głównie trzy grupy: 1) głosiciele → ewangelii sukcesu, zdrowia i dobrobytu, 2) propagatorzy fałszywego nauczania o → dziesięcinach oraz 3) wyznawcy kalwińskiej tradycji teologicznej, która w materialnym powodzeniu upatruje dowodu Bożego „wybrania”. Tezy tych kaznodziejów bazują na literalnej interpretacji określonego języka przekładu poszczególnych wersetów biblijnych, a nie na hermeneutycznej analizie kontekstowej całego przesłania Biblii. Często mieszają oni pojęcia, wrzucając do jednego worka np. znaczenia różnych słów, jak bios (życie w sensie biologicznym, czyli życie doczesne) czy Dzoe (odwieczne i nieskończone Boże Życie), albo interpretują → Boże wybranie w sposób indywidualistyczny, a nie jako przewidziany przed wiekami plan systemowy (por. Ef 1; 1 Tm 2,3-6). Tymczasem – zgodnie z nauczaniem Jezusa (prowadzonym z duchowej perspektywy) – dobrobyt materialny niezwykle często staje się źródłem duchowej klęski człowieka, niezależnie od tego, jak mocno wierzącym człowiekiem był wcześniej i jak intensywnie obstaje przy tym, że bogacąc się, doświadcza Bożego błogosławieństwa, w czym czuje się dodatkowo wyróżniony (por. Mt 19,22-24; Jk 4,4). Rozwinięcie nauczania Chrystusa z „kazania na wzgórzu”, redefiniujące pojęcie prawdziwej szczęśliwości i błogosławieństwa człowieka, znajdujemy także w Apokalipsie, w której Jezus siedem razy (por. Ap 1,3; Ap 14,13; Ap 16,15; Ap 19,9; Ap 20,6; Ap 22,7; Ap 22,14) podkreślił odmienność Bożego pojęcia makarios od światowego sposobu jego pojmowania.
W myśleniu semickim pojęcie błogosławieństwa było synonimem zbawienia. Jezus definitywnie rozprawił się z takim sposobem pojmowania Bożego działania. Jego troska o najuboższych, w tym o sieroty i kobiety opuszczone (wdowy lub kobiety porzucone bądź oddalone przez mężów), podkreśla zupełnie inny punkt Bożego widzenia. Warto umieścić to we właściwej perspektywie patrzenia na świat i zrozumieć, że osoby zarabiające 2259 zł (i więcej) miesięcznie należą do grupy 13% najbogatszych ludzi na świecie. O takich osobach mówi On jako o bogatych. Dochody 71% żyjących współcześnie na świecie nie przekraczają 1200 zł miesięcznie, a 12,5% ludzkości żyje, dysponując kwotą poniżej 226 zł miesięcznie (dane wg Pew Research Center zaktualizowane na dzień 13 sierpnia 2015 r. wg średniego kursu wymiany dolara w NBP na ten sam dzień). Czy w tej perspektywie należałoby uznać tych wszystkich ludzi za pozbawionych Bożego błogosławieństwa – za tych, od których Bóg się odwrócił? Co w takim razie znaczyłyby słowa Apostoła Pawła z 1 Kor 1,18-29 albo Ga 2,8-10?
Zdarza się, że ludzie pod wpływem tragicznych doświadczeń odstępują od Boga, zarzucając Mu jednocześnie niedotrzymywanie obietnic mówiących o błogosławieństwach, jakie w ich pojęciu miałyby spotykać ich jako Boże dzieci, niezdolność ochronienia ich przed cierpieniem, bierność wobec ich oczekiwań czy brak zainteresowania ich sprawami. Taki sposób myślenia wynika również z błędnego postrzegania kwestii Bożego błogosławieństwa. Ludzie chętnie przyjmują fałszywe nauczanie przedstawiające Boga jako dżina, który istnieje po to, by spełniać ich prośby. Nie widzą wcale, że jest to szatański koncept, który, zasiany w ich umysłach, wywraca do góry nogami relację Bóg – człowiek. Zamiast koncentrować się na swoim służeniu PANU, oczekują, że to On będzie służył im. Jednak Bóg ma zupełnie inną perspektywę. Powodzenie w ziemskiej doczesności nie jest Jego celem ostatecznym. Jego cele na Ziemi to:
1) znalezienie takiego ludu, który poznając Jego świętość i chwałę, wybierze Go ponad wszystko i podda się Mu całkowicie, przyjmując również Jego rozwiązanie problemu grzechu;
2) ukształtowanie charakteru każdego członka wspomnianego ludu na wzór charakteru Jezusa.
