Biblia wyraźnie naucza, że każdy człowiek – od czasów pierwszych ludzi, których grzech został opisany w Rdz 3 – rodzi się nie tylko w fizycznym ciele na wzór ich ciał (gr. soma), lecz także z naturą przemożnie skłonną do grzechu (gr. sarks), którą po nich dziedziczy. Interpretatorzy Pisma św. na przestrzeni wieków stworzyli termin teologiczny znany jako „grzech pierworodny”, chociaż takiego pojęcia nigdzie w Biblii nie ma, a tzw. ojcowie apostolscy nigdy nie wspominali o czymś takim w swoich pismach. Po raz pierwszy terminu „grzech pierworodny” użył w IV w. Augustyn z Hippony, którego rozważania na ten temat położyły podwaliny pod późniejszą doktrynę „grzechu pierworodnego”. Jego koncepcje zostały rozwinięte przez teologię średniowieczną i pogłębione przez scholastykę praktykowaną po soborze trydenckim. Słowo Boże naucza czegoś innego. Mówi ono, że każdy człowiek zostanie ukarany tylko za swoje własne grzechy, a nie za grzechy innych (por. Pwt 24,16). Zgodnie z tą prawdą dzieci nie ponoszą duchowej odpowiedzialności za grzechy swoich rodziców (ani tym bardziej za grzechy prarodziców), chociaż w doczesnym świecie mogą doświadczać, i często doświadczają, konsekwencji ich grzechów, które bywają czasami straszliwe (np. dzieci matek zażywających w ciąży narkotyki rodzą się z głodem narkotycznym i przez to niezmiernie cierpią). Skoro dzieci nie ponoszą duchowej odpowiedzialności za grzechy swych przodków, to teologiczna koncepcja splamienia „grzechem pierworodnym” nie oddaje istoty problemu, jakim jest zależność człowieka od jego wrodzonej, grzesznej natury (gr. sarks). Doktryna „grzechu pierworodnego” obciąża rodzące się niemowlęta grzechem (przestępstwem wobec Boga), którego one nie popełniły, i prowadzi do takiej interpretacji rytuału chrzcielnego, która sugeruje, iż ten religijny obrządek (zwany także sakramentem) oczyszcza człowieka z grzechu. Oczywiście – każdy niemowlak, jako człowiek mający wrodzoną skłonność do grzechu, sam szybko zaczyna grzeszyć swoim uporem, egoizmem, skłonnością do manipulowania rodzicami i otoczeniem etc., a wtedy już osobiście staje w pozycji „nieświętości”, w rzeczywistości sprzeciwu wobec natury i charakteru Boga, a także w buncie wobec Niego. Chrzest niczego tu nie zmienia. Każdy rodzic może z łatwością potwierdzić życiową obserwację, że dzieci nie muszą być uczone złego zachowania ani buntu, ani mówienia „nie!”. Wszystkie te cechy i umiejętności są w dzieciach wrodzone (por. Rz 7,18), są częścią ich natury. Rodzice muszą natomiast uczyć je grzeczności, właściwego postępowania, mądrości, świadczenia innym dobra, współodczuwania (empatii), posłuszeństwa etc.
Rozwinięcie doktryny „grzechu pierworodnego” w czasach średniowiecza położyło szczególny nacisk na rytuał chrztu dziecka w celu „oczyszczenia” go z grzechu i zabezpieczenia na wypadek ewentualnej nagłej śmierci (śmiertelność wśród niemowląt była wówczas bardzo wysoka). To sprawiło, iż obrządek chrzcielny stał się, w rozumieniu przeciętnego człowieka, wręcz magicznym „egzorcyzmem” i takim dla wielu pozostaje do dzisiaj, pomimo że od czasów średniowiecza chrzest wodny w wymiarze teologicznym został wyraźnie i mocno przedefiniowany. Nawet szesnastowieczni reformatorzy protestanccy, którzy odrzucali koncepcję sakramentalnego ex opere operato (wyrażającą się w przekonaniu, że sakramenty działają niezależnie od godności oraz wiary zarówno udzielającego, jak i przyjmującego, o ile przyjmujący dany sakrament nie stawia żadnej przeszkody), nie poradzili sobie teologicznie z tym problemem. Jednak nie dziwi to wcale, jeśli weźmie się pod uwagę, jaką funkcję, w czasach walk międzykościelnych, nadano obrządkowi chrzcielnemu. Chrzest bowiem nie tylko ustalał przynależność kościelną, lecz także był deklaracją poddaństwa politycznego i podatkowego (sic!).
Niełatwy, chociaż najlepszy, wykład na temat grzesznej natury człowieka i jej wpływu na życie każdej osoby dał Apostoł Paweł w szóstym i siódmym rozdziale Listu do Rzymian. Warto ten tekst przeanalizować według przekładu NPD, który rozróżnia semantycznie użyte przez Apostoła słowa sarks i soma, czego inne polskie przekłady niestety nie czynią.
Grzeszność człowieka wynika z: (a) jego cielesnej natury, która ma niepowstrzymaną skłonność do grzechu, (b) modelu myślenia otaczającego świata, który promuje grzech, oraz (c) działania sił ciemności, które starają się poddać człowieka grzechowi, zmusić go do życia według starej natury (gr. sarks). Zatem zbawienie człowieka jest procesem uwalniania go od wpływu tych trzech czynników.