Oba te cele są ściśle związane z Chrystusem, gdyż tylko w Nim człowiek może wejść do Bożego Królestwa (por. J 10,7-9; J 14,6; J 17,3). W tej perspektywie zupełnie inaczej wygląda temat rzekomego niereagowania przez Boga na problemy obecne w życiu wierzących. Jego plan bowiem zakłada zaistnienie trudnych sytuacji, wliczając w to również zagrożenie śmiercią cielesną (por. Hbr 12,4; Ps 116,15), aby – czasami w takich skrajnych warunkach – potwierdzić (sprawdzić) wierność swego ludu, a także by wyszlifować charakter każdego ze swych dzieci (por. Jk 1,2-4; Hbr 12,6-7). W tym kontekście greckie słowo chara użyte przez Jakuba (w tłumaczeniach literalnych oddawane pojęciami „radość” czy „wesele”), będące słowotwórczym składnikiem takich greckich pojęć jak: charagma („znak”, „znamię”) czy charakter („obraz”, „odzwierciedlenie”), jest znakomitym przykładem znaku błogosławieństwa. Współczesny język polski zaadaptował gr. charakter do opisu cech osobowych człowieka. Dlatego przesłanie Jk 1,2-4 ukazujące rolę trudnych doświadczeń w budowaniu wiary i charakteru człowieka powinno być postrzegane jako znak błogosławieństwa, co potwierdza Apostoł Piotr w 1 P 1,6-7; 1 P 2,19; 1 P 3,14; 1 P 4,1 oraz w 1 P 4,12-19.
A skoro sam Jezus wskazał, że dla ludzi przewrotnych, wątpiących i niestałych jedynym znakiem Bożego błogosławieństwa (por. Mt 12,39; Mt 16,4; Łk 11,29-30), wyrażającego Jego miłość i troskę, będzie Jego odkupieńcza śmierć na krzyżu (poprzedzona cierpieniem) – ściśle związana również z Jego zmartwychwstaniem dowodzącym Jego Boskiej mocy oraz prawdziwości wszystkiego, czego nauczał – to również wątpiący wierzący (niezależnie od swoich emocji) powinni uznać właśnie ten znak za fundamentalną, ostateczną i wieczną Dobrą Wiadomość o nigdy nieprzemijającym Bożym błogosławieństwie, jakie w Chrystusie zostało skierowane do każdego człowieka (por. Hbr 13,8). W CHRYSTUSIE bowiem złożone zostały: CAŁE I KOMPLETNE BOŻE BŁOGOSŁAWIEŃSTWO, cała Boża miłość i cały plan zbawienia ludzkości (por. Ef 1). Poza Nim nie ma żadnego błogosławieństwa, nie ma dostępu do Bożej miłości ani udziału w zbawieniu. W związku z tym błogosławieństwem oczekiwaną przez Boga odpowiedzią ze strony człowieka jest złożenie zaufania w Chrystusie, a ze strony człowieka już wierzącego TRWANIE W ZAUFANIU do Chrystusa, nawet jeśli czasowo nie widzi innego błogosławieństwa. To Boże błogosławieństwo – zgodnie z nauczaniem Jezusa i Jego Apostołów – w doczesności przejawia się w uwalnianiu ludzi od mocy i wpływu grzechu (uświęcenie), a także w obfitowaniu owocem Ducha, którym bez wątpienia jest ofiarna miłość Chrystusowa (por. J 13,35) opisana w 1 Kor 13,4-8 oraz w Ga 5,22-24. Materialna zamożność, doświadczana przez niektórych wierzących, jest raczej związana z zadaniami, jakie Bóg stawia przed takimi osobami w ich wspólnocie wiary – por. 2 Kor 8,14-15, a także dalej w 1 Tm 6,17-19.
Również Jakub w swoim liście (por. Jk 1,10) wyraźnie ukazuje, że w czasie (eonie) łaski (dla Izraela jest to czas Nowego Przymierza) nie należy postrzegać powodzenia materialnego jako Bożego błogosławieństwa, którego charakter, co do zasady, jest duchowy. Wystarczy spojrzeć na najbardziej błogosławionego człowieka w historii, Jezusa Chrystusa, by zrozumieć, że na Ziemi nie miał żadnych zasobów materialnych – wręcz sam siebie ze wszystkiego ogołocił (por. Flp 2,6-7). Jezusa cechowało na Ziemi pełne chodzenie „według Ducha”. Zatem ludzką skłonność do identyfikowania powodzenia materialnego z Bożym błogosławieństwem trzeba widzieć jako spuściznę starej, grzesznej ludzkiej natury (gr. sarks). Towarzyszy ona ludzkości od upadku pierwszych ludzi. I chociaż Bóg w czasach Starego Przymierza stosował wobec Izraela „materialne” zachęty (obok ostrzeżeń, jak w Ha 2,4-5), to metoda pedagogiczna pokazała wyraźnie, że materialne „błogosławieństwa” wcale nie wpływają na poprawę kondycji ludzkich serc ani na ich kierowanie do wzrastania w wierności i zaufaniu do Najwyższego. Z tego to powodu w Eonie Łaski (czasach Nowego Przymierza) Bóg całkowicie zmienił metody postępowania, jednak ludzie są uparci i zasobność materialną oraz powodzenie finansowe nadal postrzegają jako kluczowe wyznaczniki Bożego błogosławieństwa, chociaż przeczy to przesłaniu, które Jezus przyniósł na Ziemię (por. Mt 5–7). W tym kontekście brak duchowego owocu wiary jest wyraźnym sygnałem życia niezgodnego z wolą Bożą, a więc również dowodem braku Bożego błogosławieństwa (por. Mt 7,16-20; Ga 5,22-24).
Koncentracja na materialistycznym postrzeganiu Bożego błogosławieństwa często prowadzi do wzrostu konsumpcjonizmu, czego ślad znajdujemy w Ap 2,6. Jezus wypowiada się tam o nikolaitach, mało znanej dziś sekcie gnostyckiej, która nurzała się w hedonistycznym rozpasaniu życiowym. Sektę tę podobno utworzył Nikolaus (Mikołaj), którym (wg Hipolita) był prozelita z Antiochii, znany z Dz 6,5 jako jeden z siedmiu diakonów posługujących we wspólnocie wierzących w Jerozolimie. Chociaż człowiek ten początkowo cieszył się dobrą opinią i był postrzegany jako pełen duchowej mądrości (por. Dz 6,3), to jednak zbłądził i popadł w przekonanie, że celem ofiary Chrystusa i Bożego w Nim błogosławieństwa było otworzenie ludziom drogi do życia pełnego przyjemności i komfortu już w doczesności. Ireneusz w Przeciw herezjom podaje, że nikolaici prowadzili „życie pełne pobłażania samym sobie”. Z kolei Klemens Aleksandryjski określał ich jako tych, którzy „oddają się hedonistycznym przyjemnościom niczym zwykli lubieżnicy”. Taki sposób myślenia, pomimo początkowego zaufania Jezusowi i wielkiego Mu oddania, doprowadził Mikołaja i jego następców do zdryfowania na manowce wiary i w konsekwencji do odłączenia się od Chrystusa. Nikolaici pojawili się także w Pergamonie (por. Ap 2,15). Ich postawę można lapidarnie określić: „Teraz szczęście, a świętość w Niebiosach”, podczas gdy nauczanie Jezusa i Jego Apostołów mówi: „Teraz świętość, a szczęście w Niebiosach”.
W analizie tematu błogosławieństwa na uwagę zasługuje również werset Hbr 7,7, który wyraźnie mówi, że: „Bez żadnej zaś wątpliwości ten, który udziela błogosławieństwa, jest wyższy rangą od tego, który je otrzymuje”. Z uwagi na to w całym przekładzie NPD nie ma frazy mówiącej o „błogosławieniu Boga” przez ludzi. Z uwagi na Hbr 7,7 takie przekłady należy uważać za wadliwe. Niestety, tego rodzaju sformułowania są mocno rozpowszechnione w popularnych tłumaczeniach tekstów, takich jak: Rdz 24,27; 1 Sm 25,23; Ps 31,22; Ps 34,2; Dn 3,52-90; 2 Kor 1,3; Ef 1,3, 1 Tm 6,15, 1 P 1,3, i w wielu, wielu innych. Stąd przenikają do języka kościelnego oraz pieśni uwielbieniowych. Błędy przekładowe biorą się nie tylko z braku analizy hermeneutycznej, ale również z uproszczonego korzystania ze słowników przez tłumaczy. Dla przykładu czasownik hebr. barak w pierwszym znaczeniu podawanym w słownikach brzmi „błogosławić”, a dopiero w drugim „wielbić”, także „wielbić na kolanach”. Pierwsze znaczenie odnosi się oczywiście do działania Boga wobec ludzi albo do działań osób postawionych wyżej wobec tych, którzy w społeczności stali niżej (np. Melchizedek błogosławiący Abrahama). Drugie znaczenie „wielbić” powinno być stosowane w sytuacji przeciwnej – gdy mowa jest o działaniu człowieka w kierunku Boga. Stworzenie nie może bowiem błogosławić Stwórcy, ale może Go wielbić – w szczególności wielbić na kolanach.